Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Myślodsiewna Severusa Snape'a
Prowadzi asystentka Snape'a Meg


Dzięki wybitnej znajomości czarów uzyskałam dostęp do osobistej myślodsiewni Mistrza Eliksirów. Teraz będziemy mieli pełen wgląd w jego wspomnienia z młodości, a także z lat późniejszych... poznamy też jego osobiste przemyślenia, kłopoty i problemy, troski i radości bez potrzeby odwoływania się do legilimencji. Zapraszam serdecznie do lektury ściśle tajnych odbić duszy profesora Severusa Snape’a!

[ Powrót ]

Sobota, 22 Grudnia, 2007, 20:28

Wspomnienie 24.

A więc moi kochani! Idą Święta wielkimi jak krokodyl krokami:) Z tej okazji najserdeczniejsze życzenia dla Was i dla Waszych bliskich-spokojnych, zdrowych, wesołych Świąt, udanej zabawy Sylwestrowej i szczęśliwego Roku 2008:) Z tej okazji także mały upominek ode mnie, zarówno tu, jak i w pamiętniku;)
A teraz chwila dla Was:
1.Pauliina:strasznie Ci dziękuję, jesteś chyba moją najwierniejszą fanką:)Buziaki!\
2.Magda Potter:hm...^^;)Możen i tak chociaż nie sądzę...nie, moje natchnienie mówi mi, że chyba nie...;)
3.Emisia:dzięki za życzenia i w ogóle...to była tylko próbna, ale i tak:) co do Twego pytania: pewnie nie, ale czy chodzi tu o odwzorowanie świata Rowling? Troszkę można ale nie za dużo... niektórzy zaraz się czepiają, choć czasem bezzasadnie, ale trudno;P P.s. Dzięki za obronę;)
4.Arya i Mindi:wielkie dzięki;)
5.Daria:po pierwsze, kto ci powiedział, że to jest pamiętnik? Chyba jak byk jest w nazwie, że to Myślodsiewnia... a to chyba nie jest równoznaczne z pamiętnikiem. Poza tym, to co pisze Emisia, jest zgodne z tym, co bym odpowiedziała:to jest moja wizja, uczucia nie zawsze muszą być, to wiąże się z autorską konwencją, a co do uczuć-telenowele też dobre a pod nosem masz komentarz Luny35 nabuzowany uczuciami;)
6.Luna 35:świetny, siarczysty komentarz jeśli chodzi o Pana Profesora Snape'a, a ja nim nie jestem;)może tylko moje halucynacje, ale chyba skutecznie mieszasz świat HP z realnym;)a co do mojej twórczości:nie czytałaś, nie komnentuj-taka zasada tu panuje.
Dzięki za wszystkie komentarze i do usłyszenia wkrótce:) Merry Christmas Everyone!:*
***
-Dobrze, raz jeszcze, Tomakinow! Musisz mocniej pochylić się nad miotłą, żeby twoje ruchy były szybsze i trudniejsze do pokrzyżowania! Martin, nie obijaj się! Kapitan Gryfonów powiedziałby ci, że jesteś świetny, ale nam to nie wystarcza, rozumiesz? Mówię do wszystkich, tak, do ciebie też, Kathleen, mamy być na j l e p s i!
Severus z niesmakiem popatrywał na wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka w zielonej szacie, utrzymującego się spokojnie bez trzymania na miotle jakieś dziesięć stóp nad ziemią i obserwującego z założonymi rękoma o grubych palcach pozostałą szóstkę na zielono ubranych zawodników, szybujących niczym sześć pocisków na wszystkie strony, na pozór bez celu. Ich ruchy miały jednak swój sens: próbowali bowiem złapać dwie piłki- drobną, złotą i większą, czerwoną- oraz uniknąć dwóch pozostałych- czarnych, równie szybkich jak i oni. Grali mecz, co w tych warunkach jesiennego wieczoru nie było sprawą łatwą, jednakże radzili sobie wcale nieźle: odblaskowe pasy z nazwiskami, ponaklejane na szatach jaśniały niczym zorza o poranku nawet z bardzo daleka; dodatkowo przed treningiem piłki zostały tradycyjnie potraktowane farbą, na którą ktoś rzucił wcześniej Zaklęcie Poświaty (całe kubły tej farby przemyślni Ślizgoni z ostatniej klasy wynieśli pod osłoną nocy z tzw. konfiskat orni, czyli starego, dużego pomieszczenia gospodarczego, przeobrażonego przez woźnego w skład skonfiskowanych przez niego rzeczy na przestrzeni wielu lat) a do obręczy przyczepiono zaczarowane, olbrzymie pochodnie, napełniające całe boisko niesamowitym światłem.
Oczywiście, te drobne machlojki były nieznane dyrekcji, a bynajmniej- nikt nie interweniował; wiadomo było, że kto chce trening mieć wieczorem, musi mieć bzika i swoje sposoby radzenia sobie z trudnymi naturalnymi warunkami oświetleniowym, ale fakt ten tracił na znaczeniu w obliczu tego, iż tylko wieczorem boisko było całkowicie puste i wolne, bez zagrożenia wielkiej kłótni kapitanów drużyn o miejsce. Tak więc było to z jednej strony sprytne, a z drugiej- nieco utrudniające życie, ale nie narzekał nikt. Joe Gillows, kapitan drużyny Slytherinu trzymał „swoich ludzi” krótką ręką. Dyscyplina panowała jak w wojsku a i wymagania były niezwykle wysokie. Mimo tego szanowano Gillowsa i zawodnicy trzymali sztamę, choćby nawet cierpieli nieludzkie katusze fizyczno- psychiczne podczas treningów. Wiadomo było, że przetrwają najlepsi, toteż żaden Ślizgon po uzyskaniu etatu w drużynie nie chciał się poddać ani okazać mięczakiem; Gillows podkreślał nieraz, że przynależność do drużyny jest święta i wieczna.
Ciekawe, myślał Severus, opierając się wygodniej o barierkę na trybunach i obojętnie popatrując na przelatujące raz po raz przed jego nosem postaci, czy Riddle opiera swój system na systemie Gillowsa. Dyscyplina, wierność i święta przynależność- i tu, i tu wyznaczały ramy organizacji wewnętrznej; cele też na upartego można by zakwalifikować do tej samej grupy: wygrać. Tu przeciwnikiem siedmiu w inne kolory odzianych zawodników, tam- świat Białej Magii i zasady Hogwartu. Tak naprawdę sam nie był tego ostatniego pewien: czasami czuł bardziej, że wszystkie działania Riddle’a jednego miały wroga- Albusa Dumbledore’a ale sam Riddle podtrzymywał, że obraca się przeciw wynoszeniu na piedestał Białej Magii kosztem Czarnej.
-Sam nie wiesz, co masz robić? Wystarczyło zniżyć nieco ogon i podnieść rękę, czy to takie trudne do pojęcia? Sam mam pokazywać? Powtórka, dopóki nie będzie idealnie!
-Nie widzisz, że się staram i że już nie mogę? Ciągle robię tak, jak nauczyłeś Thomasa i ciągle jest źle!- wrzasnęła Kathleen, odgarniając sobie z wściekłością włosy z twarzy. Była niepozorną, rudowłosą szesnastolatką o nieprzychylnym wyrazie twarzy i bardzo zimnych oczach, których barwa była niemalże fioletowa. Nie przepadali za nią ani nauczyciele, ani większość Ślizgonek, ale to była „zawodniczka pełną gębą” , jak powiedział kiedyś jeden z komentatorów podczas meczu z Krukonami. Kathleen miała wiecznie ponury, odpychający nastrój i niezmiernie rzadko się uśmiechała. Podobno jej rodzice propagowali używanie Czarnej Magii przeciw Mugolom i zostali za to uwięzieni w więzieniu dla czarodziejów na Morzu Północnym.
-Jak ja mówię, że źle, to źle, zrozumiano?!- ryknął Joe. –Jak nie chcesz wylecieć z drużyny, to rób, co mówię!
-Nie wyżywaj się na mnie za to, że jakiś durny Gryfoniak cię wpieklił!
-Wracaj pod obręcz!
-Joe, wyluzuj, stary, bo zamęczysz dziewczynę.- zawołał nagle ktoś, kto w tym momencie pojawił się na boisku. Miał na sobie płaszcz z kapturem, który teraz z elegancją zdjął. Spojrzał mimochodem na rudowłosą Kathleen, która obrzuciła go mało miłym spojrzeniem i poleciała w swoją stronę, a potem znowu zawołał do Joego, który uparcie go ignorował:
- Co ona mówiła o jakimś Gryfonie?
-Nie twoja sprawa, Tom!- odwrócił się Joe i nawet nie zleciał kilka stóp niżej. Zacisnął konwulsyjnie szczęki i dorzucił: - Pętają się za tobą sieroty z Gryffindoru, to trudno, nie mój wstyd, w końcu swój do swego, ale nie…
W jednej chwili Joe znalazł się na ziemi, zupełnie jakby niewidzialna dłoń strząsnęła go z miotły niczym pyłek z rękawa. Rozpłaszczyło go porządnie na twardej ziemi u stóp Toma. Drużyna w powietrzu znieruchomiała i wbiła się w jeden kąt przy obręczach, spoglądając na niedysponowanego kapitana.
Tom Riddle stał spokojnie, z dłonią wręcz nienaturalnie wyprostowaną i opuszczona u boku. Z tej odległości Severus nie widział jego twarzy, ale czuł, że jego oczy są nieprzyjemnie rozjarzone. Kilku chłopaków ze starszych klas, siedzących za nim, spróbowało się wychylić, ale i tak niewiele było widać: pochodnie przy obręczach oświetliły tylko wysoką, szczupłą postać Toma i leżącego na płasko obok Gillowsa. Teraz podniósł się powoli z ziemi, ale nogi tak mu się trzęsły, że samodzielne ustanie było niemożliwe. Zachwiał się więc złapał szybko słupek od obręczy i spojrzał na Toma. Potem powiedział coś, czego Severus i reszta zgromadzonych na trybunach nie dosłyszała, niemniej głos Toma był doskonale słyszalny.
-Wiedziałem, że inteligentny z ciebie facet, Gillows. Tępak nie dowodziłby tak znakomitą drużyną.
Gillows potrząsnął głową i, wsiadłszy na miotłę, wrócił w powietrze a potem nakazał drużynie zebrać się w szatni.
-Myślisz, że to Tom stracił nad sobą panowanie?
Severus wzdrygnął się. Tak dalece zagapił się na sytuację na boisku, że prawie zapomniał o siedzącym obok Lucjuszu.
-Nie wiem, ale to możliwe…- wzruszył ramionami i odchylił się na oparcie. -W końcu ten cały Gillows powiedział coś o sierotach, a przecież wiadomo, że Tom zrobił się ostatnio bardzo drażliwy na tym punkcie.
-Nigdy wcześniej mu to się nie zdarzyło… to znaczy Tomowi stracić nad sobą panowanie. Prawdę mówiąc, tylko słyszałem, że takie coś jest możliwe, ale nigdy nie widziałem tego na żywo, jak dotąd. Ten Gillows to w sumie świetny trener, nikt nie umie tak prowadzić treningów, jak on.
-Wielkie mi co… uganianie się w powietrzu za piłką. Naprawdę tak to cię bawi?-
-To jest sport, Severusie, a sport jest zawsze fascynujący… ja ci nie wymawiam, że wolisz babrać się w probówkach i różnych ziółkach, ale trochę ruchu by ci się przydało.- odpowiedział Malfoy odrobinę urażonym głosem. – Nigdy nie grałeś w quidditcha, więc w sumie nie wiesz, jakie to emocje, jaka satysfakcja z dobrej koordynacji wszelkich działań i zwodów drużyny, omawianie taktyki…
-Biedna Narcyza.
-Co?
-Powiedziałem: biedna Narcyza.- powtórzył pozornie obojętnym głosem Severus. Sam się zdziwił przez ułamek sekundy, skąd w nim nagły sarkazm, ale na wnioski było za późno, gdyż nastąpiła dość szybka riposta dość wytrąconego z równowagi przeciwnika.
-Mógłbyś mi uprzejmie wyjaśnić, co ma Narcyza do quidditcha?- niepomiernie zdziwił się Lucjusz, odgarniając nieco nerwowym ruchem włosy za uszy.
-Sam z siebie w życiu nie zapamiętałbyś tylu trudnych słów, jak koordynacja ruchów czy zwód, a skoro już nimi tak swobodnie szafujesz, to nieomylny znak, iż masz w tym cel. Co za tym idzie, wywnioskowałem, że chyba tylko Narcyza jest w stanie wysłuchiwać takich bzdur, a ponieważ z pewnością nie jest to łatwe, to jej współczuję.
-Doskonale.- odparł Lucjusz, opierając dłonie na barierce i poruszając szczęką w dość teatralny sposób. –Skoro taki jesteś mądry, Severusie, to czemu Lilly Evans odwraca głowę za każdym razem, gdy cię widzi?
-Nie twoja sprawa.- Severus zareagował szybciej aniżeli chciał, ale to wystarczyło: Lucjusz roześmiał się pogardliwie i, uniósłszy się z wyższością, chciał chyba demonstracyjnie odejść, ale nie udało mu się to: do trybun zbliżył się właśnie Tom. Za jego plecami z boiska schodzili ostatni członkowie ślizgońskiej drużyny. Zegar w dali na hogwarckiej wieży wybił właśnie ósmą.
Boisko opustoszało kompletnie po piątym uderzeniu. Wtedy też Tom podszedł do pierwszego rzędu trybun i usiadłszy na barierce, spojrzał po dość licznej, zgromadzonej nieco ponad nim grupce ludzi. Wszyscy oczekiwali na jego słowa. Uśmiechnął się prawie niedostrzegalnie i powiedział:
-Dwadzieścia siedem.
Milczenie.
-Czy ktoś wie, co oznacza ta liczba?
-Ee… wczoraj było dwudziestego siódmego…- bąknął jakiś chłopak z czwartego rzędu i zaraz zachłysnął się z obawy, najwyraźniej dostrzegając w oczach Toma coś, co mu się nie spodobało. Jednakże on nadal się uśmiechał w swój specyficzny sposób, tylko że jego oczy stały się chłodniejsze.
-Nie mam do ciebie pretensji, Barkson, że nie wiedziałeś… nie mam pretensji do nikogo z was, ale kiedy spotkamy się w następnym miesiącu, będę o wiele mniej pobłażliwy.
Obrzucił ich uważnym spojrzeniem i kontynuował dość niedbałym tonem.
-Dwudziestu siedmiu zwolenników może oznaczać wielu albo niewielu… jedno jest jednak w tym względzie pewne: musi być ich o wiele więcej. Równie dobrze można coś osiągnąć coś w pojedynkę, ale cel do którego ja dążę, dotyczy całej społeczności czarodziejów. Potrzebne mi poparcie i mam je z waszej strony, jak mniemam… ale potrzebuję większej ilości ludzi gotowych na każde moje zawołanie spełnić każdy mój rozkaz, nie raz pewnie wbrew sobie…- zaśmiał się pod nosem. –Cóż… jak powiedziałem wcześniej, ufać będę i tak tylko sobie, bo nie mogę sobie pozwolić na zdrajcę… jeśli ktoś czuje się tym brakiem pełnego zaufania obrażony, może w tej chwili wyjść bez obawy przed jakimiś konsekwencjami.
Nikt się nie poruszył więc Riddle kontynuował, tym razem bez uśmiechu na swej ładnej, ale zamkniętej twarzy. –Doskonale. Mam dla was pierwsze poważne zadanie, jeśli mamy się traktować nawzajem poważnie. Żarty dobiegły końca: teraz zaczyna się sprawa, dla której ja poświęcam własne życie i wypadałoby, byście wy poszli w moje ślady, oczywiście, jeśli zależy wam na uznaniu i chwale. Pamiętajcie o jednym: walczycie nie dla mnie, lecz dla całego świata, dla przyszłych pokoleń.
Znowu zapadło krótkie milczenie.
-Czy ktoś ma jakieś pytania?
-Czy to koniec zebrania?- zapytał chłopak z czwartego rzędu ale Riddle zignorował go, uśmiechając się z leciutką wzgardą. Poważnie potraktował dopiero pytanie, jakie padło z ust Lucjusza Malfoya.
-Dlaczego następne spotkanie będzie dopiero w przyszłym miesiącu? Czy są jakieś podejrzenia co do nas?
-Nie, Malfoy. Powodem nie są podejrzenia, lecz właśnie zadanie, o którym wspomniałem a którego powinniście się byli domyślić po wstępie.
-Zwolennicy.- mruknął Lucjusz raczej twierdząco niż pytająco a Tom pokiwał spokojnie głową. –Daję wam trzydzieści dni na zwerbowanie w nasze szeregi jednej osoby; na początek jednej, ale idealnej. Komu się wydaje, że to łatwa misja, niech czym prędzej pozbędzie się swych głupich złudzeń. Od tej misji zależy nasz byt, ogólnie mówiąc. Jeśli skierujecie swoje zaproszenie do osoby nieodpowiedniej, może się to skończyć bardzo źle dla nas wszystkich. Ciąży na was odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale przede wszystkim za współtowarzyszy. Sto razy przemyślcie wybór dobrej osoby.
-Czy masz na myśli kogo, kto nie będzie kapusiem, kto potrafi dochować tajemnicy…
-…a także będzie lojalny i posłuszny. To chyba najważniejsze dwie cechy, które niesłusznie odłożyłeś na sam koniec, Lucjuszu. Zależy mi na tym, byście zdali sobie dobrze sprawę z tego, jak ważne jest to, co wam poleciłem. Chciałbym też dać wam małą poradę: pomyślcie przed wszystkim o członkach innych domów.
Teraz zaszumiało choć bez większego oburzenia. Riddle obserwował zdziwionych popleczników w milczeniu, nawet z lekkim rozbawieniem. Uporali się ze swym zdumieniem w ciągu paru sekund i przemówił ponownie w formie wyjaśnienia.
-Zrozumcie: przeciągnięty na naszą stronę Gryfon może być cenniejszym nabytkiem od Ślizgona. Nie traktujcie tego jako ubliżanie… raczej przemyślcie to sobie a pojmiecie, iż się nie mylę.
-Czy mamy sami przeciągać ludzi bez twojej opinii na ich temat?
-Tak.
Chwila milczenia.
-A jeśli wybrana przez nas osoba… powiedzmy… okaże się zdrajcą?
-Ktoś kiedyś powiedział, że zdradę można zmazać tylko krwią.- powiedział Riddle dziwnym głosem, ni to rozbawionym, ni to poważnym, ale wzbudził ogólną konsternację, dorzucił więc ze znużeniem:
-Proszę, słuchajcie, co do was mówię, albo nadajecie się do tego i jesteście już w stanie zrobić coś samodzielnie, albo jesteście do luftu. Nie mogę wszystkiego zatwierdzać: muszę dzielić się z wami odpowiedzialnością, bo gdybym chciał sam zadbać o powiększenie waszego grona, nie zwracałbym się z tym do was. Potraktujcie to poważnie albo na własnej skórze odczujecie skutki błędu, a to na pewno nie będzie najmilsza z rzeczy, jaka się wam dotąd przytrafiła.
Grupa umilkła; gdzieniegdzie tylko rozlegały się szepty. Tom zsunął się na trawę i zrobił kilka kroków w stronę środka boiska. Zatrzymał się w miejscu, w którym światło padało dokładnie na czubek jego ciemnych włosów i skłonił lekko głowę. Reszta obserwowała jego poczynania w milczeniu.
Severus siedział nieruchomo, patrząc na Toma ze spokojem. Przez jego głowę przelatywały słowa, niedawno wypowiedziane przez starszego kolegę. Wokół niego panowała cisza, prawie dźwięcząca w powietrzu.
Minęło dziesięć minut. Tom skinął lekko ale wyraźnie dłonią w kierunku kogoś siedzącego powyżej rzędu Severusa. Kiedy dana osoba pojawiła się w kręgu światła na boisku, okazało się, że to jakiś starszy Ślizgon, wyglądający na, cóż za rzadkość, osiłka nie pozbawionego inteligencji. Tom powiedział mu kilka słów do ucha i osiłek oddalił się w kierunku szatni. Gdy dobiegł lekki trzask zamykanych drzwi, Tom, idąc z powrotem niespiesznie z dłońmi w kieszeniach, zawołał półgłosem w kierunku skupionych na trybunach ludzi:
-Spotka nas nieoczekiwany zaszczyt. Ktoś postanowił nam dzisiaj złożyć wizytę…

Komentarze:


Emisia
Sobota, 22 Grudnia, 2007, 23:11

Nareszcie pierwsza! :D
Dzięki za świąteczny prezent. Notka długa... i... to mi się podoba, bo jest co czytać :) Za bardzo nie ma się do czego doczepić. Wydaje mi się, że o quidditchu wcześniej nie pisałaś, więc najwyższy czas było coś wspomnieć.
Merry Christmas and Happy New Year!

 


Ala
Niedziela, 23 Grudnia, 2007, 09:10

Cudna notka, no i to zakończenie... =D Nie mogę sie doczekać dalszego rozwoju wypadków.
Wesołych Świąt! :)

 


Pauliina
Niedziela, 23 Grudnia, 2007, 17:48

Wspaniała notka. Bardzo podoba mi się zakończenie, które utrzymuje czytelników w niepewności. Cieszy mnie też fakt, że napisałaś coś o quidditchu. Poza tym bardzo mi się podoba długość notki :) świetny prezent świąteczny. Może na Nowy Rok też będzie taki prezencik? ;-) Mam nadzieję, że nastepna notka będzie jak najszybciej, bo jestem strasznie ciekawa co to za osoba złoży im wizytę.
Wesołych Świąt!!
(Wesołego kurczaczka,
Mokrej wigilii,
Smacznej choinki
i Bogatego GWIAZJĄCA!! XD ^^)

 


anonim
Wtorek, 25 Grudnia, 2007, 13:02

Zgadzam się z Pauliiną świetne zakończenie. i ciekawe rozwinięcie wypadków. Wesołych Świąt.

 


Arya (Tom Riddle)
Czwartek, 27 Grudnia, 2007, 10:44

Nie będę orginalna. To jest świetne :)

 


Luna Lovegood (Lavender i Lily)
Wtorek, 03 Czerwca, 2008, 15:45

:D

 


Sophie Rose
Czwartek, 03 Maja, 2012, 20:00

Tajemniczy rozwój wydarzeń, długa nocia i genialne zakończenie... cóż więcej powiedzieć...
Ciekawie, intrygująco, tajemniczo...
... no i wreszcie o quidditchu...
W

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki