Obudziłam się w środku nocy, nie bardzo wiedząc gdzie jestem i co tu w ogóle robię. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że leżę we własnym łóżku, we własnym pokoju, a na łóżku obok smacznie pochrapuje moja własna, starsza siostra.
Przetarłam oczy, włączyłam boczną lampkę, spojrzałam na zegarek - 4.30.
-Rety...-mruknęłam pod nosem i z powrotem zagrzebałam się w pościeli. Przerzuciłam się na bok, zamknęłam oczy i już miałam zasnąć, kiedy rozległ się jakiś łoskot. W tempie natychmiastowym znalazłam się w pozycji siedzącej. Porwałam ze stolika różdżkę i powoli podeszłam do okna. - To nie wygląda dobrze, może lepiej obudzić Louise? - szeptałam sama do siebie. Uchyliłam lekko zasłonkę i wyjrzałam. -Lumos. - szepnęłam, a z różdżki wydobył się wąski strumień światła, oświetlając intruza - do okna dobijała się podpalana sowa. - Czego ona tu u licha szuka po nocy? - zazgrzytałam.
Otworzyłam okno. Sowa wleciała, rzuciła list w dużej, beżowej kopercie, na moje łóżko i wyleciała z powrotem. Rzuciłam różdżkę na biurko i podbiegłam do stolika. Zapaliłam lampkę, która oświetliła twarz smacznie śpiącej Louise. Wzięłam do ręki kopertę. Zielonym tuszem, starannie wykaligrafowane było na niej moje imię, nazwisko i adres. Odwróciłam ją na drugą stronę. Była zapieczętowana czerwonym lakiem, na którym widniało godło Hogwartu. Przez chwilę nie wiedziałam, o co chodzi, ale po chwili dotarło do mnie.
Przenoszę się w tym roku do Hogwartu, w ramach wymiany uczniowskiej, a przy okazji jedzie ze mną moja siostra, która już siedem lat temu ukończyła szkołę i teraz jedzie na praktyki w dziedzinie obrony przed czarną magią.
Mnie się tam nie podoba pomysł zmieniania nagle szkoły, w piątej klasie, bo mam tu mnóstwo przyjaciół, ulubionych nauczycieli, rodzinę, a poza tym, nie mam ochoty być na jednym roku z tym, Harrym Potterem. Jak mnie przydzielą do Gryffindoru, to się chyba zabiję na miejscu.
O.K. Zawdzięczamy chłopakowi uratowanie przed Czarnym Panem, ale to nie od razu powód, żebym go musiała wielbić, czy lubić. Poza tym, on wcale nie jest taki wielki i wspaniały... większość zdolności i mocy odziedziczył po Lordzie Voldemorcie, jak na ten przykład zdolność rozmowy z wężami. Ja tam, swoją drogą, nie miałabym żadnego powodu, żeby się cieszyć, z utraty mocy Mrocznego Pana, ale mój ojciec był aurorem i moja matka, wraz z siostrą żyły w ciągłym strachu o to, czy go przypadkiem nie załatwił właśnie jakiś Śmierciożerca, więc i ja się cieszę, że teraz spokojnie śpi w pokoju obok, że widzę go codziennie, jak siedzi w fotelu i delektuje się codzienną prasą.
No, to tyle, jeśli chodzi o wdzięczność dla "wspaniałego" Harrego Pottera i wcale nie mam zamiaru być dla niego miłą, czy coś w tym stylu, broń Panie Boże mnie od tego!
No dobrze, może otworzę już ten list.
Rozdarłam kopertę, wyjęłam ze środka kilka kartek. "Informujemy Panią" bla, bla, bla, bla, "Potrzebne będą" bla, bla, bla, bla, bla," Z poważaniem zastępca dyrektora M. McGonagall.
No dobra i co ja się z tego dowiedziałam? Tylko tyle, że mam tylko dwa dni do rozpoczęcia roku szkolnego, że pociąg odjeżdża z peronu 9 i 3 punktualnie o 11 i że jutro muszę się przetransportować do Anglii, na ulicę Pokątną, żeby kupić podręczniki. Hura...
Ale zaraz, co ja tutaj mam? Jakaś karteczka...A! "Wykaz" nauczycieli: Zaklęcia: prof. Flitwick
Eliksiry: Severus Snape (pewnie Louise się z nim spiknie, jej pasja to eliksiry)
Zielarstwo: prof. Sprout
Latanie: prof. Hooch (Ach, Quidditch... mam nadzieję, że dostanę się do drużyny)
Historia magii: prof. Binns
Transmutacja: Minevra McGonagall
Wróżenie: prof. Trelawney
Numerologia: nie ważne
Astrologia: nie ważne
Mugoloznawstwo: nieważne
Obrona przed czarną magią: SYRIUSZ BLACK -Louise! Louise! - zaczęłam nią szarpać
-Co...
-Obudź się! Przyszedł list ze szkoły!
-No i co z tego...? Która godzina...?- była nieprzytomna
- Nie ważne! Wiem, kto będzie uczył czarnej magii!
-Co?! - od razu się ożywiła -Kto?
-Syriusz Black...- obydwie zrobiłyśmy maślane oczy. Byłyśmy jego zagorzałymi fankami, po tym, jak rozwalił kupę mugoli śmiejąc się szaleńczo, a potem, jak uciekł z Azkabanu. Lubimy psychopatycznych morderców na wolności, szczególnie, jeśli chcą zabić Harrego Pottera, i nie snują się po naszym kraju.
-Ale skoro będzie uczył, to znaczy, że go uniewinnili...- westchnęła Louise. - Ale mam nadzieję, że nie stracił nic z więziennego uroku typu: brudne włosy, wychudły i z morderczym błyskiem w oku...-rozmarzyłyśmy się jeszcze bardziej, na samą myśl, że ktoś taki, będzie poruszał się między nami, po szkole i mierzył nas tym przeszywającym wzrokiem.
-Ach....- westchnęłyśmy obydwie.
Wpakowałam się już do wyrka.
-Myślisz, że nadal ma ochotę zabić Pottera?- spytałam
-Nie, on jest jego ojcem chrzestnym...-mruknęła Louise spod przeciwległej ściany
-Co?! A już myślałam, że będzie jakiś rozlew krwi, a tu nic...
-Spokojnie, podobno ma w szkole jakiś dwóch zaciekłych wrogów. Jeden w jego wieku. Nazywa się Draco Malfoy.
-Malfoy? Nie mów, że syn TEGO Malfoya?
-Tak, syn najlepszego Śmierciożercy w całej Wielkiej Brytanii.
-O rety...musi być niesamowity...Drakon...- fajne imię
-E tam, lepszy ojczulek. Widziałam jego zdjęcie w gazecie. Oczywiście przy artykule, że on wcale nie był Śmierciożercą... ale my wiemy najlepiej, jak ojciec wracał do domu wkurzony, że nie znowu nie złapali Malfoya, albo jak go uniewinnili, to myślałam, że rozsadzi chałupę ze złości. A poza tym, ta jego nienawiść do szlam. On to dopiero ma charakterek...tylko schrupać...
Jaki ojciec taki syn...-pomyślałam i z szyderczym uśmiechem na ustach zasnęłam.
2. Niespodziewane spotkanie
Rano obudziłam się zlana potem. Cóż to był za koszmar!
Śniło mi się, że ta pokręcona tiara przydziału przydzieliła mnie do Gryffindoru i do tego musiałam siedzieć z tym parszywym Potterem w jednej ławce. Rety! Świat się wali! Myślałam, że normalnie się rozbeczę z nieszczęścia.
-Mela! Co ci się stało? - spytała Louise tuż nad moim uchem.
-Siostra! Jaki koszmar! Śniło mi się, że jestem w Gryffindorze i siedzę z Potterem!- rzuciłam jej się na szyję i rozbeczałam się jak dzieciak. - Jakie do było straszne i obrzydliwe! Ja nie chcę iść do tej szkoły! Nie chcę znać Pottera, nie chcę być głupią Gryfonką! NIE CHCĘ!!!- wyłam
-Spokojnie, spokojnie. Nie trafisz tam. Nie nadajesz się. Lepiej ci będzie w Slytherinie. Zobaczysz, na pewno będzie dobrze. - posadziła mnie na łóżku.
-Ale...!
-Mela! Masz 15 lat! Jesteś duża i nie boisz się głupiego Pottera i Tiary Przydziału! Bądź silna! Jesteś urodzoną Ślizgonką i nic tego nie zmieni! -Louise robiła mi poważny wykład, a ja tylko trąbiłam w chusteczkę. - Ubieraj się i lecimy na Pokątną.
-Już? A śniadanko?
-Zjemy w Kotle, podnoś tyłek i nie leń się! Już!
W podskokach poleciałam do szafy, szybko się przebrałam i poleciałam do salonu, gdzie Louise, właśnie pakowała się do kominka.
-Ulica Pokątna! - krzyknęła i zniknęła w zielonych płomieniach. Po chwili zrobiłam to samo. Przez chwilę wirowałam w ciepłej przestrzeni, aż w końcu wleciałam do księgarni Esy i Floresy.
-W czym mogę pomóc? - Zwrócił się do mnie ekspedient.
-Chciałabym kupić zestaw podręczników do 5 klasy.
-Już się robi. - Zniknął między stertami książek. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jeszcze nigdy tu nie byłam. Normalnie zaopatrywałam się Magicznym Centrum Handlowym w Warszawie. Tu było zupełnie inaczej. Nie było ładu, błysku i czystości. Wszystko było zagracone, pokryte lekką warstwą kurzu i tworzyło całkiem miłą atmosferę. W sklepie byłam zupełnie sama, nie licząc ekspedienta, szperającego gdzieś w stertach książek, Louise przeglądającej książki o eliksirach i jakiegoś wysokiego, ulizanego blondynka, który ze skwaszoną miną przeglądał jakieś czasopismo. Wydał mi się godny mojej uwagi, ponieważ na szacie miał godło Slytherinu, a w oczach świeciły się iskierki samolubności, wyższości i ogólnego zniechęcenia do wszelkiego rodzaju istot żywych. Jakby go tu zagadnąć?- pomyślałam gorączkowo. - Aha, już wiem! Podeszłam pewnym krokiem do niego i natarczywie spojrzałam w jego lodowo zimne, niebieskie oczy.
-Hej, przepraszam, że ci przerwę, ale jak można trafić na ulicę Śmiertelnego Nokturnu?
-Jak wyjdziesz, to na prawo, koło Olivandera, jest tabliczka. Powinnaś trafić. - nie wynurzał nosa z gazety
-Dziękuję. Aha, jestem Mel Agedmight. - wyciągnęłam do niego rękę. Nawet nie raczył ruszyć palcem, a co dopiero podać mi dłoń.
-Malfoy. - poniósł dumnie głowę. - Draco Malfoy. - oczy prawie wylazły mi z orbit. Wyobrażałam go sobie na różne sposoby, ten odbiegał znacznie od moich fantazji, ale odbiegał w dobrą stronę. - Jesteś tu nowa? Nigdy cię nie widziałem. - powiedział bez większego zainteresowania i z powrotem wsadził nos w czasopismo.
-Tak, jestem z wymiany.
-A, tak. Mój ojciec mi coś wspominał. Z Polski, tak?- spojrzał na mnie z lekką wyższością i, jakby, odrazą. - Gdzie to w ogóle jest? - zamknął gazetę, włożył ją pod pachę czekał na wyjaśnienia, może myślał, że sama nie wiem.
-W Europie środkowej. Jakie to dziwne, że na takim zadupiu są czarodzieje, nie?
-Racja. Pewnie nic tam nie wiecie, o tym Potterze.
-Potter? To ścierwo? - uśmiechnął się lekko zaskoczony. - Tak, słyszałam o nim, ale kto to w ogóle jest? Takie nic. Za to mam każdy wycinek z Proroka Codziennego, na temat twojego ojca, Lucjusza Malfoya. Bardzo go cenię, razem z moją siostrą.- Draco był w ogólnym zdziwieniu, wręcz ledwo, a jednak, wyczuwalnym podziwie.
-A do którego domu chciałabyś się dostać?- spytał podstępnie, prawdopodobnie pewien, że powiem Gryffindor, albo coś innego.
-Do Slytherinu, rzecz jasna. Jak najdalej od Pottera i jak najbliżej normalnych ludzi. - to był odpowiedni sposób. Czekałam już tylko, jak padnie przede mną na kolana.
-Jakbyś czegoś potrzebowała, tam w Hogwarcie, to możesz na mnie liczyć. - Uśmiechnął się zimno, jakby z wysiłkiem. -Muszę iść, ojciec czeka. - leciusieńko skinął głową i odszedł, chowając czasopismo za pazuchę.
-Cześć, do zobaczenia jutro.
Odszedł majestatycznym krokiem i zniknął za drzwiami.
-Proszę, podręczniki dla panienki. - ekspedient podał mi stertę książek
-Dziękuję. Siostra już zapłaciła?
-Tak.
-To do widzenia. - obróciłam się na pięcie i podeszłam do Louise. - Jak? Idziemy?
-Tak. - wyszłyśmy na zatłoczoną uliczkę. - Co to był za gościu, z którym rozmawiałaś?
-Nie uwierzysz.
-Voldemort? - prychnęła
-Nie, ale blisko.
-Potter? - skrzywiła się.
-Nie, Malfoy.
-Nie...
-Jak najbardziej tak. Bardzo fajny jest. Zakasowałam go jego własnym ojcem.
-Ale wspomniałaś, że ja też go uwielbiam?
-Jasne. Powiedziałam, że nie cierpię Pottera i chcę dostać się Slytherinu, i on powiedział, że jakbym miała jakiś problem, to mogę na niego liczyć.
-O ja cie... Nieźle. Idziemy oblać. No...może nie. Choć na lody.
Poszłyśmy do Dziurawego Kotła, na lody. Dokończyłyśmy zakupy i wróciłyśmy do domu. Spakowałam już kufer i czuję, że nie będę mogła spać w nocy. Jutro jadę Hogwartu, do tej przeklętej Tiary, ale nawet jeśli przydzieli mnie do Gryffindoru, to dam sobie radę, bo w końcu wkupiłam się w łaski "samego" Dracona Malfoya...