chciałam pod tą notkę podłożyć nostaligiczną muzykę, myślę, że ta http://www.wrzuta.pl/audio/A3EGZvrT2r/my_heart_will_go_on moze nie pogrzebowa, ale nostalgoczna jak najbardziej.
Co do loga. dzięki za obiektywne oceny
A co do Liz, ponoć jej nie lubiłyście... Cóż muszę wam powiedzieć, że od początku zamierzałam jej się pozbyc, ale początkowo nie chciałam zabijać, ale tak wyszło...
Co do waszego pytania o Jima i Lilly, odpowiem tak staram trzymać się kanonu.
Ann-Britt, może masz rację skopałam to powinna to przerywać, łzy się powinny lać, albo pierdzielnąć gazetą, teraz to widzę, ale dzięki za wyrozumiałość.
jeszcze jedno... Lilka z Jimem wcale nie śmierc Liz, miała ich do siebie zbliżyć tylko fakt, że James uratował Rudej życie i to co potem powiedział, w namiocie rozmawiali szczerze i postanowili spróbować...
cóż wiem, ze tę notkę winnam była wstawić wcześniej, ale przepraszam Was, nie było czasu. Za to kolejną dodam jutro, bez względu na ilośc komentarzy, możecie śmiało wchodzić wieczorem, będzie.
Pozdrawiam was :*****
Nadszedł dzień pogrzebu. Wszyscy ubrani w ciemne stroje, wyruszyliśmy na cmentarz, gdzie miała się odbyć uroczystość. Nie chcę przytaczać słów jakie padły, bo nawet ich nie pamiętam. To było bardzo smutne. Cóż ciężko było grzebać kogoś tak młodego, kogoś kto miał przed sobą całe życie, kogoś kto był tak wspaniałym człowiekiem… Przepraszam, na pamiętnik spadły łzy, rozmazując atrament. To było dla mnie straszne. Moje oczy są wciąż czerwone od łez… Na pogrzebie czułam się strasznie, siedziała we mnie jakaś zmora. Dlaczego ona wyjechała? Tak mi żal… jej… miała dopiero 14 lat… Serce się kroiło patrząc na 4 trumny. Dwie hebanowe i dwie mniejsze, białe… Zjawiła się cała kadra nauczycielska, dyrektor, cały Huplepuff, w którym mieszkała Liz. Opiekunka ich domu, profesor Sprout płakała, z resztą my też płakałyśmy. Jim stał jak osłupiały. Szkoda mi go było. Obejmował ramieniem Lilkę. Chwilami miałam wrażenie, ze to wszystko dzieje się obok niego, że on w to nie wierzy, myśli że to tylko sen, nieprzyjemny sen… Peter odkąd dowiedzieliśmy, się że Liz… nie zjadł podobno ani jednej czekolady. Dolores zalewała się łzami, nie wiem może dlatego, że była tak młodziutka jak ona. Remy też ukrytkiem ocierał łzy i ja płakałam, przytulona mocno do piersi Syriusza. Miał całą koszulę mokrą. Mocno mnie przytulał, jakby to miało zatamować łzy… A ja wyłam za nas oboje, on miał tylko zeszklone oczy. Czasem mu zazdroszczę, że on jest taki twardy… Każdy z nas miał w swoim sercu dla niej miejsce, kochaliśmy ją przecież, jak przyjaciółkę, to przez to tak bolała nas jej śmierć… W jakiś sposób opanowałam się dopiero kiedy złożyłam kwiaty na jej grobie, ale też łzy wielkie jak grochy spływały po moich policzkach:
-Żegnaj Liz. Wiedz, że byłaś naszą przyjaciółką.- położyłam bukiecik na marmurowym pomniku. – Róże herbaciane, pamiętałam, że lubisz... jeszcze jedna łza spłynęła mi po policzku. Odwróciłam się i znowu zaczęłam płakać. Syriusz zamknął oczy i kolejny raz mocno przytulił. A ja trzymałam dłonie na jego ramionach mieląc mu jego czarną koszulę.
-Żegnaj... dotrzymam tego o co mnie prosiłaś... możesz być pewna nie pozwolę Jamesowi płakać, będę zawsze przy nim i będzie szczęśliwy tak jak ty tego chciałaś.- powiedziała Lilka, robiąc po każdym słowie pauzę na pociągnięcie nosem i lekko uśmiechając się przez łzy. Teraz już wiem co szeptały sobie wtedy na ucho…
Byłam… nadal jestem tak wstrząśnięta tym co się stało… wspomnienia z Liz wywołują w mej piersi ból, zawsze była taka roześmiana, a teraz… nigdy już nie zobaczę jej uśmiechniętej buzi, no chyba że na zdjęciach… nigdy już nie usłyszę jej śmiechu… była taka dobra i taka kochana… Jeśli istnieją anioły, Liz na pewno będzie jednym z nich…
Dziś wiem, że najgorszym na świecie jest chować swoich przyjaciół…
Zapalmy jej znicz [*][*][*]
Pierwszego września mieliśmy wrócić do szkoły, żeby rozpocząć szóstą klasę. Wiedzieliśmy, ze to nie będzie taki sam rok, jak pozostałe. Wszystko będzie inaczej. Te wakacje wiele zmieniły. Jesteśmy coraz starsi coraz poważniejsi, bardziej dojrzali i bogatsi w doświadczenia, zakochani i pewni tego, że życie jest ulotne. Myślę, że śmierć Liz wzmocniła jeszcze bardziej więzy przyjaźni między nami. Staliśmy się sobie jeszcze bardziej bliscy. Mamy świadomość tego, że możemy stracić siebie… W jednej chwili. To bardzo przykre zdarzenie uświadomiło nam też ze zło czai się na świecie, że ten którego imienia boją się wymawiać, jest przeklętym draniem i niech zginie w czeluściach piekła, bo nie brzydzi się plamić ręce krwią. Nigdy nie można być pewnym, że doczeka się jutra, trzeba żyć chwilą. Mówić ludziom o tym, że się ich kocha, bo można już nie zdążyć. Nic co ważne nie odkładać na potem. Trzeba cieszyć się tym co się ma i żyć, po prostu żyć. Nie przejmować się tym co nieistotne. Mieliśmy zamiar się tego trzymać. Chyba śmierć Liz zafundowała nam kopa w dorosłość. Nic już nie będzie takie jak dawniej…
Następna notka: Wszytko tylko nie to.
Komentarze:
K Czwartek, 25 Września, 2008, 10:02
Nawet ładne do zdięcie,ale bez urazy Druff chyba nie jest aż tak podobna do Liz tynbardziej,że ma brązowe oczy..
Przepraszam.
Bardzo smutna, wzruszająca. Cenię Cię za tę uczuciowość i umiejętność odmalowania każdej sytuacji. Brawo, Rorka.
Marta G/ZKP Czwartek, 25 Września, 2008, 13:47
No nie, Rora, jak nie ze śmiechu, to ze wzruszenia ryczę przy Twoich notkach... nie ma tak! Ty tak pięknie ujmujesz uczucia, Margot ma stuprocentową rację... i to zdjęcie Liz jest fantastyczne, o oczach nigdy nie pisałaś... tak ją sobie właśnie wyobrażałam... ech... refleksyjny nastrój mnie dopadł przez Ciebie. Buziaki!
Jest mi smutno Mimo, że Liz była bohaterką niezbyt godną uwagi i tak jest mi smutno z jej powodu Dziękuję za komentarze na moim blogu ;) Postaram się eliminować dojrzałość moich bohaterów, ale to wcale nie jest takie łatwe wbić się w umysł jedenastolatka Czasem sobie myślę, że ja chyba nie mialam dziecinstwa, ze tego nie potrafie ^^ Albo bylo to tak dawno, ze tego nie pamiętam Co do szczypania, to chyba stały element każdego bloga ^^
Roruś, doskonale wiesz, że jestem pod ogromnym wrażeniem! Naprawdę mnie wzruszyłaś, jesteś cudownie wzruszająca. Nic dodać, nić ująć. Wybitny!
Buźki:***
Ann-Britt/ZKP Czwartek, 25 Września, 2008, 18:23
Notka bardzo przejmująca i wzruszająca.
Duff nie bardzo jest w stylu lat siedemdziesiątych, ale niech ci będzie ;D
Bardzo ładnie to przedstawiłaś, tyle emocji i wzruszeń w jednej notce...
Już nic nie będzie tak jak dawniej...
Pozdrowienia!;*
P.S. ja to bym wolała mieć taką ładną, wypolerowaną, brązową trumnę, biała jest strasznie niepraktyczna, bardzo się brudzi, a jak ma leżeć w ziemi, to w ogóle...
I jeszcze jedno : Przecież jest już wieczor, to co z tą notką ;)?
K@si@@@ Czwartek, 25 Września, 2008, 19:10
Cudownie...
Wzrouszyłam się. Naprawdę ten żal był żywy.
No może nie do końca, ale lepiej niż w poprzedniej notce.
Obrazek mi się podoba, ale Liz wydawała mi się taką drobniutką istotką Takie miałam o niej wyobrażenie, ale to twoja historia.
Czekam na notę. ;>
Buziak :*