Oto nowa notka. Marto, mam nadzieję, że ta jest lepsza niż poprzednia ;)
- Bonjour maman! – wykrzyknęłam z radością.
- Roxanne, kochanie! To świetny pomysł, tata nie ma jeszcze bonżurki! Trzeba mu ja będzie kupić na Święta! No, to dzięki tobie mamy już dla niego prezent! I problem z głowy. A poza tym, to bardzo się cieszę, że już jesteście! Stęskniłam się za wami!
Stojąc przed kominkiem, razem z Fredem dostaliśmy po całusie w ubrudzone od popiołu policzki. Po chwili mój braciszek już gdzieś wyparował, a ja stałam w tym samym miejscu oniemiała. Kompletnie nie wiedziałam o co mamie chodzi. Poszłam za nią do kuchni i odezwałam się zmieszana:
- Ale mamo, bonjour, to...
- Nie, nie kochanie. Źle to wymawiasz. To nie bonżur tylko bonżurka. Tak, tak, dla mężczyzny, ale w rodzaju żeńskim. Ale nie dziw się, przecież jest jeszcze wiele innych tego typu przykładów. A teraz idź już na górę, umyj się i rozpakuj. Tata powinien przyjść na obiad. Wtedy sobie wszyscy spokojnie porozmawiamy.
Cały czas nie rozumiejąc mamy, poszłam do swojego pokoju. Zanim jednak zaczęłam się rozpakowywać, umyłam starannie zasmolone twarz i ręce i przebrałam się. W końcu otworzyłam też swój kufer, aby poukładać całą jego zawartość. Szkolne szaty i szkolny płaszcz poszły na sam koniec szafy. W końcu nie ma teraz szkoły! Wszystkie bluzki z krótkim rękawkiem też schowałam w najdalsze kąty szuflady. Tak samo było ze spódnicami, sukienkami, rybaczkami i szortami. Na pierwszym miejscu widniały długie spodnie, bluzki z długim rękawem, swetry, kurtki i płaszcze (oprócz szkolnego).
Gdy zrobiłam porządek z ubraniami, zajęłam się szkolnymi podręcznikami. Ułożyłam je na półce z książkami, a kociołek i składniki do eliksirów zostały w kufrze.
Skończywszy te wszystkie jakże ważne czynności, rozejrzałam się po swoim pokoju. Wszystko było tak, jak to zostawiłam. Dywanik był tak samo różowy, zegarek tak samo spóźniony, szafa tak samo solidna. Tylko zasłony przy oknach trochę wypłowiały. O dziwo, nie było ani grama kurzu! Pewnie mama tu wysprzątała przed naszym przyjazdem...
Myśląc o mamie, przypomniał mi się jej dziwaczny bonżurek. Ale jak to w końcu jest? – pomyślałam. – bonżurek czy bonżurka? I czy to w ogóle jest bonżurek lub bonżurka, a nie bonjour? Z tą myślą weszłam na strych. Zapaliłam lampę i rozejrzałam się wokoło. Od wieków nikt tu nie zaglądał! A przecież jest tu tyle starych książek... Roxanne Weasley, wróć! Zaczynasz biadolić o tych księgach jak ciocia Hermiona! – skarciłam siebie w duchu. - Chociaż z drugiej strony, może znajdę jakąś encyklopedię i poszukam tego czegoś...
Tak więć, zaczęłam szukać. Szybko trafiłam na czarodziejską encyklopedię. Z podziwem patrzyłam na skórzaną oprawę obszytą złotymi, srebrnymi i bordowymi nićmi, z potężną klamrą zamykającą księgę. Otworzyłam ją na stronie wyrazów zaczynających się na „B”. „Bonżurek” – nie ma. W takim razie musi być „bonżurka”. Ale... bonżurki też nie ma!
Ze zdziwieniem zamknęłam księgę, pełną ruchomych obrazków. Przecież encyklopedia ma być encyklopedyczna i wyjaśniac wszystkie encyklopedyczne słowa! A tego „czegoś” tutaj nie ma! – wykrzyknęło coś w mojej rudej głowie. Szybko zreflektowałam się, a do mojej rozpalonej głowy wpadła inna myśl: może to mugolskie słowo? Wstąpiła we mnie nadzieja. Przeszukałam cały strych i w końcu natknęłam się na mugolską encyklopedię – zwykłą, grubą księgę w zwykłej, choć grubej tekturowej oprawie. Jednak... znowu to samo! Nie było tam takiego dziwnego słowa jak „bonżurek” czy „bonżurka”.
Zirytowana zeszłam ze strychu. Poczułam zapach gotowanej wołowiny. Ten sam zapach zaprowadził mnie do kuchni. Przy nakrytm stole siedział Fred, a mama właśnie kroiła mięso wymachując różdżką i wykrzykując komendy. Taty jeszcze nie było. Gdy moja rodzicielka zobaczyła moją nadąsaną minę, zapytała:
- Roxy, co się stało?
- Nic, mamo. Ciągle myślę o tym bonżurku...
- Przecież ci mówiłam, że to jest bonżurka, a nie bonżurek. I tak samo mówiłam ci, że jest to bardzo dobry pomysł. O co więc chodzi?
- Chodzi o to, że ja nawet nie wiem co to jest bonżurka! Szukałam po encyklopediach czarodziejskich i mugolskich, ale nawet tam tego słowa nie ma! – wytłumaczyłam mamie swój problem.
- Kochanie, bonżurka, to taki męski szlafrok, długości marynarki. Tego słowa już dawno się nie używa, więc miałaś prawon nigdzie go nie znaleźć. Ale skąd ty wzięłaś ten pomysł, skoro nawet nie wiedziałaś, że coś takiego istnieje?! – teraz to mama się zakłopotała.
- Ja....
- Ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha! – Zaczął śmiać się Fred. – Mamo! Przecież „bonjour” to po francusku „dzień dobry”. Roxy chciała się popisać swoją znajomością tego jężyka, a ty to wzięłaś za zwykły szlafrok! Ha ha ha ha ha!!!! – mój brat trzymał się za brzuch, tarzając się po podłodze.
- No tak, nie ma to jak zabawa słowami! – te SŁOWA wypowiedział mój kochany tato, który nie wiadomo kiedy i nie wiadomo skąd się pojawił. Mam tylko nadzieję, że nie usłyszał, że bonżurka ma być jego bożonarodzeniowym przezentem...
louis vuitton handbags Piątek, 15 Sierpnia, 2014, 21:37
This website is mostly a walk-through for all the data you wished about this and didn? know who to ask. Glimpse here, and you?l positively discover it.
louis vuitton handbags http://www.louisvuittonoutletamstore.com