Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Aramil
Do 30 listopada 2007r pamiętnikiem opiekowała się Sarenka-13

Chatka Hagrida

  I wszystko zmierza ku dobremu, cz. 2
Dodał Hagrid Środa, 10 Czerwca, 2009, 10:33

Druga część rozległego wątku. W jednej notce miały być trzy wątki, ale postanowiłem podzielić wątki na osobne notki. Nie wiem, czy o tym wspominałem. No ale. Chciałem przeprosić za zwlekanie z dodaniem notki. Sprężyłem się i dodałem. Życzę miłego czytania, chociaż powątpiewam w szaleństwo po przeczytaniu tego wpisu.

***

Droga do gabinetu Dumbledore’a ciągnęła się niemiłosiernie. Wydawało się, jakby te metry się oddalały, a nie na odwrót. Tak, bałem się tej rozmowy. Raz, że McGlock mogła być tam wcześniej i wcisnąć jakiś kit dyrektorowi. Dwa, że miała świadka. Ja miałem dzieciaki, a zważywszy na to, że psor wiedział o tym, że zawsze mnie poprą, miałem przechlapane. Oj.
Doszedłem jakoś do gargulców, potem po schodach do drzwi. Miałem pukać, ale stanąłem wryty przed drzwiami z dłonią zaciśniętą w pięść i będącą w małej odległości od szyby. Paraliż na miejscu. Głos Dumbledore’a dodał mi odwagi.
- Wchodź, Hagridzie!
Onieśmielony wszedłem do pomieszczenia. Dziwne urządzenia jak zwykle znajdowały się na biurku dyrektora. Do tego cicho pracowały. Nigdy nie wiedziałem, po co mu one.
- Dzień dobry, psorze.
- Witam, Hagridzie. Co cię do mnie sprowadza? – spytał, po chwili dodając – Ach tak, jasne.
Przełknąłem głośno ślinę. A jednak już tu była. Jak ostrą reprymendę przyjdzie mi przyjąć? W końcu krył mnie nie pierwszy raz. Cierpliwość ma swoje granice…
- Była u pana…
Nie musiał odpowiadać. Za moimi plecami dobiegło pukanie do drzwi. Nie czekając na odpowiedź ktoś wszedł do pomieszczenia. Okazało się, że ową osobą była… McGlock. Spiorunowało mnie. Po co ona tutaj? Jeszcze jej nie było? O co w tym wszystkim chodzi?
- Witam profesor McGlock – przywitał ją uprzejmie dyrektor, wstając i zapraszając gestem ręki, aby usiadła. Po chwili skierował wzrok i na mnie – Lepiej by było, gdybyś też usiadł, Hagridzie.
Rzuciłem mu nieprzytomne spojrzenie, pomieszanie z oburzeniem i niewiedzą wymalowaną na ustach. Nie zastosowałem się do poleceń dyrektora, stałem jak stać miałem.
- Muszę chyba prosić cię Hagridzie, abyś zajął miejsce obok pani profesor – uśmiechnął się uprzejmie, ale w jego oczach zobaczyłem błysk. Błysk, któremu nie mogłem się przeciwstawić. Usiadłem w fotelu, nie spoglądając na McGlock i na Dumbledore’a. Zająłem się oglądaniem swoich butów. Powinienem je wyczyścić, jak wrócę. Tak, to dobra myśl.
- Po co nas pan wezwał, dyrektorze? – z zamyślenia i odrętwienia wyrwał mnie głos tej… Kobiety.
- Ja przyszedłem sam – burknąłem. Nie wiem, czemu zabrałem głos. Nie powinienem, lepiej było nie odzywać się i czekać, co powie psor.
- Nikt się nie pytał o zdanie wielmożnego pana – fuknęła McGlock, rzucając wściekłe spojrzenie na mnie. Już miałem odpowiedzieć, nawet otworzyć usta. Jednak do akcji wkroczył Dumbledore.
- Dość!
Spojrzeliśmy na niego ze strachem. Rzadko się denerwował, więc ten obieg spraw był dość niespodziewany.
- Jesteście dorośli, a zachowujecie się jak dzieci. Mam wam coś do powiedzenia i jeśli jeszcze raz dojdzie do tego typu wymian zdań, pożegnamy się ze sobą.
W sumie miał rację. A ja nie miałem zamiaru mieć kłopotów u dyrektora. Nie wiem, jak tamta hipokrytka. Skinąłem lekko głową w geście zrozumienia.
- A pani profesor? – spytał, skłaniając na nią lekko głowę.
- Dobrze, będę spokojna – odpowiedziała, zakładając ręce na piersi. Jej, ona naprawdę zachowuję się jak jakieś dziecko!
- Łał, jaki… - urwałem w połowie zdania. Miałem przestać, przestać do cholery! Gospodarz spojrzał na mnie z surowym wyrazem twarzy. Szybko poprawiłem swój błąd – Nie, już nic.
- Świetnie – zakończył pierwszą część tego, co miało zapewne nastąpić w tym gabinecie, o tej porze, przy gościach, których się spodziewał. Zajął miejsce za biurkiem, spoglądając co chwila zza swoich okularów na mnie i McGlock – Mam wam teraz coś do powiedzenia. Nie będzie to długo trwało, jednak muszę prosić was o uwagę i wzięcie sobie moich słów do serca. Mogę na to liczyć?
Mruknęliśmy coś niezrozumiale. Najwidoczniej złapało nas poczucie winy za sytuację wcześniej. Psor raczej też nie był do końca przekonany naszymi potwierdzeniami, co widać było na jego twarzy. Był człowiekiem, który dwa razy nie pytał o to samo. No, chyba że działo się coś ważnego. I nie wiem, czy to wszystko można nazwać ważną sytuacją. Stosowną sytuacją.
- W naszej szkole było już wiele kłótni i sporów pomiędzy członkami kadry pedagogicznej. I zawsze w tej sytuacji robiliśmy to samo; wzywaliśmy skłóconych do siebie i nie, nie próbowaliśmy ich pogodzić. Miałem na myśli, że stawialiśmy im pewnego rodzaju ultimatum. Albo dojdą do porozumienia, spróbują się akceptować, nie odzywać się do siebie, unikać kłótni, sporów i zaczepek, albo będziemy musieli się pożegnać. Z oboma delikwentami. I to samo kieruję do was. Albo wóz, albo przewóz, moi drodzy.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Mamy sami dojść do porozumienia? Po tym wszystkim, co zaszło, mamy dojść do porozumienia? POROZUMIENIA?! To nie było realne, chyba sam o tym wiedział. Jasne, mówił dość pewnie i z mądrością, która kazała uwierzyć, że jednak jest jakieś wyjście.
Nastała niezręczna cisza. Dumbledore grzebał w szafkach swojego biurka, widocznie czegoś szukając.
- O, jest – powiedział widocznie usatysfakcjonowany, prostując się w fotelu. W ręku trzymał paczkę mugolskich landrynek. Cytrynowych w dodatku.
- Może któreś z państwa ma chęć na jednego? – spytał, wyciągając ku nam otwartą paczkę. Parsknąłem śmiechem, jednak grzecznie odmówiłem gestem ręki. McGlock odwróciła tylko głowę w teatralnym geście. Najwidoczniej oczekiwała innego obrotu spraw. Toś się rozczarowała, zołzo jedna podła!
Kolejna chwila cisza zapanowała w gabinecie. Może lepiej byłoby oddalić się już w swoje strony, by przemyśleć to i owo? Psor chyba pomyślał o tym samym, wstając i ruszając w kierunku drzwi.
- Mam nadzieję, że moje przemówienie nie poszło na marne, że przemyślicie je i spróbujecie jakoś wprowadzić je w życie. Widzę, że nie macie żadnych zastrzeżeń, dlatego pozwolę sobie się z państwem pożegnać. Dziękuję i miłego dnia życzę.
Wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi, nie spoglądając (znowu) ani na dyrektora, ani na profesorkę. W drzwiach dyrektor zatrzymał mnie na chwilę i mruknął:
- Proszę cię Hagridzie, spróbuj się dostosować.
Uśmiechnąłem się promiennie, kiwnąłem głową i wyszedłem. Za mną to samo zrobiła McGlock z miną obrażoną. Wyszła bez pożegnania, idiotka. Szybkim, jak na siebie, tempem wyszedłem na korytarz. Już miałem kierować się w stronę schodów, gdy z tyłu za rękę złapała mnie… ona. Spojrzała na mnie nienawistnym wzrokiem.
- Jeśli myślisz, że po słowach dyrektora będziesz bezpieczny, to się mylisz – mówiła, obnażając zęby. Musiała być niesamowicie wściekła, naprawdę – Ty wyolbrzymiony półgłówku, jeszcze ci się dostanie, zobaczysz!
Nim zdążyłem odpowiedzieć, kopnęła mnie z całej siły w piszczel i pospiesznie zwiała. A nie mówiłem, że idiotka?
- Przeżyję – mruknąłem, patrząc w kierunku, w którym oddaliła się McGlock. Robiło się coraz ciekawiej, a ja, podobnie jak ona, nie miałem zamiaru składać broni. Wojna dywersyjna, raz proszę!

Na razie, Hagrid.

[ 20498 komentarze ]


 
I wszystko zmierza ku dobremu, cz. 1
Dodał Hagrid Wtorek, 03 Lutego, 2009, 10:20

Na początku tej notki chciałbym podziękować tym, którzy wierzyli we mnie i wspierali mnie w czasie pisania tej notki. Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie. Miłego czytania! ;)

Po aferze w Wielkiej Sali, wróciłem do swojej chaty. Musiałem sprawiać pozory, tj. udawać zadziwionego całą tą sytuacją z McGlock. Nie było to dla mnie łatwe z powodu radości, która mnie rozpierała. Fakt, że dostała za swoje był bardzo pocieszający. Przynajmniej dla mnie. Poza tym musiałem tego samego wieczoru przemyśleć kilka spraw. I wdrożyć je w życie. Idealnym ku temu miejscem był bar Pod Trzema Miotłami. Postanowiłem wstąpić tylko do domu, przebrać się i ruszyć w kierunku Hogsmeade.
Otwierając drzwi, usłyszałem radosne ujadanie Kła. Nogą odsunąłem go do drzwi, po czym zamknąłem je i szybko się przebrałem. W końcu trochę pobawiłem się z Kłem, raz drapiąc go za uszami, raz pozwalając lizać mu moje dłonie. Wyżej nie sięgał, biedaczyna.
- Kieł, Ty stary bucu – powiedziałem, w dalszym ciągu drapiąc go za uszami – Dostała za swoje, dostała!
Podszedłem do kredensu, wyciągnąłem puszkę z herbatą i dzban.
- Dzięki bliźniakom może trochę się, skubana, ogarnie – dodałem po chwili. Woda w tym czasie, wstawiona przeze mnie wcześniej, zagotowała się – I mam nadzieję, że nam się poszczęści i nikt nas nie wyda.
W dobrym nastroju przesiedziałem w mojej chacie dobre pół godziny. W końcu zebrałem się do wyjścia. Wychodząc z domu poczułem, że na coś wpadłem. Mimo spojrzenia w dół i nie znalezienia ofiary kolizji ze mną wiedziałem, co się święci.
- Co wy robicie, do jasnej Anielki, tutaj o tej porze?
- Hagridzie, musimy Ci o czymś ważnym powiedzieć! - usłyszałem cichy, ale wyraźny syk Hermiony.
- Nie teraz, dzieciaki – powiedziałem, zamykając drzwi – Właśnie wybieram się do Trzech Mioteł – No wiecie, świętować.
- Ale Hagridzie! - tym razem odezwał się Harry – Tu chodzi o tą całą McGlock!
Wyczułem, że to coś poważnego. Niechętnie otworzyłem im drzwi, mrucząc „wchodźcie!”. Będąc w środku, zamknąłem drzwi na zamek, okna zasłoniłem kotarami. Aby nikt nam nie przeszkadzał. W ciągu kilku minut zaopatrzyłem ich w herbatę i krajankę własnej roboty. Ciekawe dlaczego zawsze grzecznie odmawiają jej skosztowania?
- No to co – zacząłem, siadając i patrząc na zebranych uważnie – Co chcecie?
Spojrzeli po sobie. Ktoś musiał zacząć. Tylko pytanie – kto?
- Hagridzie – rozpoczęła Hermiona. Odważna dziewczyna – Możesz mieć problemy przez tą akcję z prof. McGlock.
Wybałuszyłem na nią oczy. Afera? Skąd oni o tym wiedzą?!
- A skąd wy, skubańce, o tym wiecie?
- Od Malfoya – odparł Ron. Malfoy? A co on mógł o tym wiedzieć? A tym bardziej poinformować dzieciaki, których nie znosi? - Wybieraliśmy się do Ciebie. A ten palant wchodził akurat do Wielkiej Sali Wejściowej, gdzie czekali na niego jego dwaj sługusi. I powiedział im, że McGlock go posłała za Tobą, aby sprawdzić, czy aby nie ujawnisz się z tą draką.
Zakręciło mi się w głowie. A jednak się wydało. Przeklęta baba i przeklęty Malfoy!
- Jak? Skąd?
- Powiedział, że patrzył przez okno i wszystko usłyszał.
- Cholibka. No to po mnie.
- Hagridzie, musiałeś o tym informować cały świat? - spytała Hermiona, patrząc ze strachem na mnie. Dziw, że się tak martwili. Udzieliło się to całe trójce.
- Nie cały, tylko Kła.
- Co jednak Cię zgubiło. Oj, Hagridzie!
Spojrzałem na Harry'ego. Jak na razie nie odzywał się za wiele.
- A Ty co?
- Ja mam dokończyć – powiedział niemrawo, spoglądając na przyjaciół. Zachęciłem do go tego gestem ręki – I Malfoy poszedł do niej i wszystko jej powiedział.
Siedziałem jak wryty. Nastąpiła długa chwila milczenia. Zakończyła ją Hermiona.
- Hagridzie, w razie potrzeby staniemy za Tobą.
- Tak, masz to jak w banku! - krzyknął Ron, pomimo moich prób uciszenia go.
- Jeszcze tej starej ropusze włosy staną dęba, zobaczysz! - odezwał się Harry, waląc pięścią w stół.
Wziąłem głęboki oddech. Było mi bardzo miło, naprawdę. Ale... No właśnie.
- Posłuchajcie mnie teraz uważnie – zacząłem. Ręce trzęsły mi się nie wiedzieć czemu – Nie chcę, byście się znowu wpakowali w jakieś tarapaty. Dam se radę, dobra?
Dzieciaki zaczęły protestować, jednak wstałem i podszedłem do drzwi.
- Dobra, zmykajcie. Dam se radę, naprawdę.
Niechętnie, ale pozbierali się z miejsc, co chwila dając mi jakieś rady. Otworzyłem drzwi, pozwalając im wyjść.
- Idźcie, tylko bądźcie ostrożni. Ja dam se radę. Na razie.
Czekałem, aż ich kroki ucichną. W końcu zebrałem się i już miałem wchodzić do środka...
- Kto tam? - krzyknąłem, odwracając się. Gdzieś z Błoni dochodziły hałasy. Niepokojące hałasy. Rozejrzałem się, próbując wyłapać jakieś ruchy. Ewentualnego winowajcę.
Przez chwilę panowała błoga cisza. Nagle...
Odgłos napinania łuku, wystrzał i strzała, która przeleciała ponad moim barkiem. Trafiła w framugę drzwi. Oszołomiony przez kilka sekund nie wiedziałem, co się dzieje. Po jakiejś minucie dotarło do mnie to, co się stało. Napastnik musiał zbiec. Pomyślmy – kto normalny chciałby mieć do czynienia z takiej postury osobnikiem?
Spojrzałem na strzałę tkwiącą w framudze. Dołączona była do niej karteczka. Oryginalny sposób korespondencji, naprawdę. Odwiązałem karteczkę. Treść karteczki nie zdziwiła mnie tak, jak powinna. Powinienem się tego spodziewać.
Oto treść karteczki:

Jeszcze się policzymy, wielkoludzie.

Może nie treściwe, ale konkretne. Wiedziałem, że czeka mnie teraz wojna z McGlock. Bo któż by inny mógł mi pisać coś takiego?
Postanowiłem – rano idę do Dumbledore'a. Ja jej jeszcze pokażę...

Na razie.

[ 7386 komentarze ]


 
Ekhm.
Dodał Hagrid Poniedziałek, 19 Stycznia;, 2009, 10:38

Witam,

Myślę, że kilka wyjaśnień z mojej strony powinno się tu znaleźć. Zwłaszcza, że ni stąd, ni zowąd notki przestały się pojawiać.

Pomysł na nową notkę był, owszem. Miałem ją wydać przed nowym rokiem szkolnym. Jednak nie najlepsze samopoczucie psychicznie po przyjeździe z wypoczynku, brak pomysłów na zakończenie notki i sprawy osobiste skłoniły mnie do tego, aby odejść.

Z racji tego, że jestem aktywnym użytkownikiem szkoły Hogwart (www.hogwart.pl gwoli ścisłości), skontaktowałem się z Guardianem. Ustaliliśmy, że mój pamiętnik trafi do archiwum i nie będzie brany pod uwagę przy ogłaszaniu konkursu.

Oczywiście wchodziłem na stronę pamiętnika, aby sprawdzić, co się dzieje. Do dzisiaj Guardian nie wywiązał się z umowy. A ZKP zaczął się niecierpliwić.

W związku z tym, iż dzieje się u mnie w miarę dobrze, mam dość czasu dla siebie, postanowiłem powrócić. Było mi trzeba trochę wolnego czasu, aby odpocząć. To wszystko. Liceum pomimo straszenia nie jest takie złe, da się je znieść. ;) Wczoraj poinformowałem o tym Dagulę z ZKP.

Notkę planuję wydać do 9 lutego. Obecnie jestem chory, ferie zaczynają się w moim województwie od 26 stycznia do 8 lutego. Pierwszy tydzień odpada z powodu wyjazdu. Dlatego uważam, że termin 9 lutego jako ostateczny dla wydania nowej notki, jest rozsądny.

Przepraszam i proszę o wyrozumiałość,
Aramil. :-)

[ 99 komentarze ]


 
Bo zUa z niej kobieta. Bo zUa.
Dodał Hagrid Sobota, 28 Czerwca, 2008, 13:18

Za wenę i dobre chęci w pisaniu notki mogę podziękować komuś, kto sprowadził mnie na ziemię. Mianowicie… Sobie? A jakże. Jak się okazało, decyzja ta była nie przemyślana. Chwilowy kryzys. O. Cieszycie się, prawda? ;) Ja bardzo. I mam nadzieję, że takich kryzysików będzie jak najmniej. A co. A teraz notka. Miłego czytania życzę. ;)

***

Drogi pamiętniku,

Po tych wszystkich zdarzeniach w ciągu kilki ostatnich dni, nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Czułem się okropnie, mimo tego, iż nie była to moja wina. Długo o tym wszystkim myślałem. I wiesz, co? Doszedłem do wniosku, że „czarnej” (tak nazywałem tę zołzę) należy się nauczka. A co z Katie? Przeprosiny zapewne sprawy nie załatwią. Czyli co? Wpadłem na to trochę później. Zresztą, wszystko ci wyjaśnię.

W poniedziałek otrzymałem oficjalne pozwolenie powrotu do prowadzenia zajęć ONMS. Przez to wszystko zupełnie wyleciało mi to z głowy. Aczkolwiek było to dla mnie miłe zaskoczenie. A jakże. Skoro mowa o ONMS, to postanowiłem wprowadzić jakieś nowości w lekcjach. Po pierwsze, współpracować z podręcznikiem, (choć i tak wszyscy wiedzą, że nie ma z niego żadnego pożytku). Dlatego na wtorkowej lekcji z Krukonami przerabialiśmy nieśmiałki. Nie byłem tym jednak zachwycony. Obiecałem sobie nigdy więcej nie działać z książkami. Swoją wiedzę mam, ot co.
Po godzinie pracy, postanowiłem przeprowadzić małą inspekcję.
- Ty, mały – zwróciłem się do małego, rudowłosego chłopca – Jak Ci idzie?
- N… Ni… Nieźle – odparł Krukon lękliwym głosem – Już… Prawie wszystko… Skończyłem…
- Bardzo dobrze! Widzę, że się starasz. Ładnie Ci to wychodzi, brachu – z uśmiechem stwierdziłem, klepiąc go po plecach. Ten niespodziewanie wpadł do wielkiej donicy. Ruszyłem dalej. Moją następną ofiarą okazała się… Cho Chang. Raźnym krokiem podszedłem do niej. Usłyszałem strzępy rozmowy…
„- Wiesz, ta Mcglock powiedziała mi, abym się zamknęła, bo inaczej wlepi mi taki szlaban, że się nie pozbieram. Idiotka – stwierdziła blondynka, najwyraźniej przyjaciółka Chang.
- No wiesz! Pogięło ją, czy co? – oburzyła się Krukonka – Przesadziła, i to jak.
- Właśnie! Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, udałam więc, że nic nie słyszałam. Po co robić sobie kłopoty na pierwszej lekcji zaklęć z nową typiarą? – spytało blond dziewczę, kończąc szkic nieśmiałka.
- Słusznie, ja też bym…”
- Ekhm – przerwałem tę jakże ciekawą konwersację. Obie spojrzały za siebie z paniką w oczach. – Nie przeszkadzam panienkom?
- Przepraszamy… My…
- Spokój – skończyłem jednym słowem wszelkie dyskusje. Dość nieźle mi to wyszło, jeśli już – Mogę nie brać tej sytuacji pod uwagę przy wystawianiu ocen. Mam tylko jedno, zasadnicze pytanie – ciągnąłem. Dziewczęta mimowolnie spojrzały na mnie z nadzieją.
- Jakie to pytanie? – spytała blondynka, wiercąc się niemiłosiernie.
- Kim jest ta McGlock, o której z taką pasją rozmawiałyście? – moje pytanie najwyraźniej je zdziwiło. Zignorowałem to. Chciałem się upewnić, że „czarna” to faktycznie cała ta McGlock. Z zachowania podobne do siebie zołzy, no nie?
- Yyy… - zaczęła niepewnie Chang – To pani Cassandra McGlock, nowa profesorka zaklęć.
- Zaklęć, powiadasz? – spytałem, łapiąc się za podbródek. W oddali dał się słyszeć odgłos dzwonka oznajmującego przerwę obiadową – Dobra, dzięki. Zmykajcie. Jakby co, to nie było tej rozmowy. Jasne?
- Oczywiście – odpowiedziały posłusznie, po czym popędziły w stronę zamku.
Drań z Ciebie, Hagridzie.
Dziękuję.

***

Pierwszą fazę planu miałem za sobą. Dowiedziałem się, że „czarna” nazywa się Cassandra McGlock. Tym razem musiałem dowiedzieć się, gdzie ma swój gabinet i jak się w nim urządziła. Najlepiej by było, gdyby zajęła… A zresztą. Nie chcę psuć Ci zabawy, pamiętniczku. Wszystko po kolei.

Sam nie mogłem zorganizować całej akcji. Potrzebni mi byli pomocnicy. Ci, którzy tak samo jak ja, chcieli zemścić się. Szczęście było po mojej stronie. W pokoju nauczycielskim dowiedziałem się, że Cassandra podobno znęca się psychicznie na swoich lekcjach na pewnych uczniach. Na bliźniakach i ich przyjacielu… Tym… No… Jordanem? Tak, chyba nim. Podobno już na pierwszej lekcji z Gryfonami, zadała tej trójce szlaban. I że byli u niej w gabinecie. Postanowiłem to wykorzystać. Tzn., wykorzystać ich. Zresztą, nie będą na mnie źle, prawda? Wyrządzimy sobie wzajemną przysługę. Dlatego w czwartek po lekcji z Gryfonami, chciałem ich poprosić o pomoc. Czy się zgodzą? Tego nie wiedziałem. Notabene, gdy czwartkowa lekcja dobiegała końca, a uczniowie powoli zbierali się, by iść do zamku, zawołałem ich.
- Weasley! Tak, do Was mówię! – bliźniacy nieco zbici z tropu, podeszli do mnie z nietęgimi minami. Widząc stojącego w oddali Jordana, widocznie zaniepokojonego, skinąłem na niego, aby i on podszedł.
- O co chodzi?

***

- Dobra. Podlecicie do jej okna, otworzycie je, a potem wrzucicie te niuchacze. Reszta powinna zrobić się sama – powiedziałem, chichocząc szaleńczo.
- Świetny plan, panie profesorze – odparł Fred, widząc mój wzrok, wykrztusił – Tfu. Hagridzie.
- Dzięki. Nie spodziewałem się tego po sobie. Dobra, słuchajcie mnie uważnie – spojrzałem na trójkę z powagą – wszystko musi sprawnie wyjść. Gdy już wrzucicie niuchacze do jej gabinetu i zamkniecie okno, idźcie na kolację. Zrozumiano?
- Tak jest! – krzyknęli zgodnie, śmiejąc się do mnie.
- No to spadajcie. Powodzenia!

***

W telegraficznym skrócie. Zgadałem się z chłopakami na temat ewentualnej zemsty na McGlock. Powiedzieli, że zajęła gabinet na drugim piętrze, nazywany „złotą komnatą”. Gabinet ten nazwany z powodu pozłacanych ścian. Dziwne, nie? Ale jak dla mnie, bardzo wygodne. Poza tym, biurko i ściany zostały pozagracane różnego rodzaju błyskotkami pani profesor. Było to zdecydowanie najlepsze miejsce na zemstę. Dlatego miałem posłużyć się niuchaczami. Każdy wie, że te stworzonka lubią błyskotki i są zdolne [bagatela] do zniszczenia gabinetu. Tak, nie powinienem. Ale ta szara gęś głupią zabawą zrujnowała całe moje życie! Dobra, idę dalej. Akcję zaplanowaliśmy na sobotę. Wiadomo było, że uczniowie i nauczyciele (jako opiekunowie), wybierają się do Hogsmeade, jedynej wiosce zamieszkującą jedynie przez czarodziei w Wielkiej Brytanii. Ja, pod pretekstem zajęć w charakterze gajowego, zostałem w zamku. A Weasleyowie i Jordan? Jak mi donieśli, znają kilka tajnych wyjść ze szkoły. Po jakimś czasie mieli skorzystać z jednego, aby wrócić do zamku i rozpocząć akcję. Resztę przedstawiłem wcześniej. A teraz finał tej przygody!

***

O godz. 18 wszyscy mieli zebrać się w Wielkiej Sali. Na ucztę z niewiadomego poziomu. Byłem trochę podenerwowany. Chłopcy nadal nie wracali. Lecz nim uczta rozpoczęła się, wślizgnęli się do środka. Napotykając moje spojrzenie po drodze, kiwnęli głową – udało im się. Uśmiechnąłem się. Cały czas w nich wierzyłem. Gdy dyrektor wstał, zapanowała cisza. Z uśmiechem na ustach, trzeba dodać.
- Drodzy uczniowie! – przemówił, wskazując rękami na studentów – I wy, profesorzy – zwrócił się do nas, skłaniając lekko głowę – Zebraliśmy się tutaj o tej porze, ponieważ mam wam coś do przekazania. Coś bardzo ważnego i zapewne miłego dla Was. Niewątpliwie fakt, iż…
Przemowę Dumbledore’a przerwało wejście McGlock do Wielkiej Sali. Drzwi otworzone z taką siłą, potężnie uderzyły o ścianę, przez co wyleciały z nawiasów. Cassandra rzuciła mi wściekłe spojrzenie, trzymając w ręku niuchacze. Była podrapana, a gdzieniegdzie z ran leciała jej krew. Doszła do stołu nauczycielskiego, rzuciła niuchacze o stół. Zwierzę natychmiast uciekło, ale jednym machnięciem różdżki dyrektora… Znikło.
- Prof. McGlock, co się stało? – spytał łagodnym wzrokiem. Rzucił mi ukradkowe spojrzenie. Nie dawałem po sobie poznać, że coś mnie łączy z niuchaczem. Wtedy byłby to koniec ze mną!
- To… Przez niego! – wrzasnęła rozwścieczona profesorka – Zrobiłam mu głupi żart, a on musiał wrzucać mi niuchacze do gabinetu!
- No też coś! – ryknąłem, wstając. Cassandra skuliła się na chwilę. Następnie podeszłą do Dumbledore’a – Nic nie zrobiłem!
- Albusie. Wiem, że jesteś rozsądnym człowiekiem. A ja czekam na winowajcę i karę dla niego. Surową karę – powiedziała, w dalszym ciągu spoglądając na mnie.
- Cassandro, nie mogę nic Ci tego zagwarantować. I jestem pewny, że Hagrid nie jest temu winien. Prawda? – spytał, spoglądając na mnie. Spojrzałem mu w oczy. On wiedział, że to ja. Wiedział.
- Oczywiście – mruknąłem, spuszczając wzrok.
- Zatem wszystko wyjaśnione. A tak dla informacji, ostatnio uciekł nam niuchacz, a więc musiało to być przypadkowe zdarzenie – odparł dyrektor, uśmiechając się – Może usiądziesz? Dania są przepyszne, jak informowały mnie skrzaty domowe – dodał, spoglądając na McGlock. Ta zrezygnowana usiadła obok prof. Snape’a. Więcej nie musze opisywać. To już następnym razem. Robi się dosyć późno, a ja jestem zmęczony jak nie powiem, kto. W każdym bądź razie, upiekło mi się. I to bardzo. Pozostała sprawa Katie. To również następnym razem.

A teraz idę spać.
Dobranoc

[ 60 komentarze ]


 
Odchodzę. To koniec.
Dodał Hagrid Wtorek, 27 Maja, 2008, 21:12

Ano właśnie. Miałem to napisać o wiele wcześniej, ale jakoś tak wyszło, że zawsze nie mogłem. Kończę z pamiętnikiem. Co nie oznacza, że usuwam się w cień jeśli chodzi o stronę.

Pisanie notek nie stało się dla mnie przyjemnością. Niestety stało się koniecznością. Głupio mi, że jestem tchórzem, że jednak nie spróbuję z pamiętnikiem. Nie wiem. Jak na razie - rezygnuję.

Zapewne w niedalekiej przyszłości odbędzie się konkurs na ten pamiętnik. Wtedy wszystko się wyjaśni.

Zawiodłem was i jest mi ciężko z tym. Wybaczycie? Mógłbym powrócić do pisania. Jeśli dalibyście mi jedną, ostatnią szansę. Ale co ja pletę...

Przepraszam,
Aramil

[ 36 komentarze ]


 
To nie miało być tak...
Dodał Hagrid Sobota, 05 Kwietnia, 2008, 13:18

Drogi pamiętniku,

Ostatnio wspominałem coś o tej Katie. Miła kobitka, miła. Od spotkania w Trzech Miotłach często o niej myślę. Ale ona chyba nie jest dla mnie. Albo ja dla niej. Zresztą, to nie ma szans. Kto chciałby być z takim wrednym, dzikim i głupim Hagridem? No właśnie. Nikt. Jakoś się tym nie przejmuję. Takie przemyślonka, ot co. Położyłem się pełen obaw o dzień jutrzejszy, jednak zupełnie niepotrzebnie. Kto by pomyślał, że będzie on dość przyjemny?

Pukanie o 8 rano. Takie przynajmniej miałem wrażenie.
- Kto tam? – warknąłem. Byłem wściekły. Czy ludzie nie mają kiedy składać mi odwiedzin, tylko wcześnie rano? Łoo Boże.
- Hagridzie, to ja, Dumbledore! – odpowiedział. Szybko nałożyłem coś na siebie i wpuściłem dyrektora do pomieszczenia. Deja vu, ot co. Kurczę. A jak mu się to spodoba i zacznie przychodzić codziennie? Galopujące gargulce. Ja wysiadam!
- Wlazł – mruknąłem cicho. Dyrektor wszedł lekkim krokiem do izby, usiadł w krześle. Chwilę później piliśmy już herbatę i rozmawialiśmy o moim dzisiejszym zadaniu. Trochę mnie to przerażało. Psor najwyraźniej to wyczuł i przyszedł mnie wesprzeć duchowo. Chwała mu za to. Niech mu Bozia w dzieciach wynagrodzi. Chyba już na to za późno pomyślałem, uśmiechając się do siebie.
- Hagridzie, nie ma się czego obawiać. Miałeś już trudniejsze zadania do wykonania. Chyba, że boisz się kobiety? – spojrzał na mnie badawczo. Widocznie czekał na zaprzeczenie.
- Kobitki? To nową psorką będzie kobitka? Rany! – krzyknąłem. Teraz wszystko jasne! Nową nauczycielką będzie Katie! Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Jaka ze mnie ciamajda!
- Co? Nie mówiłem ci? Niejaka Katie Grün. Bardzo sympatyczna kobieta. Ma nauczać w naszej szkole Astronomii – napił się herbaty, po czym spojrzał na zegarek – No cóż, komu w drogę, temu czas – powiedział, a widząc moją zdziwioną minę, dodał – To takie stare, mugolskie przysłowie. Zbieram się. Mam jeszcze mnóstwo spraw do roboty. Powodzenia! Jeśli chcesz, możesz mnie później odwiedzić w moim gabinecie. Zrelacjonujesz cały dzień. Do zobaczenia! – pożegnał się i wyszedł. Siedziałem tak jeszcze chwilę, po czym wziąłem się za sprzątanie.

Jak się dowiedziałem, Katie miała się zjawić w mojej chacie ok. 12. Byłem tym zdarzeniem bardzo przejęty. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Może gdybym miał jakieś lekcje… Zresztą, nieważne. Za 5 dwunasta dobiegł do mnie odgłos walenia w drzwi. Radosny jak skowronek skoczyłem ku drzwiom, ochoczo je otwierając. Jednak nie była to Katie. Przed oczami miałem piękną, o pojętnych kształtach kobietę. Brunetkę w dodatku. Miała około 20 lat. Miło uśmiechając się weszła do izby.
- Przepraszam, że pana tak nachodzę, ale mam problem i dowiedziałam się, że mógłby mi pan pomóc – chodziła szybkim krokiem po izbie nie mogąc się wysłowić.
- Jaki problem? Niechże pani mówi. Tylko szybko, jestem umówiony! – nie chciałem jej tak traktować, ale powody jakieś miałem. O. Ta spojrzała na mnie z gracją i rzekła:
- Właśnie tutaj przyjechałam i mam kupę ciężkich walizek. Polecono mi pana, więc tu jestem - kolejny raz się uśmiechnęła. Sprawiała wrażenie uroczej kobitki. Jak na razie.
- Oczywiście, za chwilę – odpowiedziałem obojętnym tonem – Może poczeka pani na zewnątrz? – spytałem mając nadzieję, że zostawi mnie na chwilę samego. Przyglądała się nieustannie – Muszę się przebrać – skwitowałem. Niechętnym krokiem wyszła z chatki. Zdjąłem garnitur, nałożyłem na siebie ubrania domowe. Luźne. Skwar dawał się we znaki. Wyszedłem po 5 minutach. Nie uśmiechało mi się to całe zamieszanie, jakie nieznajoma wywołała. Jakby w pobliżu nie było zgrai uczniów, którzy za małą opłatę zrobiliby to samo. Czyżbym miał do czynienia ze skąpcem płci pięknej? Zgroza.
- Mój Boże! Jaki pan muskularny! – odparła przybyszka. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw.
- Bez przesady – odpowiedziałem obojętnie. Brunetka irytowała mnie. Coraz bardziej – Gdzie mam je zanieść?
- Do zamku, jeśli łaska. Mój gabinet znajduje się na trzecim piętrze. Będę nauczała zaklęć – dumna z siebie wypięła pierś. Hola hola! Ona mnie udaje! Zołza.
- Zaklęć, powiada pani? – spytałem zdziwiony – A co z profesorem Flitwickiem? Przeszedł na emeryturę, czy co? – nie mogłem w to uwierzyć. Nikt mi o tym nawet nie powiedział. Nikt. Co się dzieje? Przecież on jest bardzo dobrym nauczycielem. Nie rozumiem tego.
- Nie wiem, co się z nim stało – odpowiedziała dość szorstko. Chyba uczulona na tym punkcie – Najważniejsze jest to, że będę ich nauczać. Reszta mnie nie obchodzi – spojrzałem na nią spode łba. Niech mnie ktoś trzyma, bo jak je sieknę przez ten głupi łeb! Opanowałem się i poszedłem. Robić swoje. Nie będę opisywał mojej wędrówki na wyznaczone miejsce i z powrotem. Nudy jak nie wiem. Gdy wróciłem do niej, siedziała nad jeziorem. Leżała, jeśli można tak to ująć. W bikini. Byłem w szoku. Podszedłem do niej; całym ciałem zakryłem promienie słoneczne, które powinny na nią spaść. Zadziwiona całą tą sytuacją otworzyła oczy, zdjęła okulary, zmieniła pozycję na siedzącą.
- Zrobione – zacząłem. Miałem nadzieję, że szybko będę mógł zająć się sobą i Katie. Spojrzałem na zegarek; pół do pierwszej! A jej jeszcze nie ma! – A właśnie: nie widziała pani żadnej blondynki kierującej się ku mojej chacie? – zmierzyła mnie wzrokiem, uśmiechnęła się uroczo, po czym… Wstała i pocałowała mnie! W usta! Odsunąłem się od niej. Czemu ona to zrobiła?
- Co z panią? Nie ma pani co robić? – gotowało się we mnie. Myślałem, że ją rozniosę. Opanowałem się po raz kolejny.
- Mój Ty bohaterze! Mua! – krzyczała. Nie wiedziałem, co zrobić. Zauważyłem jej wzrok. Nie patrzyła się na mnie. Spoglądała na… Katie? Szybko spojrzałem za siebie; kilka metrów od nas stała z nietęgą miną. Zauważyłem tylko łzę spływającą po jej policzku. Szybko ruszyła w stronę zamku. W moich oczach ukazały się iskry, niebezpieczne iskry. Odwróciłem się do sprawczyni tego całego cyrku. Co ona sobie myślała?
- Ty… Ty… Ugh! – nie dokończyłem. Pobiegłem za Katie. W kilka minut dotarłem do schodów prowadzących do Sali Wejściowej. Katie nie było. Nie chciałem jej tego zrobić. Zresztą, nic jej nie zrobiłem. Zrezygnowany i ze spuszczoną głową wróciłem do chatki. Nie zareagowałem na głupie okrzyki tej jędzy od zaklęć. Zamknąłem drzwi. Zalałem się w trupa. Rano wstałem z ogromnym bólem głowy. Miałem już plan. Napisać list do Katie i zemścić się na brunetce. Niby wszystko do zrobienia, a jednak niewykonalne. Cóż, trza żyć dalej, nie?

Kończę,
Zdruzgotany Hagrid…

[ 35 komentarze ]


 
"Mam nadzieję, że szybko się spotkamy."
Dodał Hagrid Środa, 20 Lutego, 2008, 13:18

[Z dedykacją dla wspaniałej Arawenki, która wspierała mnie przy pisaniu moich nudnych jak flaki z olejem notek. I za to, że jest kochana! O. Dziękować!;**]

Kurczę. Pisząc o tym dreszcze przeszywają mi ciało z radości. Nie pomyślałbym, że to mogło przytrafić się właśnie mnie. Ale dobra, bez owijania w bawełnę. Jak ostatnio pisałem, odsunięto mnie od profesorstwa. Dranie jedne. Wtedy zachlałem się nie do przytomności. W Trzech Miotłach rzecz jasna. Chciałem sobie pospać, ale kogo by to obchodziło? Z rana wparował do chaty Dumbledore. No dobra, on może. Jak mi później opowiadał, 15 minut próbował mnie docucić.
- Cholibka, dajże mi spokój człowieku! – zachrypłem. Trza było tyle nie pić. Muszę się opanować na następny raz.
- Hagridzie, wstań proszę. Muszę z Tobą pilnie porozmawiać – mimo spokoju w jego głosie wstałem szybko. Minęło kilkanaście minut. Doprowadziłem się do stanu używalności. Boże! Jak mnie wtedy łeb bolał! Szybko pościeliłem łóżko.
- Przepraszam psorze. Ma pan tylko same kłopoty ze mną. Gorzej jak z bachorem – mówiąc to, krzątałem się po izbie. Naszykowałem herbaty i ciasteczek.
- Nie pleć bzdur. Dzięki tobie życie takiego staruszka jak ja robi się ciekawsze – odparł, uśmiechając się do mnie życzliwie. Trochę mnie to podbudowało.
- Może. Chcesz pan ciasteczko? Naszykowałem ich z tuzin, ale nikt się ostatnio do mnie nie kwapi, by porozmawiać.
- A z chęcią wezmę – odparł, biorąc ciasteczko do ręki. Widząc to, spytałem głupio:
- Tylko jedno? – spojrzałem na niego z wyrzutem. Takie smaczne i przyrządzone przeze mnie!
- Tak. Musisz wiedzieć, że są strasznie twarde. Ale z chęcią wypiję kubek herbaty – odrzekł, biorąc do ręki dzban i nalewając napoju. Zdziwiło mnie, ile staruszek ma siły.
- Dobra. Co ja miałem… Ach! Z jakiego powodu odwiedził mnie pan w mojej chacie? – Dumbledore zajął się jedzeniem ciastka, tj. rozcieńczenia go w sposób następujący; poprzez włożenie ciastka do herbaty próbował zmiękczyć ciastko. Ciche chrząknięcie przywróciło go na Ziemię.
- Wybacz, pamięć staruszka czasami zawodzi. A przyszedłem, gdyż mam wielką prośbę do ciebie – powiedział, czekając na moją reakcję. Byłem zdziwiony. Ot co.
- Do mnie? Nie pamięta pan o ostatniej aferze ze mną w roli głównej? Kategorycznie nie powinien pan kierować się z tym do mnie.
- Oj przestań! – krzyknął cicho dyrektor. Chyba się zirytował. Cholibka – Było ich z tuzin, a wiesz, gdzie ja je mam? – Nie chciałem go denerwować, ale zawsze coś mnie do tego targnie. Cholera!
- No właśnie nie wiem. Ale pan to równy gość, więc się domyślam – rumieniec.
- Dobrze. Wracając do meritum… - i tu mnie facet zadziwił. Jakie meritum do jasnej Anielki? Dobra, nie wgłębiam się w szczegóły – chodziło mi o pomoc z Twojej strony, bardzo konkretnej pomocy.
- Tak? No to słucham.
- Najprawdopodobniej jutro w naszej szkole ma zjawić się nowy profesor. Nazwisko jego to Greis. Sprawa polega na tym, byś nowego profesora oprowadził po szkole. Dlaczego? A no, znasz szkołę jak własną kieszeń i ufam ci. I jak, zgadzasz się? – Cholibka. Trochę za bardzo mnie przecenia. Taki młokos jak ja? Jednak nigdy nie umiałem odmówić Dumbledore’owi. Zgodziłem się, zresztą jak zwykle.
- No dobra. Ale wie pan, za wpadki nie odpowiadam.
- Oczywiście. A teraz wybacz, ale muszę znikać. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia – powiedział, szybko odstawiając rzeczy do zlewu (tak nazywałem moją własną, osobistą miskę), po czym pospiesznie wyszedł.
- Do zobaczenia – mruknąłem. To wszystko mnie przytłacza. Niby jak ja? Nie rozumiem, nie pojmuję. Do licha, ten Dumbledore to jednak jest gość.

Po południu wyskoczyłem na łyk czegoś mocniejszego. A tak. Na kaca nic dobrze nie robi, jak kolejna porcja alkoholu. Zresztą, to moja hagridowa teoria. Bar o dziwo nie był zatłoczony, jak na co dzień. Czyżby jakieś święto? Pomyślałem, siadając przy barze i zamawiając szkocką brandy. Siedziałem tak i piłem z 15 minut. Nie zauważyłem, że w ciągu kwadransa tyle ludu przylazło. I może dlatego sytuacja, o której za chwilę napiszę, jest jednym słowem dziwna. Ktoś z tyłu spytał:
- Przepraszam, czy mogę się dosiąść? – głos kobity jak na pierwszy rzut. Ale lepiej nie zapeszać.
- Skoro pani musi – powiedziałem z przekąsem. Ludzie bali się siadać obok mnie. Szczerze powiedziawszy, nie dziwię się im.
- Dziękuję – usiadła, zamówiła coś, po czym zwróciła się w moją stronę i zagadała – Witam. Co taki pan samotny? – O choroba. Czy ona nie ma dość? Może chciałem spędzić w spokoju to popołudnie? Zrezygnowany odwróciłem się ku niej i ujrzałem bardzo ładną blondynkę, uśmiechającą się do mnie. Cholibka.
- Ja? – uśmiechnąłem się lekko – Ano, samotny. Ale nie narzekam. Ale pani się dziwię… - powiedziałem cicho. Kurczę, ale mi się trafiło!
- Och, ja tak celowo. A poza tym nie mam szczęścia do mężczyzn – odparła, spoglądając na mnie z zainteresowaniem – Chyba zapomniałam się przedstawić. Jestem Katie – wyciągnęła dłoń.
- Katie – powtórzyłem – Hagrid, tzn. tak mnie nazywają – zarumieniłem się jak głupi. Z zupełnie nieznanego mi powodu. To chyba przez nią – Na imię mam Rubeus, ale mów do mnie, jak chcesz.
- Dobrze. Chyba ci nie przeszkadzam? Twoja mina, gdy do ciebie zagadałam, mówiła sama za siebie.
- Nie, coś ci się zdawało – powiedziałem wesoło, biorąc łyk brandy. Kurczę, ale to mocne – Pani chyba nie stąd, co?
- Hagridzie, nie musisz zwracać się do mnie „per” pani – zachichotała – Tak, jestem z zagranicy, z Niemiec konkretniej.
- To po co pani… Cholibka, tzn. ty tu przyjechałaś? – Tak. Nie ma to jak robić z siebie kretyna. Ale jej to najwyraźniej nie przeszkadzało. Przeciwnie, była rozbawiona.
- Ja? Przyjechałam do pracy. Przecież z czegoś trzeba żyć.
- A czym się zajmujesz? – nigdy nie potrafiłem trzymać języka za zębami. Jak mówił tata „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”, czy jakoś tak.
- Hmm, nauczyciel i astronom. Ale to chyba to samo, skoro otrzymałam pracę właśnie tutaj – uśmiechnęła się lekko. Miałem wrażenie, że krępowała się rozmową ze mną.
- Niby tak. A gdzie dostałaś posadę, jeśli wolno spytać? – że też wtedy nie skapłem się, że to właśnie ją będę jutro po szkole oprowadzał. Jaki ze mnie tuman!
- Nie, na razie wolę o tym nie mówić. Nie chcę zapeszać.
- Pracę masz jak w banku – zapewniłem ją, uśmiechając się życzliwie – Ja pracuję w Hogwarcie – dodałem. Ostatnie zdanie wzbudziło mieszane uczucia w przybysze.
- Hogwarcie powiadasz? A co to?
- Hogwart, Szkoła Magii i czarodziejstwa ma się rozumieć – jej akcent rozśmieszał mnie. Można było mieć wrażenie, że jestem ciągle szczęśliwy – najlepsza szkoła dla czarodziei. A co?
- Nie, nic. Chciałam tylko wiedzieć. Ile lat pracujesz już w tej szkole?
- Ja? – spytałem. Nie to, żebym był złośliwy, ale nie lubiłem odpowiadać na to pytanie. To wywalenie ze szkoły i w ogóle – Od dawna. Mieszkam na terenie szkoły, więc wiesz – Nie wiedząc dlaczego, zawstydziłem się. Tylko pytanie: Dlaczego? Nie wiem. Zresztą, nieważne. Katie spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Wskazywał godzinę 18. Cholibka! Gadaliśmy godzinę. Jak ten czas zleciał.
- Wybacz, ale muszę się zbierać – odparła ze smutkiem, ubierając kurtkę – Bardzo miło się rozmawiało. Mam nadzieję, że jutro się spotkamy – podeszła i pocałowała mnie w policzek. Zanim zdążyłem dojść do siebie po szoku, jakiego doznałem, jej w lokalu już nie było. Zostawiła torebkę. Kiedy jej ją oddam? Może mnie jakoś namierzy? Nie miałem pojęcia, że do naszego kolejnego spotkania dojdzie już wkrótce. To był ktoś dla mnie myślałem sobie. Zostałem w barze jeszcze trochę. Do chaty wróciłem dość późno. Przy drzwiach czekał Kieł. Wypuściłem go na dwór, by sobie polatał. No co, przecież musi się od czasu do czasu wybiegać no! A zresztą, jest nieszkodliwy. Wchodząc do domu zobaczyłem list leżący na podłodze. Od kogo mógł być?


Drogi Hagridzie/Rubeusie,

Chciałam podziękować ci za miło spędzone popołudnie. To jedno z lepszych w moim życiu. Bardzo dobrze mi się z Tobą rozmawiało. Myślę sobie, że i Tobie również. Bardzo cię polubiłam i mam nadzieję, że szybko się spotkamy. Może nawet jutro? Zobaczymy. Nie mogę przestać myśleć o Tobie i cieszyć się z powodu poznania cię. Przepraszam, że tak szybko uciekłam. Wytłumaczyłabym ci to, ale nie przez korespondencję. Cóż, kończę.

Jeszcze raz dziękuję,
Katie.

P.S: Czy czasami nie zostawiłam w Trzech Miotłach swojej torebki? Dołączam. Liczę na rewanż z Twojej strony! ;)


Cóż… Nie powiem, aby było to normalne. Nie wpadłem na zbieżność wydarzeń. Typowe. Zdjęcie piękne. Ta Katie to niezła babka! Muszę się jakoś psychicznie przygotować na spotkanie z tym profesorem.

[image]

Zdjęcie Katie. Nie jest piękna?


Kończę,
Na razie!

[ 14591 komentarze ]


 
Lepiej nie mówić.
Dodał Hagrid Poniedziałek, 11 Lutego, 2008, 15:00

[Po pierwsze przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Oczywiście wiem, że nie mogliście żyć bez nowej notki, dlatego wklejam następną. A jest ona z dedykacją dla Niki, która zachęciła mnie do brania udziału w takich oto konkursach. Dzięki;**]


Mogłem się nie zgodzić na pracę profesora ONMS. Mój błąd. Nie po tym, co spotkało mnie w gabinecie Dumbledore’a. Co ja sobie myślałem? Że z tym etatem to na serio? Naprawdę grubo się myliłem. Kto by pomyślał. Zmierzając do gabinetu dyrektora byłem pewny, że ma mi coś do powiedzenia. A tu klops. Ale mniejsza o szczegóły. Przedstawię w skrócie wszystko. Obym nie zemdlał ze złości.

Zaczęło się od tego, że na samym początku, gdy wszedłem do gabinetu, oprócz Dumbledore’a siedzącego jak zwykle za biurkiem, w pomieszczeniu było z pół tuzina osób. Po kiego grzyba oni tu byli? Nie wiedziałem. Okazało się, że są z Ministerstwa Magii i są w celu rozmowy o aferze z tą jędzą Skeeter. Jakby nie mieli się czym zająć. No to w skrócie wyjaśniłem całe zajście. Nie obyło się bez głupich pytań, jak to urzędniacy. Po godzinie gorączkowej rozmowy kazali mi wyjść. Wracałem pełen obaw o swoją przyszłość. Miałem oczekiwać na list od nich. Pełen trwogi zasnąłem. Sny były przerażające. Nie będę o nich wspominał. Rano wstałem dość wcześnie i stwierdziłem, że dobrze zrobi mi mały spacerek po Zakazanym Lesie. Godzina zleciała szybko. Oho! Zobaczyłem wtedy zbliżającą się do mnie sowę. Pewnie Ministerstwo napisało. Szlag. Myliłem się. Pełne zawijasów pismo wskazywało na dyrektora. Napisał tylko Bądź u mnie za 10 minut. Ruszyłem żwawo. O mało co się nie spóźniłem. Zjawiłem się dość szybko, by usłyszeć o najgorszym. Powaga Dumbledore’a zawsze zwiastowała kłopoty. Przeczytaj to powiedział i wskazał list. Trzęsącymi się rękoma podniosłem kopertę, wyjąłem list i zacząłem czytać. Oto jego treść:


Szanowny panie Hagrid,

Komisja zapoznała się ze sprawą z udziałem pana i poszkodowanej Skeeter. Usłyszeliśmy również pańskie zeznania i zapewnienia dyrektora Hogwartu co do pana łagodności. Nie mogliśmy jednak zostawić tego bez echa. Podjęliśmy decyzję, aby odsunąć pana od prowadzenia zajęć Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami na okres 6 miesięcy po rozmowach z dyrektorem placówki. Zgodziliśmy się jednak, aby dalej był pan gajowym i klucznikiem w szkole.

Mamy nadzieję, że czuje się pan dobrze.

Komisja Nadzorcza.


Po przeczytaniu listu myślałem, że szlag mnie trafi. Jak mogli mi to zrobić? Pospiesznie wyszedłem z gabinetu, ale krzyk psora nakazał mi wrócić. Przez kolejne pół godziny próbował mnie jakoś pocieszyć. Na marne. Wyszedłem przed czwartą. Miałem jeszcze trzy godziny. Poszedłem do Trzech Mioteł utopić smutki i złość. Pamiętam jeszcze, że pocieszała mnie Rosmerta, a potem wziąłem kilka głębszych i zasnąłem. Więcej nie pamiętam. Pamiętam też, że Dumbledore obiecał mi, że spróbuje załagodzić sytuacje. Jak to się potoczy? Nie wiem. Zmykam, muszę iść do Aragona.

Na razie!

[Krótko, ale co poradzisz?^^]

[ 26 komentarze ]


 
Coś.
Dodał Hagrid Poniedziałek, 07 Stycznia;, 2008, 17:39

[Witam wszystkich! Oto moja pierwsza notka zawierająca wspomnienia Hagrida. Nie jest dobra, ale mam nadzieję, że krytyki będzie jak najmniej. Pozdrawiam! ;)]

23 listopada 1994r.

Drogi pamiętniku,

Jak już wspomniałem w ostatnim wpisie, miałem z lekka aferę z tą jędzą Skeeter. A jak każdy wie, afera to afera i po czasie ludzie o niej zapominają. Jednak nie w tym przypadku. Ten babsztyl się na mnie uwziął i wypisuje w tej idiotycznej gazecie, jaki to ja zły jestem. Gdy czytam jej reportaże, żal za serce mnie łapie i myślę sobie „Jak ona mogła zostać redaktorką gazety? Przecież jej artykuły nie nadają się nawet na…” no właśnie. Postanowiłem jednak, że nie będę się tym załamywał, jak zawsze. Ludzie mnie znają i wiedzą przecież, jaki jestem. Odwiedzili mnie Harry, Ron i Hermiona. Myśleli, że się załamałem. A figa! Przez pierwsze pół godziny musiałem im tłumaczyć, że czuję się z tym dobrze etc. Gdy uwierzyli, zaczęliśmy gawędzić o Skeeter. Miło słuchało się soczystych i jakże nieodpowiednich epitetów na jej temat. Sam zdziwiłem się, że dzieciaki znają takie słowa. Zresztą, dzięki nim(?) wzbogaciłem swoją wymowę. Nie będę jednak się nią chwalił, co to, to nie! Dochodziła szósta popołudniu, więc wyprosiłem ich pod pretekstem wizyty u Dumbledore’a. W rzeczywistości chciałem dzisiaj odwiedzić Aragona. Dawno go nie odwiedziłem, biedaczek pomyślał zapewne, że się nim nie interesuję. A dlaczego skłamałem? Cóż, dzieciaki by mnie zastrzelili. Po przygodzie Harry’ego i Rona w Zakazanym lesie 2 lata temu pilnowali dogłębnie, abym nie próbował nawet się tam wybrać. Opiekuńcze smarkacze z nich, nie ma co. Musiałem się na to spotkanie jakoś przygotować. Zajęło mi to trochę czasu, ale cóż. Dobra, zrelacjonuję naszą rozmowę. Tzn. moją i Aragoga. Oczywiście wtrącę coś od siebie. Żeby nie było nieporozumień.
Wchodząc do Lasu poczułem woń zgnilizny. Czym była spowodowana? Tego dowiedziałem się dopiero, gdy przybyłem do jamy przyjaciela. Okazało się, że doszło do narodzin; wszędzie oblegały mnie pająki wielkości dorodnych tarantul, jakie one śliczne były! Trochę trudno było porozmawiać z ojcem, ale jakoś doszło nasze spotkanie do skutku. Trochę się posprzeczaliśmy, później było już tylko lepiej. Dokładniej opiszę wam to następnym razem. Dumbledore mnie wzywa.

Narazie!

[ 37 komentarze ]


 
Hmm...
Dodał Hagrid Sobota, 29 Grudnia, 2007, 12:02

Witam was wszystkich! Jestem Aramil i od dzisiaj będę opiekował się pamiętnikiem Hagrida. Mam nadzieję, że moje notki będą wam się podobały. Pierwsze wpisy do pamiętnika pojawią się już wkrótce i wierzę, że nie będziecie zawiedzeni. Pozdrawiam!

[ 27 komentarze ]


1 2 3 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki