Wybaczcie, że tak długo nie pisałam, ale nie miałam ani weny ani nastroju. Na szczęście wena powróciła - po obejrzeniu "Eragona" (dopiero w kinie!!! urok małych miast...), ale może przestane już zdradzać Harry'ego W każdym razie postaram się zamieszczać notki częściej, choć w najbliższym czasie obawiam się, że się nie wyrobie (nauki tyle, że aż się ryczeć chce). Notka nie jest moim zdaniem najlepsza, ale to wam pozostawie postawienie oceny. Mimo wszystko mam nadzieję, że nie jest tak źle jak myśle
*****************************************
15 sierpień, czwartek, 1991 rok
Sterty dokumentów – jedzenie – spanie – sterty dokumentów – ministerstwo – szkoła – spanie – jedzenie – Korneliusz – sterty dokumentów..... i tak jeszcze 30 razy.
Tak wyglądał mój dzień w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Nic dziwnego, że nie znalazło się tam choć minutki na naskrobanie kilku słów opisujących mój stan emocjonalny oraz.... stan hogwartckiej kuchni.
Ale możne zacznę od początku, żeby lepiej zrozumieć zaistniałą sytuację.
Stan kuchni:
A więc (głębokie westchnienie) domowe (lub, w tym przypadku kuchenne) skrzaty zmieniły po raz 1,2,3,4..... 36 menu na „wielkie otwarcie”, za każdym razem jednak aby zobaczyć jak reprezentują się ich pomysły na stole przygotowują je, a następnie.... w sumie to nie wiem co się z nimi dzieje następnie (chociaż pewnie to tu tkwi tajemnica nagłego przybierania na wadze skrzatów w tym okresie). Podczas jednego takiego „przygotowywania” jeden ze skrzatów odpowiedzialnych za pilnowanie wielkiego gara pełnego niezidentyfikowaną substancją nie wywiązał się z tego zadania woląc podkradać się do wielkiej spiżarni, w której jak się dowiedziałem znajduje się piwo kremowe, czy raczej - znajdowało (na ucztę). W tym czasie zawartość gara (tak przypuszczam) zaczęła zwiększać i zwiększać swoją objętość. Bobby (bo tak miał ma na imię ten skrzat) wszedł do kuchni akurat w momencie wybuchu zawartości kotła.
Wynik: kuchnia pokryta fioletową mazią. Jak na razie trwa odklejanie Bobby’ego ze ściany...
Czas: 4 godz.
Części ciała odklejone od ściany: jedna ręka.
Powinienem teraz coś zrobić, ze skrzatem jak i kuchnią, ale szczerze mówiąc, niech się zajmie tym Minerva. Ja nie czuje się obecnie na siłach.
Stan emocjonalny:
Źle się czuję, mój wiek nie pozwala o sobie zapomnieć. Nie jestem już tak szybki. Wszystko mnie boli. Jedyne o czym marzę to końca roku szkolnego, który na dobrą sprawę się nawet jeszcze nie zaczął. Chcę odpocząć od tego wszystkiego, od problemów, od ciągłych wizyt w Ministerstwie i naprawiania błędów Knota (idealnie dobrane nazwisko). Chcę uwolnić głowę od natłoku myśli. Marzę by choć jeden dzień móc leniuchować i nic nie robić (może to trochę egoistyczne z mojej strony, ale jestem tylko człowiekiem – starym na dodatek), a jedynym problemem aby było czy nie brakuje mi moich ulubionych cytrynowych dropsów. Marzenia wygórowane ale czy ja pragnę tak wiele? Jedynie odpoczynku od życia... Choć jeden dzień... jeden... Widać, że to jednak za dużo pragnień bo wciąż do mojego gabinetu wlatują sowy z „bardzo ważnymi dokumentami” od Korneliusza. Zastanawiałem się nawet czy nie zabarykadować okna, ale stwierdziłem, że to by było bardzo dziecinne, nawet jak na mnie.
Będąc przy Knocie, wczoraj go odwiedziłem. Jego rozpaczliwy list zmusił mnie do opuszczenia zamku i wyruszenie, w tym skwarze do Londynu.
- Dumbledore jak dobrze, że jesteś!! – usłyszałem to zamiast powitania.
- Witaj. O co chodzi Korneliuszu? – spytałem grzecznie mają nadzieję, że sprawa rzeczywiście była nie cierpiąca zwłoki. Jednak po raz kolejny się przeliczyłem...
- Tak oczywiście, witaj, witaj. Chodzi o Departament Magicznych Gier i Sportów. Nachodzą mnie co najmniej 2 razy w tygodniu z projektami różnych zabaw, które mają nadzieję zorganizować. I co ja mam w tej sytuacji począć??
- Pozwolić im zrealizować jeden z planów? – zasugerowałem ocierając czoło z potu.
- Ależ, Albusie! – Knot wydawał się niezwykle oburzony – mam tu prawdziwe urwanie głowy! Z Munga przyszła wiadomość, że stan mojej mamusi się pogarsza! Czy ty myślisz, że ja mam czas na nadzorowanie jakieś zabawy całkowicie mijającej się z celem?!
- Korneliuszu, nie pamiętam aby kiedykolwiek, któryś z ministrów musiał nadzorować przygotowania imprez. Nie rozumiem twojego oburzenia. Trochę zabawy nikomu jeszcze nie zaszkodziło i z pewnością podniesie morale Ministerstwa. Każdy marzy o dniu odpoczynku i relaksu (relaks – już zapomniałem co się wtedy robi...).
- Więc mówisz, że mam pozwolić aby jakaś banda rozwalała mi Ministerstwo? Bankiet, dobre sobie, niby z jakiej okazji?
- Korneliuszu, uwielbiam z tobą rozmawiać (mam nadzieję, że nie wyczuł ironii w moim głosie), ale tak się składa, że jestem dziś umówiony na jeszcze jedno spotkanie...
- Och tak, oczywiście, idź sobie, a ja tu będę znosić zażalenia rozgoryczonych pracowników.
- Wiedziałem, że zrozumiesz, do widzenia. – ukłoniłem się grzecznie i czym prędzej, nie czekając na odpowiedź wyszedłem z jego gabinetu rozmyślając co by beze mnie poczęło Ministerstwo, NIC! I w tym sęk.
A oto właśnie nasz Bobby.
Komentarze:
matix Środa, 28 Lutego, 2007, 19:05
Notka fajna wystawiam W. Ale nie bede sie rozpisywac bo kładzie mnie choroba.
NIka Środa, 28 Lutego, 2007, 22:20
Chmm...., podoba mi się notka, ale taka trochę.... . N cóż, Dumbledor..., a zresztą, co ja tam będę pisać...
Ja daje W! Ale zdjęcie jednak jest brzydkie. Skąd je wźiełaś? Czy miało takie być?
Ocena: W+
Kenaya Czwartek, 01 Marca, 2007, 19:36
Jakieś dwa lata temu się na nie natknąłam. Tak miał niby wyglądać Stworek, ale ja go przechciałam na Bobby, a tak na marginesie... czy jakikolwiek skrzat jest ładny?
Bardzo dobrze wczułaś się w (trzeba dodać trudną) rolę Dumbledore'a. Styl pisania wprost bajeczny. Rażących błędów nie widzę (choć pewnie się zdarzają, jak każdemu). Jedno do czego mogę się doczepić - imiona skrzatów w świecie Rowling czy raczej po przetłumaczeniu na język polski były w stylu Zgredka, Mróżki itp. a Twoje imię (mimo wszystko jest urocze) pasuje bardziej do zwierzątka domowego...ale to szczegół :]