Pan Glizdogon, Łapa, Rogacz i Lunatyk życzą miłego dnia
Pewnej nocy, dokładnie pięć minut przed północą i siedem dni przed pełną księżyca, czterech chłopców siedzi na jednym łóżku i rozmawia beztrosko o nowych psotach. Przypadek, że akurat teraz? NIE...
- Wiesz Syriuszu, nie łatwiej by było po prostu go trzasnąć jakimś prostym zaklęciem?
- Uwierz mi, Rogaczu, na tego niuchacza potrzeba o wiele bardziej zaawansowanych zaklęć.
- Tak! Jak się do kogoś przyczepi, to później, węszy za nim przez cały czas jak jakiś zapchlony kundel...- Peter przerwał nagle, bo zobaczył niezbyt wyraźną minę Syriusza i dodał pośpiesznie- Och, przepraszam Łapo... Nie myślałem o tobie...
- Uważaj na słowa, drooogi przyjacielu!
- Mam! A może by powiedzieć, że Lily coś od niego chciała? Poleci w podskokach!- powiedział uradowany Glizdogon
- Trzymajcie mnie, bo mu zaraz przywalę!
- Spokojnie Rogaczu! Staniesz mu za tydzień kopytkiem na ogonie ... - powiedział nieodzywający się jak dotąd Remus, a wszyscy, prócz, rzecz jasna Glizdogona, ryknęli śmiechem.
- Ciszej! No zamknijcie się! Wszystkich pobudzicie!- ostrzegł ich Peter, ale trzej przyjaciele nawet nie zauważyli, że Glizdogon coś powiedział.
BUM! BUUUM! BUUUUUUUUUM! Śmiech ucichł natychmiastowo.
- Co to było?- zapytał z uśmiechem na twarzy Peter.
- To tyyyyyyy?- ryknęli jednym chórem.
- Eeeeeeee... Nie.
- Musimy sprawdzić co to było. - powiedział zdecydowanym tonem Lupin.
- Zgadzam się z Luniaczkiem! - powiedział Syriusz.
- I ja! Myślicie, że to ma coś wspólnego ze Smarkerusem???
- Ja podejrzewam, że tak! - krzyknął Pettigrew.
- A ja nie.
BUUUUUM!
- Eeee, a może jednak... - poprawił się błyskawicznie Lunatyk.
- Super! Więc idziemy!
I poszli. Jednak Peter Petigrew nigdy szczęściarzem nie był i pewnie dlatego musiał przewrócić się o wiadro Filcha, robiąc straszny hałas. Lunatyk, Łapa i Rogacz obrócili się natychmiast i zaczęli nasłuchiwać, czy Peter nikogo nie obudził. Stali tak przez kilka minut i nasłuchiwali. W końcu odezwał się Glizdogon.
- Eeeeee...tego... eeeee...przepraszam...
- Mam nadzieję, że nie trafimy przez ciebie do Azkabanu.- powiedział Remus.
- Ja przez niego nigdy do Azkabanu nie trafię! - szepnął Syriusz (hmmm, czy na pewno???)
- Dosyć tego gadania! Idziemy!
- Luniaczku, uspokój się! Co nam zrobisz jak nie pójdziemy?!
- Na początek powiem, że jestem prefektem! Wystarczy?
- Mnie przekonał! Idziemy!- powiedział z przekonaniem Glizdogon.
- A ty, stary druhu, też? - zapytał z nutą niepewności w głosie Syriusz.
- No, jak twój przyjaciel jest prefektem, to chyba nie możesz go zostawić, co nie?- odparł James.
- Ale przyjaciele! No dobra, idziemy...
W końcu usłyszeli za sobą wyraźne dźwięki tłuczonego szkła. Nie wiedzieć czemu, wszyscy odwrócili się w stronę Petera.
Nikogo nie było za nimi, ani też Glizdogon się nie przewrócił. Chłopcy poszli więc dalej. Ale parę kroków dalej usłyszeli znowu ten dziwny brzęk. James cicho wskazał na drzwi po jego lewej stronie. Syriusz wpadł więc na świetny pomysł: Peter zamieni się w szczura, wejdzie do opuszczonej klasy i powie im kto lub co tam siedzi. Petigrew z chęcią przyjął to niebezpieczne, ale odpowiedzialne zadanie. Prędko zamienił się w szczura i ledwo, ledwo przecisnął się pod drzwiami.
- Hmmm, wiecie, myślałem, że on się pod tymi drzwiami nie przeciśnie, że będziemy musieli użyć zaklęcia lewitacji i go przez okno tam, no wiecie, przetransportować...- wyznał cicho i z uśmiechem na twarzy Syriusz. Gdy tylko skończył Remus i James wybuchnęli cichym śmiechem. Usłyszeli po chwili ledwo dosłyszalne szuranie. To znajomy szczurek powrócił z wiadomością. Zmienił się z powrotem w zwykłego chłopca i wyjawił im kogo widział za tymi drzwiami.
- To Smarkerus! Śledzi nas od początku! Też zaciekawiły go te wybuchy! Wiem to, bo słyszałem jak szeptał do siebie. Wiecie? On powiedział że... jak tylko wyjdziemy z zamku, to on pobiegnie do naszej wychowawczyni i wsypie nas!
- A my naszego drogiego Smarkerusa nie możemy zawieść!
- James, wiesz, to trochę dziwne, bo ja jestem jedyną osobą, no poza Luniaczkiem i Ogonkiem, która ciebie zawsze rozumie, ale ja nie wiem co się stało, bo ja cię nie rozumie! - Wybuchnął Łapa, lekko zaniepokojony tym co powiedział James.
- Róbcie co powiem. Dowiecie się potem.- powiedział James wyraźnie z siebie dumny. Już się więcej nie odezwał, a i żaden z nich nie miał odwagi, żeby zadać mu jakiekolwiek pytanie, więc bez słowa, spoglądając na siebie znacząco, ruszyli za Rogaczem. Przed wejściem zatrzymał się na chwilę i powiedział do Syriusza i Remusa.
- Biegacie najszybciej z nas, słuchajcie, zostaniecie tu, schowajcie się w toalecie i czekajcie na Snape'a. Jak wyjdzie to biegnijcie do naszego, albo jego wychowawcy i powiedzcie, że namówił nas do tego by w środku nocy wyjść na błonia. I weźcie lepiej to.- i podał im Mapę Huncwotów.- Wszystko jasne?
- A co my będziemy robić?- zapytał Glizdogon.
- My pójdziemy przed zamek i postaramy się ściągnąć jak najbliżej siebie Snape'a. A więc do roboty. Jakieś pytania?
- Nie. - odparli chórkiem. I po chwili się rozdzielili. Remus z Syriuszem ukryli się w pobliskiej toalecie i wyglądali Snape'a. James i Peter wyszli przez potężne drzwi na ciemne błonia. Skręcili w prawo, wzdłuż murów zamku, nie odzywając się do siebie.
- Jest! Idzie! - powiedział szeptem Syriusz.
- Poczekamy aż wyjdzie na błonia i ruszymy do nauczyciela!
I rzeczywiście. Snape wyszedł przez wielkie wrota na dwór.
- Nie. Ale dla pewności, że nie postawisz na swoim, zaprowadzę cię do twojego dormitorium. No chodź.
Lupin pobiegł po Snape'a i swoich przyjaciół. Znalazł ich i ze szczęśliwą miną odpowiedział im że wszystko poszło dobrze. Snape miał okropną i strasznie jadowitą minę. Remus odprowadził go aż pod sam gabinet Mcgonagall. A za chwilę pobiegł do swojego dormitorium, by pomóc Syriuszowi w opowiadaniu szczegółów. Rano na śniadaniu spostrzegli, że nie ma przy stole Ślizgonów Smarkerusa.
- A to ciekawe... Zaspał, czy ma szlaban???
- Nie wiem Luniaczku. Ale myślę, że jedno i drugie.
- Wiecie? Coś mi się przypomniało... Wczoraj urządziliśmy tą nocną eskapadę po to, żeby zobaczyć co to były za hałasy. No i się nie dowiedzieliśmy... - zauważył Remus.
- O kurczę! Zapomnieliśmy! Wszystko przez Smarka!- rozżalił się Łapa.
- Zaraz mamy zaklęcia. Lepiej chodźmy.
- Masz rację Glizdogonku. Chodźmy. - powiedział James, spoglądając na Lily, która właśnie wychodziła z Wielkiej Sali. Podbiegł do niej i znowu zmierzwił sobie włosy. Lily tym razem spojrzała na niego i powiedziała z uśmiechem:
- Hej James! Słyszałam że Smarkerus zwabił was, ciebie i Petera na błonia o północy. Ależ on jest płytki, co nie? Podobno chciał was wsypać. To prawda? Ale się chyba nie dałeś... zaczęła go wypytywać.
(...) Łapa i Lunatyk popędzili do gabinetu ich wychowawczyni profesor Mcgonagall. Opowiedzieli wszystko o nocnej eskapadzie wzdłuż błoni, oczywiście w nieco zmienionej wersji. Mcgonagall wysłuchała ich, potem wyjrzała przez okno, w tej chwili Remus wyciągnął z kieszeni Mapę rozwinął ją i poszukał z niepokojem Jamesa, Petera i Severusa. Byli razem. Pod oknem Mcgonagall. Pomyślał sobie, że to dobrze, bo może uznać ich historię za bardziej prawdopodobną. Odwróciła się powoli i powiedziała:
- Hmmm, z tego co widzę, to macie rację. Chyba będę musiała go ukarać. Ale to zrobię jutro. Teraz panie Black, proszę wracać do wieży Gryffindoru, a ty, Remusie, idź i przyprowadź mi Snape'a. Pottera i Petigrew'a zaprowadź do dormitorium i idźcie spać. Rozumiesz?
- Oczywiście pani profesor. powiedział Lupin
- A czy ja mógłbym iść razem z Remusem?- zapytał z nadzieją Syriusz
- Nie, no oczywiście, że nie. Syriusz i Remus nam pomogli i to on dostał szlaban. powiedział wyraźnie dumny z siebie James (...)
- Och! To wspaniale! Założę się, że to był twój pomysł. Co? zapytała Lily
- Eeeee no tak.- i James się zarumienił.
-Wiesz, jesteś bardzo sprytny. Ja bym takiego pomysłu chyba nigdy nie wymyśliła. Masz już plany na sobotę?- i Lily też się zarumieniła.
- Ja?! No co ty? Znaczy, nie jeszcze nie mam, a ty? odpowiedział wyraźnie zaskoczony James
- Hmmm ja też nie...- dziewczyna trochę posmutniała. Rogacz pomyślał, że tylko udaje, by ją gdzieś zaprosił.
I poczuł, że jak teraz nie poprosi Lily o spotkanie, to taka sytuacja się już nigdy nie powtórzy, a on będzie tego żałował do końca życia...
- A poszłabyś ze mną na przykład do Hogsmeade?- zapytał w końcu.
- Och! No jasne! Bardzo chętnie. Jeszcze się umówimy kiedy i gdzie się spotkamy, co nie? Dam ci wkrótce znać. To do zobaczenia na lekcji!- powiedziała ucieszona Lily i ruszyła w stronę drzwi.
- No, pa!- szepnął James, tak cicho, że miał wątpliwości, czy go w ogóle usłyszała.
Po chwili do Jamesa podszedł Syriusz, Remus i Peter. Razem poszli do klasy. Gdy przechodzili obok opuszczonej sali, usłyszeli głos Snape'a i woźnego Filcha:
"To ile mam napisać trzy czy cztery zdania?!"
"Zgłupiałeś? Jeśli bym ci dał do przepisywania zdania, a na pewno nie dam, to na pewno nie trzy czy cztery a tysiąc czy dwa tysiące co najmniej. I to jakbym był w dobrym humorze. A zapewniam cię, że w tym roku nie byłem ani razu szczęśliwy"
Chłopcy momentalnie wpadli na ten sam pomysł: LIST!
- Dajcie mi kawałek pergaminu, pióro i jakąś podkładkę.-James dał mu pióro, Remus pergamin, a Peter podkładkę. Syriusz szybko napisał krótkie zdanie i machnął różdżką w stronę kartki. W jednej chwili wzbiła się w powietrze i zgodnie z ruchem różdżki Syriusza pofrunęła do Snape'a. Severus złapał karteczkę i przeczytał zdanie nabazgrane przez Syriusza:
Pan Glizdogon, Łapa, Rogacz i Lunatyk
życzą miłego dnia.