Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Luna Haruno

  No name
Dodała Sylvie Riddle Poniedziałek, 29 Grudnia, 2008, 16:52

Miał być „Wielki Powrót” (we wakacje), ale chyba on nie nadejdzie... Coś mi się wydaje, że moje pisanie o Sarze powoli dobiega końca... Może powinnam zająć się czymś innym? Zaczęłam pisać opowiadanie a raczej opowiadania i nie mam odwagi lub chęci ich skończyć. Zawsze prowadziła mnie zasada „Jak już coś zaczynasz to kończ!”. I dlaczego pomimo tego niczego nie jestem w stanie doprowadzić do końca? Chyba muszę dostać solidnego „kopa w tyłek” żeby się ruszyć. A wiecie, co zauważyłam? Że gdy zaczęłam pisać w marcu opowiadanie „I will never give up”, to nawet, jeśli zaczęłam od naprawdę śmiesznego początku pisałam lepiej niż we wakacje, w które przerwałam cokolwiek skrobać? Nie wiem, co mam robić... Po prostu tego nie wiem... Z jednej strony chciałabym kontynuować tę historię, ale nie za bardzo pamiętam, co chciałam w niej umieścić... Jeszcze w marcu miałam przemyślany los Sary Potter od początku do końca. No, a teraz nie bardzo wiem, na czym stanęłam... Od dobrych dwóch miesięcy musiałam powrócić do starych, ale uniwersalnych książek. Zawdzięczam to moim rodzicom, którzy cieszą się radością współczesności, podczas gdy ja spędzam czas w bibliotekach. Taa mile spędzony czas, a wzrok odpoczął od godzin spędzanych przed komputerem. No, ale dałam radę jak widać. Moje życie wróciło na swoje miejsce wraz z ocenami ;p. Ten czas dał mi do myślenia, a raczej niepokój o przyszłość. Ostatnio stwierdziłam, że podręczni1ki od „Wiedzy o społeczeństwie” to jest pranie mózgu (nie jedna osoba by tak powiedziała!). Mogłabym ciągnąć swoją wypowiedź na temat szkolnych podręczników(później doszłabym do systemu nauczania), ale nie chcę Was tutaj zanudzać, bo chcę jeszcze dzisiaj coś napisać. A tak w ogóle ktoś wie, dlaczego zaczęłam pisać to opowiadanie? Jak sobie przypomnę ten czas to wydaje mi się, że wtedy ubierałam się na czarno i słuchałam metalu... Chciałam by ta historia Was wszystkich przeraziła :D. Teraz się z tego śmieję, bo sporo zmian zaszło w moim życiu.
Mam nadzieję, ze komuś się spodoba to, co napiszę, ale bardzo proszę o ambitniejsze komentarze niż „Super, czekam na kolejną”, bo kolejnej raczej nie będzie. Od razu odpowiem na czające się za rogiem kolejne pytanie. Po prostu chcę to skończyć i nie odkopywać więcej żadnych dzieł z mojej ręki. Koniec, kropka. Zapraszam...


„Od kołyski aż po grób”

Dawne urywki wspomnień Sary Potter- wielkiej, ale zapomnianej osoby...

„Wspomnienie z 5 klasy”
Szłam ciemnym korytarzem do wierzy Gryffindoru. Było już bardzo późno, dlatego nie zapalałam różdżki.
-Sara?- Szorstki głos wychrypiał moje imię, co sprawiło, że podskoczyłam i upuściłam wszystkie książki. Odwróciłam się by spojrzeć w oczy tego nieszczęśnika, który miał czelność stanąć na mojej drodze.
W świetle ukazał się nie, kto inny jak rudowłosy kretyn z eliksirem zmieniającym głos w uścisku ręki.
-Witam!- Odezwał się tym razem swoim dziewczęcym jak dla mnie głosikiem, który miał chyba oznaczać radość na mój widok. Ja jednak byłam innego zdania...
Mruknęłam tylko coś w rodzaju „Cześć...”,Schylając się po książki.
-Nawet się do mnie nie uśmiechniesz?- Ten chłopak z szóstego roku naprawdę był upierdliwy.
A mnie zabierało się na to by mu solidnie przywalić z lewej ręki.
-Zostaw mnie!- Krzyknęłam resztkami sił... Moje gardło było zbyt zaschnięte bym mogła odezwać się raz jeszcze. Ale nie musiałam nic mówić. Chwycił moją głowę i próbował zbliżyć do swojej, a ja wyrywałam się, co nie odgrywało większej roli i w tym właśnie niezbyt komfortowym umiejscowieniu wkroczyli Huncwoci. Chłopak odwrócił się, a ja skorzystałam z chwili nieuwagi i rąbnęłam go w tył głowy chyba najgrubszą książką, jaką miałam pod ręką. Osunął się na ziemię i nastała niezręczna cisza, którą przerwało mlaskanie Glizdogona. Nic nie mówiąc chwyciłam moje dzisiejsze zdobycze z biblioteki.
-Co to miało znaczyć?- James podszedł do mnie by jego przyjaciele nie słyszeli całej rozmowy.
-Nic... – Spojrzałam na niego z wyrzutami sumienia. Byłam przekonana, że powie coś krzywdzącego, jednak ku mojemu zdziwieniu tylko mnie przytulił.
-Nikomu nie dam skrzywdzić mojej jedynej siostry- dał słowo, po czym odebrał ode mnie książki i ruszyliśmy do pokoju wspólnego gryfonów.

„Ślub Lilly”
Rudowłosa kobieta w nieskazitelnie białej sukni kroczyła wpatrzona w swego przyszłego małżonka. Wszyscy zebrani byli skupieni i z niecierpliwością czekali na słowa wypowiadane przez zakochanych.
Stałam za filarem i przyglądałam się tej cudnej ceremonii. Tak bardzo chciałam być wśród tych gości... Jednak te ostatnie wydarzenia, które miały miejsce zaraz po ukończeniu Hogwartu dały do myślenia nie tylko mi, ale i najbliższym, którzy dotąd mnie wspierali i otaczali aurą miłości. Zerwać to wszystko naprawdę łatwo. Pewnie wszyscy się dziwią, dlaczego tak postąpiłam? Odpowiedź jest krótka. Tom. Moje życie skończyło się w momencie przyjazdu do Londynu. Ambitna, młoda czarownica po ukończeniu szkoły chciała zostać aurrorem. To było marzenie wszystkich uczniów kończących Hogwart. Po wyjściu z pociągu po raz pierwszy zauważyłam wysokiego, szczupłego mężczyznę, który przyciągał mnie wzrokiem aż ciarki przeszły mi po plecach. Podeszłam bliżej i wszystko się urwało. Wiem tylko tyle, że ci, co mnie kiedyś w życiu spotkali nie pamiętają mnie. To tak jakbyś miał matkę, a po przyjściu ze szkoły spojrzała na ciebie i powiedziała „A ty, kim jesteś i co robisz w moim domu?”. Moja pamięć wróciła, ale ich nie... Ciężko jest o tym mówić. Nieraz płakałam całymi dniami nie mogąc pogodzić się z myślą, że nie mam nikogo. Jednak parę miesięcy później doszło do przełomowego wydarzenia. Urodziła się moja córka, Alice. Tylko ona mnie znała. Czułam się jakbym dostała drugą szansę. Wiedziałam, kto by jej ojcem. Poszłam nawet do niego. Wyśmiał mnie tak jak sobie to wyobrażałam. Jedenaście lat później Alice Black pojechała do Hogwartu. Po pierwszym roku zmarłam na skutek choroby. Od tej pory Alice musiała radzić sobie sama...


Są tylko dwa wspomnienia. Może na resztę przyjdzie jeszcze czas, ale na razie muszę odpocząć...

[ 3220 komentarze ]


 
Rozdział 10 "The end" + porzegnanie
Dodała Sylvie Riddle Środa, 30 Kwietnia, 2008, 16:40

10 lat później…
Szłam długą aleją mijając rzędy nagrobków. Miłosć… Przeminęła z wiatrem. Byłam dzieckiem. Teraz zaczęło się życie. Brutalne, pełne nienawiści. Jak najdłużej dzieckiem chciałam być, bo wiedziałam jak będzie. Rodzice zadbali o Jamesa i Lilly, a mnie odłożyli na drugą półkę życia. Dlaczego? Bo pozostawiłam Syriusza samego… Ale to on tak wybrał. Nie ja. Nie pokłóciliśmy się. To on sprawił, że tak właśnie się stało. Jestem sama z dzieckiem. Naszym dzieckiem! Betty nie wie kim jest jej ojciec i się nigdy nie dowie. Obdarzyłam Blacka gorzką nienawiścią jaką człowiek może obdarzyć drugiego. Być może jestem inna niż wszyscy i tym właśnie się wyróżniam od tych wszystkich cerygreli. Taka prawda, że wyszłam na minus, bo go kochałam. Kiedyś… Te przemyślenia zostaną głęboko we mnie jak drżąca gąsienica przed pożarciem przez ptaka.
-Oo jest…- mruknęłam pod nosem do córki.
-W imie Ojca i Syna…- Betty zaczęła się modlić przed grobem moich rodziców. Przyszłam tutaj z powodu córki. Chciała zobaczyć gdzie leżą.



Koniec^^

Dalsze losy:
Sara Potter- Po wyjsciu z cmentarza zaatakował ją śmierciożerca. Umarła w Świętym Mungu. Jej ciało zostało pochowane w 7 wymiarze…
Betty Black-Potter- została sierotą… Zaopiekowała się nią o dziwo wielki wróg Sary – Elli. Do końca życia byłą sama, w cieniu rzeczywistości…
Syriusz Black- Po Azkabanie nie szukał córki lecz słynnego Harry’ego Pottera. Jego córka była w tym samym wieku co Harry i patrzyła się na to wszystko z wielkim smutkiem. Obiecała matce, że nie będzie chciała poznać bliżej ojca i dlatego sidziała na uboczu…

I tak zakończyła się krótka historia z życia tej fantastycznej osoby.

PS. Nie patrzę na błędy i nawet jak mi je wytkniecie to nie będę o tym wiedziała…


Kochani,
jest to ostatnia notka w tym pamiętniku. Ostatnia bo mi sie znudziło. Może i to śmieszne, żałosne, że dziewczyna ze swoim pomysłem tak szybko kończy swój rozdział
piśmiennictwa, ale mnie to nie interesuje. Nie będe pisała. Już nigdy. Nie nadaję się do tego i każdy to pewnie zauważył... I w komentarzach nie wmawiajcie mi kitu typu" No ale naaaprawdę świeeetnie pisałaś!". Chce pełną ironie, jasne! Bo taka jestem: wkurzajaca, sarkastyczna, ironiczna, upierdliwa itp. Nie znacie mnie, więc nie oceniajcie. Jeśli chcecie mnie poznać to bardzo proszę gg 4316943. Chciaż wątpie, że ktokolwiek napisze... Ale zawsze nr jest podany. Pewnie dziwicie się czemu odchodzę? Ha! To ta ciekawość ludzka, nie? Nie cencie sie za wysoko, bo wcale wysoko nie jesteście! Może to przez ten cały rap i hip hop tak sie zmieniłam. Ale nie. Ja się nigdy nie zmienię. Kocham siebie taką jaką jestem. Dziecinna? Też nie jestem. Jak pewna koleżanka powiedziała "Ania, ty jestes dla mnie człowiek zagadka..." Hmm czy tak jest? I don't know... Może machnę swoim pierwszym i ostatnim wierszem. Co wy na to? I tak pewnie macie już mnie głęboko i nie macie zamiaru czytac, ale jesli ktoś wytrwał niech czyta.
I umarł…
Nie wróci…
Już nigdy…
Na zawsze…

Ból, który pokaleczył serce……
Pustka, która wypełnia jego wnętrze…
Gorące łzy toczące się tempem ślimaka po gładkiej skórze…
Żal kujący mostek…

Odeszła tak zwyczajnie…
Jak powiew wiatru w jesienny wieczór
Bezpowrotnie, bo tak musi już być
Ponieważ taki los czeka każdego, a po nim zostaje wyłącznie rozpacz na ziemi
Wśród ziemian…
Tylko niektórych…

Tak niewiele tylko człowiek człowiekowi może dać…
A to, co najważniejsze jest właśnie w nim…


Aha i nie mam depresji... :P
Bywajcie w świadomości, że jutro sie jeszcze raz obudzicie!
...EmAdE...

[ 649 komentarze ]


 
Rozdział 9 "Przemyślenia"
Dodała Sylvie Riddle Piątek, 21 Marca, 2008, 10:54

Notka jest krótka i może wydawać sie bezsensu, ale pomogła mi wszystko z siebie wydusić. Długo tutaj nie pisałam i myslę, że mnie zrozumiecie...

-Mamo! Już jesteśmy!- wołał James w przedpokoju.
-Och już myślałam, że tata po Was nie zdąży przyjechać…
Nasza rodzicielka wyszła z kuchni i przytuliła nas tak mocno, że wszystkie cukierki rozsypały się na podłogę.
-Saro… miałaś się opanować z tymi słodyczami- powiedziała stanowczo machając wskazującym palcem.
-Kocham Cię…-spojrzałam w jej brązowe oczy. Nie wyobrażałam sobie śmierci własnej matki. Chcę by wiedziała, że ja kocham nade wszystko. Nie kontrolowałam swoich uczuć i wtuliłam się w wąskie ramiona, tak, że czułam bicie jej serca. Oby biło jak najdłużej…
-Co się stało kochanie?
-Brakuje mi jej…-rozryczałam się na dobre nie puszczając matki. Chcę czuć to ciepło jak najdłużej.
-Może pójdziemy coś zjeść?!- odezwał się Rogacz po długiej ciszy przerywanej od czasu do czasu miałknieciem Kleo.
-Ach tak. Przygotowałam obfitą kolację!- zawołała radośnie i powędrowała do kuchni. My natomiast chwyciliśmy kufry i wdrapaliśmy się na górę.
-Hey! Co Ci jest? – zapytał Potter, gdy weszliśmy do salonu.
-Kiedyś to zrozumiesz- odparłam wycierając łzy. Spojrzałam na kominek, na którym stało zdjęcie dziadka. Powoli podeszłam i chwyciłam je przytulając do piersi.
-Kolacja!- usłyszeliśmy głos ojca w kuchni. Nie słyszeliśmy, kiedy wrócił.
W kuchni panowała Bożo Narodzeniowa atmosfera.
-Jutro Święta!- zawołał radośnie tata.
Po tym wesołym okrzyku usiedliśmy przy stole.


Z samego rana zjawił się Syriusz. Porozdawaliśmy sobie zwariowane prezenty. Było cudownie. Wszelki smutek zszedł z mojej twarzy. Oni… Oni wszyscy byli ze mną tutaj. Byłam szczęśliwa. Kocham ich. Są dla mnie najważniejsi na świecie.” Najważniejsze jest nie widoczne dla oczu”. Gdyby ich nie było przy mnie…Co ja bym zrobiła?

-Maiuuu!!!
-Kleo! Nie widzisz, że myślę?!
-Miauuuuuuuuuuuuu!- Wskoczyła na biurko trącając mnie łapką w nos.
-Hehehe… O tobie nie wspomniałam… No tak. Też cię kocham…
-Miauuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!- teraz zaczęła bawić się moimi włosami.
-Daj spokój! Nie mam czasu na zabawy!- uśmiechnęłam się odstawiając ją na moje łóżko, ale ta nie dawała za wygraną. Zaczęła skakać jak kretynka, rozwalając pościel.
-Co za upierdliwy kot! Jamesssss!!
-Czego?- zapytał wsuwając głowę do mojego pokoju.
-Zapanuj nad tym kotem! Nie mam na niego siły!!- wstałam, odsuwając się od kota.
-Ale on chce iść do ciebie a nie do mnie. Ostatnio w ogóle się nim nie zajmujesz. To ty jesteś jej właścicielką- odrzekł rozkładając bezradnie ręce.
-Wielkie dzięki- zmarszczyłam brwi i spowrotem usiadłam na krześle odrabiając lekcje.
-Proszę Cię bardzo siostrzyczko 
Gdy usłyszałam strzęk w zamku spojrzałam na Kleo.
-Chodź tu głuptasie!
Kotka wskoczyła mi na kolana. Zaczęłam ją głaskać i tulić. James miał rację. Dlaczego ja tak wszystko przeżywam? Muszę być twarda. Iść do przodu. Babci umarła bezpowrotnie i Nikt już tego nie cofnie.


Usiadłam na łóżku. Przypomniałam sobie ten sen, w którym jakaś kobieta byłą torturowana. Położyłam się powoli. Odpłynąć w krainę marzeń…

[ 1730 komentarze ]


 
Rozdział 8 "Ułomstwo ludzi nie zna granic..."
Dodała Sylvie Riddle Czwartek, 06 Marca, 2008, 17:04

Nie jestem pewna czy Wam sie to spodoba, ale mam mało czasu na skupienie się. Nie mogę wymyślić fajnej akcji,a musiałam jedną wzmiankę zamieścić i wyszło takie cUś. Wydaje mi się, ze niektóre fragmęty są naciągane, ale to przecież do was należą komentarze...A i za wszelkie błędy przepraszam, ale sprawdzałam tylko raz i mogłam coś przeoczyć.


-Z czego się tak śmiejesz, co?!
-Bo masz zabawnego brata.
-Aha. Czyli ja już Cię nie rozśmieszam?!
-Nie o to chodzi. Hehe…
-Grrr… Przez ten tydzień siedzę tutaj sama jak palec i zakuwam do SUM, a ty włóczysz się po zamku z bandą kretynów!
-Ojj kiedyś trzeba odpocząć! A na sumach na pewno sobie poradzę…
-Yhy już to widzę…
-Hey! Ciągle się czegoś czepiasz! Czy to nie jest dopiero wkurzające?!
-Mogłaś mi od razu powiedzieć, że masz dość nauki wraz ze mną!- Krzyknęłam i ruszyłam w kierunku dormitorium.
-Saraaaa!- Słyszałam jej wołania, gdy omijałam jakiś zagracony stolik. Nie zauważyłam jednak fotela, o który się potknęłam. Leciałam swobodnie na ziemię jednak ktoś w ostatniej chwili złapał za rękę.
-Co jest do cholery?!- Warknęłam odrzucając włosy na plecy.
-No ja chciałem żebyś nie wybiła swoich białych ząbeczków- Syriusz wyszczerzył zęby widząc moją krzywą minę.
-I, z czego się tak śmiejesz?!
-Z twojej przepięknej minki.
-Wiesz, co? Jeszcze bardziej mnie denerwujesz niż Ruda! Wszyscy mnie wkurzacie! Mam WAS dość!!!!!- Ryknęłam na wszystko, co mnie w tym momencie otaczało.


Trzasnęłam drzwiami od sypialni. Nareszcie spokój… Co ja sobie w ogóle wyobrażam?! Ostatnio ciągle wybucham jak niewygasły wulkan. Czuję się potwornie. Kłócę się ze wszystkimi o wszystko. Nikt nie chce mnie wysłuchać, zrozumieć… Nigdy nie sprzeczałam się z Lilką. Co mnie opętało?!
Wyciągnęłam medalion z kieszeni torby. „Jeden, prawdziwy płomień…” Hmm, to jest ciekawe. Patronus jednorożca, medalion, ciepło, szczęście…


Szłam oświetlonym przez ogromne świece, korytarz. Często nim przechodzę, a nigdy nie zdążyłam przyjrzeć się tym wspaniałym obrazom. Na pierwszym znajdowała się kobieta z dzieckiem w starych, podartych szatach. Tło było szare i zamglone. Na drugim planie tego obrazu dostrzegłam rozmazanego mężczyznę z własną rodziną, która przyglądała się kobiecie z pogardą. Opuściłam głowę. Ruszyłam w kierunku drugiego obrazu. Kolejny raz się potknęłam padając wysokiemu mężczyźnie w ramiona. Podniosłam głowę by spojrzeć na niego. Miał zielone oczy i kasztanowe włosy. Zabójczo przystojny.
-Prze…przepraszam-Powiedziałam strzelając buraka.
-Nic nie szkodzi…- Minę miał poważną. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi.
-Czy mogę to jakoś panu wynagrodzić?- Zapytałam, gdy ruszył w kierunku najbliższych drzwi.
Przystanął, obrócił się i spojrzał na mnie przenikliwie.
-Myślę, że tak…
-Nazywam się Sara Potter, a pan?
-Tom Riddle.
-Słucham?! To jakaś pomyłka…
-Nie-Uśmiechnął się wyciągając różdżkę-Imperio!
Poczułam kłucie w żołądku. Rozbolała mnie głowa.
-A teraz zrobisz to, co każę…-Sięgnął ręką za pazuchę i wyciągnął srebrny diadem-Ukryjesz to w bezpiecznym miejscu!
Ruszyłam przed siebie. W pewnym momencie zauważyłam drzwi, których nigdy wcześniej tutaj nie widziałam. Odruchowo w nie weszłam. Całe pomieszczenie zawalone było starymi rupieciami. Stanęłam przed metalową półka. Postawiłam na niej diadem. Nagle poczułam straszliwy ból w skroni. Oczy zamykały mi się powoli, powoli…


Obudziłam się patrząc na stojący nade mną, diadem. Poderwałam się na nogi. Co ja robiłam od wczoraj? Nie zastanawiając się wiele ruszyłam w kierunku drzwi. W progu odwróciłam się spoglądając na komnatę.
-Jeszcze tu nie byłam…


-Nareszcie jesteś!- Li chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku kanapy- Co ty robiłaś z Riddlem?!
-Że, co?- Spytałam nieprzytomnym głosem.
-Ty nic nie pamiętasz? Byłam z Jamesem pod niewidka i zobaczyliśmy Cię jak odchodziłaś od niego.
-Możemy nie mówić o czymś, czego nie pamiętam?
-No dobrze…, Ale trzeba coś z tym zrobić!
-NIC nie trzeba z tym zrobić. Nie mieszaj się w tą sprawę. Prawdopodobnie mu w czymś pomogłam…
-Przedstawiłaś mu się?
-Eeee no tak. A co?- Zapytałam z nieco głupawą mina-Przecież nie wiedziałam, że to akurat on.
-Jeny! Co ty zrobiłaś?! On Cię mógł wykorzystać do swoich ułomnych celów. Ja nie wiem jak myślą szaleńcy. On ma manię wyższości. Tacy ludzie jak on dążą do władzy nad całym światem.
-Wiem o tym. Nie czytałam proroka przez tydzień i niby skąd miałam wiedzieć, że ten facet jest taki piękny…
-Sara! Nie przeginaj. Trzeba iść na lekcje-Powiedziała stanowczo.
-Co się stało?- Zapytałam starając się utrzymać poważną minę. Evans odwróciła głowę i wyszła z Pokoju Wspólnego. Pobiegłam za nią.


-Ostatnia lekcja! Juhuuuu….- Krzyknął James na tłum kroczący do sali lekcyjnej.
-No ulubiona lekcja Pottera…-Powiedział Longbottom ze spuszczoną głową.
-Nie martw się! Pomogę Ci rozbroić Rogacza-Uśmiechnął się Lupin.
Gdy weszliśmy do Sali profesor Youtland ustawiła ławki pod ścianą.
-Witam na kolejnej lekcji Obrony Przed Czarną Magią-Uśmiechnęła się szeroko-Dzisiaj chciałabym by osoby słabsze w rozbrajaniu podeszły do mnie, a reszta klasy poćwiczyła nad swoimi patronusami…
-Nudy…-Skwitował James.
-Panie Potter udam, że tego nie usłyszałam…-Zawołała nauczycielka marszcząc brwi.
-No to do roboty!- Krzyknął Black.
Wraz z Rudą pomagałyśmy słabszym. Mój brat miał rację. Nudy. Nic dodać nic ująć. Tak wyglądała nasza lekcja. Latałam po sali powtarzając się, że źle trzymają różdżki.


-Jestem wykończona. Czuję, że spaliłam parę kalorii…-Jęknęła Lilly.
-Sara, choć na chwilkę!- Krzyknął, James.
Podeszłam do niego z niechęcią.
-O, co chodzi?-Zapytałam przecierając oczy ze zmęczenia.
-W naszej drużynie brakuje jednego pałkarza…
-No i?!
-Czy chciałabyś nam pomóc? Proszę. Wiem, że jesteś dobra…
-Marzenie ściętej głowy…
-Ale…
-Bez żadnego, „ale”…
-Błagam. Zostaniemy zdyskwalifikowani i bambaryły wygrają!
-Niech ci będzie. Nie pozwolę na wygraną Ślizgonów.
-Tak! Teraz zachowujesz się jak moja siostra ;)
-Ooo to bardzo mi miło-Bąknęłam odwracając się od Huncwotów.



-Powiedz gdzie to jest!!-Mężczyzna pochylił się nad wystraszoną kobietą-Crucio!!!
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
-Wredna szlama….
Dwoje mężczyzn wycofało się do drzwi zostawiając ją skuloną na dywanie.

[ 1095 komentarze ]


 
Rozdział 7 "Miłość ma swoich rówieśników"
Dodała Sylvie Riddle Czwartek, 21 Lutego, 2008, 18:21

Notka nie wiem czy jest lepsza czy gorsza od poprzedniej, ale noo nie jest przekonująca. Założyłam też nowego bloga z nowym opowiadaniem http://life-without-borders.blog.onet.pl. Teraz zapraszam do czytania :-)



Minęły dwa miesiące od śmierci babci. Ogromny żal ogarnął mnie i Jamesa. Nasi przyjaciele bezustannie próbowali nas pocieszać. Wszystko na nic. Kochaliśmy ją ponad wszystko. Nie była zwykłą babcią, która siedzi w fotelu i czyta gazety lub robi na drutach. Zachowywała się jak nasza rówieśniczka. Rozpaczam ciągle nad jej śmiercią, a nawet nie wiem jak umarła. Jednak nie mogę się teraz nad tym skupić. Tak bardzo mi jej brakuje. Tego uśmiechu, który oddawał tyle energii i ciepła…
-Co się dzieje panno Potter?- Z rozmyślań wyrwał mnie głos profesora Slughorna- Mamy wlać jad węża, a nie krew smoka egipskiego!
Nie odezwałam się. Ludzie umieją być tacy upierdliwi. Nawet nie wiedzą jak to jest, gdy umiera osoba bliska jego serca.
-Zaraz to poprawię- Warknęłam ze złością.
-No ja myślę, bo Gryfoni stracą 10 punktów!- Powiedział obojętnym tonem.


-Jak on mógł?!- Krzyknęła Ruda wchodząc do Pokoju Wspólnego. Rzuciła swoja torbę na ziemię koło fotela.
Nie odpowiadałam. Rzadko teraz cokolwiek mówiłam. James również był przyciszony. Nie robił nikomu na złość, co bardzo dziwiło Lilkę. Ruszyłam w kierunku dormitorium.
-Sara! Chciałbym z tobą porozmawiać-Zawołał James. Zeszłam ze schodów i stanęłam przed nim.
-Ale nie tutaj…-Szepnął. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Coś musiało być nie tak jak trzeba.
Weszliśmy do pustej klasy poczym usiadłam na ławce. Rogacz był zdenerwowany i zaczął krążyć wokół ławek, czochrając swoje włosy.
-Babcia miała swój testament.- Zaczął mówić wyciągając kawałek pergaminu. Wzięłam go do ręki i przeczytałam: „Sarze Potter daję moją starą myślodsiewnię mając nadzieję, że przypomną jej się wszystkie dobre chwile w życiu. Jamesowi herb rodowy Porterów. Niech on uczyni z niego prawdziwego mężczyznę”- Zaczęłam chichotać. Co prawda było to nie na miejscu, ale nie mogłam się powstrzymać.
-I to Cię tak bawi? Przeczytaj niżej.
„Nie płaczcie drogie dzieci. Starałam się być jak najlepsza babcią, ale po mojej śmierci nie chcę żadnej żałoby! Chcę byście żyli dalej, własnym życiem.”
-I, co ty na to?-Zapytał brat.- Mamy o niej zapomnieć i dalej się wygłupiać?
-Nie, tu chodzi o cos innego. Widzisz…Dary, które nam dała w spadku nie są obojętne. Myślodsiewnia i herb. Ona raczej chciała byśmy stali się dojrzali i brnęli dalej przez życie! Nie chciała zostawiać po sobie smutku i żalu, tylko radość!
-Jak wy się rozumiecie…
-To nie jest takie trudne. Tylko trzeba wszystko dobrze dopasować…
-O tak! Jutro wstanę i znowu będę dokuczać Smarkerusowi…
-Tylko spróbuj! Już zabłysnąłeś w oczach Li. Radzę Ci nie zmarnuj tego!
James stanął jakby ktoś strzelił w niego zaklęciem Porażenia Całego Ciała.



-Hogsmead!- Krzyknęła profesor McGonagall schodząc po kamiennych schodach.-Ostatni wypad do miasta!
Uczniowie już stali w grupkach. Pierwszy raz od tylu tygodni byłam szczęśliwa. Wszystko sobie przemyślałam. Śmierć wcale nie jest taka okrutna. Nie trzeba się jej bać. Ona daje nam drugie życie. Babcia to rozumiała i chciała abym i ja z Jamesem to zrozumieli.
-No to gdzie pójdziemy?- Zapytałam Evans.
-Na pewno na kremowe piwo!- Odkrzyknęła z radością. Pewnie, dlatego, że stosunki z jej siostrą się polepszyły.
-Ooo, Lili idzie na piwko!- Zawołał Rogacz nachodząc nas od tyłu razem ze swoją paczką.
-Tak i wypiję je w DOBRYM towarzystwie!
-Czyli ze mną?
-No między innymi…
Gwizdnęłam, szczerząc zęby. James zrobił się czerwony, a Lilly ryknęła śmiechem.
-Ale komedia!- Syriusz klepnął w plecy Pottera i zaczął się zwijać ze śmiechu.
-Spokój!- Krzyknęła psorka- Ruszamy!!
-Jeny czuje się jak we wojsku…-Mruknęłam pod nosem, a Li uśmiechnęła się znacząco. Niedawno wytłumaczyła mi, co to jest wojsko i zaczęłam korzystać z tego słowa.



Gdy dotarliśmy na miejsce większość uczniów ruszyła do Miodowego Królestwa.
-Blleee… Już się tym przejadłem- Jęknął Peter, kiedy nasze głowy obróciły się w tamtą stronę.
-Aha. Rozumiem…-Lilly skierowała wzrok na Trzy miotły.
-Gnamy tam!!- Syriusz wyrwał się jak z procy. Chcąc nie chcąc poszliśmy za nim.
W środku było pełno. Zresztą jak zawsze. Nigdy nie było tu pusto.
-Komu, zamówić piwko?- Zapytał James.- Dzień dobroci dla dzieci!
-Uhuhu, ale żart!!- Zawołałam, a wszyscy zaczęli się śmiać.
Gdy Rogacz przywlekł się z piwem zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Stwierdziłam, że już wszystko jest dobrze. Tylko babcia nie umarła bez powodu. Była przecież zdrowa…
-Hey! Co to za ponura mina?- Zawołał Łapa. Odwróciłam się i na siłę uśmiechnęłam. Na razie nie powinnam się tym zamartwiać.
-Nic. Wszystko spoko! To, co… gdzie teraz idziemy?
-Hmm, może do wrzeszczącej chaty?
-Nie zdążymy. Mamy tylko godzinę, a zanim tam dojdziemy będziemy musieli się wracać.- Stwierdziła Li.
-No racja! To do Mio…
-Nie!!!!- Jęknął Peter.- Tylko nie tam! Jak możecie! Litości!
-Ej! Idziemy do szkoły wy niezdecydowane stworzenia nazywające się homo sapiens!- Warknął Lupin.
Wszystkich zamurowało. Lupek nasz Lupek powiedział coś takiego?
-Eee, dobra. Idziemy.-Odpowiedział przestraszony Peter i ruszył w kierunku drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie z rozbawieniem poczym przeszliśmy przez miasto, następnie przez udeptana ścieżkę prowadzącą do Hogwartu…


-Wstawaj Lilly!- Krzyknęłam. Zawsze to ona mnie budziła.
-Co Ci się stało?- Wstała i spojrzała na mnie z takimi szerokimi oczyma, że przez chwilę pomyślałam, że jej wypadną.
-Teraz kochana to ja będę pierwsza wstawała!- Podniosłam głowę, odrzucając na bok włosy.
-Urosłaś…-Evans również się wyprostowała. Rzeczywiście byłam wyższa.
-No ej! Idziemy na to śniadanie?!- Zawołała Nadyne.
Wszystkie trzy zeszłyśmy do Wielkiej Sali. Nic ciekawego się nie działo. Li spojrzała w stronę miejsc Huncwotów. Jeszcze ich nie było. Dziewczyna opuściła głowę i powędrowałyśmy na swoje miejsca. Gdy już jadłyśmy, co chwilę tam zerkała. O co jej chodzi? Zostawiła cos u nich i mają jej oddać?
-Skończyłyście już?-Zapytałam chcąc iść już na lekcje.
-Yhy. Możemy iść…- Powiedziała Lilka nie odrywając wzroku od idącego, Jamesa.
Wymieniłam uśmiech z Nadyne. Chwyciłyśmy Rudą pod pachy i wybiegłyśmy z Wielkiej Sali.
-Czy ty się zakochałaś?- Zapytałam, gdy weszłyśmy w bezpieczne miejsce.
-Nie wiem- Zaczęła się jąkać.
-No pięknie!!

[ 4801 komentarze ]


 
Rozdział 6 "One true flame"
Dodała Sylvie Riddle Czwartek, 14 Lutego, 2008, 15:47

Notkę dedykuję: Dari, która ma w sobie coś co bardzo motywuje ludzi do działania i chyba dlatego notka jest tak szybko... Chciałam by ta notka była najlepsza ze wszystkich. Bardzo się starałam i myślę, ze będzie sie podobać. No dobra już Was nie zanudzam. Miłego czytania!
Zastanawiałam się, dlaczego właśnie opisuję ten ostatni rok szkolny… Niby wyjątkowy, a jednak bolesny. Opuszczam wszystkie dobre momenty w moim życiu. Wspomnienia, które tu zostawię będą wić się w mojej głowie do końca życia. Lecz jednak jest jedno wyjście bym tu mogła pozostać.
-Witaj Saro!- Zawołał profesor o białej, długiej brodzie zamiatając swą długą szatą po kamiennych schodach. Przystanął na półpiętrze i spojrzał na mnie swoimi niebieskimi, spokojnymi oczami.- Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać…
-Bardzo chętnie- Odpowiedziałam modląc się w duchu by nic nie wspominał o tej nikczemnej klątwie.
Poszłam za nim do gabinetu. Gdy gobelin się odsunął na bok pospiesznie wskoczyłam na pierwszy stopień. Na samej górze nauczyciel otworzył drzwi i weszliśmy do przytulnego gabinetu, na którego ścianach wisiały obrazy wszystkich nauczycieli Hogwartu. Za dębowym biurkiem, w gablocie połyskiwał miecz Godryka Gryffindora. Profesor Dumbledor podszedł do swojego feniksa i pogłaskał go po głowie.
-Jest to twój ostatni rok w szkole, prawda?- Przytaknęłam skinięciem głowy nie wiedząc, do czego zmierza.
-Twoje umiejętności magiczne wykraczają poza materiał w książkach…
-Chmm nie zauważyłam tego.
-Inteligentna osoba nigdy tego nie zauważa- Uśmiechnął się wciąż głaskając Faweksa. Ale gdy zauważył, ze nic nie mogę wykrztusić z siebie, dodał: Chciałbym Ci zaproponować posadę nauczyciela w Hogwarcie…
Zatkało mnie. Nie mogłam uwierzyć, że zostanę tu dłużej niż inni. Jednakże miałam inne plany na przyszłość. Trudno wybrać pomiędzy dwoma jakże różnymi marzeniami. Wolałabym zostać, aurorem, który ma najwyższe zdolności magiczne. Natomiast Hogwart… Tak trudno mi nawet wymawiać nazwę tej szkoły. Łzy same chcą wypłynąć i powoli spływać po policzku zostawiając malutką plamkę na dywanie. Nie mogłam się powstrzymać się przed płaczem.
Dumbledor odwrócił się i spojrzał na mnie z zatroskaną miną.
-Jeśli Hogwart przytacza ci wiele wspomnień nie musisz się zgadzać.
-Ale nie o to chodzi! Nie mogę tu zostać to jest dla mnie…- Zabrakło mi tchu. Nie mogłam powiedzieć jak bardzo znaczy dla mnie Hogwart. Gdybym została tutaj nauczycielem poznawałabym nowych ludzi, których bym dokształcała. Ale nie miałabym swoich przyjaciół. Oni będą realizować swoje marzenia razem, podczas gdy ja pozostanę tutaj sama jak palec…
-Rozumiem jak bardzo kochasz to miejsce. Nie będę Cię do niczego zmuszać! To jest sprawa osobista.
-Tak…osobista-Wymamrotałam- Dziękuję panu bardzo



-Och Saro! Nareszcie wróciłaś ze Skrzydła Szpitalnego.- Zawołała Li, gdy ujrzała moje długie, czarne włosy.
-Hey! Są jakieś prace do zrobienia?- Zapytałam patrząc na stos prosto ułożonych książek koło fotela, w którym siedziała Evans.
-Tylko esej na eliksiry-Zaczęła czytać prace zapisane w jej osobistym kalendarzu- i napisać, „Co sądzisz na temat ghuli?”.
-Tylko tyle? Spodziewałam się czegoś więcej po pięciu dniach nieobecności.- Powiedziałam z niedowierzaniem. Nauczyciele stają się potulni jak baranki, co oznacza, że można mieć więcej czasu dla siebie…
Usiadłam na dywanie opierając się o filar koło kominka. Nagle zauważyłam w nim czyjąś twarz.
-Mama?- Obróciłam się twarzą do kominka.
-Zawołaj Jamesa.- Powiedziała.
Po chwili „wołań” zjawił się mój brat klękając obok mnie.
-Ooo mamuśka!- Zawołał
-Ucisz się! Zawsze musisz zwracać na siebie uwagę Lilliane?!- Zapytała złośliwie, a pomiędzy brwiami pojawiła się mała zmarszczka. Mama miała już trochę lat i trzeba było przyznać, że pomimo wieku nadal tryskała niespodziewaną energią.
Rudowłosa wstała i oświadczyła:
-Jestem Lilly nie Lilliane!- Jej źrenice zwęziły się, a twarz naciągnęła. Zawsze tak wyglądała, gdy ktoś wymawiał jej pełne imię. Jednak moja mama uważa, że Lilliane brzmi bardziej oficjalnie i kulturalnie. W moim przypadku ojciec upierał się bym miała na imię Sara, a nie Marguerite Angela Elizabeth Potter… Ma się to szczęście.
-No dobrze! Spokojnie! Jestem tutaj nie z byle powodów.
-Ostatnim razem pojawiłaś się w kominku by oświadczyć, że nie wziąłem mojej sowy, choć tutaj jest ich całe mnóstwo- Wtrącił Rogacz szczerząc zęby.
-Wiesz, co?! Nie masz genów po mnie. Zawsze się troszczę o dzieci.- Odpowiedziała z dumą.- Ale jeśli sądzisz, że pojawiam się tutaj w byle, jakich sprawach to może nie będzie cię obchodzić to, że twoja babcia nie żyje?!- Krzyknęła ze łzami w oczach.
-Co?!- Krzyknęłam równo z Jamesem, Lilly, Syriuszem, Lupiem i Peterem.
Tak bliska dla mnie osoba opuszcza tak szybko? O tylu sprawach ze sobą nie rozmawiałyśmy… To, co teraz we wnętrzu mnie się dzieje jest nie do opisania. Ból, który pokaleczył moje serce, pustka, która wypełnia jego wnętrze, gorące łzy toczące się tempem ślimaka po gładkiej skórze, żal kujący mostek. Wszystko razem sprawiło, że krztusiłam się tym wszystkim. Oddech był przerywany. Tępo serca szybkie jak błyskawica. Słabo słyszałam dalszą rozmowę siedzących koło mnie osób. Chciałam wyjść, uciec, wypłakać się daleko od ludzkiej cywilizacji.


Biegłam nie zatrzymując się przez błonie szkolne w świetle zachodzącego słońca. Skręciłam w stronę zakazanego lasu. Dla mnie nie był on zakazany. Jeśli ktoś bardzo lubi przyrodę i szanuje ją to nie jest dla niego zakazana.
Usiadłam na najbliższym kamieniu koło srebrnego jeziora. Spojrzałam na swoje odbicie. Nigdy nie sądziłam, że jestem ładna. To babcia potwierdzała, że moja latynoska uroda przechodzi z pokolenia na pokolenie tylko wśród kobiet. Pomagała mi dogadać Jamesowi. Dała mi swojego kotka. Piekłam z nią ciastka. Oglądałam w myślodsiewni jej wspomnienia z Hogwartu…
Tak wiele dla mnie znaczyła. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że taka osoba może kiedykolwiek odejść i nie wrócić. Nie mogę sprawić by jej ofiara poszła na marne. Chcę iść jej śladami.
Spojrzałam na niebo. Wstałam. Obróciłam się w miejscu i zauważyłam srebrnego jednorożca galupojacego wokół jeziora. Zbliżył się do mnie i opuścił głowę bym zauważyła medalik na jego rogu. Wyciągnęłam rękę i delikatnie zdjęłam medalik z długiego naroża. Świetliste zwierzę oddaliło się pozostawiając mnie samą na środku polanki.
Otworzyłam medalik, w którym było zdjęcie babci, a niżej napis „Jeden, prawdziwy płomień – E.K.”

[ 1085 komentarze ]


 
Rozdział 5 "Elli i wizja?"
Dodała Sylvie Riddle Sobota, 02 Lutego, 2008, 14:27

Długo nie pisałam za co bardzo przepraszam, ale nie miałam ciekawego pomysłu na notkę. Zresztą to co teraz napisałam nie jest fascynujące, bo jest krótkie, ale mam nadzieję, ze pozytywnie to ocenicie. Napisałabym dłuższą notkę, ale teraz jadę na wesele więc wiecie :-D
Czy przeznaczenie można ominąć szerokim łukiem? Myślę, że nie. Mam dziwne wrażenie, że ja z Syriuszem jesteśmy połączeni przez los. Całą noc rozmyślałam nad tym czy rzeczywiście coś do niego czuję. Mam nadzieję, że te uczucia są prawdziwe i, że on do mnie tez coś naprawdę czuje. Boję się jednak, że mnie zdradzi… Rozmyślam nad takimi błahostkami. To jest śmieszne, ale nic nad tym nie poradzę. Chyba się zakochałam. Tylko tyle mogę napisać. Samej trudno mi w to uwierzyć. Tyle lat znam Blacka, a dopiero teraz czuję „magnetyczne przyciąganie”.
-Wstawaj leniu!- Usiadłam na łóżku. Lily pochyliła się nade mną.-Czemu spałaś w szacie?
-To niemożliwe- Wstałam i rzeczywiście moja nowa (teraz już pognieciona)szata, zamiast znaleźć na krześle była nadal na mnie.
-No, jeśli już jesteś ubrana to idziemy na śniadanie- Chciałam jej wszystko opowiedzieć, co zaszło wczoraj, ale jakoś nie miałam odwagi. Zeszłam za nią na śniadanie.
Usiadłam koło Lily, Mary, Anny, Elli i Nadyne. Spojrzałam na miejsca Huncwotów.
-Hey! Gdzie ty się patrzysz?- Zawołała Elli. Nie przepadam za tą dziewczyną. Straszna z niej egoistka.
-A, co patrzeć się już nie wolno? W ogóle, w co ty pogrywasz? Nie wiesz, kto tutaj jest lepszy?- Zaczęłam się zachowywać jak James i chyba zaczynam go rozumieć. Przy stole zrobiło się nie przyjemnie, ale charakter tej dziewczyny naprawdę należy potępić. Niektórych ludzi za paskudne zachowanie się nielubi. A taka właśnie jest Elli. Strasznie podlizuje się do mojego brata i nie może znieść tego, że jestem jego siostrą. Poza tym nieustannie szuka zaczepki. Więc jeśli by chciała stoczyć ze mną pojedynek to bardzo proszę.
-Myślisz, że jestem gorsza? Otóż musisz wiedzieć, że to JA pokonałam więcej osób od ciebie i moja popularność wciąż rośnie! – Zaczęła się mądra wymądrzać.
-Jesteś popularna wśród pierwszorocznych, których torturujesz.
-Tak? Nie chciałabyś chyba abym coś teraz powiedziała przy tym stole!
-Ja mam czyste konto. Wal śmiało.- Uśmiechnęłam się szyderczo. Nie chcę być już szarą myszką spędzającą cały swój czas za książkami. Trzeba czasami zaszaleć.
-Sama tego chciałaś… Mam to powiedzieć głośno, aby Black usłyszał?- Zrobiło mi się gorąco. Skąd ona wiedziała?
-Ty to widziałaś?- Wyjąkałam. Spojrzałam na dziewczyny. Patrzyły na mnie z zaniepokojoną miną.
-A widziałam i niech wszyscy się dowiedzą! SARA …-Warknęłam „Expeliarmus” zanim dokończyła. Poczułam wzrok wszystkich osób przebywających w Wielkiej Sali.
- Co się tutaj dzieje?!- Profesor, Dumbledor spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem. Nigdy tak na mnie nie patrzył. Elli podniosła się.
-Dobrze się bawiłaś?- Spytała.
-Teraz wiesz, ze jest ktoś lepszy od Ciebie!- Krzyknęłam, aby wszyscy to słyszeli.-Ale z Ciebie ofiara losu nawet obronić się nie umiesz.
Profesor chwycił mnie za rękaw i pociągnął ku wyjściu. Napotkałam wzrok Syriusza. Patrzył na mnie z zachwytem. Jednak ja nie byłam tym zachwycona. Zadarłam z dyrektorem. Gdy znalazłam się już w jego gabinecie powiedział:
-Saro, dlaczego to zrobiłaś?- To jest podstawowe pytanie każdego profesora. Wiec dałam równie satysfakcjonującą odpowiedz.
-Ponieważ Elli mnie zdenerwowała.
Zapadła pełna napięcia cisza.
-Będę z tobą szczery. Martwię się o Ciebie. Miałaś w sobie potężną klątwę i nawet sobie nie zdajesz sprawy, co by było gdybyś zniszczyła cały świat czarodziei!
-Wolę nie rozmyślać, „co by było gdyby…” to jest żałosne. Ja wolę działać. A poza tym miał mi pan profesor dać karę za rozbrojenie, Elli.
-Przyprowadziłem Ciebie tutaj by porozmawiać o tym, że przez twoją głupotę ktoś inny może zniszczyć wszystko!- Jego spokojna twarz stała się czerwona.
-Chodzi panu o to, że i tak ta klątwa zawładnie światem? Nawet, jeśli nie jest we mnie?
-Tak. I łatwiej by mi było gdybyś ją jeszcze miała. Może wpadłbym na pomysł jak ją unieszkodliwić.- Poczułam upokorzenie. Jak mogłam być aż taką egoistką? Myślałam tylko o sobie. Nie mogłam tu już dłużej wytrzymać.
-Przepraszam bardzo, ale muszę się przejść. I naprawdę postaram się, aby znaleźć tego chłopaka.
Wybiegłam z gabinetu. Co mnie opętało? Czułam się coraz gorzej. Muszę znaleźć Toma i wykraść z niego moją klątwę? Nagle upadłam na ziemię. Przed oczyma zauważyłam dom, do którego zmierzała zakapturzona postać. Otworzyły się drzwi do tego domu. Błysnęło zielone światło i jakiś mężczyzna upadł na ziemię. Zakapturzona postać poszła na górę poczym weszła do pokoju. W pomieszczeniu była kobieta z dzieckiem na rękach, która zaczęła krzyczeć błagając o litość. „Jestem Lord Voldemort i rozkazuję Ci oddać to dziecko” rzekł mężczyzna. Kobieta zakryła ciałem swoje maleństwo, a czarnoksiężnik ją zamordował. Następnie zbliżył się do dziecka i…
Obudziłam się zlana zimnym potem w skrzydle szpitalnym.Przy łóżku siedziała Lily. Nie wiedziałam czy opowiedzieć jej ten koszmar. To wyglądało tak realnie…

[ 1199 komentarze ]


 
Rozdział 4 "Miłość?"
Dodała Sylvie Riddle Środa, 09 Stycznia;, 2008, 18:57

Wiem, ze za szybko notka i pewnie będziecie pisać to w swoich komentarzach, ale juz skarciłam siebie za to i możecie sobie odpuścić ;-). Notka jest teraz ponieważ pózniej nie będę mieć wogóle czasu. Notka jak narazie najdłuższa ma ok. 3 strony w Wordzie. Serdecznie zapraszam na http://superszkola.vdd.pl.
Zapraszam do czytania notki! :-D

Wiele zastanawiałam się nad istnieniem człowieka. Czytałam wiele książek na ten temat i po przeczytaniu tych setek stron stwierdziłam, iż autorzy za dużo filozofują. „Co by było gdyby…”. Z niektórych wnioskuje, że większość autorów pisze „Żyjemy po to by się kochać”. Jest to dwuznaczne powiedzenie. Była też książka „Żyć albo nie”. Autorka dawała przeróżne rady na życie. Podobało mi się to. Pisała o miłości. Nie zrozumiałam jej zbytnio, bo ja nie wiem, co to jest miłość. Zawsze, gdy się pojawiała leciutko na horyzoncie ja uciekałam. Wracając jednak do sensu życia człowieka stwierdziłam na faktach wielu przeczytanych książek, że żyjemy po to b y podtrzymać gatunek ludzi.Bóg stworzył nas po to byśmy się rozmnażali. I to jest właśnie niepodważalny argument.
Z zadumy wyrwał mnie głos Lily stojącej nade mną.
-Wstawaj! Dojeżdżamy!
Było widać, że bardzo się cieszy. Rzadko widzi się przyjaciela, który jest nadpobudliwy o tej porze roku.
Tak. Nadszedł ten dzień. 1 Wrzesień. Brak słów, melancholia, wieczna udręka, monotonia, smutek, rozpacz. W jednym słowie tego nie idzie pomieścić. Lily wręcz kocha to łażenie na lekcje. Nie wiem jak tak można przez te wszystkie lata lubić te same, powtarzające się lekcje. Zaczynam mieć różne wizje tych nauczycieli. Wstaję rano widzę ciągle te same zasłony otaczające moje stare drewniane łóżko. Jakie życie jest monotonne. I kto by się w tej kwestii nie zgodził? Nie zastanawialiście się przypadkiem, dlaczego są ciągle te same dni tygodnia i miesiąca? Tylko lata się zmieniają i ludzie. Nic innego się nie zmienia.
Weszłyśmy do starego a zarazem pięknego i tajemniczego zamku. Za każdym przyjazdem do szkoły Hogwart wydawał się inny.
-Saro!-Wołał mnie ktoś z tyłu toteż obróciłam się.
-Dzień dobry pani Youtland!- Zawołałam zaskoczona. Nauczycielka ta pochodziła z Chin. Bardzo ją lubię. Uczy Obrony przed czarną magią. Żaden uczeń nie ma do niej zastrzeżeń.
-Dyrektor chciałby z tobą porozmawiać.- Powiedziała z poważną miną. O co mogło chodzić?Chcąc nie chcąc pomaszerowałam do gabinetu dyrektora. Pan Dumbledore stał przed gobelinem.
-Witam pana profesora!
-Witam.- Odpowiedział szorstko. Ruchem ręki wskazał, że mam wejść do gabinetu.
W pomieszczeniu było pełno przeróżnych ozdóbek itp. To był dla mnie „Pokój tajemnic”, ponieważ zawsze, gdy przychodziłam pojawiało się coś nowego. Chciałam zapytać, o co chodzi, ale prof. zaczął.
-Dowiedziałem się, że pozbyłaś się klątwy.
-To pan o niej wiedział?- Nauczyciel zmieszał się lekko.
-No wiedziałem.
-Jeny no to chyba dobrze, że się pozbyłam tej klątwy. Mogła zrujnować mi życie!
-A teraz ty zrujnowałaś komuś! I to nie byle, komu…
W tym momencie do gabinetu wbiegła McGonagall.
-Przepraszam bardzo, że przerywam, ale James Porter i spółka znowu w akcji. Ja już nie mam siły…-Profesor szybko chwycił za rękę nauczycielkę i wybiegli z pokoju. No to pięknie. Zostawiają mnie samą w środku rozmowy. Może udałoby mi się wszystko od niego wycisnąć? Wtedy byłoby mi łatwiej. Jednakże JA nigdy nie mam ułatwionego życia.
Nie wiedząc, co robiąc zeszłam na ucztę. Po uczcie poszłam się przejść nad jezioro zostawiając Lily z uczniami pierwszej klasy.
Weszłam na pomost równocześnie zdejmując buty. Usiadłam na pomoście i umoczyłam zmęczone nogi w wodzie.
-Jakie to relaksujące- Powiedziałam sama do siebie.
-Ja również to lubię.- Powiedział ktoś, kto w tym momencie się do mnie przysiadł. Odwróciłam się to był Syriusz.
-Ej ty mnie prześladujesz czy co?- Zapytałam oburzona.
-Nie. Może pomyśleliśmy o ucieczce w tym samym momencie.- Uśmiechnął się.
Ucieczka. Nazwałabym to „Kapitulacja przed bachorami”.
-Na to wygląda.
-Słyszałem o tej klątwie. Nie przejęłaś się nią zbytnio…
-A, czym miałam się przejmować. Wiedziałam, że jest na pewno jakiś sposób, z którego wyjdę cało.- Spojrzałam na jezioro. Nie pomyślałam nawet o tym, że mogłam umrzeć. To było wielkie ryzyko, które na szczęście się opłaciło. On uświadomił mi właśnie, że stałabym się zła. Jeny! Stałabym się w pewnym sensie potworem! Czymś, co mogłoby uśmiercić miliony osób. A teraz ten chłopak, który ma tą klątwę stanie się zły. Będę musiała go ostrzec.
Chciałam wstać, ale Łapa mnie powstrzymał.
-Co ty robisz?- Zapytałam patrząc na niego.
Nastała krepująca cisza w czasie, której patrzyłam na niego ze złością.
-Chcębyś przed pójściem, do sowiarni mnie wysłuchała.- Spojrzał mi głęboko w oczy.
-O, co chodzi?- Zapytałam.
-Widzisz nie wiesz jednej rzeczy. Co to jest miłość? To pytanie zawsze tworzy w twojej głowie mętlik, z którego nie możesz się wyplątać. Wiem, ze nic do mnie nie czujesz, bo nie rozumiesz swoich uczuć…
-Czekaj, czekaj!- Zawołałam przerywając mu pogadankę- Chcesz mi zwyczajnie powiedzieć, że ci się podobam?
Twarz Syriusza przybrała koloru białego. Pewnie nigdy tego nie robił. Ja nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Jest przystojny i w ogóle, ale jest tak samo głupi i dziecinny. Nie wiem czy jestem w stanie pokochać taką osobę. Muszę mieć czas.
Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy.
-Musisz posłuchać serca…
-Moje serce mówi, że jestem… głodna- To była prawda. Na uczcie prawie nic nie jadłam. Myślałam ciągle o Dumbledorze.
Black zmieszany spojrzał na zanurzone w wodzie nogi. Ja zażałowałam tego, co powiedziałam.
-Syriusz ja cię bardzo przepraszam, ze tak się zachowałam! Ale ja naprawdę nie wiem, co czuję!- Zaczęło burczeć mi w brzuchu.
-Jasne. Nie ma sprawy.- Podniósł się i zaczął odchodzić. Pospiesznie wstałam za nim.
-Zaczekaj!
Chwyciłam go za ramie, a on wtopił swoje usta w moje. Było to bardzo… szybkie? Ja go od tej strony nie znam, ale wydaje się być romantyczny i wrażliwy na słowa. Nie wiem czy będę potrafiła.
Kiedy już odeszliśmy od siebie kawałek (czyt. 5 cm) odetchnęłam z ulgą. Nigdy w życiu się nie całowałam! To było… mokre. Za mokre, ale i pełne miłości. Tak! To jest chyba miłość. To, co właśnie czuję. Bo czuję w tym momencie wszystko. Całe moje ciało pracuje.
-I jak było?- Zapytał.
-Nie byłam gotowa emocjonalnie!
-Och przepraszam…
-Wiesz, co? Głuptas z ciebie, ale chyba poczułam to coś.- Uśmiechnęłam się poczym złapałam jego rękę.
-Myślę, ze jestem gotowa i to jest moja ostatnia z wymyślonych wersji.
Odeszliśmy razem do pokoju wspólnego. Po wejściu nikogo nie zastaliśmy. Spojrzałam na Łapę.
-Na razie jeszcze lepiej nikomu nie mówmy. Muszę poskładać cząstki mojej duszy w jedną całość. Za dużo się teraz dzieje. Proszę cię nie mów nic swoim przyjaciołom. Dobrze?
-Dobrze. Mam nadzieję, ze szybko się pozbierasz i będziemy razem.- Syriusz uśmiechnął się do mnie poczym pocałował w policzek i poszedł do swojego dormitorium.
Spojrzałam na kominek. Czy to nie jest sen? To nie może być prawda. Większość dziewczyn zaczęłoby skakać z radości gdyby były z Blackiem, ale ja nie wiem, co tak naprawdę czuję. Nad jeziorem powiedziałam, ze jestem pewna. No, bo jestem, ale muszę ułożyć sprawę z Dumbledorem i ostrzec tego chłopaka, że jest w ogromnym niebezpieczeństwie! Tyle spraw się teraz zebrało. Może jednak ja powinnam mieć tę klątwę?

[ 10658 komentarze ]


 
Rozdział 3 "Udało się"
Dodała Sylvie Riddle Niedziela, 06 Stycznia;, 2008, 13:53

Witam! Notka miała pojawic się wcześniej, ale byłam i jestem chora :-( . Mam nadzieję, ze notka się wam spodoba. Jesli nie to proszę o taryfę ulgową :-P Serdecznie zapraszam również na http://superszkola.vdd.pl
-Aaaaa- wstałam zlana zimnym potem- Te koszmary.
Czemu wszystko tak się komplikuje? Po co ja w ogóle się urodziłam? Dłużej tego nie wytrzymam..
-Saro?- Do pokoju weszła moja mama. Byłam zdziwiona. Pewnie mi wszystko wyjaśni i już nic nie będę wiedzieć.
-Córeczko kochana, czemu się nie odzywasz?- Zapytała troskliwie.
-Dlaczego chciałaś bym to zobaczyła? Czy to się stało naprawdę?- Zaczęłam wstawać.
-Saruniu musisz znać prawdę, która jest okrutna…
-Naprawdę? Och czy właśnie usłyszałam troskę? Nigdy tak się nie zachowywałaś owszem byłaś miła, ale nie do tego stopnia! Teraz przez rok czasu będziesz zbierać energię?- Zapytałam z ironia w głosie.
-NIGDY NIE ZABIJĘ WŁASNEJ CÓRKI! SŁYSZAŁAŚ?- Spojrzała się na mnie i ruszyła w kierunku drzwi- Porozmawiamy jak ochłoniesz-dodała, gdy była już w progu.
Nie wiem, co się ze mną dzieje. Przez to jak babci mi to pokazała nie mogłam się pozbierać. Chciałam zacząć krzyczeć by wydusić z siebie wszystkie uczucia. Nigdy nie lubiłam mówić o uczuciach. Zawsze wolałam dusić je w sobie.
-Ja nie chce umierać!!- Zaczęłam szlochać-, dlaczego to właśnie mnie to spotyka?
Jestem za młoda na śmierć. Muszę mieć jakiś sprytny plan, dzięki któremu wymigam się od kary. Zaczęłam chodzić nerwowo po pokoju. Chodziłam tak z 30 minut aż wpadłam na pewien pomysł. Nie był on może rewelacyjny, ale mógł się opłacić.


-Mamo! Babciu! – Krzyczałam biegnąc po schodach.
Znalazłam je w kuchni.
-Oo chyba komuś wrócił humorek- Zaśmiała się starsza kobieta.
-Nie zupełnie, ale mam pewien pomysł. Może być troszkę nie kompletny…
-No mów-Ponaglała mama.
-Czy jest możliwość przeniesienia klątwy z człowieka do innego człowieka?
-Hę?
-Ja mam w sobie klątwę. Wnuk tego jasnowidza ma przeżyć, dlaczego? Może jest jakieś zaklęcie, które przenosi klątwy z istot żywych? Dlaczego ja mam umrzeć, a on dalej żyć?
-To trochę ryzykowne…- Zastanawiała się babunia.
-Ale dla ŻYCIA zawsze się opłaca!- Zawołała mama.
Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam, że tak bardzo jej na mnie zależy. Przytuliłam ją. Nigdy nie, czułam się tak dobrze jak w tym momencie. Babcia wstała i pobiegła do piwnicy. Nagle w oknie zauważyłam sowę Jamesa. Pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je i przywaliłam nosem w coś twardego.
-Nic ci nie jest?- Zapytał ten ktoś.
-Nie.- Spojrzałam w górę. To był Syriusz. Momentalnie się zarumieniłam.
-Hey, dziewczyno chyba buraka strzeliłaś!- Uśmiechnął się.
-No siostro jak możesz!- Zawołał James poczym wszyscy weszliśmy do środka
-Zamorduje Cię za to-Wyszeptałam do brata-Wiesz, że on mi się nie podoba!
W sumie Syriusz jest przystojny i w ogóle, ale ja nie mogłabym nawet z nim być. Kręci się przy nim tyle dziewczyn, a Lily uważa to za żałosne. Już sama nie wiem, co o tym myśleć. Trzeba korzystać z życia. Ten rok szkolny będzie niezapomniany.
-Saro, chodź ze mną na górę wy się rozgośćcie.- Powiedziała babcia.
Weszłam do pokoju gościnnego.
-Słuchaj… Musimy znaleźć tego Toma Riddla. Myślę, że dzięki tej kobiecie możemy do niego dojść. Gdy już będziemy mogły z nim porozmawiać to podamy mu ten eliksir zawierający twoja krew. Jak to wypije klątwa przejdzie na niego…
-Brzmi fajnie, ale czy to się uda?-Zawsze jestem niepewna tu chodzi przecież o moje życie- A nie możemy podać tego komukolwiek?
-Po, co dać to komuś innemu jak możemy zniszczyć wnuka tego mężczyzny?
-W sumie racja! Dlaczego ja mam ucierpieć? Trzeba znaleźć tą kobietę.- Szybko pobiegłam do mamy.



-Umówiłam się z nią w kawiarni-Powiedziała mama.- Pójdę tam i spytam się o tego chłopca. Jak nie odpowie to użyję czarów.
-Bądź tylko ostrożna!-Nie ma jak troska babci. Ten plan musi się udać. Jeśli się nie uda to ja sama załatwię sprawę z tym chłopakiem.
Po wyjściu mamy poszłam do salonu. Skoczyłam na największy fotel.
-Aaaaaaaaaaa!
-Aaaaaaaaaaa!
Wstałam przerażona. Nigdy w życiu się tak nie wystraszyłam.
-Co ty tu robisz!- Wyjąkałam.
-Siedziałem…-Powiedział Syriusz poczym zaczęliśmy się śmiać. Nie wiedziałam nawet, dlaczego. To było takie śmieszne. Skoczyłam na niego! Jak to brzmi.
-A, co się dzieje?- Zapytał wchodząc do pokoju mój szanowny braciszek.-Jakieś romanse się tu tworzą?
-No a co cię to tak interesuje?- Dopytywał się Łapa.
Zaczerwieniłam się po same uszy. Chciało mi się śmiać i wariować. Dostałam napad dobrego humoru, który był mi potrzebny.


-Wróciłam!- Usłyszałam wołanie mamy na korytarzu.
-I jak poszło?-Zapytałam zniecierpliwiona.
-UDAŁO SIĘ!-Zaczęłam piszczeć, wrzeszczeć, wszystko, co się dało, bo udało się! Nie mogłam w to uwierzyć, że tak szybko to poszło, ale mogą być inne konsekwencje…

[ 2544 komentarze ]


 
Rozdział 2 "Klątwa"
Dodała Sylvie Riddle Środa, 26 Grudnia, 2007, 18:46

Hey! Sorry, ze tak długo nie pisałam, ale tyle w tej szkole było... Teraz będę pisać częściej. Obiecuję ;) Ta notka nie jest za ambitna (czyt. nudna),ale i takie muszą być. Miłego nudzenia się!!!
Babcia położyła myślodsiewnię na stoliku. Włożyłam niepewnie głowę do półmiska. Byłam ciekawa, co starsza kobieta chce mi przekazać.
Znalazłam się jakieś sali szpitalnej. Było w niej tylko jedno łóżko, w którym leżała młoda kobieta. Gdy podeszłam do niej bliżej poznałam jej rysy twarzy. Była to moja matka.. Miała długie lśniące włosy. Wyglądała prześlicznie. Nagle do pomieszczenia weszła kobieta w dużych okularach i potarganych włosach. Zrzuciła z siebie mokrą szatę.
-Wreszcie jesteś- Powiedziała znudzonym głosem moja matka.
-Tak. Przepraszam, ale miałam troszkę przeszkód…
-Napij się gorącej czekolady i opowiedz mi swoją przygodę.
-Dziękuję. Niedawno znaczy po narodzeniu twojej córki przeżyłam dziwną a zarazem fascynującą przygodę.
„Ciemna i pochmurna noc. Słyszałam ryki wilkołaków do księżyca. Stałam na wzgórzu przed starym i zapewne opuszczonym domem. Nie wiedziałam jak tam się znalazłam po prostu byłam. Podeszłam bliżej do ów domu i usłyszałam czyjeś kroki za drzwiami. Przestraszyłam się. Wyciągnęłam rękę i zapukałam. Nikt nie otworzył, więc sama wkroczyłam do środka. Drzwi były otwarte. Weszłam do salonu, w którym paliło się światło. Zauważyłam siedzącego człowieka w fotelu. Podeszłam bliżej i zauważyłam, że jest to mężczyzna. Spojrzałam mu w oczy. Miał czarne, puste oczy, w których nie widziałam ani szczęścia ani zła. To było zmęczenie życiem. Wszystkim, co go otaczało. Jakby stracił wszystko, co miał. Odsunęłam i przeraziłam się. Jego twarz była cała we krwi. Kości policzkowe wystawały mu pionowo, a brodę miał zmiażdżoną. To był przerażający widok. Kto mu to zrobił? Byłam tego ogromnie ciekawa.
-Przepraszam?
-Tak?- Burknął mężczyzna niezbyt przyjemnym tonem.
-Co się panu stało?
-Ech, czemu ludzie zadają takie pytania, a nawet nie znają tego człowieka?
-Co?! Ja chcę panu pomóc!- Krzyknęłam, a mój głos potoczył się po całej izbie.
-Jasne. Tyle lat ja tutaj siedzę i nikt nie był tak uprzejmy jak pani. Wszyscy, którzy tutaj trafiali dostawali depresji, a potem umierali. Pewnie pani zauważyła trupy przed domem?
-Nieee- Jęknęłam przerażona.
-Heh i czego tu się bać? Jeśli pani mnie wysłucha i wypełni misję nie skończy pani jak ci ludzie pod mym domem…
Nie mogłam w to uwierzyć. To wszystko było pokręcone, ale nie mogłam uciec. Coś musiało w tym być.
-O, co chodzi?- Zapytałam.
-No dobrze, ale musi być pani pewna, że wykona pani misję. Jeśli nie to będziesz umierała w potwornych męczarniach- Wskazał ręką na stojące pod ścianą różne przyrządy. Jeżeli jednak pani teraz odmówi to umrze pani w mniej bolesny sposób.
-Ale, dlaczego umrę? Mogę przecież uciec!- Zaczęłam panikować.
-Przekraczając próg tego domu nie może pani uciec.- Odpowiedział z niesłychanie spokojnym głosem.
-No to nie mam nic do stracenia. Wykonam tę misję.
-Hm, no to tak. Urodzi się pewna dziewczynka. Jej matkę już znasz. Ta dziewczynka będzie się nazywać Sara i będzie nosić w sobie klątwę, która wykończy cały mój ród ze mną włącznie. Klątwa ma sobie tak potężną moc, że zawładnie całym światem. Mój jedyny wnuk Tom Riddle będzie musiał zginać. Ja nie mogę na to pozwolić! Dlatego gdy Sara skończy 17 lat jej matka musi ja zamordować. Jeśli tego nie zrobi to światem zawładnie ona i zabije wszystkich, którzy będą się jej przeciwstawiać. Nie można jej pozwolić wygrać!
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
-Jeśli nie wykonasz misji to ja zabiję wszystkich bliskich na twych oczach. Ciebie wiesz, co spotka. To, co… Zgoda?
-Zgoda...”
Znowu znalazłam się w salonie babci. Nie mogła pozbierać swych myśli. Ja i klątwa? To jakiś żart…Schowałam głowę między kolana.
-Saro?- Zapytała łagodnie babcia.
-Babuniu? Jak to jest możliwe abym właśnie ja miała za rok umrzeć?
-Nie wiem… Może wszystko się ułoży.- Powiedziała z uśmiechem.
-Wątpię. Ale skąd ten mężczyzna wszystko wiedział?
-To jasnowidz. Wszystkie jego przepowiednie się dotąd sprawdziły…
Wstałam. Jak matka może mnie zabić? Tyle lat ze sobą spędziłyśmy.
-Hey! Dlaczego to właśnie mama ma mnie zabić?
Babcia zmarszczyła czoło, co oznaczało, ze się zastanawia.
-Sama nie wiem… Jestem już zmęczona tym wszystkim. Pójdę się położyć, a wieczorem wszystko spróbujemy rozgryźć, dobrze?
-No dobra.- Na razie babcia i tak mi nie pomogła, więc wieczorem również zapewne mi nie pomorze.
Zostałam sama w ogromnym salonie. W nim zawsze miałam swobodę ruchu. Jako dziecko zwalałam wszystkie wazony, jakie miałam pod ręką. Podeszłam do kominka. Stał na nim zdjęcie dziadka. Był on wybitnym czarodziejem. Zawsze kochałam go całym sercem. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego odszedł w taki sposób… Nie mogę zrozumieć wielu rzeczy. Muszę ruszyć wkońcu głową! Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Może ten mężczyzna miał rację? Gdy ja umrę na świecie będzie panować spokój i harmonia, a gdy będę żyć to klątwa mnie przerośnie i doprowadzę wszystko do ruiny? Jednak może jest jakieś światełko w ciemnym tunelu? Na pewno tą klątwę da się jakoś zniszczyć. Tylko trzeba dobrze poszukać.Jak będę w szkole zacznę swoje poszukiwania razem z Lily nawet w księgach zakazanych. Trochę to dziecinne, że w tych czasach są klątwy. Zazwyczaj czytałam o nich w bajkach, ale jeśli jest to trzeba ja zniszczyć. Nie chciałabym by przeze mnie wszyscy cierpieli. Jak nie uda mi się zniszczyć klątwy to umrę z godnością. Poświęcę się dla życia innych ludzi, ale pozostaje jedno pytanie. Czy mama będzie gotowa mnie zabić?

[ 1411 komentarze ]


1 2 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki