Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
  Utwór, ten jest tylko nieudolną kontynuacją przygód o Harrym Potterze i dlatego liczę, że Pani Rowling, nie będzie mi miała za złe, że po części łamię prawa autorskie, wykorzystując jej wspaniała historię o małym czarodzieju, do napisania tego opowiadania.

WYBRANIEC LOSU

Rozdział 1

Z wizytą u Sybilli

Stuk, puk, krople deszczy uderzały z hałasem o szybę. Ich brzęk nie zakłócał snu dwu osób, które leżały w niewielkim pokoiku. Opisać te osobniki można by na zasadzie kontrastu. Jeden z nich, był delikatnie mówiąc solidnej postury, drugi zaś sprawiał wrażenie, jakby miał za szybko urosnąć w zbyt krótkim czasie. W pierwszym przypadku głowa, podobna była łudząco do świńskiego łba, zakończonego krótkimi włosami, ( co u przedstawicieli tej rasy zwierzęcej byłoby ewenementem) w drugim zaś otoczona była gęstą czupryną, która sprawiała wrażenie wiecznie rozczochranej. Tak, tak, ta kruczoczarna fryzura należała do potomka Jamesa Pottera Harrego.
Nagle, w spokój pokoju wdarło się czyjejś dobijanie do drzwi.
-Ciszej, zaraz wstanę – zareagował na te hałasy Harry
-Kochany Dudziaczku, pobudka – odpowiedział, jakiś kobiecy głos
Młody czarodziej słysząc to poczuł jak mu zbiera się na wymioty.
-Ktoś przed chwilą powiedział do mnie Dudziaczku!!-
Jednocześnie spojrzał na osobnika śpiącego na drugim łóżku
-No tak, przecież to mój kochany krewniak Dudley, wszystko jasne – stwierdził i poczuł ulgę
Dudziaczek jakby czując wzrok Harrego przebudził się
-Zaraz wstaje, gotowe już śniadanie??- pierwsze słowa, jakie wypowiedział dotyczyły oczywiście jedzenia
-Już czeka na ciebie kochaniutki, będą twoje ulubione jajka na bekonie- odpowiedział kobiecy glos, który należał do ciotki Petunii
Słowa te, musiały zmobilizować Dudleya do wysiłku, gdyż przeciągnął się i zaczął się powoli ubierać
-A ty, czemu tak się na mnie gapisz – zwrócił się do Harrego, który ze znudzeniem obserwował swojego krewniaka
-Obserwuje niezwykły przypadek świni, która nabrała ludzkich manier i się szykuje do jednej z najważniejszych czynności w ciągu dnia, jedzenia – złośliwie stwierdził Harry, patrząc jak wypukła twarz Dursleya fioletowo pąsowieje. Widok ten musiał najwidoczniej sprawiać mu przyjemność, bo jeszcze dodał
-Dudley, świnka z klasą z ciebie!! -
- Ty lepiej nie zaczynaj, bo zaraz powiem wszystko tacie i wtedy pożałujesz – w głosie Dursleya słychać było strach mieszany z wściekłością
- No to idź, idź lepiej, bo cię jeszcze rąbnę jakimś zaklęciem – Harry nie sprawiał wrażenie przestraszonego
Dudley nie czekając na spełnienie groźby wybiegł szybko z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.
Harry został sam. Nie czuł wyrzutów sumienia, że tak potraktował, swojego bratanka. Nie sprawiało mu to jednak też żadnej satysfakcji. Po prostu nie chciał z nikim rozmawiać, bo wiedział, że osoby, które by go zrozumiały znajduą się setki kilometrow od domu jego ciotki. Młody Czarodziej miał na myśli dwójkę najlepszych przyjaciół Rona, Hermionę, gajowego Hogwartu Hagrida, jej dyrektora Dumbledora i wiele innych osób. Mimo wszystko podświadomie wiedział, że nikt nie będzie w stanie pojąć bólu, jaki odczuwał po stracie ojca chrzestnego Syriusza, który zginął niespełna parę miesięcy temu z rąk Lestrange Bellatriks, popleczniczki Voldemorta.
Harryemu nawet przez głowę nie przeszła myśl aby wspomnieć chociażby jednym słowem o śmierci bliskiej mu osoby, wiedząc, że prędzej mógłby szukać współczucia, u Snape ( który znał przynajmniej Blacka) Dursleyowie mieli poza tym o wiele poważniejsze sprawy na głowie. Dotyczyły one ślubu, który miał się odbyć w ich rodzinie. Żenić miał się oczywiście nie Dudley, tylko rodzona siostra Petunii Sybilla Evans. Sam fakt, kiedy to Harry dowiedział się o istnieniu jakichkolwiek żyjących krewnych, poza Dursleyami, był dla niego wielkim szokiem. Ciotka Petunia nigdy nie wspominała mu, że poza Lilly miała jeszcze jakąś rodzoną siostrę . W dalszym ciągu trzymała go w niepewności, nie udzielając o niej żadnych informacji. Wydawało się to dość dziwne. W rodzinie Dursleyów starano się pomijać milczeniem istnienie tylko matki Harego, ze względu na to, że należała do środowiska czarodziejów.
-Czy, więc zatem byłoby możliwe, że Sybilla też jest czarownicą?- przemknęło mu raz przez głowę niedorzeczne pytanie
Odpowiedzi, na nie, nie znalazł nawet wtedy, kiedy przybyli na ślub Sybilli.
Po całodniowej podróży z domu przy Pivate Drive dotarli do niewielkiego miasteczka o nazwie Jersey. Wujowi Veronovi o z trudem udało się odnaleźć niewielki jednopiętrowy dom zamieszkiwany przez Sybillę. Wyglądem był całkowicie odmienny od schludnego domostwa Dursleyów przy Private Drive. Sprawiał wrażenie zaniedbanego. Ściany było pomalowane żółtą farbą, która miejscami podpadała ukazując czerwoną cegłę. Całości dopełniał spiczasty dach pokryty, zieloną nie pierwszej już świerzości dachówką i winogron, który obrastał ze wszystkich stron całe domostwo. Nie dziwiła więc nikogo kwaśna mina ciotki Petunii, kiedy ze strachem przyciskała wejściowy dzwonek. Otworzyła im pulchna, może 70 letnia kobieta, która okazała się sąsiadką siostry Petunii.
-Sybilla pojechała do miasta w sprawach osobistych i poleciła mi żeby was oprowadzić po mieszkaniu – powiedziała na przywitanie, obdarzając Harrego zaciekawionym spojrzeniem
Zwiedzanie domu skończyło się ku zawodowi młodego czarodzieja na zjedzeniu w pośpiechu kolacji, ponieważ ciotka Petunia od razu kazała mu iść do pokoju gościnnego, z zakazem szwędania się po pokojach.
Tak, więc pierwsze godziny jego pobytu, nie pozwoliły poznać tajemnicy Sybilli. Późnym wieczorem musiał jeszcze stoczyć prawdziwą batalię z Dudleyem, któremu wuj Veron, nakazał spać w pokoju z Harrym. Dudziaczek stwierdził, że w młody czarodziej ma się ulokować jak najdalej od niego, najlepiej w pobliskiej łazience, albowiem boi się, że w nocy może użyć wobec niego jakiegoś podłego zaklęcia. Pomysł ten, jednak Harry szybko mu wybił z głowy, stwierdzając, że dla bezpieczeństwa Dudziaczka może go zmienić w karalucha, a wtedy na pewno będzie mógł się czuć bezpiecznie mogąc się przed nim schować np. w rurze ściekowej. Dudley po tej groźbie rad nie rad poszedł spać.
Harry powoli otrząsnął się z zadumy słysząc coraz głośniejsze hałasy dochodzące z parteru.
- Może już wróciła ciotka Sybilla z swoim narzeczonym – ta myśl podziała na niego mobilizująco. Szybko przebrał się w workowate jeansy po Dudleyu i w nie niewiele mniejszą bluzę.
Po cichu otwierając drzwi zszedł na dół. W kuchni zastał krzątająca się przy kredensie może co najwyżej 40 letnią kobietę, ubraną w gustowną żółtą suknię. Słysząc kroki na schodach momentalnie odwróciła się.
- O witaj, co tak długo dzisiaj śpimy – powiedziała pogodnie na powitanie. Harry zdawał się tego nie dosłyszeć.
- Te niebieskie oczy, długie, jasno blond włosy i twarz zupełnie jak u... –
- Harry, coś się stało?? - zapytała zaniepokojona Sybilla
- Nie. Po prostu ciocia jest bardzo podobna do mojej matki, czuję się prawie tak jakbym ją teraz widział – w jego głosie słychać było wzruszenie...
- A ty za to, bardzo jesteś podobny do twojego ojca, ale oczy tak.... – zastanowiła się na chwilę –...oczy masz po matce -
To, co teraz Harry usłyszał całkowicie wyprowadziło go z równowagi. Przed chwilą poznał swoją ciotkę łudząco podobną do jego matki, a teraz dowiaduje się, że jeszcze znała jego ojca!!
- Zaraz, zaraz – jesteś moją jedyną żyjącą krewną, co więcej siostrą mojej mamy, znałaś mojego ojca, a w związku z tym, zapewne wiedziałaś sporo o świecie czarodziejów – Harry powoli dobierając słowa z trudem panował na emocjami – dlaczego więc przez całe moje życie nikt mi łaskawie nie wspomniał, że mam jeszcze jakąkolwiek normalną, czarodziejską rodzinę!! – krzyknął czując jak wzbiera w nim złość na cały świat
Reakcja Harrego musiała być całkowitym zaskoczeniem dla Sybilli. Przez chwilę w milczeniu patrzyła na swojego siostrzeńca.
- Myślałam, że mniej więcej wiesz, czemu musiałam się ukrywać przez 16 lat w USA, opisałam wszystko w liście, który wysłałam Dursleyom -
- Jakim liście ?! Żadnego nie dostałem – Harrego najzupełniej nie obchodziło to, że mówił zbyt niegrzecznym tonem
- Co takiego?! – na twarzy Sybilli pojawiło się zdziwienie. Po chwili jednak złapała go za rękę
- Chodź ze mną, coś mi się wydaje, że muszę z Petunią porozmawiać w cztery oczy -
Harry bez słowa sprzeciwu ruszył za Sybillą. Złość, którą do niej czuł na początku, ustąpiła ciekawości mieszanej ze zdziwieniem
- Petunio mogę prosić cię na słówko!! – krzyknęła Sybilla, kiedy znaleźli się przed pokojem , który zajmowali Dursleyowie
Odpowiedziały im głośne kroki, a po chwili w drzwiach ukazała się koścista twarz Petunii
- Nie musisz na mnie tak krzyczeć, słuch mam jeszcze dobry -
- Może i tak, ale pamięć chyba nie za bardzo. Pytałam się wczoraj wieczorem czy doszedł list, dla Harrego, który wysłałam na początku wakacji – stwierdziła z groźną miną Sybilla – mój siostrzeniec jakoś nie ma o nim zielonego pojęcia- dodała
Ciotka Petunia słysząc to oblała się rumieńcem wstydu.
-Owszem doszedł, ale po jego przeczytaniu stwierdziłam, że lepiej nie mieszać mu w głowie -
-Nie mieszać mu w głowie – podchwyciła wściekła Sybilla – z tego, co się dowiedziałam od Albusa to nigdy jakoś nie byłaś zbyt troskliwa dla Harrego . Policzymy się potem, narazie muszę mu wyjaśnić wiele rzeczy, bo chłopak ma przez waszą opiekuńczość mętlik w głowie
Te ostatnie słowa najbardziej trafnie oddawały to co teraz czuł młody czarodziej.
- Chodźmy na dół do mojego pokoju to ci sama wszystko opowiem – powiedziała już łagodniej Sybilla kładąc nacisk na słowo sama.
Szli po schodach w milczeniu. W głowie Harego powoli wszytstko się rozjaśniało. Dursleyowie specjalnie nie powiedzieli o liście od Sybilli, chcąc zatuszować na możliwie jak najdłużej prawdę o jego ciotce. Nie pierwszy raz z resztą przybierali taką taktykę – myśląc o tym Haremu przed oczyma staneło 11 lat, które mineły zanim trafił do Hogwartu. Durselowie wtedy ani słowem nie wspominali mu o tragicznym wypadku jego rodziców, ani o tym, że należy do świata czarodziejów.

Rozdział II

O osobie, która umarła i się odrodziła...po 16 latach

Pomieszczenie, do którego zaprowadziła Harrego Sybilla zdawało się być jej gabinetem. Tuż po wejściu w oczy rzucał się staroświecki kredens, zawalony stosami pergaminów i pękami zużytych ptasich piór. Na pobliskim stole stało kilka fotografii czarnowłosego męszczyzny o opalonej twarzy, który na każdej z nich zdawał się machać ręką do patrzących na niego osób. Dla Harrego to, że ktoś poruszał się na zdjęciach nie było niczym dziwnym, gdyż już od dobrych paru lat żył w świecie czarodziejów.
Jego obserwacje przerwała Sybilla
- Trochę głupio się czuje w zaistniałej sytuacji – powiedziała patrząc na niego uważnie – w liście, którego napisanie zajęło mi sporo trudu – mówiąc to spojrzała wymownie na pobliski kredens - w przystępny sposób przedstawiłam swoją historię -
- Niech już ciocia powie, dlaczego musiała uciekać do USA - przerwał jej Harry, który nie mógł się doczekać prawdy o Sybilli
- No dobrze już dobrze, wszystko mówię, bez bicia – odpowiedziała nieco rozbawiona – a więc jak wiesz, albo nie wiedziałeś przez 16 lat – Harry chrząknął znacząco – jestem rodzoną siostrą twojej matki. Urodziłam się dwa miesiące po niej. Razem się wychowywaliśmy, razem w wieku 7 lat poszłyśmy do Hogwartu. Lilly trafiła do Gryfindoru a ja – w tym momencie Sybilla spłonęła rumieńcem – trafiłam do Slytherinu. Od tego momentu losy, Lilly i moje, jakby się oddzielają od siebie. Ona sama kumpluje się bardziej z Gryfonami – a ja niestety wpadłam do paczki Ślizgonów, do której należeli min. Lucjusz Malfoy, a także Snape.. -
Harry słysząc to lekko się skrzywił
-Nawet, kiedy spędzaliśmy wakacje w domu naszych rodziców,Lilly traktowała mnie jakby trochę z dystansem – ciągnęła dalej Sybilla -
- Działo tak się do 5 klasy, kiedy to wszystko wywróciło się do góry nogami. Sama nie wiem jak to się stało, ale nie wiadomo, kiedy coraz bardziej zaczęłam lubić Syriusza. Poznaliśmy się bliżej w czasie wypadów uczniów do Hogsmedae. Ślizgoni widząc nasze coraz częstsze spotkania odizolowali się ode mnie, uważając mnie za zdrajczynię. Próbowałam nawiązać kontakty z Gryfonami i innymi domami, ale wszyscy traktowali mnie z podejrzliwością, jako niby zwolenniczkę dziedzica Slytherinu. Dalej miałam na szczęście Syriusza. Nie patrząc na złośliwe żarciki kolegów, spotykał się ze mną, stając się kimś więcej niż przyjacielem. Dotrwaliśmy tak razem do początku 7 klasy, przepraszam on by i dłużej jeszcze dotrwał, ale ja już nie chciałam dłużej tego ciągnąć. Będąc ze mną bardzo się zmienił, przycichł, stracił wszystkie cechy, którymi wyróżniał się jako szkolny zabijaka, dowcip, czasami bezczelność, uszła z niego energia do bycia zawsze w centrum uwagi. Zauważyłam nawet, że zaczął się izolować od przyjaciół z Gryfindoru. Dlatego też w październiku, 7 roku nauki powiedziałam mu, że nic do niego nie czuje i chcę zakończyć nasza znajomość. Na początku opierał się twierdząc, że to wszystko zmyśliłam bojąc się, że będzie miał kłopoty u Gryfonów, przez znajomość ze mną. Wyznałam mu wtedy, co było oczywiście całkowitym bezsensem, że bardziej wolę być ze Snapem –
Harry słysząc to dostał ataku nie kontrowanego kaszlu.
- Nie mogłam nic gorszego wymyślić, aby go odtrącić od siebie – ciągnęła dalej Sybilla - kiedy o tym się dowiedział wściekł się na mnie i śmiertelnie obraził. Wiesz chyba, że Serwus był jego śmiertelnym wrogiem?? -
- No wiem, wiem – odpowiedział lekko oszołomiony tym, co usłyszał Harry
- Tak, więc jak mówiłam, od tej pory żeby dobrze grać swoją rolę starałam się jak najczęściej pokazywać ze Snapem, co raczej nie było rzeczą przyjemną, bo urodą i gadatliwością to on nie grzeszył. Niechęć Gryfonów do mnie, przeszła w nienawiść. Nawet zawsze dobra dla każdego Lilly odwróciła się od swojej siostry. Parę razy usłyszałam jak koledzy składali jej wyrazy współczucia, że ma taką czarną owcę w rodzinie. No, ale jakoś wytrzymałam te obelgi i z trudem udało mi się ukończyć 7 klasę. Zdałam raczej z miernym skutkiem owotumeny. Po zakończeniu nauki w Hogwracie postanowiłam, że zerwę całkowicie, że światem czarodziejów i podejmę się jakiegoś mugolskiego zajęcia. Wróciłam do rodzinnego domu moich rodziców, którzy parę lat potem zmarli. Starałam się nawiązać kontakty z Petunią, próbując przekonać ją, że zerwałam z magią i chce żyć, jak mugole. Ona jednak miała już męża Verona, własny dom, niedługo spodziewała się dziecka i nie obchodził jej los siostry, która całą młodość spędziła na wymachiwaniu różdżką w jakiejś zbzikowanej szkole. Minęło tak parę lat, starałam się jakoś urządzić w mugolskim świecie, jednocześnie próbując zabrać swoje problemy na bok, gdyż nie tylko ja byłam wtedy nieszczęśliwa. Po świecie szalał Sam Wiesz Kto .Raz po raz czytałam w mugolskich gazetach o kolejnych zaginięciach jakiś osób, albo o jawnych zabójstwach pojedynczych czarodziejów, czy też całych rodzin. Lata te wspominam jako jedne z najcięższych, jakie przeżyłam. Najgorsze jednak miało dopiero przyjść. Dokładnie 16 lat temu dowiedziałam się z gazet o bestialskim mordzie na młodym małżeństwie. To byli twoi rodzice Harry. Informacja ta całkowicie wyprowadziła mnie z równowagi. Nie bacząc na nic, zaczęłam rozpytywać znajomych czarodziejów, o to gdzie mogę znaleźć Syriusza. Chciałam mu powiedzieć cala prawdę, o tym, że tak samo jak on brzydzę się Snapem. Planowałam wrócić do świata magii, albowiem wiedziałam, że jako siostra Lilly mam obowiązek zająć się tobą Harry. I wtedy stało się coś, czego w ogóle się nie spodziewałam. Jak grom spadła na mnie wieść, że aresztowali Blacka, za zabicie 14 czarodziejów, a poza tym za podejrzenia wskazujące, że był poplecznikiem Sam Wiesz Kogo. To nie to było jednak najgorsze, dowiedziałam się, że to on miał zdradzić Czarnemu Panu miejsce pobytu twoich rodziców, w dniu kiedy zginęli. Świat się dla mnie zawalił, osoba którą, zawsze kochałam okazała się zdrajcą i mordercą. Gdyby tego było za mało, coraz więcej ludzi ze świata czarodziei zaczęło podejrzewać mnie o współpracę ze Voldemortem.
Nie, tego było już dla mnie za dużo. Postanowiłam wyjechać z Anglii, oderwać się od tego okropnego świata. Przedtem jednak udałam się do Petunii przekonując ją, ze jako jedyna krewna powinna przyjąć ciebie Harry pod dach. Upewniwszy się, że masz zapewnioną opiekę, kupiłam bilet do Stanów Zjednoczonych i poleciałam tam. Dalsza moja historia to prowadzenie przez 16 kolejnych lat życia mugola. Nikt z czarodziejów nie wiedział, co się ze mną stało, nikt też chyba się zbytnio nie martwił o mój los, Niektórzy sądzili nawet, że zrozumiawszy błędy, jakich się niby dopuściłam popełniłam samobójstwo.
W Ameryce znalazłam nowe życie, poznałam osobę, którą pokochałam, która umożliwiła mi częściowe zapomnienie o Syriuszu. Nie myśl jednak Harry, że całkowicie przestałam się tobą interesować. Śledziłam ciągle twoje losy, które były barwnie opisywane w gazetach. Zaprenumerowałam Proroka Codziennego. Dowiedziałam się o twoim pójściu do Hogwartu, przeczytałam wzmiankę o próbie ukradzenia kamienia filozoficznego, przez Sam Wiesz, Kogo, której udaremniłeś, później o tym jak odkryłeś, co kryje Komnata Tajemnic. Szokiem okazała się dla mnie informacja o ucieczce Blacka i o tym, że chce cię zabić. Pomyślałam, że musiało mu się całkiem w głowie pomieszać. Byłam nawet gotowa wracać do Anglii. Mój narzeczony przekonał mnie jednak, że byłoby to bez sensu, bo bym jeszcze bardziej zagmatwała sytuacje, a ty Harry byłeś przecież dobrze strzeżony w Hogwarcie. Niestety opieranie się wyłącznie na Proroku Codziennym jako źródle informacji było moim dużym błędem. Nie przewidziałam, że artykuły, które publikowano w nim, zawierały to, co było wygodne dla władzy Knota. I tak oczywiście, mimo, że Ty wiedziałeś, że Syriusz jest uniewinniony, ja dalej dzięki Prorokowi żyłam w przekonaniu, że dalej jest groźnym przestępcą ukrywającym się na wolności. Z biegiem czasu coraz bardziej zaczynałam się niepokoić o twój los. Ktoś cię zgłosił wbrew twojej woli do Turnieju Trójmagicznego, w którym musiałeś podołać wielu trudnym zadaniom. Ja głupia sądziłam, że to musiał być Black. Po za tym zauważałam, że twoje życie staje się coraz bardziej publiczne. Mówię tu a artykułach Rity Skeeter -
- Mam nadzieje, że nie wierzyłaś w brednie, która, ta krowa wypisywała o mnie – przerwał jej zły Harry
- Na początku trochę tak, ale w miarę czytania stwierdziłam, że są to tylko wymyślone, tandetne historyjki, jakiejś durnej pisarki, w stylu opery mydlanej. W przekonaniu, że Prorok Codzienny nie pokazuje delikatnie mówiąc, całkowitej prawdy, utwierdziły mnie doniesienia z poprzednich wakacji. Redakcja w imieniu ministerstwa twierdziła że rozsiewasz jakieś głupie plotki o powrocie Sam Wiesz Kogo, jednocześnie nie potrafiąc logicznie wytłumaczyć jak zginął ten chłopak od ciebie z Hogwartu. Spotkałeś się z nagonką, którą urządził Knot, nie mogący dopuścić do siebie myśli, że Czarny Pan powrócił. Uwierz mi na słowo, że wiedziałam, co wtedy czułeś. Ludzie zaczeli się zapewne odwracać od ciebie-
Harry tylko pokiwał potakująco głową, myśląc o Semanusie.
- Tuż przed wakacjami zaczęła dojrzewać we mnie myśl, że jednak trzeba wrócić do Anglii i pomóc ci w trudnych chwilach. Możesz być na mnie zły, że nie zrobiłam tego wcześniej. Na usprawiedliwienie powiem tylko, że się po prostu bałam przyjęcia, zarówno z twojej strony jak i reszty czarodziejów –
- Rozumiem ciebie – powiedział młody czarodziej
Na twarzy Sybilli pojawił się nikły uśmiech.
- Momentem przełomowym był dla mnie artykuł, który pokazał się pod koniec czerwca, potwierdzający doniesienia o powrocie Sam Wiesz Kogo – ciągneła dalej - szokiem była dla mnie infromacja o śmierci Syriusza,a także jej dalsza część, całkowicie oczyszczająca go z zarzutów. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak byłam głupia i ślepa. Jak mogłam tak łatwo zwątpić w jego niewinność– kiedy to mówiła głos jej zadrżał, a w oczach pojawiły się łzy
Harrego, poczuł jak ogarnia go fala współczucia
- Jakież ona musiała mieć ciężkie życie – pomyślał - niemal na każdym kroku spotykała się z nienawiścią, niechęcią, a nawet oskarżeniami pod jej adresem. Mimo to była w stanie wszystkim przebaczyć i zacząć życie od nowa -
- Nie tylko ty zwątpiłaś w Syriusza. Nawet Dumbledore uwierzył w to, że to on przyczynił się do zamordowania moich rodziców – powiedział na głos Harry – jedyną winną osobą jest tutaj Glizdon, który wrobił go w to zabójstwo i Lord Voldemort, sprawca całego zła na świecie -
- Wiem, wydaje się to tak oczywiste, ale mimo wszystko... – tutaj urwała nie wiedząc co powiedzieć
Harry patrząc na nią dopiero teraz ujrzał całkiem inną Sybillę. To nie była ta uśmiechnięta kobieta, łudząco podobna do jego matki, to była osoba, której naprawdę bardzo ciężko doświadczył los. Wszystkie przeciwności zdawały się być wyryte na jej zadumanej, smutnej twarzy
- Jeszcze mi ten ślub nie daje spokoju. Czasami wydaje mi się, że nie mogę wyjść za Abera, w zaistniałych okolicznościach. Już dawno planowaliśmy się pobrać, jeszcze przed śmiercią Syriusza. Wcześniej jak o tym myślałam byłam pełna optymizmu i miałam nadzieję, że przyjdzie lepsze jutro, ale teraz....
- Ja nie widzę w tym nic nie stosownego, ciocia......
- Proszę mów mi na ty –
- No, więc, uważam, że zasłużyłaś na szczęście, a jak będziesz szczęśliwa to i ja też będę i Syriusz, który na pewno jest w jakiś sposób zawsze z nami obecny-
- Jesteś kochany – mówiąc to Sybilla przytuliła Harrego zalewając się jednocześnie łzami
W młodym czarodzieju zakwitła nadzieja, że jednak może się w jego życiu pojawić osoba, która zapełni pustkę powstałą po stracie ojca chrzestnego.

Rozdział III

Aberforth Dumbledore

Była już piąta po południu, a Harry dalej leżał w swoim łóżku rozmyślając o rozmowie z Sybillą. Miał na to dość czasu, gdyż ona sama wybrała się do miasta odebrać znajomych, którzy mieli przyjechać na wesele.
- Dlaczego, nikt mi nie wspominał wcześniej, że moja matka miała siostrę – zastanawiał się – Musieli mi o tym nie mówić, mając jakieś ważne powody. Bali się pewnie, że będę jej szukać i narażę się na jakieś niebezpieczeństwa. A może obawiali się, że będzie dla mnie szokiem, wiadomość, że jedna osoba z rodziny należała do Slytherinu. Nie ta ostatnia myśl jest zbyt absurdalna. Dowiedziałem się w swoim życiu o wiele gorszych rzeczy, które mogłyby mnie bardziej przerazić i jakoś sobie z nimi poradziłem. W tym momencie przyszedł mu do głowy, trzeci rok nauki w Hogwarcie, kiedy to przez cały czas żył ze świadomością, że na jego życie ma rzekomo dybać Syriusz. Muszą mieć więc jakieś ważniejsze powody, dla których nie ujawniono mi całej prawdy o Sybilli-
Jego rozmyślania przerwały jakieś hałasy w kuchni. Kiedy schodził na dół zobaczyć, co je spowodowało, doszło do jego uszu wściekłe miauczeniem kota.
Widok, który zastał na miejscu całkowicie go zaskoczył. Na środku pokoju stał nie kto inny jak jego ciotka Petunia,
-Zabierzcie ode mnie tego durnego futrzaka – krzykneła wściekła Petunia, kiedy Krzywołap próbował wskoczyć na jej nogę
W tym samym momencie wbiegła do kuchni właścicielka tego osobliwego zwierzęcia, a za nią przyjaciel Harrego z Hogwartu Ron
- Niech pani nie wykonuje gwałtownych ruchów, bo to go jeszcze bardziej rozdrażni – mówiąc to Hermiona podeszła w stronę ciotki Harrego próbując capnąć swojego kota za ogon. Futrzak musiał wyczuć jej zamiary gdyż schowal się między nogami swojej ofiary.
- Pomocy on mnie zaraz pogryzie!! -
- Koty raczej nie gryzą, co najwyżej mogą podrapać – wtrącił się Ron
Nie wiadomo czy było to jakimś pocieszeniem, gdyż w tym samym momencie Krzywołap ponowił atak, tym razem od tyłu i wylądował na głowie Petuni..
- Krzywołap nie....! – krzyknęła Hermiona, ale było już za późno. Petunia pod ciężarem 4 kilogramowego cielska z impetem runeła na ziemię.
Harryemu ukazała się nagle cała zawartość spódnicy swojej ciotki, kiedy to jej nogi znalazły się w górze, aby po chwili spokojnie opaść na podłogę.
- Veronie, pomocy!! Zatakował mnie wściekły tygrys!! -
- To nie był żaden tygrys tylko zwykły kot –zauważył zirytowany Ron
- Petunio gdzie jesteś?????- do uszu Harrego doszedł tubalny głos wuja. Po chwili na schodach rozległy się odgłos jego kroków. Młody czarodziej niewiele myśląc schował się za zasłoną koło okna.
- Na dole w kuchni. Gdybyś cały czas nie oglądał swoich durnowatych meczów, już dawno byś usłyszał, że coś się dzieje -
- Najdroższa co ci się stało?? – spytał wuj Veron wlepiajac w swoją rzonę przerażony wzrok
- Ta durna dziewczyna poszczuła na mnie, swoją rudą bestię. Broniłam się, ale mnie zaatakował -
- Co takiego?? W domu przebywa dzikie zwierzę!! - ryknął wściekły wuj Veron opryskując Hermionę i Rona śliną
- Żadne dzikie. Po prostu Krzywołap nie lubi jak sięna niego krzyczy...- Hermiona dopiero teraz odzyskała mowę, zaskoczona całą sytuacją
- Zaraz cię nauczę jak trzeba się opiekować, swoimi domowymi zwięrzątkami – mówiąc to Veron podkasał rękawy
- Widzę, że z pana bardzo pomocny człowiek –z drzwi wejściowych dobiegł jakiś tubalny, męski głos
W stojącym w nich osobie Harry rozpoznał męszczyznę z fotografii z saloniku Sybilli
- A pan, to kim w ogóle jest?? – spytał zdziwiony wuj Veron
- Aberforth Dumbledore, brat, cioteczny, Albusa, dyrektora Hogwartu, ale panu raczej to za wiele nie mówi, więc niech wystarczy, że jestem narzeczonym Sybilli -
- Czarodziej – skwitował pogardliwie Veron – w sumie się nie dziwię. Z tego co Petunia mówiła to jej siostra zawsze miała słaby gust -
- Licz się lepiej ze słowami – w oczach Abera zapłonęły groźne błyski – nie pozwolę, żeby w moim własnym domu, jakiś nadęty mugol mnie obrażał - mówiąc to sięgnął za pazuchę, gdzie musiał mieć różdżkę
- Nie śmiesz użyć tego czegoś wobec mnie –
- Jak będzie potrzeba, to miotnę w ciebie jakimś zaklęciem bez najmniejszych skrupółów – odpowiedział Aber
Obaj męszczyźni stali na środku salonu sztyletując się spojrzeniami
Scena ta mogłaby mieć mało ciekawy finał, gdyby do pokoju nie wparowała zdyszana Sybilla
- No tak oczywiście, tylko cię na chwilę zostawiłam samego, a od razu pakujesz się w kłopoty-
- Jakie kłopoty, przed chwilą twój szwagierek bardzo mnie obraził, nie mówiąc już o tobie-
- No i co z tego. To nie jest powód, żeby rzucać na niego zaklęcia!! -
- Ale przecież jeszcze żadnego nie użyłem... -
- Dość tego!!- krzyknęła wyraźnie zła Sybilla- Ron, Hermiona na górę, a ty masz się w tej chwili pogodzić z Veronem -
- Harry, jak fajnie cię znowu widzieć – powiedział Hermiona dostrzegając wystającą za zasłony twarz młodego czarodzieja
- Niezła awantura- powiedział Ron szczerząc zęby – ostrą masz tą swoją ciotkę, mówię oczywiście o Sybilli -
- Usłyszałem rumor z dołu i zszedłem na dół, ale jak zobaczyłem Petunię nie miałem jakoś ochoty się jej pokazywać – tłumaczył się niezręcznie Harry
- Nie dziwię się. Niezły ma charakterek – powiedział Ron
- Harry, zaprowadź Hermionę i Rona na górę. Niech się rozgoszczą w pokoju obok ciebie - wtrąciła się w rozmowę Sybilla
Czwórka przyjaciół bez słowa sprzeciwu udała się na pierwsze piętro.
- Skąd się tu wzięliście?? Nie spodziewalem się waszego przyjazdu – spytał Harry, kiedy znaleźli się w jednym z przytulnych pokoików
- No wiesz, o weselu dowiedzieliśmy się od Albusa Dumbledore- odparła Hermiona
- Który zaprosił nas na nie w imieniu Abera – dodał Ron
- Wiecie, kto jeszcze może się pojawić?? - wypytywał dalej Harry
- Z tego co słyszałem to ma być kupa ludu. Jutro powinien przyjść Lupin, profesor Mc Gonall, Albus Dumbledore, Szalonoki Moddy, Fletcher Mundungus, Shacklebolt Kingsley , i podobno Snape. Przynajmniej słyszałam, że był zaproszony- wyliczała nazwiska Hermiona
- Spodziewałem się go – mruknął Harry – od dawna wiecie o Sybilli?? – dodał po chwili zadumy
- No gdzieś od początku wakacji – odpowiedziała Hermiona – ale Harry nie miej nam za złe, że ci znowu czegoś nie powiedzieliśmy. Dumbledore, prosił nas żeby ci o tym nie wspominać, gdyż wszystko miała wyjaśnić sama Sybilla – dodała zaniepokojonym tonem
- Spokojnie nie będę się na was wściekał, pod warunkiem, że mi powiecie wszystko, co wiecie o Aberze. Zupełnie się nie spodziewałem, że kiedyś Albus Dubledore będzie należał do mojej rodziny
- My też raczej nie- odparł Ron – a co do Abera, pamiętasz jak raz w chatce Hagrida dyrektor wspominał coś o swoim bracie, co miał używać niestosownych zaklęć na kozie -
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mówił o nim?? – zdziwił się Harry
- Niestety, tak - mruknął Ron – na pocieszenie ci powiem, że te niestosowne zaklęcia, były tylko magicznymi próbami, aby koza wydawała więcej mleka, a że jego umiejętności w posługiwaniu się różdżką nie były za duże, dla obiektu eksperymentów skończyło się to dość tragicznie -
- I tylko dlatego pisali o tym w gazecie?? – w głosie Harrego słychać było niedowierzanie
- Napisali, bo właśnie wtedy Albus Dumbledore, miał szansę zostać Ministrem Magii. Wzmianka o jego bracie w Proroku Codziennym, miała mu popsuć opinię, że ma niby kogoś takiego w rodzinie – dodała w tonie naukowego wykładu Hermiona
- Ale nie rozumiem po co Aber poleciał do USA, gdzie poznał moją ciotkę?? -
- No wiesz, jak go tak obsmarowali w gazetach, wolał poszukać sobie miejsca tam gdzie o nim nie słyszeli- stwierdził Ron
- I znalazł je w Filadelfii. Trafił akurat do miasta gdzie mieszkała Sybillą, a że akurat oboje byli czarodziejami, to nic dziwnego, że się spotkali – zakończyła wyjaśnienia Hermiona
- Historia żywcem wzięta z książek science fiction, którw w te wakacje ciotka Petunia kazała czytać Dudleyowi – mruknął Harry
- Przynajmniej, tyle z tego dobrego, że będziesz miał pierwsze wesele – skwitował Ron
- Wiecie co – wtrąciła się Hermiona, która wcześniej nad czymś się zastanawiała – dla mnie ten Aber wydaje się całkiem fajnym gościem -
- Mówisz tak, bo cię obronił przed wujaszkiem Harrego – wtrącił się Ron
- Wcale nie dlatego – zaperzyła się Hermiona.
Z dyskusji dwójki przyjaciół wywiązała by się zapewne kłotnia, gdyby z dołu nie dobiegł do nich głos Sybilli, wzywający wszytstkich na obiad
Po zejściu do saloniku zastali nakryty odświętnie stół, a przy nim siedzącą w komplecie rodzinę Dursleyów z ciotką Marge, Abera i Sybille, koło których znajdowali się...
- Witaj Harry – powiedziała na przywitanie pani Wesley
- Miło cię widzieć, jak minęły ci wakacje – zawtórował jego żona
- Eeeee, dobrze – odpowiedział Harry
- Stary zapraszamy do siebie!! – krzykneli siedząca koło Dursleya bliżniacy Fred i George
Młody czarodziej mile zaskoczony spotkaniem, tylu znajomych twarzy zajął wolne miejsce.
- Dopiero, co przed chwilą, przyjechaliśmy –zaczął rozmowę Pan Wesley – kierowca mugolskiej taksówki którą jechaliśmy nie mógł znaleźć domu Sybilli -
- Jak przekręciłeś nazwę ulicy, to nic dziwnego – burknęła matka Rona
- Byłem zaaferowany tym, w jaki sposób działają przyciemniane szyby -
Harry uśmiechną się, przypominając sobie o zamiłowaniu do mugolskich wynalazków u Pana Wesleya.
Przez pierwsze pięć minut młody czarodziej nie odezwał się ani słowem pochłaniając stojące na stole potrawy.
- Jak tam miewa się was sklep z magicznymi gadżetami – zagadał bliźniaków, po tym jak zaspokoił już pierwszy głód -
- Chłopie, dzięki tobie zrobiliśmy interes życia – odparł George
- Ledwo nadążamy z realizacją zamówień na magiczne towary. Trafiliśmy na istną żyłę zlowa. Nasze gadżety cieszą się wielkim powodzeniem – dodał Fred
- Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze w tym roku oddamy ci wszystkie galeony, które nam pożyczyłeś -
Harrego ścisnęło w żołądku, na myśl, że jego sakiewkę obarczyłaby nagroda z Turnieju Trójmagicznego, która równie dobrze powinna trafić, do Cedrika, zabitego 2 lata temu przez najwierniejszego sługę Voldemorta Glizdona.
- A wasi rodzice co na to?? Pogodzili się już z myślą, że nie będziecie chodzić do Hogwartu?? – powiedział na głos, aby rozwiać ponure myśli
- Na początku miała do nas pretensje, że jesteśmy mało ambitni, ale jak przynieśliśmy do domu garść galeonów, to jakoś dała się udobruchać – stwierdził z entuzjazmem Fred - zaryzykowaliśmy nawet i ujawniliśmy jej skąd mieliśmy pieniądze na rozruch interesu – mówiąc to wyszczerzył zęby do Harrego
- I jak zareagowała??-
- Zwymyślała nas, że nie mieliśmy prawa brać od ciebie tak dużej kwoty. Uspokoiła się jako tako, po tym jak zapewniliśmy ją, że spłacimy cały dług, galeon do galeona – wyjaśnił szczegółowo George.
Harry słysząc to poczuł jak kamień spada mu z serca, gdyż już od roku bał się, czy Pani Wesley nie będzie miała mu za złe, że to przez niego bliźniacy, oderwali się od nauki na rzecz prowadzenia handlowych interesów.
Profilaktycznie spojrzał jednak w kierunku gdzie siedzieli Państwo Wesleyowie. Zajęcie byli żywą rozmową z Sybillą i Aberem o ostatnim artykule w Proroku Codziennym, który miał donosić o wynalezieniu nowego zaklęcia umożliwiającego samowolne latanie. Pani Wesley spierała się z Aberem , czy będzie ono bezpieczne w zastosowaniu na masową skalę. Oczywiście była przeciwna zbyt szybkiemu wprowadzeniu tego wynalazku, w przeciwieństwie do Abera. Harry raz po raz słyszał zdania w kierunku Pana Wesleya:
- Arturze nie prawdzaż, że mam rację – które miały przekonać narzeczonego Sybilli do zmiany poglądów
Odpowiadało jej tylko krótkie:
- Tak, tak Molly, jak najbardziej -
Całkowicie kontrastowała z całym towarzystwem rodzina Dursleyów, łącznie z Marge siedząca na drugim końcu stołu, jak najbliżej wyjścia. Pogrążeni w ponurym milczeniu, , wyglądali jakby przebywanie w tym dość osobliwym towarzystwie było dla nich niesamowitą udręką. Dudley zwykle żarłoczny przy posiłkach, wpatrywywał się tylko ponuro w swój talerz, unikając łobuzerskich spojrzeń Freda i Georga
Ron i Hermoina siedzący za Ginny, znowu się o coś kłócili, ale Harry nie dociekał o powód, gdyż poczuł, jak powoli ogarnia go znużenie i senność. Jego nastrój musiał się udzielić reszcie, gdyż Sybilla obwieściła, że pora już kończyć, pogawędki i zbierać się do łóżek.
Nie czekając na Rona i Hermionęmłody czarodziej podniósł się od stołu i czmychnął na górę.
Zmęczony wrażeniami z całego dnia, z ulgą położył się łóżku. Nie słyszał już jak do pokoju po cichu wśliznął się Ron, kładąc się w łóku Dudleya ( oczywiście bez zgody właściciela)

Rozdział IV

Wesele

Harry grubo się mylił sądząc, że następnego dnia będzie sobie mógł odpoczać.
Zaraz po śniadaniu Sybilla zatrudniła go wraz z Ronem i Hermioną do pomocy przy ustawaniu stołów, dla gości w ogrodzie za domem. Nie byłoby w tym żadnej trudności, gdyby nie to, że trzeba było, przygotować miejsca dla niemal setki osób. Fakt ten zaskoczył lekko Młodego Czarodzieja, który nie spodziewał się, że przyjdzie aż tyle osób, wiedząc przecież, że w Hogwarcie, jego ciotka nie miała w młodości zbyt dużo przyjaciół.
Z całą robotą udało im się uporać do południa, po czym Sybilla poleciła jemu, Hermionie i Ronowi, na przemian czatować przy wejściu oczekując, na gości, którzy się mieli rychło pojawić.
Jako pierwsza zameldowala się jakaś mugolska rodzina, która okazała się przyjaciółmi Abera z USA. Zaraz po nich Sybilla zapowiedziała, że ma się zjawić Alastor Moddy z Lupinem i Tonks.
Kiedy jednak, Harry otworzył drzwi, na progu zobaczył całkiem kogoś innego.
- Nie patrz tak na mnie Potter, jakbyś zobaczył wypracowanie z eliksirów na wybitny stopień – powiedział chłodny głos, należący ku przerażeniu Młodego Czarodzieja do nikogo innego jak Snape
- Przepraszam, ale się zupełnie Cieb.....Pana nie spodziewałem –
- Uwierz mi, że ja też nie liczyłem, no to że to ty mi otworzysz drzwi – odparł Snape mierząc Harrego pełnym obrzydzenia spojrzeniem – jakbyś wpuścić mnie do środka, byłbym ci bardzo wdzięczny– dodał z przekąsem
Bez słowa Harry usunął mu się z drogi
- O kurcze Snape – krzyknął ździwiony Rona, który właśnie wyszedł z kuchni – Przepraszam, jak to miło widzieć pana profesora – dodał, kiedy się opamiętał co mówi
- Wesley, za odzywanie się do nauczyciela po nazwisku Gryfindor traci przez ciebie 5 punktów –
- Ale panie profesorze, rok szkolny jeszcze się przecieć nie zaczął – bronił się Ron
- Za podważanie mojej decyzji odejmuje cię kolejne 5 punktów -
Wściekły młody Wesley nic nie odpowiedział ,dajac bez przeszkód przejść Snapeowi do kuchni.
- Nic mi nie mów – powiedział, kiedy Harry otworzył usta
- Jak to się mówi, nigdy nie znasz dnia i godziny – stwierdził nie bacząc na słowa przyjaciela Młody Czarodziej
- No nie, tego za wiele. Nawet w domu twojej ciotki będę musiał oglądać jego ohydną twarz – wściekał się Ron
- Czemu tak się drzesz – przerwała mu schodząca z góry Hermiona niosąc ostrożnie stos talerzy
- Przed chwilą spotkałem Snapea - powiedział obojętnie Ron
- Co takiego!! – krzyknęła wypuszczając z rąk talerze, które spadły na podłogę rozbijając się z impetem
- Ciszej, bo jeszcze wróci. Jest obok w kuchni – syknął zły Harry
- Tak, tak i odejmie nam punkty za zakłócanie porządku – stwierdziła Hermiona z rezygnacją wyciągając różdżkę, aby naprawić szkody
- Palant, przed chwilą zabrał mi 10 - powiedział Ron –
- W takim razie nie będzie ci robiło różnicy jak stracisz kolejne 5 – stwierdziała niewinnym tonem Hermiona – trzeba zanieść talerze do kuchni – dodała pośpiesznie –
- Nie mam najmniejszego zamiaru, pokazywać się Snapeowi na oczy – obwieścił buntowniczym tonem Ron
- Wiecie co?? Zamiast się tak kłócić, może po prostu wszyscy we trójkę pójdziemy do kuchni – przerwał ich sprzeczkę Harry
- Dobry pomysł- podchwyciła Hermiona
- Tak, po prostu wspaniały, pchać się prosto Snapeowi pod nos – skomentował Ron.
Harry najciszej jak potrafił uchylił drzwi.
- Miło mi cię widzieć Harry – powitał go znajomy głos
- Profesor Lupin, co pan tu robi? – zapytał zdziwiony młody czarodziej.Po chwili jego wzrok padł na stojącego nieopodal, Alastora Modego, Nimfadore Tonks, Albusa Dumbledora i Snape
- No byłem zaproszony na przyjęcie weselne, to się pojawiłem – wyjaśnił Lupin
- Zapewne podróżowaliście przez sieć Fiuu – wtrąciła się Hermiona
- Zgadłaś, Dumbledore uznał że będzie to najbezpieczniejszy sposób -
- Witaj Harry- odezwał się dyrektor Hogwartu słysząc że się o nim mówi
- Witam pana profesora- odpowiedział młody czarodziej
- Jak wakacje Potter, mam nadzieje, że twoi opiekunowie wzięli sobie moje groźby do serca i nie dręczyli cię zbytnio – zwrócił się do niego Alastor
- Wzięli , aż za bardzo. Przez miesiąc traktowali mnie niemal jak powietrze – stwierdził Harry
- Znaczy się, że nie było tak źle. Przynajmniej się ciągle ciebie nie czepiali – dodała Tonks
- Dzięki waszej małej perswazji nie – odpowiedział uśmiechając się Harry.
Przez całą dalszą rozmowę, Moddy i Tonks skrzętnie unikali tematu o Syriuszu, wiedząc, że samo wspomnienie o nim wywołuje w sercu młodego Pottera ból.
Nie nagadali się z resztą zbyt długo gdyż w kuchni pojawił się Aber, który zaprosił wszystkich do ogrodu, na szklaneczke whisky. Dumbledore, który rzadko miał styczność z alkoholem, próbował oponować, ale Aber był nieugięty, twierdząc, że jego własny brat koniecznie musi wypić za zdrowie pana młodego.
Harry nie mając nic lepszego do roboty, poszedl na górę pograć z Ronem w szachy.
Kończyli już szóstą partię z rzędu, kiedy to do pokoju wpadła zadyszana Pani Wesley:
- Czekacie na specjalne zaproszenie?? Za pół godziny zaczyna się wesle!!– ryknęła
- O kurcze Harry to już 4.30 – zauważył Ron
- Gdybym na was nie krzyknęła, pewnie byście się spóźnili. Na co jeszcze czekacie przebierać się –
Bez słowa sprzeciwu Harry z Ronem pootwierali swoje kufry. Mineło dobre 5 minut zanim młodemu czarodzejowi udało się znaleźć coś eleganckiego pośród stosu workowatych ubrań po Dudleyu. Skończyło się nam tym, że założył swoją szatę wyjściową z Hogwartu, którą musiał nabyć dwa lata temu na bal. Ron postąpił podobnie, jednak jego strój zakupiony w lumpeksie, prezentowałem się o wiele gorzej.
- Wiesz co Harry, w takich momentach jak teraz zastanawiam się czy nie pójść w ślady Freda i Georga i też otworzyć własny sklep z magicznymi gadżetami. Co z tego, że nie zdali owotumenów, skoro i bez tego trzepią ładną kasę – stwierdził Ron, po tym jak spotkał się idąc schodami na dół z pełnym odrazy spojrzeniem ciotki Petuni
- Nie przejmuj się moją ciotką, nawet gdybyś, założył najlepszy markowy garnitur, ona i tak by na ciebi krzywo patrzyła -
- Widać mugle muszą mieć dosć osobliwe poczucie piękna – mruknął Ron
- Widzę, że jesteście w końcu gotowi, czekam już na was dobre 15 minut- przerwała im dyskusję Hermiona.
Harrego nie pierwszy już raz zaskoczyła przemiana jak zaszła w jej wyglądzie.W niebieskiej sukience i gładko uszesanych włosach prezentowała się niezwykle okazale
- Mieliśmy drobne problemy z doborem stroju – powiedział Ron i nie czekając na odpowiedź udał się w kierunku wyjścia do ogrodu
- Nie jest za bardzo zachwycony, że musiał się znów ubierać w lumpeksowe ciuchy – wyjaśnił zachowanie przyjaciela Harry
- Przecież to nie jego wina, że nie ma pieniędzy na nowe rzeczy – stwierdziła Hermiona- zresztą, ja tam nauczyłam się żeby nie oceniać ludzi po wyglądzie, tylko po tym, co mają w głowie
- W przypadku Dursleyów to się akurat nie sprawdza - przerwał jej ze śmiechem Harry
- Zawsze się zdarzają tragiczne przypadki, których nie dotyczy żadna zasada –
- O wilku mowa – powiedział Harry wskazując na schody, na których ukazała się pokaźna sylwetka wuja Verona
- Chłopcze, jako że niestety, należysz do mojej rodziny, na uroczystości masz stać koło ciotki Petuni -
- Zapowiada się wspaniała impreza- skomentował głośno Hermiona
Kiedy znaleźli się przed domem oczom ich ukazał się tłum twarzy czarodziejów, którzy się ustawili dookoła małej sceny, Harry wśród nich zaczął szukać wzrokiem jakiś znajomych osób. Udało mu się odnaleźć Fletchera Mudgusa, stojącego obok niego Schackebolta Kingsleya i kolegę ze szkoły Nevilla Longbotona z babcią.
- Rusz się. Obciałem Petuni, że zaraz po tym jak cię znajdę dołaczę do niej
- Jakoś nigdzie nie widzę twojej szanownej małżonki – mruknął Harry
- Stoją koło furtki, jak najbliżej wyjścia, żeby móc się stąd szybko wynieść. Nigdy nie wiadomo co tym czarodziejom może strzelić do głowy -
Harry nic nie odpowiedział,tylko spojrzał znacząco na Hermionę.
Idąc za wujem Veronem, który torował im w tłumie ludzi drogę, doszli do reszty Dursleyów.
- Stańmy z pół metra obok nich, może nikt nie zauważy, że się znamy - powiedział szeptem do Hermiony młody czarodziej
- Nie musisz mnie nawet namawiać – odpowiedział mu pełen niesmaku głos
Siadając na dość niskiej furtce, mieli dobry punkt obserwacyjny. Harrego zastanawiało jak to jest możliwe, że w sobotnie popołudnie, cała ulica rozciągająca się nieopodal była pusta. Doszedł do wniosku, że Dumbledore musiał rzucić jakieś potężne zaklęcie, które odciągało mugoli od ogrodu Sybilli.
Jego wzrok przestał błądzić po okolicznych domach, gdyż na ustawionej na samym środku ogrodu scenie pojawił się nie kto inny, jak dyrektor Hogwartu.
- W imieniu mojego brata Abera, chciałbym powitać wszystkich na tej skromnej uroczystości weselnej. Jestem, wam bardzo wdzięczny, że zechcieliście znaleźć wolny czas i przybyliście tutaj. Aby na próżno nie gadać, proszę teraz o wejście na scenę, przyszłych państwa młodych.
Po chwili Harremu ukazała się znajoma sylwetka Abera, ubranego, w czarną szatę. Pod szyją miał zawiązaną wściekle czerwoną muszkę, a na głowie zielony cylinder. Nie obyło się w tym momencie, od uszczypliwego komentarza Petuni, że nawet na własny ślub nie potrafił się porządnie ubrać. Jeśli strój Abera, nie odpowiadał delikatnie mówiąc powadze całej uroczystości, to w przypadku Sybilli nie można było tego powiedzieć. Ubrana była we wspaniałą białą suknię, na której połyskiwały niebieskie gwiazdy. Na głowie miała lśniący błękitny welon. Nie, to nie była już ta zmęczona wszystkim Sybilla, to była nowo narodzona osoba, gotowa na o wiele lepsze niż wcześniejsze życie.
Zaraz po tym jak państwo młodzi weszli na scenę obok nich pojawił się niski łysiejący osobnik, ubrany w podniszczoną starą szatę. Sprawdziwszy czy aby wszyscy są na swoich miejscach, zaczął przemowę.
- Zabraliśmy się tutaj, aby połączyć więzem małżeńskim, tę oto Sybillę Evans i Aberfortha Aberforth Dumbledore –
- Czy ty Sybillo z własnej nieprzymuszonej woli, godzisz się pojąć za męża tego oto męszczynę, przyrzekając w obecności wszystkich tu zgromadzonych osób, że go nie opuścisz, aż do śmierci
- Tak odpowiedziała – ciotka Harrego lekko się rumieniąc
- A czy ty Aberforhie, także,z własnej nieprzymuszonej woli, godzisz się pojąć za żonę tę oto kobietę, przyrzekając, w obecności wszystkich tu zgromadzonych, że jej nie puścisz, aż do śmierci
- Tak – odpowiedział Aber
- Skoro tak.... Albusie ,możesz podać mi pierścienie -
Dumbledore podszedł powolnym krokiem i podał dwa złote pierścienie, które powędrowały do rąk przyszłej pary młodej
- Z mocy nadanej mi przez Ministerstwo Magii, ogłaszam was mężem i żoną – wygłosił formułę, którą powitano brawami. Jednocześnie Aber lekko drżącą ręką założył pierścień na palec Sybilli, która po chwili uczyniła to samo nakładając, drugi pierścień na palec swojego małżonka
- A więc Aberforthie, możesz pocałować pannę młodą – Aber, niewiele myśląc schwycił w pół Sybillę składając jej z gracją pocałunek, na co odpowiedziały jeszcze głośniejsze brawa niż wcześniej
- Skoro mamy już za sobą część oficjalną, możemy przejść do tej nieoficjalnej – powiedział Albus Dumbledore – proszę zrobić miejsce na środku ogrodu – kiedy tłum dość powolnie wykonał jego polecanie, machnął różdżką. Niemal w tym samym momencie na wolnym placu pojawiło się 8 olbymich stołów, zapełnionych po góry jedzeniem i wszelkiego rodzaju trunkami. Zaraz potem dyrektor wykonał drugi ruch różdzką i na scenie w aplauzie gości ukazał się zespół Fatalnych Jędz
- Zabawę do samego rana czas zacząć!!- krzyknął Albus
- Chodź znajdziemy sobie jakieś dobre miejsca – zwrócił się Harry do Hermiony
- Przedzierając się przez ten tłum, będzie to nie lada wyczynem –
Z niemałym trudem dwójce przyjacioł udało siedotrzec do stołu, przy którym siedzieli państwo młodzi
- Wszędzie zajęte – powiedział Hermiona rozglądają się dookoła
- Harrry, Harry siadaj koło nas – krzyknął Aber, który musiał dostrzec swojego nowego krewniaka
- Ale nigdzie nie ma wolnych miejsc -
- Zaraz będą – odpowiedział z uśmiechem Sybilla wyciągajac różdżkę
- Fravio – wypowiedziała zaklęcie – po chwili stół w mgnieniu oka wydłużył się robiąc miejsce dla przynajmniej 15 nowych osób
- Twoją przyjaciółkę też zapraszam do nas – powiedziała Sybilla mrugając w kierunku Hermiony
- Coś mi się wydaje, że końcu muszę się ustatkować – zaczął rozmowę Aber, kiedy Harry z Hermioną zajęli koło niego miejsca – stary chłop ze mnie, od dzisiaj mam żonę. Będę musiał sobie znaleźć jakąś stabilną posadkę, może nawet w Ministerstwie Magii -
- Tylko przedtem, musiałbyś ukończyć 2 ostatnie lata nauki w Hogwarcie i zaliczyć Owotumeny – przerwała mu Sybilla
- Spokojna głowa, moja kochana już o tym rozmawiałem z Dumbledorem i powiedział mi, że mógłby jakoś pomóc -
- Dlaczego nie ukończyłeś szkoły?? – zapytał zaciekawiony Harry
- Hmmm, to dość długa i skomplikowana historia, w skrócie mogę wam wyjaśnić, że wyrzucili mnie za używanie nielegalnych zaklęć. Nie było to żadne z niewybaczalnych – dodał widząc przerażoną minę Hermiony –no ale...., po co psuć sobie humor rozmawiając o błędach z przeszłości – zakończył mało miły temat Aber
Harry, słuchając histori swojego nowego wujka, pomyślał o Hagridzie, którego też wyrzucili ze szkoły
- O witam, szanowną panią profesor!!– krzyknął Aber – zapraszamy do naszego stołu – dodał kłaniając się do stojącej koło Harryego, nauczycielki trasmutacji w Hogwarcie
- Och, naprawdę jestem, ci bardzo wdzięczna. Nigdzie nie mogłam znaleźć wolnego miejsca -
- Jak widać goście dopisali w komplecie – wtrąciła się Sybilla
- Nei widzieliście gdzieś Dumbledore?? – spytała Mc Gonall – muszę mu niezwłocznie przedstawić plan dotyczyczący tegorocznych ezgaminów na Owotoumeny. Pracowałam nad nim przez całe wakacje -
- Minewro, plan Dumbledorowi przedstawisz jutro. Póki co jestes na weselu, masz się dobrze bawić, zrelaksować i zapomnieć o męczącej pracy. Każdy z nas musi sobie kiedyś pozwolic na chwilę rozrywki – powiedziała Sybilla
- Ale,terminy. Dzisiaj mija termin... –
- Minerwo, może kieliszek wina – wtracił się Aber i nie pytając o zgodę podał Mc Gonall lampkę z czerownym napojem
- Zwykle nie pije, ale niech będzie, wasze zdrowie -
- Harry, może pójdziemy po Rona- powiedział Hermiona przyrywając młodemu czarodziejowi obserwacje niecodziennej sytuacji- ostatnio raz widziałam go jak byliśmy w domu -
- Nie musicie – przerwał im Aber – właśnie całą rodziną idą w naszym kierunku – mówiąc to wskazał ręką w miejsce, gdzie pośród tłumu widać byłą rudawą plamę 6 głów, Rona, Freda i Georga i Ginny, a także państwa Wesleyów
- Wszędzie was szukałem – powiedział Ron
- Siadajcie koło nas, to się już więcejnie zgubimy – zwróciła się do reszty rodziny Wesleyów Sybilla, wskazując ręką na wolne krzesła
- Próbowałem uciąć sobie pogawędkę z twoim wujem – powiedział pan Wesley, kiedy zajął miejsce naprzeciwko Harrego – spytałem go jak działa pralka i czy mógłby mi to wytłumaczyć. Nie wiem czemu, ale popatrzył na mnie jak na dziwaka i odpowiedział, że z obcymi nie ma przyjemności rozmawiać -
- Niestety taki już on jest, rasowy mugol, który czarodziejów traktuje z pogardą – wtrąciła Sybilla
- Moi rodzice są mugolami i tolerują jak najbardziej to, że jestem, czarownicą- obwieściła Hermiona – sami mnie posłali do szkoły, kiedy odkryli, że mam magiczne zdolności -
- Nieliczni normalni mugole – mruknął po cichu Harry
- Wiecie co, na siedzenie będziemy mieli jeszcze całą noc, a tymczasem proponuje wyjść na parkiet. Trzeba ożywić nieco atmosferę – zakomunikował figlarnie Aber - Droga Sybillo, czy zaszczyciłaś byś mnie wspólnym tańcem– dodał zwracając się nonszalancko do swojej żony
- Oczywiście, drogi mężu – odpowiedziała z udawaną powagą Sybilla
Profesor Mc Gonall nie chcąc być gorsza złapała pierwszego z brzegu czarodzieja, niemal siłą wyciągając go na parkiet. Bliżniacy widząc to gruchneliwiększym śmiechem
- George, ,czy zaszczyciłbyś mnie wspólnym tańcem. Będziemy mieli okazję dowalić komuś jakiś dowcip – zwrócił się do brata Fred
- Z tobą zawsze – odpowiedział mu głos tonem łudząco podobnym do Sybilli
Wywołało to u Harrego i Rona napad niekontrolowanego śmiechu. Nie zwrócili nawet uwagi, kiedy na parkiet wyszli państwo Wesleyowie, z marudzącą przy ich boku Ginny.
Kiedy jednak stwierdzili, że zostali przy stole tylko z Hermioną, obu ogarneło lekkie zakłopotanie.
- Zamiast się bezmyślnie gapić przed siebie, może by któryś z was poprosił mnie do tańca – mrukneła zirytowana Hermiona
- No, ale nie wiemy, z którym z nas chciałabyś pójść na parkiet – odpowiedział lekko zmieszany Ron
- A czy to ważne, mogę nawet iść i z tobą– mówiąc to bez cegiereli złapała Rona za rękę i wywlokła w kierunku tańczących par.
Harry siedząc samotnie przy stole przez chwilę wodził wzrokiem za sylwetkami Rona i Hermiony, gdy nagle usłyszał za plecami przyjemny dziewczęcy głos.
Kiedy się odwrócił ukazała mu się niska dziewczyna z długimi kręconymi, kasztanowymi włosami. Ku swojemu zaskoczeniu stwierdził, że jest bardzo ładna.
- Zatańczysz, widzę, że tak samo jak ja nie masz partnera –
- Eeeeee – dziewczyna zmarszczyła brwi – czemu nie –pośpiesznie odpowiedział, ratując sytuację
Sam nie wiedząc, kiedy i w jaki sposób znalazł się z brązowowłosą pięknością pośród tańczących. Harry jakoś nigdy nie był królem parkietu, wiec dał się prowadzić swojej partnerce w rytm wolnej melodyjnej muzyki.
- To ty jesteś ten słynny Harry Potter, o którym tyle piszą w gazetach -
Harremu lekko zaszumiało w głowie, odbierając te słowa jako komplement
- No tak, ale nie zawsze była to prawda-
- Ja jestem Katie Cloney, wiem, że nie zawsze pisali prawdę. Sybilla mi mówiła.. -
- Auuuu, nadepnąłeś mnie, uważaj!!!! – krzyknęła Kathie, kiedy Harry stanął na jej nodze
- Przepraszam, ale w ogóle się nie spodziewałem, że znasz Sybillę, przecież ona ostatnio przebywała w Stanach -
- No i co z tego głuptasie – słysząc to Harry się zarumienił – ja też mieszkam w Stanach, dwa domy dalej za twoją ciotką. Moi rodzice są jej dobrymi znajomymi-
- Twoi rodzice są czarodziejami??
- Niestety nie, ale ja już tak....chodzę do szkoły magii w Atlancie -
- Szkoda, że nie do Hogwartu – Harry przez chwilę nie mógł uwierzyć, że wypowiedział te słowa
- Ha, ha – zaśmiała się ku jego uldze Kathie – pocieszyć cię mogę, że jak już skończę naukę to zamierzam pracować w Anglii. Podobno macie tu świetnych aurorów, a ja chciałabym być jednym z nich -
- Ja też bym chciał walczyć z czarnoksiężnikami – powiedział nieśmiało Harry
- O to widzisz, mamy wspólne plany na przyszłość – stwierdziła figlarnie – wiesz co, muszę już iść, obiecałam rodzicom, że nie będę ich za długo zostawiać samych. Czują się mimo wszystko nieswojo pośród tylu czarodziejów- dodała jednocześnie przerywając taniec
- Ok., nie ma sprawy – powiedział wbrew sobie Harry
- To trzymaj się, może się jeszcze dzisiaj spotkamy – powiedział na pożeganie
- Byłoby fajnie –
Oglądając się za siebie chcąc ustalić, gdzie może siedzieć Kathie, Harry wrócił do stołu.
Zastał tam trzy nowe osoby, siedzącego koło Abera Albusa Dumbledore z Lupinem i Moddym
- Harry zostałeś na chwilę sam i od razu wyrwałeś jakąś fajna laskę – zawołała na jego widok Fred
- Stary powiedz jak to robisz, że takie dziewczyny na ciebie lecą – dodał Geroge
- Podrywam je na moją bliznę. Jak chcesz pogadaj z Voldemortem, to ci zrobi podobną – odpowiedział ironicznie Harry
- Brr ,tylko żartowaliśmy - zmieszał się lekko Fred
- Widzę, że poznałeś moją przyjaciółkę Kathie – zwróciła się do Harrego Sybilla, kiedy zajął miejsce przy stole.
- Poprosiła mnie do tańca –
- Nie dziwię się. Jeszcze przed przyjazdem powiedziała mi, że chciałaby cię poznać, aby się dowiedzieć więcej o chłopcu, o którym jej tyle opowiadałam -
Harry słysząc to poczuł jak przechodzi mu złość na bliźniaków.
- Fajnie mi się z nią, gadało -
- Sybillo – wtrącił się Albus Dumbledore – nie sądzisz, że wypadałoby wygłosić teraz jakieś krótkie przemówienie
- No tak, nadeszła pora. Aberze, daj znać Fatalnym Wiedźmom żeby na chwile przestali grać –
- Robi się moja droga- mówiąc to Aber złapała swój zielony cylinder i pobiegł ku scenie
Po chwili muzyka ucichła, a goście pozasiadali przy stołach.
Albus zobaczywszy to wyczarował coś w rodzaju ambony i wymownym gestem ręki zaprosił na podwyższenie Sybille.
Pana Młoda lekko zdenerwowana zajęła miejsce. Otworzywszy zwisającą jej z ramienia torebkę, zaczeła w niej czegoś gorączkwo szukać.
Przez tłum ludzi przeszła fala szeptów.
- Nie wie co powiedzieć –skomentowała jakaś kobieta
- Zawsze była roztrzepana i nie pozbierana. Przez to właśnie wpakowała siebie i Blacka w kłopoty – powiedział już nie szeptem jakiś męski glos
Harry dałby teraz wszystko, żeby Sybilla tego nie usłyszała. Badawczym wzrokiem spojrzał na swoją ciotkę
Niestety nic nie mógł wyczytać z jej twarzy. Sybilla nie grzebała już torebce. Prze chwilę wpatrywała się w tryzmany w ręku biały arkusz papieru po czyzm ku zdzwieniu wesleników zaczeła go drzeć na kawałki
- Miałam ułożone na tą okazję przemówienie- stwierdziła bezbarwnym tonem, z udawaną obojętnością– ale po namyśle stwierdziłam, że nawet gdybym teraz przedstawiła najpiękniejsze orędzie świata, niektórym osobom tylko ze względu na to, że to ja je przeczytałam pewnie by się nie spodobało – kiedy to wypowiedziała, po wszystkich stołach przebiegły głosy zdziwienia.
- Dokładnie od godziny 4.00 po południu, napływali do mnie weselni goście i składali mi weselne życzenia. Ile z nich było szczerych?? – zapytała podnosząc glos – jestem, pewna, że na pewno mniej niż połowa. Czy niektórzy z was myślą, że jestem, ślepa i głucha nie potrafiąc odróżnić prawdziwego przyjaciela od tego udawanego. Owszem, jeszcze dzisiaj rano łudziłam się, że skoro tyle osób przyjęło zaproszenie, to musiało zrozumieć swój błąd za wcześnie mnie skreślając. Teraz widzę, że się myliłam. Chciałam jeszcze tylko podziękować tym pseudo przyjaciołom, za najgorszy prezent ślubny, jaki kiedykolwiek dostałam. Jeśli mają w sobie dość odwagi niech teraz wstaną i wyjdą stąd. Nie potrzeba mi udawanej serdeczności i pustych słów!! – zakończyła podniesionym głosem
W ogrodzie zapadła kłopotliwa cisza. Przerwał ją energiczny głos Alubsa Dumbledore:
- Słowa mojej szwagierki były śmiałe, ale i niestety prawdziwe. Nie będę głosił żadnych dodatkowych przemów, potępiających, jak to Sybilla mówiła jej pseudo przyjaciół. Ja sam byłem od nich nie wiele lepszy, kiedy to uwierzyłem, że moja obecna szagierka była popleczniczką Voldemortem. Przyznaję się popełniłem błąd, wyrabiając sobie złą opinię o niej na podstawie ludzkich plotek . Jednak moja przewaga polega na tym, że się do tego błędu przyznałem. Odrzuciłem uprzedzenia z przeszłości, które były jedną wielką bzdurą i przyjąłem z serdecznością Sybillę Evans do swojej rodziny. Dlatego teraz – słysząc te słowa Harry poczuł bijącą z nich moc – ostrzegam, jeśli jakakolwiek osoba odważy się obrazić, lub wysuwać fałszywe oskarżenia wobec mojej szwagierki, będzie miała do czynienia ze mną. Nie dam obrażać żony mojego brata!!!!! – ostatnie słowa, zabrzmiały wyjątkowo złowrogo.
Nie było codziennością widywać tak rozgniewanego Albusa Dumbledora. Słowa potężnego dyrektora Hogwartu musiały wyrzec olbrzymie wrażenie. Nikt ze zgromadzonych nie miał odwagi postawić się największemu czarodziejowi XX wieku. Wszyscy w ponurym milczeniu siedzieli na swoich miejscach.
- No to sądzę, że po przemówieniu, możemy przejść do dalszej części przyjęcia – niezręcznie starał się rozładować atmosferę Aber – Albusie nie wyczarowałbyś tortu weselnego?? – zwrócił się do brata
- Rzeczywiście, można by już – stwierdził dyrektor, jakby przed chwilą nic się nie stało
Machnął różdżką i po chwili stół stojący przed nim opustoszał i pojawił się na nim największy tort, jaki kiedykolwiek Harry widział.
- Zapraszamy wszystkich chętnych, na skosztowanie weselnego ciasta – zwrócił się do zgromadzonych gości
Na początku nikt nie zareagował. Widząc to pani Wesley pierwsza się ustawiła przed Sybillą, Zaraz za nią pojawił się Ron i reszta rodziny. Kolejka zaczęła coraz bardziej rosnąć. Za Wesleyami stanął Moody, za nim Lupin z Harrym i Hermioną , później doszedł Serwus Snape z Mc Gonall
Harry nie mógł się doczekać, kiedy dojdzie do Sybilli, nie czując się zbyt komfortowo mając za sobą najbardziej znienawidzonego nauczyciela z Hogwartu
W końcu po Hermionie nadeszła jego kolej
- Miałaś odważną i szczerą przemowę. Jestem pewny, że moja mama była by dumna, że ma taką siostrę – zwrócił się do panny młodej
- Wiesz co Harry, twoje słowa są jednym z najpiękniejszych prezentów, jakie dzisiaj dostałam – odpowiedziała Sybilla
- No krewniaku niech ci uścisnę dłoń, czy tego chcesz, czy nie od dzisiaj jestem twoim wujkiem – zwrócił się do niego Aber
Harry odpowiedział mu pogodnym uśmiechem.
- Potter skoro już złożyłeś życzenia, może zechciałbyś nie blokować kolejki. Za tobą czeka jeszcze wiele osób – Harry usłyszał za sobą lodowaty głos należący oczywiście do Snape
- A co panu tak pilno do wymienia uścisków z moją ciotką, ona ma już męża – odpowiedział i nie czekając jak mu Snape odejmie punkty, czym prędzej wybiegł z kolejki.
Ku zdziwieniu Harrego wszyscy weselnicy zdecydowali się na składanie życzeń Sybilli, z tym, że część z nich czyniła to z pewną rezerwą a nawet strachem. Zapewne obawiali się, że jeśli odmówią narażą się Albusowi Dumbledore. Po tym jak ostatnia osoba opuściła Państwa Młodych Fatalne Jędze zaczęły z powrotem grać, tym razem jakąś skoczną melodię. Mało zgromadzonych osób miało jednak ochotę na zabawę. Większość po przesiedzeniu przy stole do 1.00 w nocy tłumacząc się złym samopoczuciem postanowiła wracać już do domów.
W tym celu Aber rozdał czarodziejskiej części gości świstokliki. Część nie magiczna była zdana na mugolskie środki transportu. Wśród nich Harry szukał wzrokiem Kathie z rodzicami, jednak ku wielkiemu rozczarowaniu nie znalazł nowo poznanej przyjaciółki. Zamiast niej natknął się na Dursleyów. Ku jego uldze wuj Veron oznajmił Harremu, że jeszcze tej nocy wracają na Private Drive mając już dosyć pobytu w domu Sybilli. Traktując tą wiadomość jako optymistyczny akcent zakończenia dnia Młody Czarodziej udał się do swojego pokoju na spoczynek

Rozdział V

Wybraniec Losu

Puk, puk.
- Ron nie tłucz się tak –
Puk, puk.
- Zaczynasz mnie naprawdę wkurzać, robić pobudkę z samego rana – mówiąc to Młody Czarodziej wstał z łóżka i założył okulary. Ku największemu zdziwieniu zobaczył swojego przyjaciela najspokojniej śpiącego w łóżku obok. Przez chwilę Harry rozglądał się po pokoju szukając źródła hałasu. Kiedy jego wzrok padł na okno wszystko się wyjaśniło. Za szybą siedziała duża, brązowa sowa. Przez chwilę przebiegło mu przez myśl, że jest to Hedwiga, którą musiał zostawić u Pani Figg, sąsiadki Dursleyów, gdyż wuj Veron nie zgodził się przewozić samochodem dzikich zwierząt, jednak kiedy się jej przyjrzał bliżej stwierdził, że mimo podobnego ubarwienia, jest o wiele większa od jego sowy. Pośpiesznie otworzył okno. Sowa wleciała do pokoju, opuszczając pod nogi młodego czarodzieja kopertę, na której widniała pieczęć Hogwartu.
N ie wiele myslać Harry rozerwał ją. W środku były trzy kartki. Pierwszy przypomniała, że rok szkolny zaczyna się 1 wsześnia
- Został tylko tydzień wakacji - przebiegło Harremu przez myśl
Druga zawierała wyniki z egzaminów na sumy , które Młody Czarodziej zdawał w czerwcu.

Uprzejmie informujemy, że udało się panu zaliczyć wszystkie egzaminy i automatycznie zostać dopuszczonym do nauczania na 6 roku w Hogwarcie. Jednocześnie przepraszamy za dwu miesięczne opóźnienie w dostarczeniu wyników, ze względu na nadzwyczajne komplikacje, jakie się ostatnio pojawiły .
.
- Tymi komplikacjami mógł być Voldemort, albo też Lucjusz Malfoy – mruknął Harry, kierują zwrok na wyniki z egzaminów.

1) Astronomia - 4 sumy
2) Wróżbiarstwo – 3 sumy
3) Eliksiry – 6 sumów
4) Obrona przed czarną magią – 6 sumów
5) Zaklęcia – 7 sumów
6) Opieka na magicznymi stworzeniami – 5 sumów
7) Transmutacja – 5 sumów
8) Historia magii – 5 sumów

Z poważaniem przewodniczący komisji egzaminacyjnej Frank Roller

Harrego zupełnie zaskoczyło to, że otrzymał tak dobre rezultaty. Jak się wcześniej spodziewał najlepiej poszły mu zaklęcia, miał najlepszy ,możliwy wynik, a najgorzej egzamin z astronomii. Wyobrażał już sobie minę Snape, kiedy zobaczy, że jeden z najgorszych uczniów na eliksirach dostał 5 sumów.
Po nacieszeniu się swoim sukcesem Młody Czarodziej sięgnął po trzecią kartkę. Zawierała ona wykaz podręczników jakie będą potrzebne na 6 roku nauki. Wśród nowych książek znalazła się:
Standardowa Księga Zaklęć Mirandy Goshwack , Obrona Przed Czarna Magią w Teorii i Praktyce Artura Longwelina, pozycja Wszystko o Eliksirach Thomasa Kingleya .
Będąc całkowicie rozbudzony Harry stwierdził, że szkoda kłaść się spać, skoro była już 7.00 rano. Ubrał się po cichu, żeby nie obudzić Rona i otworzywszy drzwi udał się w kierunku kuchni.
Idąc schodami usłyszał dobiegające z niej jakieś hałasy. .
- Kto do licha wstał o tej porze - pomyślał –
Niewiele myslać ostrożnie otworzył wiodące do kuchni drzwi.
- Widzę, że podobnie jak ja jesteś rannym ptaszkiem – powitał go dobrze znajomy glos z wczorajszego wieczoru, należący do Kathie. Stała koło stołu, miała na sobie żółty szlafrok, a na głowie burzę poskręcanych kasztanowych włosów, przez co wydawała się po części podobna do Hermiony
- Obudziła mnie sowa, która przyleciała ze szkoły z listą książek na nowy rok szkolny -
- Nauczyciele zawsze wiedzą jak komuś popsuć humor – podsumowała Kathie
- Nie spodziewałem się tu Ciebie zastać ? –
- Sybilla namówiła moich rodziców, żeby zabawili u niej parę dni i dzięki mojej małej perswazji się zgodzili – odpowiedziała z uśmiechem - a wogóle to wcześnie się wczoraj ulotniłeś, chętnie bym z tobą potańczyła jeszcze -
Słysząc to Harry zaczął prawić sobie wyrzuty, zastanawiając się, co go podkusiło by nie wysiedzieć do ostatniej minuty wesela. .
- Połowa gości już pojechała koło 1.00 do domów, to sądziłem, że ty też już poszłaś – dodał na głos
- To nie znasz mnie, ja się zawsze bawię do końca – przerwała mu jego usprawiedliwienia, a w ogóle to masz ochotę na grzanki??. Właśnie miałam sobie parę zrobić -
- Czemu nie –
- Ten wasz dyrektor z Hogwartu to naprawdę fajny gość – powiedziała Kathie, kiedy kroiła chleb – podobało mi się, że poparł Sybillę -
- Dawno nie widziałem go tak wkurzonego – stwierdził Harry
- Nie dziwię mu się, ja bym postąpiła podobnie jak on gdyby ktoś popsuł mi, albo komuś z moich znajomych wesele -
- Jak by wyglądało twoje wesele?? – Harry sam dobrze nie wiedział, czemu zadał to pytanie
- Czy ja wiem – zastanowiła się przez chwile Kathie – tak daleko to ja nie wybiegam w przyszłość. Mam kupę czasu żeby się żenić. Na pewno by było na nim dużo kwiatów, zatrudniłabym jakiś mój ulubiony zespół muzyczny, no i oczywiście musiałabym mieć na nim przystojnego pana młodego – powiedziała rozmarzonym głosem - a w ogóle, to czemu mnie pytasz o moje wesele –dodala zmrużąc oczy
Harry słysząc to rozpaczliwie zaczął szukać akiejś logicznej odpowiedzi.
- Eee, no jakoś mi tak wpadło do głowy – niezręcznie wybrnął z kłopotliwej sytuacji
- Pytałam z ciekawości – powiedziała Kathie- twoje grzanki są już gotowe - dodała wykładając swieżo usmażone kromki na talerz
- Specjał by moja mama, grzanki z serem polewane miodem – zachwalała swoje śniadanie
- Całkiem dobre, nawet skrzaty w Hogwarcie nie robią lepszych –
- Masz szczęście, że ich nie przypaliłam – zaśmiała się Kathie
- Co tak wcześnie wstaliście – powiedziała, do nich Sybilla, która się ukazała w drzwiach
- Wcześnie, już 8.00, Sybillo wstawaj szkoda dnia –
- Oj nie szkoda moja droga, po wczorajszej nalewce Abera obudziłam się z bólem głowy – odpowiedziała obolałym głosem
- Na małego kaca najlepszy sok z ogórków – doradziła Kathie
- Na razie nic nie będę brała. Aber obiecał mi przyrządzić jakaś miksturę, po której mam się poczuć jak nowo narodzona
- Harry, nie zabierzesz swojej nowej przyjaciółki na górę przedstawić Ronowi i Hermionie, zapewne już wstali – zwróciła się po chwili do swojego krewniaka
- Jak się zgodzi, czemu nie – odpowiedział
- Wiesz po namyśle łaskawie się zgadzam – odpowiedziała Kathie
Życząc Sybilli lepszego samopoczucia, dwójka przyjaciół pognała schodami na górę.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział Harry wchodząc do swojego pokoju
W środku zastał siedzących na jego lózku dwójkę bliżniaków, Hermione, i Rona.
- Ładnie to tak bez uprzedzenia, zostawiać swoich przyjaciół?? – zapytał Fred szczerząc zęby
- No nie wiem, czy gdybym was obudził o 7.00 to byście byli ucieszeni – odpowiedział młody czarodziej–a w ogóle poznajcie Kathie, przyjaciółkę Sybilli, która mieszka w Stanach -
- A pamiętam wczoraj ją poderwa..... – w tym momencie George przerwał, gdy spotkał się z piorunującym spojrzeniem Harrego – z nią tańczyłeś. Miło mi cię poznać - zwrócił się do Kathie
- Siema George – odpowiedziała Kathie – a ty pewnie jesteś Hermiona, przyjaciółka Harrego z Hogwartu. Sporo pisali o tobie 2 lata temu w Proroku Codziennym – dodała kiedy zobaczyła Hermionę
- Chyba nie uwierzyłaś w te bzdury które nabazgrali, że niby Harry jest moim chłopakiem- – Nie, od razu było widać, że te ich niby newsy było szyte grubymi nićmi -
- A, to dobrze – Hermiona zdawała się być udobruchana
- A ty chyba się nazywasz Ron ?? –
- Tak Ron Wesley, a obok mnie siedzi moja siostra Ginny –
- No to znam już wszystkich – stwierdziła Kathie – ale wiecie co nie obrazicie się jak na chwilę zniknę przebrać się, jakoś nie za bardzo lubię paradować po domu w szlafroku -
- Oki doki, nie ma sprawy – odpowiedział, pominięty przy przedstawianiu Fred
- Ta Kathie wydaje się całkiem fajna – powiedział George, kiedy zniknęła za drzwiami
- No i z wyglądu jest niczego sobie – dodał Ron
- Typowe myślenie facetów – nie ważne, ile ma dziewczyna w głowie, ale jak się prezentuje -
- Hermiono, gdyby wiedza, którą mamy, jak to mówiłaś w głowach przekładała się na nasz wygląd, to była byś najpiękniejszą czarownicą na świecie – powiedział niewinnie Geroge
- Kiepski żart. Coś ci się poziom dowcipu obniżył, od kiedy zacząłeś pracować w sklepie – odpowiedziała obruszona Hermiona, nie bacząc, że wszyscy zatykali sobie usta żeby nie wybuchnąć śmiechem
- Co was tak rano sprowadziło do mojego pokoju - zapytał Harry, najbardziej poważnym tonem na jaki było go stać
- Prorok Codzienny, który prenumeruje Hermiona – odpowiedziała Ginny, wskazując na gazetę, która leżała koło jej nóg
Harry bez słowa ją podniósł. W oczy rzuciło mu się zdjęcie na stronie tytułowej. Ukazywało ona męszczyzne o nienaturalnie bladej twarzy, idealnie ułożonych blond włosach i szarych oczach wyrażających pogardę i nienawiść. Pod zdjęciem, był podpis „Lucjusz Malfoy – nowo wybrany Minister Magii.
- To chyba jakiś żart – zwrócił się do swoich przyjaciół, ale ku jego przerażeniu odpowiedziała mu cisza
- Zobacz na pierwszą stronę – powiedział Ron
Młody czarodziej drżącą ręką otworzył Proroka Codziennego. W oczy rzucił się od razu artykuł zajmujący niemal pół strony.

Jak poinformował nas rzecznik prasowy Ministrestwa Magii, wczoraj na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Wizgemotu na nowego Ministra Magii wybrano Lucjusza Malfoya. Ma on zastąpić na tym stanowisku po nieudolnych rządach Korneliusza Knota, który na początku wakacji podał się do dymisji. Wybranie Lucjusza na to stanowisko nie budzi w nikim zaskoczenia, gdyż nie miał on żadnego kontrakandydata. Jedyna osoba która mogła by znim rywalizować Albus Dumbledore, już na początku wakacji, obwieścił wszystkim, że nie ma zamiaru ubiegać się o fotel ministra, gdyż jego miejsce jest w szkole.
Na razie nie ujawniono jaki kierunek obejmie nowa polityka Lucjusza Malfoya. Niektórzy pracownicy Ministerstwa mówią nieoficjalnie o mających nadejść głębokich zmianiach w całym Ministerstwie

Pod spodem widniał jeszcze dopisek

Dosłownie tuż przed zamknięciem redakcji Proroka Codziennego udało nam się dowiedzieć, że głównym celem polityki Lucjusza Malfoya będzie rozprawienie się z Sami Wiecie Kim.

- Rozprawienie się z Voldemortem, nie spotkałem się nigdy z większą bzdury !! – krzyknął Harry, patrząc ze złością na ostatnie zdanie z gazety
- No my też jakoś wątpimy w to, że nagle Malfoy przeszedł na naszą stronę– powiedział flegmatycznie Ron
- Zupełnie nie rozumiem jak Dumbledore mógł do tego tego dopuścić – Harry ledwo nad sobą panował – przecież teraz całe Ministerstwo Magii, będzie całkowicie podporządkowana Voldemortowi - .
- Harry, ja zupełnie nie widzę powodów, żeby tak się wściekać – powiedziała spokojnie Hermiona – Dumbledore nie jest małym dzieckiem i na pewno wie, co robi. Musiał mieć ważne powody nie chcąc opuszczać Hogwartu -
- Możesz mi podać, choć jeden?? -
- No, może na przykład nie chciał.... ciebie zostawiać bez opieki w szkole – wybąkała nieśmiało
- Wiesz co, wydaje mi się, że ty nic nie rozumiesz – powiedział Harry siląc się na spokój – a zresztą nie mam się przecież czemu dziwić. Przecież żadne z was nie miało okazji stanąć twarzą w twarz z Voldemortem. Przy groźbie, że może on objąć władzę nad światem, moje życie w ogóle się nie liczy -
- Ale mi chodziło tylko o to.... –
- Muszę porozmawiać z Dumbledorem - przerwał jej Harry, po czym nie bacząc na to, że się zachował zbyt grubiańsko wobec swojej przyjaciółki z hukiem otworzył drzwi. Biegnąc ile sił w nogach na schodach o mało nie przewrócił Kathie. Nawet jej nie przeprosił słysząc tylko za sobą:
- A tobie to gdzie się tak spieszy. Mógłbyś bardziej uważać -
- Sybillo, musisz mi szybko powiedzieć gdzie jest Albus – prawie wykrzyczał do swojej ciotki, kiedy znalazł się w kuchni
- Harry, stało się coś, że mnie szukasz ??- przemówił do niego nie, kto inny, jak dyrektor Hogwartu. Uderzający był spokój na jego twarzy, który wyzwolił w Harrym jeszcze większą wściekłość
- Musze z panem w tej chwili porozmawiać na osobności!! -
- Skoro tak nalegasz . Sybillo nie obrazisz się jak zabiorę twojego krewniaka do salonu
- Ani trochę –
Przeszli razem do tego samego pokoiku, w którym Harry dowiedział się parę dni temu tyle rewelacji o swojej ciotce.
- Zapewne jesteś na mnie zły, że nie przyjąłem stanowiska Ministra Magii -
- No tak – odpowiedział trochę nieśmiało młody czarodziej, czująć jak sotopniowo opuszcza go złość – skad pan wie o co mi chodzi?? -
- Czytałem dzisiejszego Proroka Codziennego o nowym ministrze Lucjuszu Malfoyu, a z resztą spodziewałem się już od dawna, że go właśnie wybiorą -
- I czekał pan spokojnie, nie próbując temu przeszkodzić – Harry zaczął się zastanawiać czy osoba, która przed nimi stoi to na pewno Albus Dumbledore
- A co miałem zrobić, zabić go????, zaszantażować komisję – zapytał już poważnym tonem Albus
- Mógł pan zrezygnować z kierowania szkołą i ...... -
- Mogłem – przerwał mu Dumbledore - nawet długo rozważałem tą możliwość, ale stwierdziłem, że będzie lepiej jak jednak zostanę tam gdzie pracuję -
- Hermiona powiedziała, że to ze względu na mnie – powiedział cicho Harry
- Bystra z niej dziewczyna – na twarzy Dumbledora pojawił się chwilowy uśmiech – tak Harry nie będę owijał w bawełnę. Miałem do wyboru między mniejszym, a większym złem. Uznałem, że tym mniejszym, będzie pozwolenie na kierowanie Ministerstwem Lucjuszowi -
- Czy ma to jakiś związek z przepowiednią ??– spytał Harry czując jak mu się zaczyna powoli rozjaśniać w głowie
- W końcu zaczynasz logicznie myśleć - powiedział zadowolony Dumbledore – pamiętasz może o jej fragmencie mówiącym, że 16 lat temu miał się narodzić czarodziej, który jako jedyny dorówna mocy Volemortowi. Jak się dowiedziałeś niedawno to ty jesteś tym wybrańcem. Po naszej ostatniej rozmowie, kiedy to – tu przerwał – zmarł Syriusz, zrozumiałem w końcu, że jesteś jedyną osobą, która może zniszczyć Voldemorta - .
- Ale Panie profesorze, ja nie odczuwam żebym miał jakaś wyjątkową moc ? – spytał Harry z nutką w niedowierzania w głosie
- Masz ją. Moc tkwi twoim sercu i przyjdzie czas, kiedy się ujawni– powiedział Dumbledore, a widząc, że na twarzy młodego czarodzieja dalej bląka się wyraz powątpiewania dodał – magia tkwiąca w tej mocy, pokazuje się nawet już teraz. Powiedz mi jak to jest możliwie, że nastoletni chłopiec już 4 - krotnie odparł ataki Voldemorta. -
- Sam mi przecież Pan powiedział, że chroniła mnie miłość mojej matki, która za mnie oddała życie -
- Tak Harry. Chroniła cię, do drugiej klasy, ale już 2 lata potem, kiedy Voldemort powrócił, przełamał tą barierę i wtedy też ciebie nie mógł pokonać -
- Nie zabił mnie dzięki różdżkom, które miały w sobie pióra z ogona tego samego feniksa -
- Tak, to powiedz, czemu w takim razie udało ci przełamać połączenie, które utworzyły różdżki i skierować je na Voldemorta -
- Sam nie wiem kwestia przypadku i tego, że miałem szczęście – odpowiedział już nie całkowicie pewny słuszności swoich słów Harry
- To musisz też zrozumieć, że przychylność losu jest ważnym elementem Starożytnej Magii. To my podświadomie, potrafimy wpłynąć na ciąg wydarzeń tak, żeby działały na naszą korzyść. Mało kto potrafi tego dokonać, nawet mi to się jeszcze ani razu nie udało -
Harry, słysząc to, zaczął powoli przechadzać się po pokoju. W jego głowie rozgrywała się teraz istna burza myśli. Nie mógł przyjąć do świadomości faktu, że to on ma być najpotężniejszym czarodziejem na świecie, o większej mocy niż Voldemort i sam Dumbledore.
- Wiem Harry, że to co ci powiedziałem jest dla ciebie olbrzymim obciążeniem, ale uznałem, że lepiej żebyś wiedział, za dużo niż za mało. Planowałem ci to wszystko wyjaśnić dopiero we wrześniu, ale widząc twoją reakcję na to, że Lucjusz Malfoy został ministrem magii, zacząłem się obawiać, że możesz zrobić jakieś głupstwo -
- Nie musi się pan usprawiedliwiać, rozumiem –
- Jakbyś miał jeszcze jakieś wątpliwości możesz mnie śmiało o wszystko pytać – powiedział Dumbledore wstając z fotela
Harry sądząc, żeto koniec rozmowy skierował się do wyjścia.
- A jeszcze bym zupełnie zapomniał. Możesz mi obiecać, że to, co się dowiedziałeś, nie wyjdzie za ściany tego pokoju?? –
- No, ma się rozumieć –
- I w ogóle miałbym do ciebie prośbę –
Młody czarodziej słysząc to zaciekawiony nadstawił uszu zastanawijać się o co też może go prosić Dumbledore.
- Byłoby mi miło jakbyś zamiast proszę pana mówił do mnie wujku – powiedział Albus – wszak jesteśmy rodziną -
- Będę o tym pamiętał – zapewnił dyrektora lekko rozbawiony Harry
Będąc w o wiele lepszym nastroju młody czarodziej, razem z dyrektorem wrócł do kóchni. Zastał tam już siedzącą przy stole w komplecie rodzinę Wesleyów, Hermione, Sybillę z Aberem i Kathie z rodzicami.
- Oto właśnie syn mojej siostry Harry – przedstawiła siostrzeńca Sybilla
- Witaj Harry, ja jestem Tom, a to moja żona Selena – przedstawił siebie i swoją małżonkę ojciec Kathie
- Miło mi państwa poznać – odpowiedział Harry mile zaskoczony zainteresowaniem wobec swojej osoby
- Albusie, proponuje napić się odrobiny brandy na lepszy apetyt – zwrócił się Aber do brata
- A wiesz, nawet mi posmakowały wczorajsze trunki, skuszę się ale tylko na jeden kieliszek – odpowiedział Dumbledore przysiadając się do państwa młodych
Harry niewiele mysląc zajął mijsce koło Kathie. Przyjaciółka zdawała się go jakby nie dostrzegać udając, że jest zajęta rozmową toczoną przez Państwa Wesleyów, o wyborze Lucjusza Malfoya na Ministra Magii
Opinie Artura i Molly były jednoznaczne. Lucjusz musiał wydać sporo galeonów, żeby przekupić członków z komisji, którzy za nim zagłosowali.
Harry tylko jednym uchem przysłuchiwał się tej dyskusji, gdyż zastanawiał się jak zagadać Kathie.
- Chyba się pan ignorant na mnie musiał obrazić, skoro się nie odzywa, choć prędzej to ja na niego powinnam strzelić focha, po tym jak mnie o mało nie przewrócił na schodach –
- Wcale się na ciebie nie obrażałem – odpowiedział, lekko przestraszony Harry – po prostu zainteresowała mnie rozmowa Państwa Wesleyów -
- Skoro tak mówisz – odpowiedziała Kathie
Haremu wydało się przez chwilę, że się specjalnie z nim droczy .
- Ale z tego, że mnie zignorowałeś na schodach to się tak łatwo nie wytłumaczysz – dodała, nakładając sobie stojącej na stole sałatki
- Nawet nie wiem, co ci powiedzieć na przeprosiny – Harry czuł się jak na szpilkach i w tej chwili był już daleko od przekonania, że będzie kiedyś najpotężniejszym czarodziejem na świecie – po prostu byłem za bardzo zaaferowany artykułem z Proroka o Malfoyu -
- Mnie to też nie ucieszyło, kiedy go przeczytałam, ale żeby tak się wściekać...choć wiesz co?? Jak mnie przeprosisz to ci nie będę miała za złe dzisiejszego incydentu -
- No przepraszam – wybakał nieśmiało Harry
- No wielkie dzięki. A tak w ogóle, to nie byłam na ciebie ani trochę zła, tylko lekko zaskoczona twoim zachowaniem -
- To tylko po to były te całe podchody ?? -
- Po to aby zobaczyć czy mnie lubisz – słysząc to Harry poczuł jak mija mu ostatni gniew na Kathie.
Po śniadaniu Sybilla zabrała rodzinę Cloneów na miasto, gdzie mieli kupić bilety na samolot do USA.
Harry nie majac nic lespzego do roboty razem z Roną i Hermioną zaszył się w ogrodzie, postajawiając cały dzień spędzić na leniuchowaniu
- I opłacało się tak na mnie wściekać – powiedziała Hermiona nawiązując po raz pierwszy do porannego wydarzenia
- Hemiono w obecności Rona, muszę cię za to przeprosić. Wykazałaś się o wiele bardziej zdrowszym rozsądkiem niż ja -
- O Ron, co się stało, Harry przyznał i rację -
- Jakbyśmy byli w Hogwarcie to bym mu polecił pójść do Pani Pompey –
Oczywiście musiała się po tych słowach wywiązać kłótnia miedzy Ronem a Hermioną
Haremu jednak to nie przeszkadzało, gdyż ciągle brzmiały mu w głowie słowa Kathie, „Po to aby zobaczyć czy mnie lubisz”
Sybilla do domu wróciła, bardzo późnym wieczorem. W pośpiechu przygotowała kolację, na której zabrakło Albusa Dumbledore, gdyż miał się udać do Hogwartu, załatwić jakieś pilne sprawy.
Sam Harry dowiedział się, że mają się jutro udać na Ulice Pokątną kupić niezbędne przybory i książki do szkoły. Niezwykle się ucieszył na wieść, że Kathie postanowiła im towarzyszyć w zakupach.

Rozdział VI

Z wizytą na Ulicy Pokątnej.

Następnego dnia, wszyscy downicy zostali postawieni na nogi już o 6.30. Harry lekko przysypiając nad talerzem zjadł swoje śniadanie.
0 7.00 zgromadzili się już przed kominkiem. Każdy kolejno dostał od Sybilli szczyptę proszku Fiuu. Na pierwszy ogień poszli bliźniacy, później w płomienie zagłębili się Ron i Hermiona . Na końcu przyszła kolej na Kathie.
- Czy na pewno się nie zgubię jak będę leciała przez pół Anglii?? – zapytała lekko przestraszona
- Jak wyraźnie wymówisz nazwę ulicy, nie masz szans zabłądzić – uspokajał ją Aber
- Uważaj tylko, aby się nie zakrztusić popiołem. Mi się to przydarzyło jak pierwszy raz tak podróżowałem przez sieć Fiuu i wylądowałem ulicę obok – powiedział Harry
- Toś mnie bardzo pocieszył – odpowiedział mu lekko zrezygnowany glos – raz się żyje – dodała, po czym pewnym krokiem zagłębiła się w płomienie.
- No i po bólu – Harry teraz twoja kolej – obwieścił Pan Wesley
- Ulica Pokątna – powiedział młody czarodziej. W tej samej chwili jakaś niewidzialna siła wciągneła go w płomienie. Świat zaczał mu wirować przed oczyma. Nagle poczuł, że uderza nogami o coś miękiego. Tym czymś okazał się Kathie, które jeszcze niezdążyła wyjść z kominka
- Jednak wolę samoloty, są wygodniejsze – stwierdziła
- Może i tak, ale są też o wiele wolniejsze. Chodźmy na bok, bo jeszcze wpadnie na nas reszta towarzystwa– powiedział Harry podając przyjaciółce rękę
- Trochę tu ponuro – mrukneła Kathie rozglądając się dokoła
- Jesteśmy w domu, przeznaczonym do aportacji przez sieć Fiuu –wyjaśnił Aber, który pojawił się w kominku
.
- Coś na wzór mugolskiego lotniska – stwierdziła Kathie
- No można tak powiedzieć –
Po dołączeniu Sybilli i państwa Wesleyów, cała szóstka wyszła na zewnątrz. Zastali tam czekających na nich Rona i Hermionę. Bliżniacy stwierdzili wcześniej, że nie mogą tracic ani chwili cennego czasu i czym prędzje pognali do swojego sklepu, na drugim końcu Ulicy Pokątnej.
-Proponuje się rozdzielić. Mamy do załatwienia z Aberem masę drobnych sprawunków - obwieściła Sybilla – spotkajmy się przed księgarnią za 2 godziny -
- No Harry, będziesz musiał się nieźle napocić, żeby mi pokazać najciekawsze rzeczy na Ulicy Pokątnej – powiedziała Kathie
- Żeby nie tracić czasu chodźmy na początek do kawiarni o Floriana.Uwierz mi, że mają tam najlepsze lody na świecie – zapopronowal Młody Czarodziej
- Ale ty stawiasz, bo ja mam tylko przy sobie dolary, a wątpię, żebym gdzieś tu znalazła kantor -
Po chwili cała czwórka maszerowała glówną ulicą. Po drodze spotkali Colina Crewneya, który od razu popsuł Harryemu humor próbując mu zrobić z zaskoczenia zdjęcie z Kathie.
- 4 porcje dużych lodów owocowo czekoladowych – powiedział młody czarodziej do lodziarza, kiedy znaleźli się w kawiarni
- Zaraz będą, 2 galeony i 8 syklii proszę –
- Harry znowu wydajesz na mnie i Hermionę kupę szmalu – powiedział lekko zawstydzony Ron -
- Oddacie mi jak będziemy w Miodowym Królestwie -
- Miodowym Królestwie?? - zapytała zaciekawiona Kathie – pewnie mówisz o nazwie jakiejś czarodziejskim ulicy -
- O Hogsmedae, które jest blisko Hogwartu – odpowiedział Harry
- Jest to jedyna wioska na świecie zamieszkiwana w całości wyłącznie przez czarodziejów – dodała Hermiona
- Te wasze Coca –Cole, padają przy piwie kremowym, które tam serwują – rozmarzył się Ron – niebo w gębie -
- Skoro mnie tak zachęcasz, to nie odpuszczę wam dopóki mnie nie zaprosicie do Hogwartu na Święta -
Harry chciał odpowiedzieć, że nie ma sprawy, ale nie pozwolił mu na to drwiący głos, który się odezwał za jego plecami:
- Słyszałem Wesley, jak wychwalałeś piwo kremowe – powiedział nie, kto inny, jak Malfoy - ja tam jakoś nie widzę w nim niczego niezwykłego. No, ale w twoim przypadku nie ma, co się dziwić. Zapewne matka ci je kupuje tylko w wyjątkowych okazjach, np. jako prezent na Boże Narodzenie –
Kathie lekko zdziwiona spojrzała na wściekłego Rona. .
- Malfoy lepiej się zamknij jeśli nie chcez oberwać zaklęciem –
- Widzę, że trafiłem w czuły punkt Wesley. Nie lubisz jak ci się przypomina, że twoja matka narobiła kupę dzieci i teraz ledwo wiąże koniec z końcem –
Harry słysząc to zacisnął prawą rękę na różdżce.
- Jak możesz zajmij Malfoya na minutę, mam pomysł – szepneła mu do ucha Kathie, wstając odstoły i kierując się do lady
- Coś widzę,że któremuś z was popsułem randkę –zaśmiał się Malfoy - nawet nie pytam, kto się umówił z tą szlamą – mówiąc to wskazał na Hermionę, która słysząc to cała poczerwieniała na twarzy
- Malfoy, wspominałeś, że dla ciebie butelki kremowego piwa, są niczym niezwykłym. Powiedz, ile skrzynek tego napoju musiał załatwić twój ojciec, dla komisji, aby wybrała go na ministra magii – powiedział niewinnym głosem Harry
Drwiący uśmiech zniknął momentalnie z twarzy Malfoya.
- Nie wasz się obrażać mojego ojca !!– krzyknął rozwścieczony
- Masz ochotę na lemoniadę – zwróciła się do niego Kathie, kiedy wróciła od lady
- Mogę się napić, zanim rozprawię się z tymi palantami – powiedział Malfoy lekko zaskoczony propozycją
- W takim razie twoja zdrowie – mówiąc to Kathie wylała obie szklanki na idealnie ułożone włosy Draco
- Drogo mi za to zapłacisz. Powiem wszystko ojcu !!–
- A leć, leć się poskarżyć, że dokopała ci dziewczyna – zaśmiala się Kathie
- DREWĄTA – krzyknął Malfoy, wyciągając w jej kierunku różdżkę
- EXPELLIARMUS – krzyknęła Kathie, odbijając zaklęcie Malfoya
Rozleg się huk i po chwili Drako leżał nieprzytomny na ziemi.
- Trzeba by się jakoś go pozbyć – powiedział Harry – żeby nie psuł nam widoku – mówiąc to krzyknął WINGARDIUM LEVIOSA i ciało Malfoya wyleciało przez drzwi na ulicę.
- Słodki dzieciaczek – mruneła Kathie
- Czy wy... ,czy wy zdajecie sobie sprawy z tego co przed chwilą zrobiliście – wybąkała przestraszona Hermiona
- Hermiono, będąc całkowicie przy zdrowych zmysłach, mogę powiedź, że zdaję sobie sprawę. Przed chwilą obroniłam się przed atakiem jakiegoś rozpieszczonego bachora – odpowiedziała Kathie najbardziej poważnym tonem na jaki było ją stać
- Bachora ????Raczej syna Ministra Magii. Możesz mieć za to z Harrym olbrzymie kłopoty -
- Szanowny pan Malfoy może mi guzik zrobić, gdyż chroni mnie prawo amerykańskie, a w nim nie ma raczej przepisu karzącego kogoś za obronę konieczną, a co do Harrego nikt przecież nie widział, że wywalił Dracona na ulicę – powiedziała Kathie- no może poza panem Florianem , ale jakoś jestem przekonana, że nikomu o tym nie powie – dodała odwracając się do sprzedawcy
- Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Dopiero co wróciłem z magazynu -
-Ale....-
Hermiono nie psuj mi jednego z najwspanialszych momentów w życiu – przerwał jej Ron – bliźniacy chyba padną jak im powiem, że Kathie wylała Draconowi 2 szklanki orenżady na łeb –
- To o moim malutkim zaklęciu zapomnisz???? –
- O tym też oczywiście powiem –
- Wiecie co – wtrąciła się Hermiona, która jakby się pogodziła z tym co się wcześniej stało – mamy jeszcze tylko godzinę , można by już pójść do księgarni –
- To wy już idźcie, a ja was niedługo dogonię z Harrym. Musimy o czymś ważnym pogadać – powiedziała Kathie
- Naprawdę. A o czym?? - zapytał lekko zdziwiony Harry
- Dołączymy do was za pół godziny –
- Tylko się nie spóźnijcie – powiedział Hermiona
- Bo jak będziecie 5 minut później to wszystkie książki będą już wykupione – dodał niewinnym tonem Ronem
- O czym chciałaś ze mną pogadać – zapytał Harry, kiedy zostali już sami
- Wiesz o Ronie, chciałabym abyś mi powiedział o nim coś więcej. Bardzo mi się podoba-
Słysząc to Harry spojrzał na swoją przyjeciółkę jak na kosmitkę
- Żartuje – zaraz dodała, widząc jego minę – po prostu chciałam żebyśmy zostali tylko we dwójkę -
- I przekonać się, że nie jesteś dla mnie obojętna – powiedział Harry mając jeszcze w głowie szokujący żart o Ronie
- Widzisz jaka jestem przebiegła-
- Numer z Draco był prostu świetny. Nigdy nie widziałem go tak wściekłego -
- Twoje zaklęcie, żeby go wylewitować, też nie było wcale gorsze –
Przez chwilę siedzieli w milczeniu.
- Wiesz co Harry podobasz mi się – powiedziała jakby od niechcenia Kathie– o kurcze mamy tylko 10 minut, żeby znaleźć księgarnię – dodała zaraz patrząc jednocześnie na zegarek
Trzymając się za ręce ile sił w nogach wybiegli z lodziarni Udając niewiniątka niepostrzeżenie przemknęli obok leżącego na ziemi Malfoya ( jakoś nikt jeszcze nie zainteresował się synem ministra magii )
Przechodząc koło sklepu z szatami na wszystkie okazje Madame Maximie Harry usłyszał za sobą dobrze znajomy głos:
- Cześć Harry, widzę, że się dobrze bawisz ze swoją przyjaciółką – była to szukająca Krukonów Cho Chang
- A co zazdrosna jesteś – wtrąciła się Kathie
Cho nic nie odpowiedziała tylko odwróciła się na pięcie i odeszła w swoją stronę.
- Była dziewczyna??- zapytała Kathie
- Na szczęście nie – odpowiedział Harry
- Hmm skoro tak, to nie pytam o więcej –
Do księgarni wpadli pięć minut po czasie. Hermiona powitała ich miną, która jakby miała im powiedzieć:
- A nie mówiłam, że się spóźnicie –
Po zakupieniu niezbędnych rzeczy, Harry z Ronem wzięli takie same komplety podręczników, udali się na miejsce spotkania z Sybillą.
Zastali tam już państwa Wesleyów z Ginny i Abera z Sybillą
- Musimy jeszcze iść po bliźniaków, są w swoim sklepie – powiedział Aber
- Prowadząc interesy zapominają nawet o własnej matce- dodała ponuro Pani Wesley
Po 5 miniutach marszu cała siódemka dotarła pod niewielki jednopiętrowy budynek, miejsce gdzie mieścił się sklep Wesleów. Kłębił się przed nim tłum czarodziei czekających zapewne z niecierpliwością na otwarcie.
- Zobaczcie to chyba Fred – powiedziała Hermiona wskazując wyrózniającą się na tle tłumu rudawą głowę
- Fred – krzyknęła w kierunku syna Pani Wesley – to ja twoja matka jestem na samym końcu kolejki
- Zaraz otworzę tylne drzwi to będziesz mogła swobodnie wejść do środka – odpowiedział Fred i po chwili zniknął w tłumie ludzi
Z trudem dostali się na tył budynku . Czekali tam na nich uśmiechnięci bliźniacy:
- Wchodźcie szybko, bo się klienci niecierpliwią – powiedział Fred wprowadzjąc ich do pomieszczenia pełnego najróżniejszych ustawionych pod ścianami pudełek.
- Macie w ogóle dzisiaj zamiar wrócić do domu?? – zwróciła się do bliźniaków pani Wesley
- Mamy , ale najpierw musimy się uporać z kupującymi – słysząc to Pani Wesley zmarszczyła brwi – wrócimy nie później niż przed 10.00 wieczorem – dodał George
- Harry możesz mi podać pudełko stojące koło ciebie –
- Oczywiście, o co w nim jest?? -
- Najnowsza partia lipnych różdżek, świeżo wyprodukowanych –
- Płacisz 2 galeony – zwrócił się Fred do może 15 nastoletniego chłopca stojącego przed ladą – i dorzucam ci jeszcze 6 krwotoczków grylażowych, które ci się przydadzą w nadchodzącym roku szkolnym
- Następny!! - krzyknął -
- Molly wydaje mi się, że nie jesteśmy już potrzebni bliźniakom – powiedział Sybilla – możemy wracać do domu –
- No nie wiem –
- Popatrz na nich, świetnie sobie radzą – dodał Aber
- Jak chcecie możemy wam pożyczyć jeden ze świstoklików – wtrącił się Fred – dostaliśmy go od gościa z ministerstwa, który u nas często robi zakupy -
Przy gderaniu pani Wesley i pomrukiwaniach Hermiony, że to jest nielegalne ustawili się na środku magazynu w okręgu, po czym każdy złapał, świstoklik, który tym razem miał postać starego trampka. Harry poczuł znajome szarpnięcie w okolicach pępka i po chwili znalazł się w kuchni Sybilli.

Rozdział VII

Nowy szóstoroczniak.

Nadszedł ostatni dzień wakacji, dzień w którym Harry miał wracać do Hogwartu, dzień w którym musiał pożegnać się z Kathie.
Młody czarodziej niemal cały poranek spędził na pakowaniu się,
Nauczony błędami z przed roku, tym razem starał się swoje rzeczy składać w jedno miejsce i nie rozrzucać ich po mieszkaniu, jak to czynił kiedyś u Syriusza. Tak więc jako pierwszy pojawił się w kuchni. Ku sporemu zdziwieniu zastał tam już Sybillę i Abera, którzy byli również jak on spakowani, jakby mieli gdzieś wyjeżdżać.
- Wybieracie się na miesiąc miodowy??– zwrócił się do Sybilli, wskazując jednocześnie na jej bagaże
- Jeśli pobyt w Hogwarcie można nazwać miesiącem miodowym to tak –
- Co takiego??!!-
- Będę tam uczyła Obrony przed Czarną – odpowiedziała zdziwioną reakcją
- Siostrzeńca ciotka - Albus miał kłopoty ze znalezieniem kandydata na to miejsce, a że ja chodząc do Slytcherinu poznałam trochę zaklęć, wydałam mu się najbardziej odpowiednią osobą -
- Snape zabiegał się o to stanowisko od 6 lat- powiedział Harry
- Dumbledore wolał, aby nauczał dalej eliksirów – mrukneła Sybilla – Nie wiem czemu, ale jakoś wcale nie widać po tobie radości z faktu, że będzie cie uczyła twoja ciotka– dodała po chwili
- Cieszę się i to bardzo- odpowiedział szczerze Harry – po prostu jest to dla mnie tak wspaniała wiadomość ,że nie mogę w nią jeszcze uwierzyć -
- Nie myśl tylko, że będziesz miał u mnie jakąś taryfę ulgową – wtrąciła ostrzegawczym tonem Sybilla
- Obiecuje, że będę się tak samo przykładał do czarnej magii jak do innych przedmiotów-
- Trzymam za słowo. Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę, będziesz miał nowego kolegę na szóstym roku -
- Znasz go??- zapytał zaciekawiony Harry
- Równie dobrze jak ty – odpowiedziała lekko rozbawiona Sybilla – właśnie stoisz przed nim
- Mówisz o Aberze!!??-
- Tak Harry, właśnie o mnie – powiedział poważnym tonem brat Albusa – pamiętasz rozmowę z wesela jak ci wspominałem, że mnie wyrzucili na 6 roku nauki w Hogwarcie
- No pamiętam –
- Dzięki Dumbledorowi, będę mógł wrócić do szkoły??-
- Będziesz ze mną normalnie chodził na lekcje – Harry nie dowierzał w to co usłyszał
- Tak, jako wolny słuchacz -
- A co to?? Jakieś nadzwyczajne zebranie??- zwróciła się do wszystkich Kathie, która właśnie zeszła do kuchni
- Możesz mnie uszczypnąć, bo nie jestem pewien czy śnię. Właśnie się dowiedziałem, że Aber będzie uczył ze mną w Hogwarcie –
- To powinieneś się cieszyć, że masz nowego kolegę- zaśmiała się Kathie - A w ogóle, to gratulację Aberze, że w końcu zdecydowałeś się uzupełniać edukacyjne braki –
- Na naukę nigdy nie jest za późno – odpowiedział jej wujaszek Harrego
- Kathie jesteś już spakowana ? – spytała Sybilla
- Tak, ale ktoś musi mi pomóc znieść bagaże? -
- Ja mogę – zareagował żywo Harry
- O jaki gentelmen z ciebie –
We dwójkę wbiegli na górę. Pokój Kathie znajdował się na samym końcu korytarza.
- Moi rodzice z samego rana pojechali już na lotnisko zarezerwować bilety do Stanów – powiedziała brązowo włosa przyjaciółka, siadajać na swoim łózku – ale nie myśl,że mnie się tak szybko pozbędziesz. Razem z państwem Wesley pojadę na dworzec kolejowy was odprowadzić-
- Może jakoś wytrzymam z tobą te parę godzin więcej – zażartował Harry, czując, że wcale nie jest mu do śmiechu
- A w ogóle bym zapomniała – powiedziała Kathie, po czym zaczęła grzebać w stojącej na stoliku torbie - podaje ci adres szkoły, na który masz do mnie pisać i ten domowy na wszelki wypadek – dodała wręczając przyjacieolwi nie wielką karteczkę
- Wspominałaś coś, że chciałabyś odwiedzić Hogwart na Boże Narodzenie – powiedział nieśmiało Harry
- Wspominałam, wspominałam, a wiesz, że jak coś powiem, to zaraz to robię – odpowiedziała figlarnie
- Jakbyś przyjechała to zabiorę cię na kremowe piwo do Hogsmedae–
- Będzie można wziąć Malfoya jako eksperta – dodała Kathie ze śmiechem
- Chodźmy już na dół- powiedział Harry – bo pewnie już na nas czekają -
W przedpokoju zastali już gotowych do wyjścia Hermionę z Ronen, a także bliźniaków Freda i Geroga
- Mówiła, wam Sybilla?? Mamy nowego kolegę na roku &;#8211; zwrócił się do nich Harry, kiedy uwolnił się od olbrzymiej torby Kathie stawiając ją na podłodze
- Dowiedzieliśmy się przed chwilą od Abera – odpowiedziała Hermiona
- Ja tam się bardziej ucieszyłem, że będzie nas uczyła Sybilla – wtrącił Ron – tak myślę, że trzeba będzie z nią pogadać,i załatwić aby Malfoya otaczała nadzwyczajną opieką na swoich lekcjach – dodał z łobuzerskim uśmiechem
- Ron, Sybilla, nie ma prawa nadużywać swojej władzy wobec uczniów- skarciła go Hermiona
- A Snape według ciebie ma prawo?? – wtrącił się Fred
- To sprawa jego sumienia –
- To zapewne po nocach nie może spać, gryząc się tym, jaki był niesprawiedliwy, dla Gryfonów- dodał Geroge złośliwym tonem
Wywiązałaby się z tego sprzeczka, gdyby przed domem nie rozległo się sygnał klaksonu.
Tachając swoje bagażewyszli na zewnątrz.
- Będziemy Jechać Błędnym Rycerzem – powiedział zdziwiony Fred
- Przecież świstoklikiem byłoby szybciej, wygodniej i taniej – dodał Ron
- Taniej, ale nielegalnie. Na King Kross, nie docierają zarejestrowane w ministerstwie świstokliki – wtrąciła się rozgniewana pani Wesley – cieszcie się, że nie będziecie musieli iść na piechotę -
Nie chcąc wchodzić w dyskusje z bojowo nastawioną matką Rona, cała szóstka bezszemrania chwyciła swoje bagaże.
- Witamy na pokładzie Błędnego Rycerze – powitał nowych gości pryszczatry młodzieniec,zbierający opłaty za przejazd
- 6 geleonów – zwróciła się do niego Sybilla wręczając garść monnet – za 8 osób –
- Bardzo dziękuje. Dla szanownej pani znajdzie się miejsce z przodu koło kierowcy –
- Siadaj ze mną – powiedziała Kathie wskazując Harremu wolne miejsce koło siebie.
Młody czarodziej zwielką przyjemnościa zajął usadowił się koło swojej przyjaciółki. W samą porę gdyż Błędy Rycerz gwałtownie ruszył, przewracając na podłogę pasażerów, którzy nie znaleźli sobie jeszcze miejsca.
Obstawiony bagażami Harry z ciekawością przyglądał się okolicy, któreą mijali. Po 15 minutach jazdy wjechali w sosnowy las, który ciągnął się przez następne 20 kilometrów. Tuż przed miastem York, natknęli się na olbrzymi korek na autostradzie. Jednak nie było to żadną przeszkodą dla Błędnego Rycerza, który wciskając się w niewielkie szpary miedzy samochodami, w magiczny sposób je rozpychając, wjechał do miasta. Harry, który drugi raz z rzędu musiał wstawać z samego rana, po godzinie mozolnej jazdy usnął. Obudziło go szturchnięcie Kathie
- Wstawaj, już dojechaliśmy na miejsce –
Wiadomość ta nie wywołała w Młodym Czarodzieju zbytniego entuzjazmu. Niosąc pod pachą swój kufer, wyszedł na zewnątrz kierując się w stronę bramki w ścianie wiodącje na peron 9 i 3/4
Przy pomocy Kathie, która pomogła mu nieść kufer, przedostał się razem z resztą towarzystwa w okolice wagonów
Ku swojemu zaskoczeniu Harry dostrzegł stojącego na peronie Lupina.Obok niego leżała na ziemi miotła i klatka z Hedwigą.
Jak minęła podróż – zwrócił się Lupin do Sybilli
- Wyjątkowo dobrze –
- Skąd ma pan moją miotle?? – zapytał zdziwiony Harry
- Udało mi się ją odebrać od Twoich opiekunów, co wcale nie było takie proste. Z sową na szczęście nie było już takich problemów, gdyż była u pani Figg -
- Serdeczne dzięki – powiedział Harry
- Proponuje wam ,abyście zajęli już sobie jakiś wolny przedział – zwróciła się do towarzystwa Pani Wesley
- Ja tam mogę jechać z każdym, byle tylko nie z Malfoyem – odpowiedział Ron
Prawie biegnąć Harry wpadł do pociągu. Znajdując pierwszy wolny przedział rzucił tam bagaże i poprosiwszy Rona z Hermioną o ich przypilnowanie wrócił z powrotem na peron
- To jednak nie zapomniałeś się ze mną pożegnać – powiedziała Kathie
- Prędzej bym zapomniał miotły, niż zapomniał o tobie – nie wiedząc czemu słowa, które miały być żartem nie wywołały u dwójki przyjaciół śmiechu
- To teraz zostało mi czekać 3 miesiące, do Bożego Narodzenia -
- Co dwa tygodnie spodziewaj się listów ode mnie – wtrącił Harry
- Będę zawsze na nie czekała – odpowiedziała Kathie dziwnie miękkim głosem
- Harry pośpiesz się. Pociąg będzie zaraz odjeżdzał!!– z jednego z wagonów rozległ się głos Sybilli
Kathie słysząc to zarzuciła Harremu ręce na szyję i ku jego zaskoczeniu pocałowała go.
- To ode mnie mały prezent na pożegnanie -
- Niestety, nie mam nic dla ciebie -
- Odwdzięczysz się, kiedy indziej, a teraz już idź, bo nie będziesz miał, czym pojechać do Hogwartu –
Przez chwilę, Harry patrzył na Kathie.
- To do zobaczenia, albo do napisania – powiedział i ile sił pognał w kierunku wejścia do wagonu
- Do zobaczenia, rychłego –
Siedząc w przedziale przez okno widział malejącą coraz bardziej sylwetkę przyjaciółki. Pociąg zaczął coraz bardziej przyśpieszać. Po minucie całkowicie znikła mu z oczu.
- Harry, czy ciebie i Kathie łączy coś więcej niż przyjaźń ??–spytała po chwili milczenia Hermiona
- Trochę łączy, ale to nie jest to o czym myślisz –
- To nie jesteście jeszcze parą?? – zapytała zaciekawiona Giny
- Gdzie jest Sybilla z Aberem – zapytał Harry nie mając ochoty na publiczne dyskusję o nim i Kathie
- Siedzą gdzieś na tyle- odpowiedział Ron - mają pilnować uczniów -
Przez dalszą cześć podróży prawie nie odzywali się do siebie. Harry będąc w dość podłym nastroju był im za to bardzo wdzięczny.
Jechali już dobre 2 godziny, kiedy do przedziału ktoś zapukał. Była to Sybilla:
Koło niej ku zaskoczeniu Harrego stał Malfoy
- Przyłapałam tego gagatka na tym jak próbował jakiemuś chłopakowi ukraść ropuchę – powiedziała- pomyślałam,że byście mogli mieć na niego oko, żeby nie rozrabiał –
- Co takiego, mam z nim spędzić dalszą podróż!! – to co teraz Ron usłyszał całkowicie wyprowadziło go z równowagi
- Skoro tak bardzo go nie chcecie , to mogę poszukać innych ochotników -
- Nie ma sprawy Sybillo, zajmiemy się nim – wtrąciła Hermiona
- Będę wam bardzo za to wdzięczna -
- Kiedy się tylko dowiem, że próbowałeś wywinąć jakiś numer osobiście dopilnuje żeby odjęli ci punkty– dodala Sybilla obdarzając Malfoya groźnym spojrzeniem
- Nie masz prawa kazać mi jechać z tą szlamą – odpowiedział zły Malfoy
- Jeśli jeszcze raz obrazisz moją uczennicę, ukarzę cię nie tygodniowym, ale miesięcznym szlabanem – odpowiedział Sybilla
Wściekły Draco, słysząc to opadał bez słowa na pobliskie siedzenie.
- No to życzę wam miłej jazdy– zwróciła się do resztyb ciotka Harrego
- Jak tam Malfoy leżało się na ulicy?? - spytał złośliwie Ron-
- Nawet nie warz się rozpowiadać o tym w szkole, bo inaczej będziesz miał do czynienia z moim ojcem –
- Przez głowę, nie przeszyło mi, żeby komukolwiek mówić o tym przykrym incydencie – odpowiedział Ron – przynajmniej w twojej obecności – dodał po cichu
Przez dalszą część jazdy pociągiem Malfoy nie odezwał się do reszty ani słowem.
Jedyną ciekawą rzeczą, która się wydarzyła, zanim dojechali do Hogwartu była wizyta czarownicy z wózkiem pełnym przysmaków. Harry, który nie jadł śniadania, zakupił dla siebie, Hermiony i Rona, dwie olbrzymie porcje pasztecików.
Im bliżej zbliżali się do Hogwartu, tym krajobraz stawał się coraz bardziej dziki i odludny .
Wkrótce oczom 4 przyjaciół ukazało się olbrzymie jezioro, za którym był zamek
Z rozciągającegosię za szybą wagonu mroku wyłoniły się widniejące w oddali zabudowania Hogsmedae. Pociąg stanął.Harry trzymając w jednej ręce klatkę z Hedwigą a drugiej jak pierwszy ze swoich przyjaciół wyszedł na przepełniony gwarem peron.
Zaraz też w tłumie uczniowskicg głów dostrzegł rosłą sylwetkę gajowego Hogwartu Hagrida
- Pirwszoroczniacy proszę do mnie!! – krzyczał olbrzym zwołując do siebie uczniów pierwszych klas
Jak co roku czekały na wszystkich młodych czarodziei parowozy zaprzężone w Trestale, zwierzęta, które mogły widzieć jedynie osoby, które spotkały się z czyjąś śmiercią
Harry z przyjaciółmi, wsiadł do najbliższej karety.
Po piętnasto minutowej jeździe znaleźli się przed bramą wejściową, do Hogwartu.
- I znowu witaj kochana szkoło – powiedział Ron, wychodząc z karety
- Witajcie kochane lekcje eliksirów – dodał ponuro Harry
- Zamiast marudzić, chodźmy już do sali głównej – usłyszeli ponaglający głos Hermiony
We trójkę skierowali się w kierunku wejścia do zamku.
Zostawiając bagaże i klatki ze zwierzątami w holu weszli do głównej auli. Siedziała już tam większość wylęknionych uczniów z pierwszego roku.
- Nigdzie nie widzę Sybilli z Aberem – powiedział Harry, kiedy zajęli miejsca przy stole wspólnym Gryfonów
- Pewnie się jeszcze użerają z uczniami – mruknęła Hermiona
Jakby na potwierdzenie tych słów w drzwiach Wielkiej Sali pojawiła się ciotka Harrego. Szybkim krokiem skierowała się w stronę nauczycielskiego prowadząc za za ręce dwóch trzecioklasistów. Jednemu z nich na głowie wyrósł kaktus, a drugiemu z nosa dyndala gałązka wierzby
- O ho, pierwsze ofiary pojedynków – skwitował niecodzienny widok Ron
- Cześć Harry – zwrócił się do Harrego siadający przy stole Neville
- Witaj Neville. Jak ci się podobało wesele mojej ciotki –
- Całkiem było fajne. Tylko szkoda, że musieliśmy z babcią w połowie wyjść -
- Dlaczego tak wcześnie?? – zdziwiła się Hermiona
- Jak jechaliśmy do was zostawiłem różdżkę w pociągu – wyjaśniał Neville – no i się babcia na mnie bardzo rozłościła, twierdząc, że trzeba ją jak najszybciej znaleźć, aby komuś nie zrobiła krzywdy–
- Odzyskaliście ją?? – wtrącił się Ron
- Niestety nie, ale narazie nie było żadnych doniesień, że spowodowała jakiś wypadek -
- Harry, Aber do nas idzie – tymi słowami Hermiona przerwała wywody Nevilla
- Znajdzie się wolne miejsce, dla kolegi z roku – zwrócił się do nich brat Dumbledora
- Oczywiście – odparł Harry i wskazał na pobliskie krzesło
- Kolegi z roku?? – zdziwił się Neville
- Dyrektor zaraz wszystko wyjaśni – odpowiedział Harry nie mając ochoty, aby tłumaczyć, zawiłą historię wujka -
- Ej wy tam ciszej trochę, zaraz się rozpocznie ceremonia przydziału pierwszoroczniaków- skarciła ich przechodząca nieopodal profesor Mc Gonall
Harry wiedząc, że lepiej nie zadzierać z opiekunką swojego domu zamilkł. Nie miał się kiedy zresztą nudzić, gdyż zaraz na środku sali pojawił się wysoki stołek, na którym Hagird ustawił starą tiarę. Zgodnie z coroczną tradycją miała zaśpiewać swoją pieśń:

Mówią o mnie stary grat
Albo kupa jakiś szmat

Po sali przebiegł szmer zdziwienia

Nazywają zwykła tiarą
Raz na rok mi głos dają
Każą wtedy mądrze gadać
Rady szkole, na przyszłość dawać
Uczniom domy nowe przydzielać
Kierunki na drogę życia wybierać

Glos tiary na chwile ucichł, aby po rozlegnąć się z powrotem z jeszcze większą siłą

Tak minęło setki lat
Stara tiara, dalej trwa
Dalej rad od niej wymagają
Jednak czy koniecznie ich słuchają
Niedawno was ostrzegałam
O nadchodzącym złu wspominałam
Jednak odezwu nie spotkałam
Zrozumienia swych słów nie widziałam
Rok szkolny, wtedy zaczął się
Beztrosko na naukę udaliście się
Żyliście przyziemnymi troskami
Nie dostrzegając, zła które się czai
Kara na was spadła sroga
Dożyliście powrotu największego wroga
Co wrócił w potędze mocy
By śmierć siać za dnia i nocy
Czeka na was teraz wyzwanie
Czy znajdzie się ktoś , co mu sprostać radę??
Mówią, że ma nadejść wybraniec
Który z Czarnym Panem do boju stanie
Jeden z nich tylko przeżyje
Nad światem będzie panować
Dobro lub zło nam każe pokochać

Mimo, że tiara skończyła swoją pieśń dobre parę minut temu, na sali dalej panowała cisza. Nigdy jeszcze nie wydarzyło się, żeby w swojej pieśni prawiła uczniom i nauczycielom wyrzuty.
- Coś się jej musiało kompletnie pomieszać w głowie – powiedział Ron – czepia się, że nie słuchamy rad, jak to powiedziała kupy starych szmat –
- Dla mnie miała dużo racji - odpowiedziała Hermiona, nie zgadzająca się ze zdaniem Rona - rok temu ostrzegała uczniów o nadchodzącym złu, a mimo to mało kto jej uwierzył -
Harry nie uczestniczył w dyskusji dwójki przyjaciół, gdyż ciągle brzmiały mu w głowie słowa o mającym nadejść wybrańcu, który ocali czarodziejski świat.
- Czyżby,to mnie miała na myśli – zastanawiał się
- Zgodnie z tradycją przejdziemy teraz do ceremonii przydziału– na sali rozległ się donośny głos profesor Mc Gonaal
- Proszę o wyjście na środek Angeliny Alinton-
. Dziewczynka o czarnych włosach zajęła miejsce zakładając na głowę tiarę.
- Slytherin –
Ze stołu Ślizgonów rozległy się wiatujące oklaski.
- Peter Alkmar -
Na środek wyszedł rudy chłopiec, który Harremu wydał się łudząco podobny do Rona
- Gryfindor – tym razem klaskali Gryfoni. Rudy chłopiec chwiejąc się z przyjęcia przysiadł się do stołu, przy którym siedział Harry
- Carolina Berbatowa –
- Ravenclaw – w końcu mogli się cieszyć Krukoni
- Aberze, do jakiego domu należał Albus Dumbledore ??– Harry usłyszał nad swoim uchem głos Rona
- Tak samo jak ja do Gryfindoru, z tą różnica, że chodził do szkoły ładnych parę lat przede mną -
- Zupełnie sobie nie wyobrażam Albusa jako ucznia – powiedział Harry
- Zdziwiłbyś się gdybyś dowiedział, że wcale nie był takim idelanym wzorem do naśladowania – powiedział tajemniczo Aber – z tego, co mi mówiła moja mamuśka to w szkole czasami niezłe numery odwalał na lekcjach –
- Jakie??? – zapytał podekscytowany Ron
- Tego to już wam niestety nie mogę powiedzieć, bo by mnie oskarżył o zniesławienie. Najlepiej zapytajcie go o to sami – próbował się wymigać od odpowiedzi Aber
- Przy okazji będzie go można spytać o ciebie – powiedział złośliwe Harry
- Nie wiem czy mi się wydaje, ale coś mi tu pachnie szantażem – orzekł Aber patrząc podejrzliwie na Harrego
- No skąd masz takie przypuszczenia. Po prostu chciałbym się dowiedzieć więcej o swoim wujku -
- Możecie nie gadać, Nie słyszę nazwisk uczniów, które wyczytuje Mc Gonall – przerwała im Hermiona
- Zdążyłaś już wszystkie zapisać?? – wtrącił niewinnie Ron spotykając się z morderczynm spojrzeniem swojej przyjaciółki
Ku uldze wszystkich uczniów ceremonia przydziału skończyła się po piętnastu minutach .
- Jako dyrektor tej szkoły pozwolę sobie teraz zabrać głos – przemówił do zebranych Albus Dumbledore – przede wszystkim chciałbym na początku powitać wszystkich zebranych,a w szczególności uczniów pierwszych klas. Aby zbytnio nie nudzić, swoje przemówienie ograniczę tylko do niezbędnych ogłoszeń. I tak na samym początku chciałbym przedstawiać wam nowego nauczyciela obrony przed czarną magią Sybillę Evans – Dumbledore –
Na sali rozległy się stłumione brawa.
- Poza tym informuje, że uczniowie wszystkich klas, podobnie jak rok temu nie mogą odwiedzać pobliskiego lasu W Hogwracie obowiązuje ta sama lista zakazanych przedmiotów, co rok temu. Mam jescze dla was bardzo smutną informacje- dodał Dubmledore robiąc w tym miejscu przerwę aby spotęgować napięcie – woźny Argus Flich postanowił odejść na emeryturę -
- Nareszcie!! – krzyknął podekscytowany Ron
- Proszę o spokój – wtyrąciła się Mc Gonall chcąc uciszyć wrzawę na sali
- Mam nadzieję, że nie będziecie rozpaczali zbytnio po tej stracie. Póki co szkoła zostanie bez woźnego,gdyż nie udało mi się jeszcze znaleźć odpowiedniego kandydata na tą funckję -
- Snape by spełniał wszytstkie wymagane kwalifikacje – mruknął Harry
- No sądzę, że to by było na tyle przemówień. Nie pozostaje mi nic innego jak powiedziec magiczne słowo wsuwaj.......... –
- Dyrektorze.Chyba o czymś pan zapomniał– wtrąciła się profesor Mc Gonall
- A tak oczywiście o jakimś dowcipie. Niech pomyśle..... –
- Nie o żadnym dowcipie tylko o nowym uczniu 6 klasy, twoim bracie!! – warkneła rozeźlona neifrasobliością Dumbledora nauczycielka
- A, o Aberze. No tak, zupełnie wyleciało mi to z głowy - usprawiedliwiał się dyrektor – a więc pragnę jeszcze przedstawić wszystkim zebranym mojego brata Aberfotcha Dmubledore, który z racji tego, że karierę edukacyjną zakończył na 6 roku, będzie u nas uzupełniał braki w wiedzy –
Tym razem nie było już żadnych braw. Niemal wszyscy uczniowie byli zaskoczeni, faktem, że liczący niemal 40 lat brat jednego z najpotężniejszych czarodziei XX wieku, będzie chodził do szkoły.
- Byłoby to, więc na tyle ogłoszeń. Na zakończenie wypowiem jeszcze raz magiczne słowo, wsuwajcie!!- dodał entuzjastycznie Dumbledore
Niemal w tej samej chwili na wszystkich stołach pojawiły się rozmaite potrawy. Harry wśród nich wybrał sobie, stek z ziemniakami
Po posiłku, uczniowie rozeszli się do swoich dormitoriów.
- Złamana miotła – wypowiedział Ron hasło przed portretem grubej damy, który na dźwięk jego slów odsunął się na bok.
Harry zastał wspólne dormitorium w takim stanie jak je ostatnio opuścił. Dokoła kominka tak samo jak ostatnio porostawione były 4 fotele. W jednych z nich Krzywołap zaraz po tym jak Hermiona wypuściła go z rąk zrobił sobie wygodne legowisko, dając jednoznacznie do zrozumienia innym uczniom, że zajmuje dla siebie ten wygodny mebel
- Nie wiem jak wy, ale ja jestem zmęczona – zwróciła się do Harrego i Rona Hermiona – idę spać -
- Pierwszy raz się z tobą dzisiaj zgodzę- mruknał ziewajać Ron – też jestem padnięty -
- To do jutra, zwrócił się do przyjaciółki Harry
- Do jutra – odpowiedziała Hermiona

Rozdział VIII

Dobre złego początki.

- Co takiego?? Mamy dzisiaj cztery godziny eliksirów!! – krzyknął Ron po tym jak spojrzał na plan lekcji
Razem z resztą uczniów siedział w Wielkiej Sali jedząc śniadanie.
- I dziwisz się. Mc Gonall mówiła nam, że aby zostać aurorem, trzeba się min. znać na wszelkich elikisrach i antidotach – odpowiedział spokojnie Harry
- A mogłem pójść na zielarstwo –
- Na pocieszenie, mogę ci powiedzieć, że potem mamy już tylko dwie godziny Obrony przed Czarną Magią –
Ron nic nie odpowiedział, tylko dalej z ponurą miną wpatrywał się w swój niedojedzony tost.
- A ty jaki masz dzisiaj plan?? – zwrócił się Harry do Hermiony
- W miejsce waszych eleksirów, wsadzili mi 2 godziny mugoloznastwa i 2 starożytnych runów –
- To nie masz tak źle –
- Jak myślicie. Fred z Georgem, mieli by dla mnie wolną posadkę w swoim sklepie? – odezwał się po chwili milczenia Ron
- No pewnie, słyszałam, że szukają kogoś do mycia podłóg. Ze swoimi kwalifikacjami byś się idealnie nadawał – słowa Hermiony zapowiadały kolejną kłótnię
- Ron chodźmy już na eliksiry, bo się jeszcze spóźnimy – powiedział Harry, widząc, że jego przyjaciel otwiera już usta, aby coś odwarknąć Hermionie
Pomysł młodegczarodzieja okazał się strzałem w dziesiątkę. Nie wiedzieć czemu Snape na dobre parę minut przed końcem przerwy pojawił się w klasie, z zamiarem rozpoczęcia zajęć.
- W tym roku lekcje eliksirów będą się zaczynały pięć minut wcześniej – obwieścił zimnym tonem– dlatego ostrzegam, wszystkich którzy się będą spóźniać, że będę ich karał odjęciem punktów – kiedy tylko wypowiedział te słowa, na schodach rozległy się czyjejś kroki, a po chwili do klasy wpadł nie kto inny, jak Aber
- Bardzo cię przepraszam, eee chciałem przeprosić pana profesora – dodał po chwili widząc groźne spojrzenie Snape – ale zupełnie się nie spodziewałem, że w zwyczaju tej szkoły jest zaczynanie lekcji pięć minut przed przerwą –
Słysząc słowa brata Dumbledora cała klasa wybuchneła śmiechem .
Na twarzy Snapea pojawił się wyraz wściekłości.
- Zaczynanie lekcji wcześniej, począwszy od dzisiejszego dnia będzie poszechnym zwyczajem tej szkoły, podobnie jak odejmowanie uczniom punktów za spóźnianie się i uniemożliwiane prowadzenia lekcji!! –
- W takim razie nie mam żadnych zastrzeżeń – odpowiedział spokojnie Aber – pragnąłbym tylko zauważyć, że w związku z tym, że aktualnie nie należę do żadnego z domów, nie może mi odjąć punktów –
- Policzymy się po lekcji – warknął już całkowicie wyprowadzony z równowagi Snape. Machnął różdżką i po chwili na tablicy pojawił się wzór na uwarzenie jakiegoś wyjątkowo skomplikowanego eliksiru.
- Macie 3 godziny, żeby przygotować ten wywar. Będzie to wyjątkowo silna trucizna, której Ministerstwo używało kiedyś do uśmiercania niebezpiecznych rzezimieszków – obwieścił groźnym tonem – jeśli się komuś to nie uda odejmę mu wtedy 20 punktów i zadam karną pracę domową –
Harry lekko przerażony spojrzał na Rona:
- Gotowałeś kiedyś trucizny?–
- Jeszcze nie, choć nie raz mi chodziło po głowie, aby przyrządzić coś takiego dla Snape -
- Spokojna głowa, coś niecoś słyszałem o tych specyfikach to wam pomogę – usłyszeli za sobą szept Abera, który zajął miejsce koło ich kociołka
- Ściśle się tylko trzymajcie moich wskazówek – dodał
Lekko drżącymi rękoma, Harry zaczął siekać wymagane składniki eliksiru. Kątem oka obserwował Nevilla, który jeszcze nawet nie znalazł swojego kociołka. Po drugiej stronie klasy na swoim stanowisku stał Malfoy, a nad nim Snape, który ku złości Harrego, udzielał swojemu pupilowi wskazówek.
Powoli zaczął już mijać czas, jaki mieli przeznaczony na sporządzenie eliksirów.
- Longboton, sądząc po tym, że już od pół godziny, rozglądasz się po klasie, musiałeś skończyć swój wywar – Harremu zadźwięczał w uszach głos Snapea – dlatego też, twój wywar jako pierwszy wezmę do sprawdzenia – dodał ze złośliwym uśmiechem po czym podszedł do przerażonego Nevilla
-Prawidłowe działanie tego eliksiru możemy stwierdzić wrzucając do niego gałązkę aloesu. Jeśli po zetknięciu z trucizną jego liście zabarwią się na pomarańczowy kolor, będzie to oznaczać, że wywar jest dobry – mówiąc to wyciągnął ze swojej szaty gałązkę rośliny, po czym wrzucił ja do kociołka. Rozległ się głośny huk i zaraz potem cała klasa była wypełniona dymem. –
- Reduco – krzyknął Snape, a Harremu z kłębów znikającego dymu ukazała się przerażona twarz Nevilla
- Po efekcie jakim otrzymaliśmy, śmiem twierdzić Longboton, że nie udało się sporządzić dobrego eliksiru, dlatego zgodnie z obietnicą Gryfindor traci przez ciebie 20 punktów. Poza tym masz zostać po lekcji, abyśmy omówili szczegóły twojej karnej pracy – powiedział ze złośliwym uśmiechem Snape
- Aberze, nie obrazisz się jak przetestuje teraz twój eliksir – zwrócił się po chwili do wujaszka Harrego
- Ani trochę–
- Pokażę teraz całej klasie, że twoje pyszałkowate gadanie, ma się nijak do umiejętności magicznych, jakie powinien posiadać dorosły czarodziej w twoim wieku – mówiąc to Snape wrzucił aloes do kociołka Abera.
Harry chciał już zatkać uszy szykując się na kolejny wybuch. Nic podobnego się jednak nie stało. Gałązka spokojnie znużyła się w wywarze.
- Może sprawdzimy, czy ma właściwy kolor – wtrącił niewinnym tonem Aber
Snape w milczeniu wyciągnął aloes, którego liście zabarwiły się teraz na pomarańczowo.
Odpowiedziały na to gromkie brawa zgromadzonych w klasie Gryfonów.
- Za zakłócanie porządku Gryfindor traci 10 punktów!! - krzyknął rozwścieczony Snape - Potter , Wesley, w tej chwili dajcie mi swoje kociołki – Serwus liczył, że upokorzeniem Harego z Ronem poprawi sobie humor. Kiedy jednak aloes po wyjęciu z eliksiru Rona, a potem Harrego też był pomarańczowy, Snape z wściekłością rzucił w ich kierunku kociołki i nerwowym krokiem wrócił na środek klasy.
- Na jutro wszyscy mają napisać wypracowanie o wszystkich znanych rodzajach trucizn – powiedział mrożącym krew w żyłach tonem – zobaczymy czy Aber zdoła każdemu z was pomóc –
Widząc, że to koniec lekcji Harry z Ronem pośpiesznie wybiegli z klasy i pognali do sali jadalnej na obiad .
- Nie wiem czy mam się cieszyć, że Aber zrobił ze Snape idiotę, czy też wściekać, że przez to dostaliśmy pacę domową na całą noc – powiedział Ron, jedząc naleśniki
- Proponuje jedno i drugie - powiedział Harry – Aber musi wystopować, bo jak tak dalej pójdzie to nasze szanse na zaliczenie eliksirów zmaleją do zera –
- Jak tam wasze pierwsze godziny nauki? – zapytała siadająca koło Harrego Hermiona –Snape zadał wam już coś?? –
- Lepiej nie pytaj , dowalił nam roboty na całą noc -
- To wam współczuje , mi kazali tylko na jutro sporządzić rysunek typowego mugola –
Harry nic nie odpowiedział tylko z wściekłością wbił widelec w naleśnik.
W milczeniu trójka przyjaciół udała się do klasy na obronę przed czarną magią.
- Zapraszam do pierwszyh ławek – zwróciła się do Harrego stojąca koło katedry nauczycielskiej Sybilla
- Jak wspominał Dumbledore nazywam się Sybilla Evans-Dumbledore i w tym roku będę was nauczała obrony przed czarną magią . Z notatek, które mi pozostawili moi poprzednicy wynika, że sporo już umiecie, jeśli chodzi o używanie zaklęć obronnych. Macie za to niestety duże braki w wiedzy dotyczącej czarnej magii.......
- Będziesz nas pani uczyła tajników czarnej magii?? - spytała przerażona Parvati
- Moja droga spokojnie – odpowiedziała z uśmiechem Sybilla – chcę wam tylko pokazać niezbędne elementy z tej dziedziny, które pomogą wam nauczyć bronić się przed atakiem sił zła -
Słowa Sybilli klasa powitała złowrogim milczeniem.
- Czy to prawda, że będąc jeszcze uczennicą należała pani do Slytherinu?? – zapytał Dean
- Tak, ale jeśli masz ochotę dowiedzieć, się więcej o mnie zapraszam na pogawędkę po lekcji. Teraz mamy ważniejsze rzeczy do roboty – odpowiedział Sybilla – możecie mi powiedzieć, jakie znacie złowrogie zaklęcia?? – dodała wracając do właśściwego tematu lekcji
Słysząc, to Harry błyskawicznie podniósł rękę w górę.
- Proszę –
- Dwa lata temu poznaliśmy działanie wszystkich zaklęć niewybaczalnych, Crucio, Avda Kedavda i Imperio –
- Bardzo dobrze, Gryfindor otrzymuje 5 punktów – nagrodziła aktywność Sybilla – W tym miejscu musicie wiedzieć, że poza zaklęciami niewybaczalnymi istnieje szereg rozmaitych rodzajów czarów, które mogą na was rzucić śmierciożercy –
- Używanie ich pewnie jest tak samo zakazane jak zaklęć niewybaczalnych – powiedziała Hermiona
- Jest jak najbardziej. Jednak są to tylko niezbędne środki bezpieczeństwa, bo żyjących czarodziejów, którzy posiadają gruntową wiedzę o czarnej magii mogę policzyć na palcach jednej ręki. Większość boi się zgłębiać tajniki tej dziedziny –
- Ich obawy mają swoje podstawy – wtrącił Neville
- Dla mnie są tą tylko głupie przesądy. Czarna magia jest rodzajem broni, którą walczą z nami poplecznicy Sami – Wiecie – Kogo. Jeśli poznamy zaklęcia, których używają, będziemy wiedzieli jak się przed nimi bronić – powiedziała Sybilla, jednocześnie wyciągając różdżkę ze swojej szaty – no, ale kończy się już pierwsza godzina,a ja wam jeszcze nic nowego nie nauczyłam. Pora przejść do najważniejszej części lekcji -
Cała klasa z ciekawością przysłuchiwała się teraz słowom nauczycielki.
- Potrzebuję ochotnika, na którym pokażę pierwsze zaklęcie – zwróciła się do uczniów.
Odpowiedziała jej cisza.
- Ja się zgłaszam – powiedział Harry niepewnie podnosząc ręke
- O to świetnie – ucieszyła się Sybilla – stań na środku klasy. Zademonstruje wam teraz zaklęcie o podobnym działaniu do IMPERIO. Różnica tkwi w tym, że osoba które rzuca je oprócz tego, że przejmuje kontrolę nad swoją ofiarą, wchodzi także do jej ciała. Podobnym czarem posłużył się Sami Wiecie Kto, przejmując kontrolę na profesorem Quriellem – obwieściła ku przerażeniu Harrego Sybilla
- ERVOLFO!! – krzyknęła -
Młody czarodziej doznał bardzo dziwnego uczucia, po tym jak jego ciotka przenikneła do ciała siostrzeńca
- W tej chwili moje ciało stoi puste – powiedziała Sybilla swoim dźwięcznym głosem, ku zaskoczeniu klasy ustami Harrego – a ja znajduję się w Harrym, mając dostęp do jego wszystkich wspomnień, a nawet obecnych myśli–
Młody Potter ku swojej uldze poczuł jak Sybilla opuszcza jego ciało..
- W przeciwieństwie do Sami – Wiecie- Kogo – zwykły czarodziej ma moc wystarczającą na wejście w czyjąś powłokę na maksymalnie 5 minut – powiedziała Sybilla już swoimi ustami –
- Nie będę was pokazywać jak rzucić to zaklęcie, gdyż jest zbyt skomplikowane, a poza tym mówiłam już wam, że mam was nauczyć nie jak używać czarnej magii, ale jak się przed nią bronić – dodała nie bacząc na jęk zawodu u uczniów – przejdziemy teraz do zaklęcia, które zablokuje ERVOLFO. Brzmi ono DIMENTRIO. Aby dało porządny efekt musicie być maksymalnie skupieni i mieć całkowicie oczyszczony umysł–
Harremu od razu przypomniały się lekcje Oklumentacji u Snapea, gdzie też musiał oczyszczać swój umysł .
- Ostrzegam was, że opanowanie tego czaru nie jest proste i może wam zająć nawet cały rok. Nie zniechęcajcie się jednak – pocieszyła uczniów Sybilla widząc ich zawiedzioną minę – niech teraz wszyscy ustawią się w kolejce. Będę po kolei rzucała na was zaklęcie ERWOLFO – dodała
Harry, jako że był najbliżej swojej ciotki poszedł na pierwszy ogień.
- DIMENTRIO – krzyknął
- ERWOLFO – odpowiedziała Sybilla łamiąc jego blokadę
Młody czarodziej ze zwieszoną główą wrócił na swoje miejsce.
Przez następną godzinę uczniowie kolejno wychodzili na środek klasy, aby stawić czoło złowrogiemu zakleciu Sybilli. Nikomu z nich nie udało się jednak odpowiednio użyć czaru Erwolfo.
Najbardziej przybiło to Hermionę, gdyż po raz pierwszy w ciagu ostatnich 5 lat nauki w Hogwarcie nie udało jej się opanować od razu jakiegoś zaklęcia.
- Hermiono nie przejmuj się. Zawsze musi nadejść ten pierwszy raz – pocieszał ją Ron
We trójkę jedli obiad w Wielkiej Sali.
- Zawsze najważniejszy jest pierwszy raz – odpowiedziała robiąc minę jakby ktoś umarł - jeśli się nie uda od razu, to oznacza to,że będzie mnie czekało kupę roboty - chcąc pokazać, że nie rzuca słów na wiatr, wstała od stołu odstawiając na bok pół pełny taklerz
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytał zdziwiony Harry
- A niby gdzie.Do biblioteki, poczytać coś o tym zaklęciu ERVOLFO ? – odpowiedziała zaskoczona pytaniem
Pamiętając o wypracowaniu dla Snapea, Harry z Ronem poszli po kolacji do pokoju wspólnego.
- Jesteście w końcu, miałem już kogoś wysyłać żeby was znalazł – zwrócił się do nich Aber, kiedy weszli do środka
Ku ich całkowitemu zdziwieniu, otaczała go grupka kilkunasto Gryfonów, a także kilku uczniów z Hulepufu i Revenclavu .
- Proponuje wszystkim żeby usiedli i przyszykowali sobie pergaminy i pióra do pisania – zwrócił się do wszystkich, Aber –
- Pergaminy – powiedział głośno zaskoczony Harry
- No a niby na czym masz zamiar nagryzmolić wypracowanie dla Snape -
Harryemu ,zaczęło powoli się rozjaśniać w głowie. Aber postanowił zorganizować mini korepetycje, na których pomoże napisać uczniom wypracowanie na eliksiry
- A więc, skoro wszyscy już wygodnie siedzą, mogę zacząć swój wykład. Jestem bardzo wdzięczny Serwusowi, że zadał wam pracę domową akurat z trucizn, bo akurat coś słyszałem o tych specyfikach -
Słysząc to uczniowie wybuchneli gromkim śmiechem.
- Na początku miałbym do was prośbę, żeby każdy z was zmieniał kolejność opisywanych trucizn. Mimo wszystko sądzę, że Snape nie jest taki głupi, aby zauważyć, że korzystaliście z podobnego źródła wiedzy. Opiszę wam teraz działanie jednej z najsilniejszych toksyn, której się nie produkuje, ale uzyskuje z jadu bazyliszka -
Harry tylko pokiwał głową na te słowa, gdyż na własnej skórze przetestował ten rodzaj specyfiku na drugim roku nauki w Hogwarcie.
- Nie słyszałem, żeby ktoś obecnie posiadał taki specjał.Jedynym antidotum na tą truciznę są łzy feniksa –
W dalszej kolejności Aber opisał działanie trucizny z jadu węża, wzmocnionej paroma kroplami śliny smoka, później najnowszy wynalazek współczesnej magii, truciznę sporządzoną ze sproszkowanych zębów żmii i jadu pająka. Cały wykład ciągną się ponad godzinę. Harry zapisał niemal cały zwój pergaminu, jaki miał przy sobie. Na samym końcu Aber wspomniał jeszcze o truciźnie z rogu jednorożca.
- I to by było na tyle. Mam nadzieję, że Serwus będzie zadowolony z wypracowań - powiedział na zakończenie – Do zobaczenia jutro na eliksirach – dodał kierując się do wyjścia
Kiedy znikł za portretem pokój wspólny wypełnił się okrzykami zachwytu.
- Całkiem równy z niego gość – powiedział Seamus
- Nie zdziwiłabym się gdyby okazało, że swoją wiedzą przewyższa Snapea – dodała Alicja
- Ominęło mnie coś ciekawego - zapytała Hermiona, która właśnie wróciła z biblioteki
- Poza wykładem Abera, dzięki któremu mamy wypracowanie zupełnie nic – odparł Harry
- Podyktował wam pracę domową – powiedziała Hermiona marszcząc brwi
- Czemu patrzysz na to w taki skrajny sposób, ja bym to nazwał korepetycjami – odpowiedział rozbawiony Harry widząc jej minę
Hermiona już nic nie powiedziała. Mimo to widać było po niej, ze nie popierała działań Abera.

Rozdział IX

Druga twarz Harrego Pottera

Następny dzień zapowiadał się dla Harrego bardzo pracowicie. Czekały go dwie lekcje z transmutacji, dwie godziny Opieki nad Magicznymi Zwierzętami, godzina zaklęć, a potem jeszcze zielarstwo .
Przy śniadaniu zastał zestresowaną Hermionę, która w jednej ręce trzymała grzankę, a w drugiej ołówek, którym kreśliła na pergaminie rysunek mugola.
- Zupełnie zapomniałam o pracy domowej z mugoloznastwa – powiedziała na powitanie - mam nadzieje, że się nie obrazisz się jak narysuje sylwetkę twojego wuja jako przykład idealnego mugola- dodała
- Pozwalam ci narysować nawet całą rodzinę Dudleyów, byle by wyglądali równie obleśnie jak w rzeczywistości –
- Boję się, że jak odzwierciedlę ich za bardzo realistycznie to dostanę zero za namalowanie karykatury – powiedziała Hermiona najbardziej poważnym tonem, na jaki było ją stać
- Harry, co nas czeka na początek dnia?? – wtrącił się Ron, który dopiero wszedł do sali jadalnej
- Podwójna transmutacja –
- O to nie będzie tak źle – odpowiedział uspokojony
Godzinę później Ron całkowicie pożałował swoich słów. Okazało się transmutacja w szóstej klasie u Mc Gonall to już nie przelewki. Nauczycielka na samym początku obwieściła , że jeśli ktoś nie będzie osiągał wyników przynajmniej na stopień powyżej oczekiwań, to będzie się mógł porzegnać z chodzeniem na zajęcia. .
Biorąc jej słowa do serca Harry z Ronem ćwiczyli z pełnym skupieniem zaklęcie na transmutowanie małej biedronki w nietoperza
- Potter, Wesley, widzę, że się staracie. To bardzo dobrze – powiedziała Mc Gonaal, kiedy lekcja dobiegała ku końcowi - aby wasze końcowe efekty były jesczce lepsze w ramach pracy domowej macie przeczytać pozycji Arabelli Fings „Transmutowanie owadów” – dodała obarzając wymownym spojrzeniem biedronki którym mimo usilnych prób dwójki czarodziejów ani myślały przemienić się w nietoperze
Harry z Ronem w grobowym milczeniu skinęli potakująco głowami
- Panno Granger, transmutacja, jakiej dokonałaś jest niepełna – powiedziała Mc Gonall, patrząc na mysz, w którą zmieniła się biedronka - jednak na tle kolegów prezentujesz się całkiem nieźle. W związku z tym dzięki tobie Gryfindor otrzymuje 5 punktów –
- Ron jak chcesz to dzisiaj będę mogła poćwiczyć z tobą transmutację – zaoferowała swoją pomoc Hermiona, kiedy we trójkę przez błonia szli w stronę chatki Hagrida – jak się dobrze przyłożysz, to może na następnej lekcji Mc Gonall nie dowali ci już karnej pracy domowej -
- Hermiono mam do ciebie tylko jedną prośbę. Przestań mi truć o nauce!!– warknął Ron nie bacząc na swój grubiański ton
- Chciałam ci tylko pomoc, bez łaski – odpowiedziała zaskoczona
Harry nie słuchał kłótni przyjeciół gdyż zastanawiał się przez cały czas, co nowego przygotuje dla nich Hagrid .
Ciekawość Młodego Czarodzieja została szybko zaspokojona.
- Sfinks!! – krzyknął zaskoczony wpatrując się w klatkę, w której znajdowało się to dość osobliwe zwierzę
- Zgadza się – odpowiedział Hagird z dumą prezentując swój nowy nabytek
- Skąd go wytrzymasnąłeś?? Mam nadzieje, że z legalnych żródeł??- wtyrąciła się Hermiona
-Brat Rona Charlie przysłał mi go z Egiptu na prośbę Dumbledora. Będzie nam służył jako eksponat do lekcji – wyjaśnił – obiecałem odesłać go po miesiącu do domu - dodał widząc lekko przerażoną minę Hermiony
Trójka przyjaciół ponurym milczeniem przyjeła tą wiadomość, dobrze pamiętając, że już nie raz nowe nabytki Hagrida sprawiały mu wiele kłopotów.
- Nie mogę się doczekać miny młodego Wesleya jak przeczyta Proroka Codziennego – do uszu Harrego doszedł znajomy głos Malfoya
- Założę się, że teraz nie mając, z czego żyć pójdą mieszkać na śmietnik –
Wściekły Młody Czarodziejmomentalnie odwrócił się,
- Możesz Malfoy wyjaśnić, o czym mówisz – powiedział utkwiwszy pełne nienawiści spojrzenie w grupce Ślizgonów
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć Potter, że nie wiesz, że wylali z ministerstwa ojca Rona
- Co takiego – krzyknął Ron, który właśnie wrócił od klatki Sfinska
- Widać rodzice bali się powiedzieć Ronusiowi, że w domu nie będzie miał kto przynosić galeonów na utrzymanie - powiedział Malfoy, a Ślizgoni ryknęli śmiechem
Harry wykorzystując jego nieuwagę wyrwał mu z rąk Proroka Codziennego. Drżącą ręką zaczął szukać jakiejś wzmianki o panu Wesleyu.
- Jest - krzyknął podtykając Ronowi pod nos gazetę otwartą na 5 stronie.

Zgodnie z nową polityką kadrową ministerstwa z pracą pożegnał się Artur Wesley, zajmujący stanowisko w dziale niewłaściwego użycia produktów magicznych przez mugoli. Jako uzasadnienie przy jego zwolnieniu ministerstwo podało brak przykładania się do swoich obowiązków.

- Brak przykładania się do swoich obowiązków – Harry przeczytał ostatnie zdanie na głos – przecież, zawsze kiedy była potrzeba pan Wesley przyjeżdżał do pracy nawet w weekendy -
- Widać mój ojciec musiał uznać, że potrzebuje bardziej kompetentnych osób – odpowiedział Malfoy, patrząc trumującym zwrokiem na Harrego –
Słysząc to Ron cały poczerwieniał na twarzy. Podobnie jak Harry wsunął rękę za szatę, aby wyciągnąć różdżkę
- ACCIO – krzyknął Malfoy uprzedzając ich ruch i po chwili różdżka Harrego i Rona znalazła się w jego ręku
- Słynny Harry Potter dał sobie odebrać różdżkę przez zwykłego ucznia z Hogwartu. Przy starciu z Czarnym Panem musiałeś mieć naprawdę dużo szczęścia. Równie dobrze mógłbym cię sam teraz sam wykończyć – powiedział Malfoy
Harrego można było teraz porównać do wulkanu, który ma za chwilę wybuchać. Po głowie chodziła mu tylko jedna myśl - rozwalić Malfoya na kawałeczki –
- Śmiało Draco, a może boisz się rzucić jakieś zaklęcie niewybaczalne – prowokował go Harry
- Crucio – krzyknął Malfoy
Wbrew zdrowemu rozsądkowi Harry podniósł do góry dwie ręce i krzyknął:
- EXPELLIARMUS – z jego dłoni wystrzeliła złota poświata, która zatrzymała złowrogie zaklęcie, po czym poszybowała ku Ślizgonom zwalając ich wszystkich z nóg
- Harry, jak ty to zrobiłeś – krzyknął Ron, a w jego głosie zaskoczeniem mieszało się z lękiem
Harry słyszał to jakby przez mgłę. Poczuł jak opuszczają go siły. Bezwiednie opadł na ziemię.

***

- Gdyby na czas nie uzyskał w porę pomocy byłoby już po nim – Harry usłyszał jakiś głos, który docierał do niego jakby przez mgłę
- Nie rozumiem jak coś takiego mogło się stać. Jak to jest możliwe, że uczeń szóstej klasy rzucił bardzo potężne zaklęcie–
- Minewro to nie jest odpowiednie miejsce żeby o tym rozmawiać, jeszcze może ktoś nas podsłuchać –

***
- Harry słyszysz mnie –
- Hermiono to nie ma sensu, przecież widzisz, że jest pogrążony we śnie -
- Mówisz o tym jakby uciął sobie krótką drzemkę –
- A co mam robić, rozpaczać?? Dumbledore powiedział przecież, że niedługo się ocknie i nic mu nie będzie –
Harremu zdawało się, że przed chwilą usłyszał na sobą głosy swoich przyjaciół, Rona i Hermiony.
- Zaraz, zaraz, co się w ogóle stało – pomyślał i poczuł jak powali wraca do niego świadomość
- Ron, on się obudził!!!! -
- Hermiono nie krzycz tak, Ron nie jest głuchy – powiedział spokojnie Harry
- Stary jak się czujesz – zapytał Wesley
- Bywało lepiej – odpowiedział z kwaśną miną młody czarodziej– długo tu leżę? -
- Dwa dni – powiedziała cicho Hermiona
- Aż dwa dni, przecież o ile dobrze pamiętam to tylko zemdlałem!! -
- Zemdlałeś??!! Gdyby Hagrid nie zaniósł cię w porę do pani Pompey, mogłoby być z tobą naprawdę źle – powiedział Ron
- Będę miał nauczkę, żeby na drugi raz nie rzucać zaklęci bez różdżki – na twarzy Harrego pojawił się nikły uśmiech - dostał chociaż Malfoy moim zaklęciem – dodał po chwili
- Pytasz się czy dostał?? Swoim małym czarem położyłeś 15 Ślizgonów. 4 z nich niedawno opuściło skrzydło szpitalne – obwieścił podekscytowany Ron
- Żartujesz chyba??-
- Harry co, jak co, ale to nie jest powód do żartów – wtrąciła się Hermiona - narobiłeś kupę kłopotów Dumbledorowi
- Jakich kłopotów??-
- Ministerstwo zaraz po tym jak się dowiedziało o twoim wyczynie zarządało wyjaśnień, jak to jest możliwe, że 16 natoletni chłopiec użył bardzo zaawansowanej, starożytnej magii-
Na dźwięk tych słów Harremu zrzedła mina
- Co im powiedział ??- zapytał z przestrachem
- Nic, a niby co miał?? Że nie wie, ale postara się to wyjaśnić-
- Czas waszej wizyty już minął, chory musi odpoczywać – przerwała im rozmowę Pani Pompey
Zostawiając całkowicie przybitego Harrego Hermiona z Ronem opuścili skrzydło szpitalne.
Będąc sam Młody Czarodziej dopiero teraz uświadamiał sobie, co się stało. Potężne zaklęcie, którego użył, nie wyszło samo z siebie przez przypadek. Po raz pierwszy dała o sobie znać wyjątkowa moc, którą był obdarzony. Sprawdzały się, zatem słowa, Dumbledora, że to on jest wybrańcem. Kiedy tylko pomyślał o dyrektorze szkoły poczuł palące uczucie winy w żołądku? - Oto właśnie wybawiciel świata wdał się w szkolną bójkę -
Dumbledore pewnie był na niego wściekły, musząc jakoś tuszować całe wydarzenie nie mogąc przecież ujawnić prawdy.
- Z drugiej strony pomyślał Harry, skąd miałem wiedzieć, że mogę użyć swojej mocy bez różdżki. Zupełnie nieświadomie podniosłem ręce –
- Jednak czy nie zrobiłeś tego po to, aby rąbnąć zaklęciem Malfoya, którego miałeś ochotę wcześniej zniszczyć – odezwał się w jego głowie głos, który musiał być jego sumieniem
- Mam list dla ciebie- Harry usłyszał nad sobą Panią Pompey – przyszedł dzisiaj rano
Młody Czarodziej w milczeniu rozerwał kopertę. Wypadł z neij kawałek pergaminu. Na rogu widniał napis Atlanta, 3 września 1995 roku.

Harry czy tobie kompletnie odbiło? Dowiedziałam się od Sybilli, że rąbnąłeś 15 koleżków Malfoya jakimś wyjątkowo silnym zaklęciem, sam przy tym mało nie schodząc z tego świata. Jesteś dla mnie zapatrzonym w siebie głupkiem, którego nie obchodzą uczucia innych. Martwiłam się bardzo o ciebie.
Przez ciebie oblałam sprawdzian z starożytnych runów. Na drugi raz zanim coś zrobisz, radzę ci się zastanowić nad konsekwencjami

Kathie
.
Kiedy Harry zapoznał się z treścią włosy zjeżyłymu się na głowie. Kathie musiała być na niego naprawdę wściekła skoro nie omieszała się nazwać go głupkiem. W duchu przyznał jej rację.
- Panie Potter przed chwilą przyszedł kolejny list – Harry zobaczył idąca do niego truchtem Panią Pompey – zapewne od jakiejś wielbicielki – dodała ze znaczącym uśmiechem

Nie bierz sobie do serca mojego pierwszego listu. Wcale nie jesteś dla mnie jak to określiłam „zapatrzonym w siebie głupkiem „. Nagryzmoliłam takie głupoty pod wpływem chwili. Miałeś prawo do obrony,widząc, że Malfoy chce cię zaatakować ( na marginesie to musi być z ciebie niezły czarodziej) Nie wiem dokładnie, co się tam wydarzyło, więc nie powinnam oceniać twojego postępowania. Tęsknię za tobą i nie mogę się doczekać, kiedy znowu się spotkamy

Twoja Kathie

Widząc podpis po listem „Twoja Kathie” Harry się lekko zarumienił. Zniknęło w nim poczucie winy, że zachował się nieodpowiedzialnie.
- Skoro Kathie przyznała mi racje, to jak najbardziej miałem prawo odbić zaklęcie Malfoya, a że wyszło to w dość efektowny sposób, to nie moja mija - pomyślał
Nie wiadomo czemu poczuł jak ogranie go fala zmęczenia. Pragną tylko jedynej rzeczy snu.

Rozdział X

Śmierciożercy na wolności

Następnego dnia ku swojej radości Harry mógł już opuścić skrzydło szpitalne. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił było napisanie listu do Kathie. Szukając ustronnego miejsca wolnego od wścibskich pytań kolegów o incydent z Malfoyem, Młody Czarodziej zaszył się w bibliotece. Kładąc koło siebie pierwszą lepszą książkę dla niepoznaki ( inaczej pani Pani by go od razu wywaliła z czytelni jako intruza), zastanawiał się, co napisać Kathie. Po długich namysłach udało mu się nakreślić kilkanaście zdań.

Na początku zapewniania Cię, że mi nie odbiło i piszę ten list będąc jak najbardziej przy zdrowych zmysłach. Żałuję, że zawaliłaś klasówkę z Runów, jak chcesz to będąc w Boże Narodzenie możesz wziąć korki od Hermiony.
Wielkie dzięki za słowa otuchy, kiedy to napisałaś, że miałem prawo do obrony przed Malfoyem. Muszę się przyznać, ze na początku sam miałem wyrzuty sumienia, czy aby nie postąpiłem zbyt pochopnie. Zapewne wiesz mniej więcej od Sybilli, co się wydarzyło. Uwierz mi, wcale nie miałem zamiaru powalić tych Ślizgonów. Malfoy zabrał mi różdżkę i chciał na mnie rzucić Cruciu, a ja sam nie wiem, czemu i w jaki sposób zablokowałem jego zaklęcie...efekt znasz sama.
Z niecierpliwością czekam, czekam na Święta Bożego Narodzenia. .

Twój głupek Harry.

Po przeczytaniu n - ty raz z rzędu listu, Harry stwierdził, że pisarzem to on raczej nie będzie. Dość długo zastanawiał się czy pasuje w zakończeniu słowo głupek
- Raz kozie śmierć – powiedział do siebie w myślach i złożywszy list na pół schował do koperty. Teraz należało znaleźć sposób, w jaki by mógł go wysłać. Przez chwilę rozważał możliwość użycia Hedwigi, jednak wybił sobie z głowy ten pomysł, kiedy pomyślał jaki olbrzymi szmat drogi musiałaby przebyć. Postanowił poszukać rady u Sybilli.
Wszyscy uczniowie, jako, że była sobota, przebywali na błoniach, dlatego też nie zaczepiany przez nikogo, Młody Czarodziej dotarł pod gabinet swojej ciotki. Po energicznym zastukaniu w drzwi odpowiedziało mu głośne proszę.
W środku oprócz Sybilli zastał...Snapea.
- Harry jak dobrze cię wiedzieć – usłyszał głos siostry swojej matki – gdybyś wiedział jak się o ciebie martwiłam –
- Na szczęście jestem cały i zdrowy -
- W przeciwieństwie do paru moich uczniów...– Harry usłyszał złowrogie mruknięcie Snapea
- Serwusie mówiłeś coś? –zapytała zdziwiona Sybilla
- Tak, że już muszę iść – odpowiedział Snape, patrząc jednocześnie z obrzydzeniem na Harego
- No to do zobaczenia –
Po zamknięciu drzwi Harry zaczął się z ciekawością rozglądać po gabinecie. Od czasu urzędowania Umbridge wiele się w nim zmieniło. Zniknę obrzydliwe koronkowe serwetki i równie okropna kolekcja talerzy. W ich miejsce na stole leżała schludna niebieska narzuta,a na ścianach wisiały fotografie Abera w rozmaitych pozycjach.
- Właśnie rozwiałam z twoim profesorem o moim meżu–
- Pewnie Snape przyleciał ze skargą, że nie poddaje się jego terrorowi – wtrącił Harry
- No mniej więcej o to mu chodziło – odpowiedziała rozbawiona Sybilla
- Mam nadzieję, że nie będziesz mu prawiła wyrzutów –
- Nie mam nawet zamiaru. Nie jestem, przecież jego matką –
- Sybillo – zwrócił się Harry do ciotki po dłuższej chwili milczenia – Albus bardzo jest na mnie zły?? –
- Zły, a niby za co??- zapytała zaskoczona tym pytaniem Sybilla
- Nie udawaj, ze nie wiesz. Za to, że użyłem potężnych czarów, z których nie mam prawa korzystać –
- Harry, zrobiłeś to nieświadomie, a po za tym we własnej obronie. Twoi przyjaciele potwierdzili, że Malfoy chciał cię rąbnąć zaklęciem Crucio –
- Czyli Dumbledore nie jest na mnie zły??-
- Z tego, co wiem to nie –
- Od razu poczułem się lepiej – powiedział uszczęśliwiony
- Mimo wszystko wiedząc, jaką masz moc, mam nadzieję że nie będziesz jej więcej używał – powiedziała już bardziej poważnym tonem Sybilla
- Oczywiście, nie mam ochoty drugi raz wylądować u pani Pompey – odpowiedział Młody Czarodziej - Sybillo, w jaki sposób mógłbym wysłać list do Stanów – dodał
- Zapewne do Kathie – na twarzy ciotki Harrego pojawił się uśmiech – najlepsza będzie teleportacja do sowiej poczty w Atlancie. W taki sam sposób Kathie przysyłała swoje listy –
- Potrafisz to zrobić -
- DRIWENCO– wypowiedziała zaklęcie Sybilla jednoczesnie kierując je na leżącą na biurku kopertę.
- Wielkie dzięki. To ja już będę iść. Muszę znaleźć Rona i Hermionę, bo jeszcze z nimi nie rozmawiałem dzisiaj
- Mówili, że będą na błoniach– powiedziała Sybilla na pożegnanie
Raźnym krokiem Harry opuścił zamek. Swoich przyjaciół zastał siedzących nad jeziorem. Hermiona jak zwykle czytała książkę, a Ron puszczał kaczki po wodzie.
- Cześć Harry. W końcu wypisała cię ta menda Pompey – zwrócił się do niego Ron
- Na szczęście tak, nie wytrzymałbym już w skrzydle szpitalnym ani dnia dłużej –
- Sybilla się pytała o ciebie – powiedział Hermiona odkładając książkę na bok
- Przed chwilą u niej byłem i zgadnijcie, kogo tam zastałem?? -
- Pewnie Abera – odpowiedział Ron
- Snapea, przyszedł do niej ze skargą, na Abera -
- Oooo biedny Smarkuś. Nie może sobie poradzić z niesfornym uczniem – powiedział śmiejąc się Ron – żałuj Harry, że ominęła cię lekcja, kiedy oddawał nasze wypracowania.
Na początku chciał wszystkim Gyfonom postawić zera, oskarżając ich o nie samodzielną pracę, jednak dzięki interwencji Abera, który zagroził, że pójdzie do dyrektora, zdecydował się, że wszyscy otrzymają zadawalający, łącznie z tobą, bo dostarczyłem mu twoje wypracowanie -
- To mamy całkiem niezły początek – ucieszył się Harry – Ron, a co z twoim tatą – dodał już poważnym tonem
- Na razie pomaga bliźniakom w sklepie, więc na brak gotówki nie możemy narzekać -
- Może by poszukał jakiejś posadki, u Dumbledora??-
- Ma nadzieję, że jeszcze będzie mógł wrócić do ministerstwa –
- A Percy dalej tam pracuję?? –
- Percy wyjechał do Francji - powiedział Ron lekko się krzywiąc – nie mógł przeboleć kompromitacji u Knota i jednocześnie przyznać się do błędu, dlatego też jako wyjście wybrał ucieczkę z Anglii
- Oj biedni Francuzi – powiedział Harry, na co Ron wybuchnął śmiechem
Nad jeziorem przesiedli, aż do samego wieczora, po czym wygłodniali udali się na kolację.
Siedząc w sali jadalnej Harry czuł się jakby był w blasku reflektorów, gdyż raz po raz zwracały się na niego spojrzenia uczniów. Nie przejmował się tym zbytnio gdyż nie pierwszy już raz był w takiej sytuacji.
Kładąc się do snu myślał o nadchodzącym sezonie Quidicha i nieodłącznych tej grze treningach.
- Znowu będzie okazja, aby utrzeć Malfoyowi nosa – powiedział sam do siebie

Następnego dnia, jego wieczorne przypuszczenia potwierdziły się gdyż na stołówce Angelina, kapitan drużyny Gryfonów w Quiditch obwieściła, że zaraz po śniadaniu odbędzie się pierwszy trening
- Ostro zaczyna przygotowania do sezonu – powiedział Ron, kiedy razem z Harrym, trzymając miotły na ramieniach szli błoniami w kierunku stadionu do Quiditcha.
- Za bardzo przyzwyczaiła się do widoku pucharu i dlatego zrobi wszytstko, aby go nie stracić w tym roku – mruknąl Harry
Po wejściu do szatni zastali już całą drużynę gotową do rozpoczęcia treningu.
- Skoro już wszyscy jesteśmy to możemy zaczynać – obwieściła Angelina– w tym roku zdobycie Pucharu Quiditch jest nie tylko naszym celem, ale wręcz obowiązkiem. Udało nam się to ostatnio, kiedy wypadło z rozgrywek pół drużyny – mówiąc to spojrzała wymownie na Harrego – i uda teraz, kiedy mamy kłopoty bogactwa. Chodzi mi sczególnie o pozycję szukającego, na której może zarówno grać Ginny, jak i Harry. Trening pokaże, kto będzie lepszy i zagra w meczu.
Słysząc te słowa Harry poczuł lekkie ukłucie w żołądku. On najmłodszy szukający w historii Hogwartu, będzie musiał rywalizować z 5 klasistką, która dopiero od roku jest w drużynie.
Z ponurych myśli wyrwał go energiczny głos Angeliny.
- A teraz łapcie swoje miotły i zaczynajcie praktyczną część treningu -
Harry bez słowa wyszedł na zewnątrz. Pewnie dosiadł błyskawicy i szybko wystrzelił w górę.
- Niech Ginny nie myśli, że łatwo mnie wygryzie z drużyny. W tym sezonie dopiero pokaże klasę – pomyślał
Angelina wypuściła kafel, który zaczął wędrować wśród zawodników.
Ron stojący na bramce miał teraz najwięcej roboty, gdyż raz po raz musiał bronić strzały lecące w jego stronę. Harry z niecierpliwością czekał jak Angelina wypuści znicza.
W końcu jego oczom ukazała się mknąca paręnaście stóp pod nim mała złota piłeczka. Z przerażeniem stwierdził, że parę naście cali za nią leci Ginny.
Momentalnie zatrzymał miotłę i całym pędem zaczął lecieć w dół. Kiedy był już dosłownie o dwa łokcie, od Ginny lecącej za zniczem wpadł na szalony pomysł. Siadł na miotle jak na trzepaku, po czym spuścił się na dół, utrzymując się jedynie na nogach. Będąc cały czas w tej pozycji przegonił Ginny i nie patrząc na jej zaskoczoną minę złapał znicza.
- Harry, co ty wyprawiasz, nie jesteśmy w cyrku – wśród pustych drybun stadionu rozległ się rozgniewany głos Angeliny
- Zaprezentowałem wam mój nowy sposób na złapanie znicza – odpowiedziała Młody Czarodziej robiąc łobuzerską minę
- W meczu lepiej nie próbuj wykonywać takich sztuczek. Jakby cię rąbnął jakiś tłuczek to byśmy cię musieli zbierać cię z ziemi – Angelina nie była najwyraźniej zadowolona z popisów Harrego
- Spokojnie Angelino, uwierz, ze mi się nie śpieszy do powrotu na łóżko szpitalne -
- Nie chciałbym wam przeszkadzać w waszej pogawędce, ale przydałoby się zrobić przerwę - krzyknął do nich Ron
- Niech wam będzie, macie godzinę przerwy, ale ani minuty dłużej – słowa Angeliny spotkały się z gromkim aplauzem drużyny
Prosto z boiska Harry z Ronem udali się do Sali Jadalnej na obiad.
- Ciekawe, czemu jeszcze nie ma Hermiony – powiedział Ron kończąc jeść drugie danie
- Pewnie trafiła na jakąś ciekawą książkę i siedzi teraz w bibliotece zapominając o całym świecie – mruknął Harry
- Jak tam trening – usłyszeli na swoimi głowami głos nikogo innego jak Abera
- Harry wymyślił nową pozycję do latania na miotle – powiedział Ron wyszczerzając zęby
- Ech, kiedy byłem w waszym wieku też grałem w Quiditch – rozmarzył się Aber
- To dzisiaj będziesz miał okazję co nieco sobie przypomnieć – powiedział z entuzjazmem Harry – zabieramy cię na trening –
- Ale ja już jestem za stary – próbował się bronić Aber, ale Harry z Ronem już go ciągnęli w kierunku wyjścia
Całe popołudnie ćwiczyli do znudzenia stałe elementy gry. Podawanie kafla, strzelanie do bramki, na której bronił Ron. Harry z Ginny na przemian nurkowali za zniczem, którego wypuszczał dla nich Aber. Okazało się przy tym, że bratanek Dumbledora całkiem dobrze lata na miotle pożyczonej od pani Hoch. Drużyna raz po raz nagradzała brawami zwody i uniki, które im prezentował.
Na kolacje schodzili ledwo żywi umordowani całodziennym treningiem.
Tak więc kiedy tylko Harry doczłapał do dormitorium chłopców, w ubraniu rzucił się na łóżko i niemal natychmiast zasnął.

Nowy tydzień rozpoczynali czterema lekcjami eliksirów. Pamiętając słowa Snapea sprzed tygodnia Harry z Ronem na pięć minut przed lekcją zjawili się pod klasą. Zaraz po nich, tym razem punktualnie zameldował się Aber.
W ciągu czterogodzinnych zajęć nie zdarzyło się nic szczególnego. Snape musiał widać obrać nową politykę, ignorowania Abera. Z racji tego, że Harry był dla niego mniejszym złem, też dał mu spokój. Pod koniec lekcji pokazał swoje stare oblicze dowalając wypracowanie na dwa łokcie pergaminu, tym razem o właściwościach łez feniksa.
Po obiedzie Harry udał się na lekcje obrony przed czarną magią. W klasie zastał już siedzącą przy swoim biurku Sybille. Młodego Czarodzieja od razu uderzyło to, że na jej twarzy nie było uśmiechu, którym zawsze go witała.
- Siadajcie, siadajcie – powiedziała, kiedy weszli do klasy – dzisiaj będziemy w dalszym ciągu ćwiczyli zaklęcie ERVOLFO – po klasie przebiegł szmer zdziwienia – przepraszam chciałam powiedzieć przeciwzaklęcie ERVOLFO, DIMENTRIO –
- Sybillo stało się coś, że jesteś taka roztargniona? – zwróciła się do niej Hermiona
- Co??. Roztargniona. Nie, wydaje ci się– odpowiedziała,ale mimowolnie jej wzrok padł na Proroka Codziennego lezącego na biurku
Hermiona widać to przyuważyła gdyż podeszła do katedry i wzięła do ręki gazetę.
- Co takiego, niemożliwe jak oni mogli coś takiego zrobić – krzyknęła zduszonym głosem
- Sybillo nie obrazisz się jak pokaże klasie ten artykuł - zwróciła się do nauczycielki. Nie czekając na pozwolenie zaczeła czytać

Na podstawie rozporządzenia wydanego przez nadzwyczajnie zwołaną komisję Wizgemotu na wniosek Ministra Magii Lucjusza Malfoya, ogłoszono uniewinnienie 3 Śmierciożerców przebywających w Azkabanie – po przeczytaniu pierwszego zdania , Harry poczuł jak robi mu się gorąco.
Antonin Dołhow, Macnair Walden, Augustus Rookwood, ,zostali oczyszczeni z zarzutów oskarżających ich o współpracę z Samym Wiecie Kim. Swoją decyzję komisja tłumaczy mało wiarygodnym stwierdzieniem, jakoby pomagali Czarnemu Panu nieświadomie, gdyż działali pod wpływem zaklęcia Imperius– po tym jak Hermiona wypowiedziała ostatnie słowo w klasie zapadła cisza
- Paru Śmierciożerców więcej na wolności, to chyba żadna różnica - powiedział flegmatycznym tonem Ron sprowadzając wszystkich do rzeczywistości – rok temu też kilku uciekło z Azkabanu i nikt nie panikował –
- Ron czy ty nic nie zrozumiałeś z tego artykułu – ofukneła go Hermiona – sam powiedziałeś, że rok temu „uciekli”. Teraz nawet się nie musieli nawet trudzić w wmyślaniu jakiegoś podstępu. Ministerstwo samo ich wypuściło –
- To nie jest temat na lekcje – przerwała ich wywody Sybilla - otwórzcie książki na 62 stronie i przeczytajcie cały rozdział o zaklęciu Erwolfo –
Nie chcąc się sprzeciwiać swojej ciotce Harry rad nie rad otworzył podręcznik
Całą pierwszą godzinę spędzili na mozolnym zapoznawaniu się z zaklęciem Ervolfo. Na drugiej lekcji przystąpili do ćwiczenia przeciwzaklęcia Dimentrio. Mając cały czas w głowie artyku&;#322; z Proroka Codziennego ani razu nie był w stanie zablokować zaklęcia rzucanego przez Sybillę.
Po zjedzeniu kolacji we trójkę rozsiedli się przed kominkiem:
- Z tego, co mówisz wynika, że Malfoy po usunięciu osób, które by mu mogły przeszkadzać, zaczął realizować swoje cele – zwrócił się do Harryego Hermiona
- Na to wygląda –
- Dziwi mnie tylko, jak ta komisja Wizgemotu mogła poprzeć decyzje Malfoya– wtrącił się Ron
- Jak prawie cala siedzi w jego kieszeni to nie masz się czemu dziwić - odpowiedziała ponuro Hermiona - zaskoczyło mnie, czemu Sybilla przejęła się tak tym artykułem – dodała po chwili
- Jak sama była Ślizgonką to na pewno musiała ich znać – powiedział Harry – wspominała mi, że większość osób, z którymi się kumplowała w Slytherinie zginęła, albo trafiła do Azkabanu
- Wiecie co, chyba podobnie jak rok temu zaprenumeruje Proroka Codziennego – odezwała się po chwili zamyślenia Hermiona
- Założę się, że jutro jak dostaniesz gazetę, na pierwszej stronie będzie zdjęcie Sam Wiesz Kogo. Pod spodem pojawi się informacja, że został oczyszczony z zarzutów o zabijanie ludzi gdyż czynił to pod wpływem zaklęcia Imperio, które sam na siebie rzucił – powiedział złośliwie Ron
- Ron to nie jest powód do żartów – oburzyła się Hermiona
- Jak mam zły humor, to mam ciężki dowcip –
Gadając praktycznie o niczym przesiedzieli tak do 11.00 wieczorem. Żegnając się z Hermioną, Harry zastanawiał się, jakie kolejne złe wieści przyniesie nowy dzień.

Rozdział XI

Nowy bramkarz

Początek wtorku nie nastrajał Harrego zbyt optymistycznie gdyż na pierwszej lekcji dostał naganę od profesor Mc Gonall.
- Potter czy ty sobie ze mnie kpisz – usłyszał nad swoim uchem głos opiekunki jego domu
- Nigdy bym nie śmiał –
- To w takim razie powiedz mi, w jakim celu zmieniasz swoją biedronkę w chomika, skoro wyraźnie powiedziałam, że ma się stać nietoperzem –
- Eeee, zapomniałem trochę jak się rzuca to zaklęcie, co nam pani tydzień temu pokazywała – tłumaczył się niezręcznie, Harry
- Co takiego?? Czy mam rozumieć, że nie przeczytałeś książki, którą ci poleciłam?
- No już ją wypożyczyłem, ale jeszcze nie miałem czasu....-
- Lepiej już nic nie mów, bo cię jeszcze ukarzę szlabanem. Na jutro masz mi napisać wypracowanie o wszystkich znanych sposobach trasmutaji żywych obiektów –obwieściła groźnie – ty Wesley tak samo – dodała patrząc na szczura, w którego przemieniła się mysz Rona
Prosto z klasy co tchu Harry ze swoim przyjacielem pobiegł do biblioteki, aby znaleźć tam jakaś pozycję opisującą działanie łez feniksa. Kompletnie zapomnieli o dzisiejszym wypracowaniu dla Snaepa, za którego brak groził im nawet szlaban
- Widzę, że się w końcu wzięliście do nauki – zwróciła się do nich Hermiona, kiedy trzymając po 2 książki każdy, rozsiedli się koło chatki Hagrida
- Na naukę nigdy nie jest za późno – powiedział ponurym głosem Ron
Całą pierwszą lekcję spędzili na pobieżnym słuchaniu tego co Hagrid mówił o Sfinksach i jednoczesnym wertowaniu książek i wybieraniu najważniejszych informacji o łzach feniksa.
Na drugiej lekcji pojawił się Aber i dzięki jego pomocy ostatnie 20 minut opieki nad magicznymi stworzeniami mogli spędzić na aktywnym uczestnictwie w lekcji.
- Mogę cię prosić na słówko – zwrócił się do Harrego Hagrid, kiedy już zakończył zajęcia i większość uczniów udała się w kierunku zamku
- Oczywiście – odpowiedział Młody Czarodziej spodziewając się, że to słówko będzie dotyczyło jego niezwykłej aktywności w czasie lekcji
- To my jakby co będziemy w Sali Jadalnej– powiedziała Hermiona i razem z Ronem pomaszerowała w kierunku bramy wejściowej do szkoły
- Nieźle mnie wystraszyłeś tydzień temu – zwrócił się do Harego Hagrid, siadając na ławce przed swoją chatka
- Chodzi ci o to starcie z Malofyem? ?– zapytał zdziwiony Harry
- No, a niby o co – burknął Hagrid, zapewne zły, że już zapomniał, że to on zaniósł go do skrzydła szpitalnego-
- Nawet ci nie podziękowałem – powiedział lekko zawstydzony Harry- Hermiona mi powiedziała, że gdyby nie twoja szybka reakcja to mogłoby być ze mną naprawdę źle
- No nie przesadzaj– odpowiedział udobruchany gajowy – no ale fakt, kiedy cię znalazłem to najlepiej nie wyglądałeś -
- Mówił ci Dumbledore w jaki sposób rzuciłem to zaklęcie –
- Wspominał coś, że Malofy musiał źle użyć Cruciu i dlatego się od ciebie odbiło –
- No tak. Dlatego się odbiło – mruknął Harry, mając wyrzuty sumienia, że okłamuje jednego z najlepszych przyjaciół
- Lepiej już wracaj do zamku, bo się spóźnisz na lekcje, do zobaczenia – powiedział na odchodne Hagrid
- Do zobaczenia, wpadnę jeszcze do ciebie w tym tygodniu z Ronem i Hermioną -
Mimo, że Harryemu rzadko się zdarzało łamać dawane komuś obietnice, to jednak nie odwiedził Hagrida przez cały tydzień. Miała na to wpływ masa pracy domowej, jaką zalali go nauczyciele. Wypracowanie o łzach feniksa okazało się oczywiście do poprawki. Dodatkowo Snape jeszcze im dowalił przeczytać książkę dotyczącą sposobów na warzenie najbardziej skomplikowanych trucizn. Jeśli dodać do tego zadania domowe od profesora Flitwicka, nie należy się dziwić, że Harry cały tydzień razem z Ronem spędził wyłącznie z nosem w podręcznikach. Wolny czas udało im się znaleźć w niedziele na drugi, trening Quiditcha. Podobnie jak ostatnio ćwiczyli stałe elementy, które miały im pomóc w zwycięstwie w najbliższym meczu z Puchonami. Harry zmęczony całotygodniową harówką nie miał nawet ochoty wymyślać jakieś nowych zwodów i sposobów latania na miotle.

***
Droga Kathie

Na początku muszę się usprawiedliwić,dlaczego nie pisałem do Ciebie od niemal dwu tygodni.Naucyzciele dowalili mi ostatnio masę roboty . Mam nadzieję, że u ciebie w szkole tak nie cisną. Poza tym u mnie wszystko jest porządku. Snape dalej się wścieka na Abera na lekcjach. Ostatnio nawet niewiele brakowało, by nie doszło między nimi do pojedynku.. Aber zarzucił Smarkowi, że w swoim systemie oceniania bardziej faworyzuję Ślizgonów, co jest niezgodne z regulaminem.
Czekam z niecierpliwością na jakiś list od Ciebie.

Harry

PS. Hermiona z Ronem zapowiedzieli że na Święta Bożego Narodzenia zostają w szkole....tak więc nie masz wyjścia i musisz przyjechać.

- Coraz lepiej mi idzie pisanie listów- pomyślał Harry chowając arkusz papieru do koperty
Przez moment wahał się, czy nie odwiedzić teraz Sybilli, aby poprosić jej o wysłanie wiadomości do Kathie. Po chwili jednak stwierdził, że pewnie spotka ją na dzisiejszym meczu Quiditcha i wtedy będzie mógł dać list.
Był już koniec września, czas inauguracji rozgrywek o Puchar Quditch.
Harry podekscytowany tym faktem wstał dość wcześnie i nie mając nic lepszego do roboty napisał list do Kathie.
- Już nie spisz, dopiero siódma rano? – usłyszał za sobą głos Rona,który się właśnie obudził
- Nie mogłem spać –
- Trudno się dziwić, dzisiaj mamy ważny mecz z Puchonami –
- Jak sądzisz, kogo wystawi Angelina na pozycji szukającego??- zapytał Harry
- Jak to kogo, ciebie – odpowiedział Ron całkowicie zaskoczony słowami przyjaciela
- Ja tam nie jestem tego taki pewien. Przecież sama powiedziała, że mamy w składzie dwu dobrych szukających, którzy będą musieli rywalizować o 1 miejsce –
- Wiesz co, nie chce mi się wierzyć, że rozmawiam teraz z Harrym Potterem, najmłodszym szukający w historii Hogwartu. Chłopie więcej wiary we własne siły – powiedział z entuzjazmem Ron
- Musicie mi robić pobudkę z samego rana, jest Sobota - po sypialni rozległ się głos niezadowolonego Seamusa
- Musimy, cisza nocna jest do 6.00 – odpowiedział Ron – proponuje zejść już do jadalni – dodał zwracając się do Harrego
Ignorując narzekania Seamusa ubrali się i zeszli na dół. Jakież było ich zaskoczenie, kiedy zastali tam Hermionę.
- Nie tylko my rano wstajemy – powitał ją Harry
- Wstałam wcześnie, bo muszę dzisiaj polecieć do biblioteki –
- Hermiono czy przypadkiem nie ma to nic wspólnego z twoją WSZĄ? – zapytał Ron z krzywym uśmiechem
- Może ma, a może nie ma, nie twoja sprawa – odpowiedziała poczym zjadłszy szybko swój tost z dżemem, złapała torbę i pognała w kierunku wyjścia
- A już myślałem, że dała już spokój biednym skrzatom- westchnął Ron – one to dopiero mają z nią ciężkie życie –
O ósmej Sala Jadalna zaczęła się zapełniać. Koło Harrego i Rona przechodzili Gryfoni, życząc im zwycięstwa w meczu. Pół godziny potem pojawiła się Angelina, która sama nie jedząc śniadania, zebrawszy całą drużynę zaprowadziła ją na boisko do Quiditcha.
- Jeśli będziecie realizowali wszystkie założenia taktyczne, które przerabialiśmy na ostatnich treningach to zwycięstwo mamy w kieszeni - zwróciła się do swoich zawodników, kiedy przebierali się w stroje do gry - aby mieć dobrą sytuację wyjściową musimy koniecznie wygrać dzisiejszy mecz – dodała
Kiedy wszyscy byli już gotowi przy aplauzie widowni cała drużyna wyszła na środek płyty boiska. Trybuny były skąpane w blasku wrześniowego słońca, a na niebie nie dało się znaleźć ani jednej chmurki. Jednym słowem pogoda do gry w Quiditcha był wręcz wymarzona.
- Witam wszystkich na tegorocznej inauguracji rozgrywek o Puchar Quiditch – po widowni rozległ się głos komentatora, Lee Jordana - Gryfoni zmierzą się dzisiaj z Puchanami -
Zawodnicy stanęli naprzeciwko siebie. Angelina podeszła do kapitana Puchonów i podała mu rękę.
- A więc, zaczynamy mecz – krzyknęła pani Hoch i po chwili obie drużyny znalazły się w powietrzu
Harry zgodnie z instrukcjami Angeliny wzbił się jak najwyżej, aby mieć dobre pole do obserwacji.
- Zawodnicy Gyrfonów kontrolują grę . Kathie podaje kafla do Angeliny, a ona potężnym zamachem ciska go do bramki Puchonów – Jest już 10 – 0 dla Gryfonów!!-
Harry dostrzegł wrzawę, jaka zapanowała na trybunach. W tej samej chwili jakiś zabłąkany tłuczek przeleciał, mu może najwyżej pół calana głową.
- Ej panowie pałkarze, nie ważne jak wy tam się nazywacie . Przed chwilą o mało, co nie straciliście szukającego!! – ryknął na nich Lee Jordan - gdzie macie oczy. Fred z Gerogem nigdy by do czegoś takiego nie dopuścili. Ach gdyby tu byli i grali z nami –
- Jordan, masz komentować grę, a nie oceniać grę zawodników- ofuknęła go Mc Gonall
- Oczywiście pani profesor, cały czas staram się to robić - odpowiedział Lee – a więc tym razem Puchoni przeprowadzają akcję prawym skrzydłem. Bezsensowne podanie podanie kafla do pałkarza, który w tym samym momencie musi odbić lecący na niego tłuczek..... prosto w bramkarza Gryfonów.!! O nie trafił go!!.Ron spada na dół, niech ktoś mu pomorze. Zaraz się rozbije!! - .
Harry niewiele myśląc, mimo, że był dobre kilkanaście metrów od swojego przyjaciela, ruszył mu na pomoc. Mknąc na maksymalnej szybkości, na jaką stać błyskawicę błyskawicę niemal jak pocisk armatni leciał pionowo w dół, za spadającym Ronem.
- Harry Potter ruszył na pomoc. Oby zdążył!! – krzyczał do mikrofonu Lee – szybciej,szybciej, za chwilę nie będzie co zbierać z Rona. Udało się!!!!! Złapał go metr nad ziemią, -
Harry delikatnie kładąc Rona na trawie zeskoczył z miotły. Z czoła jego przyjaciela ściekała krew. Pod wpływem uderzenia tłuczkiem musiał stracić przytomność. Na boisku natychmiast pojawiła się Pani Pompey z Sybillą.
- Zawodnik nie może grać, trzeba go zanieść do skrzydła szpitalnego – obwieściła po oględzinach pielęgniarka
- WIWGARIUM LEVIOSA – wypowiedziała zaklęcie Sybilla. Ciało Rona zawisło nad ziemią i zaczęło się przemieszczać w kierunku zamku. Po chwili Sybilla z Panią Pompey znikła w bramie.
- Będziecie grać bez jednego zawodnika, czy oddajecie mecz walkowerem - zwróciła się do Angeliny Pani Hoch
- Bez obrońcy nie mamy szans, chyba żeby Ginny zagrała za Rona -
- Nawet na mnie nie liczcie – puściłabym kafla strzelonego z odległości 40 stóp– obwieściła ku rozpaczy Angeliny
- W takim razie nie pozostaje nam nic innego jak walkower-
- Czekajcie, chyba mam kandydata, który by mógł zastąpić Rona- krzyknął z entuzjazmem Harry
- Kogo??- jednocześnie spytały go Ginny z Kathie
- Abera, brał udział w jednym z naszych treningów i był całkiem dobry –
- Dobrze wam znicze wyrzucał, ale to nie oznacza, że potrafi bronić – wtrąciła Angelina
- W młodości grał sporo w Quiditcha. Ja bym na twoim miejscy zaryzykował. Nie mamy nie do stracenia -
Angelina przez chwilę rozważała propozycję Harrego:
- No niech ci będzie, gdzie on jest??-
- Zaraz go przyprowadzę – Harry ile sił w nogach pobiegł w kierunku trybun szukając wzrokiem Abera. Siedział koło profesor MC Gonall.
- Aberze chodź szybko ze mną do szatni. Mam dla ciebie niespodziankę!!-
- Niespodziankę?? A możesz mi zdradzić jaką-
- Zaraz się dowiesz- powiedział Harry ciągnąc Abera w stronę szatni
- Załóż tą zapasową szatę- zwrócił się do wujaszka- zagrasz z nami w meczu. Nie mamy obrońcy-
- Harry, ale ja jestem już za stary na Quiditch -
- Nie gadaj tylko się ubieraj, na treningu byłeś całkiem dobry. Jeśli nam, nie pomożesz to będziemy musieli oddać mecz walkowerem.-
Po tym argumencie Aber rad nie rad, udał się za Harrym na boisko.
- Uwaga, uwaga Gryfoni znaleźli nowego obrońcę, jest nim brat naszego dyrektora Aberforth Dumbledore – ryknął Lee do mikrofonu
- Będziesz stał przy trzech pętlach i starał się odbijać lecące ku nim kafle – powiedziała Angelina do Abera
- Wiem moja droga, nie musisz mnie uczyć zasad gry. Znałem je, kiedy ciebie jeszcze nie było na świecie –
- Zobaczymy czy będzie to miało przełożenie na praktykę -
Harry z drżącym sercem o Abera, ustawił się z całą drużyną na środku boiska naprzeciwko Puchonów.
- Zawodnicy w górę, kontynuujemy dalej mecz – krzyknęła Pani Hoch
Po przerwie Puchoni zdawali się odzyskać motywację i wiarę we własne siły, gdyż z impetem ruszyli na bramkę Abera.
- 10 – 10 , remis – obwieścił Lee Jordan, po nieudanej paradzie Abera, kiedy to przepuścił piłkę między rękami
Harry pomyślał, że Angelina będzie mu wypominała do końca życia, że jej doradził takiego zawodnika.
- Kolejna akcja Puchonów, odbicie kafla, strzał ii.............Aber broni!! – krzyknął rozradowany Lee- cóż za kunszt, Ronowi szykuje się nowy rywal do bramki –
Młody czarodziej widząc to odzyskał wiarę w to, że jeszcze będą mogli wygrać ten mecz. Zniżając trochę tor lotu zaczął wypatrywać znicza.
- Jest – krzyknął sam do siebie, gdyż dostrzegł malutki złoty punkt zmierzający w kierunku bramki Puchonów.
Momentalnie poderwał błyskawicę.
- Harry Potter, musiał dostrzec znicz – krzyknął Lee
- Jeszcze tylko 5 metrów, 4, 3, 2- liczył odległość Harry
- O nie, znicz przelatuje przez pętlę Puchonów – krzyknął zły Lee – ale uwaga Harry przymierza się iiiii,?? Jest, tak!! Też przeleciał i złapał znicz. Gryfoni wygrywają 160 do 10 -
Harry któremu pot się lał z czoła, wylądował na płycie boiska. Nie mógł uwierzyć w to, co sam zrobił przed chwilą. Udało mu się w pełnym pędzie przelecieć przez pętlę mającą co najwyżej 2 metry średnicy.
Kiedy tylko zbliżył się do trybun Gryfoni złapali go i zaczęli podrzucać do góry skandując – - - Teraz Potter jest naszym królem, on łapie znicze na fest –
Trwało to dobre 5 minut, dopóki nie przywołała ich do porządku profesor Mc Gonall.
W wyśmienitym nastroju Harry, ile sił w nogach pobiegł w kierunku zamku. Postanowił odwiedzić Rona, aby podzielić się z nim radosną nowiną.
Po drodze raz po raz zahaczali go uczniowie, gratulując udanego meczu.
W skrzydle szpitalnym zastał stojącą nad łóżkiem Rona Sybillę.
- Miał sporo szczęścia. Tłuczek trzasnął go dość mocno,. Doznał tylko niewielkiego wstrząsu mózgu– zwróciła się do Harrego – Pani Pompey podała mu eliksir usypiający – dodała wyjaśniając czemu Ron miał zamknięte oczy
- Bałem się, czy aby nic poważnego mu się nie stało –
- Gdybyś go nie złapał, byłoby z nim źle –
- Jutro pewnie będzie na mnie zły – powiedział uśmiechając się Harry
- A niby dlaczego??!!-
- Namówiłem Abera, aby zstąpił Rona w końcówce meczu, a że się dobrze spisał, nie zdziwię się jak go Angelina weźmie do drużyny –
- Ciekawych się rzeczy dowiaduje o moim mężu, nie wiedziałam, że z niego taki sportowiec - zaśmiała się Sybilla
- Nie chce wam przeszkadzać w rozmowie, ale szpital nie jest miejscem na pogawędki – w rozmowę wtwrąciła się pani Pompey
Stosując się do jej słów wyszli na korytarz.
- No to do zobaczenia – pożegnała Sybilla Harego, kiedy doszli do jej gabinetu
- Do zobacze.......... eee Sybillo bym zapomniał. Mogłabyś wysłać list do Kathie, napisałem go dzisiaj rano –
- Nie ma sprawy – odpowiedziała – ale wiesz co Harry, zauważyłam, że ostatnio często korespondujecie, czy coś się przypadkiem z tego nie kroi? – zapytała patrząc podejrzliwie na siostrzeńca
- To ja już będę leciał, mam do napisania wypracowanie dla profesora Flitwicka– odpowiedział Harry i pognał w kierunku dormitorium
Nie kłamał, gdyż całe popołudnie i wieczór spędził z nosem w książkach. Uporał się z wypracowaniem na wtorkowe zaklęcia, po czym pogrążył się w lekturze, którą zadała mu profesor Sprout „ Przegląd czarodziejskich roślin”.

Dalszy ciąg TUTAJ
 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki