Harry i Ron wyszli z Wielkiej Sali i skierowali się w stronę wieży Gryffindoru.
- Jak myślisz, co się stało z Hermioną? - spytał Ron po długiej chwili milczenia.
- Nie mam pojęcia! To do niej niepodobne! Nie było jej w Expresie do Hogwartu, ani w samym zamku. Pytałem kilku osób. Nikt jej nie widział. Mam nadzieję, że nie stało jej się nic złego.
- Ojej! Harry! Nie bierz tego tak do siebie. Na pewno nie mogła oderwać się od jakieś książki.
Następnego dnia Harry wyszedł przed szkołę w czasie przerwy na lunch. Chciał odetchnąć świeżym powietrzem, ponieważ był strasznie przygnębiony. Żaden z zapytanych nauczycieli nie widział Hermiony.
Harry z roztargnieniem spojrzał w stronę jeziora. Ku swojemu zdumieniu zobaczył, że na brzegu siedzi jakieś małe stworzenie. Wpatrywało się w wodę obejmowało kolana dłońmi. Harry ostrożnie podszedł bliżej, żeby się lepiej przyjrzeć tej dziwnej istocie. Kiedy się zbliżył, zobaczył, że wygląda ona jak mała dziewczynka, ale ma zieloną skórę i włosy, które przypominały plątaninę różnokolorowych nici. Stworzenie to miało na sobie króciutką, żółtą sukienkę. Choć wyglądało ono dziwnie, niewątpliwie było bardzo piękne.
- Czy to ty jesteś Harry? Harry Potter? - zaśpiewało melodyjnie na widok Harry'ego.
- Eee... no tak! - odparł chłopiec z wahaniem.
- Harry! Mów mi pani Green Rain. Mam dla ciebie wiadomość. Choć nie pojmuje, po co w ogóle się fatygowałam. Co prawda miałam pewien dług wdzięczności wobec tej dziewczyny, ale uważam, że należy mi się kilka galeonów...
- Dobra! Dam ci pięć galeonów, tylko...
- Dziesięć...
- Siedem... Nie mam więcej przy sobie.
- Siedem i 4 sylke albo nie powiem ani słowa. Okey?
- No... dobrze tylko powiedz to wreszcie - zdenerwował się Harry.
- Słuchaj! Oto co mam ci powtórzyć od niejakiej Hamiony.
- Hermiony! Chyba? - poprawił ją Harry.
- Przebyłam kilkaset kilometrów w kilka godzin, więc nie narzekaj. Powtórzę jej słowa co do litery. A oto i one: Zabrał mnie Sam - Wiesz - Kto. Wiem gdzie jestem. Nie pomagaj mi. Nie proś o pomoc Dumbledora. Użyj Hedwigitit! - To powiedziawszy Green Rain wskoczyła do wody.
- Zaczekaj! - krzyknął za nią Harry. - To nie ma sensu.
Ale zielonoskóra dziewczynka nawet się nie odwróciła. Płynęła prosto przed siebie nie oglądając się ani na chwilę. Gdy była na środku jeziora, podskoczyła i przyłożyła dłonie do serca. Kiedy je odjęła, wyskoczyła z nich mała fioletowa kuleczka, która poleciała prosto do Harry'ego, wyrwała mu sakiewkę z rąk i wróciła do Green Rain.
- Do widzenia Garry! - powiedziała i po tych słowach zniknęła w odmętach.
Na następnej lekcji, czyli eliksirach Harry opowiedział Ronowi, co wydarzyło się w czasie przerwy na lunch.
- Myślę, że ta Green Rain wszystko poprzekręcała - skwitował całą historię Ron.
- No właśnie! Wydaje mi się, że to miało być coś takiego: Porwał mnie Sam - Wiesz - Kto. Nie wiem gdzie jestem. Pomóż mi. Poproś o pomoc Dumbledora. Użyj Hedwigi. Ale nie rozumiem po co tu Hedwiga.
- O czym tak szeptasz Potter? - spytał jadowicie Snape. - O liście miłosnym do panny Granger? Widać rozchorowała się biedaczka. Spotykać się z dwoma chłopcami na raz!
A może planujesz taktykę do następnego meczu Quidditcha.
- Eureka! - wrzasnął Harry tak donośnie, że wszyscy uczniowie podskoczyli.
- Co jest takie genialne? - spytał Snape jeszcze bardziej jadowicie, jeśli to w ogóle możliwe. - Może podzielisz się z nami swoją mądrością, Potter!
Harry nie zwracając uwagi na słowa Snape'a, wybiegł z lochu i ruszył schodami w górę. Potem pobiegł do wieży Gryffindoru. Przed portretem Grubej Damy dogonił go zdyszany Ron.
- Gruby szczur! - rzucił Harry Grubej Damie i wszedł przez dziurę w portrecie do pokoju wspólnego Gryfonów. - Już wszystko rozumiem. Ron zostań tutaj. Wyślij ekspresową sowę do Syriusza. Napisz, że poleciałem ratować przyjaciółkę. Zawiadom też Dumbledora. Ja muszę się spieszyć.
To powiedziawszy, Harry wpadł do dormitorium chłopców i wyjął swój kufer spod łóżka. Wyciągnął z niego Błyskawicę, kawałek pergaminu i pióro. Ścisnął wszystkie te rzeczy w dłoniach i ruszył biegiem do sowiarni. Na miejscu napisał na kawałku pergaminu jedno słowo: "Lecę" i przywiązał kartkę do nóżki Hedwigi.
- Dostarcz to Hermionie! - powiedział do swojej sowy i dał jej smakołyk w dziób. Hedwiga wzięła przysmak i poszybowała na północ. Harry błyskawicznie wskoczył na miotłę i poleciał za sową. Wiedział, że to było jedyne wyjście. Przecież Hedwiga nie raz dostarczała już listy, nawet bez adresu.
Poczuł, że przyjemny, ciepły wiatr targa mu włosy i muska policzki. Nie zmieniając kierunku lotu popadł w zadumę.
- Jak to w ogóle możliwe, że Voldemort porwał Hermionę? - zastanawiał się Harry. - Przecież nie zjawił się w jej domu, ani na środku ruchliwej ulicy. Ale zaraz...! - Chłopak włożył dłoń do kieszeni i wyjął kawałek zmiętego pergaminu. - Co ona pisze w ostatnim liście?
"Harry!
Chyba się nie spotkamy w następny weekend
na ulicy Pokątnej, bo wyjeżdżam na tydzień
do rodziny Malfoy'ów. Potem ci wyjaśnię
dlaczego. Do zobaczenia 1 września.
Hermiona
- Wie przecież, że Malfoy'owie współpracują z Voldemortem! Po co ona w ogóle do nich jechała? To nie ma sensu. Hermiona i Malfoy'owie?!?
Harry ostro skręcił. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zboczył z kursu. Na szczęście Hedwiga jeszcze nie zniknęła z pola widzenia. Przyspieszył, ponieważ chciał lecieć w pewnej odległości od sowy. Pędził z prędkością około 150 mil na godzinę.
W miarę jak Harry leciał coraz bardziej na północ, krajobraz ulegał zmianie. Przefrunął nad wierzchołkami Zakazanego Lasu, nad szczytami gór, nad polami uprawnymi, aż wreszcie znalazł się nad oceanem. W międzyczasie oziębił się też klimat. Tak, że wkrótce Harry miał wrażenie, że zamarznie w samej szacie.
Niespodziewanie Hedwiga zawisła nad oceanem.. Wyglądała na zdezorientowaną. Harry bez trudu zrozumiał co się dzieje.
Hermiona musi być uwięziona pod wodą!!!
Chłopak powoli podleciał do Hedwigi. Sowa obrzuciła go spojrzeniem w rodzaju: "Po co mnie fatygujesz, skoro sam lecisz w to miejsce" i z oburzeniem zawróciła.
Harry, podobnie jak wcześniej Hedwiga, zawisł nad oceanem, zastanawiając się co teraz zrobić. Przecież nie mógł wlecieć na miotle do oceanu!
Nagle z wody wynurzyła się zielona twarz z kolorowymi włosami.
- I znowu się spotykamy, Barry! Widzę, że szybko przyleciałeś pomóc swojej przyjaciółce.
- Eee... Green Rain... Nie wiesz jak się dostać na dno?
- To niemożliwe! Chyba, że... zamienię cię w syrenę płci męskiej, ale to by kosztowało jakieś trzy galeony.
- Zapłacę ci jak wrócę do zamku! Albo dobra... Accio trzy galeony! - Trwało to trochę, ale za jakieś pięć minut Harry trzymał już galeony w dłoni. - Proszę! Zamień mnie teraz w syrenę. Jeszcze tylko chwilka... Steres! - wrzasnął Harry, a jego miotła zatrzymała się w powietrzu bez jednego drgnięcia. Zupełnie jakby leżała na niewidzialnej podłodze.
Green Rain podała Harry'emu małą, szklaną buteleczkę, wypełnioną fioletową cieczą. Chłopak bez wahania wypił zawartość fiolki. Harry poczuł jak jego nogi zaczynają się zrastać, wydłużać i pokrywać łuską. Coś podejrzanego działo się też z jego włosami. Mimo, że to nic nie bolało, Harry czuł się bardzo dziwnie. Wkrótce nie był już w stanie utrzymać się dłużej na miotle, więc bezszelestnie zsunął się do wody.
- Jak długo działa ten napój? - spytał.
- Jakieś dwie godziny!
- A czy miałabyś jeszcze jedną taką miksturę?
- Tak, ale wszystko kosztuje.
- Podobno miałaś dług wobec Hermiony! Czy nie mam racji? - spytał podstępnie Harry.
- Tak! Ale już go spłaciłam przekazując ci wiadomość - odparła takim tonem jakby przed chwilą unicestwiła Voldemorta jednym palcem.
- Jeśli wymuszanie ode mnie 7 galeonów nazy...
- Bierz i daj mi spokój! - zniecierpliwiła się Green Rain, rzucając w Harry'ego buteleczką i bez pożegnania odpłynęła.
Harry włożył butelkę i różdżkę do torby z muszelek, która nie wiadomo skąd pojawiła się na jego ramieniu i zanurkował w głębiny oceanu.
Harry przypomniał sobie, że kiedyś przeczytał w jednej z mugoskich książek, że średnia głębokość oceanu wynosi około 4000 m. Nie wiedział czy to woda w tym miejscu nie była aż tak głęboka, czy to on płynął tak szybko, bo po kilku minutach mógł dotknąć już ręką dna oceanu. W ogóle nie czuł ciśnienia, które pewnie na tej głębokości było tak ogromne, że mogłoby zmiażdżyć człowieka. Nie do końca rozumiał brak ciśnienia, ale po kilku latach nauki w Hogwarcie, nie zdziwiłoby go nawet, gdyby rafa koralowa tańczyła kankana.
Na dnie było ciemno, ale syrenie oczy Harry'ego widziały wszystko dokładnie. Rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie zauważył Hermiony.
Nagle obok niego przepłynęła jakaś niebieskowłosa nimfa.
- Poczekaj! - krzyknął za nią Harry. - Widziałaś tu może jakąś dziewczynę?
- Tam! - wskazała ręką niewielkie wzniesienie w dnie morskim i odpłynęła nie patrząc nawet na Harry'ego.
Chłopak ruszył we wskazanym kierunku i po około minucie zobaczył szklaną kopułę, a po chwili dostrzegł, że pod kopułą znajduję się coś w rodzaju pokoju. Tyle, że stało tam tylko łóżko, mały stołek i świeca. Gdy Harry podpłynął jeszcze bliżej, ujrzał skuloną Hermionę, która wyglądała z daleka jak czarna, podwodna skałka.
Harry podpłynął do kopuły i już chciał dotknąć szyby, kiedy...
- Nie! Nie dotykaj tego! - wrzasnęła Hermiona tak głośno, że Harry odskoczył jak oparzony (jeśli to możliwe z syrenim ogonem i na dnie oceanu).
- Dlaczego? - spytał Harry, ale widząc minę Hermiony uświadomił sobie, że musiał się zmienić także język, którym mówił. Rozumiał Hermionę, ale sam mówił syrenim.
- Poczekaj! - zaczęła dziewczyna. - Rozumiesz mnie?
Harry skinął głową.
- To dobrze. Masz jakąś sprawę do mnie albo list?
Harry poczuł się tak jakby ktoś przyłożył mu w twarz. On chce pomóc Hermione, a ona pyta go o list!!! Coś tu jest nie tak!
- Hmm... - zastanawiała się Hermiona. - Czy możesz pokazać na migi po co przypłynąłeś?
Harry nie wierzył własnym uszom. Najlepsza przyjaciółka, która widywała go codziennie od kilku lat, nie poznaje go. Co prawda ma syreni ogon, ale...
- Aaaa... - okrzyk przerażenia wyrwał się z ust Harry'ego, kiedy ujrzał swoje odbicie w szklanej kopule. Miał fioletowe włosy, żółte oczy i w ogóle bardziej już przypominał rekina niż Harry'ego, którego pamiętała Hermiona.
Chłopak miał tylko nadzieję, że jednak nie wszystko się w nim zmieniło. Odgarnął dłonią włosy z czoła.
- Harry! - wykrzyknęła zdumiona dziewczyna.
Chłopak był zadowolony, że teraz przynajmniej Hermiona wie, że to on.
Harry spróbował spytać ją na migi, dlaczego nie może dotknąć kopuły.
- Kopuły? - upewniła się Hermiona. - Wiesz to ma dziwne działanie. Woda się do środka nie dostaje. Ja nie mogę się przedostać, ale jeśli jakiś przedmiot lub istota człekopodobna, jak syrena czy nimfa, dotknie tego ze strony zewnętrznej, zostaje wciągnięta do środka. To jakaś czarna magia Voldemorta!
Harry wyjął swoją różdżkę, wskazał na nią, a potem na Hermionę.
- Moja różdżka? Tak! Mam! Zostawił ją Voldemort, żeby mi udowodnić jak bezużyteczna jest magia w takim miejscu.
Teraz Harry wyjął butelkę mikstury Green Rain, delikatnie przerzucił ją przez kopułę i pokazał Hermionie migi, żeby wypiła jej zawartość. Dziewczyna bez zastanowienia zrobiła to. Nagle jej nogi zaczęły pokrywać się czerwoną łuską, włosy zmieniły barwę na rubinową, a na miejscu jej zniszczonej szaty pojawił się tylko żółty staniczek. Po chwili wspierała się na stołku piękna syrena.
- Harry! Coś ty zrobił? - spytała już w syrenim języku.
- To działa tylko przez dwie godziny. Ja już straciłem mniej więcej połowę czasu. Musimy się pospieszyć - mówił Harry, lekceważąc pytanie Hermiony. - Mam pewien pomysł. Można by zastosować Zaklęcie Rozwalające z dwóch stron jednocześnie.
- Okey! - mruknęła Hermiona, biorąc swoją różdżkę z łóżka. - Trzy... dwa... jeden...
- Drumotery! - krzyknęli jednocześnie.
W kopule zrobiła się niewielka dziura, a do środka zaczęła się szybko wdzierać woda.
- Stopened! - krzyknął szybko Harry, powstrzymując wodę tak, żeby Hermiona mogła się spokojnie wydostać na zewnątrz.
Dziewczyna z trudem przecisnęła się przez niedużą dziurę i nie kryjąc radości rzuciła się Harry'emu na szyję.
- Dziękuję! - wyszeptała.
Nagle do uszu Harry'ego dobiegł jakiś cichy warkot.
- Słyszysz to? - spytał Hermionę.
- Tak to bąbelkopływ Voldemorta! - wyszeptała z przerażeniem.
- Szybko! - krzyknął Harry, szarpiąc Hermionę za rękę i ciągnąc ją w górę.
Harry i Hermiona ruszyli ile sił w ogonach ku powierzchni oceanu. Wiedzieli, że nie mają szansy uciec przed Voldemortem, bo warkot przybliżał się z zadziwiającą prędkością.
- Aaa! Potter! - rozległ się przeraźliwy, jadowity krzyk Voldemorta, kiedy przepłynęli mniej więcej jedną czwartą drogi. Domyślili się, że czarnoksiężnik dotarł już do zniszczonej kopuły.
- Hermiono! Możesz płynąć szybciej? - spytał Harry.
- Nie dam rady.
Z każdą chwilą głos Voldemorta przybliżał się, a Harry'ego i Hermionę opuszczały siły.
Kiedy do powierzchni brakowało im już tylko kilkaset metrów, mieli wrażenie, że Voldemort jest dwa metry za nimi. Co prawda już im nie zagrażał bezpośrednio, ani nie było słychać bąbelkopływu, ale czuli czyjś ciężki wzrok na sobie.
- Harry! Pod żadnym pozorem nie oglądaj się za siebie! - wyszeptała Hermiona cicho, wykonując za plecami Harry'ego delikatny ruch swoją różdżką.
- Czemu? - spytał chłopak.
- Nieważne! Po prostu tego nie rób!
Do powierzchni brakowało im już tylko około czterdziestu metrów... trzydziestu... dwudziestu... piętnastu... nagle Harry poczuł, że jego syreni ogon skrócił się i znowu odzyskał swoje nogi, które pokryły się normalną skórą.
- Green Rain mówiła, że to działa dwie godziny - wyszeptał do dziewczyny.
- Harry! Daj z siebie wszystko! - syknęła Hermiona. Ponieważ chłopak nie zmienił się całkowicie, zrozumiał ją doskonale.
- Nie dam rady! - odpowiedział, a ostatnie jego słowo brzmiało już jak bul, bul, bul.
Zdezorientowana Hermiona wzięła go za nadgarstek i z całej siły szarpnęła w górę z mocą, o którą Harry nigdy jej nie podejrzewał.
Nagle chłopak poczuł, że coś szorstkiego i nieprzyjemnego otarło mu się o nogę, więc zapominając o przestrodze Hermiony spojrzał za siebie. Około dziesięć centymetrów od jego stopy szczerzył swoje zębiska wielki rekin. Harry ruszył ku powierzchni w takim tempie, że wkrótce to on ciągnął Hermionę, a nie ona jego.
Ledwie Harry wynurzył głowę, a już wyjął różdżkę i krzyknął:
- Accio Błyskawica!
Miotła szybko podleciała i zatrzymała się dokładnie nad głową Harry'ego. Chłopak wskoczył na miotłę i pomógł wgramolić się Hermione, którą musiał podtrzymywać, żeby się nie zsunęła, bo miała jeszcze syreni ogon.
Wzbili się w powietrze zostawiając rekina daleko pod sobą.
- Nie dam rady dolecieć do Hogwartu, musimy znaleźć jakąś wyspę - wysapał Harry , który miał wrażenie, że jeśli szybko gdzieś nie odpocznie, to za chwilę spadnie z miotły. Hermiona pokiwała głową i wyjęła swoją różdżkę.
- Wesouerfnor! - krzyknęła, co bardzo dziwiło Harry'ego. Dopiero po chwili zrozumiał, że zaklęcia muszą brzmieć tak samo w kilku językach.
Z różdżki Hermiony wystrzeliła zielona strzałka wskazując kierunek. Harry szybko zawrócił miotłę. Po kilku minutach zobaczyli małą wysepkę, na której było bardzo dużo zieleni.
A po kolejnych kilku minutach Harry spał już smacznie pod drzewem przykryty liśćmi .
Harry miał wrażenie, że spał całe wieki. Kiedy z trudem otworzył powieki i rozejrzał się dookoła, aż przetarł oczy ze zdumienia.
Był w skrzydle szpitalnym!!!
Na sąsiednim łóżku siedziała Hermiona zaciekle czytając jakąś książkę.
- Hermiono... - zaczął nieśmiało Harry.
- O... już się obudziłeś! Wiesz... ta kopuła była zrobiona z nomekum rolokum stonerum dekalaktum strokum - wymamrotała znad książki. - To znaczy k...
- Dobrze! Oszczędź mi szczegółów. Może zamiast tego powiesz mi co robimy w skrzydle szpitalnym! - przerwał jej chłopak.
- Dumbledore namierzył nas na mali globusie i sprowadził tutaj, ale nie chciał zdradzić jak to zrobił - odpowiedziała Hermiona nie wyjmując nosa z książki.
Harry wpatrywał się kilka minut w milczeniu w Hermionę.
- Po co pojechałaś do Malfoy'ów? Przecież wiesz, że oni...
- Lucjusz Malfoy sprzeciwił się Voldemortowi i teraz się ukrywa. Chciał uczynić mnie Strażniczką Tajemnicy, bo potrzebował osoby, która by nienawidziła Voldemorta i nie wzbudzała podejrzeń - odparła Hermiona nadal zawzięcie studiując księgę.
- Ale... ale... przecież to on umożliwił Voldemortowi porwanie.
- Nie! - sprzeciwiła się dziewczyna podnosząc głowę znad książki. - To... zrobił Neville.
- Co??? - wydusił Harry przez zaciśnięte zęby. Jego oczy wpatrywały się tępo w Hermionę.
- To co słyszysz! - powiedziała dziewczyna zatrzaskując z hukiem książkę. - Sądzę, że był pod działaniem klątwy Imperiusa!
- To dlatego tak mnie wczoraj unikał! - mruknął Harry wciąż wpatrując się w Hermionę z mieszaniną niedowierzania i zdziwienia.
- Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać? - spytała dziewczyna po dłuższej chwili milczenia.
- Przecież przekazałaś mi wiadomość przez Green Rain - wymamrotał chłopak.
- Nic ci nie przekazywałam. Pewnie wysłał ją Voldemort - wyjaśniła szybko Hermiona.
- Ale to od niej dostałem miksturę, która zamieniła nas w syreny. Po co by to robiła? Dorabiała na boku? - spytał Harry. - Była bardzo chciwa. Na jego twarzy malowało się coraz większe zdumienie.
- Najwidoczniej!!! Niektóre stworzenia morskie nie są tak uzależnione od Sam - Wiesz -Kogo. Voldemort chciał cię zwabić. Liczył na to, że jak się tam dostaniesz, to wpadniesz w jego pułapkę i zostaniesz wciągnięty do środka kopuły. Potem ścigał nas jako rekin...
- To czemu nie odgryzł mi pół nogi? - przerwał jej Harry.
- Bo chciał cię mieć całego i zdrowego, żeby cię gnębić.
W tym momencie otworzyły się drzwi i do sali wszedł Neville niosąc bukiet kwiatów.
- Przepraszam! - wyszeptał niepewnie dając kwiaty Hermionie.