Ostateczna Potyczka po Czarnym Panie cz.3,4 i 5
Część trzecia
Spojrzała tępo w sufit. Był tak blisko niej. Nie zdążyła go uchwycić. Rozpłynął się w powietrzu. Nie było go.
Zamknęła oczy. Nie będzie płakać.
Musi zapomnieć.
Musi uwierzyć, że nigdy go nie było.
A jeśli nie musi?
***
Otworzył oczy. Nad nim pochylała się uzdrowicielka. Zakładała mu bandaż.
Znowu tam był? Rozejrzał się.
Nie. Leżał w wysterylizowanym pomieszczeniu. Nie widział krwi. Nie widział bólu i cierpienia. Nie widział bólu i cierpienia takiego, jak TAM. Odetchnął.
Do sali wniesiono omdlałą kobietę. Z ręki zwisał jej kasztanowy sweter w dużym R na przedzie
Spojrzał na nią.
Znał ten sweter.
Znał ją.
To była Hermiona Granger.
***
-Mamy szczęście, że skończyło się na czyszczeniu żołądka do jej uszu dobiegł pierwszy z głosów.
-Ona ma szczęście sprostował drugi. Idiotka, wzięła kilkaset tabletek.
-Pewnie ma problemy osobiste, albo zawodowe. Nie wyglądała na zadowoloną z życia, kiedy tutaj się znalazła pierwszy głos był pełen wyrzutu.
Otworzyła oczy. Leżała w przestronnej sali. Czuła nieprzyjemny zapach leków.
W ręce nadal trzymała sweter Rona.
Spuściła głowę.
***
-Pani Potter?
Julianne podniosła głowę i spojrzała na uzdrowicielkę.
Kiwnęła głową. Uzdrowicielka uśmiechnęła się.
-Już wszystko dobrze powiedziała. Krwawienie nie ustaje, ale się zmniejsza dodała, po czym odeszła.
Julianne usiadła, ale wcale nie była przepełniona radością. Przeciwnie.
Czy nie byłoby lepiej, gdyby się nie udało?
Nie wolno jej tak myśleć.
A kto jej zabroni?
Nikt.
Lepiej by było.
Dla niej.
O wiele lepiej.
***
Zapomniane obrazy przesuwały się przed jej oczami.
Zamknęła je, by zatrzymać na dłużej ulatujące wspomnienia.
A przecież tak chciała zapomnieć.
Chciała?
Oczy były pełne łez.
***
Bandaż był cały czerwony. Blizna ciągle paliła. Ramię bolało.
Nie mógł wrócić. Jak? Na pewno nie chciał być duchem. Nie mógł wrócić.
Nie miał potomka.
A jeśli miał?
Nie miał.
A jeśli?
***
-Wszystko idzie zgodnie z planem głos, równie zimny jak głos Voldemorta, odbił się od ścian lochu. Już niedługo spotkam się z nim
Sam na sam
***
Siedziała przed kominkiem i tępo wpatrywała się w ogień.
Zmienił się.
Mówił, że ona się nie zmieniła.
Myli się.
A jeśli nie?
Myli się. Zmieniła się.
Przynajmniej tak jej się wydaje.
Już nie potrafiła go zrozumieć.
***
Usiadła na łóżku. Wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w biały kubek.
Dzisiaj dostarczą ciało.
A jej przy tym nie będzie.
Będzie leżała w tym okropnie czystym łóżku, wpatrywała się w okropnie czystą ścianę i nerwowo bębnić palcami o wysterylizowany stolik.
***
Wstala z fotela i założyła płaszcz przeciwdeszczowy. Musiała poważnie z nim porozmawiać. Muszą sobie wyjasnić parę rzeczy.
Parę?
Muszą sobie wiele wyjaśnić.
Chciała z nim być.
Chyba. Nie była pewna.
Może lepiej by było, gdyby
gdyby zginął na wojnie?
Część czwarta
Ze specjalną dedykacją dla Weroniki.
Miło by było, gdyby w końcu zaświeciło słońce
Chociaż na chwilę.
Żeby przez kilka sekund mógł je zobaczyć od tej strony po raz ostatni.
To irracjonalne.
Ale ona tak właśnie myślała.
Ale jak niby ktoś martwy, leżący w trumnie, która do tego była zamknięta, i kogo dusza już zapewne spoglądała na nią z góry
. Jak mógł zobaczyć słońce od tej strony.
Trumna była już w ziemi. Właśnie ją zakopywano. Hermiona zdjęła mały pierścionek z turkusem i rzuciła do grobu.
***
Julianne siedziała przed kominkiem. Powoli sączyła kawę odstawiając mały palec. Unikała wzroku męża. Harry przeciwnie ciągle na nią patrzył. Właśnie dlatego była taka poirytowana.
-Przestań! wrzasnęłą. Złocona filiżanka wypadla jej z rąk i z tzraskiem rozbiła się na okropnym dywanie. Widzisz, co zrobiłeś?!
-Ja? JA?!
-Tak, ty! Ty! Odkąd wróciłes jesteś jakiś w ogóle!
I mam cię dość! Wynoś się stąd! wrzasnęła. Szybko jednak tego pozałowała. Ale Harry już się podnosił.
-Skoro tak stawiasz sprawę powiedział przez zęby. Przed progiem odwrócił się i dodał Gdybyś zmieniła zdanie, wiesz, gdzie mnie szukać.
I odszedł.
Oczy Julianne wypełniły się łzami.
-Po co to powiedziałam? pytała sama siebie.
Usiadła na fotelu.
***
Mogłaby przysiąc, że go słyszała. Powiedział, że tu wróci. Trzy słowa Ja tu wrócę wypełniły ją nadzieją.
Dlaczego? Przecież i tak tutaj nie wróci. Nie będzie chciał być duchem. Nie wróci w swoim ciele. NIGDY nie zobaczy go znowu.
Na tym świecie.
A więc, dlaczego te słowa dodały jej otuchy?
Poza tym, umarli nie mówią.
Nie, Hermiono, jesteś stanowczo zbyt
Zdołowana?
Nie. Nie jest zdołowana.
Gorzej.
***
Julianne otworzyła oczy.
-Witaj usłyszała syczący głos. Był tak podobny do głosu Sami-Wiecie-Kogo
Ale to nie mógł być on. Przecież ten cały Ron go zabił. Nie ma już Voldemorta.
Spojrzała w kominek. Nie, to nie był on. To był mężczyzna o czarnych włosach i ciemnych oczach. Nienawistne spojrzenie przeszywało ją na wskroś.
Znała skądś tę twarz.
-Julianne, nie mów, że nmie poznajesz syna twego mistrza uśmiechnął się zimno.
Ramię zapiekło.
-Tak odpowiedział na pytanie ukryte w spojrzeniu kobiety. Wzywałem cię, ale przy twoim mężu, Mroczny Znak nic nie pomagał.
-Ale
ja
przecież
-Do nas, nie można się uwolnić.
***
-Proszę tak dobrze znany mu głos odpowiedział na długie pukanie.
Wszedł.
Z kuchni dobiegł brzękot sztućców. Harry wszedł tam szybko.
Stała tam pani Weasley. Ku jego zaskoczeniu, nie płakała, z powodu pogrzebu syna. Stała sobie przy kuchni i gotowała kartoflankę.
-Witaj, Harry powiedziała wesoło. Nie brzmiała to sztucznie. Już w domu? A Ron, widzisz, jeszcze go nie ma!
-To pani nie wie
nic?
-A o czym mam wiedzieć? spytała.
-Dzisiaj
kilka godzin temu
Ron został pogrzebany na cmentarzu niedaleko Grimmuald Place.
Wielka chochla spadła na podłogę.
Część piąta
Dla Giny, bo przy niej mnie wena złapała.
Znowu padało.
Ciężkie krople i lekkie kropelki odbijały się od białego, kamiennego krzyża. Spływały po jej długich włosach, zatrzymywały się na zamszowej czapce. Delikatnie moczyły końcówki palców. Mieszały się ze łzami. Delikatnie opadały na trawę. Spływały z aksamitnych bratków, tulipanów. Wiatr towarzyszący deszczowi bawił się każdą gałązką stojącej niedaleko wierzby. Rozwiewał jej czarny płaszcz. Czesał włosy. zobaczyła duży zygzak na niebie wielką, złotą błyskawicę. Skupienie energii elektrycznej. Chwilę potem usłyszała donośny grzmot.
Niebo płakało. Wcześniej nie mogła uwierzyć, że on nie żyje. Wtedy było słonecznie.
Niebo nie mogło uwierzyć.
Im ona bardziej w to wierzyła, tym bardziej pogarszała się pogoda.
Niebo płakało. Płakało razem z nią, mieszało swoje i jej łzy.
Przyklękła na mokrej trawie. Miała wyrazisty, żywy i mocny kolor. Wspaniała zieleń, jaką niegdyś oboje się zachwycali. Mały, biały krzyż służący za nagrobek, otoczony był małymi wiązaneczkami.
Poczuła dziwne ciepło na ramieniu. Odwróciła głowę. Średniej wielkości, spracowana ręka o krótkich palcach trzymała się kurczowo jej ramienia. Podniosła spojrzenie. Zobaczyła panią Weasley. Rude włosy tańczyły wokół jej twarzy, niewielkie oczy były pełne łez. Obok stał Harry. I jego włosami zabawiał się wiatr. Był spokojny i opanowany. Mogła się tylko domyślać, jak bardzo przeżywał stratę przyjaciela.
Wstała, i bez jednego słowa przytuliła twarz do szyi pani Weasley. Załkała parę razy cichutko.
***
-O co ci chodzi? zapytała Julianne rzeczowo. Przecież nie ma już Czarnego Pana, nie mam być komu poddana!
-Jestem synem największego z czarnoksiężników. Czarny Pan uczynił mnie większym, niż on sam, nim poległ na polu bitwy. Teraz moje nazwisko będzie budziło postrach wśród ludzi, nawet dla mugoli będzie brzmiało jak przekleństwo!
-Czarny Pan nie miał syna odparła Julianne wstając.
-Miał i nadal ma odpowiedział. A teraz posłuchaj
-Nie będę słuchała Julianne zatkała uszy rękoma i zamknęła oczy. Nie wypełnię ani jednego twojego polecenia! Nie! Jestes tylko nędznym śmierciozercą, który ma jakieś urojenia!
-Przykro mi, ale się mylisz. Może cię to zadziwi, ale jestem przyrodnim bratem twojego męża. Starszym, oczywiście.
***
-Cichutko, nie płacz panie Weasley sama z trudem powstrzymywała łzy. Głowa Hermiony wciąż była wciśnięta w jej kark. Łzy niedoszłej synowej spływały jej po obojczyku. Ona gładziła ja po miękkich włosach i pocieszała jak mogła. Tak musiało być. Zginął w chwale boahtera, Hermiono. Zginął, ale jakby żyje na zawsze zapisał się w naszych sercach. Profesor Binns będzie prowadził o nim nudne wykłady. Gazety piszą o nim jako o bohaterze. Zawsze chciał być bohaterem. Zawsze
-On miał tyle planów, ambicji, aspiracji załkała głośniej Hermiona. Podniosła głowe. Oczy miałą czerwone i zapuchnięte.
Łza kapnęła jej z nosa. Harry odruchowo wytarł nos przyjaciółki chusteczką.
-Nie płacz. To nic nie da powiedział cicho. Sam kiedyś stracił kogoś bliskiego. Wiedział, jak bolały Hermionę pocieszenia pani Weasley. Za kilka dni spojrzy na to trzeźwo, z rozsądkiem. Za kilka tygodni rana zacznie się goić. Ale miną lata, zanim się porządnie zabliźni.
Spojrzała na niego z wdzięcznością.
***
Julianne przetrawiała słowa mężczyzny, którego głowa wystawała z jej kominka.
-Oczywiście, po Czarnym Panie mam wszystko dodał od niechcenia. Imiona, nazwisko
Drugie oblicze
-I czego ode mnie oczekujesz? zapytała.
-Szykuje się ostatni bój. Musisz mi pomóc zwabić swojego mężusia gdzieś na łono natury. Tam odbędzie się nasza ostateczna potyczka. Bój, w którym albo on zwycięży syna Czarnego Pana i jego popleczników, albo my zabijemy jego. I tę garsteczke jego kumpli dodał po krótkim namyśle.
Usiadła na kanapie. Spojrzała w oczy drugiego Lorda Voldemorta i kiwnęła głową. Po chwili rozległ się trzask. W salonie nie było już Julianne. Zamiast niej, na poręczy fotela siedziała czarna wrona. Wokół dzioba miała białą obwódkę.
Shona vel. Salamandra
|