Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Meg

[ Powrót ]

Piątek, 15 Sierpnia, 2008, 12:45

62. Hogwart od kuchni.

Dzięki za komentarze
-Matix, jeśli chodzi o słyszalność rozmowy na brzegu jeziora- uznajmy, że było cicho, pusto i wieża wcale nie była tak daleko od jeziora. Może uznasz, że to naciągane, ale nic na to nie poradzę. Jeśli zaś chodzi o drugą sprawę: dzięki za pomysł, może wykorzystam w przyszłości ;-)
-Aśka, nie ma mowy o urazie z powodu jakiegoś komentarza, jeśli jest konstruktywny i konkretny 
-<<<3, dzięki za zwrócenie mej uwagi na to powtórzenie, faktyczni, umknęło mi to a o wątku Potter - Malfoy wcale nie zapomniałam, bez obaw^^
-Eveline, trochę odeszłam od książki i u mnie zajęcia z astronomii są już teraz 
Tyle mojego, teraz proszę o czytanie i komentowanie a potem zapraszam do Myślodsiewni  Buziaki!


***

… prof. Snape podszedł do nas podczas kolacji (siedzieliśmy zgodnie z przydziałem do domów i klas) i powiedział:
-Panno Parkinson, zapraszam do mojego gabinetu po kolacji.
-Dobrze.- bąknęła Pansy, zbita z tropu jego nieoczekiwanym poleceniem. Wymieniliśmy się spojrzeniami, podczas gdy Snape podszedł kawałek dalej do grupy trzecioklasistów i powiedział coś do Roana, a następnie zrobił to samo z Arielle, siedzącą przy końcu stołu w grupie swoich koleżanek z piątej klasy.
-Myślisz, że chodzi o tę sytuację na błoniach?- szepnęła do mnie Pansy, śledząc uważnie, jak nasz opiekun podchodzi niespiesznym krokiem do stołu i zajmuje przy nim swoje stałe miejsce po prawicy prof. McGonnagall. Przełknąłem ślinę i pokiwałem nieznacznie głową.
-Myślę, że tak… przecież podszedł do ciebie, do Roana i do Arielle… na brodę Merlina, skąd wiedział, że Roan tam był?
Dowiedzieliśmy się tego dwadzieścia minut później, gdy spotkaliśmy się w PW.
-Rozmawiałem z Wiktorem, to on powiedział Karkarowowi i McGonnagall, że widział mnie na błoniach, a ona powiedziała Snape’owi.- powiedział Roan, wpatrując się ze zmarszczonym czołem w płonące na kominku szczapy. -Myślicie, że będziemy mieli przez to kłopoty?
-W sumie nie powinniśmy mieć.- mruknąłem, przypominając sobie całą akcję. Powiedziałem celowo „powinniśmy”, a nie: „powinniście”, bo czułem współwinny temu wszystkiemu, ale przede wszystkim byłem wściekły na Arielle. Wszystko przez to, że zaatakowała Pansy! Gdyby nie rzuciła tego zaklęcia, rozeszłoby się po kościach, bo nikt by jej nie uwierzył, a Krum nie miałby za wiele do powiedzenia, bo przecież nie znał uczniów Hogwartu no i był tu gościem. -To ta Arielle… tylko dlatego, że rzuciła zaklęcie na Pansy, jest ta cała chryja! Sprout, McGonnagall, Snape, Karkarow… dziewczyny potrafią być paskudne!
-Taa, jasne.- parsknęła śmiechem Pansy. -No dobra, zastanówmy się, co mogła nakablować Arielle: że widziała kogoś, kto się do niej upodobnił… że to byłam ja, bo poznała mnie później… ale z całą pewnością nic więcej. Nie jest więc tak źle, jak można było się spodziewać.
-Ale skoro jesteśmy potencjalnie niewinni, to po co Snape nas wzywa?- myślał na głos Roan. -Zaklęcie rzuciła Arielle, więc ona jest najbardziej winna… ja obserwowałem a Pansy się przemieniła.
-Właśnie: p r z e m i e n i ł a.- zaznaczyła Amanda. -Pół biedy, gdyby była tylko przebrana i wystylizowana, ale Pansy się p r z e m i e n i ł a, więc w grę musiały wejść jakieś eliksiry albo czary.
-I myślisz, że o to właśnie chce wypytać Snape?- szepnęła Roxie, patrząc na nią z lekkim niepokojem. -Kurczę, trzeba coś wymyślić…
-Nie znam żadnego zaklęcia, które mogłoby nas zmienić w kogoś innego, słyszałem tylko o animagii, ale to przemiana w zwierzę, nie człowieka.- pokręciłem głową, główkując. -Kurczę, nic mi nie przychodzi do głowy.
-Eliksir wielosokowy.- mruknęła Pansy. -Tylko za pomocą eliksiru wielosokowego można się zmienić w kogoś innego, a bynajmniej ja tylko o tej metodzie słyszałam, ale jest mały problem…
-Ten eliksir poznaje się dopiero w czwartej, a nawet piątej klasie.- dokończyła za nią Amanda. -Słyszałam o tym na lekcji, wasz opiekun o tym wspominał.
Zapadło ciężkie milczenie.
-Kulki ze słabszą wersją, to jedno, a prawdziwy eliksir, to drugie.- odważyła się odezwać Roxie, zerkając na Roana.- Nie ma siły, musimy się przyznać, że użyliśmy eliksiru wieloskokowego, pytanie tylko, czy Snape uwierzy, iż warzyliśmy t a k i eliksir li i jedynie dla zemsty na jakieś piętnastolatce.
-Nie mamy wyboru.- stwierdził Roan i w tej chwili do PW wbiegł Goyle, zostawiony po kolacji na czatach, aby pilnować, kiedy Mistrz Eliksirów, znany szerzej jako Severus Snape, wróci do swoich kwater.
-Przyszedł.- sapnął a Roan i Pansy podnieśli się ociężale.
-To na razie.- mruknęli i opuścili pokój. Patrzyliśmy na nich w milczeniu, pełnym namysłu (Roxie i Amanda) oraz obawy (ja). Co wymyśli prof. Snape?
Na odpowiedź przyszło nam czekać niecały kwadrans: jednak kiedy Pansy i Roan weszli do PW, miny mieli nieszczególne.
-I co?- zapytałem razem z Roxie.
-Mamy szlaban i Slytherin stracił piętnaście punktów.- odpowiedzieli Pansy i Roan, a potem jednocześnie westchnęli i Pansy wyjawiła więcej:
-Za użycie eliksiru wielosokowego przeciwko drugiemu uczniowi odjął pięć punktów, dziesięć za to, że Arielle rzuciła na mnie Mimble - Wimble , a na koniec, żeby nam się odechciało głupot i żebyśmy nie sprawiali więcej tego typu problemów dał nam szlaban. Zgadnijcie, gdzie.
-Pewnie w lochach.
-Nie.- Roan wywalił język. -W KUCHNI.
-Szlaban w kuchni?- jęknąłem. -I co niby będziecie tam robić?
-Masz, przeczytaj.-Roan podał mi złożoną na dwoje kartkę. Gdy ją rozłożyłem, wszyscy zawołali: „Czytaj na głos”, więc tak też zrobiłem.
- 14 grudnia jest dniem urodzin dyrektora Instytutu Magii Durmstrang, Igora Karkarowa. Z tej okazji wieczerza niedzielna będzie poświęcona temu wyjątkowemu świętu. Przecież to jest to samo, co mówił nam dzisiaj rano prefekt. Nie widzę wzmianki o tym, żebyście mieli tańczyć salsę na stole.- pozwoliłem sobie na dygresję, ale Roan tylko kazał mi czytać dalej, więc wzruszyłem ramionami i usłuchałem. Pod tekstem ogłoszenia dopisano coś ręcznie. - Podczas wieczerzy, oprócz urodzinowego tortu, zostanie podana ulubiona potrawa jubilata, czyli fasolka po kaukasku (z sosem śmietanowo - serowym z dodatkiem anyżu moczonego w soku ananasowym i kurkumą). Uczeń Roan Wilxie proszony jest o stawienie się w kuchni Hogwartu(korytarz po lewej stronie Wielkiej Sali, należy połaskotać gruszkę na malowidle z misą owoców) w niedzielę o godzinie 9:30 celem pomocy w przygotowaniu w/w Dań Specjalnych.
-Ja też dostałam takie coś, tyle, że z moim nazwiskiem. O niczym innym nie marzę, jak siedzenie w niedzielę w kuchni nad jakąś kretyńską fasolką i tortem urodzinowym dla Karkarowa!
-No, to nie brzmi najfajniej.- wyobraziłem sobie Pansy w białym fartuszku i kucharskiej czapce, mieszającą z zapałem w wielkim garncu bulgocącą fasolkę i mimo woli wybuchnąłem śmiechem.
-A tobie co?- zapytała Pansy z urazą, a gdy wykrztusiłem podczas śmiechu jego powód, zaczęła mnie okładać poduszką, ściągniętą z sąsiedniego fotela. Roan starał się przekazać Roxie i Wilmie, że szlaban potrwa od sześciu do ośmiu godzin, ale w końcu dał za wygraną i poczekał, aż nam minie głupawka.
-No dobra… a co wy na to, żebyśmy wam pomogli?- sapnąłem, siadając wygodniej i patrząc na zdumione miny Roana i Pansy.
-Jak to: pomogli?- tym razem Goyle spojrzał na mnie ze zdumieniem (ale on jest bystry, ja nie mogę :-D)
-No… ja myślę, że chodzi mu o pomoc podczas szlabanu.- odpowiedziała mu wolno Wilma, a kąciki jej ust zadrżały. -Ależ to jest świetny pomysł! Zawsze chciałam zobaczyć, jak wygląda szlaban…
-Nigdy nie dostałaś szlabanu?
-Nie, zawsze cudem udało nam się go unikać, mnie, Roxie i Roanowi. Alex, to co innego… poza tym, wiecie, u nas nie ma szlabanów, tylko są raczej zajęcia dodatkowe i dodatkowe prace domowe.
-Zajęcia dodatkowe zamiast szlabanów?- zainteresowałem się nagle, porzucając właściwy temat.
-No wiesz, jak się spóźnisz albo nawalisz na zajęciach, to musisz posiedzieć nad tym przedmiotem, a jeśli przeskrobiesz coś poważniejszego- odpowiedziała Amanda. -,to coś w stylu praca w ogródku, sprzątanie holu, odświeżanie obrazów, zbieranie roślin na zajęcia z zielarstwa… dodatkowe zadania, które musisz wykonać, aby darowano ci winę.
-No to u nas jest podobnie.- zauważyła Pansy. -To są zadania dodatkowe, tyle że pod nazwą szlabanów, no i nie ma roboty wymyślanej specjalnie po to, żeby cię ukarać, tylko to są rzeczy, które obecnie przyniosą pożytek szkole. Dobra, wróćmy do naszego szlabanu. Draco, jak ty to sobie właściwie wyobrażasz?
-Normalnie.- wzruszyłem ramionami. -Nie, żebym się palił do jakiejś roboty, nie ma głupich, ale może być fajnie… no i nikt tam nam nie będzie przeszkadzał, no nie? To może być jeden z fajniejszych szlabanów w naszym życiu, żadnego dyszącego nad karkiem Filcha czy innego profesora, żadnego świństwa do czyszczenia, tylko praca w kuchni.
-Nie poznaję cię, Draco!- zaśmiała się Pansy. -Pierwszy raz słyszę, żebyś takie rzeczy mówił!
-No, lepsze to, niż trafić czyszczenie sreber jakimś śmierdzącym płynem albo obdzieranie ze skóry jakichś dziwnych gadów czy innych płazińców albo…
-Starczy.- Roxie przecięła ręką powietrze. -Dość dziwny pomysł lecz to faktycznie jedyna okazja, by zobaczyć, jak to wygląda u was, poza tym… im więcej rąk do pracy, tym krótszy szlaban!
-Masz rację.- pokiwała z zadowoleniem głową Amanda.- Wchodzę w to!
-Ja też.
-I ja.
-Crabbe?
-Ee…
-Będziecie mogli podżerać ciastka z kremem… i te pyszne, nadziewane serem i kurczakiem pieczarki…
-Dobra.
-Goyle?
-OK.
-Draco?
-Pytanie!
-No, to ustalone…- Roxie odetchnęła głęboko.
Dobra, a ja teraz idę spać już naprawdę, bo zbliża się wpół do trzeciej, a jutro przecież mam s z l a b a n ;-)

20:09, dormitorium

Czy ja kiedykolwiek pisałem, że to miał być najfajniejszy szlaban w naszym życiu? Gdzie? Pokażcie mi! Dochodzę do wniosku, że musiałem być wtedy niespełna rozumu… albo to podniecenie tak mi uderzyło do głowy, że porwałem się na dodatkową robotę w kuchni… o, nie, jeszcze teraz robi mi się niedobrze na myśl o rybach… bleee…

15 grudnia, poniedziałek, 7:00, gdzieś między 3. piętrem a 4. piętrem

Korzystam z chwili spokoju w jakimś starym przejściu, żeby opisać nasz „fascynujący” szlaban.
W niedzielę rano zjedliśmy normalnie śniadanie, a potem ja, Crabbe, Goyle, Roxie i Wilma wyszliśmy z Sali, wyraźnie żegnając się z Pansy i Roanem, którzy z trudem powstrzymywali się od chichotu. Uzgodniliśmy, że „winowajcy” powinni pójść do kuchni sami, żeby nie podpadło, a my dołączymy do nich za dziesięć minut, gdy sytuacja będzie klarowna. Odczekaliśmy więc w PW dziesięć minut od chwili, gdy Pansy, Roan i Arielle znikli w korytarzu wiodącym do kuchni, a potem przemknęliśmy się tam i, połaskotawszy gruszkę, weszliśmy do środka.
Jeszcze nigdy w życiu nie byłem w naszej szkolnej kuchni, słyszałem tylko o niej różne dziwy, którym, prawdę powiedziawszy, nie bardzo dowierzałem, uznając je za mocno wyimaginowane i zbyt naciągane, ale w chwili, gdy przekroczyłem próg tego c z e g o ś, zrozumiałem, że to wszystko było prawdą.
Kuchnia była… olbrzymia! To największa komnata, jaką kiedykolwiek widziałem, a wierz mi, Pamiętniku, widziałem ich dosyć! Na oko: jakieś sześćset pięćdziesiąt stóp na sześćset pięćdziesiąt stóp plus boczne sale, ukryte póki co przed naszym wzrokiem. Przy ścianach- sięgające sufitu regały, pełne najróżniejszych akcesoriów kuchennych, typu garnki, rondle, patelnie, obok kilkanaście kredensów, zawierających stosy talerzy i błyszczące niczym lustra sztućce (w szufladach), a do tego blaty pełne jedzenia i chmara skrzatów domowych, pętających się pod nogami. Staliśmy chyba z pięć minut oniemiali i z powywalanymi na wierzch gałami, aż wreszcie jakiś ostrzejszy głos przywołał nas do porządku.
-Nie stać tak i się nie gapić, do roboty!
Wciąż z rozwartą szczęką spuściłem wolno wzrok i zobaczyłem sięgającego mi do kolan skrzata, odzianego w coś poszewko- podobnego i z czapeczką moro na głowie (w czapce były dwa specjalne otwory, przez które skrzat miał przełożone uszy). Musiałem mocno potrząsnąć głową, żeby uwierzyć oczom: skrzat dyrygujący uczniami, niczym jakiś żołnierz?
-Ee…- Crabbe wgapiał się w blaty pełne ciastek francuskich, rogalików i nie nadzianych jeszcze rurek. -To wszystko można zjeść?
-Nie gadać, tylko do roboty! Kto was przysłał?- zapytał skrzat, surowo na nas patrząc. Uslyszałem za sobą, jak Wilma przełyka ślinę.
-Profesor Snape!- zawołałem. -Przyszliśmy… ee… pomóc wam, tak pomóc! Dostaliśmy szlaban.
-Wy też dostaliście szlaban?- skrzat spojrzał na mnie podejrzliwie. Zza jego pleców, z bocznej sali wyjrzała Pansy, ubrana w biały fartuch i w czymś dziwnym na głowie i wytknęła wymownie język. -Cała szóstka?
Chyba nie zrobiłem na nim zbyt dobrego wrażenia. Zapadło dwusekundowe milczenie, w czasie którego skrzat nie spuszczał z nas wzroku. Roxie uratowała sytuację, kiwając gorliwie głową i wołając przekonująco:
-Tak, tak, mamy szlaban, byliśmy strasznie… no, tego… i mieliśmy się tu zgłosić.
-Dobrze, więc włóżcie to.- mówiąc „to”, podał nam odpowiednią ilość białych fartuchów, podanych przez dwa inne skrzaty, które się zjawiły nie wiadomo skąd, a potem podał Roxie, Wilmie i Amandzie trzy śmieszne, białe czepki. -Wy włożycie to na głowy, żadnych włosów w sosach! Higiena przede wszystkim!
-Sosach?- podchwyciłem natychmiast, zawiązując tasiemki fartucha. -Mieliśmy zająć się tylko fasolką i tortem!
-Fasolką i tortem zajmują się już trzy osoby, to w zupełności wystarczy.- padła kamienna odpowiedź. -Wy zajmiecie się rybami i sosami- spojrzał na mnie i kumpli -a wy przygotujecie sałatki i steki. Potem wszyscy zajmiecie się ozdobami do tortów. Ty, ty i ty- wskazał sękatym, brzydkim paluchem mnie, Goyle’a i Crabbe’a. -pójdziecie do grupy Frytka.- wymieniony skrzat podbiegł do nas i, szarpiąc mnie za mały palec, pociągnął natychmiast w stronę salki po lewej. Za moimi plecami skrzaci kapral dyrygował dziewczynami, które odesłał do sąsiedniej sali wraz ze skrzatką o imieniu Lola w spódniczce z szeleszczącej folii.
Przydzielona nam sala była odrobinę mniejszą kopią tej wielkiej, którą dopiero co opuściliśmy. Na środku było wielkie palenisko, kilkanaście stanowisk na podgrzanie, zaś po ścianami stały kredensy, blaty i regały oraz stoły do pracy. W tej sali było tylko jakieś piętnaście skrzatów, wszystkie ubrane tak samo, za wyjątkiem naszego głównodowodzącego Frytka, który wyróżniał się czerwoną tiarą w gwiazdki na głowie.
Teraz popchnął mnie w kierunku jednego ze stołów, zaś moich kumpli do dwóch innych, mówiąc:
-Wszystko, co potrzebne, znajdziecie na blatach z jedzeniem. Naczynia są tu, sztućce tu, a noże i inne przyrządy- tam.- przy każdym wymienionym rodzaju pomocy kuchennych wskazywał różne punkty kuchni. Nie nadążałem za nim, więc dopiero po piątej pomyłce zapamiętałem, gdzie co jest. -My, skrzaty, wykorzystujemy nasze zdolności magiczne do przyrządzania potraw, ale wy nie możecie, wobec tego musicie poradzić sobie sami.
-Przecież możemy używać różdżek!- obruszyłem się, ale Frytek pogroził mi palcem.
-O, nie, żadnych fruwających noży i waz z zupą! Nie chcemy bałaganu. Pracujcie bez użycia czarów, a jeśli będziecie potrzebowali pomocy, możecie zapytać kogoś z nas. Przygotujecie trzysta filetów i sos serowy z kaparami, to na początek.
- Trzysta filetów??
-Po trzysta każdy z was.- przytaknął głową a ja jęknąłem cicho. W życiu nie miałem noża w ręku i surowej ryby! -To łatwe, wystarczy pokroić każdy kawałek, o tak, nie za cienko, nie za grubo.- pokazał mi odpowiednie cięcie, w trymiga przygotowując pięć idealnych kawałków ryby -a potem odłożyć tu- przełożył je do głębokiego talerza pełnego mąki i jakichś przypraw- obtoczyć, strząsnąć nadmiar panierki, a potem odłożyć tu.- pokazał mi każdą czynność w ekspresowym tempie i „przywołał” za pomocą czarów talerz z kostkami sera. -Potem sos, trzeba rozpuścić ser w garnku na palenisku, dodać trochę śmietany- pokazał błękitny dzbanek, pełen białej jak śnieg śmietany -dosolić i dopieprzyć, dodać ziół z tej skrzynki, żeby było w sam raz i gdy wszystko przybierze płynną konsystencję, dodać pokrojone drobno kapary.- wskazał drewnianą miskę pełną małych, zielonych kuleczek. -Przygotuj dwa galony sosu.
-Dwa galony?- jęknąłem znowu, przeliczając w myślach na litry. Dziewięć litrów sosu!! Jeszcze nigdy w życiu nie przygotowywałem większej ilości, niż litr!
-Tak, połowa tego garnka.- beznamiętnie kiwnął głową w stronę wysokiego, wielkiego garnka z zielonkawej emalii. -No, nie marudź tyle, tylko bierz się do pracy, nie ma chwili do stracenia!
Z tymi słowy odbiegł prędko w stronę grupy skrzatów, maszerujących dziarsko w stronę wyjścia i dźwigających małą beczułkę z czymś, co pachniało jak kiszonka i dołączył się, by im pomóc. Odwróciłem się w stronę swojego stołu, zrobiłem minę do chłopaków, którzy rozglądali się niepewnie, z przerażeniem patrząc na noże i spojrzałem na swoją rybę. Chyba naprawdę lepiej będzie zabrać się do pracy , pomyślałem, biorąc do ręki nóż i krojąc pierwszy filet (nie obciąłem sobie palca! :-P) kto wie, na co stać tego skrzata w czapce, gdybyśmy nie zdążyli na czas?
Wiedziałem, że pokrojenie ryb zajmie mi więcej czasu, niż Frytkowi lecz nie przewidywałem, że zajmie mi to cztery godziny . Tak, dobrze widzisz, CZTERY godziny krojenia ryb w idealne filety! I tak skończyłem szybciej od Crabbe’a (5 godzin, potem skrzaci kapral zdenerwował się i wyrzucił go z sali, każąc mu nadziewać babeczki borówkami i smażoną skórką pomarańczową pod surowym nadzorem skrzata Klapka) i Goyle’a (przy trzeciej prawie przekroił sobie palec i musiał iść do skrzydła szpitalnego), ale gdy odpoczywałem, dumny z siebie, Frytek przyszedł na inspekcję i nawrzeszczał na mnie, że niedokładnie skroiłem końcówki.
Tak, ten mały knypek dał mi OPR na miarę McGonnagall za głupią rybę i kazał mi przygotować pięćdziesiąt filetów jeszcze raz (kolejne czterdzieści minut w plecy)!
Byłem wściekły, zmęczony i głodny (dochodziła druga, pora obiadu), ale uparłem się nie powiedzieć ani słowa, żeby z czystej złośliwości ten dziwoląg nie kazał mi kroić ryb do wieczora (tak, w myślach nazywałem go „dziwolągiem” i niczym się już dla mnie nie różnił od tego kaprala… przeklęte skrzaty!). Zajęty robotą, dopiero za trzecim razem uświadomiłem sobie, że ktoś czegoś upierdliwie ode mnie się domaga, a i to dopiero wtedy, gdy w wyniku szturchnięcia natręta zaciąłem się w palec.
-Do jasnej cholery, szlag by to trafił!- zakląłem wściekle, rzucając nóż i patrząc na swój krwawiący palec, a potem odwracając głowę w stronę tego, kto mi przerwał. -Czy nie mógłbyś bardziej… o, sorry!- zreflektowałem się raz - dwa, widząc skrzata - żołnierza a za nim drugiego z talerzykiem pasztecików i pucharkiem soku dyniowego. No, wreszcie posiłek! Oblizałem ze smakiem wargi, chciwie patrząc na smakołyki lecz skrzat szybko sprowadził mnie na ziemię.
-Uważaj bardziej, jak kroisz rybę… i tak już zmarnowałeś dużo filetów.- powiedział cierpko, bez wzruszenia spoglądając na mój rozcięty palec. Raptownie chwycił go swoimi dwoma sękatymi i szorstkimi paluchami i w przeciągu dwu sekund, przy pomocy jakichś swoich czarów wyleczył go. Podczas gdy ze zdumieniem oglądałem efekty jego czarów, skrzat z talerzem i pucharem podszedł bliżej. -Weź sobie pasztecika i napij się soku, za pięć minut przejdziesz do sali deserów.
-Jasne.- przytaknąłem, z ulgą myśląc o zmianie pracy i sięgnąłem po talerz. Pięciominutowa przerwa i drobna przekąska zdecydowanie poprawiły mi nieco humor i wspomogły nieco nadwątlone siły.
W sali deserów spotkałem się, ku swojemu zdziwieniu, z całą piątką najwytrwalszych „szlabaniarzy” (tak podobno starsi uczniowie określają ukaranych szlabanem). Z jeszcze większym zdziwieniem przyjąłem wiadomość, że od tej chwili będziemy pracować razem przy tworzeniu ozdób i kremów dla tortów urodzinowych (wiem, że powinien być jeden lecz wyobraź sobie tylko jego wymiary tak, by starczył dla wszystkich gości, Pamiętniku i porównaj to z parametrami Wielkiej Sali… dlatego kuchnia podjęła się przygotowania około pięćdziesięciu tortów na potężnych tortownicach o czterdziestocalowej średnicy).
Posadzono nas przy długim blacie, na którym leżały wielkie płaty ciasta i masy marcepanowej, zaś obok cały bogaty asortyment takich przedmiotów, jak foremki, nożyki, dłutka, pędzle, a także naczynia z polewami, posypkami, bakaliami itp.
Każdemu z nas przydzielono określone zadanie- ja miałem wycinać listki z ciasta i ozdabiać je polewą miętową oraz szronem z kryształków cukru, Amanda pracowała przy wycinaniu marcepanowych różyczek („tylko ostrożnie i precyzyjnie, każda różyczka ma mieć tę samą ilość idealnie wymodelowanych płatków i każdy musi być dokładnie pokryty polewą truskawkową oraz ozdobiony wiórkami białej czekolady!”), Roan moczył orzechy i migdały w masie kajmakowej, którą potem zdobił polewą z wyjątkowo pysznej, gorącej czekolady z chili (spróbował i powiedział mi, że jest rewelacyjna; ja też chciałem posmakować, ale oczywiście jakiś skrzat - donosiciel mnie przyuważył i narobił strasznego rabanu :/), Roxie zaś wypełniała małe, wafelkowe kulki nadzieniem owocowym z mango i grejpfruta („Nadzienie, a potem lukier i posypka czekoladowa, nadzienie, lukier, posypka, nadzienie, lukier posypka!”), Pansy zajmowała się moczeniem smażonych owoców i galaretek w różnych czekoladach („Jabłka w mlecznej, banany w pomarańczowej, cytrusy w deserowej, galaretki w gorzkiej!”) a Wilma tworzyła okrągłe ramki na powierzchnię tortów z masy bananowej, złączonej gęstą bezą i roztartą na miazgę z mleczkiem waniliowym chałwą („Każda ramka musi być delikatnie oblana złocistą galaretką brzoskwiniową, posypaną z wierzchu cukrem).
Czułem się dokładnie tak, jakby zaprzęgnięto mnie do pracy w fabryce św. Mikołaja, tyle że tu nie było tej radosnej atmosfery świąt (którą zastąpiło ciągłe poganianie ze strony skrzatów i ich skrupulatny, irytujący nadzór) ani dobrej zabawy (myślisz, że zgłupiałem, Pamiętniku? No jasne, kto by nie chciał pracować w swoistej cukierni, prawda? JA bym nie chciał po tym, co tam przeżyłem… słodko jest tylko przez pierwsze trzy minuty, a potem wszystko robi się mechanicznie i myśli coraz częściej o tym, co podadzą na kolację i czy długo to jeszcze potrwa, zwłaszcza, jeśli się jest na „ochotniczym” szlabanie). Miło mi było widzieć, że na twarzach kolegów i koleżanek widniał ten sam wyraz zmęczenia, determinacji i beznadziei, co zapewne na mojej. Nie mieliśmy czasu ani chęci, by zamienić choć parę słów. Pierwsza ku temu okazja nadarzyła się dopiero w trzy godziny później, gdy pozwolono nam (odniosłem wrażenie, że dość niechętnie) opuścić kuchnię (nareszcie! Hurra!).
-To był najgorszy szlaban w moim życiu.- jęknąłem, jak tylko znaleźliśmy się w WS i ze zdumieniem wypuszczonych z buszu na wolność ludzi obserwowaliśmy pętających się beztrosko to tu, to tam uczniów obu szkół. -Nigdy się jeszcze tak nie narobiłem! Przysięgam, wolałbym iść raz jeszcze do Zakazanego Lasu, niż wrócić do kuchni…
-Byłeś kiedykolwiek w Zakazanym Lesie?- cień zainteresowania rozległ się w głosie Roxie.
-Mhm.- pokiwałem smętnie głową, gdy powlekliśmy się do stołów z nadzieją na znalezienie choćby odrobiny czegoś jadalnego. -Na szlabanie w zeszłym roku, z gajowym, tym wielkoludem.
-Jak to? Poszedłeś na szlaban do lasu, do którego normalnie nie wolno wam wchodzić?- zapytała Amanda, pokazując nam jednocześnie stół z podeschniętymi i zimnymi już kotletami cielęcymi w temperze i kawałkami kurczaka w curry. Potrawy powoli znikały ze stołów. Rzuciliśmy się jednocześnie na jeden z półmisków i bezceremonialnie zabraliśmy go ze stołu, a potem, nie oglądając się na zdziwionych gapiów i modląc się, by nikt z grona pedago nas nie dorwał, pognaliśmy do wyjścia, stamtąd zaś, na schody Wieży Północnej.
Przy skromnym, acz lepszym od pasztecików i soku posiłku odpowiedziałem Amandzie na pytanie i przybliżyłem nieobeznanej reszcie historię wyprawy do Lasu. Potem rozmowa zeszła na zupełnie beztroskie tory i gawędziliśmy sobie tak w najlepsze dopóty dopóki nie zadzwonił gong na kolację. Udaliśmy się, jak wszyscy inni, na kolację i, podrzuciwszy dyskretnie puste wspomnienie po kurczakach i kotletach na stół Gryfonów, zasiedliśmy do uroczystej wieczerzy, poprzedzonej odśpiewaniem „Sto lat!” dla dyrektora Durmstrangu i innymi takimi oficjalnymi pierdółkami. Potem musieliśmy wcześniej wyjść, bo Roxie zrobiło się niedobrze na widok sałatek i steków :-P.

Wiesz co, Pamiętniku, muszę chyba kończyć… zrobiło się późno, muszę zabrać jeszcze torbę i lecę na śniadanie. Potem opiszę może trening pokazowy Krukonów, bo, jak się mi zdaje, dzisiaj jest „ich dzień”. Phi, wielkie mi co, i tak my zabłyśniemy najjaśniej!!!

Komentarze:


Matix
Piątek, 15 Sierpnia, 2008, 15:11

Notka dość dobra, jednak wątpie czy Malfoyowi i reszcie udało się ot tak przekonać skrzata co do szlabanu przecież ktoś go poinformował ile będzie uczniów. Kolejne co mi się nie podoba to że skrzat kazałprzygotować Malfoyowi, Crabbemu i Goylowi po 300 filetów czyli razem 900 sztuk. Czy to nie za dużo? przecież w szkole uczy się około 280-300 uczniów plus grono pedagogioczne i pracownicy (około 15 osób), nawet jakby sobie nałożyli po dwa filety to i tak zosało by 300 kotletów.

Notkę oceniam na P. I czekam na następną.

 


Madeleine Halliwell
Piątek, 15 Sierpnia, 2008, 16:25

może te 300 kotletów zostaje dla domowych skrzatów? tak czy siak Crabbe i Goyle na pewno wezmą wiecej niż dwa kotlety. a jeżeli ktoś jest naprawdę głodny moze wziąść trzy... - ouh. co ja wypisuje...
notka mi się podoba i czekam na następną.
zapraszam - niedługo - do mnie
pozdrawiam

 


Sol Angelika (Julia Darkness)
Piątek, 15 Sierpnia, 2008, 17:14

Notka jak zwykle jest super, wojownicze te skrzaty sa:-D I okropnie wymagajace, ja bym nawet jednego fileta nie zrobila, a co sopiero tyle! Podziw dla calej paczki i dla Ciebie za talent:-)
Pozdrawiam:-)

 


Laura - Emma
Sobota, 16 Sierpnia, 2008, 16:30

Ta notka była dla mnie męczarnią, nie chodzi mi o treśc, lecz o długość! Piszesz chyba najdłuższe notki na tej stronie! Jeśli sie myle to powiedzcie kto pisze dłuższe :D Notka super! Malfoy dostał lekcję :d haha 300 filetów każdy? ja bym zwariowała :D zabraliby mnie po tym do czubów! :D Podziwiam cię :) że też chce ci sie pisać aż takie długie notki :) Pozdro! Bu$ka!

 


Nutria(Hanna Abbott)
Niedziela, 17 Sierpnia, 2008, 20:14

MARTO ja Cię chyba uduszę, narobiłaś mi takiego smaka na jakieś pyszności a w szczególności na tort urodzinowy, że mnie teraz nosi:P.
Ta notka była super, świetne bojownicze i władcze (nieznane z tej strony) skrzaty, męczarnia checi zrobienia czegoś dobrego(towarzyszeniu Pansy i Roanowi przy szlabanie). Na ich miejscu zatłukłabym Dracona, to przeciez był jego pomysł z tym dobrowolnym szlabanem.
Pozdrawiam. Zabieram się za notkę u Severusa.

 


Eveline;*
Poniedziałek, 18 Sierpnia, 2008, 12:42

Ach Matix nie ma się do czego przyczepić.
Mi się dzisiaj nie nudzi, więc nie będę szujać błędów:P
Mam mało czasu, więc się streszczam:
twoje notki śa świente.
Draco, jak żywy, a do tego te opisy, dialogi. Nie mówiąc już o akcji. Masz świeże pomysły, jak jabłka z mojego ogródka:)
Super.
Nawiasem mówiąc to mi również zrobiłaś smaczka. Skrzety są zabójcz <może nawet dosłownie...>
Idę po coś do lodówki <może po jabłka?>


PS: zapraszam do Fleur.

 


Ginny
Środa, 20 Sierpnia, 2008, 17:31

ąwietnie ale jak by bylo można to troche skrócic albo na częsci 1 cześć dziśiaj 2 jutro itp.ale świetnie

 


Parvati Patil
Piątek, 22 Sierpnia, 2008, 17:30

Nie wiesz, kochana Marto, jak miło jest pisać komentarz na temat Twoich notek. Wiesz, o co mi chodzi? Chodzi mi o to, że są naprawdę rewelacyjne. Nieraz myślę sobie przed pisaniem nowej notki tak &#8222;pamiętaj, postaraj się napisać notkę1) choćby w jednej piątej tak dobrze jak Marta&#8221;. I, rzecz jasna, nigdy mi się to nie udaje...
Masz świetny styl pisania. Piszesz jak (bez urazy za to określenie :P) stara
i wyrobiona pisarka bestsellerów.:) Uważałam tak, uważam tak i jestem pewna, iz uważać tak zawsze będę. Ojej, ale do rzeczy:
notka, jka zwykle, wspaniała. Wiem, że prawdopodobnie moje komentarze Cię już nudzą, bo zawsze są pozytywne. Ale, moim zdaniem, nie mogę nic więcej napisać, bo nie mam o czym- w Twoich notkach zawsze jest humor, ciekawa i wciągająca akcja, niekryte emocje i piękne, dokładne opisy. Pokazujesz Dracona od z jego różnych stron charakteru, a Twoje notki zawsze są perfekcyjnie napisane. I za to masz u mnie ogromnego na dwieście stóp Wybitnego!
Chcę Ci powiedzieć jedno: jestem tak zachwycona notką, że nie umiem tego wyrazić. I nie są to puste i fałszywe pochwały, ale szczere, serdeczne i prosto z serca gorące uznanie. I podziękowanie za Twoje notki.:)
buziaki- Parvati
PS. Najmocniej przepraszam za tak późny komentarz. Niestety, nie miałam Internetu.
Mam nadzieję, że się nie obraziłaś...

 


Ann-Britt/ZKP
Niedziela, 24 Sierpnia, 2008, 09:36

"...Pansy zajmowała się moczeniem smażonych owoców i galaretek w różnych czekoladach (&#8222;Jabłka w mlecznej, banany w pomarańczowej, cytrusy w deserowej, galaretki w gorzkiej!&#8221;) a Wilma tworzyła okrągłe ramki na powierzchnię tortów z masy bananowej, złączonej gęstą bezą i roztartą na miazgę z mleczkiem waniliowym chałwą..."
Za takie opisy można by Cię skazać na dożywocie! Ja poprostu nie mogę tego czytać, bo od razu to wszystko staje mi przed oczami. Notka bardzo dobra i wciągająca. No i brawa za oryginalny szlaban. Tylko wątpię, czy prawdziwy Draco zgodziłby się pomóc komuś innemu przy jego pracy karnej. Moim zdaniem byłby ponad to. Ale niech już będzie.
Ja również przepraszam za późny komentarz, ale wyjechałam.
Pozdrowienia!;*

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki