Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Meg

[ Powrót ]

Sobota, 29 Marca, 2008, 11:33

39. Próbny trening i konfrontacja z Pansy

Bardzo dziękuję za wszystkie Wasze opinie!
1. Auroro, przeczytaj dokładnie, kiedy Draco pisze o czym... jest pokój wspólny, bo Draco w nim siedział, pisząc o łące, na której spotkał się wcześniej z Flintem... wszystyko jest jasne, tylko zwróć uwagę na daty :)
2. Hermi-Kujonka- trzymają się razem, ale to nie znaczy, że nie ma między nimi rywalizacji, sprzeczek i innych takich ;)
3. Marzeno- teraz za to jest długa notka za wszystkie czasy, Draconowi nie chciało się pisać więcej, bo w sumie nie było to aż tak fascynujące... :-) Ale tym razem się postarał...
4. Semley- bardzo Ci dziękuję;)
5. Natti- nie zapomniałam o Amandzie
To chyba tyle, co chciałam przekazać Wam... teraz czas na notke w pamiętniku;) Oby Wam się spodobała, bo jest trochę... ekhem... żywiołowa... ;)
Pozdrawiam!
Marta G


***

Sobota, 22:02, Lochy

Zanim opiszę wczorajszy trening i to, co miało miejsce po nim, wkleję jeszcze jedną kartkę, którą wyrwałem wczoraj. Pisaliśmy na niej z Pansy na zajęciach z historii i zaklęć.

Piątek, 12:13, Historia Magii

Co za nudy przez duże „n”!!! Bokiem mi już wychodzi słuchanie tych bzdur i notowanie steku niezrozumiałych dat, zdań, określeń i przypisów. Po co oni każą nam się tego uczyć??
Nie mam pojęcia, ale prawdopodobnie po to, żeby zapełnić ilość wolnych godzin i uniemożliwić nam odrobienie wszystkich prac domowych… zawsze gryzdasz na historii w zeszycie od eliksirów?
To nie jest zeszyt do eliksirów, tylko mój brudnopis. Tak, to bardzo możliwe… kto w ogóle wymyślił, żeby w Hogwarcie nauczano historii magii, Pansy?
Na pewno nie Salazar S.
Tyle też wiem, wyobraź sobie. Rozmawiałaś może z Flintem?
Chodzi Ci o kapitana naszej drużyny Quidditcha, która, jak powszechnie wiadomo, jest wspaniała, najlepsza, niepokonana itd. itp.?
Dokładnie o niego.
Nie rozmawiałam z nim. A dlaczego to Cię interesuje?
Nic, tak tylko pytam.
Oooch, spójrz, Fiona ma krzywy przedziałek! Nie pytałbyś tak tylko, gdybyś nie spodziewał się, że Marcus będzie ze mną rozmawiał. Powiesz mi, o co chodzi?
Widzę… nawet wiem, kto za to odpowiada… ;-) O nic nie chodzi. To jak, przyjdziesz na trening jutro?
Jutro o osiemnastej?
Mhm.
Przyjdę.
OK.


13:17, Zaklęcia

Ej, nie przejmuj się, w końcu to nie pierwsza pała w twoim życiu!
No i co z tego??? Mogę się założyć o cztery galeony, że nie zadał nam do przeczytania tego głupiego rozdziału z podręcznika!
Mógł wyrwać każdego … przy okazji, zadał, ale na Twoim miejscu przestałabym wyżywać się na koleżance, która usiłowała Ci podpowiadać, a raczej zastanowiła się, jak szybko udobruchać psora i poprawić jedynkę.
Żadnej chałtury.
Ale pracę jak napiszesz, to korona Ci z głowy nie spadnie, a Flitwick spojrzy na Ciebie przychylniejszym wzrokiem.
Mówisz tak, jakbyśmy mieli po dwadzieścia godzin czasu wolnego dziennie i nic do roboty poza zaklęciami!
Nie, ja tylko myślę strategicznie. Uważaj… zbliża się do nas… udawajmy, że ćwiczymy, bo nie chcę zarobić szlabanu za gadanie na lekcji.


---

No cóż, trzeba by teraz przejść do sedna. Powiem tylko tyle, że to wszystko, to był jeden wielki, głupi galimatias.
Poszedłem z Pansy o szóstej na boisko, zgodnie z umową. Warunki pogodowe byłby super, gdyby nie to, że zaczął wiać dość silny wiatr i kropić deszczyk. Flint już czekał na mnie z miotłą i Clevem. Nie powiem, żebym był tym specjalnie zachwycony: Cleve patrzył na mnie z ironicznym uśmiechem i coś czułem, że da mi popalić. Flint natomiast zachowywał się tak, jakby widział tylko Pansy. Przygotował nawet dla niej miejsce na trybunach, wyczarował parasol i polecił, by nie opuszczała ich bez jego znaku. Trochę się skrzywiłem na takie głupie zgrywanie, ale Cleve ustawił mnie zaraz:
-Co się gapisz, Malfoy? Chcesz oberwać nie tylko w górze, ale już na trawie?
-Wiesz co, Cleve? Udam, że tego nie słyszałem.- odwróciłem wzrok od Pansy i Flinta i zmierzyłem chłopaka lekceważącym spojrzeniem (ryzykant ze mnie, co nie?). Cleve podrzucał sobie na ramieniu miotłę i patrzył na mnie niezbyt przyjaźnie, ale nie rzucił się na mnie z pięściami tylko odął pogardliwie wargi i syknął:
-. Możesz sobie patrzeć na mnie z góry… ale nie w górze, Malfoy. Miotły od tatuśka to jeszcze nie wszystko, ważniaku.
Ani on nie mówił dalej, ani ja mu nie odpowiedziałem, gdyż właśnie podszedł do nas z powrotem Flint. Rzucił na nas okiem, dał mi miotłę i powiedział:
-No dobra, Malfoy. Żebyś czuł się bardziej jak w realu, Cleve zagra jako twój przeciwnik na pozycji szukającego. Schwytaj znicza jak najszybciej, unikając zwodów i ataków Cleve’a oraz tłuczków. Wypuszczę je zaraz po tym, jak obaj znajdziecie się w górze.- to mówiąc, klepnął kumpla po plecach, rzucając mu porozumiewawcze spojrzenie (ugh) a potem obaj łypnęli na mnie bardzo charakterystycznie. Flint odwrócił się i podszedł do trybun, gdzie na specjalnym pulpicie stała skrzynka z piłkami. Więcej nie widziałem, bo obaj z Clevem, rzucając sobie nawzajem „uprzejme” spojrzenia, wzbiliśmy się w powietrze.
Miotła była dość dobra- Kometa 200- więc raz- dwa przemieniłem się w zawodnika Quidditcha. Naprzeciwko mnie już ustawił się Cleve i w tym momencie usłyszeliśmy krzyk Flinta:
-Tłuczki i znicz poszły w górę! Czas start!
Spojrzałem na Cleve’a i odbiłem w lewo. Znicz pomknął w stronę trybuny, a ja za nim, nabierając prędkości. Przyspieszenie było niesamowite, trochę przekroczyło moje oczekiwania, ale przecież nie siedziałem na miotle pierwszy raz, więc udało mi się uspokoić po kilku sekundach. Cleve cały czas trzymał się mojej prawej strony, a w chwili, gdy musieliśmy zrobić ostry wiraż (znicz zmienił kierunek o 90 stopni), prawie na mnie wpadł.
Pogoń za zniczem trwała dokładnie dziewiętnaście minut i czterdzieści dwie sekundy, jak pokazywał potem czasomierz Flinta. W tym czasie nie miałem lekko: szybko okazało się, że Cleve jest naprawdę wyśmienity i potrafił robić piekielnie trudne, podstępne zwody i tricki. Trzy razy byłem bliski utraty kontroli nad miotłą i groziło mi zderzenie z trybuną bądź pętlą, ale zawsze w ostatniej chwili udawało mi się uniknąć śmierci, a przynajmniej poważniejszych urazów. Dwukrotnie cudem nie zarobiłem tłuczkiem. Nie zapominajmy też o tym, że cały czas padało.
Raz Cleve zepchnął mnie z kursu w ramach jednej ze sztuczek i prawie spadłem z Komety ale właśnie w chwili, gdy na nią ponownie wsiadałem, pojawił się znicz, pędzący prosto na mnie. Tylko idiota mógłby go nie złapać! Chwyciłem go, Flint wyłączył czasomierz, Cleve wylądował z mieszanymi uczuciami, wypisanymi na twarzy, a ja po prostu zeskoczyłem na ziemię, bo byłem tylko jakieś pięć stóp nad ziemią.
-Nie było to mistrzostwo świata, niemniej mogło być gorzej.- skomentował Flint, chowając czasomierz i różdżką unieruchamiając tłuczki, które spadły na ziemię z głuchym łoskotem, niczym zwyczajne i niegroźne piłki.-Gdybyś zwlekał ze schwytaniem znicza jeszcze osiemnaście sekund, nie przyjąłbym cię. Próg minimalny, to dwadzieścia minut.
-Ciekawe, w ile minut złapałby znicza Potter w takim deszczu.- mruknąłem pod nosem, ale Flint to usłyszał i zjeżył się.
-Potter ma talent po ojcu i uwielbienie sędziów, więc okulary to mały pikuś, poza tym, nie jest naszym jedynym wrogiem, jakbyś zapomniał!- powiedział ostro. - Nie ignoruj go, bo nie toleruję takiego zadufania w poważnej grze! Musimy być ostrożni, jeśli chcemy wygrać, jasne?- spojrzał na mnie z naciskiem więc wzruszyłem ramionami i , odgarniając przylepiające się do twarzy włosy, odpowiedziałem ugodowo:
-Jasne.
-Draco dobrze sobie poradził, prawda?- to Pansy pojawiła się nagle koło nas. Trzymając w dłoni parasol, dyszała od biegu ale uśmiechała się. Bez słowa uniosła parasol wyżej nad moją i swoją głową. Nie podziękowałem ani nic, lecz trudno było nie widzieć spiętych szczęk Flinta, który jednocześnie próbował ukryć swoją irytację i okazać zadowolenie.
-Tak, poradził sobie dość dobrze.- odpowiedział jej odrobinę sucho, a zaraz potem odchrząknął i dodał, przesuwając sobie dłonią po czuprynie: -To znaczy, ee… no, wiesz, Draco… myślę, że możemy cię przyjąć do drużyny.
-Wspaniale! Marcus, jesteś naprawdę bardzo dobry, naprawdę!- zawołała radośnie Pansy i uściskała mnie, a potem Marcusa, omal nie wybijając mu oka parasolką. Nie wyglądał jednak na niezadowolonego z tego. Puścił ją i obejrzał się na Cleve’a, który stał nieco z tyłu i wiercił kijem od miotły ziemię. -Cleve… zgadzasz się? Przyjąłem go.
-Może być.- brzmiała lakoniczna odpowiedź Ślizgona. Wyrwał mi Kometę z ręki i mruknął:
-Zaniosę je do schowka… przygotuj sobie kartkę z nazwiskiem, którą powiesi się obok, Malfoy.
Flint spojrzał na niego a potem na nas i ostatecznie zatrzymał wzrok na Pansy. Błyskawicznie przypomniałem sobie, jaka była umowa i trochę odebrało mi satysfakcję z przyjęcia do drużyny. Nie wiedziałem, jak to rozegrać, ale okazało się, że Flint chyba wszystko sobie zaplanował. Zrobił coś uśmiechopodobnego i powiedział, maskując chrypkę:
-Draco, idź proszę za Clevem i przekaż mu, żeby na mnie poczekał w szatni, OK.?
Sprytnie to sobie obmyślił, drań jeden, trzeba mu przyznać! Nie miałem możliwości wykręcić się lub odmówić, załatwił mnie na cacy. Tymczasem sam odciągnął Pansy na bok, kuląc się pod parasolem. Krzywiąc się z niesmakiem i złością, ruszyłem tak szybko, jak nigdy wcześniej, w stronę szatni. Jestem pewien, że pobiłem jakiś rekord, dość, że po niecałych dziesięciu sekundach pojawiłem się z powrotem na boisku. Nie wyhamowałem, lecz buchnąłem z rozpędu prosto między Flinta i Pansy, ochlapując tego pierwszego błotem, a druga chwytając za ramiona dla asekuracji przed własnym upadkiem. Wyszło mi to konkursowo: Flint spurpurowiał z wściekłości i jął z obrzydzeniem ścierać sobie błoto z szaty i twarzy.
-Co za bęcwał z ciebie, Malfoy!- huknął na mnie. -Nowa szata, świeżo uprana!
-Wyluzuj… nie chcia… łem!- sapnąłem, bo nieźle się zmachałem po szaleńczym biegu, nie powiem :-P Pansy przytrzymała mnie za ramiona i ustawiła prosto.
-Po coś tak leciał, gonił cię olbrzym- ludojad, czy co?- zainteresowała się, patrząc na mnie z rozbawieniem na twarzy. -Szukający powinien szanować swoje siły i zdrowie!
-Nie olbrzym- ludojad, ale raczej coś niematerialnego, Pansy.- burknął Flint, krzywiąc się na swoje umazane dłonie. Pansy wyjęła z niecierpliwością różdżkę i podeszła do niego dwoma wielkimi krokami. Chwyciła go mocno za nadgarstki.
-Nie panikuj.- mruknęła i, uderzając czubkiem różdżki w powietrze nad jego dłońmi, zawołała: - Chłoszczyść !
W mig dłonie Flinta były czyste. Spojrzał na nią z wdzięcznością.
-Dzięki!
Pokręciła z przyganą głową i wróciła pod parasol.
-A co do tej imprezy, to nie za bardzo, wiesz? Mam inne plany.- rzuciła w jego stronę. Wywnioskowałem, że w czasie mojej absencji Flint zaprosił ją na pamiętną imprezę drużynową w dormitorium męskim. Ucieszyła mnie jej odmowa, co z kolei nie zachwyciło Flinta. Zapytał ponuro i trochę napastliwie:
-Nie chcesz ze mną iść, to powiedz, chyba mi możesz ufać, no nie?
-Marcus, to nie tak…- odpowiedziała i obejrzała się na mnie. Uniosłem dłonie i odsunąłem się, żeby mogli swobodnie pogadać. W chwili, gdy stanąłem jakieś dziesięć kroków za Pansy, ona obejrzała się na mnie, na Flinta i zapytała z zaskoczeniem:
-Ej, co jest grane? Mam wrażenie, że…
-Pan Marcus Flint po prostu chciałby poznać prawdę, Pansy.- wyjaśniłem krótko i z przekąsem, patrząc dumnie na Flinta, stojącego przed Pansy. Nie dziwię się jej, że ją to zdumiało, widok był niezwykły: dwóch chłopaków naprzeciwko siebie w pozycjach jakby do pojedynku, a pośrodku nich zdezorientowana dziewczyna. Cóż za dramaturgia!
-Dzięki, Malfoy, ale nie musiałeś tego mówić. Potrafię sam sobie dać radę!- odwarknął Flint. Uniosłem tylko brwi, na co Pansy odrzuciła na bok parasol (złożył się sam automatycznie) i zapytała rzeczowo, patrząc to na niego, to na mnie:
-Zwariowaliście obydwaj?!
-Nie wiem, jak kolega Flint, ale ja czuję się zdrowy na umyśle!- zawołałem, uśmiechając się diabelsko.
Deszcz zacinał coraz mocniej, niebo powlekły ciemne chmury, ale my trwaliśmy nieruchomo. Flintowi siadły nerwy, widziałem to po jego twarzy, spiętej niemalże konwulsyjnie. Deszcz wcale nie wygładził jej rysów: wyglądał teraz groźnie, ale hamował się ciągle (chyba ze względu na Pansy).
-Szczerze w to wątpię!- ryknął i, zaciskając pięści, zrobił krok do przodu. Tak samo zrobiłem i ja, na co on postąpił nieco szybciej dwa kroki. Nie odpuszczałem mu w związku z czym w przeciągu trzech sekund staliśmy już obaj tak blisko siebie, że dzieliła nas tylko Pansy, nie tyle zaskoczona, co zdenerwowana.
-Czy któryś z was powie mi w końcu, co to za maskarada, do diabła?!- zacisnęła pięści i patrzyła rozzłoszczona to na jednego, to na drugiego z nas. -Co wy wyprawiacie?
-Wybieraj!- krzyknął Flint, rwącym się z wściekłości głosem. Patrzył przy tym na Pansy tak przenikliwie, że aż się dziwiłem, że jej to nie ruszyło. -Wybieraj! Albo on, albo ja!
Nie miałem nic więcej do powiedzenia na ten temat. Pansy milczała, zaciskając usta i spoglądając na nas już nie ze złością, lecz z ogromnym zaskoczeniem i czymś jeszcze, jakby zakłopotaniem. Tak staliśmy przez chwilę, a napięcie rosło z każdą sekundą. Flint przestąpił z nogi na nogę, ale rzuciłem mu złowróżbne spojrzenie. Sztyletowaliśmy się wzrokiem, rozgrodzeni tylko sylwetką dwunastoletniej Ślizgonki, i kiedy poczułem, że nie wytrzymam tego napięcia ani chwili dłużej, Pansy otworzyła buzię.
-To śmieszne!!!- wrzasnęła, wymachując dłońmi i patrząc na nas z niedowierzaniem pomieszanym z pogardą i gniewem. -To po prostu jest śmieszne!!! Nie spodziewałam się tego po was, o, nie!!!
-Pansy, musisz w końcu powiedzieć! Załatwmy tę sprawę raz na zawsze, ja nie zamierzam czekać dłużej!- zawołał z urazą Flint, ale ona chwyciła bez słowa parasol i zamierzyła się na niego, trafiając go w brzuch a potem w ramię. Cofnął się gwałtownie, z przerażeniem zasłaniając się rękoma. Zacząłem się śmiać, ale w tejże chwili ona natarła na mnie i zaczęła dla odmiany mnie okładać parasolką.
-Pansy, uspokój się, na brodę Merlina!- wołałem, uciekając przed nią i osłaniając się, jak wcześniej Flint, aż potknąłem się o jakiś korzeń i rymsnąłem do tyłu jak długi.
Kiedy gwiazdy znikły mi sprzed oczu a ptaszki przestały ćwierkać, uniosłem głowę i ujrzałem, że Pansy, skulona w pół pod biczami deszczu, wybiega z boiska. Flint wrzeszczał jej imię, chyba nawet przez chwilę próbował ją gonić, ale mu się nie udało. Głośne trzaśnięcie drzwi oznajmiło nam, że panny Parkinson nie ma już na terenie boiska do quidditcha.
Opuściłem bezsilnie głowę na ziemię, mając gdzieś, że jestem już cały umazany w błocie, niczym prosię, a z nieba leją się na mnie prawdziwą fontanną strugi lodowatej wody i zamknąłem oczy, a ból z pobitych części ciała zaczął wolno promieniować w każdy zakątek mojego organizmu i duszy.

Niedziela, 10:20, Biblioteka

Przerwałem wczoraj pisanie, bo kiedy namyślałem się nad kolejnym zdaniem, zobaczyłem Pansy. Była to dość późna godzina, jak na powrót Ślizgonki z drugiego roku do domu. Nie chodzi mi o to, że ja nie wracałem później: i owszem, ale nigdy- z dworu.
Pansy wyglądała co najmniej dziwnie. Była kompletnie przemoczona, ale we włosach miała sporo pierza i czegoś w rodzaju słomy. Jej szata była ubłocona po kolana i ciężka od wilgoci. Jak tylko ją zobaczyłem, poderwałem się spod kominka (usiadłem przy nim, aby trochę się ogrzać po kilkudziesięciu minutach w ulewie), ale ona natychmiast odwróciła się na pięcie, rzuciła dumnie głowę i wyszła szybkim krokiem na główny korytarz Slytherinu. Pobiegłem za nią; udało mi się ją dogonić przy minibibliotece z fontanną, którą nazywamy oazą.
Złapałem ją za ramiona, ale ona odwróciła się błyskawicznie i dała mi w twarz. Zreflektowała się w ułamku sekundy: złapała się ręką za usta i znieruchomiała. Patrzyłem na nią, mocno ogłuszony. Odjąłem dłoń od zaczerwienionego policzka i milczałem, szukając na jej twarzy usprawiedliwienia. W jej oczach zaszkliły się łzy. Bez słowa wbiegła do oazy i zakluczyła drzwi zaklęciem. Zachciało mi się śmiać, ale wiedziałem, że sprawa jest zbyt poważna.
Spokojnie wyjąłem różdżkę, odpieczętowałem drzwi Alohomorą i wszedłem do środka. Pansy opierała się o fontannę i płakała, słyszałem jej szloch i widziałem, jak dygocą je ramiona. Zrobiło mi się strasznie głupio i przykro. Szczerze mówiąc, poczułem się bezsilny. Pansy nigdy nie płakała, a przynajmniej nigdy na moich oczach. Co miałem robić?
Podszedłem do niej i stanąłem za nią. Bardzo chciałem objąć ją i… nie wiem… może przytulić… ale przez wzgląd na to, jak to się skończyło minutę wcześniej, zaniechałem tego zamiaru. Stanąłem blisko niej i pochyliłem się lekko nad jej ramieniem.
-Przepraszam, Pansy.- szepnąłem. Nie zareagowała. Przełknąłem ślinę.
-Pansy… nie chciałem cię urazić… to Flint…- urwałem, nie wiedząc, co powiedzieć dalej.
-Jak mogłeś?- uniosła głowę i odwróciła ją przez ramię tak, bym nie widział do końca jej twarzy. Spuściłem głowę. Ona mówiła dalej, drżącym głosem.
-Jak mogłeś zgodzić się na coś takiego? Pomyśleliście sobie pewnie, że fajnie będzie zakpić sobie z… z uczuć… z tego, co myślą dziewczyny… romantyczna sceneria, pojedynek, deszcz… tak? Chodziło wam tylko o świetną zabawę moim kosztem, prawda? Nie rozumiesz, jak ja się czułam?
-To nie był zakład ani zabawa, Pansy.- oparłem się tyłem o fontannę obok niej. Nie patrzyła na mnie, lecz w wodą, szemrzącą w sadzawce. -Pobiliśmy się z Flintem… nie chciał… nie chciał odpuścić… wymyśliłem, że to będzie najprostszy sposób… żebyś ty nam w końcu powiedziała… no wiesz. On był naprawdę zdetermino…
-Ty wpadłeś na coś takiego?- po raz pierwszy spojrzała na mnie i wtedy autentycznie się przeraziłem. Jej twarz była blada i mokra od łez… ale jej wyraz, jej pałające oczy… były mi obce. To był chyba ten moment, kiedy naprawdę zrozumiałem, jak idiotycznie postąpiliśmy obydwaj, i ja, i Flint, stawiając ją w obliczu takiego wyboru. Nie sprawiło to, że poczułem się lepiej, a wręcz przeciwnie. Patrzyła mi w oczy, a ja czułem, że brakuje mi słów, tchu i że kręci mi się w głowie. Otworzyłem buzię, by coś powiedzieć, sam nie wiem zresztą, co można było powiedzieć w takiej sytuacji, żeby jej nie pogorszyć, ale Pansy w tym momencie wypadła z oazy, trzaskając drzwiami tak, że zatrzęsły się kandelabry na ścianie. Zakryłem twarz dłonią i pokręciłem głową.
-Co za palant ze mnie!- syknąłem i usiadłem na kamiennym ocembrowaniu fontanny. Drobniutkie, świeże kropelki wody padały na moją twarz, ale nie mogły ukoić tego, co kąsało moją duszę.

Dzisiaj czekałem od rana pod drzwiami Wielkiej Sali, mając nadzieję, że Pansy się zjawi i pozwoli mi dojść do głosu, ale zamiast niej zjawiła się Gerda, gdy wszyscy już zjedli, mówiąc mi dość ponurym tonem, że Pansy leży w łóżku, bo się przeziębiła i wysłała ją po śniadanie. Chciałem zaraz iść do niej, ale Gerda zgasiła mnie, mówiąc z politowaniem:
-Jak chcesz się dostać do dormitorium d z i e w c z ą t…?
-Gerda, co ona ci nagadała na mnie, że taka pokrzywa jesteś?- zapytałem ze złością, towarzysząc jej uparcie w wędrówce do naszego stołu. Gerda wzruszyła ramionami i odparła doskonale obojętnym tonem, nakładając sobie owsiankę:
-Nie moja sprawa, nie wtrącałam się.
-Aha, akurat.- mruknąłem, spoglądając na jej owsiankę z krótkotrwałym zainteresowaniem. Gerda pochłonęła ją błyskawicznie, nie zwracając na mnie uwagi, podczas gdy ja namyślałem się, jak wydusić z niej jakieś informacje o Pansy. Kiedy skończyła, powiedziałem błagalnie. -No, proszę cię, bądź koleżanką i powiedz, czy Pansy była bardzo na mnie zła wczoraj?
-Nie.- pokręciła głową. -Ona nie była zła. Była po prostu wściekła… ale nie tylko na ciebie.
-Na Flinta też?- nie potrafiłem ukryć nadziei w głosie. Gerda nałożyła na talerzyk dwie grzanki, trochę dżemu i dwa plasterki owczego sera a potem łypnęła na mnie z niesmakiem.
-Nie mówiła nic o Flincie.
-No to o co chodzi?- wzruszyłem ramionami, podając jej kubek z herbatą i sokiem malinowym. -Pomogę ci to zanieść, nie poradzisz sobie sama…
-Odczep się.- wyrwała mi kubek, omal nie oblewając nas gorącym płynem. -Dam sobie radę sama!- to mówiąc, chwyciła tacę, która pojawiła się na stole nie wiadomo kiedy i wymaszerowała z Wielkiej Sali. Poleciałem za nią, wpadając w biegu na świetny pomysł.
-Gerda, poczekaj!- zawołałem, a ona zwolniła, schodząc po schodach do lochów. -Poczekaj minutkę, daj mi dosłownie minutę, OK.?
-A co chcesz zrobić?- zapytała, patrząc na mnie podejrzliwie, ale ja już jej nie słuchałem. Podałem hasło chimerze i omal nie złamałem sobie nogi, wpadając do Salonu. Szybko wyrwałem pierwszemu lepszemu pierwszoroczniakowi pióro i pergamin, na którym coś ślamazarnie gryzmolił i, padając na fotel przy wolnym stoliku, napisałem szybko:

Pansy,
Naprawdę bardzo, bardzo Cię przepraszam za to, co stało się wczoraj. Nie chciałem zrobić Ci krzywdy ani Cię urazić. Wiem teraz, że postąpiłem głupio i jest mi przykro. Proszę, nie gniewaj się na mnie, a przynajmniej pozwól mi się wytłumaczyć. Spotkajmy się o czwartej w bibliotece.
Draco


Zwinąłem błyskawicznie liścik w ciasny rulon i położyłem go na tacy Gerdy.
-Proszę cię, dopilnuj, żeby ona to przeczytała, co?- poprosiłem, patrząc na nią błagalnie, żeby ją zmiękczyć. Gerda pokręciła niezdecydowanie głową, a potem odpowiedziała niechętnie, ale ulegle:
-No, dobra. Zobaczę, co się da zrobić.
-Dzięki!!!- podskoczyłem w górę z radości i oddałem wzburzonemu, ale zbyt nieśmiałemu i zdumionemu pierwszoroczniakom to, co mu zabrałem (Biedny malec, będzie musiał napisać wypracowanie z eliksirów od nowa :-P ), a następnie pobiegłem po swoją torbę. Miałem zamiar udać się do biblioteki już teraz, bo pomyślałem sobie, że dobrze byłoby zacząć pracę z zaklęć już dziś. W chwili, gdy jednak dochodziłem do biblioteki, na moim ramieniu wylądowała sowa jarzębata, którą nazwałem Irmą.
-No wiesz ty co, Irma… ojciec chyba dał ci jakąś super karmę, że tak szybko przyniosłaś mi odpowiedź.- powiedziałem jej cicho, gładząc ją po lśniących piórach i przyklękając, by odwiązać od jej nogi list. Z zaskoczeniem stwierdziłem jednak, że przyniosła mi nie jeden list, lecz dwa, w dodatku od różnych adresatów… Odesławszy sówkę do sowiarni, wszedłem nieuważnie do biblioteki i zająłem pierwszy pusty stolik w głębi sali.

Komentarze:


Semley
Sobota, 29 Marca, 2008, 12:54

Notka jest genialna! I taka długa... :) I nie spodziewałam się, że będzie tak szybko.
Wstęp - rozmowa w pamiętniku - jest bardzo ciekawym urozmaiceniem. Świetnie pokazałaś reakcję Pansy na "pojedynek" ślizgonów.
O, i jestem pierwsza! :D

A kiedy będzie kolejna notka w Myślodsiewni?

 


Hermi/Kujonka
Sobota, 29 Marca, 2008, 14:37

Fajne,ale jak można "zakluczyć"drzwi?:)D)

 


Marzena
Sobota, 29 Marca, 2008, 17:08

"Biedny malec, będzie musiał napisać wypracowanie z eliksirów od nowa"? Nie mogę uwierzyć, że Draco stał się taki opiekuńczy! Notka genialna, fenomenalna, profesjonalna, fachowa i... brak mi słów!!! Jest wyśmienicie! Powinnaś zebrać cały pamiętnik i wysłać go do wydawnictwa!

 


Arwena E. B.
Sobota, 29 Marca, 2008, 19:42

Tak, jest świetnie, ale cały czas nie mogę sobie wyobrazić takiej wersji Draco ;-). Napisać coś długiego i interesującego to rzeczywiście sztuka. Gratuluję!

 


Natti
Niedziela, 30 Marca, 2008, 22:20

Marzeno, to miala być ironia. Notka świetna.

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki