Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
  Rozdział XII

Lekcje u Albusa Dumbledore

Pierwsze tygodnie października nie przyniosły niczego szczególnego. Ron następnego dnia po wypadku wyszedł ze skrzydła szpitalnego i był jak nowo narodzony. Zaraz po tygodniu stwierdził jednak, że wolałby przeleżeć u Pani Pompey, nawet cały miesiąc, byle nie musieć odrabiać takiej masy prac domowych, które dowalali im nauczyciele. W edukacyjnej harówce urozmaiceniem były dla nich treningi Quiditcha. Harry pomyślał że gdyby nie ukochana gra, nie wytrzymałyby takiego nawału nauki, z którym spotkali się w tym roku. Poza tym na duchu podtrzymywała go myśl o nadchodzących Świętach Bożego Narodzenia, kiedy to miała przyjechać do Hogwartu Kathie.


***

- Możecie pochować różdżki. Na dzisiejszej lekcji nie będą wam potrzebne – zwrócił się profesor Flitwick do klasy. Wśród uczniów zabrzmiał pomruk zdziwienia.
Harry również nie krył swojego zaskoczenia. Dotychczas lekcje bez różdżkę serwowawała im jedynie rok temu profesor Umbridge - .
- Po opanowaniu przez was ostatnio zaklęcia powodującego kurczenia, stwierdziłem, że znacie już dość dobrze podstawy magii i w związku z tym możemy przejść do bardziej zaawansowanych czarów – kiedy powiedział te słowa szepty w klasie umilkły – czarów, do których nie potrzeba ani różdżki ani zaklęć. Jedyną przydatną rzeczą jest wasz umysł, a raczej siła woli –
Harry z ciekawością łowił każde słowo nauczyciela.
- Pod blatami ławek macie szklanki – obwieścił Flitwick – niech każdy z was wyjmie jedną. Waszym zadaniem będzie sprawienie, aby uniosły się w górę choć na cal -
Wszyscy z entuzjazmem wykonali jego polecenie. Po chwili jednak rozległ się brzęk tłuczonego szkła
- No tak, zapomniałem was uprzedzić, że za pierwszym razem mało komu się to udaje. Zresztą nie zdziwcie się, jeśli mimo waszych największych wysiłków nie osiągniecie jakichkolwiek rezultatów. Wielu wykwalifikowanych czarodziejów ma kłopoty z tymi czarami – skwitował całą sytuację profesor Flitwcik
Harry po tych słowach sięgnął po drugą szklankę. Starał się maksymalnie skoncentrować. Efekt był taki sam jak za pierwszym podejściem . Miał na to duży wpływ Aber, którego naczynie może i się unosiło w górę, tylko, że za każdym razem wystrzeliwało w sufit opryskując wszystkich w pobliżu kawałkami szkła.
- Cholera trzecia z rządu stłuczona szklanka – zaklął pod nosem siedzący koło Harrego Ron
- O jedną jesteś ode mnie lepszy – odpowiedziała mu ze zrezygnowaną miną Hermiona
- Maksymalnie się skoncentrować - wypowiadał po raz niewiadomo który w myślach te słowa Harry
- Oooo, spojrzyjcie na pana Pottera!!– krzyknął profesor Flitwick, zobaczywszy szklankę Harrego, która się unosiła nad biurkiem – jeśli ci się uda utrzymać ją w powietrzu przez 30 sekund zarobisz 10 punktów dla Gryfindoru – dodał zadowolony z osiągnięć podopiecznego
Harry był przekonany, że mógłby utrzymać naczynie nawet 5 minut. Dobrze czuł jak kontroluje jego ruchy.
- A gdyby tak przenieść szklankę na biurko profesora – wpadł na szaleńczy pomysł
Jeszcze bardziej się skupił. Podtrzymując szklany przedmiot wzrokiem zaczął go nakierowywać w stronę Flitwicka
- Nie do wiary, szklanka leci w moją stronę – krzyknął kompletnie zaskoczony Flitwick – a teraz ląduje koło mnie - dodał całkowicie oszołomiony
- Harry czy byłbyś w stanie przywołać ją teraz do siebie?? – zapytał zaciekawiony
- Czemu nie – odpowiedział młody czarodziej rozpraszając po części swoją uwagę i wtedy stało się coś, czego się nie spodziewał. Naczynie ani drgnęło, choć zaczęło się podnosić się w górę, tylko że z całym z biurkiem
- Wielkie nieba jak ty to robisz! – krzyknął Flitwick
W klasie rozległy się okrzyki podziwu
Harry mile tym połechtany zaczął kierować biurko w swoim kierunku. Po chwili stanęło koło jego ławki.
- Dostaję jakieś punkty pranie profesorze - zapytał niewinnym tonem
- Punkty – wymamrotał Flitwick, który wyglądał jakby przed chwilą zobaczył Sami – Wiecie Kogo – a tak oczywiście, Gryfindor otrzymuje ich 25 -
Do końca lekcji wszyscy byli pod wrażeniem wyczynu Harrego, tak, więc nikomu nie udało się swoich szklanek wprawić nawet w najmniejszy ruch.
- Jak ci się Aberze podobała moja lewitacja – zwrócił się Młody Czarodziej do wujaszka po tym jak opuścili klasę.
- Harry jaką masz teraz lekcję?? –
- Zielarstwo, a czemu pytasz?? –
- Hermiono, powiedz profesor Sprout, że Harry nie przyjdzie na zajęcia, gdyż jest u dyrektora –
- U dyrektora...,no powiem oczywiście – odpowiedziała zdziwiona
Bez zbędnych wyjaśnień Aber zaprowadził Harrego pod posąg kamiennej chimery.
- Zadek Hipogryfa – na te słowa chimera jakby ożyła gdyż obróciła się ukazując biegnące na górę schody.
Harry dobrze znał to przejście, gdyż nie raz już bywał w gabinecie Dumbledora.
Po krótkiej wspinaczce Aber zastukał do drzwi:
- Proszę –
W pokoju Albusa w porównaniu w poprzednimi latami nie było żadnych zmian. Na ścianach dalej wisiały portrety dawnych dyrektorów Hogwartu. Na oknie siedział feniks Faweks, który już raz uratował Harremu życie.
- Miło was widzieć – zwrócił się do nich Dumbledore – sądzę, że wasza wizyta nie jest raczej w celach towarzyskich –
- Wydaje mi się, że już nadszedł czas, abyś zaczął udzielać Haremu lekcji – powiedział Aber – dzisiaj na zaklęciach u Flitwicka, bez użycia różdżki przelewitował do swojej ławki biurko naszego profesora – dodał
- Harry czy to prawda?? –
- Tak panie profesorze, ale z tym biurkiem to był przypadek. Miałem podnieść do góry szklankę, a że przez chwilę rozproszyłem uwagę, to niechcący podniosłem katedrę naszego profesora-
- Skoro tak to nie mam do ciebie pretensji – powiedział Dumbledore przechadzając się po gabinecie – mogłem uprzedzić Flitwicka o twoich wyjątkowych zdolnościach -
- Czy to ma związek z moją mocą?? -
- Oczywiście, przecież żaden zwykły uczeń nie byłby w stanie wprawić w ruch tak dużego obiektu –
- To jak z tymi lekcjami dla Harrego – wtrącił się Aber
- Chyba masz rację. Nadszedł już czas żeby, co nieco go poduczyć –
- Poduczyć mnie, czego??!! –
- Wykorzystywać swoje zdolności, w taki sposób, aby ani sobie, ani innym nie zrobił krzywdy – wyjaśnił Dumbledore kręcąc młynka palcami
- Przydałoby mi się to rzeczywiście – odpowiedział Harry – panie profesorze, a co mam powiedzieć Ronowi i Hermionie, jakby mnie się pytali..... –
- Nic – przerwał mu Albus – narazie nic, przyjdzie czas, aby dowiedzieli się prawdy –
- To w takim razie my już z Harrym będziemy wracać na lekcje. Mamy zielarstwo – powiedział Aber
- Nie zatrzymuje was, nauka jest zawsze najważniejsza – odpowiedział Dumbledore
Szybko zbiegli po schodach. Harry spodziewał się, że wujaszek tak się śpieszy, aby jego bratanek jak najmniej stracił z lekcji. Po wyjściu z zamku skierowali się jednak nie w kierunku cieplarni, ale na błonia Hogwartu.
- Aberze. Nie pomyliłeś, aby przypadkiem drogi do cieplarni??–
- Do cieplarni?? Chce cię się przesiedzieć półtorej godziny na nudnych lekcjach o profesor Sprout – odpowiedział pytającym tonem Aber
- Nie za bardzo –
- No to, nie dziw się, że cię prowadzę na błonia. Coś ci fajnego pokażę –
Zaaferowany tym, co ma mu do zademonstrowania Aber Harry, bez słowa podążał za wujkiem.
- Zaczekaj chwilę – zwrócił się do siostrzeńca Aber, kiedy doszli do znajdującje się na stadionie Quiditcha szatni Gryfonów.
Po chwili ukazał się Haremu, trzymając pod pachą połyskującą świeżym lakierem miotłę.
- Prezentuje ci następczynię błyskawicy, o nazwie Piorun 007 – obwieścił, uśmiechając się jednocześnie na widok miny bratanka– kupiłem ją jeszcze w te wakacje w Stanach i sądziłem, że mi raczej nie będzie potrzebna tu w Anglii, ale w zaistniałych okolicznościach, kiedy Angelina wkręciła mnie do drużyny.... -
- Musiała kosztować cię kupę forsy – przerwał mu podekscytowany Harry
- Na taką miotłę nie zawahałem się wydać wszystkich oszczędności. I tak kupiłem ją dość tanio, bo prosto od producenta, który ma jedyny zakład produkacji tego rodzaju sprzętu w Nowym Yorku –
- Mogę się na niej przelecieć ??– zapytał Harry
- No pewnie, po to cię tu przyprowadziłem –
Czując dreszcz podniecenia Harry dosiadł miotły. Nawet nie wiedział, kiedy znalazł się 10 metrów nad ziemią. Maksymalnie się rozpędził, po czym zrobił gwałtowny zwód. Miotła reagowała na każdy jego ruchu. Można było odnieść wrażenie, że z dosiadającą ją osobą tworzyła jedną całość. Była o wiele szybsza i zwrotniejsza o d Błyskawicy.
- I jak się latało – krzyknął Aber do Harrego, który podchodził do lądowania
- Powiem tyle, z takim sprzętem nie da się przegrać meczu –
- Jak chcesz to będę ci mógł wypożyczać moją miotłę na ważne rozgrywki –
- Naprawdę?? To byłoby wspaniale –
Wracając do zamku Harry ciągle był pod wrażeniem miotły Abera. Siedząc w sali jadalnej nie zauważył nawet, kiedy przysiadła się do niego dwójka jego przyjaciół.
- Miałeś kłopoty u Dumbledora?? – zapytał Ron
- Eeeee- Harry wyrwał się z zamyślenia – najmniejszych, dyrektor pogratulował mi za moje osiągnięcie -
- I właśnie po to Aber zwolnił cię z lekcji – Hermiona zdawała się nie dowierzać jego słowom
- Ron podaj mi ziemniaki – powiedział Harry ignorując jej pytanie
Hermiona nic nie powiedziała tylko westchnęła i zabrała się za swoją porcję jedzenia.

Zbliżał się Listopad. Dni stawały się o wiele bardziej krótsze. Treningi, które odbywały się raz w tygodniu w piątek, Gryfoni zaczynali w poświacie zachodzącego słońca a kończyli w szybko zapadającym mroku. Harry miał jeszcze więcej zajęć niż na początku roku, gdyż, musiał uczęszczać na lekcje magii u Albusa Dumbledore. Na pierwsze spotkanie, szedł z lekkimi obawami. Obawiał się, czy będzie w stanie przyswoić sobie umiejętności, których ma go nauczyć dyrektor.
- Zadek Hipogryfa - wypowiedział hasło, kiedy znalazł się przed posągiem Chimery, która na dźwięk jego słów bezeszeestnie obróciła się
- Ściskając w ręku różdżkę, zaczął piąć się schodami na górę.
- Wejdź Harry – usłyszał, kiedy stanął przed drzwiami
- Na samym początku musisz mi obiecać, że to, czego się u mnie nauczysz nie będziesz wykorzystywać na terenie szkoły – powitał go dyrektor, od razu przechodząc do właściwego celu spotkania
- Może być pan tego pewny – odpowiedział Harry.W duchu pomyślał, że przy Malfoyu dotrzymanie tej obietnicy będzie wymagało od niego stalowych nerwów
- Trzymam cię za słowo – mruknął dyrektor, po czym dodał – zaczniemy od tego, że sprawdzę jak dużą magiczną moc już posiadasz -
- Mam nadzieję, że nie będziemy się pojedynkować – powiedział lekko przestraszony Harry
- Bynajmniej nie mam zamiaru – odpowiedział z uśmiechem Dumbledore- rzucimy teraz we dwóch jakieś dwa przypadkowe zaklęcia, które spowodują,że nasze różdżki połączy pewien rodzaj magicznej więzi – mówiąc to bez uprzedzenia podniósł swoją różdżkę. W tej samej chwli wystrzelił z niej fioletowy płomień światła.
Harremu ledwo udało się odpowiedzieć, zaklęciem blokującym. Sprawdziły się słowa dyrektora, gdyż w tym momencie dzielił ich fioletowo – zielony promień. .
- Wywołaliśmy efekt podobny do tego, jaki nastąpił w czasie twojego starcia z Voldemortem w czwartej klasie. Różnica polega na tym, że nasze różdżki mają dwa różne rdzenie -
- Co mam teraz robić –
- Poczujesz gorąco, które będzie zbliżało się w twoim kierunku. Staraj się je zatrzymać i skierować do mnie –
Na potwierdzenie tych słów Harry poczuł jak różdżka zaczyna go parzyć. Starał się utkwić swoją uwagę w snopie światła i skierować go w kierunku Dumbledora. Nagle rozległ się huk i gabinet zapełnił się dymem. Po chwili młody czarodziej dostrzegł wstającego z podłogi lekko zmieszanego dyrektora..
- Muszę się przyznać, że mnie teraz zaskoczyłeś. Nie spodziewałem się, że tak szybko odwrócisz w moją stronę czar
- Czy coś zrobiłem źle?? –
- Poszło ci bardzo dobrze – uspokoił Dumbledore Harrego – zaczynasz wykorzystywać coraz więcej swojej mocy. Szkopuł tkwi w tym, żebyś ją bardziej kontrolował –
- Przejdziemy teraz do ćwiczeń, które właśnie ci w tym pomogą. Możesz swoją różdżkę odłożyć na bok – mówiąc to Dumbledore podobnie zrobił ze swoją – będę teraz rzucał na ciebie proste zaklęcia, które będziesz musiał zablokować siłą woli – powiedział i podkasał rękawy
Podekscytowany Harry stanął naprzeciwko dyrektora.
- Dla bezpieczeństwa, nie staraj się tak bardzo skoncentrować jak ostatnio – dodał masując sobie obolałe ramię
Z dłoni Dumbledora wystrzeliły czerwone płomienie, które pomknęły w kierunku Harrego. Niemal w tym samym momencie zatrzymała je złota poświata.
- Bardzo dobrze. O to mi właśnie chodziło – pochwalił ucznia Albus – a teraz zobaczymy co się nauczyłeś u Profesora Flitwicka - mówiąc to skierował spojrzenie na stojącą koło niego komodę, która zaczęła się unosić i lecieć w kierunku Harrego
Skoncentrować się, ale nie za bardzo – powtarzał w myślach nastoletni czarodziej
- Dobrze Harry, dobrze, a teraz delikatnie odstaw ją na miejsce – powiedział Dumbledore, kiedy komoda zatrzymała się. Po chwili stała już pod ścianą.
- Nasz czas już się kończy – obwieścił Dumbledore, spoglądając na zegarek – zapraszam cię do siebie w następnym tygodniu –
Harry po tych słowach opuścił gabinet dyrektora. Kamienna posąg przesunął się na bok i po chwili był już na korytarzu. Zastał tam stojącą koło Chimery Cho Chang, szukającą Krukonów.
- Cześć Harry – powiedziała na przywitanie - zupełnie się ciebie tu nie spodziewałam
- A cześć, doradzałem Dubledorowi, jaki prezent ma kupić na urodziny mojej ciotki – skłamał, jednocześnie myśląc jak się pozbyć Cho, bo jakoś nie miał ochoty z nią na rozmowę
- Aha , wiesz co chciałam cię przeprosić za moje zachowanie na Ulicy Pokątnej??-
- Tak... – zapytał Harry nie wiedząc bardzo, o co chodzi
- No mówię o tym jak cię spotkałam z twoją przyjaciółką - powiedziała rumieniąc się – głupio się wtedy zachowałam – przerwała, aby na chwilę zaczerpnąć oddech - bo ja pomyślałam, wtedy, że to twoja dziewczyna – `
- Naprawdę. Zupełnie mnie zaskoczyłaś swoimi przypuszczeniami.– odpowiedział Harry siląc się na uśmiech
- Byłam głupia i tyle, tak samo jak rok temu, kiedy się pokłóciłam z tobą–
- Stare dzieje, było minęło – mruknął do siebie Harry, ale Cho musiała to dosłyszeć gdyż powiedziała:
- No właśnie. W ogóle to będziemy mogli sobie wszystko wyjaśnić w ferie Bożo Narodzeniowe. Zostaję na nie w Hogwarcie , a słyszałem, że ty też nie wyjeżdżasz ze szkoły –
- No tak, ale....-
- Nic już nie mów. Dobra ja już musze lecieć bo jestem spóźniona na zielarstwo. Do zobaczenia na meczu – krzyknęła i zanim, Harry zdążył coś powiedzieć zniknęła mu z przed oczu
- Zapowiadają się Wesołe Święta - powiedział sam do siebie i w duchu pomyślał o Kathie.

Rozdział XIII

Bal

Rozmowa, którą odbył z Cho chodziła Harremu po głowie przez następne 2 tygodnie. Postanowił, że na pierwszym spotkaniu z dawną przyjaciółką uprzedzi ją, że w święta Bożego Narodzenia do Hogwartu przyjeżdza Kathie.
Najbliższa okazja nadarzyła się, kiedy nadszedł mecz, na którym Gryfoni grali przeciwko Krukonom. Nie powinno, więc dziwić zdenerwowanie Harrego, kiedy rano wchodził do szatni, aby przebrać się w szaty do gry. W myślach układał sobie bajer, który wciśnie Cho. Reszta drużyny łącznie z Ageliną podchodziła do meczu na luzie. Mieli komfortową sytuację, gdyż prowadzili w tabeli, a do tego najwięksi ich rywale Ślizgoni, przegrali swój ostatni mecz z Puchonami
-W związku z zaistniałą sytuacją, pozwolę sobie w wyjściowym składzie na eksperymenty – oznajmiła wszystkim Angelina – na pozycji obrońcy zagra zamiast Rona zagra Aber – Harry słysząc te słowa zrobił się czerwonyjak burak. To właśnie jemu Ron, mógł być wdzięczny, za nowego konkurenta do miejsca w drużynie.
- Poza tym postanowiłam dokonać roszad na pozycji szukającego. Miejsce Harrego zajmie Ginny, która w tym sezonie nie dostała jeszcze szansy – ciągnęła dalej Angelina
- Co takiego!! - krzyknął całkowicie zaskoczony Młody Czarodziej
- Dzisiaj będziesz mógł odpocząć – oznajmiła Angelina – zrozum, że muszę dysponować ogranym szukającym, który zastapi cię gdybyś, odpukać doznał jakiej kontuzji -
- Ooo to świetnie. Szkoda tylko, że nie powiedziałaś mi tego przed treningami, to wtedy na też bym się oszczędzał, albo nawet nie brał wnich udziału!! –
- Ale Harry, jeśli tak ci zależy to możesz zagrać –
- Nie potrzeba mi niczyjej łaski – mówiąc to Młody Czarodziej zdjął szatę do i cisnął ją na pobliski wieszak.
Pierwszy raz w życiu miał dosyć całego Quiditcha.Nie oglądając się na nikogo wybiegł z szatni kierując się w stronę zamku.
- Harry, Harry poczekaj na mnie!! – usłyszał za sobą głos Rona
- Nie idziesz oglądać meczu??- spytał Harry
- Szkoda mi na to czasu –odpowiedział mu na to przyjaciel, mało wiarygodnym tonem – proponuje pójść teraz do biblioteki poszukać książek, które pomogą nam napisać wypracowania dla Snapea.
- Też miałem taki zamiar tam iść- skłamał Harry
W milczeniu skierowali się w kierunku biblioteki.
- Nieźle się wkurzyłem na Angelinę – napomknął do porannego wydarzenia Ron, kiedy siedzieli na stosem książek w czytelni – ale bałem się jej postawić, bo by mnie jeszcze wywaliła z drużyny –
- Wiesz co, trochę żałuję, że dałem się ponieść złości i tak jej wygarnąłem – zastanowił się na chwilę Harry
- Stary, od półtorej miesiąca zasuwamy jak głupi na treningach i nagle nam obwieszcza, że nie mamy miejsca w składzie. Coś tu jest nie fair - powiedział oburzony Ron
- Trochę ma w tym, racji, że musi mieć w składzie paru ogranych zawodników. Z drugiej strony jakoś nikomu ostatnio nie przeszkadzało, że nie mamy rezerwowych – powiedział Harry jednocześnie jednym okiem przeglądając książkę
- Zobaczymy czy jej pomysły okażą się trafionymi decyzjami – mruknął Ron

Zmiany personalne Angeliny nie wyszły drużynie na dobre. Aber może i wybronił dwa rzuty karne. Zawiodła niestety Ginny. Zamiast niej to Cho jako pierwsza złapała znicza. Kiedy doszła do tego jeszcze wygrana Ślizgonów w meczu z Puchonami Gryfoni spadli z 1 na 3 miejsce w tabeli.
Szansę na poprawienie swojej pozycji mieli dopiero pod koniec Lutego kiedy to wznawiano rozgrywki o Puchar Quiditch po zimowej przerwie.
Najbliższym wydarzeniem, którym żyła cała szkoła była uczta w Noc Duchów. W dniu, kiedy się odbywała nauczyciele nawet jakby dali uczniom więcej luzu.
Sam Harry dzień zaczął mocnym uderzeniem w postaci lekcji eliksirów u Snapea. Nie było na niej Abera, który jak większość uczniów ostatnio zauważyła dobierał sobie godziny, na które będzie uczęszczał wedle własnego widzi misie.
- Widzę Potter, że bez swojego osobistego doradcy nie potrafisz przyrządzić nawet najprostszego eliksiru – zwrócił do Harrego nauczyciel pod koniec lekcji biorąc jednocześnie od niego kociołek i przelewając jego brunatnozieloną zawartość do próbówki
- Chyba wyraźnie mówiłem, że eliksir odmładzający, który miałeś sporządzić miał mieć kolor żółty –
- Jednak nie jest taki głupi, na jakiego wygląda. Potrafi odróżniać kolory – mruknął do siebie Ron
- Wesley, mówiłeś coś do mnie?? – zapytał patrząc na niego podejrzliwie Snape
- Zastanawiałem się głośno czy mój eliksir będzie dobry –
- Śmiem twierdzić, że mając fioletowa barwę nadaje się tylko do wylania – stwierdził ze złośliwym uśmiechem Snape – mam nadzieję, że jak wam postawię 0 i zadam karną pracę domową, ocenię was sprawiedliwie, adekwatnie do osiągnięć na dzisiejszej lekcji -

- Byłem kompletnym głupkiem mając plany, aby zostać aurorem - warknął wściekły Ron , kiedy we dwójkę podążali w kierunku cieplarni na zielarstwo - Snape z pewnością uleczy nas z naszych marzeń –
- Widzę, że mamy gorszy dzień – usłyszeli za sobą głos Hermiony
- Do eliksirów miałem wyśmienity humor –
- Ja bym na waszym miejscu zrezygnowała z lekcji u Snapea i poszła na mugoloznastwo. U profesora Vectora, lekcje są bardzo ciekawe, a poza tym Harry miałby sporo wiedzy wyniesionej z domu swojego wujostwa –
- Nie mam ochoty uczyć się o zwyczajach ludzi pokroju Dursleyów – mruknął najwyraźniej nie ucieszony propozycją przyjaciółki Harry
Na zielarstwie profesor Sprout zastosowała dla uczniów taryfę ulgową. Za zadanie mieli
przesadzać wyjątkowo dziwne rośliny, o niebieskim kwiacie i żółtych łodygach do większych doniczek. Mimo, że po dwu godzinach wykonywania tego zajęcia byli cali umazani ziemią, to jednak na obiad szli w o wiele lepszych nastrojach.
- Harry, Ron zobaczcie!! Ogłoszenie dotyczące dzisiejszej nocy duchów - obwieściła im Hermiona wskazując na przypięty do ściany kawałek zapisanego pergaminu. Z ciekawością zapoznali się z jego treścią.

W związku z odbywającym się dzisiejszego dnia przyjęciem w Noc Duchów informujemy uczniów, że po tradycyjnej uczcie, będzie bal. Mile na nim będą widziane dobrane już pary, w zależności od upodobań ( damsko - męskie, czy też inne kombinacje).

Z poważaniem Albus Dumbledore

- Nie wiem jak wy, ale ja raczej nie mam ochoty iść na ten bal – obwieścił Ron
- Nie chcesz iść, bo nie masz po prostu z kim – powiedziała złośliwie Hermiona
- Co takiego??!! Gdybym chciał to bym mógł poderwać każdą laskę. A z resztą nie twoja sprawa czy będę iść na bal czy nie – mówiąc to Ron, bez słowa podążył w kierunku sali jadalnej
- Nie wiem czemu, ale ostatnio zrobił się niezwykle nerwowy – stwierdziła zaskoczona jego zachowaniem Hermiona
- Wpływ stresu u Snapea – mruknął Harry
Odpowiedziało mu na to westchnienie. .
W grobowym milczeniu zjedli obiad. Ron cały czas był obrażony na Hermionę, która obraziła się na niego, za to, że się nie odzywa.
Mając dwie godziny wolnego Hermiona zaciągneła Harrego do biblioteki obiecując, że pomoże mu napisać wypracowanie dla profesor Mc Gonall. Ron twierdząc, że jego miotła wymaga niezwłocznej konserwacji udał się do dormitorium.
- Znalazłam kila książek, które ci pomogą napisać wypracowanie – powiedziała niosąc trzy opasłe pozycje –
- Dzięki – odpowiedział Harry w duchu myśląc, że spodziewał się trochę innej pomocy od Hermiony
W milczeniu zabrał się do przeglądanie lektury.
- O cześć , zupełnie się nie spodziewałam, że cię tu spotkam – Harry nie przeczytał nawet dziesięciu stron, kiedy usłyszał nad sobą znajomy głos należący do Cho
- Cześć – odpowiedział sucho - w tej chwili Cho była ostatnią osobą, z którą miał ochotę rozmawiać. To właśnie przez nią Gryfoni przegrali swój ostatni mecz w Quiditch
- Wiesz dobrze się składa, bo właśnie cię szukałam. Czytałeś może ogłoszenie o dzisiejszym balu?? –
- No, tak – odpowiedział Harry przeczuwając, co się święci
- To świetnie, bo wiesz akurat chętnie bym sobie poszła potańczyć, a że nie ma partnera pomyślałam o Tobie -
- Ale Cho..... – powiedział Harry zastanawiając się, co powiedzieć aby ją spławić
- To niestety masz pecha, bo się spóźniłaś, Harry idzie ze mną – przerwała mu Hermiona
- Idzie z tobą? – zdziwiła się Cho
- Tak idzie ze mną –
- W takim razie nie będę wam przeszkadzać – powiedziała wyraźnie zmieszana Cho – to do zobaczenia na balu –
- Skąd wiedziałaś, że nie mam ochoty z nią iść? – zapytał po chwili Harry
- Jak zobaczyłam twoją minę od razu było widać, że nie jesteś zachwycony tą propozycją -
- Na najbliższym wypadzie do Hogsmedae, stawiam ci piwo – powiedziała z łobuzerskim uśmiechem Harry
- Nie trzeba. Wystarczy mi jak zrobisz coś ze swoimi włosami, żebyś wyglądał jakoś przyzwoicie na dzisiejszym balu –
- Co takiego, będziemy iść na bal??!! -
- Jeśli nie chcesz wyjść przed Cho na kłamczucha, przydałoby się tam pojawić –
- To trafiłem, z deszczu pod rynnę – mruknął Harry
Mając najgorsze przeczucia, co do czekającego go wieczoru ukończył w pośpiechu wypracowanie. Kiedy tylko znaleźli się w dormitorium Hermiona zaszyła się w sypialni dziewcząt twierdząc, że musi mieć czas oby się przygotować na bal.
Harry nie mając nic do roboty siadł koło kominka przyglądając się jak Ron czyści miotle.
- Co robimy po dzisiejszej uczcie, bo jakoś nie mam ochoty stać pod ścianą na dzisiejszym balu – usłyszał głos przyjaciela
- Ja też nie mam ochoty iść tam, ale musze i to jeszcze z Hermioną-
- Co takiego?? – krzyknął zdziwiony Ron
Harry w największym skrócie powiedział o spotkaniu z Cho w bibliotece
- Gdyby był tu Fred to łyknąłbyś karmelka gorączkowego i byłoby po sprawie –
- Gdyby był – powiedział ponuro Harry
Po godzinie z sypialni dziewcząt wyłoniła się głowa Hemiony
- Harry a ty jeszcze nie gotowy!!– krzyknęła, kiedy go zobaczyła – jeśli masz zamiar iść w tym, co teraz jesteś ubrany to wole cały wieczór spędzić w dormitorium -
- No to stary mamy po kłopocie – skwitował niewinnym tonem Ron – iść po szachownicę?? -
- Będę gotowy za 15 minut – powiedział Harry i dał drapaka do sypialni nie mając ochoty słuchać kolejnej kłótni Hermiony i Rona
Z trudem udało mu się wyciągnąć szatę wyjściową z dna kufra. Grzebieniem próbował ułożyć wiecznie rozczochrane włosy, ale skończyło się na tym, że złamał w nim 4 ząbki.
- To chodźmy, raz się żyje – zwrócił się do Hermiony, kiedy pojawił się z powrotem w pokoju wspólnym
Z gderającym za nimi Ronem udali się do Wielkiej Sali.
Jak co roku nad kopułą sufitu unosiły się wydrążone dynie z wstawionymi w nie zapalonymi świecami. Wnętrze było przybrane w pomarańczowe barwy. Jako jedni z pierwszych zajęli miejsca .
Przy stole nauczycielskich Harry wypatrzył Sybillę gawędząca z Aberem. Obok nich siedział dyrektor Hogwartu Dumbledore, profesor Mc Gonnal, a koło niej Hagrid i Snape. Zrażony widokiem tej ostatniej osoby Harry zaczął szukać Cho. Ku swojemu rozczarowaniu znalazł ją siedzącą z resztą Krukonów.
Widzę, że udzieliły ci się fochy Rona – zwróciła się do niego Hermiona po dłuższej chwili milczenia
- Spojrzałem na Snapea i od razu popsuł mi się humor –
- W imieniu wszystkich nauczycieli Hogwartu witam wszystkich uczniów na dzisiejszej uczcie i mającym się odbyć później balu – przerwał im rozmowę Dumbledore - atrakcją wieczoru będzie zespół Fatalnych Jędz, który przybył na zaproszenie Abera, zaprzyjaźnionego z ich perkusistą. Aby nie psuć wam zabawy zbędnymi przemowami, na koniec powiem wam jedno słowo „Smacznego” –
- Krótko i z sensem – podsumowała wypowiedź dyrektora Hermiona
Na wszystkich stołach pojawiły się stosy wyszukanych potraw. Wśród nich można było znaleźć rybę po grecku, krewetki w sosie pomidorowym, a nawet ananasy z polewą czekoladową.
- Hermiono, czy jedząc te specjały, nie masz wyrzutów sumienia, że biedne skrzaty nie spały całą noc przygotowując to wszystko – zwrócił się do niej Ron
- Przeprowadziłam ankietę wśród domowych skrzatów „co im najbardziej sprawia przyjemność w ich życiu” i wszystkie zgodnie stwierdziły, że gotowanie – odpowiedziała patrząc z ukosa na Rona –
Na objadaniu się przysmakami spędzili najbliższą godzinę. Harry, który stwierdził, że dzisiaj już nic nie będzie mógł zjeść z ulgą wstał od stołu, aby i powitać brawami zespół Fatalnych Jędz, który się pojawił się koło stołu nauczycielskiego.
- Jako pierwszy numer zagramy nasz najnowszy kawałek „Magic Rock” - przemówił do mikrofonu męszczyzna w skórze ze smoka i długich włosach - dedykujemy go Pani Sybilli –
- Robota Abera – stwierdził Harry
- Przynajmniej dzięki niemu twoja ciotka nie ma się, kiedy nudzić – powiedziała Hermiona wodząc wzrokiem za tańczącym z Sybillą bratem Dumbledora
- Wiecie co, ja już się będę zmywać. Wolę sobie rozegrać w ciszy i spokoju partyjkę szachów, niż słuchać tego łomotu, który nazywają rock and rollem - obwieścił wszystkim najwyraźniej zdegustowany Ron
- Ja nic nie mówię, żeby nie było, że zaczynam kolejną kłótnię – powiedziała niewinnym tonem Hermiona
Słysząc to Ron, obdarzył ją badawczym spojrzeniem.
- Ciekawe czy na randkach z dziewczynami też będzie grał w szachy – dodała Hermiona, kiedy zniknął już za wejściowymi drzwiami
- Na pewno będą wtedy zachwycone – stwierdził Harry, zastanawiając się, kiedy jego przyjaciel wydorośleje
- A w ogóle mógłbyś mnie w końcu poprosić do tańca – Hermiona wypowiedziała słowa, które wprawiły Harrego w lekką panikę
- No dobra, ale ty prowadzisz –
Rad nie rad Harry został wyciągnięty na środek parkietu. Fatalne Jędze grały jakaś smętnawą melodię. Tańcząc czuł jak ogrania go lekka senność, tak więc z ulgą odetchnął, kiedy rozbrzmiała bardziej skoczna nuta.
- Nie było tak źle - zwróciła się do Harrego lekko zarumieniona i zdyszana Hermiona, kiedy usiedli z powrotem przy stole
- Jeszcze parę takich balów w tym roku i zostanę królem, parkietu –
Wspólne tańce trwały jeszcze niemal godzinę. Kiedy Fatalne Jędze skończyły grać swój ostatni kawałek na scenę w roli konferansjera wszedł nie, kto inny jak Aber.
- Panowie i Panie, Ladies and Gentelmens,. Senioritas and Seniores – krzyknął żeby rozbudzić publiczność – razem z moim bratem wpadliśmy na pomysł, aby urządzić konkurs o wyjaśniającej wszystko nazwie „zaczarowany Mikrofon”. Uczestnicy, których wybiorę spośród was będą mieli za zadanie zaśpiewać utwór, który zagrają im Fatalne Jędze. Wasze osiągnięcia będzie oceniało jury, w którym zasiądzie...... – w tym momencie Aber zrobił przerwę, a na sali zapadła cisza – największy chodzący obecnie po ziemi autorytet muzyczny Hagrid, Minewra Mc Gonall, niespełniony talent woklany, a także człowiek zagadka, Serwus Snape –
Harry słysząc te słowa podobnie jak wszyscy na sali wybuchnął śmiechem.
- Przewodniczącym jury będzie wszech wiedzący mój brat Albus Dumbledore - dodał Aber
- Przejdę teraz do wyboru kandydatów na przyszłe gwiazdy sceny muzycznej – mówiąc to skierował się kierunku stołów
- Chłopcze powiedz mi jak się nazywasz – zwrócił się do jasnoblond włosego pierwszoklasisty
- Goerge Tiny – odpowiedział mu przerażony głos
- A więc Gerogu, dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień. Jesteś naszym pierwszym kandydatem na gwiazdę –
Po znalezieniu pierwszej ofiary Aber zaczął się ku przerażeniu Harrego zbliżać w kierunku jego stołu.
- Mamy już jednego Ślizgona, teraz zaprosimy kogoś od Puchonów – jego słowa powitał okrzyk ulgi Gryfonów
- Ooo ,zapraszam tą młodą damę - zwrócił się do nie znanej Harremu drugoklasistki
- I jeszcze bym prosił czarnowłosą piękność, która teraz namiętnie rozmawia ze swoim kolegą – mówiąc do wskazał Aber na Cho
- No a teraz kolej, na Gryfonów. Neville nie chowaj się pod stół – mówiąc do Aber zaczął coraz bardziej podchodzić do miejsca gdzie siedział Harry
- Kogo tu wziąć – mruczał do siebie – o mam już idealnego kandydata, Harry zapraszam cię na środek –
- Ale ja nigdy nie śpiewałem?? –
- Zawsze musi być pierwszy raz-
Przeklinając w myślach Abera Harry powlókł się w kierunku stołu nauczycielskiego.
- A więc jako pierwszy wystąpi George Tiny – mówiąc to Aber podszedł do drżącego pierwszoroczniaka – jako, że jesteś najmłodszy możesz wybrać sobie utwór –
- Yyyyy , może być Magic Rock –
- Jak najbardziej dobry wybór - odpowiedział Aber – będziesz miał przed sobą słowa piosenki – mówiąc to machnął różdżką, z której wystrzeliło z 70 słów, które ułożyły się we zwrotki i refreny
- Orkiestra, zaczynamy – dodał
Po wielkiej Sali popłynęła skoczna muzyka, którą zakłócał skrzeczący wokal Georga.
- Po takim występie mój raczej nie powinien być gorszy – pomyślał Harry
- Pavarotti to raczej z ciebie nie będzie - powiedział Aber, kiedy pierwszklasista skończył wyć – proszę teraz jury o ocenę, w skali od 1 do 10 -
Hagrid, który jakby się ocknął z zamyślenia bezwiednie podniósł do góry tabliczkę z dziesiątką. Mc Gonall, która starała się słuchać popisów pierwszoroczniaka podniosła cyfrę 2, a Snape 10.
- Łączna ilość punktów wynosi 22 ryknął Aber!! –
Następna w kolejności była reprezentantka Puchonów. Jej występ, może i nie był rewelacyjny, jednak o niebo lepszy od popisu Geroga
- Łączna nota 25, automatycznie dająca 1 miejsce – podsumował Aber kiedy pokazały się oceny jury
- A teraz oddaje głos Cho Chang . Fatalne Jędze wybrały Ci najnowszą balladę z ich płyty „ Blue Life” –
Rozległy się oklaski ze strony stołu Puchonów. Cała sala pogrążyła się w sennej atmosferze. Miał na to wpływ może i melodyjny, ale za zbyt spokojny głos wokalistki.
- Hagridzie!! – wywołał jurora Aber kiedy piosenka dobiegła końca
Momentalnie w górę wystrzeliła tabliczka z cyfrą 10
- Minerwo, a ty jak punktowałaś?
Mc Gonall podniosła 10
- A ty Serwusie?? – powiedział z uśmiechem Aber -
Snape niedbałym tonem machnął nad głową szóstką.
- No to teraz pozostał nam tylko reprezentant Gryfonów Harry Potter - krzyknął z entuzjazmem Aber, który jakoś się nie ujawnił osobie, o której właśnie mówiono
- Zaśpiewa dla nas utwór „Snape-blues” mojego autorstwa – na dźwięk tych słów po sali przeszedł gromki śmiech.
Zastanawiając się, kiedy ma wejść, Harry uważnie wsłuchiwał się w pierwsze takty utworu. Jako, że w Hogwarcie nie mieli takiego przedmiotu jak muzyka nigdy nie miał w życiu doczynienia ze śpiewem. Ledwo wydobywając z siebie głos rozpoczął wykonywanie utworu.

Dziś ze Snapem lekcja się zaczyna
Gromadka Ślizgonów do klasy nagina
Gryfoni idą milcząc jak zaklęci
Serwus Snape już im coś złorzeczy
Po chwili czują dreszcz emocji wielki
Kiedy wlewają swój eliksir do butelki
Snape już śmieje się złośliwie
Uwagi prawiąc orzy tym kąśliwie
Że Potter z Ronem wciąż gadają
A eliksiry same się nie przyrządzają
Już punkty odejmuje jak najęty
Za to, że ktoś nie pocelował do butelki
Takie to jest z Snapem obcowanie
Ciągłymi szlabanami uczniów karanie
Sprawiedliwości nigdy tu nie ma
Swojego losu też nigdy nie znasz

Harry z trudem powstrzymując się od śmiechu zakończył swój występ. Mimo że piosenka, którą zaśpiewał miejscami zawierała dość koślawe rymy to jednak spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem. Klaskali nawet Ślizgoni.
- Hagridzie jak oceniasz wykonanie mojego utworu – zwrócił się do gajowego Aber
- Na dziesiątkę –
- Ja tak samo – dodała profesor Mc Gonall
- Na jeden punkt – powiedział kipiąc ze złości Snape
- Nie skomentuje tego – mruknął Aber – Zwycięzcą konkursu zostaje Cho Chang – krzyknął głośno - a w nagrodę będzie mogła zaśpiewać dla nas jakiś swój ulubiony utwór
Harry ciesząc się, że to nie on zajął pierwsze miejsce, chyłkiem przemknął do stołu Gryfonów
- Moje gratulacje – powitała go Hermiona – rozgrzałeś publiczność do czerwoności
- Za to jutro na eliksirach do czerwoności rozgrzeje mnie Snape – skwitował Harry
Po krótkim recitalu Cho bal dobiegł końca. Harry żegnany gratulacjami kolegów za udaną parodię razem z Hermioną udał się do dormitorium. W sypialni chłopców zastał już chrapiącego Rona

Rozdział XIV

Ministrów dwóch

Słowa Harrego sprawdziły się, co do joty. Przez następne dwa tygodnie, Snape otaczał go na swoich lekcjach wyjątkową opieką. Końcowy wynik był taki, że Harry stracił u niego 30 punktów, a zarobił cztery karne wypracowania do napisania. Pocieszeniem było to, że w swoich mękach nie był sam. Snape podobnie uwziął się na Abera. Różnica polegała tylko na tym, że jeśli go wywołał do tablicy to Aber znał odpowiedź na pytanie.
W połowie Listopada pojawił się w czwartkowy poranek pierwszy śnieg. Na początku wywołało to w Harym przypływ radości( oznaka zbliżającego się Bożego Narodzenia), jednak kiedy musiał już brnąć przez zaspy do chatki Hagrida zaczął złorzeczyć na biały puch, od którego przemokły mu buty.
- Na dzisiejszą lekcję przygotowałem dla was coś wyjątkowego – powitał zebranych Grygonów i Ślizgonów Hagrid
- Mam nadzieję, że nie będzie to nic groźnego – mruknął Ron
- Podejdźcie wszyscy do zagrody za moją chatką – mówiąc do Hagrid najwyraźniej podniecony pobiegł w stronę niewielkiej szopy
- Pewnie tam przechowuje to coś – zauważył Neville
Z duszą na ramieniu uczniowie zbliżyli się do padoku.
Nagle rozległ się łomot i po chwili drzwi od szopy rozwaliły się w drobne drzazgi. Oczom Harrego ukazało się, olbrzymie, bo aż 2 metrowe zwierzę, bardzo podobne do nosorożca. Miało do szyi przywiązany sznur, u którego końca uczepiony był Hagrid sunący za swoim pupilkiem po ziemi
- Macie przed sobą 4 miesięcznego buchorożca – zwrócił się do wszystkich, kiedy już stanął na nogi – czy ktoś z was słyszał kiedykolwiek o takim zwierzęciu??-
Odpowiedziała mu cisza. Harrego zaskoczył najbardziej brak reakcji u Hermiony, która w takich okazjach zwykle zawsze zgłaszała się do odpowiedzi
- No, a więc skoro wy nic nie wiecie to ja wam powiem – powiedział lekko zmieszany Hagrid – a wiec Buchorożce są zwierzętami stadnymi. Masa dorosłego osobnika dochodzi nawet do jednej tony. Od twardej skóry buchorożca odbija się większość zaklęć i uroków. Poza tym, zwierzęta te, są zawyczaj są łagodne i nie atakują bez powodu. Jednak, jeśli ktoś je naprawdę wkurzy wtedy robią się bardzo groźne. Ich największą bronią jest róg, który zawiera bardzo silną truciznę. Potrafią nim przeciąć nawet stal –
- Oby nie kazał nam się nim opiekować – mruknął przerażony Ron
- Waszym zadaniem będzie dostraczanie Buchorożcowi pożywienia – obwieścił Hagrid
Słowa te wywołały pomruk niezadowolenia zarówno wśród Gryfonów, jak i Ślizgonów.
- Dobierzcie się w trójki, po czym każdy z was dostanie wiadro karmy dla Buchorożca. Przygotowałem 10 rodzajów pożywienia. Zobaczymy, które mu podpasuje –
Pełen najgorszych przeczuć Harry wziął od Hagrida niezbędny rekwizyt.
Woląc już mieć za sobą najgorsze razem z Hermioną i Ronem przeskoczył przez ogrodzenie i zbliżyli się do Buchorożca
- Podchodźcie do niego od strony głowy. Musi was mieć ciągle w polu widzenia, gdyż inaczej wpada w panikę – udzielał im instrukcji Hagrid
- Powoli, powoli – mruczał do siebie Harry
- Hermiono postaw wiadro – zwrócił się do przyjaciółki, kiedy znaleźli się koło zwierzęcia
Buchorożec zauważywszy naczynie obwąchał je, po czym na chwilę zanurzył w nim pysk, aby skosztować przyniesionego mu specjału. Momentalnie jednak wypluł wszystko potrząsając jednocześnie nerwowo głową
- Cholibka chyba mu nie posmakowało. Lepiej się szybko wycofajcie – krzyknął do nich Hagrid
Nie musiał im tego mówić, gdyż momentalnie ile sił w nogach przedostali się na bezpieczny teren.
- No to teraz wysyłamy drugą trójkę. Neville, będziesz z Alicją i Seamusem w grupie –
Z przerażonymi minami trójka wybrańców zbliżyła się do padoku. Ku zawodzie Hagrida powtórzyła się sytuacja, która miała miejsce wcześniej. Buchorożec znowu odrzucił przyniesione mu jedzenie. Podobnie uczynił z 3 i 4 w kolejności wiadrem.
Kiedy już ostatnia 10 grupka, w której był Malfoy ( obyło się jednak bez przygód), opuściła padok z podobnymi rezultatami Hagrid ku uldze uczniów zarządził koniec lekcji.
W Sali Jadalnej Harry w pośpiechu zjadł drugie śniadanie, po czym razem z Ronem i Hermioną udali się na lekcje obrony przed czarną magią u Sybilli.
Byli ciekawi, co nowego będą przerabiali, gdyż na ostatnich zajęciach obwieściła im, że już w zadawalającym stopniu opanowali zaklęcie Dimentrio.
- Po długich naradach z dyrektorem doszedłam do wniosku, że mogę już was zacząć uczyć zaklęć związanych ściśle z czarną magią – tymi słowami Sybilla zaczęła swoją lekcję
- Ale przecież pani sama nam mówiła na początku, że celem będzie nie nauczanie jak używać czarnej magii, tylko jak się przed nią bronić – przerwał jej Seamus
- Masz rację i dalej mam taki zamiar. Jednak Albus przekonał mnie, że oprócz zaklęć blokujących przydałoby się abyście poznali też niektóre używane prze Śmierciożerów. Czasami atak jest najskuteczniejszą obroną – wyjaśniła spokojnym tonem
- Moi rodzice na pewno nie będą zadowoleni, kiedy dowiedzą się, że miotałem w Hogwarcie zakazanymi zaklęciami – marudził nadal Seamus
- Jeśli ci coś nie pasuje możesz opuścić klasę. Nikogo nie będę przymuszała do uczestnicwa w lekcji – odrzekła Sybilla wymownym gestem wskazując na drzwi.
Semaus nic na to nie odpowiedział siedząc dalej w swojej ławce.
- No jeśli tak, to możemy przejść do właściwej części lekcji - obwieściła najwyraźniej zadowolona, że nikt nie wyszedł Sybilla – słyszał ktoś z was o zaklęci „Gratillum” ??–
W górze pojawiła się ręka należąca oczywiście do Hermiony.
- Gratillum jest zaklęciem maskującym. Umożliwia nam stanie się niewidzialnym – wyrzuciła z siebie jednym tchem
- Brawo, Gryfindor zyskuje 10 punktów – pochwaliła uczennicę Sybilla – dodatkowo musicie wiedzieć, że aż do XIX wieku należało do grupy zaklęć, które używało większość czarodziejów. Zmieniło się to ciągu ostatnich 20 lat, kiedy to „ Gratillum” stało się niebezpieczną bronią Śmierciożerców, dzięki któremej zabijali swoje ofiary bez żadnych konsekwencji. Bardzo ciężko było schwytać niewidzialnego mordercę. W związku z tym współcześni czarodzieje przestali używać tego zaklęcia obawiając się, że mogę być posądzeni o współpracę z Sami-Wiecie-Kim –
Harry z przejęciem łowił każde słowo ciotki. Stawanie się niewidzialnym nie było dla niego obce, gdyż nie raz używał peleryny niewidki.
- Przy rzucaniu na siebie Gratillum trzeba zachować nadzwyczajne środki ostrożności. Nieumiejętne zastosowanie go może wyrządzić wam wiele krzywdy – obwieściła studząc tym samym zapał Harrego – na początku pokaże działanie tego czaru na sobie – mówiąc to wyszła na środek klasy
- Gratillum- wypowiedziała wyraźnie formułę i po chwili zniknęła im z oczu
Przez chwilę wszyscy w milczeniu wodzili wzrokiem po klasie szukając oznak bytności Sybilli.
- Nigdzie jej nie ma, może coś jej się stało – wyszeptał przerażony Neville
- Dziękuje za troskę, ale czuję się bardzo dobrze– młody Longotom prawie spadł z krzesła, kiedy rozległ się za jego plecami głos Sybilli
W klasie rozległy się brawa.
- Regratillum – krzyknęła Sybilla i po chwili zmaterializowała się przed biurkiem – zaklęcie, które przed chwilą wypowiedziałam przywraca do normalnej postaci – obwieściła wszystkim
- W pierwszej fazie zaklęcie Gratillum będziecie ćwiczyli na żabach – ciągneła dalej
W klasie rozległy się jęki zawodu
- `Tylko osoby, które spowodują w mojej obecności, że żaby znikną będą mogły przejść do dalszej fazy ćwiczeń – powiedziała dobitnym tonem nie patrząc na marudzenie uczniów
Słowa ta podziałały na Harrego mobilizująco. Po wyjęciu z blatu biurka pudełka pełnego zielonych płazów wybrał jeden obiekt do swoich eksperymentów.
Podobnie jak to miało z zaklęciem Dimentrio, pierwsze efekty były mizerne. Mimo, że Harry na wszystkie strony wymachiwał różdżką żaba spokojnie, dalej siedziała na ławce
- Na następną lekcje proponuje abyś przyniósł pelerynę niewidkę, bo nie widzę innego sposobu, aby to durne bydle znikło - zwrócił się do Harrego, Ron, który odnosił podobne rezultaty
- Udało mi się, udało!! - krzyknęła uradowana Hermiona – przed chwilą rzuciłam zaklęcie i po chwili moja żaba znikła -
- Hermiono na twoim miejscu bym się tak nie podniecał tylko zajrzał do swojej torby – powiedział Ron ledwo tłumiąc śmiech
Harry zaciekawiony, o co mu chodzi przerwał swoje ćwiczenia. Hermiona właśnie wyciągała swoją żabę, która najwyraźniej znudzona machaniem jej przed nosem różdżką znalazła schronienie pod blatem ławki.
Przy obiedzie Ron przez cały czas zaśmiewał się z miny Hermiony, kiedy to znalazła swoją zgubę. Ona sama raz po raz obrzucała go wściekłym spojrzeniem, aby po chwili z rozmachem zebrać swoje rzeczy i bez słowa opuścić Wielką Salę
- A mówiła, że to ja jestem nerwowy – skwitował jej zachowanie Ron
Po obiedzie mieli jeszcze jedną godzinę zielarstwa. W porównaniu z wrażeniami z poprzednich lekcjami zbieranie owoców z Dyptamu, rośliny z rodziny rurowatych o dużych różowych kwiatach, stanowiło wyjątkowo nudne zajęcie.
Po zielarstwie Harrego czekały jeszcze lekcje u Dumbledora. Tak więc wciskając Ronowi kit, że idzie do Sybilli na pogawędkę zameldował się w gabinecie dyrektora.
- Witam, jak zwykle jesteśmy punktualnie – zwrócił do niego Albus
- Co dzisiaj będziemy przerabiać?? - zapytał Harry
- Hmm, opanowałeś już dobrze blokowanie wielu zaklęć. Umiesz już w kontrolowany sposób przenosić większe obiekty – wyliczał dyrektor - sądzę, że dzisiaj będziemy już mogli przejść do zaklęć zbiorowych -
- Zaklęć zbiorowych??- zdziwił się Harry
- Tak, sam już przetestowałeś taki rodzaj magii na panu Malfoyu i grupie jego czternastu kolegów-
Harry słysząc te słowa cały poczerwieniał na twarzy.
- Zaklęcie zbiorowe mają to do siebie, że wymagają użycia od nas wyjątkowo silnej mocy. Z racji tego, że będzie nam brakowało obiektu do ćwiczeń, będę się starał uczyć ciebie na sucho niezbędnych elementów tej magii – w tym momencie Dumbledore przerwał gdyż za drzwiami na schodach rozległy się czyjejś kroki
- Kogo o tej porze niesie – powiedział sam do siebie
Jakby w odpowiedzi drzwi otworzyły się z hukiem i w gabinecie ukazała się sylwetka nikogo innego jak Lucjusza Malfoya w towarzystwie Antonina Dołhowa i Macnaira Waldena,
Harego uderzył kontrast między Malfoyem, a dwójką jego kolegów. O ile twarz ministra magii była pełna, śniada , o tyle w przypadku Dołhowa czy Waldena skóra ciasno opinała czaszkę, na której sporadycznie można było się doszukać włosów.
- Cóż tak pilnego sprowadza szanownego pana ministra o tak późnej porze w moje skromne progi – powitał nieproszonych gości ironicznym uśmiechem Dumbledore
- Jak wyjawię cel wizyty, to od razu zrzednie ci mina – warknął Malfoy – przybyłem, aby osobiście odczytać oświadczenie, które wydało ministerstwo -
- A twoi koledzy zapewne służą jako ochrona - zauważył Dumbledore obdarzając Dołohowa i Waldena pogardliwym spojrzeniem
- Są świeżo mianowanymi, moimi osobistymi doradcami –
Harry słysząc te słowa dostał gęściej skórki.
- Aby nie tracić czasu przejdę teraz do oświadczenia, które mam ci przedstawić – mówiąc to z kieszeni wyciągnął arkusz pergaminu, na którym Harry dostrzegł pieczęć ministra magii
- W ostatnich miesiącach Ministerstwo Magii powołało specjalną komisję, która miała ocenić pracę Albusa Dumbledora na stanowisku dyrektora w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Sporządziła szokujący raport na podstawie którego niżej opisana osoba dopuściła się w ciągu ostatnich 16 lat, kiedy to piastowała swoje stanowisko wielu nadużyć i parokrotnie złamała prawo. Należy tu wspomnieć o zatrudnieniu w szkole 6 lat temu niejakiego Quriella, który jak wiemy współpracował z Voldemortem, na co są niezbite dowody. Poza tym Albus Dumbledore zaangażował jako nauczyciela opieki na magicznymi zwierzętami niebezpiecznego dla otoczenia pół olbrzyma – pół człowieka o imieniu Rebus Hagrid, na którego lekcjach dochodziło do niebezpiecznych wypadków, w których nie raz rani byli uczniowie. Nie jest to koniec grzechów naszego rozrywkowego dyrektora. Dwa lata temu przyjął do pracy Barthego Croucha, który się podawał za Szalonokiego Modiego. Nauczał on uczniów zaklęć niewybaczalnych o zgrozo za pozwoleniem dyrektora szkoły. Po zdemaskowaniu oszusta Dumbledore stwierdził, że nie miał pojęcia, że pod przebraniem Moddego krył się pan Crouch. Tłumaczenie to wydaje się mało wiarygodne patrząc na fakt, że w tym roku zatrudnił niejaką Sybillę Evans, żonę swojego brata( który też wiele razy wchodził w konflikt z prawem). Ma ona właśnie nauczać uczniów tajników czarnej magii. Każdemu wiadomo, że 16 lat temu pani Sybilla o mało nie trafiła do Azkabanu, gdyż ministerstwo miało niezbite dowody na jej powiązania z siłami zła.
- .Jako, że lista wykroczeń jest wyjątkowo długa nie podaliśmy wszystkich grzechów AlbusaDumbledore( na marginesie można min. jeszcze wspomnieć o faworyzowani swoich pupili , mowa o Harrym Potterze)
Ministerstwo Magii mając na uwadze dobro szkoły podejmuje decyzję u usunięciu Albusa Dumbledore ze stanowiska dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. W najbliższym czasie ma on zostać postawiony do odpowiedzialności karnej przed komisją dyscyplinarną. – kiedy Malfoy skończył czytać na jego twarzy pojawił się triumfujący uśmiech. Ku jego zaskoczeniu samo oświadczenie nie zrobiło najmniejszego wrażenia na osobie do której się odnosiło.
- Od wielu lat przymykałem oczy na twoje krętactwa Lucjuszu – przemówił poważnym tonem dyrektor – czyniłem tak gdyż nie widziałem w nich zbytniego zagrożenia –
- Daruj sobie Dumbledore swoje przemówienia – przerwał mu Malfoy – nie mam czasu, aby wysłuchiwać twoich durnych tłumaczeń –
Na twarzy dyraktora pojawił się uśmiech politowania.
- Nawet mi przez głowę nie przeszło żeby się z czegokolwiek tłumaczyć – powiedział rozbawionym tonem wywołującym wściekłość u Ministra Magii – i nie mam również zamiaru ustępować ze stanowiska dyrektora tej szkoły - dodał już groźniej
- W takim razie będziemy musieli zaprowadzić cię siłą przed oblicze wymiaru sprawiedliwości – warknął Mancair sięgając za szatę po różdżkę.
- Nie radziłbym - ostrzegł Dumbledore i jakby na potwierdzenie tych słów z jego różdzki wystrzelił snop złotego światła, który miotnął Mancairem o ścianę. Momentalnie padł ogłuszony uderzeniem.
- Przecież to jest zbrojna napaść na pracownika ministerstwa magii!!- krzyknął całkowicie wyprowadzony z równowagi Malofy
- Ja bym to nazwał obroną konieczną – odrzekł beztrosko Albus – Walden nie radzę, - zwrócił się do drugiego Śmierciożercy, którego ręka również wsunęła się za szatę
- Powiem ci teraz jedną rzecz Lucjuszu. Nie obchodzą mnie twoje durnowate paragrafy wydawane przez przekupionych przez ciebie ministrów –
- Nie wiem o czym mówisz ??–Malfoy próbował grać rolę niewiniątka
- Dla mnie najważniejsza jest szkoła i dopóki będę żył nie zrezygnuje ze stanowiska dyrektora – ciągnął dalej Dumbledore
- Do póki będziesz żył – podchwycił mrużąc oczy Malfoy
- Ostrzegam cię jednocześnie abyś się nie przeliczył w swoich poczynaniach. Możesz przekupić ministrów, ale nie przekupisz uczciwych czarodziejskich rodzin, które zawsze będą po mojej stronie –
- Po prostu wzruszająca historia – odpowiedział na to kpiący głos
- Składam ci teraz propozycję, albo podasz mi rękę i będziemy ze sobą współpracować, albo dojdzie między nami do otwartej walki -
- Nie podaje ręki szlamom – krzyknął Malfoy
- Szlamom powiadasz – w oczach Dumbledora zabłysły groźne ogniki – skoro tak....przyjmij więc do wiadomości, że od dzisiaj przejmuje całkową kontrolę nad szkołą, a także po namyśle biorę tytuł Ministra Magii, którego nie przyjąłem wakacje. Od dzisiaj ministerstwo będzie miało siedzibę w moim gabinecie –
- Ogłaszasz się nowym Ministrem Magii - Malfoy nie dowierzał w to, co usłyszał – to jakiś nonsens. Nie możesz się sam mianować. Świat czarodziejów ma już przywódcę ,mnie!! –
- Chciałeś powiedzieć, przywódcę, który wkupił się na stołek Ministra Magii za worek galeonów -
- Ty chyba oszalałeś. Nie wiesz co mówisz!! – krzyknął przerażony Malfoy
- Tak musiałem chwilowo oszaleć dając ci zostać Ministrem Magii. Jednak nigdy nie jest za późno, aby naprawić swoje błędy. A teraz masz się w tej chwili wynosić z mojej szkoły – ostatnimi słowami Dumbledore dał dobitnie znać, że rozmowę uznał za skończoną
- Jeszcze się policzymy – warknął Malfoy, dodając szeptem słowo, które brzmiało podobnie jak Czarny Pan.
- A w ogóle pozdrów Voldemorta. Spytaj się czy mu zdrowie dopisuje po ostatnim starciu ze mną – powiedział na odchodne Albus
Miąc w ustach przekleństwa Malfoy otworzył z hukiem drzwi. Waden chwyciwszy pod pachę swojego kolegę w milczeniu skierował się w kierunku wyjścia.
- Lepiej już idź do siebie – zwrócił się do Harrego Dumbledore – na wyjaśnienia będzie jeszcze czas. Póki co mam do zaatwienia wiele ważnych spraw -
Harry rzucając do widzenia, pobiegł w kierunku dormitorium Gryfonów, aby podzielić się szokującymi wieściami z przyjaciółmi.
- Żartujesz – powiedział, Ron kiedy Harry przekazał im wszystko, co widział i słyszał w gabinecie dyrektora
- Zajrzyj jutro do Proroka Codziennego, to znajdziesz tam potwierdzenie moich słów –
- Dumbledore musiał w końcu zrozumieć, że popełnił błąd dopuszczając Malfoya do władzy – odezwała się Hermiona, która wcześniej zdawała się zastanawiać na tym, co usłyszała
- Jak myślicie, dyrektor będzie potrafił ochronić szkołę przed Malfoyem?? - spytał Ron
- Malfoyowi na pewno da radę. Gorzej będzie z Voldemortem -
- Brrr Harry, nie wypowiadaj przy mnie tego nazwiska – wstrząsnął się Ron
- Będziesz się musiał do niego przyzwyczaić, bo niedługo znowu będzie o nim głośno – powiedziała ponurym tonem Hermiona
Kładąc się spać Harry miał mętlik w głowie. Przez godzinę przewracał się na bok. Po głowie chodziła mu myśl, która powodowała w nim mdłości .
- Co będzie jak jednak Dumbledore nie poradzi sobie z Malfoyem i Voldemortem –
- Zostanę jeszcze ja – powiedział sam do siebie i poczuł się jeszcze gorzej

Rozdział XV

Promyk nadziei

Wieść o wizycie Lucjusza Malfoya rozniosła się po szkole lotem błyskawicy. Raz po raz podchodzili do Harrego uczniowie ze wszystkich klas oczekując, że udzieli im wyjaśnień. On sam opędzał się od nich jak od stada natrętnych much. Nie miał ochoty odgrywać rzecznika prasowego Dubmbledore.
Tego dnia Prorok Codziennym stał się na terenie szkoły towarem luksusowym. Szczęśliwcy, którym którzy go nabyli, spotkali się z rozczarowaniem. Redakcja zamieściła na ostatniej stronie jedynie niewielką wzmianka o wizycie Lucjusza Malfoya w szkole i drobnym starciu jakie z tego wynikło, między Dumbledorem, a Manacariem.
Nie powinien więc dziwić nikogo wyjątkowy gwar, jaki panował w Wielkiej Sali w czasie obiadu.
- Niektórzy uczniowie zachowują się dla mnie jak dzieci – oświadczyła zdegustowana Hermiona –
- Gdybyś wiedziała tyle co oni, to teżbyś chciała za wszelką cenę dojść co się naprawdę wczoraj wydarzyło– odpowiedział Ron z ustami pełnymi ziemniaków
- Ile razy ci powtarzałam żebyś nie mówił do mnie jak jesz –
- Hermiono zupełnie cię nie rozumiem. Narzekałaś ostatnio, że się do ciebie nie odzywam, a teraz znowu nie pasuje ci, że gadam przy obiedzie
- Zobaczcie, przy stole nauczycieli zasiadł Dumbledore – przerwał im dyskusje Harry
- Jak każdy człowiek, też musi jeść – skwitował Ron
Harry nie zazdrościł teraz dyrektorowi sytuacji w jakiej się znalazł.
Cała sala uczniów zdawała się śledzić każdy jego ruch, jakby podniesienie widelca miało coś wyjaśnić. Po 10 minutach Dumbledore sprężyście poderwał się z krzesła i zdawał się szykować do wyjścia. Jednak jakby przez chwilę zawahał się, nad czymś długo się zastanawiając.
- Mam nadzieję, że się nie obrazicie na mnie jak zabiorę wam parę minut z przerwy – słysząc to uczniowie wydali z siebie dźwiek który miał oznaczać nie.
- Skoro tak, to w takim razie mogę wam ogłosić, że od wczorajszego wieczoru jestem Ministrem Magii -
Po sali przetoczyła się burza braw. Znalazło się jednak kilkunastu uczniów, którzy na tę wieść w ogóle nie zareagowali ( byli to głownie przedstawiciele Slytherinu).
- Wczoraj miałem wątpliwą przyjemność gościć u siebie pana Lucjusz, Malfoya, który zażądał ode mnie abym abdykował ze stanowiska dyrektora tej szkoły. Nie zgodziłem się, gdyż było dla mnie oczywiste, że Malfoy, sam chciałby objąć moją posadkę, a na to dopóki żyję nie pozwolę. Żaden Śmierciożerca nie będzie się panoszył w mojej szkole – ostatnie słowa wywołały poruszenie
- Próbowałem z nim dojść do kompromisu, ale on jednak odmówił, twierdząc że nie będzie pertraktował ze szlamami. Nie mając wyjścia ogłosiłem, że od dzisiaj to ja przejmuje władzę i nie potrzebuje, przy tym poparcia grupy paru nędznych członków komisji, siedzącej w kieszeni pana Malfoya –
Na sali rozległy się jeszcze głośniejsze brawa.
- Od razu ostrzegam osoby, którym się to nie podoba, że jeśli będą mieli zamiar spiskować przeciw mnie, srogo je ukażę – mówiąc to dyrektor utkwił swoje spojrzenie w stole Ślizgonów – jeśli dla kogoś nie jestem, kompetentnym dyrektorem i ministrem, niech opuści mury mojej szkoły–
Po ostatnich słowach zapadła cisza, Trwałą ona tylko minutę, gdyż przy stole Ślizgonów, 5 osób wstało i skierowało się w kierunku wyjścia. Harry bez trudu rozpoznał w nich znajome sylwetki. Wśród ich był oczywiście synek Lucjusza Malfoy, Crable i Goyle, Pancy Parkinson i kapitan drużyny Slizgonów w Quiditch Flint Marcus
- Macie pół godziny, aby się spakować i wyjechać z Hogwartu – zagrzmiał Dumbledore –a wy - te słowa wypowiedział do siedzących uczniów – z racji tego, że zabrałem wam 10 minut przerwy zwalniam was z dwu ostatnich lekcji. Pożytecznie wykorzystajcie wolny czas -
Po sali przeszedł ryk radości.
Słowa te szczególnie uradowały Harrego, gdyż w piątkowe popołudnie czekały go dwie godziny eliksirów. Jedyną osobą niezadowoloną z tego stanu rzeczy była Hermiona:
- Już za półtora roku czekają nas owotumeny, a my zamiast się uczyć bez sensu marnujemy czas – obwieściła, kiedy razem z Harrym i Ronem siedziała w domitorium.
- Możesz mi napisać wypracowanie na eliksiry to wtedy na pewno w sposób pożyteczny wykorzystasz swój czas – powiedział złośliwym tonem Ron
Hermiona nic nie odpowiedziała tylko zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem.
Natępne dni nie przyniosły nic nowego. Hogwarckie życie dalej się toczyło swoim powolnym tempem. Jedyną zmianą jak zaszła były liczne delegacje czarodziejów odwiedzające Albusa Dumbledore. Ku zaskoczeniu Harego Prorok Codzienny już ani słowem nie wspomniał o nowym ministrze magii. Jego codzienne wydania niczym się praktyczne nie różniły od tych sprzed spotkania Dumbledora z Lucjuszem. Zapewne Pan Malfoy musiał dopilnować, aby redakcja nie umieszczała informacji o kompromitującej go próbie ujęcia dyrektora, zakończonej całkowitym fiaskiem
Nadeszły w końcu pierwsze tygodnie Grudnia. W szkole coraz bardziej można było odczuć atmosferę zbliżających się świąt.
Po raz pierwszy od śmierci Syriusz Harry poczuł się szczęśliwy. Bez Malfoya lekcje eliksirów stały się o wiele bardziej możliwe do zniesienia. Snape nie mając swojego pupilka przestał nawet faworyzować Ślizgonów. Oczywiście nie można tu było mówić o pewnej sprawiedliwości w ocenianiu, gdyż i tak dalej pamiętając incydent z Nocy Duchów Harrego otaczał „szczególnymi względami”.
Przedświąteczny nastrój nie udzielił się Ronowi, który dalej staczał kłótnie o nic z Hermioną. Dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem, jednak nawet jemu poprawił się humor, a miało na to wpływ zatrudnienie przez Dumbledore nowego pracownika....
- Wiecie co, mam już dosyć siedzenia z nosem w książkach – obwieściła Harremu i Ronowi Hermiona – proponuje abyśmy się przeszli się do Hagrida. Dawno go nie odwiedzaliśmy
- Hermino, czy ty się, aby dobrze czujesz!! – krzyknął zaskoczony Harry
- Dawno nie czułam się lepiej -
Był mroźny grudniowy poranek. Z racji tego, że była sobota mieli dość wolnego czasu.
- Bez mioteł, raczej nie mam szans przedostać się do Hagirda – mruknął Ron, kiedy po wyjściu z zamku natknął się na pokrywające błonia, niemal dwu metrowe zaspy śniegu.
- Można by spróbować jakiegoś zaklęcia rozgrzewającego - mówiąc to Hermiona machnęła różdżką, z której końca wystrzeliła fala ciepła.
- Trochę magii czyni cuda – dodała z dumą spoglądajac na korytarz jaki jej się udalo wydrążyć
Po 15 minutach przebijania się przez zaspy trójka przyjaciół z trudem doczłapała do chatki gajowego.
- Jesteśmy na miejsce – powiedział z ulgą w głosie Harry, jedonocześnie pukając do drzwi.
- No, w końcu sobie przypomnieliście o istnieniu starego Hagrida – powitał ich wielki przyjaciel
- Ostatnio mieliśmy kupę nauki – usprawiedliwiał się Harr
- Nie tłumacz się,najważniejsze, że w końcu zaszliście do mnie -
Po chwili siedzieli już wszyscy we czwórkę przy kominku. Każdy trzymał w ręku kubek gorącej herbaty.
- Co planujecie robić w Święta??– zagaił rozmowę Hagrid
- Nic ciekawego.. odpowiedział Ron
- Jakbyście mieli ochotę to moglibyście wpaść do mnie na kolację –
- Samemu urządzasz święta?? – zdziwiła się Hermiona
- Z Olimpią , zaprosiłem ją do siebie – odpowiedział i na chwilę się rozmarzył -..ale oczywiście zrozumie, jeśli was nie będzie, bo na pewno macie inne plany –
- Hagridzie, przyjdziemy do ciebie z przyjemnością – obwieścił z nieukrywaną radością Harry – razem z Ronem i Hermioną zostajemy na całe Boże Narodzenie w Hogwarcie -
- To świetnie, przy okazji będziecie mogli pomagać mi przy Buchorożcach
- Co takiego??!!! – krzyknął przerażony Ron
- Żartuje oczywiście – słowa te spotkały się westchnieniem ulgi – czyli licząc was, mnie i Olimpię, będzie piątka osób. Może jeszcze wpadnie Dumbledore, Aber z Sybillą. To już osiem – rachował głośno Hagrid
- Nie policzyłeś jeszcze Kathie, razem z nią będzie 9 osób – wtrącił Ron
- Jakiej Kathie??!!- zdziwił się Hagrid
- No dziewczyny Harrego –
- Ron chciał powiedzieć, mojej przyjaciółki, która ma przyjechać na świeta, do Hogwartu– sprostował zmieszany Młody Czarodziej
- To bardzo dobrze, im nas będzie więcej tym lepiej – odpowiedział Hagrid puszczając jednocześnie do Harrego oko
Gawędząc i popijając czwórka przyjaciół przegadała całe popołudnie. Wracanie do zamku po ciemku okazało się nie lada wyczynem. Znowu musieli przedzierać się przez zaspy, które w ciagu paru godzin nawiał wiatr.
- Dobrze, że zdażyliśmy przynajmniej na kolację – mrukneła Hermiona przekraczajać próg zamku
Zziębnięty Harry nic nie odpowiedział tylko skierował się do Wielkiej Sali
Bezwiednie zajął miejsce koło Alicji.
- Ron, czy tam przy stole nauczycielskim nie siedzi twój tata!!– krzyknął Młody Czarodziej, gdyż zobaczył właśnie pana Wesleya rozmawiającego z Dumbledorem
- Niemożliwe, skąd on się tu wziął – ździwił się Ron
- Spytasz go jak zjesz, na razie jest zajęty rozmową z dyrektorem – wtrąciła się Hermiona
-Niech ci będzie, raz się z tobą zgodzę - .
Ceirpliwość Rona została nagrodzona gdyż pan Wesley zaraz po tym jak skończył rozmowę z dyrektorem, podszedł do swojego syna.
- Tato, to już nie pracujesz w sklepie u bliźniaków – zagadał ojca Ron
- Już od tygodnia nie, ale znalazłem za to inną posadę –odpowiedział uśmeichając się Pan Wesley - ...u Dumbledora. Będę kimś w rodzaju jego rzecznika - .
- Chyba żartujesz –
- No Ron, bo się na się na ciebie obrażę, że nie doceniasz możliwości własnego ojca -
- Będzie pan mieszkał w szkole?? – spytał się Harry
- Nie musicie się obawiać. Nie będę was wiecznie kontrolować. Moja praca głównie polega na tym, że będę jeździł po kraju i prowadził kampanie na rzecz zwiększenia społecznego poparcia dla waszego dyrektora, a zarazem świeżo upieczonego ministra magii -
Lepszego świątecznego prezentu Ron nie dostał, jeszcze nigdy w życiu. Razem z nowym stanowiskiem Pana Wesleya pojawiła się nowa o wiele wyższa pensja od tej którą dostawał czy to u Knota, czy Malfoya. Harry był równie tak samo szczęśliwy z tego powodu jak jego przyjaciel.Zawsze lubił rodzinę Rona, a bieda w której dotychczas żyli stawiła go często w niezręcznych sytuacjach.
Pierwszą rzeczą, jaką postanowił Ron zrobić po dostaniu kieszonkowego od ojca było kupienie Harremu prezentu Bożonarodzeniowo, który miał wynagrodzić wszystkie rzeczy, którymi obufundował go przyjaciel. Sam Harry musiał czekać, aż do Bożego Narodzenia by się dowiedzieć się, co też sprawił mu Ron. Mimowolnie, z większą radością czekał jednak na inny prezent... w postaci Kathie, która miała już niedługo przyjechać.

- Z racji tego, że będziecie mieli ferie zadam wam tylko jako tylko jedną pracę domową. Macie napisać wypracowanie o animagach – oznajmiła uczniom profesor Mc Gonal pod koniec ostatniej lekcji prze świętami
- Zadam wam tylko jedno wypracowanie – przedrzeźniał ją Ron, kiedy schodzili do wielkiej Sali na obiad – Sybillla, Snape też nam zadali po jednym wygracowaniu i w sumie uzbierały się już 3 durne prace domowe –
- Gdybyś dobrze rzucił zaklęcie na Nevilla to nie dostałbyś karnej pracy domowej od ciotki Harrego –
- Przecież prawie mi się udało sprawić, aby zniknął –
- No właśnie, prawie – warknęła Hermiona.
- Z drugiej strony patrząc, spowodowanie aby ktoś zniknął tylko do połowy też jest nie lada wyczynem – orzekł śmiejąc się Harry, mając ciągle przed oczyma obraz Nevilla bez nóg
Po obiedzie Młody Czarodziej postanowił wyprawić się z przyjaciółmi do Hogsmedae.
. Chciał tam kupić jakiś czarodziejski prezent dla Kathie
- Na twoim miejscu Harry, zamiast magicznego kaktusa, kupiłam bym Kathie bardziej romantyczną i nastrojową roślinę – stwierdziła Hermiona, kiedy to we trójkę przechadzali się po kwiaciarni z magicznymi roślinami –
- Mogłabyś mówić jaśniej – zirytował się Młody Czarodziej
- Proponowałbym ci wziąć tego Przebiśniega – szybko dodała wskazując na stojące koło okna przepięknego kwiatka o fioletowych płatkach
- Widzę, że macie problem z wyborem prezentu – wtrąciła się w rozmowę kwiaciarka
- Nie wiem, co kupić mojej przyjaciółce – wyjaśnił Harry
- Przyjaciółce.. - zastanowiła się na chwilę – jeśli tak to kaktusy na pewno odpadają – na twoim miejscu wziełabym.. – mówiąc to czarownica schyliła się pod ladę – Tribullę Złocistą – dodała stawiając na ladzie przepiękny kwiat o srebrzystych płatkach i niebieskiej łodydze –
- Śliczny – zachwyciła się Hermiona –
- Ze świeżej dostawy –
- Jakie ma magiczne właściwości?? – spytał zaciekawiony Harry
- Dobrze nawożona i podlewana Tribulla, wydaje z siebie niezwykle melodyjne, dżwięki które są podobne do śpiewu elfów –
Dłużej się nie zastanawiając Harry kazał zapakować sobie czarodziejską roślinę. Po drodze do szkoły, kiedy to udało mu się na 10 minut pozbyć Rona i Hermiony – gdyż oni sami na chwilą zaszli do cukierni –miał jeszcze okazję kupić Bożonarodzeniowe prezenty dla swoich przyjaciół.
Wracając do zamku cała trójka mając o wiele lżejsze sakwieki była obładowanacała przeróżnymi pakunkami o stóp do głów.
Kolację zjedli przy praktycznej pustej sali. W Hogwarcie zostało tylko kilku uczniów z pierwszych klas, 3 drugoklasistów, a także 5 kolegów z roku Harrego. Wśród nich był było dwu Krukonów, Cho ze swoją przyjaciółką. Harry dostrzegając swoją dawną miłość upuścił z wrażenia widelec. Nie było to jednak miłym zaskoczeniem, gdyż przypomniał sobie momentalnie, że Cho liczy, że spędzi z nią całe święta.
W ekspresowym tempie zjadając swoją porcję, czym prędzej zaszył się w dormitorium.
- Mamy pytać, czemu się tak szybko zmyłeś, czy lepiej nie – zwróciła się do niego Hermiona
- Chodzi o Cho – Ron zdawał się czytać w myślach przyjaciela
Hary pokiwał potakująco głową.
- Nieopatrznie wygadałem się jej, że zostaje na święta w szkole –
- I pewnie stwierdziła, że zrobiłeś tak specjalnie dla niej – dodała Hermiona
- Niestety tak, a ja głupi zapomniałem to wszystko odkręcić –
- Wie o Kathie ??- spytał Ron
- Nie –
- To jutro zapowiada się wesoły dzień – skwitowała Hermiona

Rozdział XVI

Atak

Następnego dnia zaraz po przebudzeniu Harry wyczuł stosy pakunków leżące na skraju łóżka. Były to świąteczne prezenty. Po rozpakowaniu okazało się, że od Hermiony dostał samonotujące pióro ( podobne do tego używanego przez Ritę Skeeter), od Rona album ze zdjęciami wszystkich drużyn angielskiej ligi Quiditch, od Hagrida poradnik jak wybrać domowe zwierzę, zaś od państwa Wesleyów podobnie jak co roku ręcznie robiony na drutach sweter. Pozostały jeszcze dwa pakunki. Na pierwszym była kartka, że jest to prezent od Abera i Sybilli. W środku był płyn do konserwacji mioteł i książka zawierającej zbiór najczęściej używanych zaklęć. Trzecia paczka nie miała wypisanego nazwiska osoby, od której pochodziła. Harry z ciekawością rozerwał czerwony papier, w który była zapakowana. W jej wnętrzu znalazł malutką figurkę przedstawiającą Statuę Wolności. Kiedy wzięło się ją do ręki zaczynała wygrywać hymn Stanów Zjednoczonych.
- Niemożliwe – powiedział sam do siebie i momentalnie wybiegł z sypialni kierując się do dormitorium. Zastał tam nie kogo innego jak Kathie.
- I jak podobał ci się mój prezent – zwróciła się do niego takim tonem jakby się spotykali nie po prawie półrocznej rozłące, ale może najwyżej paro dniowej
- Nie aż tak, jak ten, który tu znalazłem –
Kathie momentalnie przebiegła pokój i rzuciła się Haremu na szyję mało go nie zwalając z nóg.
- Żebyś wiedział, jak się cieszę, że cię w końcu widzę – wyszeptała mu do ucha
- Ja tak samo. Byłbym jednak bardzo wdzięczny gdybyś mnie puściła, bo ledwo łapię oddech
- Nie spodziewałeś się mnie tak wcześnie?? – spytała Kathie uwalniając z uścisku swojego przyjaciela
- Raczej nie – odpowiedział Harry masując sobie szyję – ale też nie jestem wcale zły z tego że cię wcześniej widzę -
- Jakby co, miej pretensje do Abera, to on mnie dzisiaj w nocy odebrał z lotniska i przetransportował do Hogwartu
- Pewnie jesteś zmęczona?? –
- Tak jakby –
- Gorąca czekolada postawi cię na nogi – mówiąc to młody czarodziej chwycił Kathie za rękę i poprowadził w kierunku Wielkiej Sali
- Czekolada na gorąco – powiedział, kiedy siedli przy stole
Po chwili pojawił się przed nimi dzbanek z dymiącą cieczą i dwa kubki.
- Pod nami jest kuchnia i skrzaty przesyłają nam, z niej rozmaite specjały – wyjaśnił zdziwionej przyjaciółce
- U nas w Atlancie nie ma tak dobrze. Na kuchni gotują wynajęte kucharki, przyrządzając potrawy, od których nie raz nabawiłam się bólu brzucha -
- W takim razie nie powinny ci zaszkodzić jedzenie, które będzie u Hagrida dzisiaj wieczorem na świątecznej kolacji?-
- Hagrida, chyba mi nie wspominałeś o nim??-
- Jest nauczycielem na lekcjach opieki nad magicznymi zwierzętami??-
- To chyba on zaniósł cię do szpitala po starciu z Malfoyem??-
- No tak - odpowiedział szybko Harry – gwarantuje ci,ż e polubisz go od pierwszego spotkania -
Rozmawiali tak razem jeszcze z pół godziny. Koło 8.30 pojawili się Ron z Hermioną. Wkrótce też doszła Sybilla z Aberem, a także reszta nauczycieli i uczniów, którzy zostali w Hogwarcie. Wśród nich ku swojemu przerażeniu Harry wypatrzył Cho.
Cześć Harry –
- A cześć –
- Siadaj koło mnie. Akurat są 2 wolne miejsce– powiedziała Cho wskazując na olbrzymi stół, przy którym wszyscy mieli się zebrać
Rad nie raz Harry z towarzyszącą mu Kathie przysiadł się do Cho.
- Czy ja cię skądś nie kojarzę??- zwróciła się Cho do koleżanki Harrego
- Eeee, chyba widzieliśmy się na Ulicy Pokątnej – odpowiedziała Kathie
- A no tak – Cho wypowiedziała te słowa chłodniejszym tonem – nie poznałam się, bo teraz masz trochę dłuższe włosy –
W tej chwili Harry czuł się jakby siedział na rozpalonych węglach. Z ulgą powitał zbliżające się wystąpienie Dumbledore, który widząc, że wszyscy są już na swoich miejscach wstał aby wygłosić przemowę.
- Cieszę się, że zgromadziliśmy się tutaj w tak licznym gronie – słowa wypowiedział te z wyjątkowym entuzjazmem – korzystajmy jak najwięcej z tych radosnych chwil, bo nigdy nie wiemy, co nas czeka jutro – po Harrym przeszła nie przyjemna fala chłodu
- No, ale co będzie to będzie, a na razie aby nie psuć wam humorów moim gderaniem powiem na zakończenie jedno słowo „wcinajcie” -
Momentalnie na stołach pojawiły się stosy potraw. Harry jednak nie miał jakoś ochoty się nimi delektować, gdyż cały czas zastanawiał się jak pozbyć Cho.
Kathie musiała domyślić się, dlaczego nagle popsuł mu się humor.
- Pokażesz mi gdzie macie toalety – zwróciła się do przyjaciela
- Oczywiście – odpowiedział z ulgą Harry
Prawie biegnąc szczęśliwy wydostał się na korytarz.
- Coś za bardzo nie lubisz tej swojej przyjaciółki?? –
- Delikatnie mówiąc tak – odpowiedział Harry - szlaja się za mną już od paru miesięcy. Najgorsze jest jednak to, że jest przekonana, że zostałem w, Hogwarcie tylko po to aby z nią spędzić Boże Narodzenie –
- O to widzę, że mam konkurentkę, Harry Potter nie może się opędzić od swoich wielbicielek - zaśmiała się Kathie
- Zobaczymy czy nie zrzednie ci mina, kiedy będziemy musieli spędzić z nią cały dzień –
- A kto powiedział, że będzie za nami cały czas latała. Wracajmy już, bo chyba wiem, co zrobić, aby się pozbyć tej twojej naprzyksznej wielbicielki –
Nie mając lepszych pomysłów Harry z kwaśną miną wrócił z Kathie do Wielkiej Sali.
Weszli akurat na końcówkę dowcipu, który opowiadał wszystkim Aber.
- Długo was coś nie było – powitała ich z nie ukrywanym wyrzutem w głosie Cho
- Aaa, zaszliśmy jeszcze do dormitorium,bo Harry chciał pokazać prezent, który mi kupił na walentynki – odpowiedziała najbardziej poważnym tonem Kathie
- Na walentynki??– zdziwiła się Cho
- No daje mi go tak wcześnie, bo w lutym nie będziemy się znowu widzieć, bo wracam niestety do Atlanty, ale już wakacje spędzimy razem -
- Zaraz, zaraz to ty jesteś dziewczyną Harrego i on mi o tym nie powiedział - wyrzuciła jednym tchem Cho
- Oj, jaka jestem głupia, niepotrzebnie się wygadałam – Kathie zrobiła minę, która miała wyrażać zawstydzenie – no, ale mówi się trudno. Bo wiesz, Harry jest moim chłopakiem tak nieoficjalnie. Tak samo jak ja nie chcę się tym chwalić, bo od razu byśmy mieli na karku jakiegoś durnego dziennikarza z Proroka Codziennego, który szuka sensacji. Pamiętasz chyba, co się działo dwa lata temu, kiedy to podejrzewano Harrego o romans z Hermioną –
- Pamiętam, a w ogóle dobrze, że mi to mówisz – odpowiedziała dalej zła Cho - jeśli tak to nie będę wam już przeszkadzać- dodała wstając od stołu
- Jesteś wspaniała – zwrócił się Harry do Kathie
- Tylko aby zbyt poważnie nie traktuj słów, że jestem twoją dziewczyną. Aż tak do końca to mnie jeszcze do siebie nie przekonałeś -
Wspólna uczta przeciągneła się aż do późnych godzin popołudniowych. Mając po niej jeszcze trochę czasu do kolacji u Hagrida, Harry z trójką swoich przyjaciół rozsiadał się przed kominkiem w dormitorium. Rozmawiając praktycznie o niczym czuł się naprawdę szczęśliwy. Trzymając się rady Dumbledora, korzystał z chwili, starając się nacieszyć każdą upływającą sekundą.
Punktualnie o 6 wieczorem cała czwórka zameldowała się w głównym holu. Zastali tam już Sybillę, Abera, a także Albusa.
- No, jesteście. W takim razie możemy iść – mówiąc to Aber popchnął wyjściowe drzwi, zza których momentalnie buchnęły na nich kłęby śniegu z wiatrem.
- Dobrze, że nie brałem sanek – mruknął do siebie.
Idąc gęsiego, zgięci w pół mozolnie podążali w kierunku chatki Hagrida. W połowie drogi Sybilla ku ogólnej uldze rzuciła na wszystkich zaklęcie, które odpychało płatki śniegu. Po chwili ukazało im się rozświetlone okno domu, a w nim zobaczyli uśmiechniętą twarz Hagrida.
- Bałem się, że już nie przyjdziecie w taką pogodę – krzyknął otwierając drzwi
Momentalnie wszyscy weszli do środka.
- O jak miło widzieć znajome twarze – zwróciła się do nich Olimpia, stawiając jednocześnie na stole stos talerzy
. Ubrana była w gustowną czerwoną suknię.
- Aberfortch Dumbledore – przedstawił się Aber z gracją składając jej pocałunek na wyciągniętą rękę
- Zapewne brat Albusa, -
- Tak, a ja jestem jego żoną - przedstawiła się Sybilla –
- O, a tego młodzieńca to pamiętam, Harry Potter. Hagrid dużo mi o tobie mówił ostatnio –
- Dzień Dobry – odpowiedział Harry lekko się rumieniąc
- Zaraz żebym pamiętała wszystkich, ty jesteś.....??
- Ron.....
- A ty....??
- Hermiona
- A t. Nie kojarzę się, z Hogwartu – ??
- Kathie, przyjechałam na święta z Atlanty, gdzie się uczę –
- O to bardzo mi miło, koniecznie będziesz musiała mi opowiedzieć o Stanach – obwieściła podekscytowana Olimpia
- Zapraszam wszystkich do stołu – zagrzmiał nad nimi Hagrid
Harry nie wiele myśląc zajął miejsce koło Kathie
Po chwili na stole pojawił się olbrzymi gar.Była w nim nieznana Harremu zupa, w której pływało coś, co przypominało ślimaki. Zaraz potem podano pieczone baranie mięso, które zachwalał wszystkim Hagrid jako, że sam miał przyrządzić ten specjał. Harry próbując odgryźć kawałek mało sobie nie ułamał zęba. W tej samej chwili Kathie wypluła w serwetę kawałek gałązki, który miała być przyprawą poprawiającą smak mięsa.
- Słyszałam Dumbledore, że zostałeś Ministrem Magii – zwróciła się do Albusa Olimpia
- Zostałem i z jednej strony żałuje swojej decyzji, a z drugiej jestem z niej zadowolony -
- Nie rozumiem -
- Chodzi mi o to, że ministrem jestem, z przymusu – odpowiedział szybko Albus - nigdy jakoś nie lubiłem rządowych posadek –
- Będziesz starał się jakoś rozprawić się z Malfoyem?? – wtrącił się Harry
- Wszystko przyjdzie w swoim czasie – odpowiedział tajemniczo dyrektor –po prostu wyśmienite mięso – dodał zmieniając temat rozmowy
Gawędząc i racząc się potrawami przesiedzieli tak do niemal do 12.00 w nocy.
- Hagridzie nie obraź się, ale już musimy iść – zadecydował Albus patrząc na zegarek
- Nie wyganiam was, dla mnie możecie siedzieć i do rana – orzekł Hagrid
- Kathie szczególnie – zaśmiał się Harry patrząc na przyjaciółkę, której głowa bezwiednie położona była na stole
- Pobudka, pora wstawać – zagrzmiała nad jej uchem Sybilla
Kathie momentalnie poderwała się z miejsca, omiatając pół przytomnym spojrzeniem chatkę Hagrida.
Po 10 minutowych pożegnaniach wydostali się na drogę prowadząca do zamku. Sybilla podobnie jak Hermiona, wydrążyła swoją różdżką tunel, którym mogli dojść do szkoły. Nie wiedząc, czemu Harry znalazł się w środku pomiędzy Aberem a Albusem.
- To tylko takie zwykłe środki bezpieczeństwa – wyjaśniła Sybilla widząc jego zdziwioną minę
W milczeniu zbliżali się do zamku. Byli już koło bramy, kiedy w powietrzu rozległ się świst i nagle jakby z pod ziemi wyrosła przed nimi grupa 15 dorosłych czarodziejów, z maskami na twarzach.
- Harry, Hermiona, Ron, Kathie do środka !!!!– krzyknął Albus
Harremu po głowie przeszła przerażająca myśl, Śmierciożercy.
- Dawno się nie widzieliśmy Dumbledore –odezwała się do nich jedna z zakapturzonych postaci
- Dawno, dawno – odpowiedział bezbarwnym głosem Albus – choć jak ostatnio cię spotkałem to nie miałaś zbyt radosnej miny kiedy pokonałem pokonałem twojego pana, znaczy się Voldemorta –
- Jak śmiesz wypowiadać jego imię – krzyknął kobiecy głos
Harry słysząc te słowa poczuł jak ogrania go wściekłość. Z Dumbledorem rozmawiała Belatris Lestrange, osoba która zamordowała Syriusza. Jednocześnie w tej samej na ramieniu wyczuł rękę Abera która jakby miała go ostrzegać żeby nie robił nic głupiego.
- Nazwisko Voldemort nie robi na mnie żadnego wrażenia. Twój Pan jest dla mnie tak samo jak ty zwykłym mordercą, który nie potrafi docenić wartości ludzkiego życia –
- Avda Kedavda – krzykneła rozwścieczona Belatrins
- Expalirum – odpowiedział Dumbledore, i zaklęcie niewybaczalne pognało z powrotem w kierunku Śmierciożerców przelatując im nad głowami
- Myślałem, że twój pan więcej cię nauczył – zakpił Dumbledore
- Drebisno - odpowiedziała Belatris
Momentalnie wyrósł przed nią olbrzymi czarny wąż, który rzucił się, na Dumbledora
- Właśnie tego nauczył mnie mój pan -
Albusowi z trudem jakimś potężnym zaklęciem udało się odeprzeć atak gada.
W tym samym momencie 15 śmierciożerców przystąpiło do ataku
- Expalirum- krzyknąl Aber odbijając jedno ze śmiercionośnych zaklęć
- Proteg....!! – krzykneła Sybilla jednocześnie padając z impetem na ziemię
- Oni, ją zabili!! – krzykneła przerażona Kathie
- Protego – rozległ się gruby męski głos
Kathie podobnie jak Sybilla nieprzytomna upadła na ziemię.
- Harry użyj zaklęcia zbiorowego!! - krzyknął Dumbledore
- Uwłaga, za chwilę mały Harry przyjdzie na łatunek swoim przyjaciołom – zakpiła Belatris – jakoś ostatnio nie mógł płomuc swojemu ojcu chrzestnego -
Harry słysząc to poczuł falę nienawiści, która uderzyła mu do głowy. Przez chwilę miał ochotę użyć zaklęcia Avda Kedavda.
Lumos !!– krzyknął
Z jego dłoni wyszedł snop oślepiającego światła. Celowo użył mało skomplikowanego zaklęcia gdyż z ostatniej lekcji u Dumbledore dowiedział się, że będzie i tak 16 razy silniejsze niż normalnie. Jego moc zwiększa się proporcjonalnie do liczby osób, na które się je rzuca.
`Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania Młodego Czarodzieja.
15 Śmierciożerców padło w jednej chwili na ziemię.
- Dobra robota Harry – pochwalił podopiecznego dyrektor
- Nie możliwe. Użyłeś przed chwilą zaklęcia zbiorowego!! – krzyknęła zdziwiona Hermiona
- Jednak możliwe, potem ci to wyjaśnię – odpowiedział Harry - teraz musimy zająć się Sybillą i Kathie - dodał
Dumbledore w tej samej chwili wyczarował parę czarodziejskich noszy.
- A z nimi, co zrobimy?? – spytał Aber wskazując na leżących Śmierciożerców?? –
- Do zamku nie będę ich brał, aby nie brudzić szkolnych korytarzy takim plugastwem – odpowiedział Albus– wyślę po nich Snapea, który wie jak się obchodzić z osobnikami tego pokroju –
- Na szczęście jesteście cali – usłyszeli za sobą tubalny głos Hagrida – zobaczyłem ze swojej chatki olbrzymi snop światła i pomyślałem, że jesteście w niebezpieczeństwie –
- Już po wszystkim, dzięki Harremu jesteśmy cali – odpowiedział ze spokojem na twarzy Albus
- O cholibka – krzyknął, Hagrid, gdy jego wzrok padł na leżących Śmierciożerców –sam sobie z nimi poradziłeś??-
- Nie sam, tylko z pomocą, Albusa i Abera?? – odpowiedział Harry czując jak jego uszy zabarwiają się na czerwono
- Zamiast gawędzić proponowałbym już wracać do zamku – obwieścił wszystkim Aber
- Odprowadzę was, żeby być przekonanym, że dojdziecie bezpieczni – zadeklarował się ochoczo Hagrid
Triumfalny pochód, w którym podążali na wigilię do Hagrida, zamienił się w kondukt pogrzebowy. Na przedzie kroczył Aber z Albusem. Potem szła Hermiona z Ronem. Końcowy ogon tworzył Hagrid, a za nim podążał milczący Harry. Przez cały czas dźwięczały mu w uszach słowa Belatrins „ jakoś ostatnio nie mogłeś pomóc swojemu ojcowi chrzestnemu”
W zamku nie zastali ani jednej żywej duszy (z wiadomych względów pomiam tu Irytka)
- Hermiona z Ronem, wracajcie już do swoich dormitoriów, a Harry jak chcesz, możesz pójść z nami do skrzydła szpitalnego – zakomunikował Dumbledore nie bacząc na zawiedzione miny Rona i Hermiony
- To ja pójdę po Snapea – stwierdził Aber
- Wiwgarium Lewiosa – krzyknął Dumbledore rzucając zaklęcie na nosze
Spoczywające na niech ciała Kathie i Sybilli w tej samej chwili uniosły się o metr nad ziemią
- Ofiary pojedynków?? – spytała pani Pompey na widok niecodzienncyh pacjentów
- Raczej ataków Śmiericożerców – odpowiedział poważnym tonem Dumbledore
Pani Pompey nic nie odpowiedziała tylko zatkała sobie z przerażenia usta.
- Trzeba im udzielić szybkiej pomocy medycznej – obwieścił spokojnym tonem dyrektor
- A no tak, tak, przepraszam - odpowiedziała Pani Pompey jednocześnie energicznie zabierając się za poszkodowanych.
Obrażenia, których doznali okazały się na szczęście nie groźne. Po podaniu eliksiru regenerującego Pani Pompey stwierdziła, że jutro Sybilla z Kathie będą jak nowo narodzone
Dumbledore próbował namówić Harrego, żeby wrócił do dormitorium i położył się w swoim łóżku. Spotkał się jednak z wyjątkowym oporem. Rad nie rad pozwolił podopiecznemu spędzić całą noc w skrzydle szpitalnym.

Rozdział XVII

Nieproszeni goście

- Śpiochu pobudka –
- Zaraz wstanę –
- Jak tam chcesz, ale wydaje mi się, że wygodniej byłoby ci w dormitorium –
Harry słysząc te słowa momentalnie powrócił do rzeczywistości, podrywając się z krzesła.
- Kathie, lepiej się czujesz ??
- No jak widać, jestem w nie najgorszej formie –
- Bałem się, że coś ci się może stać - w głosie Harrego słychać było troskę
- Jak widzisz jestem cała i zdrowa, ale wiesz co... – w tym miejscy zrobiła dłuższą przerwę – zaskoczyłeś mnie tym, że prze całą noc siedziałeś przy mnie -
- Nie bądź taka samolubna – usłyszeli glos Sybilli dochodzący z sąsiedniego łóżka – na pewno Harry został tu na noc, aby doglądać też swojej ciotki –
- Ooo to cię bardzo przepraszam – zaśmiała się Kathie - tak samo jak ja byłaś poszkodowana i należy ci się podobna opieka-
- Harry, udało wam się poradzić ze Śmierciożercami?? – zmieniła temat już poważniejszym tonem głosu Sybilla
- Aber z Alubsem rozwalili węża, a ja użyłem zaklęcia zbiorowego, które załatwiło Belatrins z jej koleżkami –
- Sam w pojedynkę rozprawiłeś się z tymi wszystkimi zbirami - Kathie była wyraźnie podekscytowana tym faktem
- Sam to nie. Głównie dzięki, Albusowi który mnie nauczył wielu pożytecznych zaklęć – odpowiedział szybko Harry - mam nadzieję, że Snape związał potem wszystkich -Śmierciożerców i wtrącił do lochów – dodał
- Jak byli nieprzytomni, nie mógł mieć z nimi problemów – stwierdziła Sybilla
Na rozmowie z Kathie i Sybillą Harry przesiedział do 8.00, kiedy to wpadła pani Pompey. Od razu wygoniła go ze skrzydła szpitalnego, twierdząc, że i tak naruszyła regulamin pozwalają mu zostać na noc.
Mając nadzieję, że Kathie szybko zostanie wypisana Harry zszedł do Sali Jadalnej na śniadanie. Zastał tam już Rona i Hermionę
- I jak wyjdą z tego?? –
- Nic im nie będzie, przed chwilą z nimi rozmawiałem –
- To przynajmniej mamy pierwszą optymistyczną wiadomość - stwierdził kwaśno Ron
- Nie rozumiem ??-
- Śmierciożercy sobie tylko wiadomym sposobem ocknęli się i porwali Snape – wyrzuciła z siebie jednym tchem Hermiona
- Widział to ktoś?? – spytał Harry
- Gdyby widział to by pomógł Snapeowi – Dumbledore zauważył, że nie ma ich dopiero o 4.00 nad ranem -
- Nie rozumiem, jak można było wysyłać tylko jednego osobę do pojmania Śmierciożerców – Harry był wyraźnie rozgoryczony na dyrektora
- A kto mógł przewidzieć, że nagle odzyskają wcześniej przytomność – zaperzyła się Hermiona
- Jeśli ma się doczynienia z poplecznikami Voldemnorta to trzeba być przygotowanym na wszystkie sytuacje –
Gdyby wśród Śmieciożerców nie było Belatrnis Lestrange Harry fakt ich ucieczki przyjąłby ze stoickim spokojem. Mając jednak w świadomości to, że morderczyni Syriusza znowu uniknęła kary, poczuł jak zalewa go fala złości. Nawet nie żałował losu Snapea.
- Będzie miał teraz okazję wykazać się swoimi magicznymi umiejętnościami – pomyślał– zobaczymy czy mu wystarczą, aby ocalić swoją głowę –
Parszywy nastrój towarzyszył Harremu przez cały dzień. Nie mając ochoty na rozmowę z przyjaciółmi zabarykadował się w swoim dormitorium. Przez cały czas po jego głowie kołatała się tylko jedna myśl:
- Czemu nie użyłem wczoraj zaklęcia Avda Kedavda –
- Bałem się – odpowieidzal sobie sam na pytanie
- Tak bałem się, nie miałem na tyle odwagi, aby pomścić śmierć Syriusza i zabić Belatrins
W cisze pokoju wkradł się łomot do drzwi. .
- Harry!!!!!. Nie wiem, co sobie ubzdurałeś, ale wiedz, że nie pozwolę ci spędzić całego dnia na ponurych rozmyślaniach. Sądzę, że przyjaźnię się już z tobą na, tyle, że możesz podzielić się ze mną tym, co cię trapi– była to Kathie
Rad nie rad Harry wstał z lóżka i ociągając się podszedł w kierunku drzwi, aby je otworzyć.
- Chciałem po prostu chwilę poleżeć w spokoju – powiedział nieco opryskliwym głosem
- Ta twoja chwila ma już 5 godzin. Nie było cię na obiedzie i wydaje mi się, że na kolację też nie miałeś się ochoty wybierać –
- Nie jestem głodny – odpowiedział Harry zasiadając jednocześnie w czerwonym fotelu na przeciwko kominka, w którym wesoło buzował ogień. Kathie momentalnie znalazła się koło niego.
- Chodzi ci pewnie o dzisiejsze porwanie Snaepa – zaczeła nieśmiało rozmowę
- Snapea- imię znienawidzonego profesora Harry wypowiedział z wyjątkową pogardą – jego los mnie zupełnie nie obchodzi. Bardziej by mi było szkoda mojej miotły, niż tego pokraki -
- Lestrange Belatrnis – na dźwiek tych słów Harry drgnął – o nią ci chodzi. Że znowu uciekła i uniknęła kary za zabicie Syriusza Blacka, twojego ojca chrzestnego –
- Słuchaj nie mam ochoty o tym rozmawiać – Harry wyraźnie miał dosyć tej całej rozmowy
- Nie masz ochoty, ale ciągle cię to trapi. Jak nie ze mną to, z kim pogadasz – odpowiedziała niezrażona Kathie
- Zapewne wiesz o Syriuszu od Sybilli?? –
- No tak, sporo mi o nim wspominała, min, że kiedyś byli parą. Później został twoim ojcem chrzestnym..... –
- A później oskarżono go o zdradzenie moich rodziców.... – dokończył Harry
- Najważniejsze, że oczyścili go z zarzutów-
- Szkoda tylko, że po śmierci – odpowiedział na to ponury głos
- Tęsknisz za nim ciągle?? – spytała spokojnym tonem Kathie
- Cały czas – Harremu głos lekko zadrżał – był najlepszym przyjacielem mojego ojca Jamesa, którego zresztą prawie w ogóle nie pamiętam –
- Takie jest to durne życie, ciągle zabiera nam kogoś bliskiego –
- Za nic w świecie nie pozwolę, żeby kiedykolwiek zabrało mi ciebie – mówić to Harry przytulił do siebie przyjaciółkę
Następnego dnia kończyły się już ferie świąteczne i rozpoczynał kolejny semestr nauki. Od samego rana począwszy, aż do południa pojawiali się w szkole uczniowie. Efektem tego był taki, że odwołano pierwsze lekcje i zarządzono przeprowadzenie tylko tych popołudniowych. Ku radości Harrego Kathie postanowiła zostać w Hogwarcie jeszcze dwa dni dłużej, twierdząc, że nic się nie stanie, jeśli wróci trochę później niż planowała na zajęcia w swojej szkole w Atlancie.
Tuż po drugim śniadaniu w Wielkiej Sali pojawiła się Angelina, która była kapitanem drużyny Gryfonów. Ku zaskoczeniu Harrego, który sądził, że dalej jest na niego obrażona po ostatniej sprzeczce w ostatnim meczu, zaczepiła go, kiedy wstawał od stołu.
- Na dzisiejszy wieczór, zaplanowałam trening Quiditcha – zakomunikowała bezbarwnym tonem
- Co takiego, trening na śniegu w zimie??? –
- A niby, w czym ci przeszkadza śnieg – odpowiedziała nie ukrywając ironii - W Quiditch gra się w powietrzu, a z resztą jak nie chcesz , możesz nie przychodzić. Nie miej tylko do mnie potem pretensji, jak nie wystawię cię w pierwszym składzie – dodała robiąc groźną minę
- Przyjdę. Mam tylko nadzieję, że tym razem w najbliższym meczu zagara osoba, która się naprawdę przykładała do treningu– odpowiedział Młody Czarodziej kładąc nacisk na słowa „ tym razem”
Jedyne lekcje u Sybilli, jaki dłużyły się Harremu nie miłosiernie. Nie mógł się doczekać już treningu, na którym chciał udowodnić Angelinie, kto jest najlepszym szukającym w drużynie. Sama Sybilla musiała zauważyć jego rozkojarzenie, gdyż pod koniec stwierdziła się, że ma jeszcze problemy z zaklęciem maskującym i dlatego musi przeczytać pozycję Alozjego Mc Kongreya „o skutecznym używaniu zaklęć niewidzialności”
Rzucając na odchodne, że postara się wypożyczyć poleconą pozycję i wyciągając Rona z ławki Harry pobiegł do dormitorium po swoją miotle, aby po chwili jako pierwszy zameldować się na płycie boiska do Quiditch. Po drodze spotkał jeszcze Kathie, która stwierdziła, że już się dość wynudziła siedząc sama w dormitorium i dlatego postanowiła towarzyszyć im w treningu.
- Z tego, co słyszałam to nawet całkiem dobrze grasz – zwróciła się do Harrego, kiedy razem z Ronem siedzieli samotnie na ławce w szatni
- O tym, że dobrze gram byłem przekonany, do tego roku, jednak teraz nasza kochana pani kapitan ciągle utwierdza mnie w przekonaniu, ze tak nie jest –
- Zademonstruj jej jakoś sztuczkę– poradził Ron
- Tak, żeby jeszcze mnie objechała, że nie wykonuje jej poleceń, tylko wymyślam jakieś durne akrobacje na miotle –
Tą dość pesymistyczną rozmowie przerwało trójce przyjaciół pojawienie się reszty drużyny. Po krótkiej reprymendzie Angeliny, że jeśli ktoś będzie obijał, od razu go wyślę z powrotem do dormitorium, wyszli na zewnątrz i wzbili się na miotłach w górę.
Mimo, że zapadł już zmrok widoczność była dość dobra na skutek księżycowej poświaty, która idealnie oświetlała okolicę odbijając się od śniegu.
Harry automatycznie wykonywał komendy Angeliny ćwicząc schematy wszystkich zwodów, co chwilę podrywając miotle, czy też gwałtownie zakręcając. Raz po raz zerkał też na poczynania Ginny, która z miotłą radziła sobie równie dobrze jak on. O wiele więcej roboty miał Ron, do którego bramki niemal nieustannie leciały kafle odbijane prze pałkarzy.
Pod dwu godzinach Angelina, która najwyraźniej musiała już przemarznąć zarządziła koniec treningu.
- Nawet nie było tak źle – zwrócił się do Harego Ron, kiedy we trójkę zaśnieżoną drogą podążali w kierunku zamku
- Bardziej bym się skoncentrował, gdyby Kathie mnie tak nie rozpraszała, ciągle coś krzycząc– stwierdził flegmatycznie Harry
- Tak, tak, wmów sobie, że to moja wina. Po prostu krzyczałam, że ci dobrze idzie – odpowiedziała mu przyjaciółka lekko nadąsanym tonem
- Czy widzicie to, co ja?? – spytał poruszony Harry wskazując za siebe ręką
Od strony jeziora podążał sznur, co najmniej setki sań,ciągniętych przez stworzenia przypominające pegazy.
Słowa „ciągnęły po śniegu” w tym momencie są mało trafne, gdyż sanie razem ze zwierzętami unosiły się parę metrów nad ziemią
- Lecą w kierunku szkoły – stwierdziła zdziwiona niecodziennym widokiem Kathie
- Proponowałbym przyśpieszyć i się lepiej schronić w zamku – mruknął Ron
Prawie biegnąć razem z resztą drużyny, dobiegli do olbrzymich drewnianych drzwi.
Idę zawiadomić Dumbledora zakomunikował Harry, kiedy się znaleźli w środku.
- Razem ze mną – obwieściła Kathie i nie czekając na zgodę złapała Harrego za rękę i zaciągnęła go pod gabinet dyrektora
- Czułek karalucha – powiedział Harry, po czym kamienna Chimera przesunęła się ukazując im kamienne schody
- Na górze jest gabinet – rzucił Młody Czarodziej
Ile sił w nogach pokonali kręte schody.
- O witam. Co was sprowadza o tak późnej porze – Albus Dumbledore najspokojniej w świecie siedział w pluszowym fotelu, mając nogi zarzucone na biurko
- Właśnie przed chwilą skończyliśmy trening – wyrzucił z siebie zdyszany Harry- i wracając zobaczyliśmy chyba z setkę sani lecących w kierunku zamku –
Słowa te nie wywołały nawet najmniejszego wrażenia na dyrektorze.
- Zapewne Lucjusz Malfoy postanowił złożyć mi kolejną wizytę – powiedział po chwili milczenia Dumbledore
- Lucjusz Malfoy?? – Harry zdawał się nie dowierzać w to, co usłyszał
- A niby kto przyjeżdżałby do zamku o tej porze – mówiąc to dyrektor podszedł do okna - nie sądziłem jednak, że tak szybko uda mu się powołać do życia armię magicznych wojowników –
- Armię magicznych wojowników ??– wtrąciła się Kathie
- Po niemal 400 latach z powrotem utworzył i wyszkolił armię magowojowników, których zadaniem jest walczyć z czarodziejami pochodzącymi po części z rodzin nie magicznych– wyjaśnił Dumbledore
- Czy przypadkiem ci magowojownicy nie odpowiadali za okropne rzezie,na ludności angielskiej w XV w, w czasie wojny stuletniej?? – zapytała podekscytowana Kathie
- Niestety tak. Pod pretekstem walki z francuskimi najeźdźcami ówczesny minister magii Henryk Brando utworzył właśnie armię magowojowników. Jak wspominałem rzeczywistym celem ich działania była walka jak to mówili ze szlamami. W czasie swojego krwawego pochodu przez Anglię wymordowali 200 tysięcy czarodziejów –
- Zabili 200 tysięcy niewinnych ludzi – Kathie zdawała się być poruszona tym, co usłyszała
- Jeśli nic nie zrobimy to my też możemy podzielić los tych nieszczęśników- wtrącił się Harry, który dotychczas przysłuchiwał się wykładowi Dumbledora z boku
- Mogę ci obiecać, że dopóki będziesz w zamku włos ci z głowy nie spadnie – ostudził zapał podopiecznego dyrektor– będąc w szkole jesteśmy chronieni zaklęciami, których nie pokonają nawet magowojownicy –
- O nie, Hagrid, przecież on jest poza zamkiem !!– krzyknął Harry, który dopiero teraz pomyślał o gajowym
- Spokojnie, nic mu nie grozi. Jak mówiłem wcześniej, spodziewałem się wizyty Lucjusza i dlatego wolałem, aby Hagrid noce spędzał właśnie w zamku –
Harry słysząc to odetchnął odetchnął z ulgą.
- To w takim razie, co mamy teraz robić??– spytała Kathie
- Narazie nic, poczekamy jak się rozwinie sytuacja - odpowiedział jej flegmatycznie, Dumbledore – co najwyżej mogę wam poradzić abyście wrócili do swoich dormitoriów, bo jest już późno –
- To do zobaczenia jutro na śniadaniu – wybąkał Harry nie będąc jednak całkowicie pewny słuszności decyzji dyrektora –
- Jedyną dobrą rzeczą w tej sytuacji jest to, że pewnie będę musiała dłużej zabawić w Hogwarcie – zwróciła się Kathie do Harrego kiedy we dwójkę szli kamiennym korytarzem w kierunku pokoju wspólnego Gryfonów
- Czy tego chcesz czy nie będziesz skazana na mnie – odpowiedział, Harry patrząc na nią z ukosa
- Może jakoś zniosę twoją obecność –
- Cukrowa mysz – wypowiedział Harry hasło, kiedy znaleźli się przed portretem Grubej Damy
Po wejściu do środka w oczy rzucił im się gwar, jaki panował w całym pokoju. Wszyscy Gryfoni zdawali się być podekscytowani wizytą nowych gości, którzy stojące na błoniach sanie widać było dobrze przez okno.
- Ładnie to tak zapominać o swoich przyjaciołach i nawet nie mieć czasu, aby się z nimi podzielić tym, co wiedzą o tych durnych typkach co nas odwiedzili – zwrócił się do nich Ron z nie ukrywanym wyrzutem w głosie
- Przyjaciel może poczekać, jeśli nie chciało mu się ruszyć swojego zadka i pofatygować do Dumbledora, aby zasięgnąć języka – odpowiedziała Kathie
- I jak wiecie, kto przyjechał w tych saniach – wtrąciła się przechodząca obok nich Angelina
- Wiemy - odpowiedział obojętnym tonem Harry – Magowojownicy -
Reakcja na te słowa zarówno Rona ,Hermiony jak i Angeliny była niemal taka sama jak Harrego, kiedy to dowiedział się, że zamek przyjechał odwiedzić Lucjusz Malofy
- Kathie, wyjaśnij kim oni są, bo jakoś lepiej się orientujesz w tej całej historii magii -
- Krótko mówiąc, magowojownicy byli w XVI wieku idealnym narzędziem ministerstwa magii do walki z szlamami. W czasie wojny stuletniej dopuścili się mordu na 200 tysiącach czarodziejów -
- I teraz Lucjusz Malofy postanowił z powrotem stworzyć armię złożoną właśnie z nich, tym razem do walki ze zwolennikami Dumbledora – dodał Harry
- Hmm, rok temu czytałam o nich robiąc powtórki przed owotumanemi z histori magii. Ministerstwo oficjalnie zabroniło tworzyć armię mago czarodziejów we specjalnym dekrecie, który wydało tuż po wojnie 100 letniej – wtrąciła wyraźnie zadowolona Hermiona mogąc się pochwalić swoją nie tuzinkową wiedzą
- Ale widać nie stanowiło to przeszkody dla Malfoya, który pewnie uchylił tą ustawę znowu przekupując członków komisji z ministerstwa – stwierdził flegmatycznie Ron
- Natychmiast muszę wysłać sowę do rodziców, aby mnie stąd zabrali– obwieścił wszystkim jakiś przerażony pierwszoroczniak
- Życzę ci powodzenia – skwitował pogardliwie Harry – twoi starzy musieliby chyba przylecieć na miotłach wcześniej przedzierając się przez straże magowojowników –
Słowa Harrego przeraziły malca.
- Póki jesteś w zamku możesz czuć się bezpieczny – zwróciła się do niego Kathie usiłując nadać swojemu głosu jak najbardziej przyjazny ton – zamiast tracić czas na pisanie listu lepiej idź spać. Dumbledore na pewno coś wymyśli, aby pokonać tych magojeźdzców –
- Dobry pomysł Kathie – podchwycił jej myśl Ron – jestem, już na tyle zmęczony, że najchętniej położyłbym się w swoim łóżku –
- Też tak sądzę – dodał ziewając Harry
Nie oglądając się na resztę we dwójkę pomaszerowali do dormitorium.
- Po tygodniu obozowania na takim mrozie sami pewnie odejdą i nie trzeba będzie nawet z nimi walczyć – pomyślał Harry spoglądajac przez okno na rozpraszające mrok na błoniach, ogniska magowojoników

Rozdział XVIII

Fortel Dumbledora

Następny dzień pokazał jednak, że magowojownicy nie mieli zamiaru szybko opuścić terenów wokół zamku. Harry tuż po przebudzeniu ku swojemu przerażeniu stwierdził wyglądając przez okno , że sani jest jeszcze więcej, niż ostatnio. Dodatkowo pojawiły się namioty ze skór na wzór wigwamów. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że dokoła Hogwartu rozciągało się olbrzymie obozowisko wojowników liczące parę setek ludzi.
- Coraz bardziej zaczynam wątpić w to, że Dumbledorowi uda się rozprawić z nieproszonymi gośćmi – stwierdziła Kathie nakładając sobie na tost dżemu
Harry razem z nią, Ronem i Hemioną jadł śniadanie w Wielkiej Sali.
- Gdyby Dumbledore zdecydował się na atak w nocy, kiedy jeszcze nie było ich tak dużo miałby szanse – obwieścił wszystkim pewnym tonem Ron – dzisiaj nie ma z nimi najmniejszych szans –
- Mógłby zaatakować, mógłby – mówiąc to Hermiona wydęła pogardliwie wargi – tylko weź pod uwagę, że magowojownicy część swych sił na pewno mieli ukryte w zakazanym lesie. Gdyby doszło do walki na pewno by się połączyli i trzeba by walczyć z armią, taką samą jak dzisiaj –
- Może tak, a może nie.... – Ron jakoś nie zdawał się być przekonany do słuszności słów Hermiony
- Poza tym jeszcze trzeba uwzględnić jeden mały szczegół – aby zaatakować magowojoników trzeba wystawić przeciwko nim odpowiednie siły. A o ile wiem to w szkole znajduje się nie więcej niż 40 dorosłych czarodziejów – zauważył Harry
- A uczniowie??? – Ron nie dawał za wygraną
- Jedyną osobą z uczniów, która by mogłaby stanąć do równej walki z dorosłym czarodziejem jest Harry – zawyrokował Hermiona
- Nie przesadzaj – słysząc te słowa Harry cały poczerwieniał
- W sumie........ – zamyślił się na chwilę Ron – a w ogóle Harry obiecałeś nam powiedzieć, w jaki sposób udało ci się pokonać tych 15 śmierciożerców w Boże Narodzenie, kiedy to nas zaatakowali -
Słowa Rona wprawiły Młodego Czarodzieja w spore zakłopotanie.
- No nie mam bardzo, co tłumaczyć. Po prostu miałem naprawdę dużo szczęścia, że udało mi się użyć tak mocnego zaklęcia –
- Tak samo jak w przypadku starcia z Malfoyem czy też na lekcji zaklęć, kiedy to przeliwetowałeś przez klasę biurko – zakpił Ron – bardzo dziwny zbieg okoliczności -
- Żaden dziwny zbieg okoliczności – na dźwięk głosu Kathie wszyscy drgnęli – Po prostu Harry już jak się urodził został obdarzony wyjątkową magiczną mocą, która daje teraz o sobie znać
- Skąd o tym wiesz?? – krzyknął całkowicie zaskoczony młody Potter
- Właśnie tak sądziłem – mruknął Ron
- Wiem od Sybilli. Dzięki mojej małej perswazji ujawniła mi to jeszcze na początku września, kiedy to dowaliłeś tak Malfoyowi –
- Przed tobą nic nie da się ukryć – powiedział jakby sam do siebie Harry
- A co tu ukrywać. Zachowujesz się jakbyś wstydził swojego wyjątkowego daru. Ja bym na twoim miejscy była z niego dumna – stwierdziła wyraźnie poirytowana zachowaniem Harrego Kathie
- No to świetnie – powiedział Ron – jako że z Harrym dzielimy sypialnię w nocy mogę spać w przekonaniu, że nie napadnie mnie nawet Malfoy-
- Ron to wcale nie jest śmieszne – ofuknęła go Hermiona
- To co teraz powiem będzie dotyczyło uczniów wszystkich klas, dlatego proszę o ciszę - w gwar Wielkiej Sali wdarł się wysoki, przenikliwy głos profesor Mc Gonaal - w imieniu dyrektora informuje was, że wszystkie dzisiejsze lekcje zostają odwołane -
Po wszystkich stołach przeszedł okrzyk radości.
- Abyście nie mieli tak dobrze, zostaje wprowadzony zakaz który dotyczy każdego z was. Żaden uczeń od dziś nie ma prawa opuszczać zamku – dodała groźnie ściągając brwi Ma Gonall – gdyż wyjście na błonia może zagrozić waszemu życiu-
Uczniowie słysząc to starali się dowiedzieć, co takiego może zagrozić ich życiu jednak Mc Gonaal nie była skora do wyjaśnień.
- To by było na tyle, teraz możecie się rozejść do swoich dormitoriów -
Widząc ,że nauczycielka jest nieugięta ociągając się wszyscy zebrani zaczęli wstawać od stołów.
- Ron, a ty gdzie się wybierasz – zwrócił się do przyjaciela Harry widząc, że się kieruje w kierunku wyjścia –
- No do dormitorium, a niby gdzie –
- I nie masz ochoty dowiedzieć się niczego więcej o poczynaniach magowojownmików
- A niby, od kogo. Dumbledore pewnie jest teraz zajęty. Nie było go przecież na śniadaniu–
- Jeden Dumbledore jest zajęty, ale pozostał jeszcze drugi, Aber no i Sybilla – odpowiedział robiąc tajemniczą minę Harry
Nie pytając o więcej Ron razem z Kathie i Hermioną udał się za Harrym w kierunku gabinetu Sybilli.
Na miejscu zastali szczelnie zamknięte drzwi, zza których dochodził odgłos czyjejś rozmowy.
Harry gestem ręki nakazał wszystkim milczenie.
- Niestety musze przyznać, że nasza sytuacja jest dość ciężka – do uszu Młodego Czarodzieja dobiegł głos należący do Albusa
- Jedyna twoja trafna uwaga dzisiaj. Było do przewidzenia, że rano pojawi się więcej magowojowników. Nie zdziwię się jak jutro przybędzie ich drugie tyle – drugi głos należał do Abera
- Wiecie co?? Nie mogę jednego pojąć, jak Malfoyowi udało się w ciągu kilku miesięcy urzędowania stworzyć armię, która liczy niemal 1000 ludzi – w pokoju musiała być jeszcze Sybilla
- Ja nie widzę, żadnego problemu, aby to zrobić. Ludzie, których zebrał Lucjusz nie są przypadkowymi czarodziejami. Ich przodkami byli dawni magowojownicy z czasów Hernyka Brando. Przez lata zapomniani przez zwykłych czarodziejów pamiętali ciągle o tradycjach rodzinnych swoich dziadów i chlubili się tym, że wywodzą z rodów, które kiedyś słynęły z waleczności. Widząc więc okazję do przysporzenia sobie chwały, zgodzili się niemal ślepo służyć Maloyowi, który jak wiemy od zawsze chciał oczyszczenia świata ze szlam – wyjaśnił Dumbledore
- I przy okazji zrealizować swoje prywatne interesy, czyli usunąć niewygodnych wrogów – dodał ponuro Aber –
- Czyli mamy rozumieć, że na razie nic nie można zrobić?? – zapytała Sybilla
- Pośpiech może w naszej sytuacji tylko zaszkodzić – zawyrokował Albus – póki co trzeba poczekać, aż przyślą do zamku swojego posłańca z rządaniami -
- Widzę, że macie dość ciekawe miejsce do spotkań. Nie mieliście siedzieć teraz w swoim dormitorium??– nad uchem Harrego rozległ się tubalny głos Hagrida
- Właśnie tam idziemy, tylko zastanawialiśmy się przez chwilę czy nie odwiedzić Sybilli. Nie wiedzieliśmy czy możemy wejść, bo miała już gości – tłumaczyła się niezręcznie za wszystkich Kathie
- A wy co tu robicie???– Sybilla zdawała się dosłyszeć gwar rozmowy, gdyż wyjrzała na zewnątrz
- A gawędzimy sobie z Hagridem, ale zdaje się, że ma do ciebie sprawę, to nie będziemy wam przeszkadzali – wyrzucił z siebie jednym tchem Harry i nie czekając na odpowiedź szybkim krokiem ruszył w kierunku pokoju Gryfonów
- Niezły kit – zwrócił się do niego Ron, kiedy już się oddalili na bezpieczną odległość
- Pewnie Hagrid wygadał Sybilli, że ich podsłuchiwaliśmy – mruknął Harry
- Ja bym tego tak nie określiła,że podsłuchiwaliśmy. Po prostu nie chcąc im przeszkadzać dowiedzieliśmy się cośo planach Dumbledora– stwierdziła Kathie
- Tak, zdobyliśmy świetne informacje. Dumbledore będzie czekał.... –dodał ironicznie Ron
- Trzeba było samemu tam wejść i się wypytać dokładniej – odwarknęła wkurzona jego gderaniem Kathie

Albus Dumbledore czekał na ruch Malfoya cały dzień.
Mając już dość wpatrywania się w okno, z którego widać było obozowisko wojowników Harry opuścił swoją sypialnię z zamiarem poszwędania się po zamku. Sprzeciwiła się temu Hermiona, która stwierdziła, że fakt posiadania wolnego czasu, daje im znakomitą możliwość do zrobienia powtórek z tego, co się już nauczyli. Jedyną osobą, która tą propozycję powitała z entuzjazmem była, ku zaskoczeniu Harrego Kathie, uważająca, że przy okazji, odrobi prace domowe, które zadali jej w szkole w Atlancie.
Tak więc wbrew sobie Harry całe popołudnie i wieczór spędził na tępym gapieniu się w książkę i słuchaniu inteligentnych uwag Hermiony na temat czytanej lektury.
Schodząc koło 19.00 na kolacji, Harry z Ronem byli przekonani, że miniony dzień można spisać na straty, jako że nie wydarzyło się nic, co mogło poprawić ich sytuację w zamku.
Nawet sami nie wiedzieli w jakim byli błędzie...
- Wiecie co?? Po dzisiejszym dniu już wiem jak się czuje więzień zamknięty w Azkabanie – obwieścił wszystkim Roń, kiedy po zjedzenie kolacji dalej siedzieli przy stole wpatrując się w stół nauczycielski, przy którym siedział Dumbledore. Ciągle liczył na to, że może wygłosi jakieś przemówienie, które coś wyjaśni
- Lepiej nie gadaj głupot. Twoje położenie w zamku jest o wiele lepsze niż osób, które są zamknięte w celi i skazani na obecność dementorów w pobliżu – zirytowała się Hermiona
- Śmiałbym się spierać o to, co jest gorsze. Dzień w bibliotece z Hermioną, czy też dzień z dementorem, który przynajmniej nie każe czytać jakiś durnych książek – obwieścił wszystkim niewinnym tonem Ron
- Co takiego!!Czyli chcesz mi przez to powiedzieć, że moja pomoc w nauce była dla ciebie zbędna i zamiast tego wolałbyś bez celu obijać się cały dzień –
- No mnie więcej tak, ale zauważ, że na początku przekazałem ci to w bardziej łagodnej formie -
Hermiona słysząc to cała poczerwieniała na twarzy i na chwilę otworzyła usta nie wiedząc, co powiedzieć na tak bezczelne zachowanie Rona
- Zobaczcie, do stołu nauczycielskiego podszedł Aber i o czymś rozmawia z Dumbledore?? – wtrącił się Harry tym samym zapobiegając kolejnej kłótni
- No i co z tego?? - burknęła zła Hermiona
- To z tego, że Dumbledore wstał i wyszedł z nim z Wielkiej Sali - odpowiedziała Kathie
Nie musiała tego mówić, gdyż zauważyła to cała szkoła. Wszyscy uczniowie momentalnie podążyli śladami dyrektora.
- Proszę o spokój. W tej chwili macie wrócić na swoje miejsca – profesor Mc Gonall bezskutecznie próbowała zachować porządek
Jej słowa trafiły jednak w próżnię gdyż w tej samej chwili wszyscy uczniowie tłumem napływali na korytarz biegnący w kierunku wyjścia z zamku.
U drzwi frontowych zobaczyli wszyscy Albusa Dumbledore rozmawiającego z jakimś czarodziejem, może 40 letnim ubranym w zielonkawą szatę. Miał na głowie białą tiarę, na której widniała złota gwiazda.
- Wydaje mi się jednak – do Harrego doszedł jego tubalny głos – że uczniowie skoro już tu przybyli, byliby zainteresowani usłyszeniem oficjalnego oświadczenia Lucjusza Malyoa, w którym ujawnia cel naszej wizyty -
- Jak chcesz możesz je wygłosić. Jednak od razu informuje cię, że nie będziemy iść na żadne ustępstwa – odpowiedział na to Dumbledore
- Przybyłem do was w jak najbardziej pokojowych celach?? – gość tymi słowami zwrócił się do wszystkich zgromadzonych – aby wygłosić wam decyzję ministra magii Lucjusza Malfoya. –
- Dnia 25 Listopada Albus Dumbledore dokonał zbrojnej napaści na przedstawiciela ministerstwa magii Mancaira Waldena. Gdyby tego jeszcze było mało nie omieszał się wysuwać gróźb w kierunku Lucjusza Malfoya, obecnego ministra magii. Dodatkowo Albus Dumbledore, stwierdził, że to on przyjmuje bezprawnie wymieniony wcześniej tytuł ujawniając też, że wypowiada ministerstwu wojnę. Dlatego też, mając na uwadze dobro uczniów nadzwyczajnie zwołana komisja podejmuje decyzję o aresztowaniu niżej wymienione osoby i wtrąceniu jej w trybie nadzwyczajnym do Azkabanu. W przypadku spotkania się z oporem ministerstwo wydało zgodę, na przeprowadzenie ataku na zamek Mając na uwadze dobro uczniów, apeluję aby szanowny pan Dumbledore wypuścił swoim podopiecznych przekazując ich w ręce ministra, magii -
- Oczywiście przyjmuje pański apel, jednak wątpię, aby jakikolwiek uczeń miał ochotę opuszczać mury tej szkoły i narażać się na niebezpieczeństwo spotkania z magowojownikami – odpowiedział spokojnie Dumbledore
- Pozwól, że to uczniowie wyrażą swoje zdanie. Osoby, którym zależy na swoim życiu niech podejdą do mnie – powiedział posłaniec z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem
Jego mina całkowicie jednak zrzedła, kiedy stwierdził, że ani jedna osoba nie miała zamiaru opuszczać zamki. .
- Jak sam widzisz, jakoś nie ma chętnych – zakpił Dumbledore
- Ostatni raz ponawiam swoją propozycję. Jeśli nie zgodzicie się opuścić zamek teraz, to już nie wyjdziecie stąd żywi. Moi ludzi zrównają tą kamienną ruderę z ziemią!! – zagrzmiał poseł Malofya
- Życzę wam powodzenia. Nie omieszaj się tylko przypomnieć panu, Malfoyowi, że mój zamek chronią starożytne zaklęcia, które odbiją każdy czar rzucony przez twoich ludzi. Zdaje się, że Lucjusz musi mieć sklerozę, skoro o tym zapomniał –
Wysłannik nic na to nie odpowiedział tylko zmiął w ustach przekleństwo i momentalnie się obróciwszy po chwili zniknął za wyjściowymi drzwiami, które zamknęły się za nim z hukiem.
- Ze względu na wasze bezpieczeństwo dzisiejszą noc będziecie musieli spędzić w Wielkiej Sali. Prefekci poszczególnych domów mają się zgłosić do profesor Mc Gonall, która wyda im odpowiednie instrukcje – obwieścił Dumbledore – ja was muszę niestety opuścić, aby zająć się naszymi nieproszonymi gośćmi- dodał dyrektor.
Przez chwilę wodził wzrokiem po zabranych.
- Aberze, przekaż wszystkim nauczycielom, że rozpoczynamy operację grzmot. Punkt 8.00 mają się zameldował w wierzy astronomicznej– zwrócił się do brata
Harry zostając sam z Kathie przez chwilę zastanawiał się, co robić. Ron z Hermioną, jako że byli prefektami polecieli do profesor Mc Gonaal.
- Harry, ty mi też będziesz potrzebny – zwrócił się do ucznia Dumbledore – chodź za mną i o nic nie pytaj-
- A Kathie?? –
- Będzie czekała na ciebie z resztą uczniów w Wielkiej Sali –
- No idź, poradzę sobie. Tylko uważaj na siebie – po tych słowach Harry rad nie rad podążył za dyrektorem
Idąc wąskim korytarzem doszli do drzwi, za którymi wił się korytarz prowadzący do wierzy astronomicznej.
Nie zamieniając ze sobą słowa zaczęli piąć się schodami na górę. Na samym szczycie nie zastali jeszcze żadnego z nauczycieli. Dookoła rozciągał się widok, który zaparł Harryemu dech w piersiach. Hogwart otoczony był lasem pochodni należących do magowojowników. Ich blask stawał się coraz bardziej wyraźny, z czego można było wywnioskować, że musieli przemiszczać się w stronę zamku. .
- Będąc pewny, że nikt nas nie podsłucha mogę ci wyjaśnić, dlaczego cię tu przyprowadziłem – Harry po tych słowach otrząsnął się z pierwszego wrażenia, jakie zrobiło na nim całe widowisko
- Co to jest operacja Grzmot?? – zapytał mimowolnie
- Operacja Grzmot jest swego rodzajem broni, którym pokonamy magowojowników, a przynajmniej spróbujemy - odparł Dumbledore
- Ta broń jest tu gdzieś schowana?? –
- Ona jest tak tajna, że nie trzeba jej chować. Tą bronią tak samo jestem ty, ja jak i reszta nauczycieli, którzy tu przyjdą - odpowiedział rozbawiony dyrektor – użyjemy wszyscy dość potężnego zaklęcie, którego nie potrafi wyczarować pojedynczy czarodziej. Będąc w grupie, po rzuceniu przez każdego czaru wyzwolimy taką moc, która wyczaruje piorun kulisty, który skierujemy na magowojowników – dodał widząc ogłupiają minę Harrego
- Używał pan kiedyś takiego zaklęcia?? –
- Jeszcze nie, ale zawsze trzeba spróbować – w tej samej chwili to uszu Harrego dobiegły czyjeś kroki a po chwili w wejściu na wierzę ukazała się głowa Abera, a po chwil reszta nauczycieli. Wśród nich był profesor Flitwick, Vector, a także Mc Gonall, profesor Sprout, profesor Sinatra i oczywiście Sybilla. Nie był to jednak koniec osób, które przybyły na wierzę. Po wejściu wymienionych wyżej czarodziei, pojawiła się także, bibliotekarka Pani Pince, pani Pompey, a na końcu jeszcze Hagrid. Jednym słowem mówiąc Dumbledore wezwał wszystkie dorosłe osoby, które by potrafiły użyć potężnego zaklęcia.
- Stańmy teraz wszyscy w kręgu!! – krzyknął dyretkor – wymienione przeze mnie osoby, będą rzucały czar...aha i jeszcze jedno... zaklęcie brzmi Grifridgo i wyczarowuje się je podobnie jak Expalirium – dodał
- Pierwszy będzie Hagrid -
Gajowy słysząc te słowa zajął miejsce na skraju wierzy i krzyknął
- Grifridgo – z jego różdżki buchnął snop ognia, który utworzył nad jego głową czerwoną kulę światła
- Pince, teraz twoja kolej – lekko zdenerwowana bibliotekarka również wypowiedziała zaklęcie. Kulisty płomień urósł dwukrotnie.
Zaraz potem zostali wywołani kolejni nauczyciele. Wisząca na nimi kula ognia zaczęła się coraz bardziej powiększać. Na koniec zaklęcie miał wymówić jeszcze tylko Harry i Dumbledore.
- Grifridgo – krzyknął drżącym głosem Harry, gdyż bał się, że nigdy nie ćwiczony przez niego czar nie podziała.
Ku jego zaskoczeniu z różdżki wystrzelił tym razem fioletowy płomień światła, który z hukiem uderzył kulę , rozciągając ją do dwukrotnie większych rozmiarów
- O cholibka – krzyknął Hagrid
Nie miał jednak czasu delektować się widokiem, gdyż w tej samej chwili zaklęcie rzucił Dumbledore. Jego czar sprawił, że olbrzymia kula jeszcze trochę się powiększyła po czym rozdzieliła się na cztery mniejsze
Quadro!! – krzyknął dyrektor
W tym samym momencie oczom wszystkich zgromadzonych ukazały się cztery oddzielne snopy światła . Jeden z nich biegł na północ, drugi na południe, trzeci na wschód a czwarty na zachód. To olbrzymia kula rozdzieliła się na cztery części.
Po chwili rozległ się olbrzymi huk. Z błoni dobiegł Harrego okrzyk trwogi należący do magojowinków.
Nie czekając na pozwolenie Młody Czarodziej wyjrzał zza muru na błonia.
W miejscach gdzie uderzyły czarodziejskie kule blask pochodni zniknął i wytworzyły się olbrzymie przestrzenie zalane mrokiem. Łączyły się z przecinającymi je pojedynczymi światłami migających bezwiednie pochodni. Zapewne część magowojowinków, którzy cało wyszli z ataku ratowała się ucieczką bojąc się nadejścia kolejnego uderzenia.
- To powinno ostudzić ich zapały – mruknął do siebie Dumbledore
- Czy osoby, które zostały rażone naszym zaklęciem, będą żyły?? – spytał przestraszony Harry
- Naturalnie. Zostali tylko na chwilę ogłuszeni – wyjaśnił Aber uspokajając tym samym Harrego
- Mam nadzieję, że wystarczy im już wrażeń i zostawią nas w spokoju?? – Sybilla zdawała się niedowierzać w to, że tak łatwo udało się pokonać niezwyciężonych magowojowników
- Przyjrzyj się uważniej światłom pochodni a zobaczysz, że się oddalają coraz bardziej od naszego zamku – mrukneła Mc Gonall
- A więc zwyciężyliśmy!! – krzyknął uradowany Hagrid-
- Pewność, że się wycofali, będziemy mieli dopiero jutro rano – ostudził jego entuzjazm profesor Fitwick
- Mądre słowa – przytaknął Albus – aby umilić czas oczekiwań zapraszam teraz wszystkich do mojego gabinetu na szklaneczkę wina, które wyprodukował Aber
Pomysł dyrektora wszyscy zebrani powitali z głośnym aplauzem.
Harry był zaskoczony przemianą, jaka zaszła w ich zachowaniu. Wśród schodzących na dół osób nie było śladu niepewności i strachu, który im towarzyszył kiedy parę minut wcześniej wchodzili na wieżę.
Żegnając się po wyjściu na korytarz z Albusem, Harry udał się w kierunku Wielkiej Sali licząc, że tam znajdzie Kathie.
Zastał ją smacznie śpiącą podobnie jak Ron i Hermiona. Nie widząc sensu, aby ich budzić po połozył się na pierwszym ,lepszymwolnym posłaniu.
Usypiał z błogą świadomością, że jutro wszystko wróci do normy.
- Zapewne Lucjusz, po srogiej nauczce, jakiej dostał nie odważy się już więcej wystąpić przeciwko Dumbledore – pomyślał
Najbliższe miesiące miały pokazać, jak bardzo się mylił

Rozdział XIX

Gwardia Dumbledora

- Nie budź go, pewnie jest zmęczony po wczorajszym dniu –
- Przecież i tak musi zaraz wstać na śniadanie -
- No właśnie, zaraz, ale nie teraz –
- Wcześnie wstaliście – wymamrotał pół przytomny Harry
- To prawda, że rozwaliliście niemal połowę magowojowników?? – spytał podekscytowany Ron
- Nie rozwaliliśmy, ale tylko ogłuszyliśmy – odpowiedział mu lekko zirytowany głos
- Fakt, faktem,że w końcu zostawili nas w spokoju i odeszli – skwitowała całą rozmowę Hemiona
Może się wydać dziwne, ale słowa te nie wywołały w Harrym ani cienia radości. Wraz z odejściem Magowojników Kathie bez problemu mogła wrócić do swojej szkoły w Atlancie. Szykowała się więc kolejna rozłąka z jakże mu drogą przyjaciółką, tym razem trwająca niemal pół roku.
Punkt 8.00 wszystkie śpiwory w których spali uczniowie znikneły, a na ich miejscu pojawiły się stoły poszczególnych domów Hogwartu zastawione potrawami na śniadanie.
Harry bezwiednie zajął miejsce koło Kathie.
- Widzę, że coś dzisiaj nie jesteś w humorze – zagadała go przyjaciółka
- Nie wyspałem się –
- Hmmm. Skoro więc jesteś tak zmęczony, to nawet wiadomość, o tym że zostanę w Hogwarcie na drugi semestr pewnie cię nie ucieszy – powiedziała najspokojniej w świecie Kathie, bawiąc się warkoczykiem
- Zaraz, zaraz czy ja dobrze usłyszałem. Zostajesz jednak w Hogwarcie – Harry nie był całkiem pewny, czy to wszystko nie jest jakimś snem
- No wiem, że raczej nie będziesz ucieszony tą wiadomością, ale mam nadzieję, że jednak jakoś ze mną wytrzymasz –
- Czemu mi nie powiedziałaś o tym wcześniej?? –
- Temu, bo sama nie wiedziałem, czy jest możliwość, aby uczeń przeniósł się w czasie roku z jednej magicznej szkoły do drugiej. Zresztą zawdzięczam to Albusowi, który zna dyrektora mojej szkoły. Wczoraj rano wysłał do niego list, czy abym nie mogła w trybie nadzwyczajnym zostać tu w, Hogwarcie aby kontynuować naukę. Wiesz, nie wiedział jak szybko wyjaśni się sytuacja z magowojownikami. Równie dobrze, gdyby nie jego genialny pomysł, mogliby Hogwart oblegać przez dobre parę tygodni, a ja nie mogąc wrócić do Atlanty miałabym coraz więcej zaległości w nauce -
- No, ale przecież już poradziliśmy sobie z nimi -
- Poradziliśmy, ale mój dyrektor jeszcze o tym nie wie. Powiemy mu o tym za tydzień. A wtedy z uwagi na moje dobre lepiej będzie jak zostanę w Hogwarcie i u was będę kontynuować naukę -
- To żeś sobie ładnie wykombinowała – wtrącił się do rozmowy Ron
- Gdyby jeszcze nie Aber nic by nie wyszło z tych moich kombinacji. Dzisiaj rano udało mi się wymóc na Dumbledore ostateczną zgodę -
- Twój plan jest tak zagmatwany, że ledwo się w nim można połapać,ale mimo wszystko najważniejsze, że zostajesz z nami – skwitował Harry
- O widzę, że ci nawet humor wrócił. A przecież miałeś być taki markotny, bo się nie wyspałeś –
Harry nic na to nie odpowiedział. W tej chwili był jednym z najszczęśliwszych młodych czarodziejów na ziemi. Czekało go cudowne 5 miesięcy z Kathie. Wszystkie troski, jakie miał poszły na bok. Humoru nie popsuła mu nawet informacja Mc Gonall, że szkoła wraca do normalnego rytmu zajęć i w związku z tym uczniowie mają się udać zaraz po śniadaniu na swoje lekcje.
- To żeśmy się nacieszyli wolnością – mruknął Ron – a myślałem, że dzisiejszy dzień spędzę na włóczeniu się po błoniach –
Czy tego chciał czy nie razem z Harrym, Hermioną, Kathie i resztą Gryfonów udał się na pierwsze dwie godziny zajęć z trasmutacji.
- Ze względu na okoliczności, jakie ostatnio się pojawiły odpuszczę wam dzisiaj brak pracy domowej, którą zadałam na święta. Ostrzegam jednak, że na zaległe wypracowania czekam tylko do końca tego tygodnia – obwieściła nauczycielka
- Czy ona zawsze jest tak mało wyluzowana – zagadnęła Harrego siedząca koło niego Kathie
- Od kiedy ją znam tak –
- Potter, zapewne musiałeś już dość dobrze opanować zaklęcia zmniejszające, przerabiane ostatnio, skoro masz czas na gadanie ze swoją przyjaciółką –
- Eee, jeszcze nie zupełnie pani profesor. A w ogóle to Kathie powiedziała mi, że podoba się jej czerwona broszka, którą pani ma przyczepioną do szaty –
- Informuje cię, że dzisiejsza lekcja nie będzie dotyczyła mody i dlatego lepiej będzie jak zajmiesz się zaklęciami – odpowiedziała na to nieco bardziej łagodnym tonem Mc Gonall
Przez kolejne dwie godziny uczniowie do znudzenia próbowali zmniejszyć kartonowe pudełko do wielkości paczki zapałek. Zgodnie z tradycją końcowe efekty zarówno u Rona jak i Harrego były mizerne, dlatego, też jak zwykle dostali kolejną karną pracę domową w przeciwieństwie do Kathie, która za udaną próbę użycia zaklęcia zmniejszającego zarobiła od Mc Gonall 5 punktów dla Gryffindoru.
Po transmutacji mieli dwie godziny opieki na magicznymi stworzeniami.
Ku zaskoczeniu wszystkich tym razem przerabiali wyjątkowo bezpieczne, jak na Hagrida zwierzęta, fretki złociste. Każdy uczeń dostał jedno takie zwierzę z zadaniem opisania jego budowy i podstawowych zwyczajów. Harry przy okazji nie omieszał się wspomnieć Kathie o fretce, w którą dwa lata temu został zamieniony Malfoy przez pseudo Modyego.
Po zjedzeniu obiadu mieli jeszcze zielarstwo. Dwie ostatnie godziny niesamowicie dłużyły się Harremu, tak więc z ulgą powitał koniec lekcji.
Zostawiając napisanie wypracowania dla Mc Gonall, na kiedy indziej razem z Kathie postanowili odwiedzić Hogsmedae, gdzie przecież obiecał ją ostatnio zabrać.
- Hermiona z Ronem nie chciała z nami iść??- zapytała Harrego Kathie, kiedy we dwójkę szli w kierunku magicznej wioski przedzierając się przez śnieg
- Ron może i by poszedł, ale Hermiona stwierdziła,że nie ma tak dużo czasu, aby się gdzieś włóczyć, bo musi odrobić masę zaległych prac domowych –
- Niby, tak się zawsze ze sobą kłócą, ale jak przychodzi co, do czego, to Ron ulega Hermionie. Zostając razem z nią w bibliotece musiał się bardzo poświęcić –
- Kto się czubi ten się lubi – powiedział jakby sam do siebie Harry
Po 15 minutach monotonnego marszu doszli do pierwszych zabudowań Hogsmedae. Mimo, że była dopiero 4.00 po południu z racji zimowej pory powoli zaczął zapadać już mrok.
- A więc, gdzie idziemy na początek??-
- Hmm, chętnie bym spróbowała tych magicznych słodyczy, które mi tak zachwalał Ron -
Zgodnie z życzeniem Harry zaprowadził swoją przyjaciółkę do niewielkiej cukierni. Za ladą zastali starszego już czarodzieja o przymilnym uśmiechu.
- Czym mogę wam służyć?? –
- Chciałabym kupić jakiś specjał, z którego najbardziej słyniecie – powiedziała Kathie
- Specjał mówisz. Jeśli tak to polecałbym ci piszczące karmelki. Prosto z świeżej dostawy -
- Może być i jeszcze proszę tą wielką czekoladę –
- Po paru takich wizytach w Hogsmedae przytyje parę kilo i już nie będę tą samą słodką Kathie – zwróciła się przyjaciółkado Harrego kiedy szli ulicą zajadając się różnokolorowymi karmelkami.
- Kochanego ciała nigdy za dużo- skwitował Harry – najnowsza złota myśl Aber –dodał zaraz widząc zdziwioną minę Kathie – niedawno powiedział tak Sybilli -
- Milutki jest ten twój wujaszek –
- Może wpadniemy jeszcze do gospody pod trzema miotłami?? – zaproponował Harry , gdyż własnie przechodzili koło wspomnianego wcześniej lokalu
- Obowiązkowo. Musze przecież spróbować słynnego kremowego piwa – zaśmiała się Kathie, wypowiadając bezgłośnie słowo Malfoy
- Panie pierwsze – zwrócił się do przyjaciółki nonszalancko Harry
- Wiesz co. Zbyt częste przebywanie z Aberem chyba ci nie służy – skwitowała jego zachowanie Kathie
Po wejściu do środka Harry stwierdził, że mimo dość późnej pory było jeszcze sporo gości. Z trudem udało mu się znaleźć wolny stolik. Po kupieniu dwu butelek kremowego piwa przysiadł się do Kathie
- Słuchaj ten gościo Szalooki Moody to zamiast normalnego oka ma takie magiczne??–
- No. tak, a czemu pytasz??- zdziwił się Harry
- Pytam się, bo chyba siedzi przy stoliku w samym rogu z jakąś czarownicą–
Harry momentalnie spojrzał we wskazanym kierunku.
- Dzień Dobry Panie Moddy!!- krzyknął młody czarodziej dostrzegając obok Moddego, także Tonks.
- Miło cię widzieć Potter – odparł Alastor obdarzając Harrego badawczym spojrzeniem
- Chodźmy do nich to się przysiądziemy – rzucił młody czarodziej w stronę przyjaciółki
- A wy, czemu nie jesteście w szkole?? – powitała ich tymi słowami Tonks
- W szkole. Przecież już się skończyliśmy lekcje – zdziwił się Harry
- To nic nie wiecie o dzisiejszym spotkaniu uczniów klas 6 i 7 z Albusem?? – spytał równie zaskoczony Moddy
- Eee... no jakoś nikt nam o tym nie nie mówił – odparł lekko zawstydzony Harry
- Nie mówił, ale pisał. Dumbledore miał dzisiaj powiesić na drzwiach Wielkiej Sali po południu ogłoszenie, którego pewnie nie mieliście czasu przeczytać– stwierdziła Tonks
- Najważniejsze, że już wiecie od nas. Dopijajcie swoje piwo. Zaraz was dostarczymy na miejsce – powiedział Moddy wyciągając z kieszeni woreczek, w którym błyszczał niebieski proszek, zapewne służący do podróżowania siecią kominków
- A w ogóle nie przedstawiałem swojej przyjaciółki Kathie – wtrącił Harry
- A pamiętam cię z wesela Sybilli – odparła Tonks
- Miło mi was poznać – wybąkała nieśmiało Kathie
- Po co jest w ogóle to dzisiejsze spotkanie??– spytał po chwili milczenia Harry
- Dowiesz się w szkole. Gospoda pod czterema miotłam nie jest miejscem na wyjaśnienia -
Na skutek słów Moddego Harryego ogarnęła chęć dowiedzenia się jak najszybciej, co też nowego wymyślił Dumbledore. Jeśli Moddy nie chciał o tym rozmawiać w miejscu gdzie mógł go ktoś podsłuchać oznaczało to tylko jedno. W szkole miało się odbyć zebranie, o którym nie powinien wiedzieć nikt z ministerstwa. Zostawiając pół niedopitego kremowego piwa ponaglając Kathie, Harry razem z Moddy i Tonks udał się na zaplecze sklepu gdzie zastali kominek, mający im umożliwić dostanie się do Hogwartu.
- Jak wejdziesz w płomienie wypowiedz wyraźnie zamek Hogwart – pouczał przyjaciółkę Harry
- Wiem, wiem. Bardzo wyraźnie, aby gdzie indziej nie polecieć –
Po chwili znikła płomieniach wesoło buchającego ognia.
- Teraz twoja kolej Harry – zakomunikował Moddy
Wchodząc w płomienie Harry poczuł powiew ciepłego powietrza na twarzy. Po wypowiedzeniu....
- Zamek Hogwart –
... poczuł jego stopy momentalnie oderwały się od podłogi. Przeleciał prze kilkanaście nieznanych mu kominków by po chwili wylądować na czymś, albo na kimś.......
- Kathie czemu nie odsunęłaś się od kominka – powiedział Harry gdyż właśnie wpadł wprost na swoją przyjaciółkę. Nieopodal walały się na podłodze jego rozbite okulary
- Znowu zapruszyłam sobie oczy popiołem –
- Szybko na bok – krzyknął Harry niemal w ostatniej chwili odpychając swoją przyjaciółkę z miejsca gdzie się pojawiła Tonks
- W Ameryce widać, za często nie korzystacie z proszku fiuu jako środka transportu – zwróciła się do Kathie wymownym spojrzeniem obdarzając pęknięte okulary, które próbował naprawić Harry
- Moi rodzice są całkowicie nie magiczni i krzywo patrzą na jakiekolwiek czary –
- Drobny wypadek – z wnętrza kominka rozległ się głos Modiego
- Reparo – wypowiedział zaklęcie i po chwili okulary Harrego wyglądały jak nowe
- Aby nie tracić czasu proponuje udać się prosto do Wielkiej Sali – wydała komendę Sybilla
Idąc szkolnym korytarzem do ich uszu coraz wyraźniej dochodziła wrzawa z Sali Jadalnej
Zastali tam siedzących przy stołach uczniów 6 i 7 klas. Na środku,koło stołu nauczycielskiego stał Albus z Sybillą i Aberem
- Witam spóźnialskich – zagrzmiał wujaszek Harrego,kiedy tylko zobaczył krewniaka
- Spotkaliśmy ich w gospodzie pod trzema miotłami i od razu przyprowadziliśmy – wyjaśniła wskazując na Harrego i Kathie Tonks
- Akurat udało wam się zdążyć na czas. Mieliśmy już zaczynać – powiedziała Sybilla
- To w takim razie, skoro dostarczyliśmy z powrotem zguby, będziemy się już zabierać z powrotem – obwieściła Tonks
- A nie wpadlibyście potem do nas na herbatkę?? – spytała Sybilla
- Bardzo chętnie byśmy skorzystali z propozycji, ale nie możemy. Obowiązku służbowe wzywają – wtrącił się Moddy
- Skoro tak to, nie zatrzymujemy. Pozwólcie, że was, chociaż odprowadzę – mówiąc to Aber chwyciwszy swoją szpiczastą tiarę razem z Moddym i Tonks skierował się w kierunku wyjścia
- Chodźmy do naszego stołu – zwrócił się do Kathie Harry
- Wydaje mi się, że jesteśmy już wszyscy w komplecie. Pozwolę sobie wyjawić wam cel, dlaczego was tu wszystkich ściągnąłem – zaczął przemowę Albus – jak pamiętacie rok temu działało w szkole nielegalne stowarzyszenie, które nosiło wdzięczną nazwę „Gwardia Dumbledora”-
Harry drgnął na dźwięk tych słów, albowiem przecież to on sam był założycielem tej gwardii. Aż za dobrze pamiętał, jakich kłopotów narobił dyrektorowi, kiedy odkryto jej działalność.
- Czyżby teraz, dając mi publicznie nagany, chciał zniechęcić uczniów do tworzenia podobnych organizacji – przez jego głowę przemknęła niedorzeczna myśl
- Założycielem był sam Harry Potter. Celem tej organizacji było przygotowywanie uczniów do nauki obrony przed atakiem sił ciemności – ciągnął dalej dyrektor- w ciągu paru miesięcy trzydziestu osób z naszej szkoły opanowało wiele przydatnych zaklęć -
Harry czuł się jak skazaniec. Czekał na moment, kiedy tylko Dumbledore, wygłosi magiczne słowa „ i oto ratując skórę Harrego Pottera całą winę wziąłem na siebie musząc uciekać jednocześnie ze szkoły „
- Umiejętności, które nabyli nie raz im się przydadzą w życiu dorosłym, kiedy to będą się musieli zmierzyć z poplecznikami Voldemorta- słysząc ostatnie słowo dyrektora wszyscy drgnęli –
- Mając w pamięci ostatnie wydarzenia, kiedy to Lucjusz Malfoy wypowiedział mi otwartą wojnę postanawiam reaktywować gwardię Dumbledore. Zgodnie z nazwą to ja będę jej przywódcą i postaram się przekazać osobom, które do niej wstąpić całą wiedzę magiczną, jaką posiadam. Z racji niebezpieczeństw, które wiążą się z byciem jednym z moich gwardzistów, zgłaszać się do mnie mogą wyłącznie uczniowie dwu ostatnich klas. Uczestnictwo w Gwardii Dumbledora jest dobrowolne. Nikogo nie będę zmuszał na siłę do uczęszczania na moje zajęcia. Pragnę wam tylko nadmienić, że gwarantuje, wam, że z umiejętnościami, jakie u mnie nabędziecie poradzicie sobie w walce niemal z każdym przeciętnym Śmierciożercą –
Słowa te spotkały się z wyjątkowym aplauzem.
- Ostrzegam was. Podjęcie decyzji o uczęszczaniu na spotkania gwardii jest równoznaczne z zawarciem ze mną umowy, której nic nie może rozwiązać – w tym miejscu głos Dumbledora zrobił się bardziej poważny, a w oczach pojawiły się groźne błyski - to, czego się dowiecie i nauczycie nie ma prawa wyjść poza mury tej szkoły. Osoby, które złamią daną mi obietnicę zostaną surowo ukarane –
Tym razem uczniowie już nie klaskali tylko w milczeniu wpatrywali się w dyrektora.
- Na podjęcie decyzji macie czas do jutra rano. Proszę was abyście spokojnie rozważyli wszystkie za i przeciw– dodał już łagodniejszym tonem dyrektor
- A więc to byłoby na tyle ogłoszeń. Możecie teraz rozejść się do swoich dormitoriów – zakończyła spotkanie profesor Mc Gonall
Słysząc te słowa wszyscy zgromadzeniu momentalnie poderwali się z miejsc. Cała sala pełna była niespokojnych szeptów.
- Czemu mi nic nie wspominałeś o tej Gwardii Dumbledora– zwróciła się do Harrego pytającym tonem Kathie
- Jej działanie spowodowało tyle komplikacji, ze jakoś się nie chlubiłem tym, że ją założyłem –
- Jak zwykle jesteś dla siebie zbyt surowy – skwitowała jego słowa Kathie – z tego, co mówił Dumbledore wynika, że odwaliłeś kawał dobrej roboty ucząc uczniów wielu pożytecznych zaklęć –
Przedzierając się przez tłum dwójce przyjaciół z trudem udało im się dotrzeć do pokoju wspólnego Gryfonów. Siedzieli już tam przy kominku Ron z Hermioną.
- I jednak Gwardia Dumbledora odrodzi się na nowo – rzucił na powitanie młody Wesley
- Coś mi się wydaje, że Dumbledore musi mieć bardzo ważne powody, skoro chce stworzyć armię złozoną z uczniów – mruknął Harry
- Jedynym powodem jest Lucjusz Malfoy – skwitowała Kathie
- I Voldemort – dodała Hermiona ,wywołując u Rona wyraz obrzydzenia na twarzy
- Trochę się boję czy nasz dyrektor nie postępuje, aby zbyt pochopnie zamierzając przekazywać swoje umiejętności grupie aż tylu uczniów. Wśród nich na pewno znajdzie się czarna owca, która sprzyja Malfoyowi - dodała po chwili Kathie
- Bez ryzyka nie ma nigdy sukcesu – odpowiedziała na to Hermiona – z resztą ta gadka z przekazaniem wszystkich swoich umiejętności była po prostu chwytem reklamowym. Chyba nie uwierzyłaś,że w ciągu paru miesięcy Dumbledore nauczy nas tego, co sam opanował w ciągu swojego całego życia –
- No nie, ale.... – Kathie zdawała się nie być przekonana
- W każdym razie Dumbledore może na tym więcej zyskać niż stracić – dodał sennym głosem Harry
Coraz bardziej czuł jak ogrania go zmęczenie wynikające z częściowo nie przespanej ostatniej nocy. Rzucając wszystkim...
- To do jutra -
...udał się na spoczynek do swojej sypialni

Rozdział XX

Pierwsze spotkanie GD

Następnego dnia wszyscy uczniowie śniadanie zjedli w wyjątkowym pośpiechu. Zaraz potem przed stołem nauczycielskim ustawiła się ciągnąca przez całą salę kolejka, chętnych do zapisania się na uczestnicto w zajęciach Gwardii Dumbledora. Zgłoszenia przyjmował Aber, zręcznie umieszczając nazwiska nowych kandydatów w leżącej przed nim, otwartej księdze.
Harry razem ze swoimi przyjaciółmi miał to szczęście, że udało mu się zająć miejsce na początku kolejki
- Harry Potter powiedział jakby sam do siebie Aber, kiedy wpisywał imię krewniaka do olbrzymiej księgi – moje gratulacje, za trafny wybór -
Zaraz potem obok nazwiska Potter pojawiło się nazwisko Granger należące oczywiście do Hermiony, a potem Wesley i na końcu Cloney, którego właścicielką była Kathie.
Przez wszystkie następne dni Harry, podobnie jak inni uczniowie z niecierpliwością czekał na pierwsze spotkanie Gwardii Dumbledora. Dni mijały, a w tym czasie dyrektor jakby zdawał się zapomnieć o powołanej przez niego organizacji. W tym czasie w szkole nie wydarzyło się nic ciekawego. Jedynym znaczącym faktem było przyjście paczki od rodziców Kathie z Atlanty, zawierającej jej rzeczy, w tym niezbędne przybory szkolne.
Rzeczą, która umiliła Harryemu życie, był fakt, że chwilowo nauczycielem eliksirów został nie kto inny jak Aber. Nie mając innego kandydata na to miejsce Albus zdecydował się wybrać swojego brata z racji tego, że jego wiedza o rozmaitych eliksirach była zadziwiająco szeroka. Tak, więc Aber od tej pory miał dwie twarze. Jedna to twarz Abera ucznia, który wszelkimi możliwymi metodami, próbuje jak najmniej wysiłku włożyć w naukę, a druga to twarz Abera nauczyciela, który, co zdziwiło Harrego, na swoich lekcjach zmieniał się z żartownisia, w poważnego sora, skrzętnie realizujący przydzielony mu program nauczania.

Po dwóch tygodniach oczekiwania Harry całkowicie stracił nadzieje, że odbędzie się jakiekolwiek spotkanie Gwardii Dumbledora. I właśnie, wtedy Albus, spotkawszy go na korytarzu zaprosił na wieczorną pogawędkę do swojego gabinetu. .
- Zapewne podobnie jak reszta uczniów jesteś na mnie zły, że tak długo zwlekałem z rozpoczęciem działalności Gwardii Dumbledora – zaczął rozmowę dyrektor
- Zły to nie, ale trochę byłem zdziwiony, że tracisz niepotrzebnie czas – odpowiedział Harry – przecież cenna jest każda chwila. Nie wiemy, kiedy znowu mogą nas zaatakować, magowojownicy albo Śmierciożercy –
- Widzę Harry, że szybko zapominasz o radach, jakie ci udzielałem – powiedział Dumbledore – moją dewizą jest to, że jeśli coś chcesz zrobić dobrze, nigdy nie rób tego szybko –
Słysząc te słowa Harry lekko się zawstydził.
- Uwierz mi, że w ciągu dwu ostatnich tygodni nie próżnowałem. Musiałem po prostu ułożyć program, wedle, którego będę was uczył wielu zaklęć –
- Czyli mam rozumieć, że już niedługo odbędzie się pierwsze spotkanie Gwardi?? – spytał niepewnie Harry
- Dokładnie mówiąc jutro o 16.00 - odpowiedział uśmiechając się Albus – myślę, że chodząc na zajęcia dla wszystkich uczniów, nie będziesz już potrzebował lekcji, które ci udzielałem indywidualnie – dodał
- Hmm, sam nie wiem – zastanawiał się Harry –boję się, że nie opanowałem jeszcze za dobrze zaklęć zbiorowych–
- Spokojnie Harry. Co do zaklęć zbiorowych to umiesz już i tak za dużo, jak na twój wiek -
- Ale pozostały jeszcze inne skomplikowane zaklęcia –
- Aby je opanować masz czas. Na razie musisz się skupić na podstawach, które dobry czarodziej musi znać do perfekcji-
Nie chcąc się spierać z Albusem, Harry tylko potakująco kiwnął głową.
Schodząc krętymi schodami biegnącymi z gabinetu dyrektora na dół, zastanawiał się, co też na początku zaserwuje im dyrektor.
- I jak wiesz, kiedy będzie pierwsze spotkanie Gwardii Dumbledora - do jego uszu dobiegł znajomy głos należący do nikogo innego jak Cho
- Chyba przestanę odwiedzać Dumbledora – pomyślał Harry spotykając się po raz drugi z kłopotliwą przyjaciółką, koło gabinetu dyraktora- mamy przyjść do Wielkiej Sali jutro o 16.00 – dodał na głos
- O to świetnie – odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem Cho – to w takim razie zaraz muszę powiedzieć o tym mojemu najlepszemu przyjacielowi Michaelowi –
- Michaelowi, kim on w ogóle jest - pomyślał Harry
Cho zdawała się czytać w jego myślach gdyż zaraz dodała niewinnym tonem
- Michale jest nowym szukającym Krukonów. To taki czarnowłosy przystojniak z 7 klasy -
- To się biedak nieźle wpakował – pomyślał śmiejąc się w duchu Harry – dobrze wiedzieć, że Krukoni mają nowego szukającego. Zaraz poinformuje o tym Angeline – dodał już na głos
Cho w tej chwili wyglądała jakby ktoś ją uderzył po twarzy. Nie mogła uwierzyć w to, że wiadomość, że spotyka się z Michaelem, najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, na Harrym nie zrobiła żadnego wrażenia –
- To w takim razie nie będę ci przeszkadzała – odpowiedziała i obróciwszy się na pięcie, czym prędzej oddaliła się od Harrego
- W końcu sobie poszła – pomyślał Młody Czarodziej
Jako, że już zbliżał się wieczór udał się do swojego dormitoriów, aby zabrać się do pisania wypracowania na eliksiry dla Abera.
- W ogóle, to chyba nie mówiłem wam, że gadałem dzisiaj z Dumbledorem. Powiedział mi, że jutro odbędzie się pierwsze spotkanie Gwardii – zwrócił się do przyjaciół, kiedy nakreślił już ostatnie zdanie pracy domowej
- Mam rozumieć, że wiedziałeś już o tym od dobrych paru godzin i nic nam nie powiedziałeś?? – spytała zła Hermiona
- Nie pytałaś. Zresztą nie chciałem ci przeszkadzać w nauce. Przcież zawsze jesteś na mnie zła jak cię zagaduje, kiedy czytasz jakąś książkę –
- Święte słowa –skwitował Ron
- Gadka typowego faceta – odpowiedziała na to Kathie
Cały następny dzień upłynął w gorączkowym oczekiwaniu na nadejście godziny 4.00 po południu. Kiedy już od upragnionej pory dzieliło tylko pół godziny, wszyscy uczniowie klas 6 i 7 w komplecie zameldowali się w Wielkiej Sali.
Punktualnie o 4.00 pojawił się sam dyrektor.
- Na początku muszę uprzedzić niektórych, że jeśli spodziewali się, że na pierwszej lekcji będę was uczył jakiś super potężnych zaklęć, to się grubo mylili. Na tak zaawansowane czary przyjdzie czas. Dzisiaj zajmiemy się bardzo pożytecznym zaklęciem rozbrajającym i zaklęciem Patronusa – tymi słowami Dumbledore ostudził zapały, co niektórych uczniów
- Proszę was teraz abyście dobrali się w pary zachowując między sobą bezpieczną odległość –
Słysząc te słowa wszyscy momentalnie uformowali się w dwójki. Jak było do przewidzenia Harry był z Kathie, a Hermiona z Ronem. Bez pary pozostała tylko jedna osoba....
- Neville widzę, że jesteś sam. Zapraszam do siebie – zakomunikował dyrektor, wywołując tym samym przerażenie u młodego Longbotona
- Niech teraz jedna osoba spróbuje rzucić jakieś proste zaklęcie, a zadaniem drugiej będzie uprzedzić jej ruch wytrącając jej różdzkę z ręki –
- Ty rzucasz zaklęcie, a ja się bronię – obwieścił Kathie Harry
- Raz, dwa trzy -
Harry nie zdążył wymówić nawet Expalirrium, kiedy poczuł jak coś go oślepia i wyrzuca lekko go góry
Z impetem upadł na podłogę.
- Harry, Harry nic ci nie jest!! – krzykneła zatroskana Kathie
- Jak widzisz, jeszcze się ruszam – odpowiedział jej na to zniechęcony głos
- Naprawdę, bardzo cię przepraszam. Użyłam niepotrzebnie zbyt silne zaklęcia, gdyż byłam przekonana, że się przed nim obronisz –
- Nie tłumacz się, nie twoja wina – odpowiedział na to Harry
Czuł w sobie palące uczucie wstydu, że dał się pokonać dziewczynie. Potęgowały to stłumione śmiechy reszty uczniów obserwujących całą sytuację. Nie byli zresztą od niego lepsi, gdyż większości z nich nie udało się na czas rozbroić partnera. Podobnie zresztą jak w przypadku Rona, który od zaklęcia Hermiony miał teraz pomarańczowe włosy na głowie.
Bez słowa Harry ustawił się, naprzeciwko Kathie
- Wingarium Le.... – Nie dokończył gdyż w tym samym momencie różdżka wypadła mu z rąk
- Znowu mi się udało. Mam szczęście – zaśmiała się Kathie
- Chyba się starzeje – pomyślał Harry
- To jeszcze jedna próba byś się mógł zrewanżować –
- A gdyby tak..... – w głowie Harrego narodził się szalony pomysł
Momentalnie upuścił różdżkę na podłogę
- IMPEDIMENTA – krzyknęła Kathie
- Protego – odpowiedział na to Harry
Z jego dłoni wystrzeliły wiązki złotego światła, które zablokowały czar Kathie i skierowały go w górę, gdzie nastąpił mały wybuch
- Harry, chyba wyraźnie powiedziałem, że dzisiaj ćwiczymy wyłącznie zaklęcie rozbrajające !!– ofuknął go dyrektor
- Wiem, wiem , ale prostu niechcący rzuciłem zaklęcie tarczy -
- I też niechcący wypadła ci różdżka – wtrąciła Kathie patrząc podejrzliwie na swojego przyjaciela
- Panie dyrektorze. Czy my też kiedyś nauczymy się rzucać zaklęcia bez różdżki?? – z tłumu dobiegł głos jakiegoś Puchona
- Hmm, zaklęcia bez różdżki są dość skomplikowane i dość ciężko jest je opanować – odpowiedział na Dubmledore
- Ale, jakoś Harrego pan nauczył –
- Nie będę owijał w bawełnę i powiem wam wprost. Z żyjących obecnie osób, które potrafią użyć średnio skomplikowanych zaklęć bez różdżki, mogę wymienić jedynie trzy. Mnie, Voldemorta i Harrego. Powinno wam to wystarczająco pokazać jak ciężko jest opanować ten rodzaj magii –
Wyjaśnienia, które usłyszeli musiały nie wystarczyć zgromadzonym uczniom, gdyż kiedy tylko Dumbledore skończył w sali rozległy się pytania, jak to jest możliwe, że Harry w tak młodym wieku opanował tak zaawansowaną magię.
- Przypominam wam, że dzisiaj spotkaliśmy się, aby uczyć zaklęć, a nie po to, aby rozmawiać o Harrym – tymi słowami dyrektor zaprowadził spokój na Sali – przejdziemy teraz do ćwiczenia zaklęcia Patronusa –
- No teraz, to Kathie na pewno nie będzie ode mnie lepsza – pomyślał Harry
- Kluczem do sukcesu, jest maksymalne skoncentrowanie się w czasie, kiedy będziecie sobie musieli przypomnieć jakieś najszczęśliwsze wspomnienie w życiu. Jeśli wykonacie wszystko dobrze was czar może zadziałać nawet za pierwszym razem -
- Za pierwszym razem. Ja ćwiczę tego Patronusa już rok i dalej jakoś nie mogę go wyczarować - do Harego dobiegł głos jakiegoś blond włosego ucznia z siódmej klasy
- Na początek zadaniem każdego z was będzie wyczarowanie Patronusa, że tak powiem na sucho. Z wiadomych względów nie możecie go ćwiczyć, będąc w Hogwarcie na dementorze –
- No to do dzieła –
- Używałaś już kiedyś takiego zaklęcia?? – spytał Harry Kathie
- Expexcto Patronum – krzyknęła jakby w odpowiedzi jego przyjaciółka
Momentalnie z jej różdżki wystrzeliła niebieska mgiełka, która uformowała się w przepięknego pegaza, który galopem wybiegł z Wielkiej Sali na korytarz
- Brawa, dla Kathie. Za pierwszym razem udało jej się wyczarować Patronusa – obwieścił wszystkim uradowany dyrektor
W Wielkiej Sali rozległy się całkiem zasłużone brawa, gdyż jeszcze żadnemu z uczniów nie udało się użyć prawidłowo tego zaklęcia.
- Jak mi powiesz, że nauczyłaś się czegoś takiego na lekcjach obrony przed czarną magią u ciebie w szkle to nie uwierzę. U nas zaklęcie, Patronusa jest dopiero przerabiane pod koniec siódmej klasy – powiedział zdumiony tym, co zobaczył Harry
- U mnie w szkole, nie uczą nawet takich zaklęć – zaśmiała się Kathie
- To skąd je poznałaś?? –
- A od kogo myślisz, od Sybilli. Zamiast patrzyć na mnie jak na dziwaka pokazałbyś teraz, co ty potrafisz –
Harry słysząc to poczuł, że Kathie rzuca mu wyzwanie.
- Expecto Patronum – krzyknął i podobnie jak w przypadku Kathie z jego różdżki też wystrzeliła złocista mgiełka, która tym razem zamieniła się w jelenia.
Po sali momentalnie rozległy się kolejne brawa.
- Przez te durne jelenie i pegazy biegające po sali nie mogę się skupić – za pleców Harrego dobiegł głos Rona
- Może po prostu wspomnienie, które wybrałeś, nie jest tym najszczęśliwszym, jakie pamiętasz - odpowiedziała mu na to Hermiona
- Może masz rację. Hmmm pomyślmy. O mam.......przypomniał mi się dzień, w którym Draco musiał odejść ze szkoły –
- Expecto Patronum – krzyknął Ron
Z jego różdżki wystrzeliła niemrawa mgiełka, która na chwilę uformowała się w coś, co przypominało królika.
- Hmm, na początek nawet ci poszło całkiem nieźle. Tylko jakoś obawiałabym się o to czy taki mały królik ochroni cię, przed dementorem – skwitowała Hermiona
- Wolę królika od jakiejś wydry – odburkną na to Ron
Ku swojemu zaskoczeniu Harry stwierdził, że większości uczniów nie udało się nawet wyczarować nawet tak nikłego kształtu Patronusa jak u Rona. Próby większości osób kończyły się na tym, że ze złością rzucały różdżką o ziemię
- Widzę, że wszyscy z was przykładali się do dzisiejszych zajęć – w gwar sali wdał się głos Dumbledora – jednak jak sami widzicie tylko nielicznej grupie osób udało się z powodzeniem użyć zaklęcia Patronusa –
Harry z dumą stwierdził,że były to głównie osoby należące rok temu do Gwardii Dumbledora.
- Nie zniechęcajcie się jednak. Mogę wam osobiście zagwarantować, że po miesiącu takiego treningu, wasze Patronusy będą tak okazałe jak te należące do Kathie, czy też Harrego. Na dzisiaj to byłoby już tyle. Żegnam was. – słysząc to uczniowie ociągając się zaczęli podążać w kierunku wyjścia
- O jakim miłym wspomnieniu sobie pomyślałaś, aby wyczarować swojego Patronusa – zwrócił się do Kathie Harry, kiedy we dwójkę podążali w kierunku swojego dormitorium
- To jeszcze mnie pytasz – odpowiedziała z udawanym zaskoczeniem – pomyślał sobie o dniu, kiedy cię poznałam –
Słowa te zabrzmiały Harremu jak najpiękniejsza muzyka.
- O to świetnie. W takim razie mamy takie same najszczęśliwsze wspomnienia –
Kathie nic nie odpowiedziała tylko przez chwilę popatrzyła na Harrego po czym zarzuciła mu ręce na szyję, mocno go przytulając.
Cały następne dwa tygodnie minęły Harremu na skrzętnym odrabianiu zaległych prac domowych. Wraz z początkiem Lutego miały się rozpocząć regularnie treningi w Quiditch, na które musiał przecież regularnie uczęszczać. Jeśli dodamy do tego lekcje u Dumbledora, nie można się dziwić, że Harry pomny błędów przeszłości, kiedy to nie starczało mu czasu na naukę, wykorzystywał ostatnie dni Stycznia do nadrobienia zaległości w edukacji. Przeciwieństwem Harrego była Kathie, która jakoś nie paliła się do nauki. Wbrew jednak gderaniu Hermiony, że jeśli będzie się obijać, pogorszy sobie oceny, wyniki miała zaskakująco dobre.
- Możesz mi powiedzieć, jak to robisz, że prawie nic się nie ucząc, nawet najbardziej skomplikowane zaklęcia opanowujesz bez problemu - zagadnął do niej Harry
Siedzieli właśnie na lekcji obrony przed czarną magią.
- Nie rozumiem bardzo, o co ci chodzi. Wczoraj podobnie jak ty siedziałam nad książkami, aby wkuć te durne zaklęcia ognia, co nam zadała Sybilla -
- Ale mi chodzi o całokształt twórczości. Wczoraj może i coś tam się uczyłaś, ale na przykład dwa i trzy dni temu, cały wieczór przesiedziałaś u Abera, nawet nie zaglądając do książek – Harry nie dawał za wygraną
- Czepiasz się mnie i tyle – Kathie po tych słowach rozmowę musiała uznać za skończoną, gdyż zagłębiła się w lekturę leżącego koło niej podręcznika
Był poniedziałek. Lekcje obrony przed czarną magią były ich ostatnimi godzinami nauki w ciągu dnia. Po zakończeniu przez Sybille zajęć Harry mając dość siedzenia w dormitorium, razem z Kathie, Hermioną, i Ronem postanowił spędzić popołudnie na błoniach, przy blasku zachodzącego słońca.
- Nie wiem, czy to był jednak dobry pomysł przychodzić tutaj w taką pogodę – stwierdził przemarznięty Ron
Siedząc nad jeziorem raz po raz wzdrygali się, kiedy dochodziły do nich podmuchy zimnego wiatru.
- Sam przecież zaproponowałeś nam to miejsce?? – odpowiedziała na jego gderanie Kathie
- Na drugi raz wybiorę cieplarnię -
- Wiecie co?? Wydaje mi się, że będziemy mieli w zamku gościa – zwrócił się do wszystkich Harry wskazując na wiodącą nieopodal do zamku na drogę. Szedł nią nieznany osobnik. Okryty był starą i postrzępioną peleryną.
- Dość dziwną wybrał sobie porę na odwiedziny – skwitowała niecodzienny widok Hermiona
- Może jednak lepiej, wracajmy czym prędzej do zamku – wtrącił zaniepokojony Ron
- Zgłupiałeś. Jest nas czwórka o on, albo ona jeden. Sądziłam, że masz w sobie więcej odwagi– zirytowała się słowami Rona Kathie
- Ja tylko wysunąłem propozycję – odpowiedział jej zawstydzony głos
- Jeśli sami do niego nie podejdziemy, nie dowiemy się, po co tu przyszedł – stwierdził Harry, jednocześnie kierując się w stronę tajemniczego gościa. Kathie momentalnie znalazła się koło swojego przyjaciela.
- Hallo, proszę pana -
Nieznajomy słysząc to przystanął i momentalnie odwrócił się w ich kierunku. Nie widzieli jego twarzy, gdyż zakrywał ją kaptur.
- Potter. A co ty tu robisz. Uczniowie mają chyba zabronione szlajanie się o tak późnej porze po błoniach –
- O cholera Snape !!– krzyknął Ron
- Wesley, Gryffindor traci przez ciebie 15 punktów – odpowiedział mu na to zimny głos
- Gdzie się tak długo pan podziewał?? – spytał Harry, ignorując to, co powiedział Serwus wcześniej
- Na wakacjach – odburknął mu Snape – nie twoja sprawa –
- To miał pan ciekawe wakacje, razem ze Śmieciożercami, którzy pana porwali – wtrącił się Ron
Słysząc te słowa Snape zakipiał ze złości
- Wesley, jeśli jeszcze raz odważysz się mówiąc do mnie w taki sposób ukarzę cię tygodniowym szlabanem. Nie twoja sprawa gdzie się podziewałem. Nie będę się dzielił ściśle tajnymi informacjami z takimi smarkaczami jak ty –
- Możesz mnie ukarać nawet 10 szlabanami. Nie obchodzi mnie to. Masz mi jedynie powiedzieć, co się stało z Belatrins - zwrócił się do nie niego Harry cedząc przez zęby każde słowo
Przez chwile zarówno Ron, Hermiona jak i Kathie sądzili, że Snape słysząc to wybuchnie gniewem. Stało się jednak coś najmniej spodziewanego...
- Jeśli ci tak na tym zależy chodź ze mną do gabinetu Dumbledora, to się dowiesz –
Nic nie odpowiadając całkowicie zaskoczony Harry podążył za Snapem
- Wyraźnie chyba powiedziałem, że zapraszam tylko Harrego. Wy mi nie jesteście do niczego potrzebni. W ogóle mnie tu nie widzieliście i macie nie wspominać, przy żadnym z uczniów o naszym spotkaniu – do uszu Kathie, Rona i Hermiony dobiegł zimny głos Serwusa
- To my poczekamy na ciebie Harry w dormitorium – powiedziała cicho Hermiona
Oszołomiony tym co usłyszał Harry bez słowa dał się zaprowadzić do gabinetu Dumbledora. Po wejściu krętymi schodami na górę znaleźli się przed solidnymi drzwiami.
- Proszę wejść –
- Jednak udało ci się na pewien czas wyrwać od Śmieciożerców– zwrócił się do gościa Dumbledore
Tylko na tydzień – odpowiedział Snape

Rozdział XXI

Kłótnia

Harry po usłyszeniu tych słów poczuł się jakby uderzył w niego piorun.
Dumbledore przez cały wiedział gdzie jest Snape – ta myśl wywołała w nim przypływ złości
- Tylko na tydzień– powtórzył ostatnie słowa Snapea Harry – widzę, że musisz mieć bardzo dobre kontakty ze Śmierciożercami, skoro dają ci coś w rodzaju urlopu –
- Czy coś sugerujesz Potter?? - wtrącił się wściekły Snape
- Stwierdzam fakty –
- Jak śmiesz!! –
- Spokojnie Servusie –wtrącił się Dumbledore – Harry przez cały czas żył w przekonaniu, ze zostałeś porwany przez Śmierciożerców. Podobnie zresztą jak wszyscy uczniowie i nauczyciele w szkole –
- Co takiego?? Byłem przez pana cały czas oszukiwany !!– krzyknął wzburzony Młody Czarodziej
- Harry. Nie raz ci mówiłem, że nie należy dać się ponosić emocjom. Zamiast się na mnie wydzierać mógłbyś spokojnie posłuchać wyjaśnień –
Odpowiedziało mu na to krótkie kiwnięcie głowy.
- Wydaje mi się, że będę tu zbędny – wtrącił się Snape, jednak zobaczywszy karcące spojrzenie Dumbledora zaraz dodał – albo zostanę –
Albus jednym ruchem różdżki wyczarował trzy krzesła. Ociągając się Harry zajął wskazane miejsce.
- Podejrzewasz pewnie, że Serwus współpracuje ze Śmierciożercami?? – zaczął dość nie typowo wyjaśnienia Dumbledore
- No tak – odpowiedział Harry, czując na sobie świdrujący wzrok nauczyciela od
eliksirów ( oczywiście byłego)
- I masz jak najbardziej rację –
- Co takiego?...... – krzyknął zaskoczony Harry, ale zaraz umilkł stosując się do zasady o zachowaniu spokoju
- Snape współpracuje ze Śmierciożercami, od czasy powrotu Voldemorta. Z narażeniem życia zbiera dla mnie niezwykle cenne informacje–
Słysząc to Harry doznał olśnienia. Nie raz przecież słyszał o tym, że Serwus, jeszcze 15 lat temu, będąc jednym z popleczników Voldemorta, przeszedł na stronę Dumbledora, stając się jego informatorem. Można się było spodziewać, że Albus z powrotem zatrudni go, aby poznać poczynania popleczników Voldemorta.
- Tak jak 15 lat temu – powiedział na głos Harry
- Tak jak 15 lat temu – powtórzył dyrektor
- Mimo wszystko dalej nie rozumiem, czemu pan mnie pan ciągle oszukiwał, że niby Snape...przepraszam nasz szanowny profesor został porwany –
- Nie powiedziałem ci Harry, ze względu na obawy o życie Serwua. Uwierz mi, że naprawdę nie mogłem ryzykować, ujawniając miejsce jego pobytu. Na pewno powiedziałbyś o tym swoim przyjaciołom, a mi zależy na tym, aby o misji twojego nauczyciela wiedziało, jak najmniej osób –
- Czyli mam rozumieć, że Snape, sam dał się porwać przez Śmieciożerców. –
- Tym razem się mylisz – odpowiedział ku zdziwieniu Harrego dyrektor
- Uwolniłem ich, dostając dzięki temu kredyt zaufania od Voldemorta – wtrącił Snape
- Cooo??!! Uwolniłeś Belatrins. Dałeś uciec osobie, która zabiła Syriusza!! – krzyknął Harry
- Widzisz Dumbledore – zwrócił się do dyrektora Serwus - gdybym go tutaj nie przyprowadził zrobiłby mi podobną awanturę, przy swoim koleżce Ronie i tych dwu babach. Wtedy nasz plan szlag by trafił –
- Harry. Ile razy mam ci powtarzać, żebyś się na nas nie wydzierał –powiedział poważnym tonem Dumbledore, patrząc groźnie na Harrego – rozumiem, masz prawo być wzburzony dowiadując się, że pozwoliliśmy uciec Belatrins. Uwierz mi jednak, że wypuszczając ją z naszych rąk , będziemy mieli o wiele więcej korzyści niż gdybyśmy złapali ją już teraz. Dzięki uwolnieniu Śmierciożerców Snape zyskał u nich ogromne zaufanie. Wkupił się w ich względy tak, że nawet obiecali pokazać mu już całkiem niedługo miejsce, gdzie mają swoją kwaterę główną -
- Albusie sądzę, że powiedziałeś już wystarczająco dużo, aby ukoić zszarpane nerwy Harrego – przerwał Snape
- W sumie masz rację – powiedział jakby sam do siebie dyrektor –mam nadzieję, ze nie będziesz czuł do mnie urazy, jak na razie ci wszystkiego nie powiem. Przyjdzie czas, abyś poznał tajemnice zakonu –
- Jak pan uważa – odpowiedział zły Harry
Nie mając ochoty oglądać złośliwej miny Snape skierował się w kierunku drzwi.
- Miałbym do ciebie małą prośbę, abyś nikomu z uczniów nie rozpowiadał, tego co się dowiedziałeś. Nie widziałeś w ogóle Snape i z nim nie rozma.......
- Rozumiem i postaram się wykonać - odpowiedział Harry nie bacząc na swój zbyt grubiański ton – do widzenia – rzucił na odchodne
- Do zobaczenia – odpowiedział nieco zaskoczony jego zachowaniem dyrektor
Do Wielkiej Sali na kolację Młody Czarodziej, szedł z palącym poczuciem złości. Złości nie tylko na Snapea, ale nawet na Dumbledrora.
- Dyrektor przecież sam powiedział mi jasno, a przynajmniej tak zasugerował, że jeszcze nie dorosłem do tego, aby poznać, ważne tajemnice zakonu – na swój sposób interpretował sobie słowa Albusa – nie dorosłem. Mimo, że już 4 razy stawiłem czoła Voldemorotowi nie budzę zaufania na tyle, abym dowiedział się o rzeczach, które zna taki palant jak Snape!! –
- I czego się dowiedziałeś o Serwusie – powiedział Ron, kiedy Harry zajął miejsce przy stole
- Snape za tydzień będzie musiał z powrotem opuścić szkołę. Więcej wam nie mogę powiedzieć, bo mi zabronił Dumbledore. Wszelkie pretensje proszę kierować do niego – odburknał Harry
Trójka przyjaciół skwitowała jego wyjaśnienia milczeniem, domyślając się, że w gabinecie musiało dojść do rozmowy, która spowodowała u Harrego taki zły humor.

- Pewnie znowu wkurzył cię Snape, jakimś swoim durnym tekstem – zwróciła się do Harrego Kathie
We dwójkę już od 15 minut w milczeniu siedzieli na przeciwko kominka.
- Do jego ciągłych uwag pełnych krytyki już się przyzwyczaiłem. Bardziej jestem zły na Dumbledore - wyrzucił z siebie Harry
Kathie nic nie odpowiedziała, badawczo przyglądając się swojemu przyjacielowi.
- Potraktował mnie dzisiaj jak jakiegoś smarkacza, twierdząc, że jeszcze nie dorosłem, aby móc poznać tajemnice zakonu...-
- Zakonu feniksa..... – dodała szybko Kathie
- Tak.
- No nie wiem. Nie znam znam tak długo Dumbledora jak ty.........,ale mimo wszystko mi się wydaje, że nie mówi ci o ważnych sprawach dotyczących zakonu ze względu na twoje bezpieczeństwo –
- Mogła byś się jaśniej wyrażać?? –
- Chodzi, mi o to, że Dumbledore wyjawiając ci ważne informacje jednocześnie obarczyłyby cię bardzo dużą odpowiedzialnością, wynikającą, z tego, że nie mógłbyś ich nikomu wyjawić, nawet pod groźbą utraty życia –
- Sugerujesz mi, więc, że nie jestem na tyle odpowiedzialny, albo też jestem na tyle słaby, że dałbym się zastraszyć byle jakiemu Śmierciożercy i wypaplał wszystko, co wiem o zakonie – powiedział podnosząc głos Harry
- Niczego ci nie sugeruje –
- Nie sugerujesz. Tak samo, jak Dumbledore, czy też Snape. Wiesz co. Sądziłem, ze przynajmniej ty potrafisz mnie zrozumieć. Widzę, że się jednak na tobie bardzo zawiodłem – w słowach tych Harry wylał z siebie całą gorycz, która nagromadziła się w nim tego wieczoru.
Kathie nic na to nie odpowiedziała. Przez chwilę patrzyła w milczeniu na Harrego.
- Zawiodłeś się na mnie – powtórzyła, a w jej oczach pojawiły się zły
Młody czarodziej widząc, to chciał wytłumaczyć, że powiedział to niepotrzebnie, pod wpływem gniewu, ale nie zdążył. Kathie bez słowa momentalnie wstała i podbiegła pod drzwi od sypialni dziewcząt. Po chwili rozległ się głośny trzask, kiedy zamknęła je z hukiem za sobą.
- Gratulacje. Właśnie doprowadziłeś do łez swoją najlepszą przyjaciółkę – w głowie Harrego odezwał się głosik, który musiał być jego sumieniem

Następnego dnia Harry obudził się dość wcześnie. Na zegarku dochodziła siódma. Ubrał się szybko i udał w kierunku dormitorium licząc, że natknie się na Kathie. Niestety nie było jej tam. Nie pojawiła się również na śniadaniu. Harry spotkał ją dopiero na lekcji zaklęć u Flitwicka. Pojawiła się 5 minut po dzwonku, zajmując miejsce w pierwszej ławce. Młody Czarodziej poczuł lekkie ukłucie w sercu, gdyż zwykle siedzieli razem na samym tyle.
- Dzisiejsza lekcja będzie niezwykle ważna, dlatego też, proszę was o wyjątkową uwagę – zwrócił się do wszystkich profesor Flitwcik –
Hermiona siedząca nieopodal Harrego, maksymalnie wychyliła się z ławki łowiąc chciwie każde słowo.
- Zajmiemy się dość pożytecznym zaklęciem służącym do aportacji –
Po klasie przeszedł pomruk zadowolenia. Nawet Harry odrzucił na chwilę na bok ponure myśli, słuchając tego, co mówi nauczyciel.
- Jak sami wiecie służy nam ono do przenoszenia się do różnych miejsc. Bez przesady mogę stwierdzić, że stanowi ono najbardziej wygodny środek do przemieszczania się, jaki wynaleźli dotychczas czarodzieje. Najbardziej wygodny, ale to nie oznacza, że najbardziej bezpieczny. Aportacja jest niezwykle trudna. Nie umiejętnie przeprowadzona może doprowadzić do tragicznych konsekwencji. Wyobraźcie na przykład sobie, że przy aportowaniu nie wszystko wam się udało i dlatego wasze nogi przemieściły się w inne miejsce, bez reszty ciała -
Harry podobnie jak reszta uczniów wzdrygnął się na sam dźwięk tych słów.
- Podobnie jak przy rzucaniu innych równie skomplikowanych zaklęć, przy aportacji wymagana jest od was maksymalna koncentracja, którą osiągniecie po wielu miesiącach ćwiczeń. -
Większość osób nie mogła się już doczekać, kiedy się będą mogli aportować.
- Na początku zaczniemy... od przeczytania 23 rozdziału waszej książki. Dowiecie się z niego najważniejszych informacji o aportacji. Jeśli będziecie mieli do mnie jakieś uwagi pytajcie śmiało -
Z pomrukiem zniechęcenia cała klasa powyciągała z pod pulpitów ławek podręczniki.
Przez następną godzinę Harry jednym okiem zapoznawał się z treścią lektury, a drugim przez cały czas obserwował Kathie. Efekt końcowy był taki, że po odpytywaniu przez Flitwicka, pod koniec lekcji zarobił 10 punktów karnych. Po rzekomym przeczytaniu żądanego rozdziału był w stanie jedynie powiedzieć Flitwickowi to, co się dowiedział od niego na początku wykładu, czyli że zaklęcie aportacji służy do aportacji.
Następną lekcją w kolejności, była obrona przed Czarną Magią u Sybilli. Harry po wejściu do klasy zastał Kathie siedzącą już z....Hermioną. Z ponurą miną zajął miejsce koło Rona.
Będąc prze kolejne dwie godziny obecny w klasie ciałem, ale nie duchem zastanawiał się, co też w słowach, które powiedział wczoraj do Kathie, było tak obraźliwego, że nie odzywa się do niego do tej pory.
Przyjaciółka Harrego musiała być na niego naprawę zła, gdyż na obiedzie dalej nie zamieniła z nim ani słowa.
- Możecie mi powiedzieć, o co wam chodzi – zwróciła się do nich Hermiona, mająca już dość niezręcznego milczenia
- Ron, podaj mi surówkę – zwrócił się do przyjaciela Harry
- Hallo, Harry. Czy mnie widzisz?? Siedzę koło ciebie – obwieściła ironicznie Hermiona
- Trudno cię nie zauważyć – odpowiedział jej na to bezbarwny głos
- Słuchajcie, jeśli w tej chwili nie zaczniecie się normalnie zachowywać, przesiądę się do innego stolika, bo mam już dość znoszenia waszych humorów –
Słowa jej trafiły w próżnię, gdyż Harry z Kathie dalej siedzieli koło siebie z zawziętymi minami.
- Świetnie, Ron akurat mamy wolne miejsce koło Newilla - rzuciła Hermiona, i nawet nie pytając o zdanie swojego przyjaciela chwyciła go za rękę i zaprowadziła na drugi koniec stołu Gryfonów.
Przez chwilę Harry gryzł się sam z sobą, zastanawiając się czy zacząć rozmowę z Kathie, czy też lepiej zachować milczenie.
- Jakie lekcje jeszcze dzisiaj mamy– powiedział po 5 minutach kłopotliwej ciszy
- Chyba eliksiry– odpowiedziała mu suchy głos
- A to dobrze–
Efekt tych słów przyniósł najmniej porządny końcowy efekt.
Rozległ się trzask zasuwanego krzesła i po chwili Kathie wybiegła z Wielkiej Sali
- Jednak trzeba było zachować milczenie – powiedział sam do siebie zły Harry
Lekcje eliksirów bez Snapea, teoretycznie, jak to sam stwierdził Harry może i były bardziej ludzkie. Jednak ze względu na dość kłopotliwą sytuację, w której znalazł się młody czarodziej dłużyły mu się tak samo jak kiedyś. Do grona obrażonych na niego osób dołączył jeszcze Ron, który każdą próbę rozmowy, kończył stwierdzeniem, że na lekcji nie gada, bo nie chce dostać karnej pracy domowej. Nie omieszał się przy tym bezgłośnie mruknąć coś, o Flitwicku, który przecież dwie godziny wcześniej odjął Harremu 10 punktów.
Nie mając głowy do odrabiana prac domowych, Harry po bezczynnie spędzonych 2 godzinach przed kominkiem, postanowił odwiedzić Sybille.
- Witam. Dawno do mnie nie zaglądałeś – powitała go z uśmiechem ciotka
- Mam nadzieję, że z tego powodu nie będziesz się na mnie obrażać. Mogłabyś wtedy założyć z Kathie, Ronem i Hermioną klub -
- Pewnie to cię tak gryzie cały dzień. Teraz już wiem, czemu byłeś taki rozkojarzony u mnie na lekcji -
Odpowiedział jej na to głośny pomruk, który miał oznaczać aha.
- Wczoraj pokłóciłem się z Kathie. Dzisiaj jeszcze wkurzyła się na mnie Hermiona, że się mało do niej odzywam –
- Tak to jest z babami. Czasami obrażają się o byle to. Aber może ci coś o tym powiedzieć – zaśmiała się Sybilla
- Kathie się nie obraziła o byle co – Harry poczuł w tej chwili, że Sybilla jest jedyną osoba, której ma ochotę powiedzieć co go trapi – pewnie wiesz o mojej rozmowie z Dumbledorem i Snap...- w tym momencie przerwał pamiętając o obietnicy jaką dał dyrektorowi
- Snapem – dokończyła Sybilla – nie musisz się obawiać. Wiem o planie Dumbledora i o tym, że Serwus jest jego informatorem–
- No to właśnie wczoraj dowiedziałem się o tym planie i lekko się wkurzyłem na Albusa, że mi nie chce powiedzieć czegoś więcej o Zakonie Feniksa – tłumaczył dalej niezręcznie Harry
- Wiem, wiem, Dumbledore pytał mnie dzisiaj, czy postąpił dobrze, że tak cię wczoraj potraktował –
- Iiiii co o mu odpowiedziałaś?? –
- Że miał rację, gdyż nie można obarczać cię kolejnym ciężarem posiadania najskrytszych tajemnic zakonu –
- Mówisz tak samo jak Kathie , kiedy się pokłóciliśmy –
- Naprawdę, bystra z niej dziewczyna –
- Miała rację – powiedział jakby sam do siebie Harry – a ja jej powiedziałem, że się na niej zawiodłem, bo mnie nie rozumie podobnie jak Dumbledore i Snape -
- Hmmm. Jeśli porównałeś ją do Snapea nie możesz się teraz dziwić, że się na ciebie obraziła. Z tego co wie o Serwusie, wynika, że nie jest on jakby to powiedzieć twoim przyjacielem -
- Wiem, wiem. I do tego jeszcze, że się na niej zawiodłem. Nagdałem jej samych głupot –
- To teraz w takim razie, skoro wiesz, czemu jest taka zła, nie pozostaje ci nic innego jak ją przeprosić –
- Żeby to było takie łatwe – powiedział sam do siebie Harry i pomyślał równocześnie o dzisiejszym incydencie na obiedzie, kiedy to próbował zagadać swoją przyjaciółkę
- Oczywiście, nie będzie to łatwe, ale żeby ci pomóc... – w tym momencie Sybilla zrobiła przerwę - .... dam ci coś, co może się spodobać Kathie – mówiąc to podeszła do stojącego w rogu gabinetu kufra, w którym zaczęła szperać, jakby czegoś szukając.
- Jak jej dasz flakonik najnowszych francuskich perfum na pewno bardzo się ucieszy – powiedziała podając mu fioletowa buteleczkę
Harry przez chwile się wachał, zastanawiając się czy Kathie, po otrzymaniu perfum przypadkiem nie uzna, że próbuje się wkupić w jej względy.
- No weź śmiało, uwierz mi, że perfumy obok kwiatów, są jednymi z tych rzeczy, które my kobiety najbardziej lubimy dostawać – dodała Sybilla
- Jak to podziała, to cioci, kupię bukiet kwiatów i fiolkę najlepszych perfum –
- To już się szykuj na mały wydatek – odpowiedział mu rozbawiony głos
Z duszą na ramieniu Młody Czarodziej wszedł do dormitorium. Zastał tak Kathie, siedzącą na fotelu i rozmawiającą z Giny i Alicją. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy Harry wszedł wywołując u niego tym samym lekkie obawy, co do powodzenia planu Sybilli.
- Kathie, mogę prosić cię na słówko?? – spytał nieśmiało
Odpowiedziało mu na to pogardliwe spojrzenie, które pozbawiło Harrego resztek nadziei na pogodzenie się z przyjaciółkę
- Możesz – rzuciła wstając i podchodząc do niego
- Wiesz bardzo żałuje tego, co powiedziałem wczoraj.. – zaczął niezręcznie
- No i co...?? – przerwał mu zimny głos
- Zachowałem się jak ostatni palant, traktując cię w ten sposób, jaki cię potraktowałem – mówił dalej z trudem dobierając słowa
- Wow, naprawdę?? –
- Chciałem cię za to wszystko przeprosić –
Po twarzy Kathie przez chwilę przemknął nikły uśmiech jednak zaraz potem ustąpił miejsca ponurej minie.
- W ogóle to rzadko ci daje prezenty, więc pomyślałem, że teraz ucieszyłaś byś się z tych perfum, tylko nie myśl zaraz, że chcę cię przekupić, czy coś w tym rodzaju –
Słysząc to Kathie momentalnie wybuchneła śmiechem.
- Hmm, moja ulubiona marka. Często taką dostaje od Sybilli – powiedziała biorąc do ręki flakonik
- Czyli już nie będziesz na mnie obrażona?? –
Nie będę, jeśli przestaniesz być samolubem, który widzi wyłącznie siebie?? – odpowiedziała już poważniej
- Obiecuje ci, że nie będę –
- To w takim razie przyjmuje twoje przeprosiny – odpowiedziała Kathie
Harry słysząc to poczuł jak kamień spada mu z serca. Nie wiedząc sam czemu podszedł bliżej Kathie. Był tak, blisko że czuł na sobie jej oddech ...
- O widzę, ze się już pogodziliście – dobiegł do nich głos Hermiony, momentalnie ściągający Harrego na ziemię
- No tak, jak widać....znaczy się chciałem powiedzieć.... –
- Jak widać – dokończyła Kathie pokazując Hermonie flakonik perfum – dostałam je od Harrego –
- Stary to widzę, że zaszalałeś. Oryginalne francuskie. Kosztują majątek – wtrącił się Ron, który właśnie się ukazał za Hermioną ( zapewne byli we dwójkę.....w bibliotece)
- Tak, a skąd wiesz??Sam sobie chyba ich nie kupujesz – spytała Hermiona, patrząc na niego spod oka
- A wiem bo... Wiem, bo ostatnio Ginny pokazywała mi katalog z najczęstszymi prezentami dla kobiet. Chciałem jakiś wybrać dla mojej mamy-
- Skoro tak mówisz - westchnęła, jakby rozczarowana Hermiona
- Wiecie co?? Dzisiaj rano dostałam paczkę od moich rodziców ze zdjęciami mojej szkoły. Prosiłam ich żeby mi je przysłali, bo na pewno jesteście zaciekawieni jak wygląda miejsce gdzie się uczę – wtrąciła Kathie
- To na co czekasz?? Musisz nam je koniecznie pokazać – odpowiedział na to Harry
Kathie na chwile znikła w swojej sypialni by po chwili pojawić się z olbrzymim albumem pod pachą.
- To ja i moja przyjaciółka Elisabetch – objaśniała, kiedy we czwórkę siedzieli przed kominkiem –stoimy przed wejściem do szkoły –
- Ten olbrzymi wieżowiec jest waszą szkołą – zdziwił się Ron
- No tak –odpowiedziała zaskoczna Kathie
- Ronowi chodzi o to, że zwykle szkoły magii znajdują się w zamkach – dodała zaraz Hermiona
- Których w Ameryce jest jak na lekarstwo. Gdybyście przeczytali historię Stanów Zjednoczonych wiedzielibyście, że USA proklamowało niepodległośc w 1776 roku. Wcześniej na naszych ziemiach mieszkali Indianie, zamiast zamków budowali wigwamy – wyjaśniła Kathie
- Jutro z samego rana muszę wypożyczyć tą książkę - powiedziała jakby sama do siebie Hermiona
- Czy w takiej szkole nie niepokoją was przypadkiem jacyś mugole ?? - spytał Harry
- Absolutnie nie, budynek naszej uczelni nie jest widoczny dla mugoli. Patrząc na niego widzą po prostu jakaś ruderę, która grozi zawaleniem. A jeśli mimo wszystko uparliby się, aby do niej wejść, zawsze sobie przypomną w tym momencie o jakiejś ważnej sprawie, której nie załatwili, a jest niezwykle pilna –
- Dość sprytne – skwitowała Hermiona –a jak się dostajecie do środka, bo raczej nie głównym wejściem zwracając na siebie uwagę mugoli?? –
- Podziemnym metrem, którego stacje są rozrzucona po całej Atlancie, działające na zasadzie waszego dworca King Kross –
- Chodzi ci o to, że macie utworzone na normalnych stacjach dodatkowe perony dla was?? - wtrącił Harry
- No właśnie o tym mówię– odpowiedziała Kathie – ale słuchajcie. Miałam wam chyba pokazywać zdjęcia, a nie tłumaczyć jak działa czarodziejskie metro amerykańskie -
Przez następne pół godziny podziwiali wnętrza szkoły uwiecznione na zrobionych przez Kathie zdjęciach. Szkoła w Atlancie była nowoczesnym budynkiem dostosowanym idealnie do potrzeb uczniów. Była zaopatrzona w kompleks sal wykładowych, salę gimnastyczną, a nawet wielką aulę przydatną w przypadku ważnych uroczystości.
Było już dobre parę minut po 11.00 kiedy po powiedzeniu sobie do zobaczenia rozeszli się do swoich sypialni.
Harry kładł się spać w o wiele lepszym nastroju niż dzień wcześniej. Nie ciążyła mu na sumieniu myśl, że następnego dnia Kathie będzie na niego zła.


 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki