Obudziłam się rano z piękną myślą: dzisiaj są moje urodziny. Wstałam, szybko się ubrałam i zeszłam na dół. Schody były ozdobione serpentynami, gwiazdkami, i moimi głowami na poręczy. Przestraszyłam się i spadłam z nich.
- Ej uważaj. Nie chcesz być chyba posiniaczona na imprezie. - Cedric wziął mnie za rękę i postawił na nogi. - A i prezent jest w salonie. Idź zobacz, a ja idę po zatyczki do uszu, bo będziesz kwiczeć. - Wytknęłam na niego język .
Od razu tam pobiegłam. Na fotelu leżał wielki kartonik zawinięty w złoty owijacz, też w moje głowy, z małymi dziurkami. Wzięłam go na ręce i usiadłam na podłodze. Tata, Cedric i mama z tasakiem w ręce (czasami żałuję, że jest mugolkom, tak samo jak ojciec Vanessy. Dla tego mamy telefony, a reszta ma bo namówili rodziców żeby łatwiej się porozumiewać, bo Zack nie ma sowy) , ustali obok mnie. Odwiązałam wstążkę i zdjęłam pokrywkę. W środku siedziała cichutko skulona włochata kulka. Był to mały piesek.
- Boże jest śliczna! Dziękuje mamo, dziękuje tato.
- A tu masz rzeczy do niego. - Podali mi worek, a w nim smycz w różdżki, fioletową kokardę, różowy kubraczek, psie przysmaki i dwie miski.
- Jeszcze raz dziękuję za wszystko, ale ja mam już sowę do szkoły. Po co mi drugi zwierzak?
- Kochanie, piesek zostanie w domu, a sowa pojedzie z tobą do Hogwartu. - No pewnie! Jeszcze tego brakowało. Po co mi ją kupili skoro oni będą się nią zajmować, ja będę za nią tęsknić, zobaczę ją tylko na święta i wakacje?! Ukryję jednak moje niezadowolenie i udam, że się cieszę .
- No dobrze, ale jak wyjadę to ty mamo, będziesz się zajmować Amy.
- Kim?
- Amy. Takie wymyśliłam imię dla psiaczka. - I po co było te głupie pytanie? Przecież wiadomo o kogo chodzi. Na brodę Merlina!!! Nie myślałam, że aż tak bardzo będę chciała wrócić do Hogwartu. - Idę z nią na spacer. Ced, pomożesz mi ja ubrać?
- Jasne. - On ją trzymał, a ja ubierałam. Teraz wygląda idealnie (pomyślałam).
- Dzisiaj pójdziesz bez smyczki. - Upadłam na głowę, wiem!
Poszłam z Amy o dwie uliczki dalej od mojego domu w nadziei, że nie spotkam znajomych. Czasami muszę i od nich odpocząć, zwłaszcza, że przyjdą dziś na moją impre. Idę i idę, a tu zza rogu wychodzi Zack. Akurat go mogę widywać co chwilę. Idzie naprzeciwko mnie z uśmiechem na twarzy. Wszystko było by dobrze, gdyby nie pies. Uciekła mi i pobiegła prosto do Zacka. On wydawał się rozbawiony.
- Wybacz za nią. - Wzięłam ją na ręce. Teraz stałam twarzą w twarz z nim. - Rodzice podarowali mi ją na moje urodziny.
- Fajnie, ale niestety mój prezent dostaniesz jak przyjdę na twoją imprezę. - Uśmiechnęłam się i ruszyłam dalej. Za żadne skarby nie dam po sobie znać, że podoba mi się chłopak mojej najlepszej przyjacióły. - Ja już lecę. Muszę iść się z nią przejść.
- Ok. Ja tez już idę. Umówiłem się z Vanessą. - Zrobiło mi się przykro. Wolałabym o tym nie wiedzieć . - Pa.
- Pa... - zamurowało mnie trochę. Po kilku sekundach ruszyłam dalej. Szłam sobie przed siebie nie zdając sobie sprawy, że jestem już zbyt daleko. Zatrzymałam się i uświadomiłam sobie, że znajduję się w alejce gdzie mieszkają sami czarodzieje czystej krwi typu rodziny Malfoyów. Na moje nieszczęście Draco szedł chodnikiem po drugiej stronie. Odwróciłam się napięcie i już miałam iść w stronę domu, ale moje starania, żeby mnie nie zauważył poszły na marne. Zacisnęłam różdżkę, którą trzymałam w kieszeni od spodni, a drugą ręką trzymałam Amy. Po chwili się odezwał:
- Hej! Tu nie jest dla ciebie miejsce durna szlamo! - Przeszedł na drugą stronę, czyli na tą po której ja byłam i zaczął iść za mną. Po tych słowach, które wypowiedział odwróciłam się i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Jeśli chcesz wiedzieć do Ravenclaw przyjmują bystrych i mądrych, za to do Slytherinu czarodziei czystej krwi, a za razem gnid, debili, chamów, zdrajców i tępaków, którzy uważają się za niewiadomo kogo, a ty jesteś zarazą całej ludzkości, więc lepiej odwal się ode mnie! Chyba, że chcesz żebym ci cos zrobiła, a teraz wybacz, ale się śpieszę. - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Powoli odchodziłam, ale on nie dawał za wygraną.
- Nie obrażaj mnie, ani mojego domu! - Uniósł różdżkę, a ja swoją.
- Expelliarbus! - Od razu go rozbroiłam. Taka mała wesz . Amy aż się przestraszyła.
- Jeszcze cię dopadnę szmato! Zobaczymy się w szkole. - Ruszyłam śmiale przed siebie. Była już godzina 15. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko minął czas. Szybko pobiegłam do domu, przecież na 18 jest wielkie wydarzenie, na które czekałam cały rok! Muszę szybko zjeść obiad, ubrać się, zrobić sobie fryzurę, dobrać biżuterię, odpowiednie buty. Przecież mam masę rzeczy do zrobienia! W końcu dotarłam.
- Gdzie ty się tak długo podziewałaś? - Mama już zmywa naczynia. Czyżby ominął mnie obiad?
- Spacer trochę się przedłużył.
- Trochę?
- Oj przepraszam. Nie chciałam. - Skierowałam się w stronę schodów...
- Na stole jest obiad dla ciebie. Idź zjeść. - Kiwnęłam głową. Chcę już moje przyjęcie w barze Pod złotą różdżką...