Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Meg

[ Powrót ]

Poniedziałek, 07 Lipca, 2008, 09:55

56. Intruz, wampiry i Klub Pojedynków

Witam! Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Matix, oni poszli z błoni do zamku, tam przeczytali list i wyszli z zamku, by pójść do sowiarni. Z drugim błędem masz rację, to moje niedopatrzenie, dzięki, że zwróciłeś na to uwagę:)
jjj,kolory robię przy użyciu polecenia, jakie znajdziesz na prawie każdej stronie z kursem html.

Czwartek, 12:45, PW

Dziś obudziłem się znienacka w środku nocy: na dworze było bardzo ciemno, ale lśniące płatki świeżego śniegu rozjaśniały mroczne błonia i góry w oddali. Świecił księżyc i w ogóle było niezwykle pięknie, idealna noc na jakąś samotną wędrówkę po skarb czy coś w tym stylu, nie wiem, dlaczego akurat takie mam skojarzenia.
Poczułem ogromną ochotę, żeby wyjść na dwór, lecz wiedziałem dobrze, że spotkałaby mnie za to surowa kara, gdybym został przyłapany. Biel śniegu była jednak tak niebywale kusząca, że po pewnym wahaniu wyciągnąłem z kufra najgrubszy ze swetrów, przysłanych mi ostatnio przez matkę, oraz spodnie i wciągnąłem je na piżamę. Na to założyłem płaszcz i tak przyodziany na palcach opuściłem dormitorium.
Hogwart nocą jest niezwykle pusty, cichy i ogromny: nie wiem, czy już pisałem Ci o tym, Pamiętniku? Mimo to nie mogłem pozbyć się wrażenia, że nie jestem tej nocy sam: może przez dziwne cienie, kładące się na ścianach, a może przez to, że mój postępek powinienem mieć na sumieniu.
Byłem już na schodach, kiedy usłyszałem ciche skrzypienie drzwi wejściowych. Zamarłem, z nogą na stopniu a słuch wyostrzył mi się do tego stopnia, iż bicie mego serca było dla mnie niczym grzmot. Ktoś najwyraźniej wszedł do Sali Wejściowe z dworu i nie byłoby to takie dziwne, gdyby nie fakt, że był środek listopadowej, ponurej nocy! No dobra, wiem, ja też miałem zamiar wyjść na chwilę na dwór, a bynajmniej tak mi się wydawało do tego momentu. Teraz odeszła mi ochota nie tylko na wychodzenie na dwór, ale w ogóle na wyściubianie nosa spoza lochów: miałem szczery zamiar jak najszybciej zniknąć stamtąd, ale po pierwsze, nie mogłem się ruszyć, bo mnie prawie sparaliżowało, a po drugie, wiedziałem, że będzie mnie dręczyć sprawa tajemniczego intruza.
Zebrałem się więc w sobie, odetchnąłem jak najgłębiej i najciszej, a potem przesunąłem się dwa kroki wprzód, akurat do miejsca, gdzie stał wielki, kamienny posąg uskrzydlonego dzika, za którym mogłem czuć się bezpiecznie. Wychyliłem czubek nosa spoza lewego skrzydła i wyjrzałem najostrożniej w świecie, no i zgadnij, Pamiętniku! Intruz, dość niski, cały odziany w płaszcz z wielkim kapturem, właśnie był w połowie Wielkich Schodów i twardo szedł dalej!
Poczułem przypływ adrenaliny i ciekawości. Ciekawe, dokąd on idzie? Wyraźnie zmierzał do jakiegoś celu a ja bardzo chciałem wiedzieć, jaki to cel. Niewiele myśląc, postanowiłem iść za nim. W końcu nie mógł mnie wyprowadzić na jakieś manowce (nadzieja matką głupich!), bo nie byliśmy w lochach, co dodało mi otuchy. Odczekałem, aż zniknie za rogiem prawego korytarza i ruszyłem za nim, równie cicho i uważnie, jak on.
Muszę przyznać, że to całe śledzenie, to wcale nie jest taka łatwa sprawa! Trzeba cały czas pozostawać w bezpiecznej odległości i mieć na oku obiekt, samemu nie będąc widzianym i to jest chyba właśnie najtrudniejsze: nie dać się przyłapać. Parę razy myślałem, że już go zgubiłem, ale na szczęście udawało mi się go dostrzec. Szliśmy coraz wyżej, różnymi korytarzami, przejściami i schodami. Można było się nieźle zakręcić!
W końcu, zmachany, przystanąłem koło jakiejś zbroi, by zaczerpnąć tchu. Korytarz był niezmiernie długi więc mogłem sobie pozwolić na chwilę przerwy. Straciłem rachubę, na którym piętrze jesteśmy, bo było już tyle wejść i zejść, że nie sposób było się w tym orientować. Nagle przeszło mi przez myśl, czy ten cały k t o ś celowo nie prowadzi mnie taką plątaniną korytarzy. Wyjrzałem szybko, by sprawdzić, jak się ma sytuacja i zobaczyłem, że korytarz jest pusty. Arrrgh!
Myślałem, że mnie ciężki szlag trafi! To ja się męczę, ukrywam i włóczę po nocy, a i tak na nic cały mój wysiłek? Byłem prawdziwie wściekły na siebie, na intruza i w ogóle na wszystko. I po co ci to było, Draco, mówiłem sam do siebie, rozglądając się bezradnie po korytarzu. Teraz nie dość, że jesteś sam nie bardzo wiadomo gdzie, to im dłużej tu będziesz, tym większe ryzyko, że ktoś cię tu dorwie; nie ma co, tylko pozazdrościć położenia!
Zacisnąłem mocno dłonie w pięści i postarałem się skupić. Na pewno jestem gdzieś na jednym z najwyższych pięter, pomyślałem, i na pewno nie jestem w żadnej wieży. Spróbowałem rozpoznać jakieś szczegóły, zbroje, obrazy czy rzeźby, ale nic mi one nie mówiły. Nie wiem zresztą, bardzo możliwe, że byłem tu kiedyś, ale nocą wszystko wygląda zupełnie inaczej… jakoś tak… bardziej obco, groźniej.
Nagle wpadły mi do głowy dwa świetne pomysły: portrety i okna! Mogę obudzić czyjś portret i zapytać, gdzie jestem albo wyjrzeć przez okno i po widoku poznać, w której części zamku jestem!
Z nowym przypływem sił rozejrzałem się i podszedłem do najbliższego portretu, przedstawiającego opasłą czarownicę z kandelabrem, drzemiącą na bardzo eleganckiej kozetce.
-Hej, ty, obudź się!- syknąłem cicho, uderzając w namalowane na płótnie ramię. -Słyszysz? Obudź się!
Musiałem powtórzyć tę procedurę kilka razy, nim zareagowała.
-C-c-oooo?- ziewnęła przeciągle, otwierając jedno oko i łypiąc nim na mnie nie do końca sympatycznie. -Kto tu jest? Czego chcesz? Dlaczego budzisz mnie po nocy??
-Powiedz mi, gdzie jesteśmy.- szepnąłem. Czarownica otworzyła drugie oko i zlustrowała mnie od stóp do głów.
-Uczeń szwendający się po zamku nocą? Oj, oj, napytasz sobie sporej biedy, chłopcze!
-Nie napytam, jeśli mi powiesz, gdzie jesteśmy!- zniecierpliwiłem się. Tylko tego brakowało: ja chcę się dowiedzieć bardzo ważnej rzeczy a ona mi tu kazania prawi! Skrzywiła się na mój ton i odparła niechętnie, jeszcze raz patrząc na mnie podejrzliwie:
-Szóste piętro, chłopcze.
-Dzięki!
Z ulgą odsunąłem się od portretu i obejrzałem raz jeszcze. Szóste piętro… a więc piętro wyżej- Gryfoni, niżej- zaklęcia. Intruz przyszedł z tamtej strony, powiedziałem do siebie w duchu, przedtem było parę skrętów i jakieś schody, potem jakiś korytarz… Nie, to na nic, trzeba się zorientować…
Podszedłem do naprzeciwległego, witrażowego okna i uchyliłem je nieznacznie. Ujrzałem przed sobą błonia, zalane księżycową poświatą, lśniącą taflę jeziora i ośnieżone szczyty.
-Wschodnie skrzydło zamku!- zawołałem cicho z radością i odwróciłem się tyłem do okna. -A więc muszę kierować się jak najwięcej w lewo, żeby dojść do Wielkich Schodów.
To powiedziawszy, ruszyłem dzielnie w stronę, z której przyszliśmy i skręciłem w pierwszy możliwy korytarz po lewej stronie. Szedłem nim aż do samego końca, potem miałem do wyboru tylko w prawo bądź lewo, więc poszedłem znowu w lewo. Tak klucząc i cały czas starając się zapamiętać drogę i swoje położenie, wyszedłem po chyba dwudziestu minutach na bardzo szeroki korytarz, na końcu którego stał gargulec.
-Ktoś mi mówił o gargulcu…- powiedziałem sam do siebie, opierając się o ścianę i rozglądając. Kto to był? Gdzie był ten gargulec?
Stałem tak i próbowałem przypomnieć sobie to, gdy usłyszałem jakiś gruchot i kamienny blok kilka stóp ode mnie odsunął się, a zza niego wyszedł…
-Profesor Snape?!- wydusiłem, prostując się i patrząc na niego z niesłychanym zdumieniem. On podszedł do mnie kilka kroków i spojrzał na mnie strasznym wzrokiem.
-Co ty tu robisz, Draco?- syknął, majtając gniewnie szatą. -Powinieneś być teraz w swoim łóżku, a nie włóczyć się po korytarzach!
-Wiem, przepraszam, ale…- zacząłem i urwałem. Jak powiedzieć o intruzie, nie wspominając o tym, dlaczego opuściłem dormitorium? -…w zamku jest jakiś intruz!- zawołałem przyciszonym, bardzo podnieconym głosem. -Widziałem, jak wchodził do zamku, niski, w płaszczu a potem znikł na szóstym piętrze!
-To niemożliwe.- uciął. -Przyśniło ci się coś, Draco, ale to nie uprawnia cię do nocnej włóczęgi!
-Profesorze, to nie był sen, sam widziałem, naprawdę!
-Po raz drugi powtarzam ci, Draco, że to nie jest możliwe, aby ktoś bezkarnie wszedł do zamku i jeśli będę musiał powtórzyć to jeszcze raz, obiecuję ci, że zostaniesz ukarany na równi z wszystkimi innymi uczniami, którzy łamią szkolny regulamin.- powiedział groźnie i stanowczo, więc umilkłem. -A teraz zostań tu i poczekaj na mnie: kiedy wrócę, osobiście odprowadzę do dormitorium, żeby mieć pewność, iż nie złamiesz regulaminu kolejny raz.
-Tak jest, profesorze.- przytaknąłem bez dyskusji i usiadłem pod ścianą, obserwując, jak Snape wchodzi na jakieś schody za gargulcem. Potem gargulec zasunął się i zapadła cisza.
Mój opiekun powrócił po kilkunastu, może kilkudziesięciu minutach. Przez ten czas zrobiłem się bardzo śpiący i czułem zmęczenie po dość długim chodzeniu po zamku. Ledwie nie usnąłem przed przyjściem Snape’a i nawet nie chciało mi się uważać na drogę, gdy wracaliśmy do lochów. Obiecałem mu, że nie wyjdę z dormitorium do rana i kropnąłem się spać, a kiedy ponownie otworzyłem oczy, było już dobrze po ósmej i chłopaki byli gotowi na śniadanie.
-Dlaczego mnie nie obudziliście?- powiedziałem im na dzień dobry, wyskakując z łóżka i chwytając swoje rzeczy. -Crabbe, przecież ci mówiłem, że nie zdążyłem odrobić pracy z zielarstwa i żebyś mnie obudził wcześniej, to zrobimy to razem!
-Kto powiedział, że cię nie budziłem?- odparł Crabbe a Dan dodał, rechocząc:
-Noo… Crabbe próbuje cię dobudzić od wpół do ósmej, zastanawialiśmy się nawet, czy by nie nawpuszczać ci pająków pod kołdrę, ale nie jesteśmy tacy złośliwi. Mieliśmy jednak poważne zamiary co do myszy, jaką upolowała sowa Phila…
-Spadaj.- walnąłem w niego poduszką i śmignąłem do łazienki. Pobiłem swój osobisty rekord: w trzy minuty byłem gotów! Okazało się też, że nie muszę się martwić o zielarstwo, bo przyszedł do nas prefekt i powiedział, że dziś nie mamy zajęć, bo wszystkie karpencje pomarzły. Hurra!
W drodze na OPCM mruknąłem do Crabbe’a, Goyle’a i Pansy, że muszę z nimi pogadać; nie zdążyliśmy jednak nawet dwu słów zamienić, bo Laluś poprosił nas do środka i pospadały nam szczęki.
Cała sala od obrony była pełna wielkich obrazów i magicznych tablic; wszystkie przedstawiały Lockharta z wampirami, a to wbijającego kołek, a to zaglądającego z głupawym uśmieszkiem do trumny, a to liczącego żebra na gołej piersi wampira. Było to porażające i musiał nami porządnie potrząsnąć, żeby wróciła nam władza do nóg i głos.
-Panie Malfoy, niech się pan tak nie boi, te wampiry istnieją tylko na tym płótnie, choć, oczywiście, żyją też naprawdę i to o moich spotkaniach z nimi chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć. Będzie to bardzo pouczająca lekcja, więc proszę o skupienie!
-Taa… chyba tylko wtedy, gdy spotkamy wampira na korytarzu.- mruknęła Pansy uroczyście, nadal spoglądając na materiały z błędnym wyrazem oczu. -To czubek do potęgi entej. Myślisz, że on podejrzewa, że w Komnacie ukrywa się wampir?
-Do niego wszystko podobne..- odparłem półgębkiem, z trudem tłumiąc śmiech i wyjmując pergamin oraz pióro.
-Co, będziesz notować to, co on mówi?- zapytał Goyle z najwyższym zdumieniem, na co ściąłem go wzrokiem i syknąłem cicho:
-Nie, tylko muszę wam coś powiedzieć tak, żeby on się nie czepiał. Napiszę to wam.
Oto ta kartka, na której sobie „rozmawialiśmy”(te grube kulfony, to pismo Goyle’a, Crabbe pisze też grubo ale pochyło. Resztę znasz, Pamiętniku ;-P ):

Wczoraj w nocy ktoś wszedł do zamku z dworu. Widziałem, jak wszedł i śledziłem go aż do szóstego piętra.
I co, gdzie doszedłeś?
Zielonego pojęcia nie mam, Pansy. Na jakimś korytarzu znikł mi z oczu. Nie wiem, gdzie poszedł.
Nie wiesz, kto to był?
No jak mam wiedzieć, Goyle, skoro mówię, że i n t r u z!
Dobra, dobra nie wściekaj się od razu. Poznałbyś go przy kolejnym spotkaniu?
Nie. To był ktoś niewielkiego wzrostu, cały odziany w wielki płaszcz z kapturem.
Myślisz, że mógł to być jakiś uczeń albo nauczyciel?
Nie, nie sądzę, Crabbe… jaki uczeń by łaził nocą po dworze a potem zakradał się do szkoły? To samo z nauczycielami: moglibyśmy brać pod uwagę jedynie Flitwicka, a wiadomo, że to nie on.
Nigdy nic nie wiadomo.
Oj, przestań, Crabbe, chyba nie sądzisz, że Flitwick mógłby coś ukrywać? Poza tym ta osoba szła pewnie, spokojnie i cicho, to ktoś o wiele młodszy od niego.
Czyli uważasz, że to ktoś z zewnątrz?
Nie uważam tak, tylko nieprawdopodobne mi się wydaje, że jakiś uczeń mógłby tak postępować, Pansy!
No… ja znam przynajmniej jednego… w końcu t y też nie byłeś tej nocy w łóżku.
Jak to zrobiłeś, że cię nie złapali?
Próbowałem wrócić na Schody, ale natknąłem się na Snape’a. Wyszedł z bocznego przejścia i kompletnie mnie zaskoczył.
I co, dał ci szlaban?
Zgłupiałeś chyba, Goyle. Był zły, owszem, ale odprowadził mnie z powrotem i kazał obiecać, że nie wybiorę się na taką wycieczkę następnym razem.
Ciekawe, co on robił nocą na korytarzach.
Nie mam pojęcia. To był taki korytarz z gargulcem, który chyba strzegł czegoś, bo Snape odpieczętował to coś, wszedł tam i po jakiejś pół godzinie wrócił.
Może to wejście do Komnaty Tajemnic?
Coś ty, Crabbe! Gdyby tak było, nie pozwoliłby Draconowi tego zobaczyć, prawda? Osobiście uważam, że to mogło być wejście do gabinetu dyrektora, zdaje mi się, że coś kiedyś o tym słyszałam, chyba od rodziców.
No jasne! Dzięki Pansy, że mi o tym przypomniałaś! To wejście do gabinetu Dumbla, ojciec mi mówił o gargulcu, a ja o tym zapomniałem.
W takim razie chociaż jeden szkopuł rozwiązany. Kurczę, kto to mógł być, ten k t o ś? Może jednak to był uczeń, obcy nie wszedłby jak do siebie, a ty mówiłeś, że szedł aż na szóste piętro.
Pansy ma rację.
Dzięki, Crabbe. Ja tylko mówię, że gdybym miała obstawiać, stawiałabym na ucznia. Pytanie, czemu polazł na błonia?
Może romantyk jakiś i w księżyc się chciał pogapić… ;-D
Nie żartuj. To nie wyglądało tak, jakby wracał z romantycznej przechadzki. Już bardziej: jakby robił coś podejrzanego.
A może to po prostu lunatyk?
Wow, Goyle, zaskakujesz mnie. Skąd ty znasz takie trudne słowa?!
Odczep się, Draco, dobrze??
Nie kłóćcie się, chłopaki, musimy pomyśleć nad tą sprawą. Nie wiem, jak wy, ale mnie to dziwi, że jakiś uczeń robi sobie nocny wypad i się ukrywa. Nie powiecie mi, że ten płaszcz z kapturem to od zimna i że ukrywał się przed nauczycielami. Tutaj zgadzam się z Draconem, że to było coś podejrzanego.
Tylko ciekawe, co?
Uups, uwaga, Laluś przechodzi do dyktanda pt. Bardzo Ważne Informacje Na Temat Wampirów.
Już chyba prędzej- Narcyz.
O, to, to. Dobre, Draco ;-P Chowaj kartkę i udawajmy, że notujemy jego słowotok.

Tyle naszej pogawędki na obronie, ale przynajmniej zabiliśmy pół godziny nudy. Drugie pół pisaliśmy o wampirach a na drugiej godzinie z Narcyzem (nowa ksywka szybko się przyjęła ;-P ) uczyliśmy się, jak je unieszkodliwiać i jak je rozpoznawać. W sumie temat sam w sobie niegłupi, ale mierzi mnie to, że muszę się tego uczyć od tego palanta. Ugh!
Czy pisałem Ci o tym, że dzisiaj spotkanie Klubu Pojedynków? O siedemnastej mamy zebrać się w Wielkiej Sali i tam mamy się podobno nauczyć pożytecznych magicznych technik obrony. No, no, ciekawe, kto to będzie prowadził? Dobra, lecę z chłopakami, Pansy i kilkoma jej koleżankami na dwór, urządzamy sobie wielką, ślizgońską bitwę na śnieżki, korzystając z wolnego popołudnia ;-P

19:23, PW

No to mamy sensację! Podczas spotkania Klubu Pojedynków okazało się, że Potter jest wężousty! A było tak: Lockhart i Snape, jako prowadzący spotkanie (o, litości… nie chciej, Pamiętniku, bym wspominał ubiór i zachowanie tego gogusia…) pokazali nam zaklęcie Expelliarmus i potem kazali nam poćwiczyć w parach. Oczywiście, znałem to zaklęcie wcześniej, więc nie przejmowałem się zbytnio tym, co kazał robić Lockhart.
Mój opiekun przydzielił mnie do Pottera (bajka!), Weasleya do tego ciamajdy Finnigana a szlamę do Millicenty. Ha! Potter wyraźnie nie był zachwycony tym, że miał walczyć ze mną, ale ja tam myślę, że zwyczajnie- miał pietra ;-P Próbował się zgrywać na nie wiadomo kogo, ale prawdy nie dało się ukryć: czar tytułu Chłopca, Który Przeżył znikł i nie mógł mu już pomóc w pojedynku ze mną. Zastanawiałem się właśnie, jakim zaklęciem go załatwić, żeby zrobić najlepsze show dla kumpli, gdy Snape podsunął się do mnie cicho i szepnął mi do ucha:
-Wiesz, co masz robić?
-Tak, wiem.- odparłem półgębkiem, zerkając pogardliwie na okularnika, który już szykował się naprzeciwko mnie. -Czym go potraktować, profesorze, żeby go uziemić?
-Pomyśl o Serpensortii… w końcu jesteś ze Slytherinu.- mruknął i odsunął się, także obdarzając Pottera podobnie przyjemnym spojrzeniem, a potem powiedział na głos:
No, Draco, myślę, że sobie poradzisz z panem Potterem… bez mojej pomocy.
Pokiwałem z zadowoleniem głową. Potter łypał na mnie czujnie i nieprzyjaźnie, a ja, oczywiście, odwzajemniłem się mu tym samym.
-Panie profesorze, czy mógłby mi pan pokazać, co mam zrobić?- zapytał niby spokojnie stojącego obok Lalusia, a ten z filmowym uśmiechem odpowiedział:
-Po prostu zrób to, co ja!
Biorąc pod uwagę, że Lockhart upuścił różdżkę po wykonaniu co najmniej setki dziwnych ruchów, dawałem marne szanse Potterowi, zwłaszcza przy Serpensortii ;-D. Uśmiechnąłem się z satysfakcją i gdy odliczono do trzech, pierwszy zawołałem:
- Serpensortia! -
nim Potter zdołał choćby pomyśleć Expelliarmus . Efekt był piorunujący: na posadzce pojawiła się ogromna, sycząca kobra, która uniosła olbrzymi łeb do góry i skierowała go w stronę stojących w pobliżu uczniów. Rozpętała się istna wrzawa: dziewczyny zaczęły piszczeć i uciekać, a chłopacy jęli w pośpiechu się odsuwać, stękając. Tylko Potter stał nieporuszony, zupełnie jakby sparaliżowało go ze strachu. Snape wskoczył na podium i zawołał mocnym głosem:
-Nie ruszać się! Ja to załatwię!
Wąż tymczasem uniósł łeb jak do ataku i już miał go opuścić, gdy Potter zawołał coś w bardzo dziwny sposób, zupełnie, jakby nie przemawiał ludzkim językiem. Zapadła dziwna cisza, jakby w zwolnionym tempie ujrzałem, że wszyscy odsuwają się od niego i zostaje tylko dygocący ze strachu chłopak, Potter i gigantyczny wąż między nimi. Nie da się nawet powtórzyć tego, co „mówił”, była to plątanina syków i dziwnych zgłosek, których nigdy wcześniej nie słyszałem. Zrozumiałem jednak, co to oznacza i wybałuszyłem oczy ze zdziwienia: kobra odwróciła łeb w stronę Wielkiego Pe, a potem pokornie położyła się na ziemi.
- Evanesco! -zawołał Snape z różdżką w dłoni, ocknąwszy się z odrętwienia. Potter stał przez chwilę, jakby sam nie wiedział, co się stało, lecz nim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, szlama i Weasley ściągnęli go siłą w tłum i znikli w nim jak kamfora. Ja tymczasem z trudem przechodziłem do porządku dziennego nad tym, czego byłem świadkiem. Odszukałem wzrokiem Snape’a, który dyszał i patrzył w szemrzący tłum. Lockhart, dotąd ukryty bezpiecznie za wielkim stołem, wyskoczył nagle na podium, blady i wyraźnie przerażony, ale nadal emanujący obrzydliwym urokiem oraz czarem i, racząc wszystkich uśmiechem numer dwa, zawołał przymilnie:
-Moi drodzy, moi drodzy, proszę o uwagę! Oczywiście, takie sytuacje mają prawo się zdarzyć, dziwne zjawiska, nieoczekiwane konsekwencje uroków, ale proszę to potraktować jako…
Nie chciałem słuchać, jak należy to potraktować, tylko czym prędzej odszukałem wzrokiem Pansy oraz chłopaków i zeskoczyłem do nich.
-Ale numer.- mruknął Crabbe, gdy wycofaliśmy się bardziej w stronę naszej grupy Ślizgonów, z fascynacją rozmawiających o tym, co się przed chwilą stało. Snape, już spokojny, czujnie omiatał wzrokiem salę i zobaczywszy nas, bezpiecznych i pochłoniętych rozmową, przeniósł wzrok z powrotem na Lalusia. Ten zaś próbował wprowadzić znowu nastrój pt. Nic Się Nie Stało i Bawmy Się Dalej, „niestety” bez skutku: wszyscy byli zanadto poruszeni, by skupić się na czymś tak przyziemnym, jak pojedynki.
-Ciekawe, jak wielu z nich zdaje sobie sprawę, co to naprawdę było.- mruknąłem, obserwując, jak Snape prosi Lalusia na bok i mówi mu coś, pokazując wzrokiem na tłum. Usłyszałem głos Dana gdzieś z lewej strony:
-Myślę, że większość nie zdaje sobie sprawy z tego… oni po prostu myślą, że Potter judził kobrę na tego kolesia… chłopak nieźle scykorował, widzieliście, jaki był blady? Jak ściana!
-Swoją drogą, Potter też nie wyglądał na takiego, co to wie o swoim… hm… powiedzmy… nieodkrytym talencie.- dodała Pansy. -Jak już Snape załatwił węża, miał minę, jakby wyrwano go z transu.
-Tylko kłopot w tym, że nikomu nie wmówi, iż to nie on tylko jakiś duch, który w niego wstąpił. Potter gadający z wężem? Tyle dobrego, że teraz wszyscy będą się go bali… a ja bym po prostu wywalił go z budy.
-Dumbledore tego nie zrobi, za bardzo go faworyzuje.- zauważyła Pansy.
-No jasne, kto by nie chciał mieć Chłopca, Który Przeżył z wszystkimi jego mankamentami, nieważne, że jednym z nich jest znajomość języka wężów.- zarechotał Dan.
Przerwaliśmy na chwilę rozmowę, bo Lockhart klasnął w dłonie i zawołał „promiennie”:
-Moi drodzy, moi drodzy, proszę o uwagę! Ustaliliśmy z profesorem Snapem, że lepiej będzie zakończyć na tym nasze dzisiejsze spotkanie, ale proszę się nie obawiać, to nie koniec i możecie się spodziewać jeszcze większych fajerwerków w przyszły czwartek!- to mówiąc, roześmiał się z takim wdziękiem, że aż mnie zemdliło. Pociesza mnie to, że wyjątkowo nikt się nie roześmiał z jego „błyskotliwego” żartu i wszyscy tłumnie ruszyli do wyjścia, jak tylko dano nam znak. My udaliśmy się na schody przy Wieży, bo, jak słusznie zauważyła Pansy, tylko tam będzie można w spokoju od rozemocjonowanych uczniów omówić wszystko krok po kroku.
-No dobra, rozumiem, gada z wężami, ale myślicie, że to jest coś wyjątkowego? To znaczy, no… może to tylko przypadek?- chciał wiedzieć Goyle, ale ja tylko zgromiłem go wzrokiem.
-Jasne, bo w naszej szkole każdy potrafi dogadać się z kobrą.- zakpiłem. -Goyle, szkoda, że momenty, w których nie myślisz, przeważają nad momentami, kiedy mówisz do rzeczy.
-A ty co, myślisz, że taki jesteś mądry, bo masz ojca w Radzie?- wybuchł nieoczekiwanie Goyle, zatrzymując się i czerwieniejąc. -Wiecznie się mnie czepiasz, myślisz, że tylko ty możesz mówić z sensem?
-O co ci chodzi, Goyle?- spojrzałem na niego z dobrodusznym zdziwieniem. -Wyluzuj, stary…
-Nie jestem Goyle, tylko Gregory!- wrzasnął, zaciskając dłonie w pięści i kompletnie mnie zagłuszając. -I jak nie chcesz mnie słuchać, to proszę bardzo, wcale nie muszę wiecznie się z tobą szlajać, ale jeszcze będziesz mnie potrzebował!
Z tymi słowy na ustach, odwrócił się na pięcie tak energicznie, że stracił równowagę i upadł. Parsknąłem niepowstrzymywanym śmiechem i zawołałem życzliwie:
-Uważaj na siebie, Gregory!-
na co Goyle poczerwieniał jeszcze bardziej i, nie patrząc na nas, poszedł sobie. Co za gniot! Nie można sobie pożartować? Serio, nie chciałem go urazić, w końcu każdy wie, że Goyle jest tego… no… niezbyt rozgarnięty… ale czy to od razu powód, żeby na mnie się wyżywał?
-Co mu odbiło?- zapytałem, gdy skończyłem się śmiać. -Nie sądziłem, że jest taki wrażliwy! Ale dobra, nie gadajmy więcej o nim. To co z tym Potterem? Moim zdaniem, on był nie mniej zaskoczony, niż my.
-Może nie miał okazji, w której ujawniło by się to w nim?- powiedziała Pansy, siadając na stopniu i zamyślając się. -Potter gada z wężem, nie wie o tym, że to potrafi… ciekawe, czy coś go łączy ze Slytherinem, to chyba jedyna znana mi magiczna postać, która posiadła sztukę porozumienia się w mowie wężów, Potter byłby drugi…
-No tak, on zawsze musi się czymś wyróżniać, pewnie tytuł Chłopca, Który Przeżył już mu się znudził, to postanowił sobie zasłynąć z mowy wężów.- pozwoliłem sobie na małą złośliwość i usiadłem obok. Dan i Crabbe rozsiedli się stopień niżej. -Nie, to się kupy nie trzyma. O ile wiemy, jego starzy byli przeciwko czarnej magii, on sam- wiadomo, a mowa wężów łączy się przecież z „czarnym” charakterem, Salazarem, którego obsmarowuje się wzdłuż i wszerz we wszystkich dziełach, wynosząc na piedestał Gryffindora. Skąd u niego taka umiejętność?
-Ja nie wierzę w jakieś pokrewieństwo ze Slytherinem. To jest po prostu niemożliwe.- stwierdził Dan. -Nauczyć się tego też nie da, można to jedynie odziedziczyć.
-Skąd wiesz?
-Wyczytałem kiedyś w jakiejś książce… aha, to chyba było coś o Salazarze, jakieś historyczne dzieło z biblioteki mojego ojca, kupił w antykwariacie.
-No to mamy kolejną zagadkę: jakim cudem Potter posiadł znajomość języka wężów, skoro nie był spokrewniony z jedyną znaną nam osobą, która tę umiejętność posiadała.
-Super.- westchnęła Pansy a my spojrzeliśmy na siebie z niekłamanym zaintrygowaniem.

Komentarze:


hermiona18
Poniedziałek, 07 Lipca, 2008, 13:43

Jak ty to robisz,że zawsze ci wychodzą takie ładne notk? Po prostu jakbyś była draconem. Nie zmieniaj się i pisz dalej, bo ci to wychodzi.A jeśli komuś się to nie podoba, to ich sprawa.
Teraz o notce.Ładnie napisana, poprawna orograficznie, przynajmmniej ja nie zauważyłam żadnych błędów. pozdrawiam

 


Marzena
Poniedziałek, 07 Lipca, 2008, 18:51

Jak zawsze super, tylko już mi słów brakuje, aby opisać Twój talent... ;)

 


Sol Angelika
Poniedziałek, 07 Lipca, 2008, 22:42

Swietna notka, masz duze zdolnosci pisarskie, to sie swietnie czyta, i nie popelniasz bledow, juz sie nie moge nastepnej notki doczekac:-)

 


<<<3
Wtorek, 08 Lipca, 2008, 00:10

Obiecałam sobie, ze dziś przeczytam notkę i jednak znalazłam czas :D
Dzisiaj co do treści - nie mam najmniejszych zastrzeżeń. :)
Myślę, że przez zwykłą ludzką pomyłkę pojawiło się kilka błahych błędów:P Tzn. w jednym słówku zabrakło litery na końcu <achh..i znów nie mogę znaleźć gdzie >: >, pogubiłaś gdzieniegdzie przecinki <zwłaszcza przed 'o'> i zdarzyło się kilka powtórzeń <typu 'było'>. Ach.. i jeszcze dopatrzyłam się braku słowa w zdaniu '(...)osobiście odprowadzę <cię?> do dormitorium(...)'. To tyle zwykłego- mojego czepiania się:D
Czas na superlatywy:P Zdziwiłam się, jak często pojawiają się tu notki <a prowadzisz dwa pamiętniki!> - chylę czoło:) Starannie rozwijasz każde zdanie, używasz bogatego słownictwa, przez co wyrobiłaś swój własny styl pisania:) W notce spodobał mi się szybki rozwój akcji, duża ilość wątków. Trochę humoru, kpiny i już czuć dawnym Draco:D
Trzymaj tak dalej!:)

 


<<<3
Wtorek, 08 Lipca, 2008, 00:14

Oo..i jednak nie powiedziałam wszystkiego, co chciałam - świetnie, że utrzymałaś czytelników w niepewności, nie ujawniając kto jest intruzem. Kolejny + :)

 


Parvati Patil
Wtorek, 08 Lipca, 2008, 08:10

Mnie się notka straaaaaaasznie podobała! Jest ciekawa, noi jak cudownie trzyma w niepewności! Swoją drogą to intrygujące z tym intruzem...Nie mogę się doczekać, kiedy nam napiszesz, kto to był...Oby kolejna notka szybko!
Fajne określenie dla Lockharta, poza tym świetny tekst, kiedy Draco powiedział: "po czy,m uśmiechnął się z takim wdziękiem, że aż mnie zemdliło"
Piszesz
R E W E L A C Y J N I E !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dałabym Tobie: WWWWWWWWWWWWWWWW++++++++++++++++
pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszma do mnie (nowa notka)
Parvati
P.S. DZięki za komentarze u mnie

 


Lucy
Wtorek, 08 Lipca, 2008, 15:42

Hej!:)
Tu Luna Lovegood.
Zmieniam nick na Lucy.
Pozdrawiam!

PS. Jeśli ktoś chce wiedzieć dlaczego, nie jest to tajemnicą. Może napisać do mnie, email w nicku.

 


Matix
Środa, 09 Lipca, 2008, 16:44

Łał naprawdę notka ŚWIETNA. Trzymasz w napięciu a to ważne!!! Jedna z twoich najlepszych notek.
Myślę że tą tajemnicza osobą jest Ginny. Uważam że dlatego była na dworze ponieważ wybijała koguty (na "zlecenie" cząstki duszy Toma, który ją opętał) opis pasuje do niej idealnie:
- intruz był mały - to najpweniejszy znak że to Ginny, ponieważ jest na pierwszym roku i nie jest zbyt wielka.
- Draco zgubił intruza na szóstym pietrze a o jedno piętro wyżej jest pokój wspólny Gryfindoru, wię to kolejny dowód na to że to Ginny.

PS. Czkam na kolejną notkę.

 


Laura - Emma
Czwartek, 10 Lipca, 2008, 16:29

Notka po prostu cudowna. Świetnie wcieliłaś sie w postać Dracona. No po prostu cudnie! Błędów nie zauważyłam :D hehe:D Nom, popieram Matixa, że to Ginny ;)

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki