Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Pamiętnik Wiktorii Fynn"
Pamiętnikiem opiekuje się Alarice

  Część 8
Dodała Wiktoria Niedziela, 17 Sierpnia, 2008, 15:49

Nie denerwuj się Draco, NIE DENERWUJ!
- Rozumiem. Ale proszę, chodź ze mną. Chciałbym ci pokazać Hogsmeade. - przysunął się do dziewczyny. Musi próbować, na Pansy to zawsze działa...
Delikatnie splótł ręce na jej talii, przyciągając ciemnowłosą do siebie. Spojrzał jej w oczy.
Ślicznie pachnie...
- Proszę... - tym razem szepnął.
- W środku nocy? - prychnęła Wiktoria, zupełnie nie przejmując się faktem, że są tak blisko.
Nigdy nie lubiłam teatru...A teatr jednego aktora jest szczególnie żałosny.
- Wtedy jest lepiej, jesteśmy sami...
- Wiesz co? - Wiktoria odsunęła się od Draco. - Nie myl mnie z Pansy.
- Co?
- To, co usłyszałeś. Próbowałeś wpłynąć na mnie w ten sam sposób, co na Parkinson. - Fynn odgarnęła włosy z policzka i kontynuowała: - A ja nie jestem jak ona.
Malfoy otworzył usta. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Ciemnowłosa roześmiała się wesoło, mrużąc swe błękitne oczy.
- Ojej, Draco, nie wszyscy tak za tobą szaleją jak ta dziewczyna! - rzuciła, ruszając w stronę wyjścia. - Wracamy.
Chłopak zacisnął dłonie w pięści, ale posłusznie poszedł za dziewczyną.
- A właściwie – zaczęła Wiki, kiedy blondyn się z nią zrównał – po co chciałeś tam iść?
- Pokazać ci Wrzeszczącą Chatę, bar Rosmerty... - wzruszył ramionami. Wiktoria spojrzała na niego z ukosa.
- No dobrze, chodźmy. - zatrzymała się. - Skoro tak ci na tym zależy... Wolałabym to zobaczyć raczej podczas weekendowego wypadu, no ale w porządku. Pokaż mi, co chcesz.
***
Harry zaciągnął dokładnie ciężkie kotary wokół swojego łóżka i zapalił różdżkę. Otworzył kufer, szperając w nim nerwowo. Po chwili wyciągnął stamtąd pożółkły kawałek pergaminu.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego! - wymamrotał, dotykając papieru magicznym patyczkiem.
Przyglądał się przez moment czarnej kropeczce, nad którą znajdował się napis 'Argus Filch', po czym przeniósł wzrok na dormitoria Ślizgonów.
W łóżku nie ma ani Wiktorii, ani Malofya.
A więc go okłamała...
Kłamała twierdząc, że wtedy poszła z blondynem, aby nie doszło do bójki. Zwyczajnie kłamała. Tylko w jakim celu?
Podjął decyzję w przeciągu ułamków sekund.
Wyciągnął spod łóżka parę skarpetek, naciągnął je na stopy, następnie założył buty i wyjął pelerynę niewidkę spod poduszki.
Cokolwiek kombinuje Malfoy i ta mała, on im w tym przeszkodzi!
Starając się jak najmniej hałasować, przeszedł obok łóżka Rona. Właśnie naciskał klamkę, kiedy dobiegł go zaspany głos:
- Dohontizieszary?
- Chce mi się siku – mruknął, odwracając się gwałtownie. - Śpij.
- A po co ci peleryna i mapa? - Weasley przetarł oczy i usiadł. - Kogo będziesz śledził?
- Malfoya – odparł Potter z rezygnacją w głosie.
- A co zrobił? - spytał rudzielec, z nagłym ożywieniem w głosie.
- Hm, jeszcze nie wiem... Wybrał się gdzieś z Wiktorią. A ja ich znajdę.
Ron ostentacyjnie przewrócił oczami i wstał, przeciągając się.
- Czekaj chwilę. Ubiorę się i pomogę ci ich znaleźć, choć mogę się założyć, że właśnie gruchają sobie radośnie w jakimś spokojnym zakątku na błoniach.
Harry pokręcił przecząco głową. Wiedział, po prostu wiedział, że to nie jest tak. Oni do siebie nie pasują. Wiktoria jest za niewinna, Malfoy zbyt wyrafinowany.
Choć... Owszem, może chcieć ją wykorzystać. Tylko tutaj z kolei rodzi się pytanie, czy ciemnowłosa aby na pewno mu na to pozwoli? Nie wyglądała na jakąś szczególnie w niego zapatrzoną, choć kto wie...
Może mu zaufać za bardzo.
Co cię to, Potter, obchodzi?!, zbeształ się w duchu. Ona się z ciebie nabija, łga w żywe oczy, a ty co, ekspedycję ratunkową organizujesz?!
- Idziesz? - ponaglający głos Rona dobiegł go jakby zza grubej kotary.
- Już, już... - wymamrotał, zarzucając na nich pelerynę niewidkę.
W milczeniu przemierzyli pusty – o ile nie liczyć Krzywołapa, który śledził ich swymi żółtymi ślepkami – Pokój Wspólny, wyszli przez dziurę pod portretem Grubej Damy i zatrzymali się w korytarzu, lekko zdezorientowani.
- W którą stronę? - Ron spojrzał najpierw w prawo, potem w lewo, a następnie na swego towarzysza.
- Lumos.
Słaby, żółtawy blask oświetlił Mapę Huncwotów. Obydwaj bez słowa przyglądali się czarnym kropeczkom, aby wreszcie, u skraju pergaminu, znaleźć tę, która ich interesowała – opatrzoną napisem 'Dracon Malfoy'.
- A gdzie...? - Harry rzucił przyjacielowi niepewne spojrzenie.
- Nie wiem! - odparł niecierpliwie Weasley.
Ich kroki odbijały się głucho od szarych ścian korytarza. W końcu dotarli do ogromnych, drewnianych wrót Hogwartu. Wybraniec spojrzał na Mapę. Filch znajdował się na trzeciej kondygnacji, natomiast Pani Norris – piętro niżej.
Popchnęli drewniany masyw i owiało ich chłodne, jesienne powietrze. Obydwaj natychmiast zdali sobie sprawę z tego, jaką głupotą było wychodzić na dwór bez peleryn.
Opuścili głowy i, szczękając zębami, ramię w ramię skierowali się w stronę Bijącej Wierzby.
***
Wiktoria położyła dłoń na zmurszałej desce, niegdyś stanowiącej futrynę, które leżały na podłodze. Rozejrzała się niepewnie po pokoju oświetlonym jedynie wątłym blaskiem z różdżki Draco.
Cały wystrój pokoju stanowiły przewrócony fotel i całkiem zniszczony stolik. Karnisz z czymś, co przypominało resztki zasłon zwisał smętnie przy zabitej deskami okiennicy.
Ciemnowłosa przejechała ręką po drewnie. Spod jej palców posypała się kaskada kurzu zmieszanego z odpadającym drewnem. Spojrzała na swoją dłoń. Tuż przy kciuku tkwiła mała zadra.
- Ciamajda! - wymamrotał z dezaprobatą Malfoy, ujmując jej dłoń z swoją. Delikatnie stuknął magicznym patyczkiem w skórę dziewczyny sprawiając, że malutka ranka i „zdobiąca” ją drzazga zniknęły. - Nie dotykaj niczego. - Pouczył pewnym siebie tonem, wyprzedzając Wiktorię.
Ta podążyła za nim, przyglądając się zniszczonemu wnętrzu.
- Co to za miejsce? - spytała, z obrzydzeniem zrzucając z ramienia pająka.
- Wrzeszcząca Chata, tyle że od środka. - odparł Ślizgon.
- A czy tutaj... - zaczęła ostrożnie Wiki, okręcając się dookoła własnej osi – Czy tutaj przypadkiem nie straszy?
Draco prychnął, spoglądając na swą towarzyszkę z pobłażaniem, ale nie odpowiedział.
***
- Hej! Zniknęli! - krzyknął Ron, kiedy szybko przemierzali opustoszałe błonia.
Gdzieś w oddali pohukiwała sowa, a od strony Zakazanego Lasu dobiegały podejrzane szmery. Harry pomyślał, że to centaury przyglądają się ich wędrówce, ale nie odezwał się ani słowem. Bo i po co straszyć Ronalda?
Wiatr bezlitośnie szarpał ich szkolne szaty, włosy Wybrańca – zazwyczaj pozostawione w nieładzie - teraz pewnie przypominały bardziej szczotkę ryżową niż ludzką fryzurę.
- Pewnie weszli do Hogsmeade przez Wrzeszczącą Chatę. - odparł krótko Potter.
Otwieranie ust przy obecnej pogodzie było niezbyt rozsądne. Lodowaty podmuch natychmiast wdarł mu się do płuc, sprawiając że Harry poczuł się, jakby zamarzał od środka.
Podniósł z ziemi długi patyk i dźgnął nim sęk na drzewie.
***
- Chodź. - poprowadził za sobą ciemnowłosą. Szli w stronę baru Rosmerty.
Wiktoria od pewnego czasu się nie odzywała.
Kiedy dotarli do drzwi wejściowych, Malfoy chwycił jej rękę.
- Co...? - szepnęła, zdumiona.
- Uwierz mi, będzie lepiej, jeśli poudajemy zakochaną na zabój parę, która uciekła w nocy z zamku na romantyczną przechadzkę.
Ciemnowłosa wyszczerzyła zęby i pozwoliła, aby palce Draco splotły się z jej. Razem weszli do zatłoczonego – jak na tą porę – lokalu.
Barmanka, wycierająca szklanki, obrzuciła ich spojrzeniem, które mówiło 'jeśli przyłapie was jakiś nauczyciel, ja nic nie wiem!'. Klienci w większości nawet nie zauważyli ich wejścia. Tylko karzeł, owinięty w wyraźnie za duży płaszcz obserwował ich spod kaptura.
- Draco... - cichutki głos Wiki rozległ się przy ramieniu chłopaka. Spojrzał na nią pytająco. - On chyba nas śledzi...
Ślizgon spojrzał bez większego zainteresowania na malutką postać i uśmiechnął się lodowato.
- Nawet jeśli, to nic nam z jego strony nie grozi – oznajmił lekceważąco.
- Nie byłabym tego taka pewna... - Dziewczyna uścisnęła mocniej jego rękę i przysunęła się bliżej. - Chcę stąd iść.
- Nic ci się nie stanie – rzucił niecierpliwie Malfoy, ciągnąc ją za sobą w stronę baru - Poprosimy dwa kremowe piwa.
Rosmerta bez słowa nalała dwa kubki i postawiła je przed nimi. Wiki uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, a barmanka odwzajemniła gest, opierając się o ladę.
- Z Hogwartu? - spytała, mrugając konspiracyjnie.
- Tak – odpowiedział krótko blondyn, puszczając dłoń Wiktorii i biorąc kufle. - Znajdźmy stolik.
W końcu znaleźli wolne miejsca przy oknie. Dracon postawił napoje i rozejrzał się dookoła czujnie. Dookoła nich pełno było gawędzących między sobą czarodziejów, ale nikogo, kto w jakikolwiek sposób mógłby wydać mu się podejrzany.
- Poczekaj tu na mnie, muszę do toalety – zwrócił się do ciemnowłosej i, nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę zaplecza, na którym przed chwilą zniknęła Rosmerta.
Odprowadzony dwoma spojrzeniami – Wiktorii i karła – skręcił tuż przed drzwiami do magazynku. Kiedy tylko zniknął, panna Fynn zerwała się na równe nogi i pozostawiając kremowe piwa na pastwę losu, podbiegła do stolika zajmowanego przez ponurego karzełka.
- Co ty tutaj robisz?! - syknęła, pochylając się do przodu. Z przymrużonych oczu ciskały gromy. - Chcesz wszystko zepsuć?!
- Nie, panno Wiktorio, ja na rozkaz pana! - rozległ się piskliwy głos zza kotary materiału. - Kazał mi panienkę śledzić!

[ 11 komentarze ]


 
Część 7
Dodała Wiktoria Środa, 30 Lipca, 2008, 10:34

- Smacznego! - usłyszała nad uchem cichy, chłodny głos. Odwróciła się gwałtownie, połykając jeszcze nie pogryziony kęs tosta.
Zaczęła kasłać, a oczy wypełniły się łzami. Malfoy pokręcił głową z dezaprobatą i klepnął ją mocno w plecy.
- Trzeba uważać przy jedzeniu – pouczył łagodnym tonem, jak dorosły strofujący niegrzeczne dziecko.
- I wypadałoby nie straszyć jedzących! - fuknęła Wiki, ocierając wierzchem dłoni łzy.
Draco mruknął coś pod nosem, nakładając sobie parę naleśników na talerz.
Wiktoria pokręciła lekko głową, sięgając po puchar z dyniowym sokiem. W tym momencie stół Ślizgonów minęli, idąd ramię w ramię, Harry, Ron i Hermiona. Ta ostatnia posłała ciemnowłosej dziwne spojrzenie.
Ciemnowłosa uśmiechnęła się do niej szeroko, a panna Granger odwzajemniła ten gest.
- Ej! - Draco spojrzał na Wiki z wyrzutem. - Mogłabyś z łaski swojej nie bratać się ze szlamą?
- Ty być może robisz to w tym momencie – odparła pogodnie panna Fynn, zakładając torbę na ramię i wstając.
- Przestań! - Malfoy poderwał się z ławki i zagrodził dziewczynie drogę. - Przestań o sobie mówić, jakbyś była szlamą! - złapał ją za nadgarstki, aby nie uciekła.
Stalowoszare, chłodne tęczówki wpatrywały się z góry w błękitne źrenice. Pełna naiwności dziewczynka i mały panicz stali naprzeciwko siebie w milczeniu, nieświadomi, że cała Wielka Sala, włącznie z nauczycielami, zastanawia się nad powodem wzburzenia tej dwójki.
Ślizgon mimowolnie zarejestrował, że Wiktoria sięga mu zaledwie do ramienia. I że te jej oczy są jeszcze bardziej niebieskie, kiedy patrzy się w nie z góry.
- Będę mówić o mnie tak, jak mi się podoba! - syknęła ciemnowłosa, jakby budząc się z letargu.
Wykorzystała chwilę nieuwagi Malfoya i wyszarpnęła ręce z mocnego uścisku.
***
Draco leżał wygodnie na swoim łóżku w dormitorium, wpatrując się w zielony baldachim. Delikatny uśmiech samozadowolenia błąkał się po jego ustach.
Jeszcze trochę. Przecież zabicie takiego staruszka, w dodatku nic nie podejrzewającego, nie może być trudne.
Tylko jak, nie ściągając na siebie podejrzeń, dostarczyć mu naszyjnik?
Ślizgon przekręcił się na bok. Coś się wymyśli...
Mamy 3 września. Do zakończenia roku szkolnego jeszcze szmat czasu! A tymczasem można się zastanowić, co Czarny Pan w akcie wdzięczności mu podaruje...
„W sumie...” - zastanowił się – „wystarczy życie w blasku chwały.”
***
- Dokąd idziemy? - w głosie ciemnowłosej zabrzmiała lekka panika.
Suche listki trzaskały cicho pod ich stopami, a wiatr szarpał szaty.
- Zobaczysz. - odparł, uśmiechając się lekko do siebie.
Była taka niewinna, taka przerażona... Taka zupełnie, zupełnie inna niż on. Słodka. Naiwna. Dająca mu się prowadzić tam, gdzie chce z dziecięcą ufnością.
Kompletnie nie potrafił jej rozgryźć. Zdarzało się, że zachowywała się inaczej. Opryskliwie, ironicznie. Tak, jakby w ciele Wiktorii mieszkało naraz kilka osób i w odpowiednim czasie konkretna postać dochodziła do głosu.
Podobało mu się to. Nigdy nie wiedział, czego teraz się spodziewać.
Tak samo jak nie wiedział, jaka Wiktoria jest naprawdę. A chyba... Chyba chciałby wiedzieć.
- To tutaj – cisza, przerywana jedynie odgłosami nocy została brutalnie rozerwana przez głęboki, zimny głos Ślizgona.
Stali naprzeciwko bijącej wierzby. Początkowo uśpionej, jednak teraz, pod wpływem słów wypowiedzianych przez Draco, budząca się do życia. Gałęzie powoli, jakby się przeciągając, drgnęły.
Chłopak, nie czekając na dalszy rozwój wypadków, dźgnął sęk długim patykiem i popchnął przed sobą dziewczynę. Kiedy wchodzili do dziury, położył dłoń na jej głowie. Zrobił to tak, jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem, jak gdyby robił to codziennie. A tak naprawdę nawet się nie zastanowił nad swoim zachowaniem.
Wiktoria rozglądała się dookoła. Oczy powoli przyzwyczajały się do otaczającego ich mroku, a tuż za ich plecami rozległ się złowieszczy świst powietrza, przecinanego przez gałęzie wierzby.
- Gdzie my jesteśmy? - w głosie ciemnowłosej można było wyczuć lekki przestrach. - Nie podoba mi się tutaj!
- Jeszcze trochę. - Malfoy wbił wzrok w czubek głowy Wiki. Czarne włosy połyskiwały złowieszczo w blasku księżyca, wpadającego przez otwór za nimi. - Uważaj. - Pociągnął dziewczynę w swoją stronę, aby nie nadepnęła na spróchniałą deskę.
Wiktoria zadrżała z obrzydzenia.
- Wracajmy do zamku... - poprosiła.
- Dlaczego?
- Boję się ciemności... - szepnęła dziewczyna, spuszczając głowę – właściwie, nie wiadomo czemu. Przez ten mrok Draco i tak nie dostrzegłby rumieńca na jej twarzy...
Mały, blondwłosy chłopczyk wołał mamę, rzucając się po ogromnym łóżku. W końcu zrywa się. Jego czoło błyszczy od potu, jaki się na nim pojawił. To był straszny, straszny sen!
- Mamooo! - płaczliwy krzyk poniósł się echem po pokoju. Po chwili na korytarzu rozległo się szuranie kapci i w drzwiach stanęła jasnowłosa, wysoka kobieta, z zapaloną różdżką w dłoni.
- Co się stało? - spytała, przysiadając na skrawku łoża i gładząc chłopca po blond czuprynie.
Przywarł do niej całym drobnym ciałkiem, i głosem nadzwyczaj poważnym jak na czterolatka oznajmił:
- Pod moim łóżkiem mieszka potwór, który chce mi odgryźć wszystkie paluszki! - zamachał rączkami.

- Nie ma czego... - wymamrotał, ruszając żwawym krokiem. Aby uciec od wspomnień. Był wtedy taki... Taki bojaźliwy. Taki dziecinny.
- Dokąd tak właściwie idziemy? - spytała Wiktoria, mącąc tym samym ciszę, jaka panowała w mrocznym wnętrzu.
- Do Hogsmeade. Wiesz, teraz otwarte są już tylko puby, ale zawsze możemy się pokręcić... - odparł, pochylając się, aby przejść przez próg. Wiktoria z rozbawieniem odnotowała, że ona nie musi wykonywać takich akrobacji.
- A w jakim celu? - rzuciła, starając się unikać styczności ze ścianami. Brudnymi ścianami.
- Rozrywkowym. - wzruszył ramionami, uśmiechając się cynicznie.
Cholerna, naiwna Fynn... To dobrze, że trafił na nią właśnie teraz. Wiedział, jak się przy niej zachować. Ona się boi samotności, samotności, jak niczego innego na świecie... A więc nie wolno zostawić jej samej. A jeśli tylko będzie przy niej – choćby milczący i zimny – ona zrobi dla niego wszystko.
Tak, obecność dziewczyny bardzo mu pomoże w wykonywaniu jego planu...
W tym momencie dobiegł go krótki pisk i ciemnowłosa wpadła na niego plecami. Zaskoczony, podtrzymał ją i spojrzał w miejsce, w które wpatrywała się Wiktoria. Ledwo powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem.
- To tylko zdechły szczur – szepnął łagodnie. Bał się, że jeśli odezwie się głośniej, Wiki zauważy, że chce mu się śmiać.
- Tu... Tu jest obrzydliwie! - mruknęła panna Fynn, drżąc na całym ciele. - Ja wracam do zamku!
- Idziesz ze mną! - syknął, chwytając ją za ramię.
Mała, podła, brudna szlama! Nie będzie mu psuła planów dla swoich widzimisię! Nie, on na to nie pozwoli!
- To boli... - oznajmiła cichutko Wiktoria, patrząc mu swoimi niesamowitymi, niebieskimi tęczówkami prosto w oczy. Kompletnie zaskoczyło go malujące się w nich zdecydowanie. I brak strachu. - Puść.
Ta dziewczyna ma sto twarzy i zmienia je, zależnie od humoru, w jakim się znajduje. Cholerna małolata! Skąd on ma wiedzieć, co o niej myśleć, skoro w jednej chwili jest słodka i niewinna, a w następnej opanowana i pewna siebie?!
Podoba ci się to..., szepnął jakiś cichy głosik w jego wnętrzu.
Tak, do cholery, podoba! Ale w tym momencie jest mu to wybitnie nie na rękę!
- Pójdziesz ze mną. - oznajmił, siląc się na spokój. Nie może sobie pozwolić na okazanie zdenerwowania, bo wtedy ta mała na pewno odmówi współpracy.
- Nie. - zaprzeczyła Wiktoria, zaciskając kurczowo usta. - Nigdzie z tobą nie pójdę!
Korzystając z zamyślenia Malfoya szarpnęła się do tyłu. Palce chłopaka puściły jej nadgarstki. Wiktoria, nie oglądając się za siebie, ruszyła w stronę srebrnej poświaty.
- Idziesz ze mną! - niemalże krzyknął Ślizgon, podbiegając do niej i zagradzając jej drogę.
- A to dlaczego? - w oczach ciemnowłosej pojawiły się ogniki, jakich nigdy wcześniej nie widział.
- Bo tak chcę. - rzucił, starając sie opanować nieprzyjemne ciarki, przebiegające po całym ciele.
- Nie zawsze możemy dostać to, czego chcemy... - Wiktoria cofnęła się o krok. Jej oczy lśniły niebezpiecznie w księżycowym blasku. - Nie wszystko jest tobie podporządkowane... Naucz się tego wreszcie.

[ 23 komentarze ]


 
Część 6
Dodała Wiktoria Wtorek, 22 Lipca, 2008, 13:31

Dziękuję za komentarze :)
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Opary unosiły się nad klasą, kiedy uczniowie w pocie czoła przygotowywali Wywar Żywej Śmierci.
Jedynie Wiktoria stała i z założonymi na piersi rękoma wpatrywała się bez większego zainteresowania w swój kociołek.
- Co ty robisz?! - syknął do niej Malfoy, odrywając się na moment od pracy. - Chcesz dostać szlaban już pierwszego dnia?!
Dziewczyna w odpowiedzi wzruszyła ramionami, po czym wyjęła swoją różdżkę, przyglądając jej się uważnie. Powoli obróciła ją w palcach, nie odrywając błękitnych tęczówek od drewienka.
- Kasztanowiec i pióro feniksa. Siedem cali - rzuciła wesoło, prawą dłoń opierając na boku, a lewą wykonując skomplikowany taniec w powietrzu.
Ślizgon spojrzał na nią, ze zdumieniem unosząc brew. Ciemnowłosa wybuchnęła śmiechem, odrzucając głowę w tył.
- Co tu się dzieje?! - Tuż przed nimi wyrósł brzuch profesora Slughorna, a zaraz za nim sam nauczyciel.
- N... Nic, proszę pana - wykrztusiła Wiki, ocierając łzy z oczu. - Dracon mnie rozbawił.
- Proszę o spokój! - mistrz eliksirów zaklaskał w dłonie, jednocześnie posyłając ciemnowłosej dobrotliwy uśmiech.
Kiedy tylko profesor oddalił się, blondyn trącił Fynn ramieniem.
- Co ty gadasz?! „Dracon mnie rozbawił”?! - stalowe oczy połyskiwały groźnie w ciemności, ale dziewczyna nic sobie z tego nie zrobiła.
- A co miałam powiedzieć? - dwa rządki białych zębów ukazały się światu, kiedy ich właścicielka zadawała pytanie.
- Że się eliksiru radości napiłaś! - burknął chłopak, gwałtownie mieszając w swoim kociołku. - Lepiej się zajmij zadaniem, jeśli nie chcesz mieć szlabanu!
- Damy radę! - uśmiech wciąż nie znikał z ust ciemnowłosej, kiedy z mistrzowską wręcz zręcznością kroiła składniki.
***
- Głupi Potter! - szeptał pod nosem Draco, kiedy opuszczali lochy. - Oczywiście ta szlama Granger wszystko mu podpowiedziała!
- Wątpię - odparła łagodnie Wiktoria. - I nie zapominaj, że ja też mogę być szlamą.
- Ty... - Blondyn spojrzał na swoją towarzyszkę, szukając odpowiednich słów. - Ty to co innego! Jesteś w Slytherinie, nie możesz być szlamą!
- Jasne - prychnęła ciemnowłosa. - A moja różdżka potrafi śpiewać!
- Gratuluję utalentowanej wokalnie różdżki! - Tuż za uchem dziewczyny rozległ się cichy głos. Obydwoje, ona i Malfoy, odwrócili się jak na komendę. Z tą różnicą, że Dracon dzierżył w dłoni swój magiczny „patyczek”, Wiki zaś uśmiechała się przyjaźnie.
***
Hermiona nerwowo wertowała jedną z ksiąg dotyczącą portugalskich szkół magii, pogryzając przy tym czekoladową żabę. Wiedziała, że ryzykuje ściągnięcie na siebie gniewu pani Pince, ale w tej chwili było jej wszystko jedno – Harry nie dał jej tego ranka zjeść śniadania, więc umierała z głodu.
Oczywiście, jak przewidywała, nie posiadali żadnych spisów uczniów z Faro czy jakichś innych szkół z Portugalii.
Uśmiechnęła się z triumfem, zerkając bez większego zainteresowania na kartę wyjętą z opakowania po słodkim posiłku. Teraz może z czystym sumieniem powiedzieć Harry'emu, że te jego podejrzenia wobec Wiktorii są zupełnie bezpodstawne!
***
- Po co te nerwy, Draco? - Snape i blondyn stali naprzeciwko siebie, niemalże stykając się nosami. - Chciałem jedynie porozmawiać!
Wiktoria zmarszczyła lekko brwi, cofając się kilka kroków, jakby podświadomie wyczuwając, że jej obecność tutaj jest niepożądana.
- Witam. - Fynn uderzyła w coś, czy raczej w kogoś, plecami. Słysząc za sobą znajomy głos, odwróciła się gwałtownie.
- Harry! - rzuciła radośnie, a na jej ustach na ułamek sekundy pojawił się uśmiech, jednak zniknął natychmiast gdy Wiki zobaczyła minę kolegi. - Co się stało?
- Ty mi to powiedz. - Potter zacisnął usta, nie odrywając wzroku od dziewczyny. - Co to było, wczoraj?
- Co było? - idealnie odegrane zdumienie pojawiło się w błękitnych oczach.
- Bratasz się z wrogiem! - syknął Harry, zaciskając dłonie w pięści. Denerwowała go ta udawana głupota.
- A co, miałam dać wam się tam pobić? - szepnęła z niedowierzaniem ciemnowłosa, kręcąc głową.
- Chcesz powiedzieć, że planowałaś tylko nas rozdzielić? - parsknął ironicznie Gryfon, zakładając ręce na piersi.
Wiktoria skinęła, ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego między nimi. Harry za wszelką cenę starał się nie mrugnąć, jednak w końcu oczy zaszły mu łzami i zmuszony był zacisnąć kurczowo powieki.
- Ja... W takim razie... - zająknął się, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. - Dziękuję.
Ślizgonka nie odpowiedziała. Po chwili odwróciła się na pięcie i odeszła. Tak po prostu.
***
- Cześć – rzucił Draco, spoglądając spod przymrużonych powiek na matkę. - Co tu robisz?
- Przyjechałam – oznajmiła bez sensu, poprawiając jednocześnie przód szaty syna. - Dowiedzieć się jak sobie radzisz – dodała po namyśle.
Malofy prychnął, zakładając ręce na piersi i odsuwając się do tyłu. Zapanowała cisza, przerywana jedynie gwarem kilku trzecioklasistów, przechodzących akurat korytarzem.
Nagle do sali, niczym burza, wpadła Pansy.
- Dzień dobry pani. - Uśmiechnęła się przymilnie, spoglądając na Narcyzę, po czym odwróciła się w stronę Ślizgona. - Profesor Snape cię wzywa.
- Idź. - pani Malfoy jednym machnięciem różdżki przywołała do siebie ozdobny płaszcz podróżny. - Porozmawiamy... Kiedyś.
Wyszła z sali, zostawiając za sobą dwójkę uczniów.
Kiedy tylko kobieta zniknęła za drzwiami, Draco uśmiechnął się chłodno do Pansy.
- Zawsze można na ciebie liczyć. - pocałował ją mocno w usta i poklepał po karku.
Jak dobrego psa.
***
- Naprawdę nie znasz się na najnowszych miksturach upiększających? - zdumiała się Pansy, wydymając lekceważąco wargi. - To czym ty się całe życie zajmowałaś?!
Wiktoria wzruszyła ramionami, rozglądając się ze znużeniem po Pokoju Wspólnym. Ramię Malfoya leżało luźno na oparciu kanapy tuż za jej plecami i miała ona wszelkie podstawy, aby sądzić, że Parkinson zaczepia ją z zazdrości.
- Daj spokój. - Blaise Zabini, kolejny z uczniów wpatrzony w Malfoya jak w obrazek, zmrużył lekko oczy. - Nie wszyscy mają tak... RÓŻNORODNE zainteresowania.
Pansy prychnęła ze wściekłością, wstała i skierowała się w stronę dormitorium dziewcząt. Przy drzwiach wyraźnie zwolniła, jakby na coś czekając.
- Chyba masz za nią iść. - Wiki uderzyła lekko łokciem w brzuch blondyna. Ten w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Nie chce mi się.
Wiktoria uśmiechnęła się lekko i wstała, przeciągając się.
Draco mimowolnie przyglądał się kocim ruchom zgrabnego ciała. W tej chwili żałował bardzo, że szkole szaty nie są dwuczęściowe. Gdyby były, mógłby popatrzeć na smukłą talię, może nawet coś więcej, a tak?
- Idę się przejść – oznajmiła Fynn, odgarniając kosmyk włosów.
- Idę z tobą! - chłopak poderwał się z fotela, w którym siedział.
- Nie! - Wiktoria zaprotestowała ostro, wpatrując się z uporem w Ślizgona. Po chwili, jakby spostrzegłszy absurdalność swej reakcji, opanowała się. - Chcę trochę pomyśleć.
Malfoy uniósł wysoko brwi, spoglądając na dziewczynę z góry. Przenikliwe, błękitne tęczówki zdawały się zamykać swoje wnętrze przed nim. Jakby chciała coś ukryć... Zmusił się, aby nie mrugać i spróbował zastosować legilimencję.
- Umiesz się bronić! - rzucił z uznaniem, a Wiktoria uśmiechnęła się leciutko, niemal niezauważalnie.
- Może nie tylko ty masz zapobiegliwe ciocie – odpowiedziała, odwracając się i odchodząc.

[ 12 komentarze ]


 
Część 5
Dodała Wiktoria Sobota, 21 Czerwca, 2008, 15:45

Ależ ja rozumiem Wasz bunt przeciw jej idealności. Tylko ja nie potrafię inaczej. Trochę za bardzo ją lubię. Zresztą... Nie, nie jest idealna. Spójrzcie na to tak: narracja jest pisana z mojej osoby i ja ją tak widzę. Wy nie musicie. Tekst jest subiektywny.
Jako, że nie chcę sobie sama nabijać komentarzy, postanowiłam odpowiedzieć tutaj na poszczególne wypowiedzi. Cóż, zapowiada się nam długi wstęp... ^^'
K@si@@@: Hm. Później się dowiesz, czy masz za co przepraszać. Ja nie chcę niczego zdradzać, bo co to za zabawa - znać zakończenie?
Meg Dimen:): Twoje tłumaczenie ma sens :)
Dz.B.: Wiem, wiem, wiem *tłucze głową w ścianę*. Ale ja naprawdę chyba inaczej nie umiem jej przedstawić! Tym niemniej postaram się... A co do jej pochodzenia - We'll see.
Madeleine Halliwell: A czy on musiał 'zrobić' ją specjalnie? Wybacz za dosadność, ale nawet Voldemort musi odczuwać coś takiego jak popęd seksualny ;) A co do pochodzenia - chyba nie mogę zdradzić głównego wątku fabuły?
Ann-Britt: Nie, ona nie ma szesnastu lat (patrz: tak notka). A co do reszty - bez komentarza, bo nie chcę niczego zdradzać ani w jakikolwiek naprowadzać Was na zakończenie.
I to by było na tyle... Życzę miłego czytania ^^
A notkę chciałabym zadedykować nieistniejącej już IIIb - choć wiem, że nikt z Nich tego nie przeczyta, będzie to takim moim prywatnym hołdem w Ich kierunku. Bo będę tęsknić. I nie pozwolę zapomnieć...
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Pomarańczowe języki podskakiwały wesoło, dając przyjazne ciepło. Tak niepodobne do atmosfery panującej w pomieszczeniu...
- Draco? - Tuż za jego uchem rozległ się ciepły głos. Chłopak poderwał się z fotela. - Nie chciałam cię przestraszyć!
Spojrzał na Wiktorię. Kąciki jej ust drżały. Ona wyraźnie powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem!
Zabawne - burknął, ponownie opadając na fotel. - Co chcesz?
- Tak tu siedziałeś, nawet nie zareagowałeś jak Pansy do ciebie mówiła. - Ciemnowłosa machnęła dłonią w stronę naburmuszonej Ślizgonki.
- Zamyśliłem się - odparł, wskazując Wiktorii brodą fotel naprzeciwko siebie.
Dziewczyna usiadła, wbijając wzrok w ogień. Malfoy spojrzał na nią jakby od niechcenia. Cholernie podobały mu się te oczy. Takie duże, ufne, o ładnym odcieniu niebieskiego. Bystre. Teraz połyskiwały w świetle padającym od kominka.
- Naprawdę możesz być szlamą? - spytał z niedowierzaniem.
Ciemnowłosa oderwała wzrok od radosnych języków ognia i przymknęła na moment powieki.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała, przeciągając dłonią po włosach. - Nikt nie umiał mi nic o nich powiedzieć. Znaleziono mnie w kościele jako niemowlaka.
Och, Fynn, doprawdy, stać cię na lepszą bajeczkę!, pomyślała zdegustowana.
- Aha - mruknął Malfoy. - Przykro mi. - dodał nieprzekonywująco.
Wiktoria zaśmiała się cicho. Spojrzała w szare oczy Ślizgona, a ten wpatrywał się w jej tęczówki jak zahipnotyzowany.
Po chwili dziewczyna, jakby lekko speszona, odwróciła wzrok i zaczęła z ogromnym zainteresowaniem obserwować dwóch walczących rycerzy na obrazie koło okna.
- Poczytam trochę. - Przerwała panującą między nimi ciszę, zrywając się z fotela.
- A ja myślę, że jednak pora iść spać - oznajmił blondyn, również wstając. - Prawie północ.
W Pokoju Wspólnym nie pozostał już prawie nikt poza nimi, Parkinson i jej przyjaciółką. Obydwie nachylały się ku sobie, szepcząc coś wrogo i co jakiś czas zerkając na Wiktorię nieprzychylnie. Widząc, że obiekt jej westchnień szykuje się do wyjścia, szybko do nich podeszła.
- Dobranoc - rzuciła zalotnie, chwytając chłopaka za kark i wpijając w jego usta. Chłopak biernie poddał się jej zabiegom. Kiedy wreszcie się od niego oderwała, spojrzała triumfalnie na Wiki, po czym odeszła, kręcąc biodrami.
Ciemnowłosa zagryzła policzek od środka, aby się nie roześmiać. Gdy już miała pewność, że Ślizgonka i jej koleżanka zniknęły w dormitorium, parsknęła głośnym śmiechem. Dracon pozwolił sobie na lekki, kpiący uśmieszek.
Stał, obserwując dziewczynę. Kiedy ta wreszcie się uspokoiła, uniósł brew, prowokując kolejny napad nieposkromionego chichotu. Podobał mu się jej śmiech. Był taki wesoły, zaraźliwy. I nie piskliwy, jak Pansy.
- Dobra... Dobranoc - wykrztusiła w końcu, ciężko dysząc. Trzymała się za brzuch i pochylała lekko.
Spojrzała na niego, jakby się wahając, po czym wspięła się na palce, przycisnęła na moment wargi do jego policzka i uciekła do dormitorium dziewczyn.
Chłopak dotknął opuszkami palców skóry, gdzie przed chwilą znajdowały się jej usta i uśmiechnął się kpiąco.
Jest zbyt niewinna jak na Slytherin...

- Czy ty nie jesteś zbyt podejrzliwy? - Ron spojrzał krzywo na przyjaciela, marszcząc brwi.
Siedzieli we trójkę w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, gdzie panowała kompletna cisza spowodowana późną porą – tylko zatwardziali wielbiciele nocnych rozmów siedzieli w miękkich fotelach przysuniętych blisko wesoło trzaskającego ognia.
- A co, on nie wydaje ci się podejrzana? - zaperzył się Harry, zaciskając palce na oparciach.
- Wiesz... - zaczęła ostrożnie Gryfonka, odzywając się po raz pierwszy odkąd opowiedział im o swoich podejrzeniach względem Wiktorii. - Jak dla mnie to to jest po prostu trochę zagubiona, nieśmiała dziewczyna.
- Dobrze. - Potter usiłował nie zdradzać rosnącej w nim złości. - A blizna?!
- Przypadek - odparła natychmiast Hermiona. - Bolała cię już wcześniej i to wiele razy.
Wybraniec zamknął oczy i policzył w myślach do dziesięciu.
- Okej. W takim razie sprawdź w bibliotece, czy jakaś Wiktoria Fynn chodziła do Faro.
Granger zawahała się chwilę, po czym mruknęła:
- Spróbuję, ale nie przypominam sobie, żebyśmy mieli tutaj aż tak szczegółowe informacje o tej szkole. A teraz chodźmy spać, bo już późno, musimy wstać rano.
Harry z Ronem udali się do sypialni chłopców, zaś Hermiona pomaszerowała dziarsko do dormitorium dziewcząt.
~*~
Wiktoria otworzyła oczy na dźwięk krzątaniny w dormitorium. Powoli docierało do niej gdzie się znajduje i dlaczego przebywa akurat tu.
- Te, Fynn, co tu robisz? - Tuż nad jej łóżkiem zatrzymała się Pansy Parkinson, z rękami założonymi na piersi.
- Śpię - mruknęła ciemnowłosa, unosząc się na łokciach i rozglądając po pomieszczeniu nieprzytomnie.
- To widzę. Ale chyba pomyliłaś drzwi, piąta klasa jest obok. - Ślizgonka nie dawała za wygraną.
Wyraźnie chciała wyprowadzić Wiki z równowagi. Jej przyjaciółka siedziała na swoim posłaniu, nakładając na twarz makijaż.
- Wyobraź sobie, że w Faro zaczynamy szkołę rok wcześniej. Czyli jestem na szóstym roku. - Dziewczyna uśmiechnęła się leciutko, po czym wstała, wzięła z szafki szatę, sięgnęła do kufra po bieliznę i ruszyła ku łazience.
***
- Wyglądasz na niewyspanego. - Wiktoria zagadnęła siedzącego obok niej blondyna, kiedy jedli śniadanie w Wielkiej Sali.
- Późno się wczoraj położyliśmy. - Zbył ją, przeżuwając kawałek tosta.
Myśli, że nie wiem...
Zajęła się swoją owsianką, co jakiś czas rzucając zatroskane spojrzenie Draconowi. Ten udawał, że tego nie dostrzega, choć pochlebiało mu to. Ktoś się o niego martwi.
Profesor Snape podszedł do nich, wręczając każdemu plan zajęć.
Ciemnowłosa przestudiowała swój plan z ogromną uwagą, po czym rzuciła okiem na zegarek.
- Chodźmy. - Podniosła się, spoglądając na Malfoya wyczekująco. - Bo się spóźnimy.
Ten skinął krótko głową, wstając z ławki. Chwycił jeszcze jednego tosta, nałożył na niego odrobinę dżemu i ruszył za dziewczyną.
- Pierwszą lekcję mamy ze Ślimakiem - oznajmił, zrównując się z nią. - Znał mojego dziadka!
Dziewczyna spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Oczekujesz w związku z tym specjalnych względów?
- Nie musi być miły, niech tylko nie robi problemów z dobrymi ocenami. - Wzruszył ramionami blondyn.
- A nie stać cię na samodzielną pracę? - Fynn spojrzała na niego zaczepnie.
- Stać, stać! - burknął Draco. - Ale po co się wysilać?

[ 18 komentarze ]


 
Część 4
Dodała Wiktoria Sobota, 14 Czerwca, 2008, 10:47

Wiktoria z podziwem wpatrywała się w zaczarowany sufit, usiany drobnymi, połyskującymi gwiazdami. Czuła na sobie kilkaset par oczu. Powoli opuściła głowę, odrywając wzrok od sklepienia.
Wyglądała dziwacznie w tłumie pierwszoroczniaków. Najwyższy z nich mógł mieć najwyżej półtora metra, ciemnowłosa zaś mierzyła równo metr sześćdziesiąt sześć. Nie był to może powalający „wynik”, ale dwadzieścia centymetrów robiło swoje.
Oprócz tego, jedenastoletnie dziewczynki były kompletnie płaskie. Za to panna Fynn posiadała całkiem ładne piersi, które podkreślał czarny, szkolny strój. Biodra i szczupłą talię maskowały szaty, jednak nadal wyglądała oryginalnie wśród nich.
-Fynn Wiktoria! - dziewczyna pewnym krokiem weszła po schodach, jednak cały efekt złudnego wyluzowania zepsuł wzrok wbity w kamienne stopnie.
Usiadła na stołeczku i poczuła, jak Tiara opada jej na oczy. Ogarnęła ją całkowita ciemność.
- Więc, słucham. – Rozległ się głos w jej głowie, należący zapewne do Tiary Przydziału. - Gdzie chciałabyś trafić? Gryffindor, Slytherin, Ravenclaw czy Hufflepuf?
- Ja... - Ciemnowłosa szepnęła, ledwie poruszając spierzchniętymi wargami. - Chyba Slytherin...
- Jesteś pewna? - Teraz ton magicznego nakrycia głowy stał się podejrzliwy. - Nie pasujesz tam. Cechuje cię piekielny spryt, ale na pewno nie taki, jaki cenił sobie Salazar Slytherin – jeśli rozumiesz, co mam na myśli...
- Tak. Chcę trafić do Slytherinu – oznajmiła głośno, nie zdając sobie sprawy, ze jej wypowiedź dotarła do uszu wszystkich zgromadzonych w Wielkiej Sali.
- A więc... - Ton, jakim Tiara wypowiedziała te dwa słowa wyrażał kompletną dezaprobatę. - SLYTHERIN!
Wiktoria z ulgą zerwała „czapkę” z głowy, wcisnęła ją w ręce profesor McGonagall i puściła się biegiem w kierunku stołu Ślizgonów. Ledwo dostrzegła, że Malfoy robi jej koło siebie miejsce.
Po chwili z ulgą opadła na drewnianą ławkę. Była tak rozradowana, że nawet nie zarejestrowała zazdrosnego spojrzenia rzuconego w jej kierunku przez dziewczynę siedzącą po jej lewej.
- Gratuluję. - Blondwłosy Ślizgon zajmujący miejsce obok niej skinął lekko głową.
Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się delikatnie.
~*~
Harry nie odrywał ani na moment wzroku od dziewczyny, siedzącej przy stole Slytherinu. Ciągle nie mógł pojąć jej zachowania; w jednej chwili była miła i opiekuńcza wobec niego, aby w następnej sekundzie bratać się z Malfoyem.
Ale nie to trapiło go najmocniej. Dużo bardziej niepokoiło go to łudzące podobieństwo do Toma Riddle'a.
Sierota. Harry gotów był się założyć, że półkrwi. Piekielnie pociągająca dla płci przeciwnej. Grzeczna, ułożona, łagodna, prostolinijna – taką starała się grać. Jednak nie na niego te sztuczki! Widział spojrzenie błękitnych tęczówek, tak inteligentne, bystre. A teraz na dodatek wylądowała w Slytherinie. Z własnej woli, na dodatek.
Cóż, czas pokaże...
~*~
Ceremonia Przydziału dobiegła końca. Po przemowie Dumbledore'a pojawiły się złote półmiski wypełnione jedzeniem. Dracon rozejrzał się, po czym zdecydował: udko z kurczaka i frytki.
Wiktoria odchyliła się do tyłu i zamrugała gwałtownie. Zaciskała dłonie w pięści, oczy zaczęły niebezpiecznie błyszczeć.
- Wychodzę. - oznajmiła bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, podnosząc się gwałtownie.
Ślizgon uniósł brew. Odłożył widelec i przełknął kęs, zamierzając coś powiedzieć. Ale dziewczyna nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi, odgarniając długie włosy na plecy.
Po chwili wypadła z Wielkiej Sali śledzona przez kilkaset par oczu, jednak ciemnowłosa była jakby w transie. Nie towarzyszyła jej zwykła nieśmiałość, wręcz przeciwnie: teraz szła z nadzwyczajną pewnością siebie, uniesioną wysoko głową, płomiennym spojrzeniem... Zupełnie nie przypominała tej dziewczyny z pociągu!
Jak on śmiał...
Niesiona wściekłością, wpadła do głównego holu. Nadal prychając głośno ze złości usiadła na schodach – nie znała nawet drogi ani hasła o salonu Slytherinu...
Dlaczego on to zrobił?! Sprowadził tutaj jego...
A gdyby ich zdemaskowali?! Oh, on nie jest zbyt inteligentny, nie domyśliłby się, że nie może się zwracać do niej po imieniu...
On czasem w ogóle nie myśli.
~*~
Rozgadany tłum wylał się z Wielkiej Sali. Wszyscy już zapomnieli o nieprzewidzianym występie Wiktorii Fynn. Wszyscy, za wyjątkiem trzech osób...
Każdą z nich, choć nie przyznały się do tego głośno, zdziwił ten popis temperamentu.
Ciemnowłosa wplątała się w tłum uczniów zmierzających do lochów. Nikt nie zwrócił na nią uwagi; młodzi czarodzieje marzyli jedynie, aby nareszcie znaleźć się w łóżkach.
Nie bawiąc się w subtelności, zaczęła rozpychać się łokciami w kierunku Malfoya, który z niezwykle ważną miną prowadził pierwszorocznych, tłumacząc im coś z zapałem.
Kiedy znalazła się tuż za jego plecami, usłyszała fragment jego przemowy:
- Slytherin rządzi się własnymi prawami. Każdy nowy musi przejść taki „chrzest” jakby – mówił, gestykulując przy tym rękami.
Gdy dobiegły go chichoty z tyłu, odwrócił się gwałtownie i ujrzał grupkę jedenastolatków, podśmiewających się cicho z Wiktorii, która, nie wiadomo skąd, pojawiła się tuż za nim.
Oczy Ślizgona zwęziły się. Chwycił mocno nadgarstek dziewczyny i szarpnął w przód tak, że teraz szli na równi.
- Co ci odwaliło podczas uczty? - syknął jej wprost do ucha, nadal trzymając za przegub. Wiki ze zdumieniem zarejestrowała, że mimo mocnego uścisku to nie sprawia jej bólu.
- Nie twój pieprzony interes - odparła, ledwo poruszając wargami.
Malfoy zacisnął usta i rozluźnił palce, pozwalając jednocześnie, aby Wiktoria zabrała palce.
- Dobra - mruknął. - Ale podczas kolejnego takiego przedstawienia zabieram się z tobą.
Ciemnowłosa uśmiechnęła się mimowolnie.
- Ile ty masz lat? - spytał nagle, jakby od niechcenia, blondyn.
- Akurat tyle, że będziesz ze mną chodził na lekcje - burknęła dziewczyna.
- Czyli szesnaście - stwierdził Malfoy, posyłając jej krzywy uśmiech.
- JA tego nie powiedziałam! - parsknęła śmiechem ciemnowłosa. Obydwoje zatrzymali się przed kamienną rzeźbą, która była strażnikiem wejścia do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
- Czysta krew. - Blondwłosy Ślizgon wypowiedział te dwa słowa z lubością, a Wiktoria spojrzała na niego uważnie.
- Czy to tutaj aż takie ważne?
- Żartujesz? Przecież czystość krwi to sprawa pierwszorzędna! - zaperzył się chłopak, wchodząc do wąskiego korytarzyka i gestem dłoni nakazując pierwszoroczniakom zrobić to samo.
Ciemnowłosa pokręciła głową z niedowierzaniem i podążyła za blondynem, nim ktokolwiek inny zdołał się ruszyć.
- A co, jeśli jestem szlamą? - zawołała za nim.
Malfoy odwrócił się gwałtownie, porażony taką opcją.
- A jesteś? - spytał podejrzliwie, wciskając ręce do kieszeni.
- Nie wiem. - Wzruszyła ramionami Wiki. - Jestem z sierocińca, nie znałam rodziców. A teraz rusz się, bo tamujesz korytarz.
Spojrzenie blondyna powędrowała ponad jej ramieniem na tłum zniecierpliwionych uczniów, cisnących się w ciasnym przejściu.
Bez słowa ruszył w kierunku Pokoju Wspólnego, zaciskając dłonie w pięści.
Zaczął znajomość ze szlamą.
Ale może ona nie jest szlamą...
Nie, bo szlama nie wylądowałaby w Slytherinie.

[ 10 komentarze ]


 
Część 3
Dodała Wiktoria Sobota, 07 Czerwca, 2008, 21:26

Wybaczcie. Najpierw nie miałam dostępu do internetu, potem mnie nie było...
No, ale jestem.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
„Harry,
byłbym zachwycony, gdybyś wpadł do mnie na małą przekąskę w przedziale C.
Z wyrazami szacunku,
Profesor H. E. F. Slughorn”
Chłopak wymienił ze swoją towarzyszką spojrzenie, po czym bez słowa podał jej zwitek. Ta przeczytała tekst, po czym wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
- Kto to jest, ten cały „Profesor H. E. F. Slughorn”? - wydyszała dziewczyna między jednym a drugim napadem śmiechu. Harry musiał przyznać: śmiech miała śliczny, i tak zaraźliwy, że po chwili i on chichotał.
Ale zaraz uderzyła go kolejna rzecz: Voldemort też był przystojny, i, jeśli tylko chciał, potrafił być ujmujący. Jak ona teraz...
- Twoja rodzina się tu przeprowadziła? - rzucił nagle, niby niedbale, zdejmując jednocześnie swój kufer i wyjmując z niego szaty.
- Nie. - Ciemnowłosa przestała się śmiać i zacisnęła dłonie w pięści, wgapiając we własne kolana. - Jestem sierotą. Przenieśli mnie z jednej placówki do drugiej, dlatego tu jestem.
Wybraniec uderzył głową w półkę, bo akurat pochylał się nad swym bagażem, w poszukiwaniu plakietki kapitana drużyny quiditcha.
Zobaczył cały układ słoneczny i jeszcze ze trzy dodatkowe gwiazdy.
- Nic ci nie jest? - krzyknęła Wiki, a Harry zakrył uszy i opadł na siedzenie, zamykając oczy.
Po chwili poczuł miękkie, ciepłe małe dłonie na swojej głowie.
- Gdzie się uderzyłeś? - Drżący szept wypadł z ust dziewczyny tak szybko, że Harry musiał się chwilę zastanowić, zanim zrozumiał sens jej słów.
Ale nie zdążył odpowiedzieć, bo malutkie dłonie wsunęły się w jego włosy, delikatnie je rozgarniając.
Potter poddał się im bez słowa protestu, odczuwając w całym ciele coś na kształt odprężenia. Rozluźnił się, drgnął i ułożył się odrobinę wygodniej.
- Tutaj boli? - spytała cichutko Wiktoria, łagodnie dotykając skóry głowy w miejscu, gdzie zaczynał rosnąć guz.
- Mhm - mruknął, w duchu modląc się, aby nie przestawała go głaskać.
Ale niestety, ciemnowłosa zabrała ręce z włosów i oparła na jego kolanach, sięgając po różdżkę chłopaka leżącą obok nich.
W nozdrza Harry'ego uderzył zapach, którego nie znał. Perfumy, tak różniące się od tych należących do Ginny.
Obserwował ją bez słowa. Kiedy wróciła na wcześniejszą pozycję, znów przymknął powieki.
Poczuł delikatne stuknięcie różdżki we włosy i pulsujący ból zniknął jak ręką odjął.
Uśmiechnął się lekko i spojrzał z wdzięcznością w błękitne tęczówki. Kiedy tylko napotkał jej wzrok, blizna zapiekła go mocno. Siłą woli powstrzymał się od wydania jakiegokolwiek dźwięku, ale oczy wypełniły mu się łzami. Zamrugał szybko.
- No, no, Potter... - Zgryźliwy głos kompletnie go otrzeźwił. Ból zniknął równie szybko, jak się pojawił. - Nie chciałem przeszkadzać w... Mizianiu. Ale miałem sprawdzić przedziały... Wiesz, jestem prefektem. - postukał palcem w błyszczącą odznakę.
Wiktoria wstała i podeszła powoli do okna, opierając się plecami o szybę. Założyła ręce na piersi.
- A jak się nazywasz, Panie Prefekcie? - syknęła, mrużąc oczy.
Na ustach blondyna pojawił się zwykły, kpiący uśmiech.
- Draco Malfoy - przedstawił się, robiąc kilka kroków w przód i wyciągając rękę. - Normalnie nie zawracałbym sobie głowy znajomymi Pottera, ale... - przesunął wzrokiem od jej twarzy przez szyję, dekolt, zatrzymując się na dłuższą chwilę na piersiach, potem zjeżdżając w dół. - Dla ciebie zrobię wyjątek. Można jeszcze zapobiec kompletnemu... Zeszmaceniu.
Harry już sięgał po różdżkę aby uderzyć Malfoya jakimś zaklęciem, lecz dziewczyna powstrzymała go ręką i zrobiła krok do przodu.
- Wiktoria Fynn. - uśmiechnęła się lekko, ściskając dłoń Ślizgona.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Jedna strona zamiast dwóch, bo... Bo tak! xD

[ 13 komentarze ]


 
Część 2
Dodała Wiktoria Czwartek, 22 Maja, 2008, 11:32

Hmmm. Dziękuję za wszystkie komentarze. Zarówno te, które zniknęły, jak i te, które widnieją pod poprzednią notką.
Wiem, że Wiktoria jest nazbyt idealna. Ale, kurczę blade, skoro ja nie jestem ładna, to niech chociaż moja bohaterka będzie! xD
Ale, zgodnie z Waszymi uwagami, postaram się powycinać te fragmenty, które ją idealizują, a które już są napisane i unikać tego w dalszych częściach.
Notka ma 2 strony w Wordzie. Mogłam dać więcej, ale po co Was przemęczać?
Jeśli chcielibyście jednak czegoś dłuższego - proszę o odzew w komentarzach.
Oł. No. Tom się rozpisała... xD
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Otworzyła oczy i spojrzała z niedowierzaniem na kłęby pary, unoszące się na peronie.
Hermiona z rozbawieniem śledziła zdumiony wzrok Wiki, który omiatał wszystko i wszystkich wokoło. Po chwili Gryfonka zaprzestała wpatrywania się w koleżankę i poszukała wzrokiem przyjaciół. Już po kilkunastu sekundach dostrzegła rudą czuprynę Rona w tłumie.
- Słuchaj, ja i mój przyjaciel, Ron, który jest tam. – Machnęła dłonią w kierunku, z którego właśnie nadchodzili chłopcy. - To ten rudy. - dodała, widząc zdezorientowaną minę ciemnowłosej: - A ty zostaniesz z Harrym.
W tym momencie rudzielec i Chłopiec, Który Przeżył znaleźli się obok nich.
Granger z niesmakiem dostrzegła spojrzenie Rona, jakie padło na Wiki. Wcale, ale to wcale jej się nie spodobało – takie samo rzucał Fleur za każdym razem, gdy znalazła się w zasięgu jego wzroku.
Jednak i Harry nie był w tym wypadku lepszy – otaksował pannę Fynn od stóp do głów, jakby oceniając.
Gryfonka poczuła wstyd za przyjaciół. To musiało być dla Wiktorii takie głupie uczucie!
- To Harry. - Wskazała przyjaciela dziewczyna, pragnąc w jakikolwiek sposób przerwać przedłużającą się ciszę. - A to Ron. - dodała.
- Wiktoria. - Uśmiechnęła się nieśmiało ciemnowłosa, spuszczając wzrok i przyglądając się z ogromnym zainteresowaniem własnym sandałkom.
Chłopcy natychmiast po prezentacji wyszczerzyli zęby i gapili się na Fynn jak, nie przymierzając, sroka w gnat, co chyba speszyło ich nową koleżankę.
Każdy z nich myślał o czymś innym.
Weasley zastanawiał się, kim jest ta mała; Wybraniec zaś rozważał, czy dziewczyna uśmiechnęła się do niego ze względu na to, że jest Wybrańcem.
- No, nie mamy czasu! - Klasnęła w dłonie Hermiona, chwytając Rona za rękaw i ciągnąc za sobą. - Do zobaczenia potem!
Rudzielec zdążył pomachać im na pożegnanie i obydwoje, razem z Gryfonką, zniknęli w białej mgle.
Ciemnowłosa zagryzła delikatnie wargi i rzuciła Potterowi ukradkowe spojrzenie.
- Idziemy? - spytała łagodnie, wybudzając go kompletnie z zamyślenia. Potrząsnął lekko głową, po czym kiwnął nią na znak zgody.
Ruszyli razem w stronę jednego z wagonów, przy którym stali państwo Weasleyowie z najmłodszą córką, Ginny.
- Ile masz lat? - Harry spojrzał na dziewczynę z zainteresowaniem.
- Piętnaście, a ty?
Chłopak nie spodziewał się takiego pytania. Zatrzymał się i zamrugał, zdezorientowany. Ona nie wie...? To niemożliwe!
- Coś nie tak? - Zdumienie odbiło się w błękitnych oczach Wiktorii. W oczach, które tak cholernie mu kogoś przypominały...
- Widzę, Potter, że nauczyłeś się korzystać z uroków sławy! - Naprzeciwko nich stał wysoki, ładnie zbudowany blondyn, z rękami wciśniętymi głęboko w kieszenie spodni. - Kto tym razem? Zdrajczyni krwi czy szlama?
- O co ci znowu chodzi, Malfoy? - jęknął Wybraniec, w duchu zżymając się za tak „ciętą” ripostę.
Draco nie odpowiedział, przesuwając wzrokiem po ciele towarzyszki wroga. No, musiał przyznać, jest ładniutka. Bezwiednie oblizał wargi, napotykając lazurowe spojrzenie dziewczyny.
- Wsiadajcie, no już! - Za ich plecami pojawił się konduktor pociągu. - Jazda!
Wiktoria chciała złapać za uchwyt swojego kufra, ale Harry powstrzymał ją ruchem dłoni, nie odrywając wzroku od twarzy Malfoya.
Dziewczyna wskoczyła na schodki i obejrzała się po raz ostatni przez ramię.
- Harry?
Potter zacisnął kurczowo usta, chwycił bagaż ciemnowłosej i wszedł do ruszającego pociągu, ciągnąc za sobą drewnianą skrzynkę.
- Chodźmy do mojego przedziału - zaproponował, rozglądając się po korytarzu. Głowy ciekawskich gapiów wychylały się zza drzwi, co bezczelniejsi rozmawiali nawet po chichu między sobą.
- O co tu chodzi? - Dobiegł go szept Wiktorii. Zaraz potem poczuł jej dłonie zaciskające się na jego ręce.
- Potem wyjaśnię - odszepnął. - Zmywajmy się!
Nie czekając na reakcję swej koleżanki, chwycił jej kufer i ruszył przed siebie, ignorując ciekawskie spojrzenia.
Po chwili Wiktoria go dogoniła. Szli obok siebie w milczeniu, wsłuchując się w stukot kół pociągu. Harry nie odrywał wzroku od zakurzonego dywanu, leżącego na podłodze, zaś jego towarzyszka przyglądała się z zainteresowaniem każdemu uczniowi, który ich obserwował.
Kilkanaście przedziałów później, a całe lata świetlne od przyjacielskiej aury, w końcu znaleźli się w przedziale.
Panna Fynn bez słowa opadła na miękkie obicie siedzenia i obserwowała, jak chłopak układa jej kufer obok swojego, kilka razy sprawdzając, czy aby na pewno nie zleci wprost na ich głowy.
Wybraniec celowo odwlekał chwilę wyjaśnień, udając, że wiąże buta, potem poprawił jeszcze raz ich kufry, podszedł do okna i spojrzał na zapełniony ludźmi peron, udając, że kogoś szuka.
Po kilku minutach takich uników doszedł do wniosku, że i tak nie uniknie tłumaczeń, wziął głęboki oddech i usiadł naprzeciwko dziewczyny. Ta obrzuciła go przenikliwym spojrzeniem, poczuł się trochę tak, jakby zaglądała mu wgłąb duszy.
- Więc? - Pytanie zabrzmiało nienaturalnie głośno po ciszy, jaka panowała między nimi przez ostatni kwadrans.
Chłopak przymknął na sekundę powieki, zacisnął dłonie w pięści, po czym mruknął niechętnie:
- Jestem Harry Potter. - Spojrzał na koleżankę, jakby będąc pewnym, że te trzy słowa wyjaśnią całą sprawę.
Wiktoria odchyliła głowę i mocno uderzyła potylicą o metalowe wykończenie siedzeń, uśmiechając się przy tym przepraszająco.
- O ja głupia! - roześmiała się wesoło. - Możesz mnie zabić, nie skojarzyłam kompletnie niczego!
Harry nie odpowiedział śmiechem. Nawet nie ukazał zębów w uśmiechu, choć tego wymagała grzeczność. Zamiast tego wpatrywał się podejrzliwie w dziewczynę. Zachowywała się co najmniej dziwnie! Udawała głupiutką gąskę, ale jej oczy mówiły co innego. Choćby to spojrzenie, które mu rzuciła, kiedy usiadł... Było tak... przenikliwe?
O co jej tak właściwie chodzi? Co chce osiągnąć, grając taką naiwną?
- Przepraszam... - powiedziała cicho dziewczyna, przechylając głowę na bok. Tak, jakby zdała sobie sprawę ze swego nietaktu. Nie... Zareagowała tak, jakby znała myśli Harry'ego! Tak, jakby chciała koniecznie odwrócić jego uwagę od swojej reakcji... - Nie sądziłam, że cię tym urażę. Po prostu u nas w szkole w Faro* nie ma kultu dla twojej osoby. Na dobrą sprawę nawet nie wiedziałam, jak ty wyglądasz...
Wybraniec wyszczerzył zęby, przerywając jej.
- Spoko, po prostu ja... - zaciął się. Spojrzał za okno. No, co on?!
Rozległo się znajome szarpnięcie i pociąg ruszył, zostawiając za sobą tłumy ludzi, żegnających studentów Hogwartu. Widział setki rąk, machających ku swym pociechom, braciom, siostrom, wnuczętom. Przez cały czas gorączkowo rozmyślał, jak wybrnąć z nieco kłopotliwej wypowiedzi.
- Rozumiem. - wybawiła go Wiktoria, kiwając lekko głową. - Nie spodziewałeś się, że ktoś może cię nie znać.
Potter przytaknął jej z ulgą wymieszaną z zakłopotaniem, nie odrywając wzroku od krzaków i drzew, powoli, wraz z nabieraniem rozpędu przez pociąg, zamieniały się w kolorowe plamy znajdujących się za szybą.
Zadziwiła go trafność jej osądu, którym to po raz kolejny w przeciągu dziesięciu minut dała dowód na to, że nie jest taka głupia, za jaką stara się uchodzić.
- Harry P... Potter? - W drzwiach pojawiła się jakaś czwartoklasistka.
Wybraniec skinął głową, stukając palcami w oparcie fotela.
Dziewczyna wyciągnęła w jego stronę drżącą dłoń z małą karteluszką. Harry, zdumiony, obrzucił ją spojrzeniem, po czym chwycił papier.
- Dzięki... - wydukał, rozwijając wiadomość.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
To by było na tyle. Następna notka w przyszły piątek :)

[ 17 komentarze ]


 
Część 1
Dodała Wiktoria Poniedziałek, 19 Maja, 2008, 20:14

Witam ^^
Cóż... To jest właśnie pierwsza część czegoś, co śmiem nazywać moim opowiadaniem.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Dziewczyna niepewnie rozglądała się po sąsiadujących ze sobą peronach: dziewiątym i dziesiątym. Wiedziała, że musi iść prosto na barierkę między tymi właśnie dwiema częściami stacji. Jedyny problem stanowi fakt, że... Nie wie, od której strony należy przeniknąć przez balustradę – od numeru dziewiątego czy dziesiątego?
W końcu, postanowiła zaczepić przechodzącą nieopodal dziewczynę z burzą kasztanowych loków. Obok niej szedł rozradowany mężczyzna, pchający taki sam wózek, jaki miała przed sobą Wiktoria. Nastolatka trzymała w czułych objęciach rudego kocura, mruczącego donośnie.
Z niepewnym uśmiechem igrającym na malinowych ustach porzuciła swoje rzeczy, robią parę kroków w przód i zagradzając drogę nieznajomym. Obydwoje cofnęli się o krok, najwyraźniej nie spodziewając się takiego obrotu sprawy.
- Eee... Dzień dobry - rzuciła drżącym głosem Wiki, przestępując z nogi na nogę - Chciałabym spytać, jak... - zacięła się, nie do końca świadoma, jak mogłaby wyrazić to, co ją męczy. Wpatrywała się w czarownicę z nadzieją, że ta bez słów zrozumie intencję speszonej dziewczyny.
Niestety, nastolatka uniosła brwi, czekając na głębsze wyjaśnienia. Dopiero po niecałej minucie dotarły do niej nieme prośby panienki Wiktorii i uderzyła się otwartą dłonią w czoło, jakby karcąc leniwe półkule za tak wolną pracę.
- Jak się dostać na peron, tak? - Uśmiechnęła się wyrozumiale Hermiona Granger, bo właśnie nią była owa brązowooka piękność z bujną czupryną. Odłożyła Krzywołapa do koszyka umieszczonego bezpiecznie na jej kufrze i spojrzała na dziewczynę.
- Tak! - mruknęła z wyraźną ulgą Wiktoria, przygryzając delikatnie dolną wargę.
- Och, to proste! - Granger pstryknęła palcami, doskonale udając lekceważenie tematu.
Odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk i wskazała brodą barierkę, która stała nieruchomo tuż przed nimi.
- Tutaj? - Ciemnowłosa obróciła się wokół własnej osi, obserwując podejrzliwie metal.
Hermiona skinęła głową, przesuwając się o krok i rzuciła bystre spojrzenie swej rozmówczyni.
Dziewczyna wyglądała na jakieś 15 lat, miała ciemne, błyszczące włosy oraz duże, błękitne oczy ocienione dość długimi, gęstymi rzęsami. Malinowe usta przypominały trochę murzyńskie wargi, co czyniło twarz jeszcze bardziej pociągającą i ładną. Była raczej drobnej budowy, choć, jak Gryfonka stwierdziła z zazdrością, że nawet Ronowi spodobałyby się jej „gabaryty”, a przecież wiadomo, że jest zaślepiony uwielbieniem dla wili Fleur, przyszłej żony jego brata Billa, która była zupełnym przeciwieństwem drobnej czarownicy stojącej przed panną Granger.
Jasnoniebieskie tęczówki nastolatki rzucały radosne, bystre, ale jednocześnie niewinne spojrzenia, dostrzegalne dla oczu Hermiony były także łobuzerskie ogniki, tak przypominające te w zielonych oczach Harry'ego. Mały, zgrabny nosek zabawnie się zmarszczył, kiedy ciemnowłosa ponownie odwróciła się w stronę prefekta Hogwartu.
- I ja mam w to wejść? - Miły, głęboki głos wyrażał niedowierzanie, a źrenice rozszerzyły się, czyniąc oczy jeszcze większymi.
- Nic się nie stanie. - Granger poklepała ciemnowłosą po ramieniu uspokajającym gestem i mrugnęła do ojca, żeby pokazał, jak to zrobić.
Ten, nie tracąc ani chwili, przeniknął przez barierkę, odprowadzony sceptycznym spojrzeniem towarzyszki jego córki.
- Pójdziemy razem. - Gryfonka uśmiechnęła się do dziewczyny. - A w ogóle, jestem Hermiona. Hermiona Granger.
- Wiktoria Fynn. - Ciemnowłosa ukazała dwa rządki białych, małych ząbków. Górne jedynki nachodziły lekko na siebie, ale to nie odejmowało jej uroku, wręcz przeciwnie.
Gryfonka stanęła obok nowej znajomej i zacisnęła palce na metalowym uchwycie jej wózka.
- Raz... Dwa... - Fynn trzymała lodowatą rączkę tak mocno, że kostki u dłoni jej zbielały. - TRZY!
Dziewczyny pchnęły mocno bagaż. Ciemnowłosa zacisnęła powieki, odliczając w myśli ułamki sekund do zderzenia. Jednak ono nie nastąpiło, zamiast dźwięku gniecionego metalu, dobiegł ją przeciągły gwizd lokomotywy.
~*~*~*~*~*~*~*~*~
Tylko tyle, bo to dopiero początek ;D

[ 7 komentarze ]


« 1 2   

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki