>Świtało. Pierwsze promienie słońca oświetliły trzy puste łóżka w dormitorium pierwszoklasistów w wieży Gryffindoru. Dwa piętra niżej James, Syriusz i Remus skradali się cicho korytarzem. Nie znali szkoły, dlatego dotarcie do celu sprawiało im wiele problemów. Chcieli dostać się do Wielkiej Sali.
- Przypomnijcie sobie w końcu, jak wczoraj szliśmy do wieży, bo to błądzenie nie ma sensu. - Remus znowu zaczął narzekać.
- Nie jęcz, jakoś sobie damy radę.
- Tak, a wy chcecie wylecieć już w drugi dzień szkoły.
- Od razu wylecieć... Jesteś mało optymistyczny, Remusie.
- James, skończmy tę dyskusję i prowadź.
- Dobra, dobra, niech ci będzie! Chodźcie. - chłopak skręcił w boczny korytarz.
Stanęli w ślepym zaułku.
- I co teraz, panie przewodniku? - zakpił Syriusz.
- Nie mam pojęcia, ale jak jesteś taki pewny siebie, to sam prowadź.
- Z miłą chęcią.
Syriusz cofnął się i ruszył w inny korytarz. Udało im się pokonać kolejne dwa piętra. Ale kiedy weszli na kolejne schody i zaczęli schodzić po nich te... poruszyły się. Po prostu zaczęły się obracać. Po chwili zatrzymały się przy innej platformie. Chłopcy zbiegli z nich i weszli w jakiś korytarz. Na jego końcu trafili na pustą ścianę.
- No nie! Ja już mam tego dosyć! Kolejny ślepy zaułek! - Remus mówił teraz drgającym ze złości, ale cichym głosem.
- Jeszcze na dodatek się zgubiliśmy. - dodał Syriusz, opierając się o ścianę. Jednak nie znalazł w niej oparcia
ściana po prostu usunęła się w bok. Chłopcy spojrzeli po sobie.
- Wchodzimy?
- A na co mamy czekać? Idziemy.
- Czekaj. Najpierw sprawdźmy, co je otwiera. Syriuszu?
- Nacisnąłem ręką którąś z cegieł. Tylko teraz którą...
Ściana zasunęła się z powrotem, a chłopcy z uwagą zaczęli przypatrywać się kamiennym blokom. James wciąż przypatrując się murowi, zapalił różdżkę. Światło padło na kamień, nieznacznie różniący się od innych odcieniem. Nacisnął go. Ściana znów się odsunęła.
- Świetnie. Chodźcie, idziemy.
Ruszyli ciemnym korytarzem, oświetlając go różdżkami. Tunel opadał w dół, co chwila zakręcał. Po kilku minutach dotarli do kolejnej ściany - tę też zapewne trzeba było jakoś otworzyć. Znów zaczęli szukać - tym razem Remus był pierwszy. Wyszli prosto do sali wejściowej.
- No nareszcie! - powiedział James.
- Dobra, chodźcie, czeka na nas zadanie. - ponaglił Syriusz.
- Jesteście pewni, że chcecie to zrobić? - Remus nadal nie był przekonany o swoim bezpieczeństwie.
- Tak, koniecznie! - odparł James - skoro już dotarliśmy do Wielkiej Sali i nie wpadliśmy na Filcha, to musimy to zrobić. Idziemy.
Weszli do Wielkiej Sali. Na stołach przygotowane już były nakrycia, na zbliżające się śniadanie. Chłopcy pokonali całą komnatę, zatrzymując się dopiero przed stołem prezydialnym.
- Ech, mówię wam, wylecimy za to ze szkoły jeszcze dzisiaj - Remus obojętnym tonem powtórzył swoją rację.
- Nie wymiękaj, tylko zaczaruj te talerze.
- Dobra, dobra, Inestrofios! - wyszeptał chłopak, celując różdżką w talerz. Na chwilkę rozbłysło złotawe światło i zgasło.
Zaczarowali w ten sposób wszystkie talerze na stole nauczycielskim.
- No dobra, pora wracać. - odezwał się Syriusz.
- Racja.
Wyszli z Wielkiej Sali. James rozejrzał się i podszedł do ściany, z której poprzednio się wydostali. Powrót do wieży Gryffindoru zajął im sporo czasu. W końcu jednak znaleźli się w całkowicie pustym jeszcze pokoju wspólnym.
- Nie mogę się doczekać śniadania! - powiedział Syriusz, siadając na jednym z krzeseł,
- Ja też.
- Ech, a ja nadal twierdzę, że to głupi pomysł. Nie lepiej było zrobić to za tydzień?
- Remus, dałbyś już spokój.
- Niech wam będzie.
Chłopcy siedzieli w pokoju wspólnym przez dłuższy czas. W końcu zaczęli pojawiać się inni gryfoni, udając się na śniadanie. James, Syriusz i Remus wyszli za jakąś grupą piątoklasistów. Po kilku minutach, podążając za nimi, dotarli do Wielkiej Sali. Na szczęście, żadnego z nauczycieli jeszcze nie było - chcieli obejrzeć efekt swojej porannej wyprawy. Po jakimś czasie do sali weszło kilku profesorów. Wśród nich był także dyrektor. Rozmawiając, udali się na swoje miejsca. Dyrektor pierwszy sięgnął po półmisek, lecz kiedy chciał nałożyć sobie na talerz zapiekankę, ten po prostu... odskoczył. Zapiekanka pacnęła na stół.
Kilku uczniów to zauważyło - patrzyli się teraz na stół prezydialny z szeroko otwartymi oczyma. Po chwili już cała sala śmiała się do rozpuku, obserwując wysiłki nauczycieli - ich talerze po prostu uciekały przed nałożeniem na nie jedzenia.
Syriusz, Remus i James podzielali ogólną wesołość. Z pogoni za naczyniem pierwszy zrezygnował dyrektor - wyczarował sobie nowy talerz, uśmiechając się. Na chwilę podniósł wzrok i popatrzał w stronę stołu gryfonów, Napotkał spojrzenie Jamesa i uśmiechnął się delikatnie. Młody Potter odniósł wrażenie, że Albus Dumbledore domyślił się, kto zabawił się kosztem nauczycieli.Jednak właśnie do stołu podszedł Dexter, niosąc stertę planów lekcji.
- Proszę, to dla was. - powiedział, podając im cztery kartki.
- Dzięki.
Remus spojrzał na swój plan i powiedział:
- Dzisiaj mamy dwie godziny transmutacji, dwie godziny zaklęć, obronę przeciw ciemnym mocom i dwie godziny eliksirów razem ze ślizgonami.
- Czyli McGonagall, Flitwick, Soruce i Elfras - Syriusz odwrócił podział godzin, patrząc na listę nauczycieli.
- Ech, nie ma to jak lekcje organizacyjne. Dobra, wracamy do wieży.
Chłopcy wstali od stołu i wyszli z Wielkiej Sali. Trafienie do pokoju wspólnego nie zajęło im tym razem dużo czasu. W dormitorium spakowali potrzebne przedmioty i ruszyli na poszukiwanie sali transmutacji. Tym razem jednak dołączył do nich Peter Pettigrew, ich nowy kolega. Udało im się zejść kilka pięter niżej, ale sali nie znaleźli. Do dzwonka na lekcje zostało jakieś 10 minut. James zatrzymał się zrezygnowany.
- Ech, ja już mam dość tej szkoły. Tutaj nigdzie się nie da trafić.
- Bo do tego trzeba jeszcze trochę inteligencji, której wy, jako kociaki, nie posiadacie! - do rozmowy wtrącił się jakiś inny głos, dochodzący z góry.
Cała czwórka podniosłą głowy. Jakieś pół metra nad nimi wisiała niebieska postać, ubrana w pstrokaty kaftan - Poltergeist Irytek. Uśmiechał się kpiąco.
- Kim ty jesteś? - spytał Syriusz, patrząc uważnie na postać.
- A co cię to obchodzi? - odpowiedział Iryt.
- Ja wiem, kim ty jesteś. - odpowiedział po chwili James - Poltergeistem tej szkoły.
- Jaki domyślny! Ja też wiem, kim jesteś - głupim kociakiem z pierwszej klasy.
Poltergeist z tymi słowami wyciągnął z kieszeni kałamarz z atramentem. Otworzył go szybko i całą jego zawartość wylał na Jamesa. Pozostali ryknęli śmiechem.
- No to już po tobie - powiedział Potter drgającym z wściekłości głosem.
Wyciągnął różdżkę,
- Ojojoj! Pierwszaczek się zdenerwował. I co mi zrobisz? Nastraszysz mnie tym kawałkiem patyka.
James podniósł różdżkę, delikatnie nią machnął, rzucając zaklęcie:
- Prsetidio vrasa!
Iryt tego się nie spodziewał - nagle zaczął obracać się z olbrzymią prędkością, wokół własnej osi. Chłopcy pękali ze śmiechu. Jednak chwilę później zabawa została przerwana - usłyszeli znajomy głos, rzucający przeciwzaklęcie.
- No, no chłopcy. Pierwsza klasa i poprawne zaklęcie wiru? Jestem pod wrażeniem. Który z was je rzucił?
To była profesor McGonagall. Remus odpowiedział zgodnie z prawdą:
- James, pani profesor.
- Ładnie sobie z nim poradziłeś. - nauczycielka uśmiechnęła się do młodego Pottera - A teraz chodźcie do klasy, zaraz zadzwoni dzwonek.
Ruszyli za nią do klasy. Lekcja się zaczęła. Pierwsza godzina zleciała na przepisywaniu podstawowych zasad, które od tej pory miały panować w sali transmutacji. Pani profesor z góry zaznaczyła, że transmutacja jest najtrudniejszą ze wszystkich sztuk magicznych, dlatego wymaga ona nadzwyczajnej dyscypliny. Na drugiej lekcji dostali swoje pierwsze zadanie: zamienić wykałaczkę w igłę. James, Syriusz i Remus wykonali zadanie za pierwszym podejściem. Profesor McGonagall nagrodziła ich 15 punktami.
Na zaklęciach profesor Flitwick (który, ze względu na swój mały wzrost, stał na stosie książek, aby go było widać zza katedry) rozpoczął naukę podstawowych ruchów różdżką. Profesor Kasandra Soruce, niezbyt wysoka, miła blondynka i opiekunka Slytherinu, poświęciła całą lekcję na poznawanie się z nową klasą. W końcu przyszedł czas na eliksiry. Kiedy gryfoni zeszli do lochów, ślizgoni już stali przed wejściem do sali lekcyjnej. Ledwo James, Syriusz i Remus podeszli pod drzwi do klasy, usłyszeli chłodny głos:
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy.
To był Lucjusz Malfoy. Zbliżył się do Jamesa, patrząc na niego jadowitym wzrokiem.
- Co Malfoy, znowu chcesz polatać? - spytał gryfon, patrząc uważnie na przeciwnika.
- Nie, Potter. Tym razem ty sobie polatasz. - Malfoy uniósł różdżkę, ale w tym samym momencie drzwi do lochów
się otworzyły. Stanęła w nich młoda czarownica. Wszyscy popatrzyli w jej stronę, a chłopcy po prostu zaniemówi z wrażenia. Była po prostu piękna. Jej wysoką, zgrabną figurę ukrywała czarna, nadzwyczaj obcisła i wydekoltowana szata. Złote loki włosów opadały jej aż do pasa. Patrzała na nich wszystkich błękitnymi oczyma, w których właśnie czaiły się błyskawice.
- Czy mogę się dowiedzieć, co tu się dzieje? - spytała melodyjnym, lecz nie cierpiącym sprzeciwu głosem.
- Nic pani profesor. Mała przyjacielska pogawędka. - odpowiedział James.
- James, nie życzę sobie żadnych bójek i pojedynków w okolicy mojej sali lekcyjnej, lub mojego gabinetu. Czy wyraziłam się dostatecznie jasno?
- Oślepiająco, pani profesor.
- Dziękuję. A teraz wejdźcie do klasy.
Uczniowie oszołomieni zaczęli wchodzić do lochów. Syriusz zapytał z przejęciem przyjaciela:
- James, ty ją znasz?!
- To moja nauczycielka francuskiego, a w Hogwarcie uczy eliksirów.
- Twoja nauczycielka francuskiego??? Uczyła cię??
- Nadal uczy. Chodź, bo nam wszystkie dobre miejsca zajmą.
Usiedli z tyłu, przy jednym stoliku. W klasie panował szum, ale kiedy pani profesor się odezwała, zapanowała natychmiastowa cisza:
- Witajcie! Nazywam się Anastazja Elfras. Od dziś będę wtajemniczać was w subtelną sztukę sporządzania eliksirów. Wątpię, abyście wszyscy mieli zamiłowanie do warzenia wywarów, dlatego nie mam zamiaru zrobić z was mistrzów w tej dziedzinie. Na pewno pojawią się tutaj wybitnie uzdolnione jednostki, ale i antytalenty. Dlatego nie podaję żadnych wymogów, wg których będę oceniać. Staram się każdego oceniać indywidualnie, ale ostrzegam - lenistwo będzie surowo karane. Na lekcjach wymagam absolutnej ciszy. Jeżeli ktoś będzie miał jakiekolwiek problemy, wystarczy podnieść rękę. Teraz każdy z was mi się przedstawi, a potem bierzemy się za robotę.
Lekcja potoczyła się leniwie. Nie zdążyli rozpocząć jakiegokolwiek tematu. W końcu zadzwonił upragniony dzwonek. Syriusz,. Remus i James odnieśli torby (trafienie do wieży Gryffindoru tym razem nie było już takie trudne), a potem udali się na obiad. Resztę dnia poświęcili na zwiedzanie szkoły i szukanie poszczególnych sal lekcyjnych. Tak minął ich pierwszy dzień w Hogwarcie.