Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Samotność i list..."
Autor: Sever



Denis Flint, siedział w wielkim salonie, na czarnej, skórzanej kanapie. Patrzył na ogień, na murowany kominek. Patrzył na to wszystko, i myślał. O przebudzeniu z tego snu, o błogiej swiadomości. O tym co ukrywał, a czego ukrywać nie chciał. O tym co robił tutaj, w tym dworku, czego chciał. Miał dziewięć lat, a czuł się jak dorosły. Był pozostawiony na pastwę samego siebie. Bez ojca, z samym domowym skrzatem przy sobie... W samotnośći, siedział gapiąc się na ten cholerny ogień, błyszczący i święcący w ciemności aksamitnego pokoju... Żałosne. Ale co miał zrobić? Nie mógł, się znęcać nad szlamami, nie mógł wyjść. Nie miał nic, po prostu nic konkretnego do roboty. Więc siedział tam, i gapił się beznadziejnie na to wszystko w około. Miał na coś ochotę... nie wiedział na co, ale podążył za instynktem. Do jego ręki wpadło pióro, i kawałek pergaminu. Zaczął pisać, niezrównanie zgłębiając list. List do kogoś mu znanego, jednak nieistniejącego.


"Drogi...
Właściwie nie wiem jak cię nazwać, i nie wiem jak nazwiesz mnie. Jestem Denis. Wiesz o mnie sporo, i pomijając imię i ja wiem sporo o tobie. Możesz się przedstawić, nikomu nie powiem. Nie powiem że przychodzisz do mnie codziennie, nie powiem że odwiedzasz mnie w snach. Jesteś tylko kukłą, a jednak jest w tobie coś... niesamowitego. Ale dość. Mimo twej szerokiej wiedzy, opowiem coś o sobie. Jestem małym chłopcem, który piszę ten list w niezauważalnej prawie agresji do świata. W samotnośći, zagłębiam tajemnicę atramentu, pisząc o czymś co kocham, uwielbiam i czczę. Piszę do ciebie, bo jesteś moim prekursorem, którego nie znam, a którego poznać zamierzam w najbliszej przyszłośći. Zachowuję się teraz, jak dziecko które po omacku szuka swojej maskotki. Jak ktoś kto nie rozumie. A jednak piszę, i podoba mi się to.
Dlaczego? Nie wiem. Ale wystarczy spojrzeć na początek listu, aby zobaczyć że piszę szczerze.... "Jestem małym chłopcem, który piszę ten list w niezauważalnej prawie agresji do świata. W samotnośći, zagłębiam tajemnicę atramentu, pisząc o czymś co kocham, uwielbiam i czczę. Piszę do ciebie, bo jesteś moim prekursorem, którego nie znam, a którego poznań zamierzam w najbliszej przyszłośći. Zachowuję się teraz, jak dziecko które po omacku szuka swojej maskotki. Jak ktoś kto nie rozumie. A jednak piszę, i podoba mi się to."- to coś fantastycznego. Prawda. Jestem śpiący, niewytrwały. Kończę list, ale pisać będę... Zawsze. Kończę z świadomością błędu, jaki popełniam. Kończę, bo nie potrafię zwyciężyć...


Pióro spadło na podłogę, a mały Denis zasnął. I kiedy się obudził nic nie pamiętał, zerknął tylko na list i zrozumiał. Odczytał ponownie.
-Lola...!- Krzyknął cicho, zmęczony nadal.
-Panicz mnie wołał?- Skrzatka, weszła do pokoju po cichu, niezauważalnie.
-Co o tym sądzisz?- Podał jej list.
Odebrała go, i powoli przeczytała. Nie wiedziała co sądzi, bo chociaż pracowała do tak zamożnej rodziny, Lola nie była wykrztałcona.
-Chyba... Chyba jest dobry...- Odparła dzięki czemu, zgrabnie wybrnęła z sytuacji.
I tak Denis utwierdził się w przekonaniu, że pisać potrafi. List był dobry, chłopak ma talent. I pisał codzienie. Do nieznajomego, który otworzył w nim jakiś punkt. Który, sprawił że chłopak się obudził. Do Boga.
Stoczył ze sobą wewnetrzną walkę, czy powiedzieć ojcu. Jedynej osobie której nienawidził, ale która wzbudzała w nim jakiś szcacunek, i której ocenie ufał.
"Powiedz.
Nie powiem.
Dlaczego?
Dlaczego nie? Powodów jest mnóstwo.
Wymień choć trzy.
Nie potrafię.
A więc?
Więc co?
Powiesz?
Nie.
Dlaczego?
Ty mi powiedz."
I nie powiedział Trzymał to w tajemnicy, bojąc się aby nie została wydana.


***


W tym śnie, jedynym niepowtarzalnym zobaczył kartki. Z dziennika, wydarte misternie, walające się jednak po podłodze. Zobaczył kobietę, zapłakaną, ubrudzoną niebieskim atramentem. I łożko, dzięcięce, pomalowane zieloną farbą. Nowe. I jeszcze drzewa, wysokie zza okna, zadbaną alejkę i pokój. Pamiętał jak ona wyszła, i nie pamiętał nic więcej. Wiedział tylko, że skądś ją zna. I, ją i te kartki, nieszczęsne wydarte. A na nich, powolne jak nuty, napisy, pisane i przeplatane, jak ta gąsienica w gąszczu róż. Rozmazane, niewidoczne jednak tak znajome. A potem głos w oddali, taki głośny, pobudzający. I... rozmowę? Nie. Obudził się, i usłyszał szepty, gdzieś tam na parterze u ojca. Nie obchodziła go, jego kolejna panienka, więc zasnął. I nie obudził się już do rana. Wiedział tylko, że ostatatnio śpi bardzo dużo...


***


Obudził się. Ostrożnie wychylił się z pokoju. Pusto. Przebiedł korytarz i powoli spuścił się po schodach. Był na dole. "Teraz salon"- pomyślał. Dotarł tam bez większych problemów. Zielona, ręcznie malowana skrzynka. I klucz. Sterty pergaminów. Nacylił się, i delikatnie zrobił miejce, na kolejny list.
-Co robisz?- Głos ojca, który jak impuls przechodzi przez ciało. I strach.
-Nic- Automatyczna odpowiedź.
Ojciec podchodzi do szkrzynki. I Czyta.

"Drogi...
Nadal nie wiem jak masz na imię, bo choć tyle konwersujemy, nie raczyłeś go zdradzić. Nie szkodzi. Dziś, tylko pytania.Dlaczego świat, sprzysiągł się przeciwko mnie? Dlaczego muszę znosić mojego ojca jego krzyki... chumory? Dlaczego, przez cały okres, od początku, porzez środek, do końca muszę wysłuchiwać tego wszystkigo? I ostatnie. Dlaczego to piszę. Kto kazałmi pozostawiać ślad na pergaminie. Widoczny ślad. Kto kazał być? Ty? Boże....? Odpowiedz."

Ojciec chwycił skrzynkę. Dennis miał nadzieję, że listy znikną. Nie znikły.
-Co to jest?- Szepnął starszy, ledwo się powstrzymując.
-Pergamin.
Chwila ciszy.
-Czy ty ze mnie kpisz?
-Nie.
-W takim razie co to jest?
-Już mówiłem. To pergamin.
Ręka wymierzona prosto w twarz. Ból. Płacz. A, potem ciemność. Chwilowa. I znów, postać ojca. Usmiechniętego, twardego. Sprawiającego ból.
-Zapytam jeszcze raz. Ostatni. Co to jest?
-Li... Listy...
-Dobrze.- To sztuczne opanowanie... To kłamstow, szaleństwo w oczach...- Dlaczego je piszesz? Dlaczego mnie w nich obrażasz.
-Ja...- Nie potrafił odpowiedzieć. Po prostu nie umiał, zawrzeć tego wszystkiego w słowach. Tylko w atramencie.
-Nie. Powiedz mi dlaczego do cholery piszesz te listy? Bez jąkania. Po prostu. Natychmiast.
"Nie wiem!"- pomyślał- "Sensowna odpowiedź. Szybko!".
-Bo lubię... - Źle. Inaczej.- Bo chciałem jakoś się rozwinąć. - Gorzej!- Odpędzić nudę.- Tak... To mogło być.
-Uważasz że jestem złym ojcem?
"Tak!"- Pomyślał.
-Nie- Odparł.
-Kłamiesz.
-Nie.
-Powiedz dlaczego? Dlaczego tak uważasz.
-Uderzyłeś mnie.
-Nieprawda.
Nie? Dlaczego kłamał. Przecież dostał w twarz. Upadł, i nadal leżał na granitowej podłodze. Więc dlaczego przezcył sam sobie? Przeczył prawdzie?
-Tak.
-Nieprawda. Nie uderzyłbym jedynego syna.- Kałmał. Znów. Dlaczego?- Zapamiętaj. Nie uderzyłem cię.
I wyszedl. Taką miał Denis nadzieję. Jednak nie. Wrócił, aby odłożyć skrzynkę. Podrzedł powoli do marmurowego kominka. I po prostu wrzucił skrzyneczkę do ognia....
-Nie!
-Słucham?
Ale Denis nie słyszał. Wybiegł z salonu, i dotarł do pokoju. Rzucił się na łożko, i po raz setny zapłakał.

Wspomnienia.
Cholera.- Szepnął.- Cholera. Cholera! Cholera...
Spojrzła przeciągle na skaleczony palec. Krwawił. Czerwień, przeplatana, z opaloną cerą, płyneła powoli w dół. Podobała mu się. Zcisnął mocniej. Syknął. Bolało. Krwi było więcej. Usmiechnął się, po czym wytarł ją koszulą. Chciał pieniędzy. Chciał iść do miasta, i wydać. Musiał znaleźć ojca. Znalazł po chwili.
-Daj mi pieniądze.- Powiedział, z nieukrywanym uśmieszkiem.
-Na co?
-Nieważne- Oznajmił.- Po prostu daj.
-Podejdź tu.
-Tato, chcę pieniędzy!
-Nie.
Emocje, przestały pracować. Pobiegł z powrotem do pokoju i trzasnął drzwiami. Pomyśleliście, bezszczelne dziecko. Pyskate. Rozpieszczone. Ale, przecież Dennis był absolutnie przekonany, że ma rację. Był tylko dzieckiem- trudno.



***

"Dlaczego?
-Co?
-Nic. Po prostu. Dlaczego, niebo jest.... takie piękne. Jak oczy smoka ukryte wśród mroku.... Dlaczego trawa, tak ugięta? Woda tak piękna? Życie tak złe. Zawsze jakaś jest... raz lepsza, gorsza raz. Nadzieja. Jeśli chcę, się nią dzielić to kiedy? Teraz póki czas.... A ja trwam. Teraz, właśnie jest ten czas Ty... ? Okazja żeby móc powiedzieć to co najaważniejsza. Więc nie czekaj nie. I pokaż. Pokochaj.... Dla mnie.
-Wszystko płonie. Pamiętasz tę bajkę? Oni siedzi w swoim zakątku, nuci piosenkę do snu... Popełniła wielki błąd... I nikt nie może jej pomóc. Nie będzie już płakać sama. Poradzi sobie. To uczucie pójdzie w niepamięć. A ona będzie śpiewać. Wszystko płónie. Wszyscy krzyczą. Palą swe życie, palą me marzenia. I cała ta wiara i cały ten ból, pójdzie gdzieś w dół. Nie chcę go.... Idziesz do życia sam, nikt cię nie widzi, nie potrzebują. To wszystko maskarada i nikt tego niewidzi. A ona śpiewa.
-Pamiętam. Matka? Chyba tak spiewała.... a potem odeszła. Tyle jeszcze na nas czeka, nawet jeśli to co było, już nie wróci nawet jeśli dziś już nic to nic, nie znaczy zostań bo.... Ta noc. To ona płacze deszczem, tym co gasi ogień namiętności w naszych sercach.... Matko.
-Jak kiepski film romantyczny?
-Nie. Jak miłość. Która roztacza się jak idiotycznme, szydercze strugi w naszych małych sercach. Pamiętasz?
-Pamiętam. Wczoraj, życie było przed nami.... i śmialiśmy się. Możemy zawrócić, ale to koniec. Obudź się.
-Nie chcę.
-Musisz.
-Pamiętasz, te szepty ojca do nich? "Chciałbym umrzeć z miłości do ciebie"- mówił. Pamiętasz? Na pewno."Świat wypadł mi, z moich rąk...."- Mówił. "Jakoś tak nie jest mi wcale żal...Czy ty wiesz... kochanie? Jak chciałbym żyć, bo ja też. Chyba tak. Chciałem przez cały czas... Lecz, jeśli muszę, i wybrać będę mógł jak odejść. To przecież dobrze o tym wiesz chciałbym umrzeć przy tobie....". A ja płakałem. Wiesz?
-Obudź się.
-Pamietasz?
-Otwórz oczy.
-Wiesz?
-Otwórz.
-Tyle pytań....
-Ubudź...."


***

Z kim rozmawiasz?
-Słucham?
-Pytałem z kim rozmawiasz. Rozmawiałeś, z kimś.... słyszałem twój głos.
-Niemożliwe.... tu nikogo nie ma. I nie było.
-Słyszałem.
-Musiało ci się wydawać.
Przerwa.
-Nie wydawało mi się chłopcze. Mówiłeś do siebie? Czy ktoś tu jest?
Ojciec komicznie zaczął rozglądać się po pokoju. Nikogo nie znalazł. Nikogo nie było. Starszy wyrzedł. Nie słyszał szeptu.... nie słyszał odpowiedzi.
-Rozmawiałem z Bogiem.


"Śpij pięknie tak, po kątach cisza .... szkoda słów, resztę dopowie księżyc, śpisz staram się oddychać szeptem." Zasnął.

Dziecko.

Dziewięcioletni chłopiec, wpatrywał się w martwego motyla. "Nie żyję. Nic mi nie robi"- powtarzał sobie w myślach. Starał się, złapać oddech i go dotknąć. Bał się. Sekunda zawachania- wyciągnął rękę i poczuł wigotne skrzydełko. W nagłym przypływie pewności ścisnął mocniej. Odczuł... satysfakcję. Poczuł coś tak złego... A jednocześnie. Jednocześnie takie uczucie, że robi dobrze. I zaraz poczul się dziwnie.
Jeszcze chwilę temu, biegł. Leciutko po łące usłanej makiem. Zaraz za domem. I wtedy zobaczył motyla, żyjątko delikatne. I zabił je. Po prostu złapał w dłonie. I zgniótł.
Pędził, wesoło do domu ze zdobyczą. I potnął się. W błoto. Smak tego wszystkiego zmieszał się w jego ustach, a on zaczął płakać. Nie jak syn wytrawnego panicza, ze dworu. Jak dziecko, takie normalne... dziewięcioletnie. A potem zerknął na wrak motyla, parę kroków dalej. "Dziewięcioletni chłopiec, wpatrywał się w martwego motyla. "Nie żyję. Nic mi nie robi"- powtarzał sobie w myślach. Starał się, złapać oddech i go dotknąć. Bał się. Sekunda zawachania- wyciągnął rękę i poczuł wigotne skrzydełko. W nagłym przypływie pewności ścisnął mocniej. Odczuł... satysfakcję. Poczuł coś tak złego... A jednocześnie. Jednocześnie takie uczucie, że robi dobrze. I zaraz poczul się dziwnie."


***

Wymknął się powoli, i przebiegł truchtem przez dziedziniec. Gdzieś tam świecił księżyć- była pólnoc. Ziewnął. Jeszcze piętnaście minut temu, odpowiedział na wołanie skrzatki- śpisz? Teraz był na dworze, i biegł w stronę jasno oświetlonego kościoła. Na pasterkę- pierwszą tam wizytę od ośmiu lat. Pierwsza pasterkę, w całym swym życiu. Wreszcie.
Dzisiaj skończył obiad, dostał prezenty od milczącego ojca. Spędził wspaniałe, wydawałoby się Boże Narodzenie. Ale brakowało mu czegoś. Takiej ciepłoty, bliskiej osoby, która przytułiła by się. Brakowało mu tradycji dzielenia się opłatkiem, bo tej tradycji w ich domu nie było. Przygasającego kominka, rozmów, smiechów. Babci. Brakowało mu rodziny. Której nie miał, i tak naprawdę nigdy nie miał zdobyć. Więc uciekł, a teraz biegł, lasem potykając się o wystające korzenie- w stronę miasta. Każdy dźwięk go przerażał, każdy ruch. Światło odbijąjące się od drzew. Ale biegł, bo wiedział że wzywa go coś. Jakiś taki pomruk, nadludzkiej świadomości. Tego z góry.
Dotarł tam po piętnastu minuitach. Widział tylko kościoł. Nie zauważył kobiet szeptających głośno
"To mały Flint!.
Ten flint?
Ten".
Ani krzyków zdumienia, ani wpatrywających się w jego oczu. Widział tylko, niewiastę- Matkę Boską. W którą nie wierzył, a o której teraz myślał.
-Jaka piekną- Pomruk wydobywający się z jego ust, napełniający jego usta lodowatym powietrzem. Dreszcz na całym ciele. Niesamowitośc, życia. I radość.
Powoli wrzedł do kaplicy, i poczuł się wreszcie jak dziecko. Jak dziecko... Wreszcie.

Zło. Zło i troszkę więcej.

Uosobienie zła. Zło w samej swojej, nieczystej osobie. Zło złe. Niedobro człowieczeństwa, zawarte w jednej, wizualnej postaci. W postaci, złej, złem widocznej. W ludzkiej- nieludzkiej, histori, w tej jednej osobie, w tym jedenym słowie. Jednej chwili. Złej chwili, jak osobie która ją stworzyła. Wyimaginowanym świecie, wyobraźni, która nastała tak źle... tak niedobrze, tutaj. W sercu, Dennisa, w sercu jego domu. Opętanego już złem, zła. I nieludzkości.
"Mój ojciec"- Pomyślał Dennis. Zerknął z nad, szafki, na uchylone drzwi, i cień niebezpiecznego światła padającego zza nich... Na mrok, który ukrywał się tam, daleko poza zasięgiem jego wzroku, a jednak tak blisko. Za ścianą. Za drzwiami. Za kawałkiem, tego kamienia, zimnego, niewzruszonego, na ludzkie błedy... na uczucia. Chłopiec, siedział tam, popłakujac co raz po raz, i rozpamiętując nie tutejszą awanturę.
-Gdzieś byłes wczoraj w nocy?- Zapytał, pietnaście minut temu ojciec, wchodząc z hukiem do pokoju.
-W... nocy?- Zapytał ze strachem Dennis. Już wiedział co się szykuję. Wiedział, co się dzieje. Nie wiedział tylko, jak ojciec się domyslił.
-W nocy Dennis. O tej porze dnia, kiedy takie dzieci jak ty, powinny już dawno spać. Kojarzysz?
Skinął głową.
-A więc? Gdzie, do cholery, byłeś wczorajszej nocy, zaraz po wigili?- Powtórzył, beznamiętnie pytanie ojciec.
-Ja... Spałem. Byłem tutaj, w pokoju... A... dlaczego pytasz?- Przełknął ślinę. Kłamał, chociaż wiedział, że to nic nie da. Pierwszy raz, zrobił coś czego zrobić nie miał. Pierwszy raz, był na pasterce, choć w ich rodzinie, tak bardzo ukrywano istnienie Boga. Istnienie, kogoś, kto nas stworzył. Istnienie rodzicicela.
-Nie rozśmieszaj mnie, Dennis. Doprawdy, zatem dlaczego, widziano cię pod kościołem? Dlaczego kłamiesz?! Uciekłeś, i poszedłeś, w niebepieczną wędrówkę, do miasta!- Powoli podnosił głos. Ostatnie słowo powiedział z naciskiem.- Nie wiem, co tobą kierowało, ale..
-Ale co!?
Ojciec błyskawicznie, chwycił chłopca za szyję, karając go za bezczelne pytanie.
-Ludzie gadają, Dennis- Syknął, a gorący oddech, cuchnący cygarami, dotarł, do nozdzru małego- Ludzie gadają.
-Puść... mnie...- Jęknął.
Ojciec spełnił życzenie. Porzegnał się tylko krótkim "dobranoc". Ale Dennis nie spał tej nocy.


***


Następny dzien, był dniem pełnym, błędów. Dni późniejsze- błędami w całkowitym tego słowa znaczeniu. Dennis, umerał sercem tak jak umiera, staruszek. Umierał z tęsknoty, rozpaczy. Umierał, i błagał aby zadać mu ten ostateczny cios. Aby odrzedł, cicho spokojnie. Nie martwiąc nikogo. Jego życie, pozornie wspaniałe, teraz zataczało coraz szersze kręgi, ku skończeniu. Jak wodospad, który spada. W dół. Bo co to za życie?
Ferie, były beznadziejne... Takie bez śniegu, z deszczem, non stop, za oknem. I kiedy, wreszcie zaświeciło słońce. Dennis w akcie despreacji i całkowitego prostestu udał się do... Parku.
Siedząc samotnie na ławce, śledząc rozkosznych, przesłodzonych udawaną miłościa ludzi... Kątem oka, zobaczył dziewczynkę. Taką, samotną, dziesięcioletnią. Zupełnie jak on sam. Małą, we wspaniałej, udawanej sukience, idalnych warkoczykach. Perfekcyjnych pantoflach. W udawanej sztuce, która ciągneła się, i ciągneła w kółko, w myśl nieśmiertelnej zasady "Co ludzie powiedzą?".
Gdzieś tam w środku, toczył walkę ze sobą, aby podejśc. Przywitac się. Porozmawiać, pierwszy raz, tak absolutnie, normalnie, z... z człowiekiem. Nie tyranem, nie towarzystwem domowego skrzata. Tylko z człowiekiem. Z dziewczynką. Powoli wstał, i ociagając się, podrzedł do tej samotnej ławki, na skraju parku.
-Cześć- Wydukał, powoli. Dziewczynka spojrzała na niego zaskoczona.
-Mój tato, mówi że nie powinnam rozmawiać z obcymi.- Wyrecytowała gładko, jak tekst, który powtarza się tysiące razy. I jak coś zupełnie naturalnego.
Chłopiec, zastanowił się. Po chwili powiedział z wachaniem:
-Jak masz, kogokolwiek poznać, skoro nie możesz z nim rozmawiać?
-Taak...- Z zamyśleniem pokiwała głową.- To chyba mnie tłumaczy. W takim razie... cześc- Odparła nieśmiało.
-Cześc.- Powtórzył Dennis.- Czemu siedzisz tutaj sama?
-Z tego samego powodu, co ty.- Ponownie, automatycznie jak robot.
Dennis zawahał się ponownie. Była za bystra.
-Ale ja... Nieważne.
-Chciałbyś się ze mną pobawić?
"Pobawić?!"- chciał krzyknąc Dennis. To było, absolutnie poniżej jego oczekiwań. Chłopak nie bawił się od....No, cóż... Dennis nie bawił się nigdy. W jakiś sposób powiedział jednak...
-Czemu nie?
I bawili się. Bawili się, do obiadu, a potem jeszcze po obiedzie. Bawili się razem wesoło, wspaniale. A Dennis znalazł przyjaciółkę. Kiedy skończyli, żegnając się, chłopak krzyknął za nią:
-A jak masz na imię?
A ona się tylko uśmiechneła. I znikneła, za rogiem, a Dennis nie zobaczył jej już nigdy. Chociaż pytał... chociaż martwił się. Nie znalazł. Plotka głosiła, że wyjechała. Chłopak, jednak wierzył, bardzo mocno, że nigdy nie istniała. I żył dalej, coraz bardziej pogrążony, nienasyconym pragnieniem, zawarcia, tylko czegoś tak prostego... Porozmawiania. Marząc dniami, i nocami o konwersacji. Chociaż krótkiej, nie milczacej, jak szarawe dno jego domu.


***

"Umieram tam gdzieś, w srodku, we wnętrzu mnie samego... Umieram, bo chcę. Umieram bo nie potrafię umrzeć normalnie. Usycham... Jak, człowiek tak inny, człowiek... niewyżyty. Bo nie potrafię, nie umiem i nie chcę, umrzeć inaczej. I spadam, w przepaść... spadam... spadasz.
Dennis obudził się, spocony. Koszmar, jaki przezył tej nocy, koszmary jakie przeżywał ostatnio. Teraz czuł się wreszcie, jak człowiek. Bo czuł, chociaz przez jakiś czas, był na to oporny. Teraz czuł, że może, nawet jako dziesięcioletni chłopiec, wstać. Podnieść się, i iść w stronę zbawienia. Bo Dennis był mądrym chłopcem.
Teraz rozglądał się po pokoju, z wachaniem. Widział drzemiąca domową skrzatkę, która została postawiona tutaj na wartę. Widział, swój dom, tak niewyraźny w marzeniach. Położył głowę, na poduszce i pierwszy raz w życiu powiedział:
-Dobranoc.
Skrzatka poruszyła się niecierpliwie, i spała dalej. A, Dennis, zasnął ponownie, z uczuciem dobrze wykonanego obowiązku.
 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki