Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Pamiętnik Marty Pears "
Pamiętnikiem opiekuje się Margot

[ Powrót ]

Wtorek, 03 Lutego, 2009, 09:45

Część 48.

Cześć! Dziękuję za wszystkie komentarze, podnoszą mnie na duchu i motywują do dalszej pracy nad pamiętnikiem. Oto nowy wpis, który dedykuję M. . Zaczyna się tu najpiękniejsze wspomnienie, jakie udało mi się napisać i będzie ono jeszcze kontynuowane do pięćdziesiątego włącznie. Mam nadzieję, że się spodoba, bo też specjalnie dla Was jest w tym wspomnieniu malutki, perwersyjny fragmencik mrau , jak to zwykła określać moja przyjaciółka. Miałam wiele radości i uciechy z pisania tego wpisu, więc będę wielce usatysfakcjonowana, gdy Wam będzie się go czytać lekko i miło :-) Pozdrawiam serdecznie wszystkich, buziaki!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-To wszystko, panie Lafarre?
-Tak, to wszystko, dziękuję… a, nie, jeszcze jedno. Chciałbym…- oparł się o ladę.
-… powiedzieć Mattisonowi, że wychodzi za tydzień? Tak, dostaliśmy już sowę.
-Nie chodzi o Mattisona.- Lafarre spojrzał na niego ostro. Nie cierpiał ludzi podchwytujących jego słowa. -Chciałbym zobaczyć się z Martą Pears, czy to możliwe? Prosił mnie o to jej adwokat.- dorzucił dla lepszego wrażenia, choć strażnik i tak miał obowiązek wykonać jego polecenie. Legitymacja śledczego robiła swoje i po raz kolejny był z tego wielce rad. Już po chwili został wprowadzony do obskurnej salki, sąsiadującej ze strażnicą, a w chwilę później przyprowadzono tam więźniarkę.
Prawdę mówiąc, Lafarre aż podniósł się z krzesła, gdy ujrzał ją w progu sali. Wyglądała- niestety, wszelka delikatność będzie tu zawodna- bardzo źle. Niewiarygodne, jak mogła tak się zmienić przez czternaście dni (około trzysta dwadzieścia godzin!): przedtem szczupła, teraz chuda niemal do samych kości, o wydłużonej, bladej twarzy, zmierzwionych włosach i drżących dłoniach. Więzienny kaftan wisiał na niej nieestetycznie a drobne usta wydawały się być wyschnięte. Gdyby nie oczy, jaśniejące niezdrowym, niepokojącym blaskiem, Lafarre przeraziłby się do cna.
-Panno Pears…- odchrząknął. Usiadła w sposób naturalny i elegancki, co sprawiło mu ulgę. A więc zostało w niej coś z dawnego życia. -…jak się pani miewa?
-A jak może miewać się osoba trzymana w takim miejscu pod strażą dementorów?- skinęła głową i spróbowała się uśmiechnąć. Jej głos był schrypnięty lecz nie szorstki. Obejrzała się i widząc, że dementorzy pilnują wejścia bez ruchu a patronus Lafarre’a - pies o sympatycznym wyglądzie i kosmatych uszach - oddziela ich od strefy straży, pochyliła się nieco do przodu i spojrzała mu w oczy. -Panie Lafarre, po co pan tu przyszedł?
-Musiałem.- odpowiedział po paru sekundach lustrowania jej wzrokiem. Doszukiwał się oznak pomieszania zmysłów i niemal bez tchu, z niewyobrażalną ulgą przekonywał się z każdą sekundą, że jakkolwiek fatalnie by nie wyglądała, to jednak z całą pewnością jej umysł zachował sprawność i siłę. Wpływ dementorów i więzienia był już dostrzegalny - z zewnątrz, ale zdawała się w niej tlić jakaś iskierka. Postanowił ją podtrzymać. -Panno Pears, czy pamięta pani swoje zeznania? Powiedziała pani, że przypomina sobie pani różne sceny, że nie jest pani pewna niektórych fragmentów… chciałbym to wyjaśnić.
-Jak to dobrze, że pan przyszedł.- spojrzała na niego uważnie a jej oczy zalśniły radośniej, jeśli można było mówić o radości w tamtym miejscu. -Jak dobrze!


*



-Harry, nie powinieneś tak się przejmować.- usłyszał i poczuł dotyk małej, ciepłej dłoni na lewym barku. -Nic nie możemy zrobić, zeznawaliśmy na jej korzyść, ale sąd to zignorował.
-Nie wierzę, że mogli tak zrobić.- powiedział, zaciskając zęby i nie patrząc na nią. -Przecież istnieją jakieś elementarne zasady przyzwoitości i moralności, do diabła!
-Wiem, ale oni mieli luz dowodowy, rozmawiałam z adwokatem Marty.- odpowiedziała łagodnie, zupełnie nie przejmując się jego agresywnym tonem. -Nie mogli podjąć jednoznacznej decyzji na podstawie tych dowodów, które mieli, więc podjęli taką, za którą przemawiało najwięcej argumentów.
-Jakie najwięcej?- teraz spojrzał na nią piorunująco. Nie ulękła się. -Ginny, pięć osób zeznało, że ona nie mogła tego zrobić!
-Najmocniejsze argumenty.- poprawiła się. -Najmocniejsze, Harry. Inkantacja, jej wspomnienia. Poza tym, pięć osób zeznało, że była w stanie popełnić to morderstwo. Sax i Lestrange, do tego ludzie z Ministerstwa… dobrze, że Malfoy się zawahał.
-Zawahał się przed obarczeniem jej winą, ale nie zawahał się przed zrobieniem z niej wariatki.- mruknął z goryczą i pochylił głowę, bo słońce raziło go w oczy. Ginny przesunęła dłonią po jego karku uspokajającym ruchem i szepnęła z otuchą:
-Hej, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Adwokat może jeszcze wnieść apelację.
-A zrobi to? Sama widziałaś, jak niechętnie jej bronił, tchórz jeden. Bał się, że go posądzą o konszachty z nią, wszyscy się od niej odwrócili. Nie rozumiem, jak to mogło się stać, że w ciągu paru tygodni nikt nie odważył się postawić tej zgrai idiotów, którzy siedzą w kieszeni Lucjusza i boją się powiedzieć, co tak naprawdę myślą. Marta tego nie zrobiła!- to mówiąc, wbił buntowniczo dłonie w kieszenie i ruszył na skos przez ogród, w kierunku majaczącej na końcu furtki. Ginny westchnęła i oparła się o framugę.
-Nie potrafi się z tym pogodzić, że ją oskarżyli.- powiedziała cicho Hermiona, stając obok. Ginny obejrzała się na nią.
-A ty potrafisz?
-Oczywiście, że nie. Rozumiem go.
-Ja też, tylko nie mogę patrzeć, jak się zadręcza. Do głowy by mi nie przyszło na miejscu tych sędziów podjąć taką decyzję.
-Jeśli adwokat nie wniesie apelacji, to naprawdę nic nie da się zrobić. Nikt nam nie uwierzy.
-Tylko nie mów tego przy nim- Ginny kiwnęła głową w stronę chłopaka, widocznego w oddali na polnej drodze.
-Myślisz, że o tym nie wie?
-Nie wiem.
Milczały chwilę. Słońce oświetlało płatki surfinii, kwitnących w wielkiej, ceramicznej donicy tuż przy ganku. Ich żywy kolor wyraźnie odcinał się od zieleni reszty ogrodu.


Kiedy pan Lafarre oznajmił, że chce ze mną porozmawiać o moich wątpliwościach, poczułam wielką ulgę i coś, co miesiąc temu nazwałabym radością, a dziś - nadzieją. On mi uwierzy , szeptał w mej głowie jakiś głosik, gdy patrzyłam na jego twarz i słuchałam, co do mnie mówił. Opowiedziałam mu wszystkie moje sny i odczucia z nimi związane, nie zataiłam niczego pewna, że to jedyna słuszna droga, choć rozsądek z drugiej strony podpowiadał, że śledczy nic nie może zrobić bez adwokata.
-Pani adwokat jest do niczego.- oświadczył bez ogródek Lafarre, gdy go o to zapytałam. Wyjął z marynarki małe urządzenie i stuknął w nie różdżką. Zrozumiałam, że nagrał naszą rozmowę. -Próbowałem skontaktować się z nim wczoraj, ale nie dał znaku życia. Jego wspólnik z kancelarii powiedział mi, że pan Higgs wyjechał dwa dni temu w pilnej sprawie do Rzymu i nie wróci przed połową czerwca.
-Ach, tak.- uśmiechnęłam się blado. Wiedziałam, co miał na myśli. -Więc pan go niejako zastępuje, tak?
-Jestem profesjonalistą, który nie lubi mieć wątpliwości i od zawsze miłował paremie.- odpowiedział, patrząc na mnie w sposób, jaki przypomniał mi natychmiast Severusa Snape’a. Odwróciłam na chwilę wzrok. - In dubio pro reo* , zna to pani.
-Znam, ale nie wiem, jaki może być z tego użytek. Nie mam adwokata, nie będzie apelacji, fakty świadczą przeciwko mnie.
-To, co pani powiedziała, w połączeniu z analizą badania zapisu pamięciowego w pani mózgu ze szpitala św. Munga powinno zostać uznane przez Wizengamot za dowód przeciwieństwa.-powiedział, chowając dyktafon z powrotem do kieszeni i spoglądając na wejście. -Proszę pamiętać, że zostały jeszcze dwa tygodnie. Postaram się załatwić wniosek i skierowanie do odpowiedniego uzdrowiciela.
-To nie oznacza, że mogę być dobrej myśli?- zapytałam, odwracając się do niego, bowiem właśnie wstał i skierował się w stronę drzwi.
-Zrobię, co w mojej mocy, żeby dostała pani drugą szansę na powiedzenie prawdy.- spojrzał na mnie i położył mi dłoń na ramieniu. -Niech pani na siebie uważa, oni- wskazał wzrokiem dementorów- są bardziej bezwzględni, niż Wizengamot w połączeniu z oskarżycielem.
-Dziękuję, panie Lafarre.
-Jeszcze nie ma mi pani za co dziękować.- odmruknął i zapiął guzik marynarki. Dementorzy natychmiast ruszyli w naszą stronę. Lafarre mruknął coś niepochlebnego pod nosem, machnął różdżką, unicestwiając psa - patronusa i wyszedł z sali; ja zaś zostałam odprowadzona do celi i choć trzęsłam się z zimna, na duszy było mi cieplej i lżej, niż dotąd. Nigdy nie sądziłam, że czyjeś zaufanie może być tak wielkim szczęściem.

Dwudziestego siódmego maja, w środę, zostałam przewieziona do szpitala św. Munga pod eskortą najlepszych aurorów z Ministerstwa. Poddano mnie trwającemu dobę zabiegowi odczytywania pamięci, który wykazał, że w moim mózgu zostały dokonane niewątpliwe zmiany zapisu pamięciowego w korze. Podjęto próbę odtworzenia zapisu sprzed ingerencji zaklęcia Zaniku Pamięci lecz była to próba żmudna, długa i nie dała efektu stuprocentowego.
-Tego rodzaju zabiegi wykonujemy rzadko, gdyż są bardzo ryzykowne dla pacjentów i prawie nigdy nie dają spodziewanego, pierwszorzędnego efektu.- powiedział uzdrowiciel, nadzorujący moje badania. -Zrobiliśmy, co w naszej mocy, żeby odtworzyć zapis jak najwierniej, ale osiągnęliśmy jakość sześćdziesięciu siedmiu procent, w porywach siedemdziesięciu.
-To mało?
-Niestety, tak, w porównaniu ze stuprocentową wiernością.
-Czyli niepotrzebnie poddałam się badaniu, bo i tak nic to nie dało?- zapytałam drżącym głosem, czując, że coś dławi mnie w gardle. Dopiero teraz zdałam sobie w pełni sprawę z tego, jak bardzo liczyłam na wynik tego zabiegu. Wszystko poszło na marne…
-Proszę się nie poddawać od razu, wyniki zostały poddane analizie czytelności, biegli nad nimi pracują i lada dzień powinna być opinia.
-Którego dzisiaj mamy?
-Drugiego czerwca.
Drugiego czerwca. Opadłam na poduszki, zagryzając wargi. Drugiego czerwca dwa tysiące czwartego roku. Moje dwudzieste czwarte urodziny. Ostatnie, jakie pamiętałam, bo obchodziłam, były siedem lat temu.

-Hej, obudź się.
-Cooo?- mruknęłam niewyraźnie, otwierając jedno oko i zezując na zegarek. Stojąca nade mną Pansy miała zniecierpliwioną minę. -Pansy, jest dopiero wpół… wpół do jedenastej!- w jednej chwili otrzeźwiałam i zerwałam się z łóżka. -Rany boskie, miałam iść do McGonnagall o ósmej!
-Uspokój się, Draco już u niej był.- odpowiedziała mi niechętnie Pansy, przyglądając mi się spod oka. -Prosił, żebym cię obudziła i sprawdziła, czy wszystko w porządku.- wypowiedzenie tych słów sprawiło jej pewną trudność, ale sięgnęła w nich wyżyn ironii i tym sposobem zachowała swoją maskę.
Stała przede mną z założonymi rękoma i patrzyła na mnie zupełnie, jak na jakiegoś przedszkolaka. Tak, dokładnie tak się przy niej czułam: jak przedszkolak wobec starszej, mądrzejszej, piękniejszej koleżanki… a jednak to ja zostałam wybrana, to ja byłam dziewczyną chłopaka, o którego względy ona tak długo zabiegała. Takich rzeczy się nie zapomina w przeciągu trzech lat, wiedziałam o tym, chociaż za każdym razem było mi przykro, gdy Pansy traktowała mnie tak pobłażliwie i lekceważąco. Na szczęście, takich momentów było niewiele.
-OK.- powiedziałam i usiadłam na łóżku, spokojniej rozglądając się po podłodze w promieniu kilku stóp. Sięgnęłam do kufra po ciuchy i ruszyłam w stronę łazienki, przeczesując dłonią włosy i myślami przebiegając plan dnia. Byłam już w progu naszego przybytku higieny, gdy dobiegł mnie sztucznie uprzejmy głos Pansy:
-Aha, i wszystkiego najlepszego z okazji siedemnastych urodzin.
-Dzięki, Pansy.- odpowiedziałam, odwracając się do niej z zaskoczeniem. Bądź co bądź, to było miłe, że…
-Wcale nie pamiętałam o twoich urodzinach. Draco mi powiedział.- powiedziała, patrząc na mnie z góry. Jej słowa były miażdżące, a przynajmniej, takie miały być w jej zamierzeniu. Oparłam się o framugę z westchnieniem i spojrzałam jej w oczy. Na jej twarzy malowała się złość, w jej oczach błyszczały iskierki nieprzyjaźni a buta w jej głosie raniła lepiej od ostrza szpady.
-Dlaczego tak ci zależy na tym, żebym była twoim wrogiem?- zapytałam. -Za każdym razem, gdy masz okazję, starasz się mi dopiec i mnie urazić. Powiedziałam ci kiedyś, rozumiem, dlaczego tak mnie traktujesz, ale to nie sprawi, że nie będę cię lubić. Mieszkamy w jednym pokoju,- zatoczyłam dłonią krąg po naszym wspólnym dormitorium. -jesteśmy w jednym domu i jednej grupie, a ty ciągle starasz się mnie sprowokować do tego, bym potraktowała cię równie obraźliwie, jak ty mnie. Pansy, ja już spróbowałam zejść ci z drogi i pozwoliłam wam być razem.- podeszłam do niej bliżej, zniżając głos. Milczała, patrząc na mnie, ale sposób, w jaki zaciskała wargi, dawał mi jasno do zrozumienia, co się z nią dzieje. -To Draco wybrał, a ty z żalu do niego wykułaś sobie oręż przeciwko mnie.
-Po co mi to mówisz?- zapytała gwałtownie, a jej oczy zalśniły podejrzanie. -Nigdy cię nie polubię, choćbym miała spać z tobą na jednym materacu i mieszkać do końca życia w jednym pokoju!- zawołała z wściekłością i wyszła, głośno trzaskając drzwiami. Zamknęłam oczy i pokręciłam głową.
-I takie są uroki mieszkania w dwuosobowym dormitorium na siódmym roku.- mruknęłam pod nosem i weszłam do łazienki, starając się zapomnieć o łzach w oczach Pansy.
W chwilę później zeszłam do PW i prawie od razu wpadłam na Dracona.
-O, cześć.
-Witaj, kochanie.- powiedział, biorąc mnie w ramiona i uśmiechając się do mnie łobuzersko. -Wszystkiego, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, słoneczko…- zbliżył twarz do mojej i resztę życzeń wyszeptał mi do ucha. Zaśmiałam się cicho i, oplatając jego szyję ramionami, spojrzałam w jego wesołe oczy.
-Dziękuję.- szepnęłam i zaczęliśmy się całować, ku uciesze pierwszorocznych Ślizgonów, którzy właśnie weszli do salonu. Draco spojrzał na nich z niechęcią i złapał mnie za rękę.
-Chodźmy stąd, chwili spokoju…- mruknął i poszliśmy do małego pokoju z regałami, gdzie pośrodku znajdowała się sztuczna fontanna.
Usiedliśmy na jej zrębie. Draco kazał mi zamknąć oczy, a gdy je otworzyłam, na moich kolanach leżało zapakowane w pastelowy papier pudełko przewiązane srebrno - zieloną wstążką. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że się uśmiecha z zakłopotaniem. Rozwinęłam delikatnie wstążkę, potem papier i wyjęłam pokryte czerwonym aksamitem pudełko. Widząc, że się waham, Draco powiedział cicho:
-No, dalej, otwórz je.
Otworzyłam więc i ujrzałam piękną bransoletkę, wysadzaną małymi ametystami. Była śliczna, śliczna, ale z pewnością…
-Nieważne, ile kosztowała, ważne, czy ci się podoba?- jak zwykle, bezbłędnie mnie wyczuł. Uniosłam głowę i napotkałam jego pytający, pełen nadziei wzrok. Przysunęłam się bliżej niego, położyłam dłoń na jego policzku i patrzyłam z bliska w jego oczy. Od kiedy pamiętam, ich barwa i błyszczące w nich iskierki zawsze dawały mi poczucie bezpieczeństwa i bezgranicznego szczęścia. Teraz też tak było.
-Kocham cię, Draco. To najcudowniejsza bransoletka, jaką kiedykolwiek dostałam.- przytuliłam się do niego mocno. Pocałował mnie w czubek głowy i ujął mój przegub.
-Cieszę się, że ci się podoba, nie znam się za bardzo na biżuterii… daj.
Wyjął bransoletkę z etui i zapiął ją na moim lewym nadgarstku. Blask słońca, wpadającego do środka przez małe, okrągłe okienko u szczytu sali rozświetlił ametysty. Miałam wrażenie, że kamienie zaczęły żyć własnym życiem, a w mojej duszy rozbłysło małe słoneczko.


Pamiętam tę bransoletkę. To jedna z najpiękniejszych, jakie mam. Schowałam ją w kuferku na biżuterię.

Zbliżyłam twarz do jego twarzy i musnęłam jego wargi swoimi. Odwzajemnił pocałunek, przyciągając mnie do siebie.
-Sorry, że wam przeszkadzam, ale Snape czegoś od was chce.- nosowy głos Millicenty przerwał magiczną chwilę.
Z trudem wróciliśmy do rzeczywistości, odsuwając się od siebie. W drzwiach stała niewysoka blondynka o kwadratowej twarzy, którą złośliwi porównywali do końskiej szczęki.
-Tak, już idziemy.- odpowiedziałam, uśmiechając się do niej, a ona odmruknęła coś i wyszła.
-Wiesz, że wyglądałaś tak, jakbyś miała na końcu języka słowo przepraszam?- Draco parsknął śmiechem. Zatkało mnie w pierwszej chwili a w drugiej pchnęłam go tak, że wpadłby do fontanny, gdyby się mocno nie przytrzymał i zawołałam z udanym oburzeniem:
-Jesteś złośliwy!
-Skądże!- śmiał się dalej, zeskakując z murku i podbiegając do mnie. -Żartowałem przecież, ale naprawdę odniosłem wrażenie, że chcesz przeprosić Millicentę… no widzisz, zaczerwieniłaś się!
-Nie od dzisiaj wiem, że jesteś daltonistą.- spojrzałam na niego z rozbawieniem i ruszyliśmy do drzwi…

[cdn.]


_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
*IN DUBIO PRO REO- <łac.> w razie wątpliwości (należy rozstrzygnąć sprawę) na korzyść oskarżonego;

Komentarze:


gorgie
Wtorek, 03 Lutego, 2009, 17:19

Skomentuje to dokładnie kiedy dokończysz ten wątek i napiszesz coś optymistycznego;p
Mimo, że była to nie optymistyczna notka bardzo mi się podobała. Wspaniale opisujesz sytuację a twoje retrospekcje są fantastyczne.


P.S. Będę cały czas Cię nawoływać do wesołych notek dopóki nie napiszesz chodziaż jednej:)

 


Parvati Patil (ZKP)
Czwartek, 05 Lutego, 2009, 20:17

Aaaaaaaaaaaaaaa! Martuś, uwielbiam Cię za tę notkę! Ta burza uczuć, ten romantyzm- Boże, piszesz przecudnie! To wyczucie, te piękne opisy ślicznych chwil, to Laffare- jak Ty to robisz? Wspaniała, realistyczna akcja połączona z burzą uczuć i ślicznymi opisami oraz cudownym, literackim językiem i świetnie zarysowanymi postaciami sprawia, że czuję się, jakbym stała obok Marty. Świetna scena z Pansy, jeszcze lepsza z Millicentą. Naprawdę, dawno nie czytałam tak dobrej notki w Twoim wykonaniu. Optymistyczna, choć chwilami smutna a zarazem piękna. Wybitny nad Wybitnymi. Twojego talentu nie da się ująć słowami. Nie ma stopnia, który oceniłby Twoje dzieła. Przepięknie.
Buziaki i naprawdę ściskam Cię za ten pocałunek,
Parvati:*
P.S. Zapraszam do Wiktora na nowy wpis:)

 


M.
Piątek, 06 Lutego, 2009, 17:45

Dziękuję za dedykację :* Ale za tę notkę Cię jeszcze nie uwielbiam, bo czekam na kolejną i ty już wiesz na co xD Co nie zmienia faktu, że jak zwykle dobrze, jak zwykle pięknie pod względem uczuć i języka. No... może jedna rzecz. Wiesz, że kocham twojego Dracona, ale po tych wszystkich słodkich romantycznych scenach trochę mi brakuje jego zachowania w codzienności. Wiem, że to są wspomnienia, ale skoro to jedyny moment, kiedy spotykam sie z moją ulubioną postacią to nie chciałabym, żeby zrobił się z niego przesłodzony i mdły chłopaczek. Ale ta scena bardzo mi się podobała. Żeby tacy faceci istnieli w zasięgu.. ehhh <marzy>.
A reszta... bezbłędna.
POZDRAWIAM podwójnie a nawet potrójnie, a co:)

 


Ann-Britt/ZKP
Sobota, 07 Lutego, 2009, 18:01

Martiii,
było pięknie!!! Co za dramatyczne przedstawienie Marty po pobycie w więzieniu... Cień człowieka, cień! Mam nadzieję, że jakoś z tego wyjdzie, pojedzie do jakiegoś spa czy coś i Hermiona ją odkarmi. Oj, gadam głupoty, wybacz! :D
Bardzo mi się podobało. Draco-romantyk, Draco-zakochany, Draco-martwy! Cóż, tej ostatniej wersji Malfoya nie lubię, ale muszę Ci w końcu wybaczyć jego uśmiercenie. Przecież to po jego śmierci zaczyna się cała fascynująca przygoda!
Mam nadzieję, że w następnych częsciach dodasz Marcie trochę perwersyjnego pazura!
Bo ta notka wcale nie była perwersyjna! Czekam na tą z sama-wiesz-czym oraz następnie na tą z sama-wiesz-kim )i tu uwagaŁ wcale nie mam namzđli Voldemorta. Chociaż, kto wie, może w przyszłości z nim też? Rovenka by się ucieszyła!)
Pozdrowienia!;*

 


Ann-Britt/ZKP
Sobota, 07 Lutego, 2009, 18:03

*sama-wiesz kim (i tu uwaga: wcale nie mam na myśli (...)

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki