Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Meg

[ Powrót ]

Czwartek, 03 Kwietnia, 2008, 01:00

42. Jak to jest, gdy się zadrze z kobietą...

Jak obiecałam, tak macie: 42 wpis o jakże intrygującym tytule... :) Cieszę się, że podoba Wam się to, co piszę, ale naprawdę znam wiele fantastycznych pamiętników na tej stronie :) Niemniej naprawdę chylę czółko za te wszystkie pochwały i staram się na nie zasłużyć! :-) Czuły Draco...? Hm można to i tak ująć... chociaż nie do końca... ;-) Pozdrawiam i czekam na Wasze opinie a już niedługo nowy wpis u S.Snape'a.. male to niespodzianka :-) Pozdrawiam!

***

Sobota, 18:23, Pokój Wspólny

Wytrzymałem trzy dni rozmawiania w sposób uprzejmy, acz jadowity i oziębły. Wytrzymywałem wszystko, nawet pogardliwe docinki, ignorancję i zatrute strzały, ale dziś po południu przebrała się miarka.
Wracałem właśnie z klasy od eliksirów (musiałem oddać esej na temat właściwości eliksiru słodkiego snu, chociaż wszyscy oddali w piątek… prof. Snape był jednak na tyle łaskawy, że pozwolił mi przynieść esej dzień później ;-P ), gdy ujrzałem na końcu korytarza dwie aż za dobrze znane mi osoby. Jedną była Pansy Parkinson, zaś drugą- Marcus Flint. Stali przy pochodni i o czymś rozmawiali. W pierwszej chwili chciałem uskoczyć w bok i podsłuchać ich, ale Flint mnie zauważył i uśmiechnął się drwiąco do Pansy. Ta spojrzała na mnie i także uśmiechnęła się w podobny sposób. Uznałem, że w tej sytuacji nie mam innego wyjścia, jak przejść obok nich z podniesioną głową i ewentualnie kopnąć w zadek kapitana (nie no, żartuję nie mogłem tego zrobić, aczkolwiek chęć była). W chwili, gdy już dochodziłem, usłyszałem, że Pansy celowo podniosła głos, mówiąc:
-To świetnie, w takim razie możemy się umówić na jutro na szesnastą. Gdzie będziesz czekał, Marcus?
„Umówić się”? W duchu pokręciłem głową z ubolewaniem. Przysięgam, nie rozumiem dziewczyn.
-Będę przy Wielkich Schodach, pasuje ci?- Flint mrugnął do niej i zerknął na mnie. Świetna szopka, nie ma co, jęknąłem w duchu. Byłem o dwa kroki od Flinta i przybrałem wyraz najdoskonalszej obojętności. Kiedy ich wyminąłem, usłyszałem jeszcze:
-Zobaczysz, Miodowe Królestwo jest bomba!
Mruknąłem sam do siebie „Bałwan” i ruszyłem nieco szybciej. Głos Flinta był świdrujący a ochota na podsłuchiwanie zaczęła powolutku pakować swoje rzeczy.
A więc to tak, Pansy, myślałem, zaciskając dłonie w kieszeniach, chcesz się zemścić za to, że nie powiedziałem ci o Amandzie… ale odbije się to tylko na tobie, bo ja wiem, jakiego chciałaś dokonać wyboru, już wiem, dlaczego uciekłaś z boiska…
Byłem tak zamyślony, że nie usłyszałem czyjegoś wołania.
-Hej, Draco!!
Zatrzymałem się i odwróciłem bez większego zainteresowania. Okazało się, że to tylko Millicenta. Rozmawiała z koleżanką w połowie korytarza w Slytherinie ale teraz podbiegła do mnie.
-No, co jest?
-Słyszałeś o tym, jak Lockhart zgnębił Pottera?
-Nie słyszałem.- wzruszyłem ramionami. -A co takiego?
-Podobno strasznie go poniżył, że niby Potter szuka rozgłosu i popularności, że sodówka uderzyła mu do głowy po tym wspólnym zdjęciu w Esach i Floresach… normalnie ciągle go prześladuje, aluzje czyni, a Potter już sam nie wie, co ma zrobić, żeby gość dał mu spokój.- opowiadała Millicenta z satysfakcją. Miałem ochotę przez chwilę wybuchnąć śmiechem, jak sobie wyobraziłem minę Pottera ale szybko mi przeszło. Starałem się być uprzejmy i symulowałem zainteresowanie, ale Millicenta przejrzała mnie bez pudła. Urwała nagle i zapytała z udanym rozdrażnieniem:
-Czy ty w ogóle mnie słuchasz?
-Tak, słucham.- przytaknąłem i ruszyłem wolno w stronę naszego salonu. -Bardzo fajnie, że mi o tym opowiedziałaś, dzięki, ale muszę coś jeszcze zrobić.
Dogoniła mnie, gdy mijałem oazę i zagrodziła mi drogę.
-Powiedz mi, co się stało, widzę, że jesteś nieswój.
-Nieswój.- zaśmiałem się pod nosem. -Coś ci się przywidziało, Millicento. Wszystko w porządku, po prostu boli mnie głowa i jestem zmęczony.
-Yhm, akurat. - parsknęła. -Lepiej od razu powiedz, że pokłóciłeś się z Pansy.
-A co to cię w ogóle obchodzi?- rozłożyłem ręce. -To moja sprawa, jeśli będę chciał o tym pogadać, sam się zgłoszę.
-Aha, czyli teraz pewnie jeszcze ona umawia się z Flintem na randkę, co?- zadrwiła, ale kiedy zatrzymałem się gwałtownie i spojrzałem na nią z urazą, przestała się uśmiechać.
-Ej, nie chciała, Draco, ja tylko zażarto…- zaczęła, ale ja ruszyłem już dalej bez słowa. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do dormitorium i zająć się czymkolwiek, aby nikt mnie o nic nie pytał. W oczach wciąż miałem złośliwie uśmiechniętą Pansy. Nie wiem, dlaczego, ale bolało mnie to, co zrobiła i pewnie dlatego naskoczyłem na nią w pokoju wspólnym po kolacji, kiedy opowiadała Gerdzie o rozmowie z Flintem.
-Co, idziecie do Hogsmeade?- zapytałem wyniośle, patrząc na nią z góry. Spojrzała na mnie zaskoczona a potem wstała z miłym uśmiechem i zapytała naiwnie:
-Tak, a co… masz coś przeciwko?
-Nie, skądże znowu, ja?!- pokręciłem głową przecząco, chociaż miałem ochotę zgrzytnąć zębami. -Tylko zastanawiam się, jak zamierzasz wejść do wioski. No wiesz, to zabronione, ktoś może, dajmy na to, złapać was albo skontrolować i co wtedy?
-Marcus wszystko doskonale obmyślił, poza tym nikt nas nie złapie, o ile k t o ś o tym nie będzie paplał na prawo i lewo tam, gdzie nie trzeba.- odpowiedziała, zakładając ręce i patrząc na mnie z kpiną w oczach. Oj, Pansy, Pansy…
-Jasne, wszystko jasne.- pokiwałem głową a ona dodała jeszcze bardziej nieprzyjaźnie:
-Poza tym o to, co wtedy, będziemy się martwili, gdy do tego dojdzie. Póki co, zamierzamy świetnie się bawić. Nie mogę się doczekać.
Pokiwałem głową raz jeszcze, nie patrząc na nią i wyszedłem na korytarz. Tam oparłem się o ścianę, osunąłem na podłogę i westchnąłem ciężko, gryząc knykcie. Byłem wściekły. Wściekły i chyba także rozżalony.

Poniedziałek, 22:56, Skrzydło Szpitalne

Kwadrans po szesnastej stałem w oknie biblioteki, patrząc smętnie na drogę do Hogsmeade, na której migotały w dali dwie głowy, oblane słonecznym blaskiem, gdy nagle poczułem, że ktoś za mną stoi. Nie zareagowałem, spuściłem tylko głowę i zebrałem się w sobie.
-Hej, no przecież wiem, że masz do niej żal.
Milczałem, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie bardzo chciało mi się odwrócić ale słuchałem.
-Nie wiedziałam, że Pansy potrafi aż tak bardzo…
-… posunąć się w zemście i upadku?- podpowiedziałem cicho. -No, to jest już nas dwoje.
Chwila obopólnego milczenia.
-Profesor Snape cię wzywa.
-Snape?- odwróciłem się wreszcie. Millicenta spojrzała na mnie z pozoru normalnie.
-Tak… chodzi o coś, o czym podobno wiesz.
-Hm… aha, no jasne.- zmarszczyłem brwi. -Już wiem.
-Daj.- wyciągnęła rękę po moją torbę, którą miałem na ramieniu ale ja potrząsnąłem głową.
-Nie, wezmę ją… zaraz wrócę.
-Draco!
Odwróciłem się w progu. Millicenta stała z zaciśniętymi dłońmi i patrzyła na mnie w uderzający sposób. Westchnąłem.
-Poczekaj tu na mnie, ja zaraz wrócę, pogadamy.
Sam nie wiedziałem, dlaczego to robię i dlaczego jej ufam. Nie znaliśmy się zbyt dobrze, poza tym Millicenta nie wyróżniała się niczym, no może poza opryskliwością. Nie była lubiana, ale niektórzy twierdzili, że po prostu jest zamknięta w sobie. Rozmawiałem z nią w ciągu minionego roku szkolnego może z siedem razy i nigdy na tematy osobiste, dlatego wydało mi się zaskakujące, acz niezaprzeczalnie budujące to, że teraz mnie wspierała- bo jak inaczej nazwać to, że była na każde moje, nawet niewypowiedziane zawołanie? W dodatku wszystko zdawała się robić bezinteresownie… urwałem rozmyślania w tym miejscu, gdyż znalazłem się pod drzwiami gabinetu mojego wychowawcy. Zapukałem i , standardowo nie usłyszawszy żadnego „proszę”, wszedłem do środka.
Mojego opiekuna nie było w gabinecie. Domyśliwszy się, że jest obok w pracowni, zawołałem:
-Profesorze, to ja, Draco!
Rzeczywiście, prof. Snape pojawił się już po chwili.
-Dzień dobry, siadaj, proszę.- wskazał mi krótko krzesło przed biurkiem. Usiedliśmy po obydwu stronach pulpitu.
-Dwie godziny temu był tu kurier od twojego ojca. Przyniósł… ekhem… podarunek od twojego ojca dla drużyny naszego domu.
Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem.
-Za chwilę przyjdzie pan Cleve w zastępstwie pana Flinta i razem zabierzecie miotły na boisko. Podobno byłeś już na treningu?
-Nie można tego nazwać treningiem, bo prawdziwe trenowanie chcemy zacząć z nowymi miotłami… to znaczy, kapitan tak zadecydował.- odpowiedziałem. -Ale siedziałem już na miotle.
-Mam nadzieję, że to jest udana inwestycja.- spojrzał mi w oczy spokojnie a ja zapewniłem go poważnie:
-Nie zawiodę pana, profesorze.
-Tak sądziłem, Draco.- przyznał z uśmiechopodobnym grymasem i powiedział tonem, jakby sobie coś właśnie przypomniał: - Pierwszy mecz zagracie z Krukonami… i niech nie zwiedzie cię to, że byli na trzeciej pozycji w ubiegłorocznych rozgrywkach o puchar.
-Nie, oczywiście.
Rozległo się energiczne stukanie do drzwi a w chwilę później w ich progu stanął Cleve. Na mój widok przybrał drwiący wyraz twarzy, ale pozornie pozostawał grzecznym pałkarzem. Rany boskie.
-Wzywał mnie pan, profesorze?
-Tak, panie Cleve. Przeniesie pan razem z panem Malfoyem miotły na boisko. Podobno pan Flint jest teraz w Hogsmeade… potrzebny był ktoś z drużyny, a tylko pan nie skorzystał z pięknej pogody i pokusy wyprawy do Miodowego Królestwa.
Choć Snape nie mówił kpiącym głosem, w jego ustach słowa te zabrzmiały tak prześmiewczo, że po raz kolejny wpadłem w podziw. Jak on to robi, że nie podnosi głosu, a słyszy go każdy, że nie naśmiewa się, ale jednak kpi?
-Proszę.- machnął dłonią a na blacie jego biurka pojawiły się dwie długie, eleganckie paczki. Papier, w jaki owinięto miotły, miał nadruk ze zniczem i nazwisko właściciela sklepu na Pokątnej. Tata się postarał o wizerunek, nie ma co, pomyślałam, biorąc pierwszą z paczek w ramiona. Cleve chwycił drugą i , niczym z piórkiem, opuścił gabinet, kłaniając się w wyjściu zgrabnie Snape’owi. Podążyłem za nim. Chciałem tak jak on, zrobić piruet na progu i skłonić się na granicy powagi i aktorstwa, ale, oczywiście omal się nie zabiłem: dokumentnie poplątały mi się nogi, w skutek czego poleciałem na szafkę ze słojami pełnymi marynowanych organów zwierzęcych. Naprawdę refleksowi profesora Snape’a zaliczam nie połamane kończyny i ujście cało szafki z opresji: jednym pstryknięciem unieruchomił mnie (zaskakujące uczucie!) a potem przywrócił do pionu z takim wyrazem twarzy, że spaliłbym się ze wstydu, gdyby nie to, że usilnie zagryzałem zęby. Kiedy już odzyskałem dech i poczucie honoru, wyleciałem szybko z gabinetu, nie żegnając się nawet.
Dogoniłem Cleve’a na błoniach. Szedł lekko niczym sprężyna, choć w jego paczce było więcej mioteł (zauważyłem stempel z ilością, ja miałem osiem mioteł, on dziewięć). Kiedy mnie dojrzał, nie zwolnił kroku, ale chyba nawet przyspieszył, co powodowało, że ja truchtałem za nim, a on zwyczajnie dawał długie susy. Uch.
Miałem cichą nadzieję, że uniknę z nim pogawędki; niestety, coś mnie podkusiło i zapytałem:
-Dlaczego nie poszedłeś do Hogsmeade?
-Nie twój interes, Malfoy.- padła kulturalna odpowiedź więc ucichłem, poprzestając tylko na lekkim sapaniu. Nie sądziłem, że miotły mogą być takie ciężkie.
Kiedy w końcu doszliśmy do pomieszczeń wewnętrznych przy boisku, Cleve położył miotły na ziemi i wyjął z kieszeni klucz. Otworzywszy schowek na miotły, uczynił zaskakujący gest i pozwolił wejść mi jako pierwszemu.
Ech… dzięki, Cleve!- sapnąłem z miłym zaskoczeniem, włażąc do schowka, ale w trzy sekundy później nie było mi już tak miło. Dokładnie trzy sekundy później, gdy już złożyłem paczkę z Nimbusami ostrożnie na ziemi i odprostowywałem się, usłyszałem szurnięcie, gdy Cleve pchnął silnie swoją część mioteł w stronę schowka a potem z diabelskim uśmiechem, nim zdążyłem cokolwiek zrobić, doskoczył do drzwi, zamknął je z hukiem, a następnie zakluczył, zanosząc się od złośliwego chichotu.
-Miłego latania na Nimbusie po komórce, Malfoy!- zawołał w ramach pożegnania i wybiegł. Słyszałem jego śmiech jeszcze w chwilę potem, gdy znalazł się u wyjścia na boisku. Potem wszystko kompletnie ucichło.
Mrucząc pod nosem niepochlebne dla niego inwektywy, machinalnie jąłem mocować się z klamką od drzwi. Efekt tego był taki, że klamka odpadła i teraz leżała smutno koło dwóch lśniących pakunków z siedmioma nowymi miotłami.
Aż trudno w to uwierzyć, ale potrzebowałem aż dwóch minut, by wpaść na idealne rozwiązanie. Alohomora! Jak mogłem o niej zapomnieć??
Z radością wyjąłem różdżkę i wycelowałem w zamek, szepcząc formułkę zaklęcia. Nie minęły dwie sekundy, jak znowu byłem wolny! Z satysfakcją zamknąłem za sobą drzwi schowka i opuściłem boisko tak szybko, jak się dało.
Zdążyłem dotrzeć do drzwi biblioteki, gdy prosto na mnie wypadła z nich rozpędzona Millicenta. Rozłożyłem ramiona, by ją zatrzymać, lecz oboje runęliśmy siłą jej rozpędu na przeciwległą ścianę.
-Ał!- jęknąłem cicho, wyrżnąwszy silnie głową w kandelabr. Nagły ból odebrał mi chwilowo władzę w kończynach, więc nie tylko wypuściłem Millicentę z ramion ale i sam osunąłem się na podłogę, napędzając jej niechcący niezłego stracha.
-Draco, hej, nic ci nie jest? Powiedz coś, co ci jest, Draco! Draco?- zasypała mnie gradobiciem pytań, klękając koło mnie i oglądając się na trzy Ślizgonki, które wyszły za nią z biblioteki. Na ich widok jęknąłem po raz drugi. Nieeee! Tylko nie ONE! Anette, Betty i Cecile… trzy niebywale plotkarskie, pierwszoroczne Francuzki, jedna brzydsza od drugiej a rozumem grzeszyły wszystkie trzy mniej więcej tak jak krety… dla wygody nazywano je Alfabecikiem…(nawiasem mówiąc, wszyscy się zastanawiali, jakim cudem przyjęto je do Slytherinu…) litości, za jakie grzechy??!
-Co się stało, Draco?- zapytała czule Anette, klękając obok Millicenty. Betty i Cecille wsparły ją:
-Uderzyłeś się? A może to uderzenie gorąca? No wiesz, słyszałam o tym, że jak dziewczyna wpada chłopakowi w ręce…
-Ź l e słyszałaś, Cecile.- zirytowała się Millicenta. Spytała stalowym głosem, patrząc na nie zapewne wzrokiem ciskającym gromy (nie widziałem tego, bo nie miałem siły podnieść głowy, czułem się, jakby mi rozłupało czaszkę, a pojawienie się Alfabecika dodatkowo mnie osłabiło):
-Mogłybyście stąd zmiatać? Z nim wszystko w porządku, żadne uderzenie gorąca ani inne trele morele. Zwyczajnie, walnął się w głowę o kandelabr.
-Ojej… tylko żeby nie było z tego żadnego…
-Alfabet, zbierać swoje cztery litery i won do salonu, albo nawpuszczam wam kijanek do toreb!
Trzy podlotki zwiały szybko, wydając przerażone okrzyki. Od razu poczułem się lepiej, gdy ich słodkie głosiki (ugh) przestały rozbrzmiewać.
Millicenta westchnęła z ulgą i powróciła do mnie.
-Sorry, nie chciałam.- powiedziała, patrząc na mnie uważnie. -Draco, dasz radę wstać? Zaprowadzę cię… Draco… hej, Draco, słyszysz mnie?? Draco!>
Ocknąłem się w skrzydle szpitalnym, pielęgniarka nakrywała mnie właśnie kołdrą i gasiła lampkę przy stoliku. Widząc, że otwieram najpierw jedno, potem drugie oko, zaaplikowała mi kubek jakiegoś płynu, który smakował wielce przyjemnie, zupełnie jak kisiel jabłkowy (pycha!!) więc wypiłem bez oporu. Okazało się, że to był eliksir wiggenowy z domieszką syropu z pestek owoców, który miał mi dodać sił, zmniejszyć ból głowy i przywrócić jasność umysłu. Faktycznie, nie minęło dziesięć minut, jak poczułem się doskonale. Chciałem nawet wstać, ale wtedy zakręciło mi się w głowie i zobaczyłem mroczki przed oczyma. Poczułem, że silna dłoń o długich paznokciach kładzie mnie z powrotem na poduszki i karci:
-A nie mówiłam, żeby nie wstawał? To nie jest wprawdzie nic groźnego, ale musi ci trochę poszumieć!
-Pani Pomfrey, mogę przy nim chwilę zostać?- usłyszałem inny głos, dziewczęcy. Rozpoznałem Millicentę. Po niechętnym przyzwoleniu pielęgniarki usiadła koło mojego łóżka i patrzyła na mnie uważnie. Zamrugałem, by widzieć ją wyraźniej.
-Dzięki, że mnie tu przytachałaś, pewnie nie było to łatwe.- mruknąłem, bo Pomfrey sprzątała w rogu jakieś rozsypane proszki. Ślizgonka uśmiechnęła się lekko.
-No co ty, nic wielkiego. Jeszcze raz przepraszam, nie wiedziałam, że…
-Daj spokój, to tylko rozbicie, poza tym już nie boli.- uciąłem krótko ale z otuchą. Millicenta spojrzała na mnie niepewnie, jakby wahając się.
-No, co?- zapytałem zachęcająco. -Co jest?
-Biegłam, bo chciałam ci coś powiedzieć.- powiedziała cicho i z pozoru zdawkowo.-Dowiedziałam się od Crabbe’a, że Pansy została złapana w Hogsmeade przez profesor Sprout. Dostała szlaban a Slytherinowi odjęto dwadzieścia punktów.
Milczałem całe dwie minuty. Akurat tyle wystarczyło, by pani Pomfrey skończyła sprzątanie i przypomniała sobie o obecności Millicenty, na którą też zaraz naskoczyła:
-Chwilę, mówiłam, prawda? Chwila minęła, proszę opuścić skrzydło, on musi mieć spokój!
-Nie, niech…- poprosiłem, ale głos pielęgniarki zagłuszył mnie i Millicentę. Bez słowa i spojrzenia na mnie wyszła ze skrzydła a ja odwróciłem głowę, gdy trzasnęły drzwi.
Teraz jestem po kolacji i mam mieszane uczucia. Cały czas zastanawiam się, jak się ustosunkować do tego, co zrobiła Pansy i tego, co w zamian otrzymała. Tak, zapewne posunęła się za daleko w swojej chęci zemsty na mnie, chociaż ostrzegałem ją, że tak to się skończy… chciała odegrać się na mnie, a tymczasem nie dość, że sama zarobiła szlaban, to jeszcze dom stracił przez nią i Flinta punkty.
Powiem wprost: mierziło mnie to, że tylko ona została ukarana. Podobno woźny przepuścił ją i Flinta przez kontrolę tylko dlatego, że akurat dostała ataku kataru i nie mógł na nich patrzeć, więc puścił ich. Ten łut szczęścia był nieprawdopodobny, ale gdyby nie to, że prof. Sprout musiała odebrać jakieś kiełki od madam Rosmerty, pewnie nikt nie zauważyłby nieobecności Pansy w Hogwarcie! Wszystkiego dowiedziałem się od Goyle’a, który przyszedł do mnie przed kolacją.
Zastanawiałem się też, jak czuje się teraz Pansy i jak zareagował nasz dom. Pewnie uda się ją wybronić, wciskając kit o opiece starszego kolegi itp. Ciekawe, czy Snape był mocno zły, czy tylko zniechęcony?
Moment, muszę…

Poniedziałek, 23:15, Skrzydło Szpitalne

Musiałem błyskawicznie schować pamiętnik i zgasić świecę, żeby pani Pomfrey mnie nie wyczaiła. Zabroniła mi pisać, bo od tego podobno mój stan może się tylko pogorszyć, ale musiałem jakoś się uspokoić. Poczekałem, aż pójdzie spać, wyjąłem pamiętnik z torby, którą wcześniej Goyle położył mi koło łóżka, pióro i przy świetle marnej świecy w starym kaganku, jaki stał obok mojej „lampki”, zacząłem pisać. Wybacz, że tak niewyraźnie, naprawdę się staram.
Jeśli już, to Flint też powinien dostać szlaban, bo to w końcu on ją do tego namówił… nie, naprawdę muszę chyba przestać pisać. Od tego serio kręci mi się w głowie…

Komentarze:


Marzena
Czwartek, 03 Kwietnia, 2008, 20:34

Jestem pod wrażeniem! Twoja wielka i wielobarwna wyobraźnia jest skarbem!

 


granger
Piątek, 04 Kwietnia, 2008, 14:44

tak jak powyżej

 


Parvati Patil (Wiktor Krum)
Piątek, 04 Kwietnia, 2008, 15:41

Notka jest pio prostu super!!!!!!!!!!!!!!!!
I znowu się powtarzam!
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę:)
pozdrawiam i zapraszam do mnie:):):):)

 


Arwena Eowina Black
Piątek, 04 Kwietnia, 2008, 17:11

Cudnie. Jak zwykle jestem pod wrażeniem... Hmm... Mam nadzieje, że Pansy na tym nie poprzestanie... :-D.
Tak, PeSem to się zaczęłam zastanawiać, dlaczego prowadzę pamiętnik Gryfonki, skoro sama zachowuję się jak Ślizgonka xD. No cóż... Czekam na następną notkę! :-D

 


Dagula (Fred)
Sobota, 05 Kwietnia, 2008, 15:40

Podoba mi się jak piszesz. Masz świetną wyobraźnię. Zamknięcie Malfoy'a w komórce? Gratuluję pomysłu, wykorzystam na osobie braci xD

A Arawena, ale ja nie wyobrażam sobie żeby ktoś inny prowadził ten pamiętnik. Widocznie jesteś Grynonko-Ślizgonką, no^^

 


Arwena
Sobota, 05 Kwietnia, 2008, 22:21

Mieszanka Gryfońsko-ślizgońska jest chyba, tak samo możliwa jak Voldemort wymuszający cukierki od dzieci. Głupi przykład, ale elokwencją nie grzeszę xD. Ale dziękuję Dagulo, komplement, który wypłynął z Twojej klawiatury, wiele dla mnie znaczy :-D.
Żeby nie było, że rozwiązuję tutaj tylko swoje wewnętrzne spory:)-D) dodam, że zadarcie z dziewczyną o wymiarach i wadze Millicenty, na pewno nie jest przyjemne. Szczególnie fizyczne. Choć psychiczne z Pansy, też pewnie nie jest przyjemne. Teraz chyba potwierdzam zasadę, że dziewczyny przed 16 rokiem życia powinny iść spać przed 22 xD. Pozdrawiam (Po raz kolejny w stanie głupawki.)

 


Natti
Niedziela, 06 Kwietnia, 2008, 22:04

Notka świeeeeeeeeeetna! No, ale 16 wiosenek jeszcze mi nie minęło, więc, za radą naszej gryfońsko-ślizgońskiej mieszanki wymuszającej cukieraski udaję się na spoczynek!

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki