Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Meg

  14.Zaproszenie do Izby Pamięci a’la Pansy Parkinson, buahahha xD
Dodał Malfoy Niedziela, 15 Kwietnia, 2007, 06:00

Pielęgniarka wypuściła mnie, jak tylko się obudziłem- na szczęście te jej mazie i mikstury działają naprawdę błyskawicznie. Po krótkiej drzemce czułem się nie tylko wypoczęty ale i odprężony psychicznie, puszczając w niepamięć poranne waśnie z kapitanem drużyny quidditcha Ślizgonów jak i karę, wymierzoną przez wychowawcę za złamanie zakazu buszowania w okolicach zamkniętego korytarza na trzecim piętrze.
Pora była najwyższa, by udać się na obiad. Ominęły mnie dwie nudne godziny transmutacji oraz zaklęć, ale kto by tam tego żałowałJWkroczyłem na Salę pełen energii i podążyłem ku naszemu stołowi. Oczywiście, na mój widok nikt nie zareagował zdumieniem ani radością, ale ta mrukliwość w Slytherinie jest typowa. Niemniej, Pansy łaskawie ścisnęła się z Millicentą, by zrobić dla mnie miejsce, a Crabbe i Goyle na dwie i pół sekundy oderwali się od talerzy pełnych żarcia, by zapytać, co się stało.
-Nic, nic, małe wagary w skrzydle szpitalnym.- wyjaśniłem krótko, zabierając się za obiad.-Co potem mamy?
-Wolne, bo Sprout pokąsały jakieś nowe, jadowite rośliny, które miała nam dzisiaj pokazać i musi poddać się leczeniu antidotum przez co najmniej dwa dni.
-Super, w takim razie już tylko dasz mi zwalić zaklęcia i transmutację i zajmiemy się Potterem.- mruknąłem do Pansy, a ta kiwnęła głową i dodała -Myślę, że najpierw zajmiemy się Potterem, żeby nie tracić czasu. Wszystko już obmyśliłam. Podejdziesz do niego z Crabbem i Goylem i powiesz, że chcesz dzisiaj spotkać się z nim w Izbie Pamięci.
-Aha.- przytaknąłem, próbując zrozumieć, dlaczego akurat w Izbie. Pansy wyjaśniła mi to jednak prawie natychmiast, pogodnie zajadając surówkę.- Powiesz, że chcesz się z nim spotkać w celu odbycia pojedynku czarodziejskiego o północy. Każesz mu wziąć ze sobą sekundanta, bo zapewne weźmie Weasley’a, a chcemy wkopać jak największą ilość osób. Myślałam też o Granger, ale ona jest bez sensu…co innego, gdybyście mieli na wyścigi strzelać w nią odchodami niuchaczy, ale wy macie rozegrać między sobą pojedynek, więc musimy poczekać na inną okazję.- spojrzała na mnie z niepokojem, bo trząsłem się tak ze śmiechu, że omal nie zrzuciłem własnego talerza.-Co jest, pogorszyło ci się?
-Nie…nic, wszystko w porządku. No i co dalej?
-Nic dalej, oni pójdą do Izby Pamięci o północy ale ciebie tam nie będzie, kapujesz? Szepniemy parę słów Filchowi, żeby poszedł o północy do Izby, bo coś się święci…Izba jest zawsze otwarta, każdy może tam wejść kiedy zechce, ale w nocy pałętanie się po korytarzach zamku jest zabronione. Jeśli ich nie złapie, to ja już nic nie wiem.
-Super pomysł, zaraz do niego idę.- zerwałem się zza stołu, klepiąc mocno w tył głowy Crabbe i Goyle’a.- Jazda, chłopaki, ruszać się, jest sprawa!
Kiedy wreszcie moi goryle wstali, poszliśmy do stoły Gryfonów i zrobiliśmy dokładnie tak, jak to wymyśliła ta spryciara. Potter był nieco zdziwiony propozycją, ale jestem pewien, że to nic w porównaniu z tym, co się będzie działo o północy w Izbie Pamięci! Szkoda, że Pansy nie przewidziała naszego udziału, bo zabawa zapowiada się przednia:/

[ 8 komentarze ]


 
13. Wizyta Snape’a i szlaban(??!!)
Dodał Malfoy Czwartek, 05 Kwietnia, 2007, 07:00

Wszystkiego dobrego w tegoroczną Wielkanoc!Smacznego jajka, bogatego zająca i pięknej pogody:-)

***
Gdy go ujrzeliśmy, Pansy w jednej chwili stanęła na równe nogi, na baczność i powiedziała tak cicho „dzień dobry”, że chyba tylko ja ją usłyszałem, ale Snape nawet jej nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie i podszedł do mnie, jak zwykle bezszelestnie i wolno.
-Jak samopoczucie, panie Malfoy?- zapytał, a mi kamień z serca nieco ustąpił, bo jego ton był prawie łagodny. Odpowiedziałem uprzejmie, starając się wybadać, jak jest cel jego wizyty (ugh).
-Dziękuję panie profesorze, nie najgorzej.
-Bójka, jak sądzę, hm?- rzucił okiem na moje opatrunki a potem, zapominając o swoim pytaniu, zmienił diametralnie temat:
-Po naszej ostatniej rozmowie na temat szpiegowania w rejonie zakazanego korytarza na trzecim piętrze odniosłem wrażenie, iż wyraziłem się wystarczająco jasno dla przeciętnie inteligentnych uczniów, a co dopiero uczniów wyjątkowo bystrych i zdolnych, kojarzących szybko fakty.
Oczywiście, jak większość pochwał starego Snape’a, i ta była podszyta złowróżbnym płaszczykiem ironii oraz sarkazmu. Mogliśmy się togo domyślić, oboje z Pansy wiedzieliśmy, o co mu chodzi, a ponieważ nie zdążyliśmy na tyle solidnie uzgodnić taktyki obrony, by móc iść z czystym sumieniem w zaparte, czuliśmy się przyciśnięci do ściany. Tymczasem pozwoliliśmy w milczeniu toczyć wychowawcy dalej swą przemowę.
-Jednakowoż…rozmowa z profesor McGonnagall, opiekunką Gryffindoru dała mi nieco na ten temat do myślenia, czy aby nie popełniłem omyłki. Macie mi coś do powiedzenia na ten temat?
-Nie.- zgodna, szybka odpowiedź.
-Tak też myślałem.- spojrzał na nas krótko ale przenikliwie a potem dodał.- W takiej sytuacji, jak wytłumaczycie mi to, że słowa profesor McGonnagall, która jakoby to przyłapała was niedawno na próbie włamania się na zakazany korytarz, poprzedzonej bójką z trzema jej podopiecznymi, poparło trzech uczniów, zamieszanych w to razem z wami?
-Panie profesorze, my naprawdę nic złego nie zrobiliśmy, oni…to jest…-śmiałość Pansy zgasła równie nagle, jak się ujawniła. Snape spojrzał na nią i powiedział spokojnym głosem:
-Nie powiedziałem, że zrobiliście coś złego, Pansy, ja tylko pytam, kto tu kogo okłamał: czy Hermiona Granger, Ron Weasley i Harry Potter profesor McGonnagall, notabene wolałbym, aby tak było, czy też wy dwoje oszukaliście mnie?
-Profesorze, dobrze pan wie, jak zachowuje się Potter i jak jest traktowany przez niektórych nauczycieli!- zawołałem żarliwie, unosząc się na poduszkach.
-W dodatku profesor McGonnagall jest wychowawczynią całej tej trójki.- poparła mnie Pansy.
-Rozumiem, doskonale rozumiem, że pan Potter jest w naszej szkole osobą…ee…nazwijmy to- niezwykłą, ale, jak śmiem zauważyć, cudowne okoliczności jego przeżycia po konfrontacji z Czarnym Panem w żaden sposób nie powinny mieć wpływu na wyjątkowe traktowanie pana Pottera, zwłaszcza że wszystkie pogłoski i opinie naukowców niezbicie świadczą o tym, że pan Potter pożyje jeszcze długo i szczęśliwie, jako że Czarny Pan nie śledzi go w przebraniu pani Pince ani nie ukrywa się w zaułkach lochów.
Pozwoliłem sobie na słaby uśmiech, ale rychło zastygł mi on na twarzy pod spiżowym wzrokiem Mistrza Eliksirów.
-Moje podejście do pana Pottera jest identyczne jak do wszystkich innych uczniów Hogwartu, tak więc jego zdanie traktuję tak samo poważnie jak wasze, bo nie sądzę, że ośmielilibyście się kwestionować prawdomówności prof. McGonnagall, prawda?
-Prawda.
-No więc…co robiliście na trzecim piętrze?
Milczenie. Pansy chyba zupełnie oklapła. Po kilku sekundach wykrztusiłem, wolno i niepewnie:
-Byliśmy na trzecim piętrze, ale znaleźliśmy się tam przypadkiem, a ta historia o bójce nie jest do końca prawdziwa. Potter…i reszta wcale nie chcieli nas zatrzymać…my…spotkaliśmy ich pod schodami na trzecie piętro, jasno dawali do zrozumienia, że chcą się włamać na zakazany korytarz…
-Tak, to prawda. –poświadczyła Pansy.- A to, że rozmawialiśmy o korytarzu…cóż…kto z uczniów nie jest zaintrygowany tą sprawą? Dyskusje toczą się na ten temat naprawdę wszędzie, także w pobliżu tego miejsca…bo trzecie piętro nie jest zakazane…poza jednym, jedynym korytarzem.
Snape spojrzał na nas dosyć ostro.
-Dobrze, skończmy tę grę.- rzucił oschle jak na niego i podszedł do nas jeszcze bliżej.- Ostrzegałem, obiecaliście mi, że przestaniecie mieszać się w tę sprawę. Przed profesor McGonnagall możecie udawać, że nie złamaliście zakazu profesora Dumbledore’a, że był to czysty przypadek...ale jednocześnie doskonale wiecie, że obowiązywał was również zakaz ze strony opiekuna domu, tak czy nie?
-Tak jest.
-Szlaban, w czwartek wieczorem, w moim gabinecie, oboje, zaraz po kolacji.- dodał mrocznym głosem i, błysnąwszy oczyma, zakręcił smolistą szatą i opuścił skrzydło szpitalne w mgnieniu oka.
-Bogu dzięki, że tylko tyle.- zauważyła Pansy, podchodząc do drzwi i zamykając je cicho.- Już miałam stracha, że się wścieknie. Szlaban u niego podobno zawsze jest luzacki, jeśli jesteś ze Slytherinu oczywiście, bo taki Gryfon na przykład…
Reszty jej słów nie słyszałem, gdyż poczułem nagle straszliwe znużenie i niepostrzeżenie musiałem zapaść w sen.

[ 7 komentarze ]


 
12.Rozmowa z Flintem, bójka, spotkanie w skrzydle szpitalnym z Pansy
Dodał Malfoy Środa, 21 Marca, 2007, 00:00

Dzięki za wszystkie komentarze, pozdrawiam fanów! Zapraszam do lektury pierwszego tej wiosny wpisu pamiętnika, którego włascicielem jest jeden z najprzystojniejszych Ślizgonów Ery Potter'a-Draco Malfoy:-)^^^^
***
Totalne zakręcenie. Szał, wariactwo. Ogłupienie.
Śniadanie było jak zwykle genialne, ale miałem dwie sprawy do załatwienia, o wiele ważniejsze od pysznych ciast czy rozpływających się w ustach kremów owocowych; obie sprawy niemiłe więc co rychło ruszyłem z ich załatwianiem.
Na pierwszy ogień poszedł Flint. Akurat pałaszował jakąś (wątpliwego wdzięku) sałatkę więc nie za bardzo zwracał uwagę na to, że ktoś się do niego dosiada.
-Co jest, Flint, słyszałem, że chcesz pogadać o quidditchu?- zagadnąłem go cicho tak, by nikt nie słyszał.
Flint uniósł wzrok znad talerza i spojrzał na mnie z uwagą, a potem otrzepał ręce, wytarł usta i wstał. Ruszył bez słowa w kierunku wyjścia, zarzucając sobie beztrosko torbę na ramię. Podążyłem za nim, bo nie wiedziałem, o co mu chodzi. Zrównaliśmy się w Wielkiej Sali, ale Flint na tym nie poprzestał. Wyprowadził mnie na dwór (deszcz akurat lał i wiało, bo się ostatnio pogoda popsuła, ale co tam, bo ja to nie raz zmokłem) i znowu poczęstował spojrzeniem o zabarwieniu z lekka nieprzyjemnym.
-No dobra...wiem, że chciałeś pogadać o Pansy...ale serio, nie łapię, o co ci chodzi.- zacząłem ugodowo, to była dobra metoda.
-Słuchaj, Malfoy, ja wiem...my jesteśmy przecież z tego samego domu...więc rozumiesz sam, żebyś ty chociaż z Gryffindoru był...musimy żyć w zgodzie.-burknął, nieco się jąkając.
-No jasne.- skrzywiłem się uśmiechopodobnie ale za wcześnie było na pojednanie. Flint zjeżył się i uniósł nieco głowę a potem syknął złowróżbnie:
-Więc grzecznie radzę ci, zostaw ją w spokoju. Ona nie jest dla ciebie, ty jesteś jeszcze mięczak. Ty...chłopie…nie wiesz…nie potrafisz…
-Sorry, Flint, ale wypraszam sobie teksty w tym stylu.- warknąłem. Wkurzyłem się, no! Kaznodzieja się znalazł.- Co ty, chcesz, żebym przestał z nią gadać? Pansy jest moją koleżanką, dogadujemy się dobrze i ona mnie lubi.- ryzykownie podsycałem ogień oliwą z pierwszego tłoczenia złośliwości i gniewu, wyzwolonych przez podświadomość.- Zależy nam na wspólnych konta…-zgrabnie uchyliłem się od solidnego ciosu w twarz.-…ktach i …-zgiąłem się w pół, bo oberwałem w brzuch, na chwilkę tracąc rezon, ale tylko na maleńka chwilkę.- A poza tym, mamy ze sobą wiele wspólnego- ciągnąłem, mocno go odpychając i wymierzając porządnego kuksańca. W następnej chwili nieco zbrakło mi tchu po uderzeniu ale wykrztusiłem-Mamy sprawę do załatwienia i nikt mi nie zabroni się z nią przyjaźnić-sapnąłem ciężko, bo walnięcie z byka w Marcusa Flinta nie jest łatwe-…ani…nic więcCCej- nieco pisnąłem, bo Flint rozłożył mnie na ziemi i zaczął okładać pięściami, prychając i sycząc jak rozjuszony tygrys. Przez chwilę mocowaliśmy się w zajadłym milczeniu, tarzając po mokrej trawie. Poczułem rychło, że brakuje mi już sił, niemniej poddać się nie zamierzałem. Usiadłem mu okrakiem na żołądku (z lubością myślałem o sałatce w jego jelitach, które teraz musiały ulec bolesnemu skurczeniu...)i walnąłem w nos, mówiąc przerywanym głosem:
-Nikt mi nie zabroni, Flint, jak ci się podoba, to umów się z nią ale póki co, woli mn…-nie dokończyłem, bo upadnięcie z dużej wysokości w błocko jakieś kilka-kilkanaście metrów dalej po silnym odrzucie oraz głośny, bardzo głośny, piłujący uszy pisk prawie tuż koło mnie( bynajmniej tak mi się zdawało) o mało co nie odebrał mi zmysłów i przytomności. Nie miałem siły wstać, błoto oblepiało moja szatę, deszcz siekł po twarzy, a jednocześnie wewnątrz czułem ogień, który buzował tak, że nie czułem ani zimna, ani wilgoci, ani bólu-przynajmniej przez kilka sekund, nim zamroczyło mnie i zemdlałem.
Ocknąłem się na łóżku w skrzydle szpitalnym. Cały byłem poowijany w jakieś ohydnie białe, czyste i sztywne prześcieradła. Nad sobą miałem sufit z żyrandolem, którego świeczki płonęły oślepiającym blaskiem. Nagle usłyszałem stukot obcasów i skrzyp krzesła.
-No, jak się masz?- żołnierski głos pielęgniarki zaświdrował mi w uszach, ale zaraz zostało mi to wynagrodzone miękkim szeptem z drugiej strony:
-Draco, mój Boże, jak się czujesz?
-Pansy?- rzekłem nieco ochryple, przekręcając głowę w jej stronę.
W odpowiedzi chwyciła mnie tylko za rękę, ale po szybkim zerknięciu na pielęgniarkę, tylko pogłaskała mnie i odsunęła, by umożliwić opatrzenie mi siniaków, kilku rozcięć i natarć.
-Ciesz się, że nie pękło ci żebro. Niedużo brakowało.-burknęła pielęgniarka, sprawnie oblepiając mnie plastrami i bandażami, smarując maściami i woda utlenioną oraz dźgając różdżką. –Wiele bójek widziałam, ale żeby koleżankę na takie widowisko narażać, to już wstydu trzeba nie mieć.-ofuknęła mnie i, spojrzawszy koso na Pansy, klepnęła mnie po dłoni i powiedziała, tym razem do niej i już zdecydowanie milszym głosem:
-Wyjdzie z tego, ale musi trochę poleżeć. Raptus z niego, oj, porywczy chłopak, widać, że charakterny. Uważaj mi tu na niego, żeby się nie wiercił, a przypilnuj aby wypił wodę z syropem ziołowym.
-Dobrze, proszę pani.- Pansy pokiwała głową, na znak, że rozumie, a kiedy za pielęgniarką zamknęły się cichutko drzwi jej gabinetu, Pansy szurnęła krzesłem i ostrożnie usiadła na krawędzi mojego łóżka.
-Czemu się biliście?- spytała prawie szeptem, bo nagle chyba opanowało ją jakieś wzruszenie czy strach. Patrzyła na mnie nieodgadnionym wzrokiem, a kiedy nie odpowiedziałem, po krótkim wahaniu zeskoczyła i podeszła do okna, odwracając się tyłem do sali.
-Nie przejmuj się tym, Pansy. Zwykłe, koleżeńskie porachunki.-wychrypiałem, bo i mnie zrobiło się jakoś w głębi duszy melancholijnie i grząsko. Nie wiedziałem, co jej powiedzieć, jak wytłumaczyć, a jednocześnie czułem, iż jest świadoma swojego udziału w tej sprawie.
-Jak mam się nie przejmować?- powiedziała nieco głośniej i gwałtowniej, zakładając ręce i zbliżając się do mnie.- Tym razem skończyło się lekko, ale co będzie następnym razem? Marcus to silny chłopak, jak zechce, to powali Hagrida a ja mam się może cieszyć?
Zmilczałem, ale to nie był koniec. Zaczerpnęła tchu i podeszła jeszcze bliżej.
-Wiem, że chodziło o mnie, wiem, że Marcus…że…że mu się podobam, rozmawiał ze mną kilka dni temu…chciał się …umówić ze mną, ale odmówiłam.
Jej głos stawał się coraz cichszy i mniej pewny. Wytężyłem słuch, jednocześnie czując jakiś ucisk w piersiach.
-Powiedz mi, Draco, czy…czy Marcus…chciał, żebyś…żebyśmy…żebyś przestał…
Odwróciłem głowę w jej stronę i dokończyłem za nią, zaciskając zęby:
-Przebywać z tobą? O tak, wspomniał coś o tym.
Bezszelestnie usiadła na moim łóżku, patrząc na mnie w milczeniu, z boleścią w oczach. Jeszcze mocniej zacisnąłem zęby i kontynuowałem, unosząc się trochę na poduszkach:
-Ale wiesz co? Odpowiedziałem mu, że nie zamierzam stosować się do jego reguł. Pan Marcus Flint najwyraźniej nie znosi, gdy ktoś mu odmawia i ot, czemu jestem tu, zamiast błąkać się z tobą po korytarzach w poszukiwaniu Wielkiego Pe.
Swobodne zakończenie trochę uspokoiło Pansy. Spojrzała na mnie z podziwem jakby i spytała cicho, bardzo cicho:
-Naprawdę…odmówiłeś mu?
-No jasne. –spojrzałem na nią z boku i nagle dodałem lekceważąco -Zresztą, wiesz, gdyby chodziło o każdą moją koleżankę, i tak bym w ten sposób postąpił, bo przyjaciół sam sobie wybieram, a nie jakiś goryl.
Mój ton sprawił, że z jej twarzy znikły wszelkie oznaki wzruszenia czy strachu. Na powrót stała się dawną Pansy Parkinson-obojętną, bystrą, pogardliwą Ślizgonką o bardzo ładnych oczach i tęgim umyśle. Znać to było również po jej tonie.
-Ach, tak.-spojrzała na mnie, unosząc leciutko głowę, a potem uśmiechnęła się po swojemu, a ja odwzajemniłem uśmiech. Ups…muszę kończyć, właśnie usłyszeliśmy trzask drzwi ale kroki, które się po tym rozległy nie są bynajmniej energicznym stąpaniem pielęgniarki…to…tak,…nie, to niemożliwe… to kroki NASZEGO WYCHOWAWCY!!!…ups, chyba ktoś tu ma kłopoty…

[ 11 komentarze ]


 
11. Podejrzenia Flinta czyli stosunki damsko-męskie w Slytherinie
Dodał Malfoy Niedziela, 04 Marca, 2007, 13:00

Po zielarstwie zaczęło się pogarszać-zerwała się wichura i zaczęło lać, w dodatku na historii magii, przedostatnim przedmiocie tego dnia Upiór zrobił nam test z dat. UGH!!! Najnudniejszy przedmiot i sprawdzian z najnudniejszych rzeczy jakie istnieją-porażka!!! Gdybym nie siedział z Crabbe’m, spisałbym bez wahania od kogoś, ale on jest taki tępy, że musiałem zdać się na siebie, tyle że nic nie uczyłem się ostatnio, a pała z historii jakoś mi się nie uśmiechała, mimo że ojciec z pewnością by zrozumiał; problemem była matka…nie, ona zawsze uwielbiała historię magii i profesora Binnsa. Ojciec z kumplami wołali na niego profesor Upiór, matka nigdy, zawsze darzyła go ogromnym szacunkiem i grzecznością, a fuj!
Zamierzałem powyżywać się na starym kredensie w pobliżu magazynu, ale uprzedzili mnie Goyle i Crabbe. Przyszli do mnie z zasępionymi minami i się zaczęło.
-Czego ode mnie chcecie?- burknąłem, waląc w kredens do rytmu. Crabbe zarechotał i odparł ponurym, grubym głosem:
-Chcemy pogadać.
-Serio? Myślałem, że chcecie coś pożreć.- mruknąłem niemiło i odsunąłem się od kredensu.- No, co jest, chłopaki?- spojrzałem niecierpliwie.
-Chodzi o …eee…-inteligencja Crabbe’a zawsze dawała o sobie znać we właściwych momentach, nie ma co.
-Bo ten…Draco…rozumiesz…
-N i e rozumiem.- wytrzeszczyłem oczy, żeby dotarło do niego. Uprzedzam, zaczynam być sarkastyczny, bo właśnie zawaliłem historię magii więc radzę się streszczać.
-Flint nas pytał, co jest między tobą a Pansy. –wydukał Goyle.
-A Rita Mowson chce się z tobą umówić.- dodał Crabbe.
Spojrzałem na nich i wybuchłem obrzydliwym śmiechem.
Kiedy mi przeszło, rzuciłem drwiąco:
-Wiecie, gdybyście tak nie dukali, to bym myślał, że gadam z kim innym albo że napiliście się omyłkowo wina skrzatów.
-Nie wkurzaj się, Draco, po prostu coraz więcej czasu spędzasz z tą dziewczyną, a Flintowi ona się chyba ten tego…no wiesz…
-Ten tego? A to ciekawe, co się pod tym kryje.- szydziłem na całego.- Flint, taa?
-Yhy. Nie był najsympatyczniejszy, wiesz.-dodał „współczująco” Crabbe.
-Jasne.- mruknąłem, bo szyderstwa nagle jakoś mi przeszły. Z jakiegoś powodu nie czułem się najfajniej, ale przecież nie będę się dzielił życiem z kumplami takimi jak Goyle, na litość Boską! Postanowiłem podczas drugiego śniadania pogadać z Flintem w cztery oczy, o co mu chodzi. Pansy i ja…?Co za głupstwo…!

[ 17 komentarze ]


 
10.Osłódźmy zemstę
Dodał Malfoy Środa, 14 Lutego, 2007, 06:01

Dzień zapowiadał się z pozoru fajny- pogoda była niezła jak na jesień, a i pod względem szkolnym nie było tak źle. Po południu wczoraj Pansy pomogła mi odwalić referat dla McGonnagall i choć średnio co dwanaście minut wściekałem się, że tyle każe mi czytać i przepisywać, to już po czterech sekundach jej cierpliwe, łagodne wytłumaczenia pod tytułem „Musisz odrobić to lepiej od szlamy, bo McGonnagall ma na nas dwoje oko i podpadliśmy jej” trafiały do mnie, sprawiając, że uległem tej przyjemnej katordze
…Ugh…dziś za to się nie wyspałem, ale nie zaspałem- Crabbe potknął się o swój kapeć i narobił tak, jak zwykle horrendalnego rumoru, który obudziłby umarłego, a co dopiero mnie. Kiedy zbiegliśmy na śniadanie, Pansy już była w połowie tostów z dżemem wieloowocowym. Rzuciła mi powitalne spojrzenie z grzanką w zębach (wyglądała uroczo!) i wskazała głową naszego wychowawcę, siedzącego jak co rano koło opiekunki Gryffindoru. Spojrzałem i zobaczyłem, że tak jak zazwyczaj siedzi nad pustym talerzem i, popijając ukradkiem gorącą, mocną kawę, obserwuje wszystkich jednocześnie.
-Co jest?- spytałem cicho, siadając koło niej (tak się złożyło, że to miejsce było puste). Przełknęła grzankę z urazą w oczach i , krztusząc się, syknęła:
-McGonnagall przed chwilą rozmawiała ze Snapem i patrzyła na mnie. Ponadto Wielki Pe od rana chodzi w glorii jakiegoś chrzanionego zwycięstwa.
-To co, zwiewamy z eliksirów?- zapytałem, powstrzymawszy ziewnięcie, biorąc zimny tost i smarując go nieuważnie masłem oliwkowym.
-Zgłupiałeś?- puknęła się w czoło tak mocno, że upuściłem grzankę. Z lekkim zniechęceniem sięgnąłem po następną gdy tymczasem Pansy łyknęła soku i ze stoickim spokojem wypluła go z powrotem do szklanki, prychając.- Cholera, flafory jakieś tu pływają, zarodki czy ki diabeł.-po czym zerknęła na mój talerz i podniosła się- Co to da, on jest naszym wychowawcą, zdybie nas prędzej lub później. Myśl lepiej nad jakimś sensownym kitem. Bo jak nie...
-Ej, a ty dokąd?- powiedziałem niewyraźnie, przeżuwając w pośpiechu grzankę, ale ona tylko potrząsnęła głowa i opuściła majestatycznie salę. Błyskawicznie dokończyłem śniadanie i pięć minut potem, kaszląc od flaforów, które niechcący połknąłem, dogoniłem ją przy sali od zaklęć. Wcale nie zdziwiła się na mój widok tylko kontynuowała swój wywód, jakbyśmy nadal byli w Wielkiej Sali.
- Jeśli nie będziemy przygotowani, oberwiemy jak nigdy w życiu. Musimy się wykręcić, poza tym Potter nałgał tak perfidnie, że przydałoby się przy okazji wkopać i jego, nie sądzisz?- spojrzała na mnie wyczekująco, a ja, z marszu łapiąc to jej szybkie, energiczne tempo, dodałem skromnie:
- Właściwie, to…już coś mam.
- Oo.- mile ją zaskoczyłem, bo zatrzymała się i dodała. - Zamieniam się w słuch.
- Chodzi o to, że najlepiej byłoby mu odpłacić w ten sam sposób, w jaki postąpił z nami, pięknym za nadobne. Podkablować go, ale na przykład Filchowi.
- Ale najpierw musiałby czymś zasłużyć na jego wściekłość, chociażby kapką smoczego łajna na ukochanej, wyciumcianej poduszeczce woźnego albo na ukochanej szacie; ma tylko jedną i musiałby chodzić w poplamionej, bo rutynowy odplamiacz jest za słaby.- lubowała się, mrużąc z rozkoszy oczy. Parsknąłem śmiechem a Pansy zawtórowała mi.
- Wiesz, wprawdzie myślałem o czymś innym, ale o łajnie nie zawadzi pomyśleć.- rzuciłem cicho, bo zaczęli się zbierać uczniowie na zajęcia a w chwilkę potem odsunęli się na bok, robiąc wolne miejsce karłowatemu profesorowi Flitwickowi, który zdążał do sali z ogromniastym kluczem.- Opowiem ci na przerwie, ok.?
- Ok.- zgodziła się i powoli weszliśmy za resztą do klasy.
Po zaklęciach mieliśmy zielarstwo z Krukonami. Spacer w kierunku cieplarni wykorzystałem na wyłuszczanie koleżance mojego pomysłu.
- …I rozumiesz, wtedy można by napuścić Filcha w nocy na Izbę Pamięci i odkryłby wtedy cała tę bandę poza dormitorium w nocy. Straciliby punktów, aż miło.
- No tak, ale myślisz, że oni tego nie przejrzą?- powątpiewała Pansy, dotrzymując mi kroku.- Pamiętaj, kim jest Granger. Ona jest piekielnie bystra.
- Nie bądź taką pesymistką, przecież Potter na to poleci, raz, że nigdy nie brał udziału w pojedynku, dwa, że…no, wesz…my się nie lubimy i to bardzo…
- Dobra.-uśmiechnęła się pod nosem.-Tylko wypadnij przekonująco a reszta dopełni się sama.
- A co robimy ze Snapem?- kolejna chmurka na horyzoncie, nadal nie miałem zielonego pojęcia, jak wykręcić się od nieuchronnych kłopotów ze strony opiekuna. –Jeśli zawiedziemy jego zaufanie, to koniec z faworyzacją i przymykaniem oka, chyba nie chcesz się z tym żegnać?
- Wsparcie psychiczne, ujmijmy to tak, wsparcie psychiczne, Draco.- uśmiechnęła się kątem ust i zbiegła z górki. Pomyślała chwilę i wymyśliła:- Bierz przykład z Pottera.
- Pottera?- zbiegłem za nią, prawie przygryzając sobie język.- O czym ty gadasz?
- Rusz głową, Draco, w jaki sposób on nas wkopał?- spojrzała na mnie z ciekawością.
- Eee...-moje ruszanie na wszystkie strony zdało się na absolutne nic.-Powiedział, że chcieliśmy wejść na korytarz…i że …
- No, no…?-zerknęła na mnie, przechylając głowę w bok, jakby wyczekiwała, że zaraz dojdę do sedna. Przymknąłem oczy i zahuczały mi w głowie słowa McGonnagall:”… wpadł w szał, spowodowany tym, że Gryfoni przeszkadzają mu w odkryciu tajemnicy zakazanego korytarza...w efekcie pobił pan pana Weasleya i pana Pottera, którzy próbowali pana odwieść od tego pomysłu, ale bez skutku, jak się okazało”- Odwieść od pomysłu!- krzyknąłem nieco przygłośno ale za to triumfalnie. Pansy najwyraźniej o to chodziło. Ponieważ zbliżaliśmy się już do cieplarni, chwyciła nie tylko szybko za rękę i szepnęła do ucha:
-O to właśnie chodzi! Odwrócenie ról, kapujesz?

[ 11 komentarze ]


 
9. Transmutacyjna wpadka
Dodał Malfoy Środa, 14 Lutego, 2007, 06:00

Czysty, donośny, baaardzo głośny głos powiedział:
-Panno Parkinson, panie Malfoy...proszę ...odejść od drzwi. Natychmiast, zanim komuś stanie się krzywda!
Odwróciliśmy się posłusznie i podeszliśmy do...
-Profesor McGonnagall?- Pansy opadła szczęka. Ja również nie czułem się najlepiej. Tak wpaść i to jeszcze na najgorszą, najbardziej zasadniczą, najsurowszą nauczycielkę w tej szkole na pewno a nie wiem, czy i nie na świecie! Parszywie, to mało powiedziane. Odskoczyliśmy oboje od drzwi, McGonnagall podeszła spiesznie ku nam. Czułem, że mamy bardzo poważne kłopoty i jak na zawołanie usłyszałem potwierdzenie własnych myśli z ust nauczycielki transmutacji:
-Macie bardzo poważne tarapaty, doskonale o tym wiecie, nieprawdaż?- spojrzała na nas z ukosa i wskazała schody.- Proszę za mną. Idziemy do waszego opiekuna.
-Nie, pani profesor!- krzyknęliśmy jednocześnie. Pansy dorzuciła błagalnie, robiąc tę swoją minkę:
-Pani profesor, bardzo prosimy, przecież my nic złego nie zrobiliśmy, nie chcieliśmy absolutnie tam wejść, my...my tu jesteśmy...- czułem , że łamie się więc ją wsparłem:
-…przypadkiem.- wtrąciłem szybko, kiwając poważnie głową.- Staliśmy pod drzwiami, bo nam się zdawało, że ktoś wszedł do środka, ktoś z uczniów, właśnie mieliśmy zawiadomić któregoś z nauczycieli...prawda, Pansy?
-Oczywiście, to prawda!- Pansy kiwała gorliwie głową, ale po chwili przestała, zagryzając wargę i wlepiając oczy w nauczycielkę.
McGonnagall wysłuchała tego bez zmrużenia oka, z zasępioną miną. Kiedy ucichłem i ja, rzuciła lodowatym tonem, spoglądając na nas mocno z góry:
-Ciekawe...pan Potter i jego przyjaciele opowiedzieli mi inną historię...podobno spotkali się z wami na drugim piętrze tuż przy schodach na to piętro i pan Malfoy wpadł w szał, spowodowany tym, że Gryfoni przeszkadzają mu w odkryciu tajemnicy zakazanego korytarza...w efekcie pobił pan pana Weasleya i pana Pottera, którzy próbowali pana odwieść od tego pomysłu, ale bez skutku, jak się okazało...ma pan coś do dodania?
O, to był argument nie do przebicia. Poczułem, że grunt usuwa mi się spod nóg, duszności...……Głośno przełknąłem ślinę, wzrok mi się wyostrzył, ale język uwiązł w gardle. Bez słowa pokręciłem głową, choć najchętniej wrzasnąłbym ze złości. Co za szuja z tego Pottera, tak nałgać...! Nie mieściło mi się to w głowie! Powziąłem w duszy natychmiast zamiar zemsty i to tak srogiej, aby im trojgu w pięty poszło...
-Panno Parkinson?- McGonnagall tymczasem spojrzała wyczekująco na Pansy, ale co ona mogła tu mieć do dodania? Spuściła tylko głowę i odszepnęła:
-To...wszystko, pani profesor.
-Hm. W takim razie, proszę za mną.
Powiodła nas na dół. Szliśmy za nią w posępnym milczeniu, Pansy chyba się lekko podłamała więc żeby dodać jej otuchy, dotknąłem lekko jej ramienia i szepnąłem tak, by idąca przodem profesor nie słyszała:
-Nie martw się, jakoś z tego się wykaraskamy.
Rzuciła mi spojrzenie pełne boleści…ha, czyżbym jej nie doceniał? Odszepnęła:
-Masz jakiś pomysł? Kit z McGonnagall, ale Snape…Snape jeśli tylko poweźmie choć cień podejrzenia, to koniec z nami, leżymy i kwiczymy. On nas podejrzewał od samego początku, z nim zadrzemy podwójnie gorzej niż z nią-kiwnęła głową w stronę McGonnagall.- Musimy mieć dobre alibi, on musi nam uwierzyć, że byliśmy tam przypadkiem.
Zgodziłem się z nią i wziąłem głęboki oddech. Właśnie stanęliśmy przed drzwiami gabinetu naszego opiekuna.
-Proszę do środka, tylko bez żadnych głupstw, panie Malfoy, panno Parkinson. Niestety, nie mogę tam z wami wejść, zostawiłam klasę piszącą test z wiedzy…ale liczę na was. Nie jesteście z mojego domu, ale jesteście z tej samej szkoły.
Spojrzała na nas srogo. Pansy spojrzała na mnie porozumiewawczo. Zrozumiałem w mig i powoli położyłem dłoń na kieszeni. Pansy zrobiła zaskoczoną, a potem przerażoną minę i nagle wrzasnęła, jakby się paliło, wskazując na tył szaty nauczycielki:
-AAAAaaaa, pani psor, szczur pani łazi po nodze, szczur, taki wielki a jakie zęby ma!
McGonnagall obróciła się jak fryga podskakując i potrząsając szatą, żeby strząsnąć domniemanego szczura a to wystarczyło mi. Jeden ruch i zapadła całkowita ciemność, drugi ruch, a w powietrzu rozszedł się ohydny, duszący zapach. Szybko chwyciłem Pansy za rękę i pobiegliśmy w koniec korytarza a następnie raptownie skręciliśmy. Trzeba przyznać, że mieliśmy dużo szczęścia, zaledwie zdążyliśmy wpaść do salonu, gdy kątem oka zarejestrowaliśmy, iż świecie znowu płoną a cuchnąca woń systematycznie znika.
Padliśmy na fotele, dysząc, jak gdybyśmy przebiegli dystans maratoński, a nie ledwo kilkadziesiąt metrów korytarza. Pansy spojrzała na mnie, ja na nią i wybuchliśmy gwałtownym śmiechem, po którym długo nie mogliśmy się uspokoić.

[ 5 komentarze ]


 
8.Kolejne podejście i kolejne spotkanie z Wielkim Pe
Dodał Malfoy Piątek, 19 Stycznia;, 2007, 20:59

Zdecydowałam się dodać następną notkę wcześniej, niz planowałam'przepraszam wszystkich tych, którym poprzednia notka wydała się nudna i za krótka. Jej długość była taka a nie inna, gdyz była to notka kończąca w pewnym sensie pierwszy etap niuchania dwójki Ślizgonów. Mam nadzieję, że w połączeniu z tą, wyda się wam ciekawsza i że ta sprawi lepsze wrażenie na wielu czytelnikach! Pozdrowienia dla wszystkich tych, którzy nas w Lochach odwiedzają i dają znać o tym, że mają swoje zdanie na temat tego, co tu się odbywa;D Notka dziewiąta, o tytule Transmutacyjna wpadka stanowić będzie nawiązanie do tej i postaram się ją dodać także wkrótce!Czytajcie, piszcie:)
***
Szpiegowskiej afery nieco zaniechałem, co też Pansy ośmieliła mi się wytknąć pewnej całkiem słonecznej niedzieli, kiedy znalazła mnie w bibliotece.
-Ooo, mamy kolejnego kujona w szkole.- rzuciła z sarkazmem, siadając z rozmachem na krześle naprzeciwko mnie. – Zamierzasz pobić rekord uczenia się?
-Nie, muszę poprawić pałę z transmutacji.- wyjaśniłem ponuro.- McGonnagall usadziła mnie za brak pacy domowej i zadała dodatkowo jakiś durny referat. Jak ojciec się dowie, to przepadłem, był świetny z transmutacji.
Spojrzała na mnie z powątpiewaniem, ale zmilczała. Przepisałem kilka kolejnych zdań z „Księgi transmutacji genetycznych” na pergamin i na powrót skupiłem się na nielubianym przedmiocie, gdy ona odezwała się znowu.
-Co chcesz? –rozzłościłem się, bo przedziurawiłem piórem zwój, a byłem już na jego końcu.- Jak nie chcesz mi pomóc, bądź łaskawa zostawić mnie w świętym spokoju, jasne?!- zdenerwowany, uniosłem nieco głos.
-Zamknij się i słuchaj.- pochyliła się w moją stronę ze stanowczym wyrazem twarzy i szepnęła rozkazująco.-Chrzanić transmutację, przepiszesz to badziewie potem, teraz nauczyciele mają radę w związku z nowym planem, a Filch leczy Panią Norris w swoim ohydnym gabineciku z pcheł. Teraz, albo nigdy, nie bądź głupi i nie marnuj takiej szansy.-
Byłem jeszcze trochę wściekły na nią więc nie za bardzo dotarły do mnie jej słowa. Zrozumiałem po dwóch sekundach, kiedy przysunęła mi w kark porządnego jak na dziewczynę a słabiutkiego jak na Ślizgonkę kuksańca i syknęła do ucha:
-Trzecie piętro, matołku!
-Trzeba było od razu tak mówić, Pansy.- jęknąłem, rozcierając sobie kark i , wcisnąwszy byle jak wszystko do torby, opuściłem z nią szybko bibliotekę, rozglądając się uważnie. Pansy ruszyła władczo w kierunku schodów a po chwili byliśmy już na drugim piętrze.
-A gdzie jest Snape? Pomyślałaś o nim?- spytałem po chwili, by ją nieco udobruchać. Powiodło się: odparła nawet łagodnie, raźno maszerując do schodów na trzecie pięterko.:
- Marcus załatwia z nim pozwolenie na przejęcie boiska na cały przyszły tydzień dla treningów quidditcha. Za trzy tygodnie pierwszy mecz, zapomniałeś?
- Fakt, mecz.- rozpogodziłem się, bo tak, jak mówiła, sytuacja okazała się naprawdę fantastyczna! Oprócz jednej małej chmurki na horyzoncie...
Właśnie miałem zapytać, co robi Pe i jego kompania, gdy...
Z naprzeciwka korytarzem nadeszli Potter, Weasley i Granger, jak zwykle z jakąś księgą w dłoni. Kiedy nas zobaczyli, stanęli jak wryci.
-Co wy tu, do diaska robicie?- zapytał Weasley rozdrażnionym tonem, a Potter łypnął na nas niechętnie.
-Nie, doprawdy, toż to paranoja jakaś! Potter, zawsze musisz mi wchodzić w drogę?!- krzyknąłem, bo byłem naprawdę zły. Taki pech!!! Przekleństwo jakieś, co jest, nie można się nigdzie ruszyć, żeby się na człowieka nie natknąć? Nie bardzo wiedząc, co robię, rzuciłem się na Gryfonów i z całej siły zaryłem Pottera w brzuch, aż prawie upadł, gdyby nie szlama, która przytrzymała go za rękaw, szepcząc:
-Daj mu spokój, Harry, przestań!
-Co, chcesz jeszcze? –przymierzyłem się do kolejnego byka, ale Potter mnie uprzedził, z rykiem wyrywając się szlamie w moją stronę, z tym że Pansy nie stała biernie, tylko przytomnie szarpnęła mnie za szatę i odciągnęła na bok, powodując, że Potter rymsnął na dziób prosto na szkolny korytarz, uroczo zaniedbany przez woźnego. Spojrzałem na niego z uciechą i splunąłem. Nie zdążyłem unieść głowy, jak walnąłem w ścianę. Popchnął mnie Weasley, prychając na wszystkie strony i próbując mnie uderzyć. To mnie zupełnie rozjuszyło, najmocniej jak umiałem, odepchnąłem go i już miałem się odwrócić, kiedy oberwałem w nos od Pe, który, drań jeden, podniósł się błyskawicznie z podłogi i celnie wymierzył mi fangę w nos.
-Ty...ty.....-odjąłem dłonie od twarzy i zobaczyłem na nich ślady krwi, chciałem wziąć solidny odwet, ale Pansy pociągnęła mnie za szatę, jednocześnie rozkazując:
-Wystarczy, Draco, idziemy stąd!
-Nie, muszę się z nim...
-Nic nie musisz, DRACO!- krzyknęła, bo wyrwałem się jej ale Granger odsunęła swoich ukochanych kolegów na bok i, podobnie jak Pansy, próbowała polubownie załatwić sprawę. Potter miał zakurzoną twarz i porysowane okulary a Weasley miał zaczerwieniony nos, co wyglądało zabawnie w połączeniu z jego piegami i rudym czerepem(ha, ha, ha!). Łypnąłem na Pe spod oka i syknąłem tak, by usłyszał:
-Jeszcze się policzymy...gwiazdo!
Szlama chwyciła stanowczo za ramię Weasley’a, który już-już nabrał ochoty do kolejnej bitki i rzuciła do Wielkiego Pe, próbującego wymyślić jakąś sarkastyczną, błyskotliwą ripostę w okamgnieniu :
-Daj mu spokój, nie zniżaj się do jego poziomu, Harry, chodźmy stąd!
Pansy pociągnęła mnie w swoją stronę i zmusiła do opuszczenia miejsca. Odezwała się dopiero na pierwszym piętrze, zatrzymując się przy jakiejś olbrzymich rozmiarów zbroi, gdy Gryfońska banda w końcu znikła nam z horyzontu.
-W głowie mi się nie mieści, że tak spapraliśmy sprawę.- mruknęła, wyjmując chusteczkę i ukradkiem wciskając mi coś do kieszeni. - Masz, wytrzyj sobie nos, cały jesteś czerwony, zupełnie jak Weasley, hi, hi,hi.
-No, no wypraszam sobie!- obraziłem się i wytarłem twarz.- Pójdę do pokoju, chyba mam gdzieś na dnie butelkę eliksiru lauticynowego, matka mi go dała, gdyby bolała mnie głowa z przepracowania, może na to też pomoże.
-Hej, a ty dokąd?- złapała mnie za rękaw, bo już zrobiłem krok w stronę wyjścia.- Ciebie chyba boli głowa od tego nosa i porażki moralnej!- zganiła mnie surowo a potem złagodniała.- Chyba chcesz iść na ten cholerny korytarz, co? Ty, Draco, poddajesz się bo jakiś Gryfon walnął cię w nos? Nie poznaję cię.- odsunęła się i puściła mnie (a szkoda). Spojrzała w bok, a potem na mnie. Szczerze mówiąc, to spojrzenie miała takie jakieś...że nie mogłem jej odmówić.
-Co ty, ja się nigdy nie poddaję.- mruknąłem do niej i, zagarniając ramieniem, skierowałem w powrotną stronę. Uśmiechnęła się do mnie i ruszyła dalej sama, tak sprężyście, jak na początku wyprawy; myślałem, że jej nie dogonię. W biegu chowając chusteczkę, wymacałem znajomy, okrągły kształt w kieszeni i uśmiechnąłem się sam do siebie…
Na feralny korytarz dotarliśmy w rekordowym tempie.
-Uff...moment, tylko złapię oddech, za szybko biegasz, Pansy.- jęknąłem, kucając pod ścianą.- Przecież mamy full czasu.
-Ale lepiej go nie marnować.- rzuciła i podeszła do drzwi. –Takie, jak wszystkie, drewniane.- rozczarowała się, poklepując je.
Wstałem i podszedłem do niej. Faktycznie, drzwi były drewniane, niczym nie różniły się od reszty drzwi w Hogwarcie, poza tym, że oddzielały nas od tajemniczego korytarza.
- Próbowałaś otworzyć?- zapytałem, ale Pansy pokręciła głową.
- Przecież szlama mówiła wtedy, że Potter próbował coś z tym zrobić, ale bez skutku.- zastanowiła się i po namyśle dodała, gładząc drewniana powierzchnię drzwi.- Tych drzwi nie otwiera się tak, jak innych szkolnych. Chroniąc dostępu do czegoś albo kogoś, z pewnością są zabezpieczone jakimiś trwałymi, nieznanymi uczniom czarami i urokami.
- Zwykle otwieramy drzwi Alohomorą. Pamiętasz, szlama chyba chciała coś takiego zrobić, ale zjawiła się kocica Filcha.
- A co, jeśli tam w środku...jest naprawdę...coś...albo ktoś…niebezpieczny?- zerknęła na mnie, ale zachowałem pogodny wyraz twarzy. Nie jestem mięczakiem!
- Nie jesteśmy mięczakami, poradzimy sobie…-szepnąłem i właśnie wtedy usłyszeliśmy wyraźne kroki na schodach, a chwilkę potem...zmartwieliśmy ze strachu.

[ 222 komentarze ]


 
7.Przeciwko Snape'owi
Dodał Malfoy Piątek, 12 Stycznia;, 2007, 15:52

Gwoli wyjaśnienia tytułu poprzedniego wpisu (Potter jako królik doświadczalny)-tytuł stanowił ironiczną aluzję do słów Pansy i Draco, którzy uważają, że pozwolenie Hary'emu na działanie w dziedzinie odkrycia tajemniczy korytarza na trzecim piętrze może być dla nich, wbrew pozorom korzystne, gdyż:w razie powodzenia misji H, Draco i Pansy dowiedzieliby sie przy okazji, co skrywa korytarz, zaś w razie złapania Harry'ego na gorącym uczynku przez personel Hogwartu, Draco i Pansy wiedzieliby, że muszą być bardziej czujni i ostrożni, gdyż władza nie śpi;)rdzę dokładnie przeczytać całą notkę jeszcze raz, żeby wam się rozjaśniło nieco w łebkach, kochani!A teraz zapraszam na kolejną , siódmą notkę. Ósma, o tytule "Kolejne podejście i kolejne spotkanie z Wielkim Pe" już niedługo. P.S. Tytuły kolejnych notek podaję, żebyście mogli umilić sobie czas oczekiwania domysłami, ale jeśli baaardzo wam się to nie podoba-dajcie z nać w komentarzach, bo wszystkie skrupulatnie czytam:)Zapraszam do lektury!
***
...dzięki Bogu schody były w miarę wygodne. Zdumiony byłem znajomością skrótów i tajemniczych przejść ze strony Pansy, doprawdy nie zapowiadała się na tak bystrą i inteligentną dziewczynę! W dwie minuty dotarliśmy na siódme piętro. Wyjście było ukryte za eleganckim, azjatyckim gobelinem. Pansy wyjrzała zza niego a potem wyciągnęła mnie na korytarz.
-Idziemy do lochów od strony skrzydła szpit...- nie dokończyła, bo zza rogu wyszedł nasz opiekun, łopocząc czarną jak smoła szatą. Na jego twarzy malował się gniew i niepokój, ale gdy zobaczył, jak podtrzymuję Pansy, trzymającą się za brzuch z lekko męczeńskim wyrazem twarzy, złagodniał. W jego oczach na sekundę odbiło się coś na kształt ulgi, bo zaraz zmarszczył brwi i podszedł do nas błyskawicznie.
-Panno Parkinson, czuje się pani lepiej?- zapytał, bacznie omiatając wzrokiem cały korytarz.
-Tak, panie profesorze, dziękuję. Zaszkodził mi jakiś grzyb w tej tarcie, ale zwymiotowałam go. Co za ulga, kiedy od błony odklei się taki mały, śluzowaty, przetrawiony kawałek grzybka!- odparła błyskawicznie Pansy.
No nie! Lubowała się w ohydzie! Z całych sił starałem się na nią nie spojrzeć z obrzydzeniem, ale Snape’owi nie udało się powstrzymać lekkiej dezaprobaty tak szczegółowej relacji. O dziwo, pomogło; kazał mi odprowadzić Pansy do lochów, a kiedy tam doszliśmy, dał jej z podręcznej szafki jakiś eliksir na lepsze trawienie grzybów.
-Nie wierzę własnym oczom i uszom, jesteś szalona!- powiedziałem natychmiast po wejściu do salonu, kiedy Pansy z ulgą opadła na fotel przed kominkiem. Wybuchła śmiechem na moje słowa, a gdy się uspokoiła, sprostowała:
-Szalona może i nie, ale uratowałam nam niemalże życie, wstawiając obleśny kit o grzybku w tarcie.
-Skąd wiedziałaś, że są w niej grzyby, przecież jej nie jadłaś?- zdziwiłem się, siadając na sąsiednim fotelu.
-To była improwizacja, Draco...-ziewnęła.-Nie wiem, jak ty, ale ja z chęcią odpocznę. Muszę ochłonąć.
O tak przyznałem jej rację. Po takich przeżyciach stosowna była krótka, regenerująca drzemka!

[ 11 komentarze ]


 
6.Potter jako królik doświadczalny
Dodał Malfoy Poniedziałek, 01 Stycznia;, 2007, 20:18

Tak, jak obiecałam-nowa notka, szósta. Kolejna, siódma, o tytule Przeciwko Snape'owijuz niedługo!Miłej lektury:)
***
Ja już sam nie wiem, ale czy Potter to jakiś antytalizman? Ten człowiek jest zwiastunem pecha, porażki i wszystkich najgorszych rzeczy razem wziętych!
Razem z Pansy wymknęliśmy się w połowie obiadu pod pretekstem potrzeby udania się do skrzydła szpitalnego- Pansy zaczęła się skarżyć na bóle brzucha i symulowała wymioty- a kiedy tylko znaleźliśmy się bezpiecznie na schodach, puściliśmy się biegiem do góry, na trzecie piętro. W połowie schodów jednak Pansy stanęła i znowu zwinęła się w pół, ciężko oddychając.
-Co jest, naprawdę cię brzuch rozbolał?- zdenerwowałem się, bo czas leciał, ale ona rzuciła mi tylko wielce urażone spojrzenie i szepnęła karcąco:
-Zwariowałeś, Draco. To tylko profilaktyczne posunięcie, moja mała strategia na wypadek, gdyby twoje przewidywania miały się sprawdzić.- ruszyła wolno do góry, bacznie rozglądając się na boki i nadal trzymając się za brzuch. Jednocześnie kontynuowała coraz ciszej- Nie chcesz chyba wpaść w łapy Filcha? On rzadko kiedy daje się nabrać, przez co jest dla nas groźniejszy niż nawet Snape. No, a teraz spokojnie, już blisko.
Znaleźliśmy się na podeście pomiędzy drugim a trzecim piętrem. Pansy kazała mi przez chwilę nasłuchiwać, czy nikogo nie ma u celu naszej wędrówki, a kiedy wydawało się nam, że wszystko jest bezpiecznie, pędem udaliśmy się do góry. Atmosfera była niezła: drzwi tuż przed nami, pusto i cicho wokół...podeszliśmy wolno do drzwi, sprawdzając, czy na pewno nic nam nie grozi. Pansy spojrzała na mnie uważnie a potem znów na drzwi i spytała, prawie niedosłyszalnie:
-Co o tym myślisz?
-Nie wiem, co tam jest. Korytarz chyba nie jest ogromny, z tego, co mówił mi kiedyś tata...kto wie, co tam trzymają?
-Chcieli coś ukryć, to z pewnością, tylko przed kim...?-myślała na „głos” Pansy, chodząc wolno w kółko.- Może przed...
Nie dałem jej dokończyć, bo właśnie w tej chwili usłyszałem jakiś dziwny szelest przy ścianie naprzeciwko i pociągnąłem Pansy szybko za wielką kolumnę tak, żeby nie było nas widać. Na naszych oczach ściana otworzyła się, ukazując wąskie, owalne przejście, z którego wygramolił się, kaszląc...Potter. Tak, właśnie on!! Zaraz za nim wylazła ta szlama i rudzielec, wszyscy troje utytłani w kurzu jak nieboskie stworzenia.
-Przyznaj szczerze...do twarzy jej z tą smugą kurzu na nosie, nie sądzisz?- syknęła Pansy.-Szkoda tylko, że wpadli na ten sam pomysł, co my.
-Też chcą powęszyć?- zdenerwowałem się.- To co ty tu jeszcze robisz, przegońmy ich, czas leci a my tkwimy jak jakieś głupki za kolumną!
-Uspokój się!- szczypnęła mnie całkiem mocno, ale nic nie powiedziałem.- Nie rozumiesz, że póki co, tak jest lepiej? Może coś odkryją i my nie będziemy musieli główkować nad tym dłużej...możemy skorzystać na tym, a jeśli nie uda im się, to wyjdziemy.
Jej myślenie było w miarę logiczne, więc przycisnąłem się tylko mocniej do ściany i obserwowałem poczynania Gryfonów.
Potter rozejrzał się uważniej, podczas gdy rudzielec badał drzwi. Szlama otrzepała się z kurzu i wyciągnęła różdżkę.
-Co chcesz zrobić?- zapytał ze zdziwieniem rudy, na co szlama uniosła wyżej głowę i odparła przemądrzale:
-Chyba chcemy otworzyć te drzwi, no nie? Nie da się zrobić tego bez pomocy czarów, Harry już próbował.
-Skąd wiesz, co tam jest...jeśli to niebezpieczne...może to nie najlepszy pomysł, Hermiono?- pisnął rudy a Pe zaoponował.
-Jak chcesz, to możesz nie wchodzić, chyba nie trzymają tam wrednego trolla? Ten korytarz nie może być ogromny, bo zaraz obok są magazyny i klasy, Ron.
-To jak?
Nie zdążyli jednak nic uzgodnić, gdyż nagle dało się słyszeć bardzo wyraźne, bardzo groźne miauczenie. Nie do wiary, że wszyscy przestraszyliśmy się go bardziej niż przyłapania przez nauczyciela.
-Rany, to Pani Norris!- jęknął Weasley, wpatrując się w kota, który pojawił się znikąd i wpatrywał się wyłupiastymi oczyma w jego zakurzoną szatę.-Zaraz zawoła Filcha!
-Na co czekasz, Ron, zwiewajmy!- Granger złapała go za rękę, druga przyłożyła Potterowi między łopatki i wszyscy troje runęli w dół schodami, jakby się paliło. Trzeba przyznać, że niestety znowu mieli cholerne szczęście! Zaledwie rąbek szaty Granger znikł nam z pola widzenia, przejście otworzyło się ponownie, tym razem wypuszczając zakurzonego, zirytowanego woźnego Filcha.
-On jest obrzydliwy!- jęknęła bardzo, bardzo cicho Pansy, opierając się o mnie, by móc lepiej widzieć zgarbioną sylwetkę wychudzonego łachmaniarza.
-Kochanie, byli tu, wiem.- dziad przemówił prawie łagodnie do starej kocicy i pogłaskał jej wredny grzbiet, dodając szeptem- Przyłapiemy ich, na pewno tu wrócą, jak będą myśleli, że stary Filch stracił czujność. Zostań tu, maleńka.
-Fuj...nawet moja matka nie mówi tak do swojego ukochanego kocura.- zauważyła Pansy, uśmiechając się pogardliwie.
-Co dalej robimy? Mamy przechlapane, zostawił tu to sfiksowane zwierzę.- zapytałem prawie niedosłyszalnie, kiedy Filch znikł w przejściu a Pani Norris ruszyła w stronę drzwi, prężąc zaniedbany ogon.
-Nic tu po nas, chyba że masz kawałek kiełbasy.- spojrzała na mnie z nadzieją, ale w odpowiedzi prychnąłem cicho i dodałem gwoli wyjaśnienia złośliwie:
-Jak ci potrzebne żarcie, to zawsze znajdziesz je u Crabbe’a i Goyle’a.
Zachichotała a potem ostrożnie wyszła zza kolumny. Pani Norris patrzyła na nią tępo, ale ostrzegłem Pansy, również wychodząc z kryjówki:
-Nie daj się jej zwieść, Pansy, lepiej się pospiesz, nie wiadomo, co ten kot sobie myśli.
Udało nam się szybko i bezpiecznie dotrzeć na drugie piętro, gdzie zatrzymaliśmy się, by odetchnąć.
-Gdyby nie Potter, już bylibyśmy może na korytarzu.- nie okiełznałem wściekłości. Najbardziej w świecie nie znoszę, jak ktoś, kto działa mi na nerwy., krzyżuje moje plany. Pansy zaoponowała dosyć pogodnie:
-Wiesz, mamy dużo czas, korytarz nie rozpłynie się w ciągu dzisiejszej nocy. Jutro tu przyjdziemy.
-Też w porze obiadu?- powątpiewałem, wbijając dłonie w kieszenie.- Snape nie jest na tyle ślepy i na tyle nierozgarnięty, musimy odczekać, pewnie Filch zgłosi, że ktoś się tam kręcił i wzmogą czujność.
-O rany, która godzina?- Pansy przypomniała sobie chyba coś. Zerknąłem na zegarek i odpowiedziałem obojętnie:
- Za dwadzieścia trzecia. Obiad skończył się dziesięć minut temu.
- Chodź.- chwyciła mnie na to za rękę (zupełnie jak Granger Weasley’a, ugh!!!) i pociągnęła w kierunku zmatowiałego lustra w połowie korytarza. Nie wierząc, że popsuła jej się fryzura i zapragnęła nagle przejrzeć się, zapytałem:
- O co ci chodzi, Pansy?
- Mieliśmy być ,w skrzydle, pamiętasz? Wyszliśmy dwadzieścia pięć minut temu, Snape może nas szukać!- jednym ruchem odsunęła lustro, ukazując kwadratowy tunel, na którego końcu majaczyły w słabym świetle świecy schody. Pojąłem w jednej chwili i na łeb, na szyję rzuciliśmy się do przejścia...

[ 14 komentarze ]


 
INFORMACJA
Dodał Malfoy Piątek, 29 Grudnia, 2006, 14:17

Moi drodzy. Dzisiaj zaprowadziłam drobne innowacje w Pamiętniku.Notki posiadać będa od dziś tytuły (dzięki za pomysł jednej z czytelniczek:*) , poza tym ostatnio dodałam przez przypadek czwartą notkę połączoną z piątą; podzieliłam je dziś, tak, jak winny być podzielone i opatrzyłam tytułami, a nowa, szósta notka, jak zapowiadałam, zostanie oddana na wasze dłonie w Sylwestra albo w Nowy Rok, jako pierwsza notka styczniowa.
Dzięki raz jeszcze wszystkim za komentarze i sugestei, wszystkiego dobrego w Nowym Roku 2007!

Wasza

Marta/Meg

[ 5 komentarze ]


« 1 5 6 7 8 9 »  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki