Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnik Vodemorta
Pamiętnikiem opiekuje się Rowena
Do 31 czerwca 2008 r. pamiętnikiem opiekowała się Lilly Sharlott

[ Powrót ]

Niedziela, 09 Listopada, 2008, 09:11

cz. 5

Pf… zaczęłam to pisać o 1 xD Właśnie skończyłam :D Przepraszam, że tak długo nie było żadnego wpisu, ale polonistka zażyczyła sobie masę wypracowań i to tam moje prace opiewały na 10 stron wordowskich. Z niezamierzonym uśmiechem stwierdzam, że do dziennika zawitało parę celujących :D Tu jest krócej, niż miało być, ale z 5 stron będzie. Zapraszam do czytania.

A :D I jak dalej tak pójdzie to stanę się jakąś morderczynią-psychopatką z urazem na umyśle i niewytłumaczalną rządzą krwi :D Przeczytacie zrozumiecie :D

********************************

Przyłożyłem dłonie do twarzy, jednocześnie przysłaniając sobie oczy. Myślałem, myślałem… Żaden genialny pomysł, ani jedna fenomenalna idea nie uraczyła mnie swą obecnością. Pustka… Otworzyłem powieki i spomiędzy długich, zimnych palców, czerwone niczym rubiny źrenice omiotły szybkim spojrzeniem pokój. W kącie izby stała połamana, drewniana komoda, którą dopiero, co zniszczyłem. Szybko zerwałem się ze starego fotela i po pokoju rozległ się donośny zgrzyt drewnianej boazerii. Podszedłem powoli do szczątek biurka nie zwracając uwagi na porozrzucane wokół deski. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że pominąłem penetrację wnętrza tej komody. Jak to się mogło stać? Cóż… mój błąd należało jak najszybciej naprawić. Przeszedłem do oględzin zrujnowanego mebla. Szybkim ruchem ręki odrzuciłem na bok kilka spróchniałych desek i kilkanaście wykrzywionych, zardzewiałych gwoździ. Po podłodze płynęła kałuża ciemnego, granatowego atramentu rozszczepiając się na małe strumyczki wpadające w przerwy pomiędzy deskami. Prawie pusta, pęknięta butelka leżała metr dalej. Spojrzałem na nią przelotnie, kolejno przeniósłszy wzrok na małą wiązankę długich gęsich piór o płaskich, zużytych końcówkach. Obok niej leżał mały plik kartek przewiązany kawałkiem szarego sznurka. Wyciągnąłem ku niemu rękę i już po chwili trzymałem go w swej dłoni. Mój palec znalazł się pod sznurkiem. Jeden szybki ruch i już leżał na ziemi prując się w miejscu przerwania. Wolno rozwinąłem zwinięte w jeden rulon kartki pergaminu. Zapisane były drobnym, pochyłym, lecz całkowicie czytelnym pismem. Atrament był granatowy i gdzie niegdzie ciemniały wyblakłe, szarawe kleksy. Głęboko westchnąłem, a w mych myślach kołatało się jedno słowo… - ,,Pamiętnik”.

11. 05. 1928r.
Dzisiejszy dzień był jednym z najszczęśliwszych, jakie pamiętam. Nadal jestem niesamowicie podekscytowana i… i radosna. Już prawie zapomniałam o istnieniu tego uczucia. Najgorsza i jednocześnie najtrudniejsza jest gra smutnej, przygnębionej, załamanej nędznicy. Ojciec i Morfin nie mogą się poznać na uczuciach, które mnie atakują. O szczęściu, które od dzisiejszego dnia działa na mą duszę. O smutku, który wzbiera się we mnie jak woda i tworzy olbrzymią falę, która gotowa jest do uderzenia, kiedy tylko moja twarz odbije się w szybie. O rozpaczy tlącej się we mnie i ujawniającej za każdym razem, gdy lustro pokaże brudne, zniszczone, cuchnące ,,szaty” , których brzydzę się dotknąć, a jednak noszę je, a one gładko przylegają do mego ciała. Wreszcie, o miłości, którą wzbudził niesamowity mężczyzna. Widziałam go nie raz. Kiedy ojciec kazał mi zmywać naczynia (pominę fakt, że były tak brudne, że nic nie było w stanie ich oczyścić), a ja posłusznie wykonywałam jego rozkazy, stojąc w następnej chwili w kuchni z drżącymi dłońmi zamoczonymi w lodowatej wodzie, jedynym ratunkiem był dla mnie świat marzeń. Uciekałam do niego jak często tylko mogłam. Od zawsze byłam niepoprawną romantyczką. Wyobrażałam sobie idealnego mężczyznę, z czarnymi, lśniącymi włosami, z czarującym błyskiem pojawiającym się raz, po raz w dużych, niebieskich oczach przyodzianych kurtyną gęstych, ciemnych rzęs, z radosnym uśmiechem, który rozdaje szczęście każdemu dokoła, z cudownymi różowymi policzkami i uroczymi dołeczkami pojawiającymi się za każdym razem, gdy zachichoce. Tak go widziałam... Taki był. Nie wiedział o moim istnieniu. Nie wiedział, aż do dziś. Wspomnienie tej chwili wywołuje cień uśmiechu, który tak rzadko gości na mej twarzy. Staram się jeszcze raz przeżyć ten dzień, którego poranek wcale nie zapowiadał pustyni, gdzie każde ziarnko piasku przyprawiać mnie będzie o przyjemne dreszcze. Zbiłam rano jeden z brudnych, obrzydliwych talerzy ze znakiem Salazara Slytherina. Ojciec się wściekł. Krzyczał, że to pamiątka po naszym zacnym przodku. Wyzywał mnie. Bił na oślep. Przeżywam to codziennie i nie ma tu mowy o pogodzeniu się z tym rutynowym faktem. Ból zawsze jest ten sam. Cierpienie pozostaje cierpieniem. Schyliłam się by podnieść pobite szczątki porcelany. Coś bardzo mocno uderzyło mnie w głowę rozdzierając czaszkę. Ból ciemniał mi przed oczyma. Szara mgła przysłaniała brudną, drewnianą posadzkę. Ktoś krzyczał jakieś słowa. Coś o czarach, charłakach… wyrazom wtórował głośny śmiech. Co było dalej nie pamiętam. Chyba straciłam przytomność. Obudziłam się leżąc na deskach podłogi. Otworzywszy oczy ujrzałam pokryte pajęczynami, ozdobione czarnymi plamami sadzy, sklepienie kuchni. Usiadłam i poczułam gorące łzy pod powiekami. Dawno nie płakałam, ale też dawno nikt nie bił mnie do nieprzytomności. Wybiegłam z domu nie zwracając uwagi na wyzwiska ojca. Skryłam się pod zieloną łąką liści starego dębu. Wtuliłam się w jego szorstką korę. Poczułam pod palcami drobinki piasku. Łaskotałam zmysły cudownym zapachem lasu. Do mych uszu docierał rytmiczny stukot. Był coraz głośniejszy. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że ucichł. Dokoła panowała cisza, przerywana skrzypnięciami charakterystycznymi dla starego domu. Mocno zaciśnięte powieki lekko zadrżały. Wolno się odwróciłam i otwarłam swe bladoniebieskie (teraz wodniste, spuchnięte i zaczerwienione) oczy. Przede mną stała bryczka ze złotymi wykończeniami. Zaprzężono do niej dwa duże, dorodne konie koloru ciepłego brązu. W środku powozu siedział czarnowłosy młodzieniec. Postać z mego marzenia. Z mego najznakomitszego snu. Spojrzał na mnie krótkim, przelotnym spojrzeniem. Jego twarz nie miała żadnego wyrazu. Ścisnął mocno wodze i szybko nimi szarpnął. Konie ruszyły, a młodzieniec odjechał. Wiem, że to głupie, ale ja wiem, że to ten jedyny. Śniłam o nim, marzyłam..., a on się zjawił. Na mą drogę zesłano miłość. Nadawcą tej wiadomości jest samo przeznaczenie i jestem tego całkowicie pewna.

13. 05. 1928r.
Dziś ojciec tak nie bił. Padło jedynie parę przekleństw i wyzwisk, a Morfin zaspokoił się wymierzonym mi policzkiem. Kazali mi umyć okna. Napełniłam miskę lodowatą wodą i wyjęłam z szafki jakąś szarą szmatę. Szorowanie szyby na niewiele się zdało. Może gdybym się przyłożyła do swej pracy to jakiekolwiek efekty byłyby widoczne. Nie miałam, jednak w zamiarze wkładania wszelkich sił na szorowanie brudnych szyb. Wypatrywałam młodzieńca. Pojawił się południem. Był równie cudowny jak poprzednio. Biła z niego łuna blasku. Obrzucił mój dom spojrzeniem krótkim spojrzeniem, a następnie obrócił twarz w drugą stronę i pojechał w przeciwnym ode mnie kierunku. Odprowadził go mój podłużny wzrok. Zaczęłam szybciej szorować szybę, co zwróciło uwagę Morfina. Mam nadzieję, że nic nie zauważył.

14. 05. 1928r.
Dzisiaj przybył jakiś mężczyzna z ministerstwa. Był bardzo kulturalny i dobrze wychowany, czego nie można było powiedzieć o mojej rodzinie. Tak, czy inaczej Morfin został aresztowany i zesłany do Azkabanu. Niestety wcześniej ,,przypadkowo” wyrwało mu się, że kocham się w tym mugolu, który często przejeżdża koło naszego domu. Jego słowa zagwarantowały mi upokorzenie oraz kolejną dawkę bólu i chwili ciemnej nieprzytomności.

16. 05. 1928r.
W nocy, w mej głowie pojawiła się genialna myśl. ,,Ucieknę. Ucieknę i będę żyć miłością.”, myślałam. Ojciec spał jeszcze w swoim ulubionym fotelu. Bezgłośnie dotarłam do małej komody w rogu pokoju i wyjęłam z niej mały, zardzewiały kociołek i kilkanaście ingrediencji. Spakowałam wszystko do pozornie małej, skórzanej torby. Udałam się nad rzekę, znajdującą się kilometr od mego domu. Gdy dotarłam na miejsce nalałam do kociołka odrobinę chłodnej, przyjemnej wody. Wypowiedziałam zaklęcie i z końca mej różdżki wystrzelił mały, niebieski płomień. Nie byłam charłakiem. Ze skurzanej torby wyjęłam kilka przedziwnych składników i położyłam je tuż przed sobą. Najpierw obrałam ze skórki korzeń mandragory. Wrzuciłam go do kociołka i zamieszałam sześciokrotnie w lewo i raz w prawo. Zarodnik paproci zmieszałam z winem i płynną ciecz wlałam do eliksiru. Pająk rozpustnik został pokrojony na dziesięć kawałków i był wsypywany do kociołka na zmianę z kulami jajeczkowymi tasiemca modrego. Skrzydła pszczoły żądlorosłej, trzy płatki stokrotki modrojadłej i czułki motyla pierzystego zostały dodane na końcu pozwalając eliksirowi na uzyskanie przezroczystej barwy. Wlałam eliksir miłosny do probówki i dokładnie nim wstrząsnęłam. Był gotowy. Poszłam w stronę drogi prowadzącej od mojego domu, aż do wioski Little Hangleton. Przysiadłam na małym kamieniu. Po chwili do mych uszu dotarł znajomy tupot. ,,Jedzie”, pomyślałam. Młodzieniec nawet na mnie nie spojrzał. Wyjęłam różdżkę i machnęłam nią krótko zaznaczając w powietrzu trójkąt. Czerwone światło dotknęło piersi mego ukochanego. Podbiegłam do bryczki. Stanęłam na dwóch stopniach i podniosłam się do jej wnętrza.
-Przepraszam mój drogi. Nie miałam wyboru.
Szepnęłam mu czuło do ucha. Podniosłam dłoń i zmierzchwiłam mu ciemne, gęste włosy. Potem dotknęłam jego ciepłych, różowych, miękkich ust. Jego wargi rozchyliłam dwoma palcami, poczym wlałam mu eliksir do gardła. Zbliżyłam ku niemu swą twarz i... i pocałowałam go…, a on… on odwzajemnił pocałunek.


Przewróciłem kolejną stronę, lecz była pusta. Zwykła szmata zauroczona żałosnym mugolem i wierząca w potęgę rzekomej miłości. Bzdury! Byłem wściekły. Wiedziałem, że moja matka zakochała się w brudnym śmieciu, jednak nie sądziłem, że był, aż tak cuchnący. Nagle usłyszałem irytujący chichot. Obróciłem głowę. Częściowo zjedzone przez mole zasłony leżały na brudnej posadce. Nad nimi znajdowało się średniej wielkości, niesamowicie pokryte kurzem okno. Podszedłem do niego powoli, jednocześnie wsłuchując się w obrzydliwie szczęśliwy śmiech… śmiech dziecka? Podniosłem rękę i skrajem szaty przetarłem szybę. Na niebie migotał istny ocean gwiazd, który oblewał wzgórze coraz to kolejnymi falami światła. Pod pobliskim drzewem dojrzałem mały, ruchomy kształt skryty w cieniu śnieżnej korony. Wychyliłem się znacznie do przodu. Na szybie osiadła się szara mgiełka oddechu. Przez ułamek sekundy kształt znalazł się w kręgu światła gwiazd. Miałem rację… to dziecko… Na mojej twarzy zagościł grymas, który w otaczających ciemnościach mógłby być uznany za cień uśmiechu. Rzuciłem zamaszyście peleryną i podszedłem do drzwi. Położyłem swą zimną dłoń na chłodnej metalowej klamce rzeźbionej na kształt węża. Nacisnąłem i zamek ustąpił. Drzwi otwarły się z donośnym skrzypnięciem nienaoliwionych zawiasów. Chichot ucichł. Słyszalny, cichy szum świata mieszał się z przerażoną aurą dziecka tworząc w ten sposób doskonałą kompozycję. Ciche kroki mych stóp nadawały tępa tej muzyce. W końcu przekroczyłem krąg gwiazd i znalazłem się pod białym baldachimem dębu. Do jego grubego, szorstkiego pnia przytulała się mała postać.
-Ach… myślałem, że to tata. Troszkę za dużo pije. – powiedział chłopczyk cichym, miłym głosem, w którym doskonale można było wyczuć ulgę. – Dobry wieczór panu. Bombowy kostium!
-Dziękuję. – odpowiedziałem malcowi, który właśnie wychodził z kręgu cienia. Dopiero teraz zauważyłem, że miał na sobie przebranie pirata, a w ręku trzymał papierową torbę. Ach tak… święto duchów…, pomyślałem, szybko łącząc fakty w spójną całość.
-Cukierek albo psikus! – krzyknął maluch stojąc zaledwie stopę ode mnie. Jego czarne włosy lśniły atramentem w panujących ciemnościach. Okrągłe okulary upodabniały go do… do Pottera. Dostrzegałem gwiazdy odbijające się w jego ciemnych oczach. Oczach pełnych szczęścia i ekscytacji.
-Słodycze są w tej chacie - wskazałem na dom Gauntów. - mój drogi…
-Tom!... jestem Tom.
-Urocze imię... Tak, więc Tom… zapraszam cię do środka. Myślę, że będziemy świetnymi przyjaciółmi.
-Tak jest, proszę pana.
Chłopiec ufnie uchwycił mą zimną dłoń w swoją ciepłą, malutką. Dziecięca naiwność. Przekroczyliśmy otwarte, drewniane drzwi frontowe i od razu znaleźliśmy się w salonie. Chłopiec puścił rękę i uważnie rozejrzał się po pokoju. Najpierw zainteresowała go lampa naftowa, potem połamana komoda, a na końcu biblioteka. To dziwne… dziecko zainteresowane księgami? Czy on, chociaż potrafi czytać? Potrafił… Przejrzał ,,Panując nad złem” Vanilli Andersoon i ,,1001 najczarniejszych zaklęć i uroków” Beardiego Houtcha, a na końcu, jego uwagę zwrócił cienki plik kartek pergaminu. Wyciągał ku nim swoje małe, tłuste rączki i ująwszy je w ręce… nic się nie stało.
-TAK! Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem!
Chłopiec obrzucił mnie spojrzeniem przepełnionym zdziwieniem i odrobiną strachu, jednak zupełnie nie zwróciłem na to uwagi. Przecież to takie oczywiste! Niewinność, niewinność… cóż jest bardziej niewinne od dziecka? To takie proste…, dlaczego w domu Gauntów pojawiło się miejsce na ten żałosny czynnik? Marvolo nie chciał dzielić się wartością tej księgi. Osoba niewinna, z obrzydzeniem wyrzuci te stronice z dala od siebie. Człowiek zły, podstępny, niewzruszony, przepełniony potępieniem wykorzysta je do własnych, mrocznych celów. Tą osobą będę ja…
-Proszę pana… gdzie są te cukierki?
-Najpierw pokarzę ci małą sztuczkę. – wyjąłem różdżkę i zakręciłem nią mały młynek. Chłopiec z otwartymi ustami wpatrywał się w snoby iskier pryskające we wszystkich kierunkach. Wycelowałem w pierś chłopca. - Avada kedavra…
Mój złowieszczy szept potoczył się po całym pokoju. Błysnęło zielone światło. Tom leżał na zimnej posadzce patrząc się tępym, niewidzącym wzrokiem w sufit. Z jego młodej twarzy nie znikł jeszcze uśmiech. Poczułem w całym ciele znajomy kielich gorąca, po brzegi napełniony satysfakcją. Przyglądałem się jak powoli, stopniowo, z policzków chłopca znikały różowe rumieńce. Jak jego oczy stają się szkliste niczym u porcelanowej lalki. Jak uśmiech znika z jego twarzy zastępując się bezosobowym wyrazem. Machnąłem, krótko różdżką i ciało chłopca znikło pozostawiając po sobie fragment niezakurzonej posadzki. Usiadłem na fotelu Marvola i spojrzałem na pierwszą stronę zbioru pergaminowych kartek. ,,Cień, który pozostanie w twej duszy nie zniknie, aż po wieczność”, głosił czarny napis. Przyznaję… chwytliwe. Przewróciłem kolejną stronę. ,,Horkruksy”,. Nie… to już znam. Litości. To wszystko? To nie było wszystko. Kolejna strona i… kolejne rozczarowanie… Tym razem było naprawdę żałośnie. ,,Kamień filozofów”. Też mi coś… Następna strona.
-Tak! To właśnie to, czego szukałem, to co pomoże przywrócić do ży...
Puk, puk, puk.
Po domu Gauntów rozległ się cichy stukot.
Puk, puk, puk.
Był coraz mniej wyrazisty.
Puk, puk…
Puk…
Cisza… nastała cisza, w której jedynym odgłosem był mój równy, spokojny oddech. Spojrzałem w kierunku drzwi. Odłożyłem księgę, podniosłem się z fotela i podszedłem ku nim. Klamka szybko ustąpiła pod mą ręką. Pod drzwiami leżała jakaś osoba. W świetle dawanym prze księżyc i gwiazdy dostrzegłem burzę kręconych włosów. Podniosła ku mnie twarz i dostrzegłem zmęczone oczy, w których odbijały się moje własne czerwone źrenice. Otworzyłem szerzej drzwi. Światło tlące się z domu pozwalało mi na dostrzeżenie ran i krwi na twarzy… twarzy Bellatrix.
-Panie… panie znalazłam… to las… przy Arundel… zamku Arundel…
-Doskonale…

Komentarze:


Ann-Britt/ZKP
Niedziela, 09 Listopada, 2008, 12:13

Matko, cóż to był za wpis...
Normalnie aż mną wstrząsnął.
Tak realistycznie opisałaś wszystko, że aż byłam przerażona. I jak on zabił tego chłopca... Wiedziałam, że to napewno zrobi, ale jakoś tak...
Niesamowite to było. Nie dziwię się że szóstki z opowiadań dostajesz. Po prostu Ci zazdroszczę takiego talentu.
Z błędów zauważyłam tylko literówki:
"Jego słowa zagwarantowały mi upokorzenie oraz kolejną dawkę bólu i chwili ciemnej nieprzytomności." - chyba "chwilę ciemnej nieprzytomności"?
I zjadłaś "z" we frazie :"na brudnej posadce".
Poza tym kilka przecienków gdzie nie trzeba.
Ale... notka tak mnie wciągnęła, że sobie nawet nie wyobrażasz. Jestem wprost zachwycona.

Pozdrowienia!;*

 


Marta G/ZKP
Niedziela, 09 Listopada, 2008, 13:48

Ekhem. Najpierw merytorycznie: poprawność na 6, akcja na 6, opis na 6, uczucia na 6, styl na 6. Niemerytorycznie? Jestem wstrząśnięta. Wstrząśnięta i niezmieszana... nie dziwię się Twojej polonistce (a propos, czy Ty też masz ten problem z pisaniem prac, że zawsze Ci wychodzi za dużo, niż tego oczekują? :P Bardzo mi na to wyglądasz:D Moje podstawowe boje w szkole toczyły się o to, że z polskiego nie potrafię napisać mniej, niż 3 strony, a z angielskiego i niemieckiego 180 słów, to dla mnie w połączeniu z bogactwem słów niemożliwość) Mistrzowski opis momentu zabójstwa chłopca - też czułam,że to zrobi, ale sposób... nie no, zamarłam na chwilę i zabrakło mi tchu. Pamiętniki matki Voldemorta też napisany jest w doskonałym stylu. Zakończenie oryginalne, niespodziewane, wspaniale nakreślona sylwetka Bellatrix. Cudowne opisy krajobrazów i uczuć, styl Voldemorta, to dla Ciebie pestka. Jestem wstrząśnięta, powtarzam, bo to był jeden z najbardziej idealnych wpisów, jakie czytałam kiedykolwiek na tej stronie, mówię śmiertelnie poważnie. Tutaj wstawienie Ci Wybitnego byłoby śmieszne, po prostu śmieszne, bo W nie umywa się do pięt temu wpisowi. Nie wiem, zwyczajnie nie mam pojęcia, jaką tu można wystawić ocenę, ale czuję niezbicie, że takiej jeszcze nie stworzono. Pod wielkim wrażeniem więc powiem tylko: brawo, Roveno, czapki z głów, czytelnicy i czytelniczki, bo oto rozwija nam się z notki na notkę mistrzyni. Brawo!

 


Rovena ;**
Niedziela, 09 Listopada, 2008, 14:04

Dokładnie :D Dlatego zawsze dostaję pracę po ok. 2.5 tygodnia od oddania :D

Boże kochane ;** Nie wiecie jak bardzo cieszą mnie tak pozytywnie pozytywne komentarze :D Jestem niesamowicie szczęśliwa, że takie krytyczki jak Wy doceniacie to, co napisałam :D Naprawdę... bardzo Wam dziękuję ;**

 


Margot
Niedziela, 09 Listopada, 2008, 14:23

!Rovena!!TY NIENORMALNIE UTALENTOWANA LADY VOLDEMORT!!!!!!!Dobra, przeszło mi, to były objawy 1-wszych uczuć ;P A teraz powiem tak: straszliwie dobre, straszliwie okrutne i straszliwie realistyczne. Jak będę miała koszmary przez Ciebie, to wiedz, że naślę na Cię Ministerstwo :D o, niewymownych np. :P Gdybym miała zginąć z rąk Czarnego Pana, to tylko tak, jak ten mały Tom - to było wstrząsające ale piękne. Nie no, zaraz dojdzie do tego, że zacznę żałować, iż nie jestem ofiarą LV :D Wtedy już żaden psychiatra mi nie pomoże^^ Roveno, podziwiam Cię, bo masz ogromny talent i gratuluję 6 z polskiego! Ten wpis był DOSKONAŁY, FANTASTYCZNY, CUDOWNY, POTWORNY. Zapraszam do mnie, zrealizowałam Twoje nadzieje ;*

 


Parvati Patil (ZKP)
Niedziela, 09 Listopada, 2008, 19:25

O Mamusiu...Roveno...Wstrząsnęłaś mną. Takie mroczne, realistyczne, uczuciowe i pełne żywej i barwnej akcji...Przepięknie, po prostu przepięknie! Z pazurem, i z czymś jeszcze:) Poza tym tak ślicznie, dojrzale napisane, tak ładnym i zgrabnym stylem...Zaskoczyłaś mnie, Rovenuś, naprawdę:* Wybitny, a nawet i więcej, chyba będę musiała wymyślić wyższy stopień specjalnie dla Ciebie:) Chylę czoła przed przyszłą Noblistką! :)
Buziaki i naprawdę gratuluję:*
Parvati:*
P.S. Dziękuję za komentarz u mnie:)

 


Rovena ;**
Wtorek, 11 Listopada, 2008, 15:47

Mam pytanie..:D Czy REPARO może nastawić złamany nos? :D

 


Ice Mafoy
Środa, 12 Listopada, 2008, 20:43

Roveno [ znaczy się MISTRZYNI ROVENO ]Kocham Twoje opowiadania! Normalnie nie mogłabym żyć gdybyś przestała pisać o Voldku! MAsz wielki talent i gratulację 6 z polaka, postaraj się napisać notkę do końca miesiąca!
Bo będziesz miała człowieka na sumieniu.
Ice Malfoy

PS. Mnie się zdaje że raczej zaklęciem Reparo raczej nie uleczysz złamanego nosa.Ale to tylko mój pomyślunek1

 


Rovena ;**
Środa, 12 Listopada, 2008, 21:50

Dziękuję bardzo :* cieszę się, że tak lubisz moje notki ;)

Co do REPARO to właśnie też mi nie pasuje xD Zastanawiam się, czy gdzieś w książce to było... jeśli tak, to nie chcę wymyślać drugiego zaklęcia o takim samym działaniu xD

 


Rovena ;**
Czwartek, 13 Listopada, 2008, 18:28

Okk :D Już znalazłam :D

 


Arwena E. B.
Piątek, 14 Listopada, 2008, 19:56

Tak... Doskonale. Wydajesz się być ciepłą, sympatyczną dziewczyną, a tu buch... i się świetnie wczuwasz w tak mroczną postać. Naprawdę mnie, aż tak zachwyciłaś, że nie jestem w stanie głupawkować i stawiać emotikonek, tych emotikonek "xD", a jak można łatwo zauważyć, zawsze je mam w swoich komentarzach... O, i kolejny dowód na to, że nota była zachwycająca - nie mam się do czego przyczepiać, więc plotę bezsensu...
Było mrocznie, poprawnie, z polotem, opisy barwne i Voldemort, którego się czuje, każdą komórką swojego ciała, w czasie czytania Twojego tekstu. Ach, ech, och... no po prostu genialnie.

 


Margot
Czwartek, 27 Listopada, 2008, 12:30

Rovi, zapraszam do mnie, nowy wpis dodałam :P

 


Nutria (Hanna i Rose)
Niedziela, 30 Listopada, 2008, 20:06

Zakochałam się w tym pamiętniku o ile to w ogóle możliwe. Mogłabym powiedzieć, że w Voldemorcie, ale jakoś nie pasuje mi taka bezwzględna kreatura do księcia z marzeń;p. Weszłam ty po raz pierwszy ale możesz być pewna, że nie ostatni. Od dziś jestem Twoją wytrwała czytelniczką. Genialnie piszesz!!!
Oby tak dalej.;]
Pozdr:)

 


Rovena
Niedziela, 30 Listopada, 2008, 22:15

Notka powinna niedługo być :D
Następny trup... omb moja psychika! :D
Będzie długo xD chyba xD
I jeszcze jedno :D Nie sądziłam, że Voldi stanie się bożyszczem nastolatek! :D Ale cieszy się, że ma zakochane w sobie laski xD

 


Nutria (Hanna i Rose)
Poniedziałek, 01 Grudnia, 2008, 15:37

Może założymy działalność wielbicielek Voldiego? Nazwa może być KMV? Klub miłośniczek Voldemorta.
Gdyby jego wygląd nie był tak odrzucający, a wiecznie zostałby Tomem, to kto wie? Kto wie?
:D

 


Rovena
Poniedziałek, 01 Grudnia, 2008, 18:59

Zawsze może sobie zrobić szereg operacji plastycznych i bd jak Brad Pitt :D

 


Tanu
Sobota, 15 Marca, 2014, 02:41

I would love to see Tiny Tush set up a donation and reyccle system not only to give old fluff new love, but to give old wool items new love. I have wool sweaters that I know some crafty person out there is dying to turn into soakers, but it isn't me. Lol. I'm not that creative and (washing) wool diaper items isn't my thing.

 


Thadeu
Sobota, 15 Marca, 2014, 05:24

i'd really love to see<a href="http://lkqlxo.com"> pnitrs</a>! maybe a<a href="http://lkqlxo.com"> pnitrs</a> series or even a color series (like earth inspired or food inspired or flower inspired ). Series seem to sell pretty well because Fluff Addicts get the collectors mentality. Also coordinating/contrasting snaps and/or thread would be really cool like a chocolate diaper with red snaps and thread, for example.

 


Amruta
Sobota, 15 Marca, 2014, 20:36

prints please!! also can you work on betetr wet bags? love the zipper ones, but saw a double zipper that you could store clean in one pocket and dirty in the other. http://lryzeotlu.com nuhuusog hdpulyhusjn

 


Rose
Niedziela, 16 Marca, 2014, 11:10

order viagra news car insurance rate viagra online sale cause of male impotence life insurance quotes comparison where can i find cialis cheaply

 


Zariel
Poniedziałek, 17 Marca, 2014, 00:39

collision insurance auto insurance car tsco share free car insurance cialis instant car insurance quotes

1 2 3 4 »

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki