Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Arwena_Eowina_Black.

  Czas się pożegnać... lub powiedziecieć do zobaczenia! ;-)
Dodała Lili Evans Środa, 27 Maja, 2009, 17:55

Katie bardzo, bardzo Ci dziękuję za te komplementy i obronę pod ostatnią notą oraz za to, że od dawna mogę przeczytać Twój komentarz pod moimi wpisami, zapewniam, że ostatni tekst napisałam, bo nie chciałam Ciebie, ani innych przemiłych ludzi, przeznaczających czas na czytanie moich not, rozczarować. Pamiętnik Lily prowadzę od początku, przeżyłam z nim dużo miłych chwil, w końcu te trzy lat, sprawiły, że przywiązałam się do strony i do... Lily. Mój styl pisania bardzo ewoluował, właśnie dzięki Waszym komentarzom. Żałuję tylko, że noty dodawałam tak rzadko...
Lily Evans - jakby to nieprawdopodobnie nie zabrzmiało, jest częścią mnie. Pisząc o niej pisałam nieraz o sobie, część jej przygód, powiedzonek, uczuć i relacji względem co poniektórych (taaak, mam gorszą, mniej przystojną i bardziej denerwującą wersję Jamesa :P), to też część mojego życia. Czytając ten pamiętnik, poznaliście mnie, bo dorastałam wraz Z Lilką i w pewnym momencie zrozumiałam, że ją uczyniłam sobą, a może to ona mnie zmieniła... W każdym bądź razie, jak sobie ją kiedyś wyobraziłam to widziałam rudowłosą dziewczynę stojącą obok mnie, teraz widzę ją w sobie... Tak macie rację, to brzmi, jak zwykłe pożegnalne banały, nie musicie w to wierzyć ;).
Teraz pisanie tych śmiesznych i pogodnych notek stało się dla mnie problemem. Mam Wena na teksty refleksyjne, choć zdarza mi się też napisać, jakąś krótką, ironiczną opowiastkę... jednak już nie o świecie, w którym żyła Lilka. Ona też dorosła, jej świat się zmienił, również we mnie. Nie chcę pisać na siłę, a nie chcę też, aby nota pojawiała się w tym pamie raz na dwa miesiące, dlatego kochani, odchodzę. Jeśli ktoś chcę nadal mi towarzyszyć w mojej podróży po świecie literackim, zapraszam na swojego, niedawno założonego bloga : http://przystanek-ciszy.blog.onet.pl/ Miło bybyło, zobaczyć tam, kogoś z Was ;).
Pozdrawiam cieplutko kochani!
Wasza (mimo wszystko uśmiechnięta i naprawdę wdzięczna) Arwena Eowina Black i jej wewnętrzna Lily Evans

P.S. - Tym, że z pamiętnika Belli też rezygnuje, raczej nikt się nie przejmie, bo mam tam małą liczbę czytelników, ale gdzieś muszę to oficjalnie ogłosić.
P.S.2 - Moja inteligenta osoba zapomniała wspomnieć, że od przyszłego autora nie wymagam kontynuacji, ale próbne notki zostaną bardzo surowo oceniane.

[ 1747 komentarze ]


 
Zmiany
Dodała Lili Evans Wtorek, 14 Kwietnia, 2009, 22:44

Bardzo, bardzo, serdecznie przepraszam Was - kochani czytelnicy - ale w moim życiu nastąpiły nieprzyjemne komplikacje. Tak po prawdzie miałam zrezygnować, o czym nawet poinformowałam ZKP, ale ważne jest to, że się pozbierałam i Lilka do mnie wróciła, wraz z Wenem Wink.
Jak łatwo zauważyć, wprowadziłam zmiany, które mam nadzieję się Wam spodobają, dzięki nim mam więcej pomysłów, a co za tym idzie, noty będą częściej.
Kolejny wpis już częściowo gotowy, powinien się pojawić w przyszłym tygodniu. Jeszcze raz przepraszam - kajam się!
Pozdrawiam
Arwena



Duży gabinet, z czterema kolumnami w stylu jońskim po bokach. Biblioteczki z idealnie poukładanymi książkami ustawione są pod ścianami. I szerokie biurko po środku pomieszczenia. Tuż za nim wysokie krzesło przypominające tron. Wystrój utrzymany w stonowanych kolorach, tylko wielka misa ustawiona na blacie biurka, przyciąga wzrok. Jest intensywnie zielona, z delikatnymi miedzianymi runami wyrysowanymi po bokach. W środku unosi się płyn… a może mgła? W jej odmętach widać – bardzo wyraźnie – dwie twarze. Pierwsza należy do mężczyzny o orzechowych oczach, schowanymi za szkłami okularów. Uśmiecha się z czułością, a jego zdecydowane rysy wyrażają niebywałą pewność siebie. Prosty nos jest lekko uniesiony, a w spojrzeniu czai się rozbawienie, jakby ktoś właśnie zareagował bardzo nerwowo na niewinny żart. Druga twarz należy do chłopca – jest idealną kopią twarzy mężczyzny, oprócz oczu – te są niesamowicie zielone. Roczne dziecko śmieje się szczerze, a jego niewinna twarzyczka, jest pełna ufności i poczucia bezpieczeństwa. Widok ten wydaje się idealny, niczym nie zmącony…

W scenę, którą ukazuje to naczynie, wpatruje się mężczyzna z długą, siwą brodą. Z jego niebieskich oczu ciekną łzy. Machinalnie głaska runy wyryte w misie. Zdejmuje okulary połówki z twarzy pooranej zmarszczkami.
- O matko, James! Mam nadzieję, że Harry będzie miał bardziej subtelne poczucie humoru od Ciebie! – z naczynia wydobywa się na wpół rozbawiony, na wpół zdenerwowany, kobiecy głos.
- Lilka, o to nie musisz się martwić… - mówi mężczyzna głaszcząc syna po włosach, lecz kobieta przerywa mu w pół zdania.
- Masz rację, w końcu jego matka jest rozsądną, wyważoną kobietą o delikatnej duszy elfa – w kadrze pojawia się przedstawicielka płci pięknej. O ciepłym, matczynym spojrzeniu, jednak na tą chwilę przepełnionym ironią.
- Rozsądną? Wyszłaś za mnie, a już tylko przez to zostałaś wpisana w krajowy rejestr nienormalnych. Poza tym nie wspomnę, kto zawsze najgłośniej śmieje się ze świńskich żartów Łapy. Ech…Ruda – mężczyzna chwyta pasemko włosów kobiety i okręca je sobie wokół palca.
- Ze mną zrobiłeś tak samo – mówi trochę z wyrzutem w głosie Ruda, obserwując swoje włosy okręcone na palcu męża.
Starzec w gabinecie nerwowym ruchem uderza w tafle płynu. Obraz znika. Z jego ust wydobywa się długi, chrapliwy jęk. Przyciska ręce do głowy. Scena, którą zobaczył sprawiła mu realny ból, a świadomości, że czeka go jeszcze wiele godzin tej męki, nie pozwoliła mu dojść do siebie. Wiedział, że ktoś będzie musiał wejść z buciorami do prywatnego życia Potterów, a nie chciał w to wplątywać innych. Najdrobniejszy szczegół z ich życia mógł jakoś pomóc, w ustaleniu miejsca przebywania Voldemorta. Może Syriusz Black się wsypał w jakiejś rozmowie? Może któryś ze śmierciożerców pojawi się na drugim planie? Wyprostował się i znów spojrzał w twarze, bliskich sobie, martwych osób, które patrzyły na niego z myślodsiewni Lily Evans… a właściwie Potter.

Wspomnienie I

Głośny płacz dziecka przerwał nocną ciszę… po raz kolejny. Lampa nocna w pokoju rodziców zapaliła się w tym samym momencie, jak zaczarowana. To skojarzenie nasunęło się pewnie dlatego, że lampka rzeczywiście była zaczarowana. Rudowłosa kobieta i ciemnowłosy mężczyzna jednocześnie podnieśli głowy i wycharczeli:
- Teraz ty wstajesz – po czym ich głowy znowu ciężko uderzyły o poduszki. Dziecko zapłakało głośniej, a rodzice natychmiast, machinalnie, jak w transie wstali z łóżka i razem wyszeptali:
- Dobra, ja pójdę.
Dotarli do pokoju swojego syna w półśnie. Matka przytuliła go do piersi i zaczęła rytmicznie kołysać. Ojciec zanucił jakąś rockową balladę, obejmując od tyłu swoją żonę. Harry zasnął, rozkosznie wtulając swoją twarzyczkę w pierś matki. Jego rodzice jednak nie byli w stanie uchwycić piękna tej chwili – cały dzień spędzili na planowaniu ataku na śmierciożercę (ataku, którego dokonać miał Moody – ku rozczarowaniu Jamesa, a uldze Lily) oraz wysłuchiwaniu uwag Dyrektora odnośnie ich kryjówki. A kolejną noc, spędzali przy łóżku syna, który nie mógł przystosować się do nowego miejsca. Lily odłożyła Harry`ego do łóżeczka i ciągnąć półprzytomnego męża za sobą, ruszyła do ich pokoju. W łóżku, wtuliła się do ramienia Jamesa, na co on machinalnie zaczął nucić balladę rockową, przeznaczoną na kołysankę syna. Ruda prychnęła cichym śmiechem i zasnęła.

- Wiesz, że działamy już, jak roboty?
- Yhy.
- Ja już nawet nie myślę, w czasie karmienia Harry`ego. Robię to machinalnie.
- Yhy.
- James, słuchasz mnie?
- Yhmm.
- To o czym przed chwilą mówiłam?
- ...
- James?!
Lily wywróciła oczami. Była przyzwyczajona do porannego braku uwagi męża. Wyszła z łóżka i ruszyła do łazienki. Miała na sobie skromną, jedwabną koszulkę koloru zielonego. W drodze powrotnej zajrzała do pokoju synka. Podeszła do łóżeczka i czułym gestem otuliła go dziecięcym kocykiem.
- Kobieto! Uspokój swoje matczyne instynkty, bo się chłopak udusi. Przecież jest ciepło - to powiedziawszy wysoki mężczyzna przeszedł przez pokój,lekko utykając, ignorując gwałtowną reakcję kobiety i odkrył chłopca. Jego twarz była pokryta dużą ilością, małych zadrapań. Ubrania miał poszarpane, a z rozcięcia na nodze ciekła krew.
- Syriusz... - Lily opanował zaskoczenie i patrzyła niedowierzająco na mężczyznę - Syriusz?
- No mam nadzieję, że Moody`ego jeszcze nie przypominam - uśmiechnął się trochę krzywo zza opuchniętej wargi. Lily podeszła do niego ostrożnie i bardzo delikatnie go przytuliła.
-Dobrze, że wreszcie jesteś... egoisto! Jak mogłeś nie dać żadnego znaku życia! - rozczulenie szybko zamieniło się w złość. Mężczyzna odwzajemnił uścisk.
- I Ty człowieku śmiesz się nazywać moim przyjacielem? - w progu pojawił się James, miał na sobie bokserki i niedbale narzucony szlafrok. - Najpierw przez miesiąc nie dajesz znaku życia, a później miziasz się z moją żoną?
- Tak, stary – teraz już wiemy, dlaczego Twoją postacią animagiczną jest Rogacz - Lily parsknęła śmiechem i głucha na dalsze dyskusje mężczyzn, zaprowadziła przyjaciele do kuchni, gdzie zabrała się za opatrywanie mu ran.

- Gdzie? Co? Jak? Dla Kogo? Kto? Czemu tak długo? - wypowiedział się, jak zwykle jasno James.
- Wszędzie. Tropiłem. Normalnie. Dla dyrektora. Jakaś psychopatka. Bo coś poszło nie tak - lakoniczna odpowiedź Syriusza zadowoliła tylko Jamesa.
- Po co? Jakie czary? Kiedy Ci to zlecił? Która psychopatka? Co poszło...
- Może poćwiczymy budowanie pełnych zdań? - prychnęła rozdrażniona Lily - Syriusz od początku, a jak usłyszę, że na początku był wybuch, to dostaniesz Avadą.
- A co ja poradzę na to, że na początku naprawdę był wybuch? Dobra już opowiadam, nie bij. Dumbledore powiedział, że na plany Czarnego Pana może nas naprowadzić niejaka Bellatrix Lestrange, z domu Black. Zgłosiłem się do tego zadania, bo jak zapewne wiecie, uwielbiam rodzinne spotkania. - w ostrym prychnięciu, które wydobyło się z jego ust było coś zwierzęcego - Miałem ją śledzić, niby wszystko jasne, ale jak się okazało najpierw musiałem ją wytropić. Nawet sobie nie zdajecie sprawy, jaka ta mała żmija jest sprytna! Myślałem, że zmierza do jakiejś ich kryjówki i podążałem za nią. Pod postacią psa, to nie było jakoś strasznie uciążliwe, mimo że zawędrowałam, aż do Rumuni.
- Syriusz, nie chce być małostkowa, ale z tej wyprawy, oprócz wrażeń zostały Ci też pchły. Znowu - powiedziała zniesmaczona Lily, gdy odgarnęła mu włosy z czoła, aby opatrzyć zadrapanie.
- Ruda - jesteś małostkowa. Przez cały czas myślałem, że nie wie o mojej obecności, ale jak się później okazało... Po prostu wyprowadziła mnie na spacerek - kolejne psie prychnięcie, z jego ludzkich ust. - Moja misją było śledzenie mojej kochanej kuzyneczki, a jej, jak najdłuższe zwodzenie mnie za nos. W ten sposób straciłem miesiąc czasu, który mógł bym spożytkować bardziej efektywnie.
- No dobra, ale skąd te rany? - spytał James doskonale rozumiejąc rozgoryczenie kolegi.
- Mówiłem, że wiedziała, że ją tropiłem. Zwabiła mnie do jaskini i tam zaskoczyła. Zapewniam, że ona wygląda gorzej ode mnie. - jego twarz rozjaśnił mściwy uśmiech.
- I z czego się cieszysz? Chłopie, dałeś się pobić kobiecie. – zaczął rozbawiony James. Mina Lily gwałtownie stężała.
- Świetnie! Wyszłam za szowinistę. Już sobie przypomniałam dlaczego przez tyle lat synonimem Pottera, był dla mnie idiota. – powiedziała rozjuszona.
- Kochanie przypominam, że teraz Ty też jesteś Potter.
- Tylko z nazwiska. – prychnęła w stronę zdezorientowanego męża. Nagle z góry dało się słyszeć głośny płacz dziecka. – Idź zobacz, dlaczego płacze - rzuciła chłodnym, rozkazującym tonem.
James wyszedł z kuchni, mrucząc coś do siebie.
- Tak James widać, kto u was nosi spodnie. – zaśmiał się w stronę drzwi Syriusz.

Wspomnienia nie będą pojawiać się chronologicznie, więc jeśli ktoś tęskni za czasami szkolnymi, one także czasem powrócą. Mam nadzieję, że tą notę da się przełknąć...? A.

[ 399 komentarze ]


 
Atak "hot" trzynastek - czyli, jak doprowadzić do pierwszej wspólnej nocy
Dodała Lili Evans Czwartek, 08 Stycznia;, 1998, 19:50

- Słyszałaś, że Potter ma dziewczynę?
- To, ta ruda Evans się w końcu zgodziła? Pff…a tak się zarzekała, że…
- Nie, nie ją! Podobno chodzi z Emily Pattison. Wiesz, ta niska blondynka, krukonka.
- Wiem, wiem. Wcale nie jest taka ładna… Potter, może i jest przystojny, ale gustu to za grosz, nigdy nie miał.
Usłyszałam trzask drzwi i sama wyszłam z kabiny, w łazience. Janet już czekała, a jej współczujące spojrzenie, wywołało we mnie dziwną złość.
- Czy, aż tak źle wyglądam, że musisz mi się przyglądać z politowaniem? – zapytałam szorstko.
- Nie… Lilka, czy Ty… czy Ciebie interesuje… Co poczułaś, jak usłyszałaś, że James ma dziewczynę? – spytała poważnym tonem, jakby od tego zależało czyjeś życie. Na jej twarzy rysowało się skupienie i determinacja.
- Ulgę – odpowiedziałam, myjąc ręce. W rzeczywistości sama nie wiem, co wtedy czułam. Trochę tak, jakby uleciało ze mnie całe powietrze.... Ale to chyba normalne, gdy ktoś Ci się zarzeka, że mu się bardzo podobasz, ugania się za Tobą przez sześć lat, a tu nagle, znajduje sobie kogoś innego. Wtedy pomyślałam, że w życiu nic nie jest pewne…
- Jesteś pewna? Jeśli to jednak… nie była ulga, to może idź z nim porozmawiać, ja jestem pewna, że on cały czas…
- Janet! Czy kiedykolwiek, jakieś moje słowo, czyn, lub gest wskazało na to, że lubię tego kretyna? Nie sądzę. Więc, chodźmy stąd i zajmijmy się lepiej pracą na eliksiry.
Wyszłam nie czekając na nią, zdążyłam tylko usłyszeć jakiś pomruk sprzeciwu.

***

Szłam korytarzem, prowadzącym do lochów, gdy z przejścia naprzeciwko wyłonił się Potter trzymający, za rękę, uśmiechniętą, pękającą z dumy, rozemocjonowaną, niebieskooką, jasnowłosą, wcale nie taka ładną, pannę wiem - że - wszystko - wiem. Dwa lata młodszą ode mnie, zarozumiałą dzi…ewczynę. Pocałowała, go w policzek i przebiegła obok mnie, z rumieńcami na policzkach. Potter zaczekał w przejściu na mnie i ruszył ze mną, a raczej za mną na eliksiry.
- Cześć, Lily.
- Cześć, Potter.
- Co tam u Ciebie?
- Nic ciekawego.
- Widzę, że chyba masz dziś nieciekawy humor.
- Wydaję Ci się.
- Hmm… Chyba jednak nie. Może wpłynąłem na niego?
- Ty? Potter, nie rozśmieszaj mnie. Niby w jaki sposób?
- No wiesz, teraz, jak już jestem zajęty… Nie masz kim poniewierać. – choć, jego słowa były utrzymane w tonie żartu, wychwyciłam w tym nutkę goryczy, a może żalu?
- Potter, Ty i Twoje dziewczyny, to ostatnia rzecz, która mnie interesuje. Chociaż nie, skoro masz dziewczynę, to lepiej się ode mnie odsuń, bo będzie jeszcze zazdrosna – teraz, wreszcie będę mieć spokój? Chyba, że dziewczyna, to tylko kolejny sposób, na… - ugryzłam się w język i przyspieszyłam tempa.
- Na, co? No śmiało, Lilka dokończ. Zawsze tak chętni wyrażasz swoje zdanie. – uderzył mnie ton jego głosu. To nie był już Potter, którego nie lubiłam. Zabawowy chłopczyk, który jest zapatrzony w czubek swojego nosa. To był James – chłopak z charakterem, spojrzeniem pewnym i dalekim od „maślanego”. (Ciekawe, co by się stało, gdyby Potter i James, z mojej wyobraźni połączyli się w Jamesa Pottera...) Wtedy, jednak byłam rozdrażniona, tak samo jak on.
- Na… sama nie wiem, jak to nazwać. Poderwanie mnie? – nie wiem czemu, ale czas do uzyskania jego odpowiedzi wydawał mi się… jakimś, ważnym oczekiwaniem. Na jego twarzy, można było wyczytać, jakąś walkę, którą odbywał sam, ze sobą…
- Masz o sobie, bardzo wygórowane mniemanie. – stanęłam, jak wryta. James, również się zatrzymał, był zdziwiony – oczekiwał riposty, a spotkał zaskoczenie.
- Mniemanie? Mniemanie?! James, Ty… powiedziałeś słowo, o którego znajomość, w ogóle Cię nie podejrzewałam! Gdzie jest Twój intelekt, jak go nie ma, czyli w przeważającej części twojego życia? – sama nie wiem, czy była to próba zmiany tematu, czy autentyczne zaskoczenie.
- Myśli, jak zrobić na Tobie wrażenie… - to stwierdzenie upewniło mnie, że wrócił półmózg.
- Echem… Przypominam o Emily. – powiedziałam z uśmiechem.
- Co z nią?
- No, takie teksty powinieneś zostawić, dla swojej dziewczyny.
-Ach, Emily! Moje… kochanie. – próbował zatuszować tą wpadkę. – Lily, nie uważasz, że jak się kłócimy, to… przyjemniej nam się rozmawia?

***

Jestem obiektem nienawiści, co najmniej połowy dziewczyn ze szkoły…
Weszłam do Wielkiej Sali, a tam normalnie pielgrzymka ludu wybranego, przez Morze Czerwone. Ślizgonki i Puchonki otoczyło stół Krukonów, a w ich centrum siedziała zapłakana i wyraźnie zadowolona z tego zamieszania wokół niej, Emily. Dziewczyny się przekrzykiwały, aby pocieszyć strapioną z jakiegoś mi nie znanego powodu, pannę zarozumiałą. Gdy w wejściu dostrzegły mnie, zaczęła się jeszcze większa wrzawa.
„Rude, są naprawdę fałszywe!”, „Wredna idiotka”, „Sama nie chce, ale innym nie da z nim być” i wiele podobnych tekstów, zostało wypowiedziane przez piskliwe głosiki czwarto i piątoklasistek, w jednej chwili. Co ciekawe, reszta szkoły była na tą wrzawę zupełnie obojętna. Tyle zdążyłam zaobserwować, chwilę później, poczułam jak ktoś mnie podnosi i wraz ze mną opuszcza Wielka Salę. Usłyszałam jeszcze zrozpaczony głos „Patrzcie Blacka, też podrywa!”. Gdy Syriusz, zsunął mnie ze swojego barku i bezpiecznie umieścił na podłodze, cały czas tak samo zaskoczona, zapytałam:
- Możesz mi wyjaśnić…?
- Jasne. Rogaś zerwał z Emily i na odchodnym powiedział jej, „…za bardzo Ciebie lubię, żeby Cię okłamywać – Lily w końcu się ze mną umówi”. Subtelnie dał jej do zrozumienia, że woli Ciebie i, że z nią „był”, tylko po to, żebyś Ty była zazdrosna. – naturalnie tonu głosu Syriusza, ani na chwilę, nie opuszczała ironia. – Dziś wszystkie dziewczyny, z fanklubu Jamesa, wymyśliły sobie, że jesteś zła i wredna i, że wykorzystujesz Rogasia. Acha, a gdy dziś ratowałem Ci życie, wynosząc Cię z Sali, tak notabene to w ostanie chwili, bo już pewnie chciały rzucać w ciebie kosmetykami, albo stanikami, to pewnie pomyślały, że mnie tez podrywasz.
-Acha… No muszę przyznać, że po raz pierwszy mam wątpliwości, po kolejnej głupocie, wykonanej przez Jamesa – śmiać się, czy płakać? – odpowiedziałam osłupiała.
- Śmiej się, dopóki możesz, coś czuję, że jak się obudzisz z fioletowymi włosami, to będziesz chciała bardziej płakać…
- Czy mi się wydaję, czy Ciebie, ta sytuacja bawi? – spytałam się ze śmiechem.
Była, to ostania sytuacja tego dnia, w której chciało mi się śmiać.
W ciągu trzech godzin:
- zostałam oblana atramentem;
- moja torba została potraktowana zaklęciem rozrywającym;
- moje włosy o cal minął czar zmieniający kolor…
Myślałam, że chociaż w dormitorium będę mieć spokój, lecz i tu znajdowała się czteroosobowa grupka dziewczyn, z fanklubu Jamesa i Syriusza. Przestraszyłam się dopiero wtedy, gdy usłyszałam, jak układały plan, zakradnięcia się do mojego pokoju.
- James, możesz powiedzieć swoim fanką, żeby mnie zostawiły w spokoju?
- Nie posłuchają się… - odpowiedział obojętnie, w ogóle nie burząc się, za nazwanie tamtych dziewczyn jego fankami – A co, bardzo się naprzykrzają?
-No ba, właśnie planują, jak się zakraść do mnie do pokoju…
- Idę zapytać, może podzielą się tą wiedzą. – na jego twarzy wykwitł znajomy, denerwujący uśmiech.
-Grrr… Syriusz! Może Ty byś pomógł, co?
- Śpij u nas. – powiedział nie odrywając wzroku od czasopisma sportowego.
- CO?
- Oj spokojnie, James ustąpi Ci swoje łóżko. Za tydzień, dziewczyny o wszystkim zapomną, a my będziemy grzeczni.
- Ale… regulamin… opiekun, punkty…?
Syriusz wymienił spojrzenie z Jamesem i na tym zakończyli dyskusję.
O 22, znalazłam się w ich pokoju. Co pierwsze rzuciło mi się w oczy, to porządek - w porównaniu, z naszym pokojem, ich był zupełnie czyściutki.
- Witam Lilka. Denerwujesz się?
- Czym?
- No wiesz, w końcu to nasza pierwsza wspólna noc.
Dołączyłam się do ich głupkowatego śmiechu.
CDN.

[ 1627 komentarze ]


 
Impreza u Slughorna
Dodała Lili Evans Środa, 05 Listopada, 1997, 14:16

Jak zwykle ślimak nieźle się postarał, aby zrobić na nas wrażenie. Zaproszenie na jego imprezę dostałam, gdy siedziałam razem z gryfonami w pokoju wspólnym. Po prostu usłyszałam głośny huk, otworzyło się okno i do pomieszczenie wleciał mały elf, przy akompaniamencie głośnej muzyki i fajerwerków.
- Profesor Horacy Slughorn, serdecznie zaprasza pannę Lily Evans, wraz z osobą towarzyszącą, na przyjęcie z okazji dnia duchów, organizowane w jego gabinecie, w piątek. Zaczynamy o 19.30.
Elf nie zważając na nasze zaskoczone miny, ukłonił się i wyleciał. Przez najbliższą godzinę musiałam wysłuchiwać uwag o ulubieńcach profesorów oraz próśb typy „Lily, błagam weź mnie ze sobą. Nigdy nie byłem na jego imprezie, a podobno są świetne”. No, nie przeczę, że ślimak daje radę i za każdym razem, można spotkać u niego jakąś szychę i całkiem nieźle się zabawić, ale ja naprawdę nie wiem kogo ze sobą zabrać. Znaczy, to na pewno nie będzie Potter, hmm... może Remus?


**
- No chyba żartujesz. Czemu on, a nie ja? - chyba nawet nie muszę pisać, czyje to słowa.
- Hmm... Bo to mój przyjaciel, bo mnie nie denerwuje, bo z nim można podyskutować na poziomie, a na tych przyjęciach właśnie o to chodzi.
- Ta i sugerujesz, że Nicole i Quentin też dyskutowali na ostatnim przyjęciu, siedząc na kanapie w kącie. Jak na mój gust, ciężko mówić z pełnymi ustami, szczególnie z czyimś językiem w....
- Ale Remus to mój PRZYJACIEL... Zresztą Ciebie nie powinno to interesować. Żegnam, koniec dyskusji.
Przez kolejne dwa dni James, namawiał Remusa, żeby ze mną nie szedł, powoływał się na ich przyjaźń, na szczęście jeden porządny kopniak przypomniał mu, że „nie powinien się tym interesować”.

**
Na imprezę jakoś szczególnie się nie szykowałam. Zwykłe jeansy, zielona bluzka z dekoltem i uśmiech na twarzy. Z Remusem spotkałam się przed gabinetem profesora o 19.40 – wiadomo, że trzeba się modnie spóźnić. Niestety okazała się, że wszyscy są tak modni jak my, a nawet bardziej, bo gdy weszliśmy nie było nikogo oprócz Ślimaka. Oczywiście gabinet był odpowiednio zmieniony. Sala powiększona, okna przysłonięte, tylko ze świec sączył się delikatny blask, po ścianach ściekała „krew”, która tuz przy ziemi – znikała, a nad nami rozciągało się nocne niebo, pełne gwiazd z wielkim księżycem w pełni, na środku. Zauważyłam, że Remus zbladł i się cofnął, więc ujęłam go za rękę i poprowadziłam go w stronę profesora szepcząc:
- Ten sztuczny księżyc Ci nic nie zrobi.
- Do pełni jeszcze tylko trzy dni. - usłyszałam jego pełen goryczy szept, tuż przy uchu.
Uścisnęłam jego dłoń trochę mocniej i przywitaliśmy się z profesorem. W czasie naszej rozmowy sala zaczęła się zapełniać. Gdy skończyłam wygłaszać swoją, dosyć długą opinię na temat nowej receptury, dla eliksiru wielosokowego, po raz setny usłyszałam od niego:
- Naprawdę nie mogę się nadziwić, dlaczego tak inteligentna osoba, nie trafiła do mojego domu?
- Chyba właśnie z powodu tej inteligencji. - odpowiedziałam z uśmiechem.
Ślimak musiał zająć się gośćmi, więc usiadłam z Remusem przy kominku i zaczęliśmy komentować osoby, które nas mijały. Zauważyłam, że Lunatyk zarumienił się, gdy zaczęłam opowiadać o Mary z naszego rocznika. No proszę, nie spodziewałam się, że tak inteligentny chłopak może się zakochać, w tak pustej dziewczynie.
- Idź do niej. - szepnęłam, widząc, że Mary stoi sama oparta o filar.
- Do kogo? - udawał, że nie wie o co chodzi, a przecież od dłuższego czasu na nią zerkał.
- Ty wiesz najlepiej. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- No coś Ty, nie zostawię Cię.
- Bez dyskusji, idź i sam się przekonaj jaka jest pusta.
Obserwowałam jak zdumiony Remus wstaje i podchodzi do Mary, później jeszcze przez chwilę im się przyglądałam, ale w końcu postanowiłam wstać i pójść po coś do picia. Gdy stałam przy stole szwedzkim i wybierałam napój, poczułam jak ktoś klepie mnie w ramię, a gdy się odwróciłam zobaczyłam jak na zwolnionym tempie: uśmiechniętego Ślimaka, który ciągnie za sobą Severusa. Chłopak uporczywie wpatruje się w podłogę, a profesor zaczyna mówić:
- Lily, teraz masz okazję porozmawiać z samym autorem nowego przepisu na eliksir wielosokowy. Może on Cię przekona...Coś nie tak? - spytał ślimak widząc nasze spłoszone spojrzenia. - Myślałem, że się przyjaźnicie.
- Och... wszystko w porządku... - odpowiedziałam nieśmiało.
- Świetnie, to już wam nie przeszkadzam. Miłej dyskusji. - powiedział i z uśmiechem na tej swojej twarzy morsa, odszedł..
- Nie wiedziałam, że to Ty wymyśliłeś ten nowy przepis... - uporczywie wpatrywałam się w splamione krwią ściany.
- Wolałem, pozostać pod pseudonimem.... Lily... - poczułam dziwny dreszcz. Po raz pierwszy od dawna usłyszałam swoje imię z jego ust i to, jak on to powiedział. W tym jednym słowie, usłyszałam tęsknotę, żal, nie pewność i... i coś jeszcze czego nie mogłam określić, chyba się wtedy przestraszyłam. A gdy jestem zdenerwowana....
- Bardzo fajny pseudonim. Taki tajemniczy, ale chyba za bardzo nawiązuje do segregacji w świecie czarodziejów. Mógłbyś wybrać coś bardziej.... coś innego, albo wymyślić sobie po prostu inne imię i nazwisko, tak robią inni, ale Ty chyba chciałeś być oryginalny. Dobrze to rozumiem, ale wiesz ja chyba już muszę iść, o tam Remus mnie woła. Do zobaczenia. - ...gadam bez sensu. Odwróciłam się i już chciałam uciec, zaszyć się w jakiś odległy kąt, zapaść się pod ziemie, ale Severus złapał mnie za ramię, odwrócił i przywołał mojego zdenerwowanego ducha do równowagi:
- Czy nic się nie zmieniło? Czy... nadal, czy Ty, nie...? - widziałam tę nadzieję. Widziałam... po raz pierwszy w życiu widziałam, tak wyraźnie, jakieś emocje na jego twarzy. Czułam się jakby, ktoś wskoczył zamiast mnie w moje ciało i nie zważając na mnie, krzyczącą „Sev, chcę się z Tobą przyjaźnić, brakuje mi naszych spotkań”, powiedział zimnym, obojętnym głosem:
- Nie, Severusie, nic się nie zmieniło, jeśli Ty nie zmieniłeś swoich poglądów.
Mimo że mój głos był pewny, a sylwetka prosta, czułam się jak mała dziewczynka, która pokłóciła się z rodzicami i nie bierze cukierków jakie oni dają jej na zgodę, mimo że tak bardzo ma na nie ochotę. Puścił moją rękę i się cofnął, w jego oczach przez sekundę zobaczyłam ból, a może strach? Opuścił głowę, a gdy ją podniósł jego twarz znów wyrażała obojętność. Minął mnie, delikatnie muskając moje ramię swoim. Stałam tak chwilę analizując to zdarzenie, nie mogłam zrozumieć co się stało. Usłyszałam rozemocjonowany głos Remusa, jakby z oddali:
- Ta Mary, jest naprawdę świetna, nie rozumiem, czemu jej nie lubisz.
- Ja też nie, Remi. Po prostu wydaje mi się pusta. - uszczypnęłam się w rękę raz, później drugi, próbując przywołać swojego nieobecnego ducha.
- No... trochę „różowa”, to ona jest, nie przeczę, ale da się z nią pogadać. Lily wszystko w porządku? - zobaczyłam Severusa stojącego przy drzwiach, przez jedną chwilę nasze spojrzenia się spotkały. Tym razem, to ja musiałam ukazać emocje... on pozostał obojętny. Udawał, czy naprawdę stałam się dla niego obojętna?
- Tak, chodźmy siąść przy kominku.
Resztę wieczora spędziłam na sztucznej rozmowie z Remusem. Ale chyba właśnie za to go lubię, nigdy nie zmusza mnie do wygadania się, czeka aż sama to zrobię... i zawsze się doczekuje.
- Wracamy do dormitorium? - spytał Remus około 22, widząc moje nieobecne spojrzenie.
- Nie. Chodźmy się przejść.- potrzebowałam spaceru, w czasie którego mogłabym porozmawiać z Remusem, tak jak kiedyś. Wyszliśmy z gabinetu profesora, w którym zaczęła rozbrzmiewać cicha muzyka, a parę osób delikatnie podrygiwało na parkiecie, w jej takt. Szliśmy korytarzem prowadzącym na wieżę astronomiczną, w milczeniu. Mnie trapiła utrata przyjaciela, jego... coś innego, coś czego mimo długoletniej znajomości nie mogłam wyczuć. Pieliśmy się po długiej klatce schodowej, następnie Remus otworzył zaklęciem drzwi prowadzące na wieżę. Gdy je otworzył poczułam, zimne powietrze, którego powiew uderzył mnie w twarz i orzeźwił. Oparłam się o zewnętrzną ścianę, spojrzałam się w niebo i moje serce stało się o połowę lżejsze. Nie wiem co, to spowodowało – może świadomość, że pod tymi gwiazdami ludzie walczą z o wiele gorszymi problemami, niż moje. Może to, że niebo było naprawdę piękne, jego kolor był nie do opisanie. Wahający się między ciemnym granatem, a głęboką czernią. Gwiazdy porozsiewane na tle wielkiego księżyca,w kształcie litery D, robiły wrażenie. Księżyc... moje spojrzenie od razu powędrowało w stronę Remusa. Stał oparty o murek patrząc w ciemną przepaść rozciągającą się pod nim.
- Remi...?
- Wiesz, w czasie pobytu w Hogwarcie... bardzo często zapominałem, o... mojej drugiej twarzy, a właściwie pysku – z tej ironicznej wypowiedzi, gorycz się wprost wylewała. - Siedziałem na lekcji, żartowałem z Huncwotami, spotykałem się z Tobą – jak człowiek. Dopiero w nocy, gdy odliczałem dni do pełni.... dopiero wtedy odczuwałem obrzydzenie do samego siebie. Dziś w czasie rozmowy z Mary, coś zrozumiałem... - podeszłam do niego i wtuliłam głowę w jego ramię, poczułam j jak z wielką delikatnością, ale też wahaniem, zaczyna głaskać mnie po ramieniu. W jego głosie było słychać, dziwną zaciekłość. - Uczyłem się bardzo dobrze, myśląc, że to ułatwi mi zdobycie w przyszłości dobrej pracy i... że w ten sposób będę mógł... zadbać o moją rodzinę... Dopiero teraz, zrozumiałem, że to było bezsensu! - teraz już nie udawał, jego głos był pełen rozpaczy, bardzo gwałtownie odsunął mnie od siebie i odszedł kawałek dalej. - Kto przyjmie do pracy wilkołaka? Kto... będzie chciał się ożenić z... odmieńcem? Poza tym... jak mógłbym skazać dzieci, na życie z ojcem... potworem...
Odwrócił się do mnie, zobaczyłam na jego twarzy odrazę, którą siebie darzył.
- Remi... - sama się zdziwiłam tonem swojego głosu. Był ciepły i pełen troski... zupełnie jak głos mojej matki, gdy pocieszała mnie w dzieciństwie, jak było mi smuto.- Masz przyjaciół, którym nie przeszkadza... Twoja choroba. Jest wielu ludzi, którzy nie zwracają na to uwagi. Zawsze będziesz miał przy sobie mnie, Jamesa, Łapę i Petera. Z Twoimi umiejętnościami, ludzie będą się bić, żebyś u nich pracował...
-Lily, ale... ja już nie chcę, nikogo narażać! Zawsze, może coś pójść... nie tak. Mogę się pomylić w obliczaniu faz księżyca i... zrobić komuś krzywdę. Nie dziwię się ministerstwu. Takich jak ja trzeba izolować, dla dobra reszty...
- Nawet nie waż się tak mówić! - wróciła Lilka, pełna energii, stanowcza, nieznosząca sprzeciwu. - Jesteś bardziej wartościową osoba, niż całe to ministerstwo, razem wzięte. Nie wiem, może masz dziś słabszy dzień, dlatego wygadujesz takie głupoty, ale proszę Cię o jedno: Nigdy nie zwracają uwagi, na to co mówią inni, nie daj się zepchnąć do marginesu, jesteś na to zbyt dobry. Chce kiedyś, wziąć proroka do ręki - kto wie może będę wtedy grubą kurą domową, której życie dało w kość – i przeczytać, że cholernie utalentowany pracownik ministerstwa Remus Lupin, został mianowany nowym Ministrem Magii, jasne? - czułam, że to co powiedziałam, go nie przekonało, że było banalne, ale co można powiedzieć w takiej sytuacji swojemu przyjacielowi?
- Oj, Lilka... Wydajesz się taka mądra, a jesteś taka naiwna, zupełnie jak James. - na jego twarzy pojawił się delikatny zarys uśmiechu, ale w oczach cały czas czaił się lęk i niepewność.
- Proszę, czy mógłbyś go nie przypominać?
- Zobaczysz, że kiedyś się do niego przekonasz.
-Ta... i zdarzy się to, w ten sam dzień, w którym James poda rękę... Severusowi.
Znowu dreszcz przebiegł po moich plecach, tak kłótnia z Sevem boli.
Z Remus wróciliśmy do dormitorium ok. północy. Przed kominkiem zastaliśmy śpiącego w fotelu Jamesa, z różdżką w ręku. Nie budziliśmy go, byliśmy zbyt śpiący, na zmierzenie się z kłótliwym charakterem chłopaka. Postanowiliśmy zgodnie, że dla wspólnego dobra powiemy mu, że wróciliśmy po 22. Rano okazało się, że chyba powinniśmy go obudzić, bo do południa chodził ze zgiętą do przodu głową tłumacząc, że nie może jej wyprostować, bo mu mięśnie zesztywniały. Ech...

P.S. U Belli nowa notka ;-).

[ 1538 komentarze ]


 
Dodatkowe... kłopoty i wspomnienia
Dodała Lili Evans Sobota, 15 Października, 1977, 20:42

Notkę dedykuję dziewczyną z ZKP i @nce. Już od dawna mnie mobilizują swoimi długimi i rozbudowanymi komentarzami, które naprawdę powodują, że aż chce się pisać :-) . Jednak notka, przede wszystkim dla M., za uruchomienie Wena, chyba naprawdę udało Ci się go rozruszać na stałe ;-) . Za to, że jest, że pomaga i (już tradycyjnie) potrafi rozbudzić moje ambicje. Notka stosunkowo długa, lecz jeśli chodzi o treść, to wiem, że mogło być lepiej.
I zapraszam do pamiętnika Bellatrix Black, który mam przyjemność prowadzić.
Pozdrawiam
Arwena

Jestem po prostu żałosna. Albo zbyt dobra... na jedno wychodzi. Och, bo ja się zawsze muszę w coś wpakować, jak nie w dodatkową pracę z transmutacji, nad którą potem ślęczę całą noc, to w dodatkowe zajęcia... A wszystko przez Eleanor Walsh.
Szłam sobie korytarzem, prowadzącym na wieżę astronomiczną, aby tam doświadczyć trochę spokoju, gdy nagle zauważyłam jak w moja stronę pędzi nauczycielka od wróżbiarstwa. Niby nic dziwnego, bo już się przyzwyczaiłam, że ta dziwne kobieta biega po Hogwarcie i patrzy się na wszystkich wzrokiem, z którego można wyczytać „Och, Wy moi nieświadomi swojego losu biedacy”. Tym razem było inaczej, kobieta ewidentnie zmierzała w moją stronę, a na dokładkę, miała łzy w oczach.
- Och, panno Evans – wyjęczała, chwytając mnie za ramię. - Co ja takiego zrobiłam? Co ja zrobiłam, że mnie tak nie lubicieeeee....- zawyła, nie zważając na moją zaskoczoną minę.
- Ale...pani Walsh, przecież eee... my panią naprawdę bardzo lubimy – powiedziałam, chociaż nie byłam pewna w czyim imieniu przemawiam.
- To czemu już po raz trzeci, nie ma nikogo chętnego z klas siódmych na moje zajęcia...?- zapytała zapominając o szlochu i zamieniając ton na oskarżycielski.
- Eee... Ponieważ, musimy... już myśleć o... przyszłości. O! Tak, o przyszłości i wybierać przedmioty, z którymi wiążemy naszą przyszłość. - odetchnęłam z ulgą myśląc, że wybrnęłam z problemy. Niestety się myliłam.
- O przyszłości, mówisz? A czy jest jakiś przedmiot, który bardziej skupia się na przyszłości od wróżbiarstwa?
Zbaraniałam kompletnie. Niestety ona to zauważyła.
- Ty kłamiesz... - znowu zaczęła szlochać. - nie chcesz, żeby było mi przykro. A Wy mnie po prostu nie lubicieee...- rzuciła mi szybkie, krótkie spojrzenie i znowu zaczęła jęczeć.
- To nie tak proszę pani, ja... ja... - jeszcze chwilę ze sobą walczyłam, ale nie wytrzymałam.- porozmawiam z kolegami i na pewno znajdzie się masa chętnych na pani zajęcia, oni... może nie wiedzieli, że pani chce je prowadzić. - powiedziałam z rezygnacja obserwując, jak na jej czterdziestoletniej twarzy pojawia się uśmiech.
- Och, dziękuję panno Evans, gwiazdy mi mówiły, że...
- Tak, tak pani Walsh... ja się spieszę, na...eee chympchym – wykasłałam coś niewyraźnie i uciekłam jak najdalej od tej nawiedzonej kobiety. Niestety słowo się rzekło i jeszcze tego samego wieczoru opowiedziałam wszystko w pokoju wspólnym.
- Na mnie Lily, nie licz.- pierwszy odmówił Quentin.
- Na mnie też, nie mam zamiaru spędzać dodatkowych godzin z tą nawiedzoną kobietą. - nawet Janet odmówiła.
- Evans, po co Ty w ogóle się w to wplątałaś?
-... Och, było mi jej żal. To była taka chwilowa niepoczytalność, ale już obiecałam, że jej zmontuję ekipie na zajęcia. Błagam, Black dwie godziny w tygodniu – to się da znieść. Zrób to dla mnie!
Nagle nad moim ramieniem pojawił się James.
- Co Łapa, ma dla Ciebie zrobić? - spytał się podejrzliwie.
- Nic.- odpowiedziałam automatycznie.
- Evans, obiecała kobiecie od wróżbiarstwa, że znajdzie chętnych z 7 klasy na jej zajęcia, ponieważ nikt nie jest chętny, będzie musiała iść do niej sama.
- Pójdę z Tobą Lilka!- od razu mężnie zareagował James.
- Nic z tego, wystarczy mi, że będę musiała się użerać z jedną psychopatką. - odpowiedziałam dumnie. Zrobiłam to tak dla zasady, bo nie byłam pewna, czy nie chce Jamesa na zajęciach.
- Liluś nie narzekaj, razem będzie raźniej. I doceniła byś w końcu jak się dla Ciebie poświęcam. - powiedział z błyskiem w oku i nie czekając na odpowiedź odszedł.

Mimo moich usilnych starań i rozmów jakie przeprowadziłam z moimi znajomymi, nikt nie zgodził się na udział w zajęciach. Doszło nawet do tego, że miałam nadzieję, że kobieta zapomniała o moich słowach, ale wtedy odzywał się we mnie głos, który mówił „Evansowie, zawsze dotrzymują słowa”. Już dwa dni po tym incydencie, Walsh poinformowała mnie, kiedy będą się odbywać nasze zajęcia, o dziwo była wesolutka jak skowronek. Nie zraziła ją nawet informacja o liczbie chętnych na jej zajęcia, tłumacząc to tym, że pan O`Brian , nauczyciel od mugoloznastwa, ma tylko czerech uczniów i że „nie liczy się ilość, tylko jakość”. Teraz, każde czwartkowe popołudnie mam spędzać z tą kobietą i Jamesem w jednym pomieszczeniu. I jak tu się nie zabić?


Przeżyłam pierwsze zajęcia, ale było ciężko. Z Jamesem spotkałam się przed drzwiami do jej sali. Jedyne co mnie pocieszyło, to, to że w jego spojrzeniu dostrzegłam niepewność.
- James, ty jeszcze możesz zrezygnować.
- I mam Cię zostawić? Wchodzimy – zarządził, objął mnie ramieniem i zdecydowanie wkroczyliśmy do sali.
- Dzień dobry, pani Walsh – rzekłam niepewnie widząc, że profesorka siedzi zapatrzona w kryształową kulę i strzepnęłam ramię Jamesa. Kobieta nawet nie drgnęła, spojrzałam się niepewnie na Pottera, na co on znacząco postukał się w głowę.
- I co, widzi tam pani naszą przyszłość? - spytał ironicznie, lecz wzdrygnął się gdy usłyszał odpowiedź, której nie spodziewał się dostać.
- Tak, panie Potter, zgadł pan, widzę w kuli WASZĄ przyszłość.
- Znaczy, że moją i Lilki - wspólną? - rozemocjonował się chłopak.
- Chce Ci przypomnieć James, że nie wierzysz we wróżby. - powiedziałam kąśliwie.
- No, ale jak wróżby okazują się takie sensowne, to chyba zacznę. - uśmiechnął się przekornie.
- Umrzecie, bardzo młodo! - usłyszeliśmy rozdrażniony głos profesorki, która widocznie chciała na nas zrobić wrażenie, a nie wysłuchiwać naszych rozmów.
- Tak, masz racje, nie wierzę we wróżby. - nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
- Ale możecie tego uniknąć, poznając swoją przyszłość. - powiedziała profesor Walsh.
Tak, ta kobieta, bardzo chciała, żeby ktoś potraktował jej przedmiot poważnie. Stłumiłam śmiech i usiedliśmy razem z nią przy jednym stoliku.
- Chwyćmy się za ręce. - powiedziała zamykając w skupieniu oczu.
- Już mi się tu podoba.- uśmiechnął się James ujmując moją dłoń, w swoją. Naprawdę bardzo chciałam zachować wtedy powagę, ale mi się nie udało.
- Zawsze przed wgłębianiem się w swoja przyszłość, musimy się skupić i zebrać energię. Czujecie coś?
- Tak, czuję jak Lilce poci się rękę. - wybuchłam śmiechem.
- Czy wy, zakochani nie potraficie, ani na chwile, zachować powagi?- spytała rozdrażniona.
- Zakochani? - spytałam oburzona.
- Zakochani? - spytał James rozanielony – Aż tak widać?
Zbyłam to dumnym milczeniem, zresztą tak samo jak pani Walsh. Resztę zajęć spędziliśmy na patrzeniu się w kryształową kulę. Profesorka w czasie tej czynności zachowywała się jakby oglądała telewizje, co chwilę głośno wzdychając, ale wydając z siebie krzyk rozpaczy. James patrzył się na mnie, a gdy Profesorka na koniec zajęć zapytała co widzieliśmy, odpowiedział:
- Śliczną, rudą dziewczynę o zielonych oczach.
Musiałam mu posłać kolejne zniecierpliwione spojrzenie.
- A Ty Lily?
- Yyy... Ja widziałam przystojnego chłopaka o ciemnych włosach... i szarych oczach.- odpowiedziałam i pokazałam Jamesowi język. Specjalnie wybrałam cechy przeciwne do niego. Niestety po chwili dopiero zrozumiałam swój błąd.
- Nie chodziło o Syriusza! - krzyknęłam w panice.
- No mam nadzieję. - odpowiedział podejrzliwie, wstając.
- Do następnych zajęć.- krzyknęła za nami profesorka. Miała minę człowieka, który dobrze wypełnił swoje zadanie.
- Ale naprawdę nie chodziło o Syriusza.- powiedziałam już za drzwiami.
- Wierzę. W końcu to ja Ci się podobam. - uśmiechnął się wyzywająco..
- Ciekawe, czemu tym razem doszedłeś do takiego wniosku. - rzekłam znudzona.
- Ponieważ mi się tłumaczysz.- był wyraźnie zadowolony z siebie.
Pokręciłam głową ze zniecierpliwienia i ruszyłam do przodu.
- A może, nie? - Jamesa ruszył za mną.

Poza tym w szkole jak to w szkole, prace domowe, lekcje, uczenie się, chociaż już niedługo mała zmiana – będzie pierwsza w tym roku impreza w klubie ślimaka. Chyba się wybiorę, bo co lepszego mogę zrobić?
Przeglądam teraz album ze zdjęciami rodzinnymi. Już minął ponad rok od śmierci taty, a dopiero teraz mogę o nim napisać, wcześniej bałam się, że smutek powróci ze zdwojoną siłą. Teraz wspomnienia przestały powodować łzy w moich oczach, a jedynie tęskny uśmiech. Bardzo tęsknie za tatą, jego listami z domu, naszymi rozmowami o mojej przyszłości. Lubiłam mu tłumaczyć działania zaklęć i za każdym razem gdy słyszałam „To też da się wyczarować?!” czułam wielką radość, że jestem czarownicą i że tata jest ze mnie dumny.
Ach, czy jest coś piękniejszego od bezinteresownej i niezmiennej miłości? Niestety o rodzicach myśli się w takich kategoriach, dopiero gdy ich zabraknie...

[ 2557 komentarze ]


 
Nagromadzone wspomnienia z września...
Dodała Lili Evans Sobota, 01 Października, 1977, 18:44

2.09
Ostatnie spojrzenie na dom. Jeśli jeszcze kiedyś tu wrócę, to tylko jako gość. Wyjeżdżałam do Hogwartu, na ostatni rok, z mieszanymi uczuciami. Tęskniłam za spokojem jaki dawała mi szkoła, tęskniłam za przyjaciółmi, ale świadomość, że wracam tam po raz ostatni, powodowała, i nadal powoduje, we mnie dziwne uczucie pustki. Po za tym ukończenie Hogwartu, kojarzy mi się z zupełnym usamodzielnieniem. Kończę szkołę i albo wyruszę w jakąś podróż, aby zyskać doświadczenie i dowiedzieć się o innych, nieznanych mi tajnikach magii, wtedy może udałoby mi się wrócić do Hogwartu, w roli nauczyciela? Transmutacja, albo eliksiry, z tymi przedmiotami nieźle sobie radzę, więc może i mogłabym też je wykładać? Mogę też, wstąpić np. do Proroka i zostać dziennikarką. Może ministerstwo, tam też by się coś znalazło dla osoby takiej jak ja. Lecz jeśli ten koszmar z "Sam-Wiesz-Kim" się nie skończy, chcę móc coś zrobić, aby jego terror upadł. Na pewno istnieją jakieś organizacje walczące ze śmierciożercami...
Zaczęłam o tym myśleć, zaraz po przemówieniu ,którym uraczył nas Dumbledore. Wspominał w nim, o trudnych wyborach jakie dzisiejsza młodzież musi podjąć. Wszyscy zrozumieli aluzje. Dyrektorowi nie chodziło, o przyszła pracę, lecz o wyborze strony w tej czarodziejskiej walce.

Poza tym od ostatniego wpisu, zdarzyło się wiele ciekawych sytuacji i tych miłych, i tych smutnych, ale też takich, które zmuszają do refleksji.

Po raz pierwszy z ulgą odetchnęłam w pociągu, gdzie wraz z Janet mogłyśmy się wreszcie nagadać. Przeszkodzono nam tylko raz, gdy do przedziału wpakowali się Huncwoci (idiotyczne przezwisko, Syriusz pisał, że tak na siebie mówią). Jako, że Remus jest moim przyjacielem, uścisnęłam go na przywitanie, na co James zareagował we właściwy sobie sposób – nadstawiając policzek do pocałunku.
- Jako, że jestem dziś w świetnym humorze, James, będę taka miła i – tu na chwilę przerwałam, aby nie wybuchnąć śmiechem na widok spojrzenia pełnego nadziei i dzikiej radości, które posłał mi Potter – nie skomentuję Twojej głupoty.
Przygryzł wargi i uśmiechnął się przekornie, chwilę wpatrywałam się w niego czekając na jakąś bezczelną i głupawą ripostę, ale się nie doczekałam. Za to James nie przestawał się na mnie patrzeć. W czasie gdy każdy z nas opowiadał o swoich wakacjach, co chwilę zerkałam w jego stronę, sprawdzając czy nadal się patrzy. Nie wiem, co się wtedy ze mną działo, ale... w tym przedziale było bardzo gorącą, a ja byłam taka... spłoszona. W końcu nie wytrzymałam nerwowo i powiedziałam, że boli mnie głowa, bardzo chciałam, żeby już wyszli. James wstał, gdy jego koledzy już wychodzili. Uśmiechnął się do mnie, więc... no cóż chciałam się zachować kulturalnie i odpowiedziałam uśmiechem, później się chyba speszyłam i spuściłam wzrok. Usłyszałam jak drzwi się zamykają, a następnie Jamesa, który ze śmiechem w głosie mówi:
- Już wiem, jak poderwać Lily - wystarczy, że nie będę się odzywać.
Parsknęła śmiechem i otworzyłam okno, spostrzegłam zdumione spojrzenia Janet.
- No, co? Po prostu, tu jest gorąco.
- Och, Tobie na pewno. - uśmiechnęła się przekornie.
- Sugerujesz coś?
- Daj spokój jestem Twoją przyjaciółką i wiem najlepiej, kiedy... zmienia się Twoje podejście do jakiejś osoby, a muszę przyznać, James przeskoczył parę etapów. Chociaż, podobno od nienawiści do...
- Proszę zakończ już te swoje pseudofilozoficzne przemówienie. Gdzie masz Josha? - chciałam szybko zmienić temat.
Reszta podróży minęła bardzo szybko i dosyć wesoło, choć muszę się przyznać, że dochodziła do mnie tylko połowa tego co mówiła Janet.
W czasie ceremonii powitalnej Dumbledore uraczył nas przemówieniem, o którym wcześniej wspominałam, a poza tym cały czas czułam na sobie spojrzenie orzechowym oczu. Ciekawe, czy towarzyszyło mi zawsze, a ja jgo po prostu nie zauważałam?


Świat mi zawirował przed oczami, gdy w dziale z ogłoszeniami przeczytałam, że Lucjusz Malfoy i Narcyza Black, pobiorą się w czerwcu 1978 r. Nie jestem pewna, czy czułam wtedy złość, smutek, a może po prostu zdziwienie. Wydaje mi się, że byłam w szoku. Mój prawie rówieśnik, który przecież kiedyś nie był mi obojętny, się żenił. To skłoniło mnie do zastanowienia się nad sobą i moja przyszłością, stąd te wcześniejsze plany odnoście pracy. Teraz myślę tylko o tym, czy Lucjusz jest z nią szczęśliwy, małżeństwo z miłości, czy zachcianki rodziców?


Pierwsze łzy tego roku szkolnego popłynęły mi, gdy odbyłam rozmowę z Sevem.
Siedzieliśmy nad jeziorem, w naszym ulubionym miejscu, gdzie rozciągał się widok na zasnuty mgłą zamek. Był późny wieczór, a od dwóch godzin rozmawiałam z nim o głupotach, co robiliśmy, gdzie byliśmy, czy już dostaliśmy jakieś oceny. W końcu poczułam, że to ja muszę rozpocząć ten temat. Wzięłam głęboki wdech i przerwałam mu w pół zdania:
- Sev, skończysz z tym?
- Lily... wiesz, że nie mogę i...
- Możesz, ale nie chcesz.
- Tak... masz rację nie chce... Ale co w tym złego? Ja chcę tylko poznać tą magię...
- Tą magię? Sev, to nie jest żadna magia. On tylko chce zabijać i niszczyć ludzi...
- Mugoli, Lily, tylko mugoli.
Poczułam gorąco, które zaczęło przesuwać się po całym moim ciele. Zacisnęłam pięści i odetchnęłam głęboko.
- Wiesz Sev, bałam się, że będę musiała zerwać z Tobą przyjaźń ze względu na Twoje poglądy, teraz już się tego nie boję. - Jego czarne oczy się zwęziły, znał mnie zbyt dobrze, aby wziąć te słowa za dobrą wróżbę. - Teraz brzydzę się tym nędznym śmierciożercą, który stoi przede mną. Tą przyjaźń zerwałeś ty, kiedy przystąpiłeś do próżnych, rządnych władzy dupków i jestem Ci za to wdzięczna, James miał rację...
- Potter?! - zesztywniał, a na jego twarzy pojawił się grymas nienawiści – ten idiota, znęcający się nad słabszymi mówił Ci coś o Czarnym Panie? Jakby był wzorem do...
- Nie ośmieszaj się i nie porównuj jego dziecinnych wygłupów, do zabijania i dzielenia ludzi na lepszych i gorszych! W ogóle skończmy tę rozmowę. To się zaczyna robić żałosne. Ty nie zmienisz poglądów, ja tym bardziej. Żegnaj, pożegnałabym Cię starym czarodziejskim pozdrowieniem „Oby Twoja różdżka, była zawsze szybsza od przeciwnika”, ale nie chce mieć na sumieniu ludzkiego życia.
Spojrzałam się na niego po raz ostatni z pogardą i chciałam odejść. Wtedy zobaczyłam coś, co mnie zatrzymało. Sev nie wstał i nie zaczął się tłumaczyć, nie zaczął mnie przekonywać, a tego właśnie się spodziewałam. Za to stał zgrabiony, a jego czarne oczy zawsze pełne niechęci do świata, przepełniał ból i zdziwienie, przyglądał mi się chwilę, otworzył i zamknął usta. Nogi miałam jak z waty, ale zrobiłam krok w stronę zamku, później następny i następny, aż do bramy wejściowej szkoły, wierzyłam, że Sev mnie zawróci okrzykiem, że kończy z czarną magią. Nic takiego się nie stało. Doszłam do dormitorium, stanęłam przy oknie i zobaczyłam postać stojącą w półmroku przy jeziorze. Gniew minął, pozostała rozpacz.
Za każdym razem gdy Sev...erus obok mnie przechodził, patrzał się bezpośrednio na mnie, nie zdradzał jednak żadnych emocji, jego oczy były po prostu czarne... bez wyrazu. Oczywiście, Gryfoni szybko zauważyli, że przestałam się zadawać z „tym ślizgonem” i uśmiechali się do mnie przyjaźnie, gratulują, że „przejrzałam na oczy”. Syriusz piał z zachwytu, Janet i Remus woleli tego nie komentować, wiedzieli, że „ten ślizgon”, był dla mnie kim ważnym... kiedyś. James patrzał z wyższością na Severusa, gdy go mijał, ale przestał mu dokuczać, mi nic na ten temat nie mówił.

Czy byłam z Jamesem w Hogsmeade? Nie, ale nie dlatego, że nie chciałam, przeziębiłam się w tamten weekend i pani Pomfrey zamknęła mnie w skrzydle szpitalnym. Ta młoda, szkolna pielęgniarka jest strasznie troskliwa i przez to bardzo denerwująca.
Oczywiście, nie znaczy to, że między mną, a James jest miło i różowo, ale... hmm zaczęłam go tolerować, jako kolegę, mimo że cały czas zdarzają mu się tekstu nie na poziomie, ale teraz z niektórych, potrafię się nawet śmiać, a poza tym... Janet dała mi do przeczytania taką mugolską książkę „Ania z Zielonego Wzgórza”, historia Ani i Gilberta, jest mi dziwnie bliska....
To nadal nie znaczy, że czuję coś do Jamesa.... Znaczy czuję, jest moim szkolnym kolegą... Przystojnym szkolnym kolegą, ale nic więcej....

[ 383 komentarze ]


 
Listy
Dodała Lili Evans Wtorek, 30 Sierpnia, 1977, 23:45

Witam! Jestem naprawdę okropna. Co jakiś czas, piszę, że odejdę, a nie odchodzę. Tym razem, ten termin dwóch tygodni miał mnie zmobilizować, do napisania notki w przyzwoitym czasie. Jak widać udało się! ;-). Ten wpis utrzymałam jeszcze w klimacie średnio - wesołym, ale mam nadzieję, że następne wyjdą bardziej optymistycznie.
Chciałam Wam, jeszcze podziękować za Wasz doping i tolerowanie moich humorów. Naprawdę chcę się pisać, gdy czyta się takie komentarze. Pełne sympatii, mobilizacji i takiego ciepła.
(Li na Mirrielu, poziom jest dla mnie za wysoki, ale dziękuję za uznanie.)
Arwena


W ciągu tych niewesołych wakacji, dostałam sporo listów. I gdy teraz je czytam, już po raz setny, dochodzę do wniosku, że oddają one charaktery ich autorów. Ludzie postawieni przed jakimś zagrożeniem, pokazują swoją prawdziwą postawę życiową. Niektórzy chowają swój smutek i osamotnienie, za maską ironii i obojętności. Inni ukazują swój egoizm, chcą wreszcie osiągnąć szczęście, nie patrząc na krzywdę jaką wyrządzają innym, są zaślepieni szansą zemsty, przechodzą ze strony zagrożonej, do zagrażającej. Przyciąga ich to, co tłumaczy ten egoizm. Są też Ci tkwiący w słodkiej nieświadomości, wydaje im się, że mogą stać z boku. Widzą zagrożenie, jako coś odległego. Takie osoby są cenne, w najtrudniejszych chwilach, lecz gdy ciemne chmury wiszą nad światem, taki nadmierny optymizm, denerwuję. Jest również, ostatnia grupa, która jawnie okazuje swój strach i rozpacz.
Wkleję tutaj parę listów, które najbardziej zwróciły moją uwagę... z różnych względów.

Evans!
James od początku wakacji zamęcza mnie, opowieściami o Twoich „pięknych, zielonych jak... liście na drzewie oczach", które śnią mu się po nocach. O Twoich „rudych, puszystych włosach", których nie może przestać sobie wyobrażać. (Gdy słuchałem tej ody pochwalnej, na Twoją cześć, w części o włosach, pomyślałem sobie, że mogłabyś zdradzić sekret ich puszystości Smarkowi, bo chłopak chyba szamponu na oczy nie widział.) Oczywiście, wyobrażasz sobie ile zajęło mu wymyślenie, takich pięknych porównań (na początku brzmiało to „zielonych jak żabi skrzek, oczach", dopiero później wpadł na to, że może nie lubisz być porównywana z żabami.), dlatego błagam doceń to. Ja też chcę mieć trochę spokoju, Ty masz go na odległość, ja – w pokoju obok. Wkręć mu może, że doceniasz ludzi, którzy nie wbiegają w środku nocy do pokoju przyjaciela z krzykiem „Odpisała! EVANS odpisała". Albo chociaż wysyłaj sowy o normalnej porze. Rogacz, naprawdę zrobi wszystko, o co go poprosisz (oprócz zostawienia Ciebie w spokoju, oczywiście). Ruda, to nie są (że pozwolę sobie Ciebie zacytować) „wygłupy niedojrzałego, porywczego chłoptasia", czy gdyby tak było, opowiadałby swojej matce, o tobie używając zwrotu „Twoja przyszła synowa". Nie mówię tego wszystkiego dlatego, że jestem jego przyjacielem. Po prostu jakbyście się w końcu zeszli, to mógłbym spokojnie spać w nocy, nie musiałbym znosić humorów Rogasia i przestałbym szukać rymów do „ruda", „cudna", „kochana" itp., na prośbę Jamesa.
Co do Twojego pytania. Mimo że jedyną osobą w najbliższej rodzinie, z którą mam kontakt ( i to tylko na korytarzu Hogwartu) jest mój brat, to wiem, że zostałem już oficjalnie z rodziny wywalony. Dowiedziałem się tego od mojego wuja. Podobno nawet zorganizowali jakieś małe przyjątko, zaprosili Belle (moja kuzynka, podobno jest jedną z najbliższych sług Sama-Wiesz-Kogo. Mam niezłe szychy w rodzinie, nie?), Narcyze (sama podobno nie jest śmierciożerczynią, ale za śmierciożercę wychodzi za mąż), Cygnusa i jeszcze paru szlachetnych członków mego rodu. Zmienili testament, wydziedziczyli mnie, później oficjalnie wypalili miejsce z moim imieniem z gobelinu rodowego. Potem zrobili pewnie wielką imprezę. Wujek miał niezły ubaw, bo ma zamiar oświadczyć rodzinie, że żeni się ze „szlamą" i spodziewa się takiego samego przyjęcia na swoją cześć. Jestem pewny Lily, że już do rodziny nie wrócę. Nawet nie chcę. Zresztą już wyobrażam sobie ich reakcję, gdy pojawiam się w drzwiach i mówię „Chciałbym wrócić. Mimo że jestem Gryfonem. Mimo że nie popieram Czarnego Pana i nie darzę nienawiścią mugolaków.". Raczej nie rzuciliby mi się na szyję, z tęsknotą i wybaczeniem na ustach. Dam sobie radę bez tych żałosnych niewolników, głupich uprzedzeń i żenujących tradycji.
W pokoju obok Rogaś prawie skacze ze szczęścia, że może Ci napisać co dzieję się w Ministerstwie, więc ja nie będę o tym wspominał. Mam nadzieję, że nie wykorzystasz treści tych listów, kiedyś, przeciw mnie, np. po jakimś niewinnym wygłupie. Gdyby James się dowiedział, że zdradzam jego podekscytowanie, w momencie gdy dostaje od Ciebie listy, to chybaby mnie zabił. Teraz będzie Cię próbował poderwać na chłodną obojętność.

S. Black



Lily!
Zastanawiam się, czy nadal traktujesz mnie jak przyjaciela. Twoja listy są ostatnio bardzo krótkie i... chłodne. Mam nadzieję, że to tylko chwilowa zmiana nastroju.
Wiem, że rozmawialiśmy o tym setki razy, ale nie mogę się już doczekać końca wakacji i momentu kiedy ostatni raz spojrzę na tego wstrętnego mugola. Gdy szkoła się skończy już tu nie wrócę. Czy nie żal mi matki? Na to trudno mi odpowiedzieć. Sama wybrała tego drania za męża. Teraz ponosi odpowiedzialność. Mogłaby się od niego uwolnić... Jedno zaklęcie i... ale nie chce, a ja nie będę jej na siłę uszczęśliwiał. Muszę myśleć o sobie. Podjąć decyzję, co robić dalej. Ty też powinnaś. Dziwię się, że nie zastanawiałaś się co będziesz robić, po Hogwarcie. Wszyscy nauczyciele, mówią naszej dwójce że jesteśmy zdolni, że możemy wiele. Wierzę w to. Znalazłem parę osób, które też czują, że mogą zmienić ten parszywy świat. Trzeba pokazać potęgę magii, takim szumowiną jak pożal się boże mój ojciec. Zdaję sobie sprawę, co sądzisz o tej misji. Ale Lily, to nie jakaś bezsensowna zabijanka. Oni mają plan, oni wiedzą co robią. Trzeba ponieść ofiarę. Gdybyś wiedziała jaką potęgą władają. To moc, której do tej pory nie znałem. Wydaje się oczywiste, że chce na razie ją poznać. Co będzie potem? Nie wiem. Jestem po prostu ciekawy, ktoś kiedyś powiedział, że wszystkiego trzeba spróbować. I nie próbuję się tłumaczyć, bo nie mam z czego.

Sev



Ruda!
Rozumiem, że czujesz się odcięta od Świata Magii, ale mam nadzieję, że to nie jest jedyny powód, dla którego do mnie piszesz. Mam naprawdę bujną wyobraźnię, ale wyobrażenie sobie - „inteligentnego i uroczego" Smarka, który może i jest „dojrzalszy i ambitniejszy" ode mnie, w roli aurora walczącego ze śmierciożercami – wydaje mi się niemożliwe. Naprawdę nie wiem w jakim Ty świecie żyjesz, przecież ten idiota już teraz zadaje się z czołówką sług Sama-Wiesz-Kogo. Może już teraz biega, na Jego zawołanie. Takich gnid nie można tolerować, ani tym bardziej tłumaczyć. Smark wybrał, role sługusa, kiedy zaczął się zadawać z dziećmi śmierciożerców. Wiesz, ze Avery Senior jest podejrzany o morderstwo mugolskiej rodziny, a Rockwoode o torturowanie jakiegoś mugolaka? Wiesz, ze Smarka nigdy nie lubiłem i zawsze Ci powtarzałem, że nie powinnaś się z nim zadawać, ale teraz już się po prostu o Ciebie boję.
Co się dzieje w ministerstwie? Ojciec mówi, że panuje tam nieźle zamieszanie. Łapią ludzi podejrzanych o zbrodnie, ale nie mogą im nic udowodnić. Ludzie boją się występować w roli świadka, bo nie chcą żeby ich rodziny spotkało coś złego. Śmierciożercy, na wyższych stanowiskach, zacierają poszlaki wskazujące na ich kolegów po fachu i podejrzenia kierują na ludzi nie popierających Sama-Wiesz-Kogo. Na szczęście, są w ministerstwie jeszcze takie osoby jak mój ojciec, którzy próbują to wszystko ogarnąć i nie boją się reakcji popleczników Czarnego Pana. Co prawda „Prorok" już nie jest tak wiarygodnym źródłem jak kiedyś, ale to nie znaczy, ze został przejęty, redaktor po prostu jest „ostrożny".
Wydaję mi się, że za bardzo się przejmujesz Lili. To wszystko to przejściowe problemy. Jasne że było parę nieprzyjemnych incydentów i ludzie się trochę boją, ale w Hogwarcie o wszystkim zapomnimy, będziemy mogli zająć się... sobą. Lilka chyba mi nie powiesz, że nadal jestem niedojrzałym dowcipnisiem. Przecież od 6 lat za Tobą latam i błagam Cię o randkę, to chyba znaczy że jestem stały w uczuciach. Wiem, że nie raz zgrywałem idiotę (szczególnie przy Blacku), ale przez cały czas szkolny, jedynym momentem, w którym mogłem z Tobą przebywać, były chwile, w których mnie strofowałaś ze złe zachowanie. Nawet ostatnio próbowałem sobie wmówić, że to powierzchowne uczucie, ale po naszym spotkaniu na błoniach (tak wiem, nie musisz zaznaczać, że zostałaś do niego zmuszona) zrozumiałem, że... Tutaj małe niedomówienie. Wiem, że nie wierzysz (nawet jeśli napisanie tych paru zdań zajęło mi pól nocy) w te słowa. Ale pomyśl logicznie, czy ktoś taki jak ja mógłby ciągnąć żart przez 6 lat?

James


P.S. - Na początku września, będzie wyjście do Hogsmeade... wybierzemy się tam razem?


Lily.
U mnie wszystko w porządku. Ciotka nadal denerwuje się o byle co, ale teraz da się z nią wytrzymać. Nie mogę się doczekać powrotu do Hogwartu, chcę wreszcie móc wyjść z tego więzienia. Przez całe wakacje nie miałam okazji na wypłakanie swoich smutków. Musiałam udawać przed bratem, że nie jestem załamana, a że mamy wspólny pokój nawet w nocy, musiałam powstrzymywać łzy. Maluch w nocy budzi się z krzykiem, albo szlocha przez sen. Parę razy zmoczył się do łóżka. Naprawdę on znalazł się w najgorszej sytuacji. Musi siedzieć w domu ciotki przez całe wakacje, nie wie naprawdę jak zginęła matka. Nie rozumie w ogóle, dlaczego się ukrywamy. Na szczęście profesor Dumbledore zgodził się przyjąć Josha, rok wcześniej do Hogwartu. W ogóle dyrektor bardzo nam pomaga. To on powiedział, że powinniśmy się ukryć, wyjaśnił dlaczego. Nie mogę nic o tym pisać w liście, bo to podobno tajne, ale obiecuję, że wszystko Ci wyjaśnie jak tylko się spotkamy. Tymczasem kończę, muszę opowiedzieć Joshowi bajkę, na dobranoc.

Janet



Janet, jako opiekuńcza siostra. James, jako nie idiota. Syriusz, jako osoba, z którą można na poważnie pogadać. I wreszcie Sev, jako ktoś, kogo nie poznaję, kogo się brzydzę.
Mam nadzieję, że James ma rację. W Hogwarcie, minie uczucie strachu i niepewności. Jutro o jedenastej wrócę, po raz ostatni, do szkoły, która stała się moim drugim domem. Miejscem, w którym czuję się najlepiej. Chcę, żeby wrócił czas beztroski. Pragnę pokłócić się z Potterem, później opowiedzieć o tym Sevowi, tonem pełnym złości i pewnego rodzaju zadowolenia, następnie z wesołą Janet zająć się ironicznymi uwagami, o każdej mijanej osobie. Czy te czasy kiedyś wrócą? Jeśli nie, to chcę móc się śmiać, mimo zmian we mnie, w otoczeniu i w ludziach. Wierze, że następny wpis będzie przepełniony opowieściami o moich szkolnych przygodach, a może nawet... wypadzie do Hogsmeade z Jamesem?

[ 7254 komentarze ]


 
Przebudzenie w koszmarze.
Dodała Lili Evans Czwartek, 14 Sierpnia, 1997, 16:04

Witajcie, chcę Wam wszystkim podziękować, zmusiłam się do napisania tej noty, tylko ze względu na Was. Zdaję sobie sprawę, że nie wyszła najlepiej, ale ostateczny osąd pozostawię Wam.
Poza tym chciałam powiedzieć, że jeśli następna notka nie pojawi się w ciąg następnych dwóch tygodni – rezygnuję. Ciągnięcie tego, w taki sposób, jest bezsensu.
Pozdrawiam Arwena


Jest godzina trzecia nad ranem, a ja nie mogę spać. Od początku wakacji nie przespałam spokojnie nocy. Ciągle budzę się ze snu, w którym widzę martwych ludzi, a sama uciekam przed zakapturzonymi postaciami. Matka nie rozumie mojego niepokoju, według niej doszło po prostu do paru wypadków. Zawalenie się wieżowca na obrzeżach miasta to tragedia, ale według niej, przypadek, w ogóle niepołączony z z paroma nie wyjaśnionymi morderstwami. Z tych mugolskich gazet wie tylko o pięciu zgonach, ja z proroka dowiedziałam się o kilkudziesięciu ofiarach, a na pewno jest ich wiele więcej. Zginęła matka Janet, gdy ona wraz z ojcem i młodszym bratem, była na wakacjach. Nad ich domem znajdował się mroczny znak. Resztę wakacji cała jej rodzina spędzi ukrywając się u wujka. Ciotka Quentina zaginęła bez śladu. Nie mogę sobie przestać wyobrażać, że właśnie w tej chwili, ktoś z mojej klasy, lub po prostu z Hogwartu - ginie. Na początku gdy dostawałam proroka, od razu zaglądałam do nekrologów, ale później przekonałam się, że to złudne źródło informacji, a zresztą nie zawsze dostawałam sowę. Czasem te biedne zwierzęta ginęły w drodze, czasem redakcja się nie wyrabiała. Przez to czułam się odsunięta od świata magii. Teraz piszę, z paroma osobami ze szkoły. Czasem nawet z Potterem... Po prostu w takiej chwili trzeba zapomnieć o dziecinnych kłótniach, a James jest dobrym źródłem informacji. Opowiada mi o tym co dzieje się w ministerstwie naprawdę, a Syriusz, który jak się dowiedziałam - mieszka u Jamesa, zakrapia swoje listy nutką ironii, co nie raz poprawiło mi humor. Oczywiście cały czas piszę do nich tylko i wyłącznie, aby zdobyć informacje i staram się być szorstka (bo moją dumę trudno schować do kieszeni), ale to trudne, ponieważ są to jedyne osoby, które piszą do mnie regularnie. Inni mają swoje problemy. Znaczy jest jeszcze Severus... ale on mnie przeraża. Zmienił się. Opowiada mi o śmierciożercach z taką fascynacją. Tłumaczy, że mugole są... niepotrzebni.

"Lilly, to nie jakaś bezsensowna zabijanka. Oni mają plan, oni wiedzą co robią. Trzeba ponieść ofiarę. Gdybyś wiedziała jaką potęgą oni władają..."

Skąd on wie o tej "potędze"? Czy mam myśleć stereotypami? Czy każdy Ślizgon zostanie śmierciożercą? Czy nawet ten inteligentny, ambitny, fascynujący chłopak, da się zniszczyć, niszcząc innych? Mam nadzieję,że to tylko fascynacja... Nie chce stracić przyjaciela, ale nie chce też mieć do czynienia ze śmierciożercą. Wiedziałam, że Severus zadaje się z tym podejrzanym Averym - wszyscy wiedzą, że jego ojciec i matka są śmierciożercami. Na początku ostatniego roku w Hogwarcie porozmawiam z nim. Będzie musiał wybrać.
Nie potrafię zrozumieć, czemu wcześniej prawie w ogóle nie wspominałam o tej... wojnie? Nie, na razie to chyba za duże słowo. Po prostu jakiś potężny czarodziej, zebrał armie ludzi, którzy go popierają lub się go boją. Uznał, że czarodzieje (szczególnie czystej krwi) powinni władać całym światem, a nędzni mugole muszą zginąć, no może łaskawie paru zostawić przy życiu, żeby mieć dobrych niewolników. Jak to nazwać, skoro jeszcze nie wojną? Szaleństwem? Egoizmem? Okrucieństwem? Przecież to tylko synonimy wojny. Czy jeden człowiek może być tak potężny, że ludzie boją się wymówić jego imię? Widocznie tak, ale nie mam siły teraz o nim myśleć.
Ludzie są ślepi i głusi. Wszyscy: czarodzieje, mugole, mugolaki, charłaki... Zauważamy, że dzieje się coś złego dopiero, gdy to zło nas dosięgnie. Dopiero gdy przytulimy zrozpaczoną przyjaciółkę, która cicho szepcze imię zmarłej matki. Gdy przyjaciel ogarnięty złością i smutkiem, krzyczy, przeklina, wyrywa się i powtarza do utraty tchu co zrobi gdy odnajdzie porywaczy cioci. Śmierć matki Janet otworzyła mi oczy, może nawet za szeroko, tak, że teraz nie mogę nawet spokojnie zasnąć. A przecież te wszystkie, porwania i morderstwa miały miejsce wcześniej, a ja to wszystko lekceważyłam, ważniejsza była moja złość na Pottera. Ciekawe co jeszcze musi się stać, aby otworzyły się oczy innych ludzi?

P.S – Następnym razem chyba po prostu wkleję do pamiętnika listy, które dostaję.

[ 658 komentarze ]


 
Stanowczy brak wątpliwości... chyba.
Dodała Lili Evans Piątek, 20 Czerwca, 1997, 20:54

Czy w końcu się z nim umówiłam? Najmniej bolesną dla mnie odpowiedzą będzie stwierdzeni, że: Gryffindor wygrał, dzięki świetnej grze Jamesa Pottera. Arghh.. Ale to nie tak, że dałam się złamać czy coś... po prostu... NIE POTRAFIĘ MILCZEĆ! Przez cały tydzień nie miałam, do kogo ust otworzyć, w końcu nie wytrzymałam i stanąwszy na środku pokoju wspólnego krzyknęłam:
- DOBRZE JUŻ DOBRZE. UMÓWIĘ SIĘ Z TYM IDIOTĄ, DEBILEM I ZAKAŁĄ TEGO DOMU, ALE NIECH WSZYSCY WIEDZĄ, ŻE ZROBIŁAM TO ZE WZGLĘDU NA SZANTAŻ, A NIE, DLATEGO, ŻE LUBIĘ TEGO KRETYNA. - to powiedziawszy pobiegłam do Janet i przez dwie godziny non stop mówiłam. Musiałam się wygadać, za ten okres milczenia.
Na drugi dzień Potter podszedł do mnie objął mnie ramieniem i się zaczęło.
- Cześć kocie.
- Nie mów tak do mnie i bierz tą rękę.
- Marudzisz. Uważaj, bo zaraz wpadnę w depresję i znów nikt nie będzie się do Ciebie odzywać.
- To było podłe i chamskie. Nie możesz poderwać dziewczyny to wynajmujesz do tego cały dom, co? Kiepsko kolego, trzeba wiedzieć, kiedy się przegrywa.
- Ale osoby, takie jak ja walczą do upadłego. Walczą tylko po to, aby osiągnąć cel.
( Zaśmiałam się w duchu, bo James właśnie zacytował Remusa. Wątpiłam, że rozumiał sens tych słów, a wypowiedział je z dumą w głosie.)
- Wiesz z tego zdania wynika, że jak już mnie poderwiesz, to od razu mnie porzucisz.
- Co? Ale... Nie, po prostu źle to zrozumiałaś. Chodziło o to... Walczę tak długo, bo bardzo mi zależy na osiągnięciu celu.
- Potter nie wiem, czy zauważyłeś, ale właśnie nazwałeś mnie celem, który chcesz osiągnąć. To też można zrozumieć dwojako. Na przykład...
- Evans, cholera jasna, uspokój swój logiczny umysł. To było wyznanie, a Ty je analizujesz jak recepturę na uwarzenie eliksiru. To, kiedy chcesz mnie zaprosić na tą obiecaną randkę?
(Nagle uświadomiłam sobie, że jestem dla niego zbyt miła, więc...)
- Miałeś wziąć rękę, a po drugie nigdzie nie mam zamiaru Cię zapraszać. Po prostu po meczu Quidditcha, poświęcę dla Ciebie godzinę mojego cennego czasu. Np. na błoniach.
- Super. Ale czemu tylko godzinę? Jeżeli w ciągu pierwszych 10 minut meczu złapie znicza, poświęcisz mi całe popołudnie, zgadzasz się?
- Całe popołudnie z tobą? A zresztą jeszcze nikt tak szybko nie złapał znicza... chyba.
- Skoro i tak, to się nikomu nie udało, to chyba się nie boisz i możesz zaryzykować?
- Nie prowokuj mnie... No dobra, chociaż wiem, że będę tego żałować. Ale pamiętaj nie umawiam się z Tobą, dlatego, że Cię lubię, tylko, dlatego, że zostałam ofiarą szantażu. To jedno spotkanie i dajesz mi spokój wieczny. Jasne?
- Evans przyznaj w końcu przed samą sobą, że za mną szalejesz.
- Nie ma to jak odpowiedź na temat. Żegnaj Jam... Potter.
- Do widzenia skarbie.
- Potter niech cię szlak...

***

W dzień meczu obudziłam się bardzo wcześnie. W spokoju ubrałam się i zeszłam na śniadanie. O dziwo w Wielkiej Sali było już sporo uczniów. Gdy przechodziłam obok stołu Krukonów, usłyszałam jak jakaś dziewczyna mówiła:
- Patrz to ta Evans, zawsze powtarza jak to bardzo nienawidzi Jamesa, a dziś się z nim umówiła. Nie rozumiem, co on w niej widzi. Ja* zasługuje na coś lepszego. On jest...- reszty nie usłyszałam, bo już gotowała się we mnie złość. Siadłam przy stole Gryfonów, wzięłam tosta i smarując go masłem, wyładowywałam swój gniew.
- Evans słońce, czemu znęcasz się nad tą niewinną grzanką?
- POTTER! Oj, sorry Black. Pomyliłam was.
- Gorzej nie mogłaś mnie obrazić.- Syriusz siadł obok mnie, a ja zaczęłam nabierać podejrzeć. Przecież od bardzo dawna z nim normalnie (przyjaźnie) nie rozmawiałam.- Jeśli mogę wiedzieć, czym Rogaś zasłużył na krzyki od samego rana?
- Chcę się po prostu dowiedzieć, w jaki sposób cała szkoła dowiedziała się, że jestem umówiona z Potterem, ale nikt nie wiem, że zostałam do tego zmuszona.... Wiesz może coś o tym?
- Cała szkoła? Nie przesadzasz trochę? Krukoni i Puchoni, właściwie mogli to słyszeć, ale Ślizgoni już raczej nie...
- Black, o czym Ty mówisz?
- Ty tego nie słyszałaś? Ach... to wszystko wyjaśnia. Więc, część szkoły pewnie słyszała lub widziała jak James biegnie przez korytarze, rzucając przy tym różne zaklęcia i wrzeszcząc „Evans się ze mną umówiła! HA! Mówiłem, że mi ulegnie...” czy coś w tym stylu. Reszta wie to pewnie z plotek. - Syriusz mówił to z nutką ironii w głosie, przegryzając między zdaniami tosta z dżem. Sama nie wiem, co, ale coś mnie w tej absurdalnej sytuacji rozbawiło. Teoretycznie nie powinnam się śmiać i w ogóle rozmawiać ze swoim, tak jakby wrogiem, ale wtedy miałam napad, tak zwanej głupawki... Wkrótce ja śmiałam się nie wiem, z czego, a Syriusz chyba ze mnie. Gdy się trochę uspokoiliśmy, zrozumieliśmy, że patrzy na nas cała sala. A James szedł w naszą stronę z niewyraźną miną.
- Cześć Potter!
- Cześć Evans, czemu jesteś taka... zadowolona?- spytał zbity z tropu James.
- Ona się cieszy na spotkanie z Tobą.- To mówiąc, Syriusz ryknął śmiechem, a ja wraz z nim.
- A podobno to ja jestem nienormalny.- skomentował, z miną obrażonego i poważnego osobnika.
Cała sytuacja była zbyt dziwna, jak dla mnie, więc wycofałam się do dormitorium. Śmiałam się właściwie z niczego z Syriuszem, którego przecież nie lubię. Poza tym wyśmiewałam z nim Pottera. I w ogóle miałam się dziś spotkać z Potterem... Świat jest strasznie zakręcony. Czy ja się zmieniam? Bo chyba tak bez powodu, nie mogłabym robić tych wszystkich rzeczy, które teraz robię. Przecież ja... Przecież dawna Lilly oparłaby się szantażowi i nie umówiła się z Potterem. Przecież dawna Lilly nie śmiała by się z byle, czego z Syr... Blackiem. Przecież dawna Lilly, była dumną i upartą istotą! Czy tylko ja mam takie dziwne problemy?!
Z Janet ruszyłyśmy na boisko. Zajęłyśmy względnie dobre miejsca i czekałyśmy na rozpoczęcie meczu. Quentin i Janet o czymś rozmawiali, ale ja ich nie słuchałam... Byłam przerażona, bo miałam wątpliwości. Czy chcę żeby James złapał znicza w ciągu tych dziesięciu minut, czy wolę żeby złapał go później... W czasie tego śniadania przypomniałam sobie stare dobre czas, jak się „przyjaźniliśmy”. W głowie mi się kotłowało. Nagle usłyszałam głos komentatora:
- Potter przez te pięć minut od rozpoczęcia meczu, przeleciał chyba ze sto razy całe boisko. Nigdy nie widziałem u niego takiej determinacji. Zachowuję się jakby o coś grał...
Uśmiechnęłam się, byłam pewna, że Artur Boodley sam nie skomentowałby tak gry kogokolwiek. Był raczej mruczkiem i w czasie meczu omawiał tylko i wyłącznie technikę graczy. Ale to nie było ważne, minęło pięć minut, zostało kolejne pięć. Sama nie wiedziałam, na co liczę.
- POTTER PIKUJE!!! Iiiiiiii... Tak jest! Ma znicza, złapał go w pięknym stylu. I na dodatek po raz trzeci w swojej szkolnej karierze, udało mu się złapać znicza w ciągu pierwszych dziewięciu minut....
Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy złościć. Pewnie dawna Lilly wpadłaby z furie, ale dziś po prostu się uśmiechnęłam i w myślach powiedziałam „Trzeba było się bardziej interesować Quidditchem, Lilka.”
No cóż, spotkałam się z James i spędziłam z nim całe popołudnie na błoniach, bo obiecałam. A ja jestem bardzo słowna. Nie mogę powiedzieć, że bawiłam się źle... Było całkiem... zabawnie. James chyba troszkę dojrzał. Ale wciąż miał takie przebłyski... dziecinności. Bawiłam się dobrze, ale to wszystko... Nie mogłam z nim porozmawiać, tak jak rozmawiałam z Severusem, czy Remusem. Chociaż nie wiem, czy nie byłoby dziwne, gdybym bawiła z nim się równie dobrze, jak z kimś, z kim znam się od bardzo dawna...
A poza tym jak myślał, że nie patrzę, to rzucił jakiś urok na pierwszoroczniaka. Tamten uciekł z kwikiem, ale nie wiem, co mu zrobił... Już nic nie mówiłam, bo nie chciało mi się wtedy z nim kłócić. On jest tak samo denerwująco - niedojrzały jak kiedyś. A przede mną tylko... udawał. Tak, to jest mój ostateczny wniosek.

Czy ja się kiedyś od niego uwolnię?! Mam dosyć kłócenia się z samą sobą, przez tego idiotę. O wiele lepiej, było, gdy moje uczucia do niego było jednoznaczne! Co oczywiście, nie oznacza, że teraz odczuwam coś ponad niechęć... Lepiej będzie jak się już zamknę, z każdym słowem pogrążam się bardziej...

*Ja - czytaj Dżej, przypominam to skrót od imienia Jamesa.

[ 623 komentarze ]


 
Kolejna afera z Potterem w roli głównej
Dodała Lili Evans Sobota, 14 Maja, 1977, 15:39

I po raz kolejny zostałam wrobiona przez Pottera… Mam dosyć pisania o jego wybrykach. Bez zbędnych komentarzy i rozwodzenia się nad głupotą tego… echem, przechodzę do opowiedzenia historii.
Przez dwa dni nie widziałam Pottera, ale to jeszcze nic, przez dwa dni nie słyszałam o żadnym jego dowcipie. W końcu nie wytrzymałam i poszłam do Syriusza. Nie dlatego, że tęskniłam za Jamesem, czy coś, po prostu jako porządna Gryfonka czułam się w obowiązku…
Blacka znalazłam na błoniach jak bajerował jakąś dziewczynę. Podeszłam do nich i najsłodziej jak potrafiłam powiedziałam:
- Cześć, Syriuszu. Musimy porozmawiać.
- Evans nie teraz jestem zajęty.
- Black jeśli dalej chcesz z przyjemnością patrzeć na odbicie w lustrze, to dobrze Ci radzę TERAZ!
Syriusz spojrzał się na mnie zniecierpliwiony, następnie szepnął coś tamtej dziewczynie i pozwolił zaciągnąć się za wierzbę bijącą.
- No więc? Trochę mi się spieszy.- powiedział to tak jakby już wiedział, o co chcę zapytać.
- Echem… Jesteśmy w jednym domu. Ja, ty, Janet, Remus…no i… powinniśmy wiedzieć, co się z nami dzieje. I jak kogoś dłużej nie ma to zainteresować się jego losem…- zaczynałam bredzić, ale nie chciałam żeby Black pomyślał, że myślę o Potterze- I być dla siebie miłym…
- Szkoda, że nie pomyślałaś o tym wcześniej Evans… Biedny James.- pokręcił głową.
- Co? Co ja… on? Biedny?
- No tak… nie wiesz, Dumbledore nie chciał żeby uczniowie wiedzieli.
- O czym? Black mów, bo zaraz zarobisz…
- James rzucił się z wierzy astronomicznej. Z rozpaczy.
Serce zaczęło mi gwałtownie bić. Ja nie myślałam wtedy racjonalnie ( to na moje usprawiedliwienie). To, co powiedział Black było jednym wielkim absurdem, ale wtedy byłam ogłupiona i…
- Czy on… on?
- Tak żyje. Leży w ciężkim stanie w skrzydle szpitalnym. Nie wiem czy powinnaś do niego iść. W końcu cierpiał przez….Ciebie.-powiedział to bardzo dramatycznie, a ja wciąż byłam w szoku, więc wybełkotałam:
- Muszę go zobaczyć…
Powinien mnie zastanowić spokój Syriusza, który okazywał przez całą drogę do skrzydła szpitalnego, a nawet jego delikatny uśmiech. Lecz byłam wtedy niepoczytalna. Sama nie wiem, o czym wtedy myślałam. Wbiegliśmy do Sali i zobaczyłam Pottera leżącego na łóżku. Miał głowę obwiniętą bandażem i rękę w temblaku. Po raz kolejny zachowałam się jak nie ja i rzuciłam się Jamesowi na szyje ( w sumie nie wiem, dlaczego, to było… bezsensowne).
- Och… Jak miło. Musze częściej spadać z miotły.
- BLACK!!!
Wtedy zrozumiałam całą tą głupią sytuację, a Potter uświadomił sobie, że pogrążył plan przyjaciela. No cóż, do całej tej historii mogę dodać tylko, że przez najbliższe 3 minuty wyrywałam się z ramion Pottera. Ten idiota nie chciał mnie puścić wrzeszcząc coś w stylu „Nie rzuciłem się z wierzy astronomicznej, ale z miotły… też z rozpaczy, Evans ja specjalnie spadłem, bo nie chciałaś się ze mną umówić!”
Gdy już się wyrwałam, zaczęłam go przekrzykiwać i rzucać obelgi w stronę Blacka.
- Przyszłam tu z koleżeńskiej uprzejmości, a jak kłamiecie to postarajcie się chociaż ustalić wspólną wersje.- powiedziałam na odchodnym.

***
Przed chwilą naszli mnie Gryfoni i kazali mi się umówić z Potterem… Oczywiście nie byłam zaskoczona, bo domyśliłam się, że James znowu coś wymyślił…
-Co on powiedział, że tak wam zależy?
- Potter ma depresje- powiedziała z przejęciem i rozpaczą w głosie jakaś trzecioklasistka.- powiedział, że nie wystąpi w kolejnym meczu quidditcha, bo jest zbyt nieszczęśliwy.
- Taa… I to niby ja jestem tym nieszczęściem?
- Tak.- odpowiedzieli chórem.
- Nic z tego! Nie mogę uwierzyć, że mu wierzycie! Nie umówię się z nim.
- W takim bądź razie Gryfoni nie będą się do ciebie odzywać.
Zatkało mnie. Oni naprawdę się do mnie nie odzywają. Za to ślizgoni mnie uwielbiają, bo bez Pottera w naszej drużynie na pewno wygrają. Janet, Remus, Quentin nawet oni nie powiedzieli do mnie ani słowa, tylko głupio się uśmiechają. Myślą, że ulegnę, ale to wymuszenie…. A ja się nie daję szantażom!
Ja się na pewno z nim nie umówię szczególnie po tym jak Syriusz podszedł do mnie i powiedział:
- To kłamstwo doprowadziliśmy do perfekcji. Powinnaś się nazywać Ciotka Dobra Rada.- i zaśmiał się głupio ze swojego nieudanego dowcipu…
Nie umówię się z nim i koniec! Może uda mi się coś wymyślić, żeby jak mówił tata „Wilk był syta, a owca cała”. Chociaż nie wiem, kto jest owcą, a kto wilkiem. Nudzą mnie już te głupie kłótnie i historie z Potterem. Czy już do końca szkoły będę musiała się z nim tak użerać? A może się naprawdę z nim spotkać, żeby mi wyjaśnił, o co mu właściwie chodzi… Chociaż wtedy ulegnę presji tłumu i dam satysfakcje Blackowi…. Arghh. Muszę wszystko przemyśleć.

[ 489 komentarze ]


1 2 3 4 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki