Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pierwsze kroki


Zacznę, od tego, że moje pierwsze kroki były raczej chwiejne, koło czwartego złapałam już równowagę...
O 23, słaniając się na nogach, doczłapałam się do dormitorium, gdzie Louise spała już głęboko pogrążona we śnie, a druga moja współlokatorka siedziała na wyrku, przy rozsuniętych kotarach, w piżamie, a na uszach miała słuchawki. Bardzo się wczuwała w muzykę, która najwyraźniej płynęła jej do uszu.
Na mój widok zdjęła słuchawki i wyłączyła jakieś dziwne urządzenie.
-Jesteś nareszcie, czekałam na ciebie. - wysunęła się z cienia i dopiero poznałam, że to dziewczyna, obok której siedziałam na kolacji. - Jestem Linda Venomous. - przedstawiła się.
-Cześć, Melania Agedmight. - odparłam wpatrując się w jej pępek, który wystawał spod za krótkiej bluzeczki od piżamy. Podłapała to spojrzenie.
-Niezły, nie? - zapytała potrącając palcem kolczyk, który zadyndał nad jej pępkiem. Pokiwałam w milczeniu głową. - Mam jeszcze tu. - wywaliła język, na którym widniał, nieduży, srebrny, okrągły, wypukły kolczyk. - I jeszcze to. - odwróciła się do mnie plecami, zadarła bluzkę i zobaczyłam przyczajonego wilka, wytatuowanego na całej jej łopatce.
-Starzy ci tak pozwalają? - zapytałam siadając na swoim łóżku i myśląc, że niedługo wybiorę się razem z nią do jakiegoś dobrego salonu i przekuję sobie nos i zrobię jakiś czaderski tatuaż.
-Nie mam starych. - odparła najzwyczajniej w świecie. - Byli czarodziejami, ale zginęli w wypadku. Nawet ich nie pamiętam. Wychowywałam się w mugolskim sierocińcu, i widzisz, co ze mnie wyrosło...- widziałam. Wielka, chuda, zbuntowana, lekko satanistyczna, wulgarna i najwyraźniej jedyną rzeczą, która ją interesowała, była płeć męska w wieku od 15 do 21 lat. Była niesamowita. Poczułam, że zaprzyjaźnimy się bardzo mocno. - Aha, czy mogłabyś wyciągnąć swojego kota, spod mojego łóżka? Nie chciałabym, żeby w nocy na mnie wlazł. - zajrzała pod łóżko. - Widzę ją tam, chyba śpi z moim szczurem.
-Co?! - podbiegłam do jej łóżka, uwaliłam się na podłodze, wyciągnęłam różdżkę. - Lumos. - światło wystrzeliło z końca różdżki, oświetlając smacznie śpiącą Myszę, a na jej brzuchu, zwinięty w kłębek, pochrapywał, nieduży, czarny szczur, z niebywale długimi wąsami. - Masz jakiś pomysł, żeby ich wyciągnąć?
-No. - odparła. - Accio zwierzaki. - mruknęła celując w nich swoją różdżką. Mysza przysunęła się po podłodze, wprost do jej dłoni. - No, nareszcie ktoś będzie się opiekować tym małym diabełkiem. - powiedziała i położyła sobie szczura na ramieniu. Mysza w popłochu zwiała na moje łóżko.
-Co to jest? - zapytałam biorąc w dłoń dziwne urządzenie, do którego były podłączone słuchawki.
-To? Walkman. - odparła.
-A co to w ogóle jest? - spojrzała na mnie, jakbym się urwała z choinki.
-No, odtwarza muzykę, posłuchaj. - Nacisnęła jakiś guzik i przystawiła mi słuchawki do uszu. Usłyszałam znajome dźwięki piosenki "Son of the blue sky".
-Hej! To polski zespół!- odkryłam
-Wiem ,Wilki, to mój ulubiony kawałek. Mam dalekiego kuzyna w Polsce i mi przysłał. - udzielała natychmiast wszystkich odpowiedzi, jakby wyczuwała, o co chcę zapytać.
-Ale to coś, czy tą muzykę?
-I jedno, i drugie, on nie wie, że jestem czarownicą. - odparła bawiąc się kolczykiem w pępku. Nie mogłam tego znieść. Wydawało mi się, że zaraz go sobie wyrwie.
-Dobra, będę szła spać, padam z nóg. - podniosłam się. - Aha, siedzisz z kimś w ławce?
-Nie.
-A usiądziesz ze mną?- spytałam z nadzieją.
-Jasne.- uśmiechnęłam się. Będzie dobrze... już prawie mam przyjaciółkę.
Przebrałam się i położyłam do miękkiego i ciepłego łóżeczka. Zasłoniłam kotary, nakryłam się pierzynką i zamknęłam oczy. W nogach łóżka mruczała, zwinięta w kłębek Mysza.

Ale kto powiedział, że mam tą noc przespać całkiem zwyczajnie?
Obudziłam się, po raz kolejny w przeciągu ostatnich czterech dni, w środku nocy. Myszy już nie było, już nie mruczała.
Teraz wyła, gdzieś pod drzwiami. Nakryłam głowę poduszką, myśląc, że za chwilę się zamknie, ale gdzie tam! Wyła dalej i jeszcze bardziej zawzięcie, a po chwili zaczęła drapać w drzwi.
Wkurzona do granic możliwości zwaliłam z siebie cieplutką pierzynkę, odsunęłam zasłony i wstałam. Przyświeciłam sobie różdżką i skierowałam się do drzwi.
-Czego ty znowu chcesz? - syknęłam kucając przy niej.
-Miaaaauuuułłłł!!!- zawyła.
-Przykro mi, nic z tego nie rozumiem.
-Miaaaaałłłłuuuuu!!!- darła się w niebogłosy.
-Zamknij się wreszcie.
-Mrrr...- mruknęła i ucichła. Wróciłam do łóżka, nakryłam się, pierzynką, zamknęłam oczy, ale po chwili Mysza powtórzyła swój koncert. Teraz wkurzyła mnie nie na żarty.
Zerwałam się zła, jak nigdy.
-Czego ty chcesz, do jasnej cholery?! - zadrapała w drzwi. Nacisnęłam klamkę, pociągnęłam do siebie i Mysza szybko wybiegła na zewnątrz, ale ja byłam tak wkurzona, że otworzyłam drzwi na całą szerokość, bo miałam zamiar zdrowo nimi trzasnąć. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje, ale po chwili dotarło do mnie. Przed drzwiami stał Draco, z worami pod oczami, blady jak ściana, z rozczochranymi włosami, które opadały mu na oczy, na nogach miał wyjątkowo słodkie i puchate, zielone papucie, wzrok miał zupełnie nieprzytomny, jakby ciągle spał, a jedną rękę miał podniesioną do góry, jakby miał za chwilę zapukać. Popatrzyłam jeszcze chwilę, jak mu słodko z takim niewyspaniem i zagubieniem i po chwili zapytałam:
-Wiesz, że nie można ci tu być w środku nocy? - zapytałam niewinnie. Ocknął się. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Mówiłaś coś?
-Tak, że nie wolno ci tu być.
-Tak, wiem, ale mój kot, tak wył, że musiałem go wypuścić i poszedłem za nim zobaczyć, gdzie mu tak spieszno i zaszedłem aż tutaj.- zakończył szeroko ziewając.
-Rozumiem, mój kot, robił zupełnie to samo.
-Nie mogą bez siebie żyć. - stwierdził. - Może wypuszczajmy ich na noc, przynajmniej nie będą tak wyć.
-O.K. - stałam dalej w drzwiach, a on przed nimi i patrzyliśmy na siebie, nie wiedząc, chyba, jak zakończyć ten dialog. - Chciałeś coś jeszcze?- zapytałam wreszcie.
-Nie, chyba nie. Dobranoc. - Zakałapućkał się nieco. Obrócił się i posnuł się po schodach na dół.
Wróciłam do łóżka. Powtórzyłam wszystkie niezbędne czynności, włącznie z zamykaniem oczu, liczeniem owiec i zastanawiałam się nawet, nad wypiciem szklanki gorącego mleka. Ale zasnąć nie mogłam za nic. Spojrzałam na zegarek - 4.00
W sumie, to mogę już wstać.
Ubrałam się, wzięłam koc i zeszłam do pokoju wspólnego.
Tam zapaliłam ogień, usadowiłam się w fotelu naprzeciw kominka, nakryłam się kocem i wpatrywałam się w płomienie.
Po chwili usłyszałam jakiś stukot, potem kroki na schodach od strony dormitorium chłopaków i do pokoju wpakował się Malfoy. Już ubrany, ale jeszcze nie "ulizany". Wolałam go rozczochranego. Usiadł w fotelu niedaleko mojego, nakrył się kocem, tak samo, jak ja i zapatrzył się w płomień.
-Co tu robisz?- zapytałam. Podskoczył do góry, pobladł, szybko poprawił włosy, przylizując je do tyłu i dopiero spojrzał na mnie.
-Nie mogłem spać. - wydusił z siebie sapiąc ze strachu. - A ty?
-Ja też. - odparłam i z powrotem zapatrzyliśmy się na płomienie trzaskające na kominku.
Siedzieliśmy tak w milczeniu, chyba ze 20 minut. Potem powieki zaczęły mi jakoś same ciążyć, zamknęły się i sama nie wiem, kiedy zasnęłam.

-Mela! Mela! - ktoś mnie szarpał i krzyczał. Otworzyłam oczy, choć, prawdę mówiąc, nie miałam na to najmniejszej nawet ochoty.
-Co...?- ziewnęłam.
-Siedzisz na środku pokoju wspólnego, o 7 rano, obok leży Malfoy, i ty się jeszcze pytasz: co?- Linda miała w oczach lekki obłęd i rządzę sensacji.
-Co?!- teraz już naprawdę nie wiedziałam o co chodzi. Rozejrzałam się po pokoju. Był rzeczywiście zupełnie pusty. Spojrzałam na zegarek: 7.02. Obok, rozwalony na 3 złączone do kupy fotele, pochrapuje Draco z męczenniczym wyrazem twarzy. No tak, nie przywykł do takich warunków. - Co ja tu robię? - zapytałam licząc, że Linda mi coś wyjaśni.
-Mnie się pytasz? Obudziłam się rano, patrzę, a ciebie nie ma, więc obleciałam sypialnię i pomyślałam, że może jesteś na dole. No i schodzę i widzę ciebie i Malfoya, jak śpicie tutaj, no to co sobie mogłam pomyśleć? No obudziłam cię, a ty nie wiesz, co się dzieje.
Zastanowiłam się chwilę. Przypomniała mi się historia z nocy.
-Zeszłam na dół, bo nie mogłam spać i usiadłam i jakoś tak zasnęłam, a on się w międzyczasie dosiadł.
-Ale nic nie zaszło? - Linda błysnęła okiem.
-Nie. - odparłam nie bardzo łapiąc, o co jej chodzi.
-A szkoda. Całkiem niezły z niego towarek. - powiedziała sadowiąc się w fotelu po mojej prawej stronie i patrząc na Draca. Teraz już wiedziałam, bardzo dokładnie, o co jej mogło chodzić. - Gdyby się tak nie bał własnego cienia, nie przechwalał sławą ojca i nie łaził wszędzie z tymi gorylami, to naprawdę, byłby fajny.
-A co? Nie lubisz go?
-Nie, no, lubię, wszyscy Ślizgoni się lubią, ale mówię, że mógłby się tak nie napuszać.
-Tak, trochę za bardzo jest w siebie zapatrzony... - w tym momencie Draco poruszył się niespokojnie i otworzył zaspane oczy.
-Cześć Malfoy. - powiedziałyśmy razem. Dokładnie wiedziałam, co zrobi. Zerwał się natychmiast do pozycji siedzącej, przygładził włosy, zamrugał niespokojnie, przyjrzał nam się i dopiero wtedy zniknął z jego twarzy wyraz przerażenia. Nasze spojrzenia od razu przykuła jego rozpięta koszula.
-O, cześć dziewczyny.- powiedział obojętnie, udając, że on się wcale, ani troszeczkę nawet, nie bał. - Co robicie w naszym dormitorium? - zapytał podnosząc jedną brew do góry i lekko się "kwasząc", najwyraźniej się dziwił.
-Raczej my powinnyśmy spytać, co ty robisz w pokoju wspólnym, leżąc koło Meli i męcząc Bogu ducha winne fotele swoim cielskiem? - wyparowała Linda, nie spuszczając wzroku z "klaty" Malfoya.
Najwyraźniej w jej głowie formował się już jakiś podstępny plan.
-Co?! - rozejrzał się wokoło. Był bezgranicznie zdziwiony. Potem zmarszczył czoło. - Nie mogłem spać w nocy, przyszedłem posiedzieć przy kominku i zasnąłem. - odkrył.
-Aha. - odparłyśmy nadzwyczaj inteligentnie.
-A nie mogłeś sobie usiąść, gdzieś...tam? - Linda wierciła mu dziurę w brzuchu, ale tym razem patrzyłam mu w oczy z jadowitym uśmieszkiem.
-To moje ulubione miejsce, co się mnie czepiasz? - już się chyba zaczął lękać, że zrobił coś, czego nie pamięta.
-Nie, nic, tylko ciekawi mnie, dlaczego rano, leżałeś na mojej przyjaciółce. - Draco zrobił wielkie oczy, spojrzał na mnie. Ja natychmiast spojrzałam na Lindę. Ona puściła tylko oko, przez co zrozumiałam, że robimy z niego debila. Spojrzałam na niego robiąc oburzono-pytającą minę. - A te rozpięte guziczki, u twojej słodziutkiej koszuliny, to się tak same rozpięły, czy im ktoś pomógł?- podejrzliwość Lindy wzbierała z minuty na minutę, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy to ja przypadkiem, w sennym amoku, nie pomogłam tym guziczkom. - No?- Zmierzyła go wzrokiem. - A może masz coś jeszcze na sumieniu? - Natychmiast oblał się dziewczęcym rumieńcem, co mnie strasznie rozśmieszyło, potem z zakłopotaniem wstał i zapiął nieszczęsne guziczki. Teraz chyba był już pewien, że zrobił coś "nie tak", ale przybrał już poważny wygląd i wrzucił na twarz minkę: w sumie to normalne, która mi się oprze?
-Chyba nie ma o co mieć pretensji?- powiedział pewnie. - Do zobaczenia na śniadaniu.-szybko zniknął w drzwiach do dormitorium, a my zaczęłyśmy brechtać się jak głupie.
-Widziałaś, jego minę?!- zawyła Linda.
-No! A ten rumieniec! Rety! Ale jazda! Rumieniący się Draco Malfoy! Trzeba dać to do gazety! - piszczałam miotając się ze śmiechu po fotelu.
-Co się stało? - weszła Louise z pytającym wyrazem na twarzy.
-Linda wmówiła Malfoyowi, że jak weszła tu do pokoju, to on na mnie spał i do tego jeszcze miał rozpiętą koszulkę, no i wiesz...i on się zrobił czerwony jak panienka, potem zgrywał macho, ale i tak zwiał, aż się kurzyło. - wykrztusiłam z siebie ocierając łzy śmiechu.
-A spał? - zapytała Louise z karcącym spojrzeniem. Już wiedziałam, że ma ochotę mnie zlać.
-Nie, nie, spał obok. - tłumaczyła mnie Linda.
-Pewna jesteś?- syknęła moja siora.
-Jak najbardziej.
-Twoje szczęście Mela. - zasyczała jak wąż i wyszła z pokoju.
-Ale żyleta. - stwierdziła Linda.
-Ona jest w porządku, tylko strasznie się wpienia, jak robię coś nieprzyzwoitego, a ona nie dowiaduje się o tym pierwsza.
-To wiele zmienia. - Linda uśmiechnęła się, chyba stwierdziła, że moja siostra jednak jest całkiem normalna i fajna, jak na 24 letnią dziewczynę. - Chodź na śniadanie, zaczynają już wstawać.

Wielka sala była w połowie zapełniona. Po suficie przesuwały się kłębiaste białe chmurki, oświetlone przez poranne słońce.
Chyba tylko ze Ślizgonów takie śpiochy, bo, rzecz jasna, byłyśmy jedynymi przedstawicielkami naszego domu na całej sali. Zaraz, koło wejścia, siedział Potter z Weasleyem i pożerali niesamowite ilości jedzenia.
-Co Weasley, twoich rodziców nie stać, żeby cię porządnie nakarmić, więc nadrabiasz żrąc w szkole? - prychnęła Linda na "dzień dobry" w ich stronę, a ja zawtórowałam jej tylko w szyderczym śmiechu.
-Skąd ty znasz takie boskie zaczepki? - zapytałam.
-W końcu cztery lata się męczę z tymi półgłówkami, a poza tym, podchwyciłam trochę od Malfoya.
-Jak to wrodzone chamstwo może ci się podobać? - usłyszałam z tyłu głos tej przeklętej szlamy.Mbr< Oczywiście olałyśmy ją totalnie i zajęłyśmy miejsca przy swoim stole, jednak na tyle blisko, żeby choć trochę słyszeć, o czym rozmawiają. Niestety, nic z tego nie wyszło, bo dosiadła się Louise.
-I co Mela, jak było? - zapytała łapiąc się za dzbanek soku z dyni.
-Kiedy?
-No, w nocy, z tym twoim amantem?- teraz zaczęła pochłaniać bułeczkę z nadzieniem dyniowym i wlepiła we mnie zaciekawiony wzrok.
-Ale ja ci przecież mówiłam, że to były jaja.
-Tak, a ta koszula, to tak zupełnie sama się rozpięła.
-Na to wygląda...
-Oj, nie gadaj, nie chcesz się po porostu przyznać...
-Że niby bym miała w pokoju wspólnym, z nim...
-A niby dlaczego nie?- była bezgranicznie zdumiona moim tokiem myślenia.
-No, bo by ktoś zobaczył i w ogóle...
-Dobra, nie będę cię męczyć, bo i tak się nie przyznasz.- puściła oko i odeszła w świętym przekonaniu, że ja naprawdę z nim, coś ten, nie wiem co, każdy z nas pewnie pomyśli o czym innym.
-Ale ona się dała nabrać, jak dziecko, zupełnie jak ten bezmyślny Malfoy. - prychnęła Linda i zabrała się do pałaszowania owsianki.
-No, tylko nie bezmyślny! - pogroziłam jaj palcem. I zajęłam się swoim talerzem.
-Hm, hm. - usłyszałyśmy po chwili. Podniosłyśmy wzrok i natrafiłyśmy na Weasleya.
-Czego? - burknęła Linda, która właśnie była wyjątkowo pochłonięta wydłubywaniem resztek śniadania spod swojego kolczyka na języku. Weasley patrzył na nią z lekkim obrzydzeniem i stał jak głaz, trzymając w ręku jakąś kopertę.
-Ja...ja... - dukał
-Dobra, nie wysilaj się, ofiaro. - Linda zamknęła usta, przechyliła się przez stół i wyrwała rudzielcowi list. - Co tak stoisz? Spadaj ruda pało. - syknęła i otworzyła "przesyłkę". Weasley zniknął w mgnieniu oka.
-Co tam masz? - spytałam zaglądając jej przez ramię.
-Słuchaj:
Moja piękna, długowłosa, ciemnooka muzo.
Wczoraj odkryłem, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. Bardzo cierpię, z powodu, że jesteś w Slytherinie, ponieważ chciałbym podziwiać Twoją urodę 25 godzin na dobę.

-Co, on liczyć nie umie? Są 24 na dobę. - stwierdziła Linda
-Oj, on chciał być taki romantyczny. Czytaj dalej.
Choć twe usta mówią mi
spadaj, bo się nie pozbierasz jak przy... ci,
to ja i tak kocham Cię i kochać będę
Choć i tak wiem, że Twego serca nigdy nie zdobędę.

Na zawsze kochający...
-Jasny gwint! Co tu pisze?! - Linda porządnie się wpieniła.
-Wygląda jak R, albo P.
-Raczej R, no Ron, w gruncie rzeczy, nie?
-No, ale posraniec. Żeby ci samemu nosić, to naprawdę musiało mu porządnie odwalić.
-Hej, co tam macie? - do stołu przysiadł się Malfoy, a z nim jego goryle, którzy rzucili się na jedzenie, jak przed chwilą Potter z rudzielcem.
-Nic, Linda dostała list miłosny od Weasleya. -odparłam mu zupełnie obojętnie.
-Tak? Daj zobaczyć. - Linda nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo już miał kartkę w rękach. Czyta, czyta. Spojrzał na nią.
-Ma chłopak wyobraźnię...- mruknął ze zdziwieniem.
-A co? Masz coś naprzeciw, kurduplu?! - zerwała się od stołu i już trzymała go za, nieszczęsną dzisiaj, koszulę na piersiach. - No! Masz?! - Crabbe i Goyle już się podnieśli, porzucając z niechęcią swój posiłek.
-Nie, nic, nic, żartowałem. - zapiszczał Draco.
-To dobrze. - stwierdziła, rzuciła go z powrotem na krzesło i wróciła na miejsce. Chwila ciszy. -"To ja i tak kocham cię i kochać będę, choć i tak wiem, że twojego serca nigdy nie zdobędę. Na zawsze kochający Ron Weasley." - Zakończył dramatycznie swoją recytację na całą salę. Nie wiadomo kiedy, cały stół się zapełnił, i teraz wszyscy nasi koledzy i koleżanki wybuchnęli gromkim śmiechem, a my razem z nimi.
-Co tu się dzieje?- nieoczekiwanie pojawił się Snape. Wyrwał Malfoyowi liścik, którym zawzięcie wymachiwał nad głową. Przeczytał go uważnie, po czym sam gorzko się roześmiał.
-Ale idiota, żeby zakochać się w Ślizgonce... kompletny palant z tego...- nie usłyszałyśmy końcówki, bo profesor rzucił kartkę na stół i odszedł podśmiewając się pod nosem.
-Miałem cię oprowadzić po budzie, chyba. - Draco pociągnął mnie za rękę na bok.
-A, tak, już idę. Linda! Idziesz z nami?!
-Zaraz!
-Ja się chciałem jeszcze zapytać coś.- pociągnął mnie jeszcze bardziej do wyjścia.
-No?
-A w nocy, to ten, jak było? -zapytał takim tonem, jakbym mu miała powiedzieć, że było nie wiem jak dobrze.
-No, wiesz...skoro nie pamiętasz, to chyba nic się w ogóle nie stało?
-Ale chodzi o to, że ja byłem po dwóch kremowych piwkach i miałem małe zawroty głowy, nie wiem, może mi się film urwał?
-To taką masz słabą główkę?
-Ale to były naprawdę duże kufle.- już zaczynał być zły. Chyba dochodził powoli do wniosku, że to były zwyczajne wygłupy.
-No, ale skoro nie pamiętasz, to pewnie nic się nie stało...- wymigiwałam się od odpowiedzi.
-No weź dziewczyno powiedz, bo już zaczynasz mnie denerwować.- patrzył mi gniewnie w oczy.
Zatrzęsłam się lekko ze strachu. Pokiwałam palcem, żeby się schylił, bo chciałam po prostu wykorzystać okazję, żeby się do niego w końcu zbliżyć, prawdopodobnie po raz ostatni w moim krótkim życiu, które prawdopodobnie zaraz się zakończy. Pochylił się.
- Pewnie byłoby fajnie, ale to był tylko taki żart. - szepnęłam mu do ucha i szybko usunęłam mu się z drogi w obawie, że za chwilę wybuchnie jak bomba atomowa. Byłam blisko.
-Co?!!! - wydarł się na pół holu, że aż się wszyscy obejrzeli. Spojrzałam na niego. Brwi zjechały mu się w jedną, jasną kreskę, oczy przybrały nienaturalnie duże rozmiary, pobłyskiwały groźnie, usta stały się wąską kreseczką i już się zaczynałam bać, że zaraz wyciągnie różdżkę i rąbnie we mnie zaklęciem uśmiercającym, ale tak się na szczęście nie stało.
-Jasna cholera! Potter ty łajzo! Patrz debilu skończony, jak łazisz! Oczu nie masz, czy coś?! -Na Draca wpierniczył się Potter, ratując mnie, bo ściągnął cały gniew Malfoya na siebie. Wyglądali naprawdę dość komicznie. Wielki i, chudy, różowy jak prosiaczek Draco drący się na sięgającego mu zaledwie do ramienia, czarnowłosego, i bladego jak trup Pottera.- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Że jesteś, kurduplu pępkiem świata?! To tu się zasrańcu grubo mylisz! Spierd... do swojej szlamy!- Zaklął, złapał Pottera za ciuchy na plecach i miotnął nim na pół korytarza.
-To było niesamowite. - pochwaliłam go z czystym zachwytem.
-Dzięki, robię tak codziennie, już od czterech lat. -otrzepał dłonie, jedną o drugą i poprawił rozsypane wokół twarzy włosy. Już mu chyba gniew przeszedł. Pomyślałam.
-To oprowadzisz mnie?
-No, przecież muszę-tak, przeszło mu. Pociągnął mnie za rękę i wyciągnął przed zamek.
-Draco...
-Co?- burknął
-Sorry...ale to tak jakoś tak wyszło, no nie było mocnych, żeby jakoś tego nie wykorzystać, a poza tym, to Linda zaczęła, a ja tak strasznie lubię wygłupy, ja nie wiedziałam, że ty tak na to zareagujesz...- wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
-Wiesz co? Miałem ochotę urwać ci łeb. - powiedział patrząc na mnie ze zgorszeniem i na chwilę zobaczyłam w jego oczach taki błysk, jakby ponownie miał ochotę ukręcić mi głowę. - I naprawdę, uratował cię tylko ten oślizgły Potter wpierniczjąc się na mnie. - pokręcił głową ze zniecierpliwieniem. - Matko, jaka z niego ofiara. Darowałem ci, bo jesteś nowa. - tak, jasne, boisz cię mnie po prostu. Wyśmiałam go w myślach. - Ale słuchaj, N-I-G-D-Y W-I-Ę-C-E-J T-E-G-O N-I-E R-Ó-B, Ż-A-D-N-E-M-U M-A-L-F-O-Y-O-W-I! - przeliterował mi bardzo dokładnie, dając wyraźnie do zrozumienia, że umie cały alfabet.
-Dobrze, nie będę. - westchnęłam. Bardzo podobało mi się robienie go w balona, ale o wiele mniej, tłumaczenie się potem i znoszenie jego humorków.
-No, to są błonia. Tu mamy jeziorko, z gigantyczną kałamarnicą, tam jest zakazany las, a w tamtej dziurze mieszka gajowy i od siedmiu boleści, nauczyciel od opieki nad magicznymi zwierzętami w jednym.- bardzo zawzięcie gestykulował, mało nie waląc mnie w twarz ręką.- Do lasu wchodzić nie wolno, bo są tam różne dziwaczne i niebezpieczne zwierzęta. Ja raz tam byłem. W pierwszej klasie, w nocy, za karę. Ani trochę się nie bałem, tylko Potter trząsł portkami. - tak, już to widzę, jak ty się wcale nie bałeś. Uśmiechnęłam się do własnych myśli.- Tam są szklarnie, tam boisko do Quidditcha. To dwór już mamy za sobą.
Weszliśmy z powrotem do zamku.
-Tam, jak już zapewne wiesz, jest duża sala, tam jest pokój nauczycielski. - I tak mnie ciągał po piętrach. Raz na pierwsze, potem na piąte, a po chwili coś mu się przypominało, i schodziliśmy z powrotem na drugie. - Tu jest biblioteka, muszę ją w końcu odwiedzić, nie byłem tu jeszcze nigdy, tu jest klasa od tego, a tam od tamtego, a tu znowu gabinet tego, a tam tamtego.- od tych wszystkich wiadomości zaczęło mi się kręcić w głowie. Postanowiłam więc, że jak tylko skończymy dzisiaj lekcje, to siądę z Lindą i nakreślimy jakąś mapkę szkoły, żebym się nie zgubiła.- I w końcu, nasz piękny loch...- zakończył stając przed obrazem węża.-Tam jest pracownia eliksirów i gabinet Snapa. To już wszystko. Pamiętasz?
-Nie za bardzo. - odparłam niepewnie.
-Jezu, kobieto, co ja z tobą mam...-westchnął ciężko i popatrzył na mnie z lekką kpiną.- No nic, ja swoje odbębniłem, dalej zajmie się tobą Linda.
-Dzięki, że poświęciłeś mi swój cenny czas.- dygnęłam lekko. Na szczęście nie odebrał tego jako kpiny, którą ten gest był.
-Czego się nie robi, żeby się podlizać wychowawcy i mieć święty spokój...- uśmiechnął się kąśliwie i wszedł do pokoju, a ja za nim.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było odszukanie Lindy i nawtykanie jej, za to, że mnie samą z Malfoyem zostawiła. Siedziała na łóżku w dormitorium i słuchała muzyki. Podeszłam, ściągnęłam jaj słuchawki z uszu.
-Co ty sobie do jasnej cholery wyobrażasz?! Mało mnie nie zabił, a ty sobie olałaś sprawę!- wydarłam się.
-Spokojnie. Potter ci uratował skórę, to siedź cicho. Poza tym, nie chciałam wam przeszkadzać...
-Oj weź się zamknij!- burknęłam pakując do torby książki na dzisiejsze lekcje.- Lepiej zajmij się swoim Weasleyem. Gdzie jest do ciężkiej choroby mój kałamarz?! - gorączkowałam się, bo było już dość późno. Coś walnęło mnie w głowę.
-Masz! I nigdy więcej nie mów o nim "twój Weasley". Ohydny, parszywy, zapchlony rudzielec. Ale za to jaki romantyczny.
No tak, to Linda popłynęła. Pomyślałam.
-Chodź, idziemy. - powiedziałam ściągając ją z łóżka.

Pierwszą lekcją było zielarstwo, na którym babeczka przepytywała nas z materiału z zeszłego roku. Potem transmutacja ( jakieś banalne sztuczki), historia magii( z której nic nie pamiętam, bo zasnęłam już na początku lekcji), zaklęcia i obrona przed czarną magią, z Blackiem, moją siostrą i całą watahą Gryfonów. Co za ohyda!
Czekaliśmy wszyscy przed pracownią, na Syriusza i moją siorę, żeby nam otworzyli salę. Linda, dziwnie nieprzytomnie, wpatrywała się w Weasleya, a ja przyglądałam się z uwagą reszcie uczniów, zastanawiając się, ilu z nich, to szlamy.
Wreszcie zjawili się "profesorowie" Black z różdżką i podręcznikiem, Louise cała obładowana zeszytami, notatkami, jakąś klatką, a na twarzy malował jej się triumfalny uśmiech, już wiedziałam, że będzie gnębić trójkę tych mięczaków.
Weszliśmy do środka. Ulokowałam się z Lindą w rzędzie po lewej stronie, mniej więcej na środku, żeby dobrze widzieć cały cyrk, jaki będzie się tu odstawiał za chwilę. Wyjęłyśmy podręczniki, pergaminy, pióra, kałamarze i usadowiłyśmy się wygodnie, czekając na rozpoczęcie zabawy.
-Dzień dobry, nazywam się Syriusz Black. - zaczął ten notoryczny morderca.
-To, to my akurat wiemy. - mruknął Malfoy siedzący w ławce za mną.
-To jest praktykantka, Louise Agedmight, która poprowadzi dzisiejszą lekcję.- wskazał ręką na moją siostrę, zabrał podręcznik i usiadł w ławce na samym końcu klasy.
-Witam, dzisiaj przypomnimy sobie, czego uczyliście się w ostatnich latach. - powiedziała uroczyście Louise.
-Niczego się nie uczyliśmy, przez tych beznadziejnych nauczycieli. -burknął po raz kolejny Draco.
-Jak nam tu podpowiada, pan Malfoy, niczego się nie nauczyliście. No dobrze, ale myślę, że choć podstawową wiedzę o obronie powinniście posiadać. Myślę, że na sam początek, nie będę was pytać- pół klasy odetchnęło z ulgą.- tylko zrobimy sobie mały pokaz pojedynków. - Wszystkim poopadały koparki.
-W ten sposób sprawdzimy, czy umielibyście sobie poradzić w przypadku zagrożenia. Proszę, poprzestawiamy ławki. - Louise machnęła raz różdżką i wszystkie ławki powędrowały pod ściany.- Proszę, na początek, Malfoy z Potterem. - machnęła ręką, żeby wyszli na środek. Oni posłusznie wyszli z ławek i ustawili się naprzeciw siebie.
-I co Potter, znowu się spotykamy? - syknął Draco. - Pewnie cię strach obleciał?
-Chciałbyś, Malfoy.
Ukłonili się, odeszli, przybrali odpowiednie pozycje.
-Trzy... - odliczała Louise- dwa...- Malfoy zamachnął się i krzyknął:
-Expelliarmus! -z jego różdżki błysnęło szkarłatne światło i ugodziło Pottera w brzuch, który przeleciał przez całą klasę, walnął o ścianę i upadł na kolana. Wszyscy Ślizgoni byli w niebo wzięci.
-Rictusempra!- wyksztusił Potter, podnosząc się na nogi. Żółte światło wystrzeliło z jego różdżki i poleciało w stronę Malfoya. Ten tylko przekrzywił głowę i strumień przeleciał obok.
-Powtarzasz się Potter. - prychnął. - Niczego się nie nauczyłeś od drugiej klasy? - Draco krzyknął jakieś zaklęcie, którego nie dosłyszałam i Potter zaczął się zwijać z bólu, ale najwyraźniej nie było to zaklęcie niewybaczalne, bo Louise pogratulowała mu tylko znajomości zaklęć, a Black, się nie odzywał. Zdziwiło mnie to trochę, no bo, niby czemu ni broni swojego chrześniaka? No, nie ważne. Pewnie dlatego, że wyszedłby na durnia.
-No to robimy powtórkę. Rictusempra! - pisnął znowu Potter, ale tym razem trafił. Draco zaczął się śmiać jak głupi. Złapał się za brzuch i kwiczał jak prosiaczek.
-Reducio! - wyksztusił i blady błysk, godząc w Pottera, zmniejszył go do rozmiarów niewielkiego szczura, który nadal wił się z bólu. Malfoy podszedł do niego, wziął go w palce i śmiejąc się, powiedział - I co teraz powiesz, kurdupelcu? - Mały Potterek piszczał jeszcze bardziej, niż ten duży, choć myślałam, że to nie jest możliwe. Draco zaniósł go do mojej siostry i podał jej do ręki. - P-p-proszę, p-p-proszę p-a-a-nią, P-p-p-ot-t-t-t-ere-e-e-k d-l-l-a p-a-a-a-ni!- wyksztusił i zaczął śmiać się jak szaleniec, tarzając się po podłodze.
-Mel, zajmij się nim. - powiedziała w moją stronę. Podbiegłam do niego, klęknęłam obok niego i nie mogłam wykrztusić przeciwzaklecia, bo na widok śmiejących się oczy Draca, pełnych łez śmiechu, sama się śmiała, jakbym ja też dostała Potężną Łaskotką, Sierdziliśmy tak na środku klasy i śmieliśmy się oboje.
-Mela, zrób coś wreszcie, bo się chłopak udusi. - wycedziła Louise zza katedry.
Zreflektowałam się i rzuciłam przeciwzaklęcie. Malfoy leżał teraz na podłodze ledwo łapiąc powietrze.
-Nic ci nie jest?- spytałam pomagając mu wstać.
-Nie, tylko tak mnie paszcza boli od śmiechu, że chyba zaraz zdechnę. - odparł jedną ręką masując sobie okolice paszczo szczęki, a drugą ciężko się na mnie opierając.
-Na pewno wszystko ok?
-Tak, tak- teraz masował sobie brzuch.<>br -Mela, weź nie udawaj idiotki, zabierz go do skrzydła szpitalnego, przecież on ledwo żyje.- powiedziała Louise, odczarowując Pottera. - No, teraz poproszę Granger z Venomous. Dziewczyny pokażą, co umieją.- usłyszałam zamykając drzwi.
-Nie prowadź mnie do tego skrzydła, naprawdę nic mi nie jest. - zipał ciężko.
-Draco, do cholery, jakby ci nic nie było, to byś na mnie nie wisiał, jak nieżywy.
-No, słaby jestem po prostu. Śmiałaś się kiedyś przez 15 minut non stop na całe gardło?
-Tak i ledwo żyłam. Przyda ci się porządny odpoczynek, albo dobra mikstura wzmocnienia.- szliśmy przez chwilę w milczeniu, aż dotarliśmy na miejsce.
-Co mu się znowu stało? - zapytała mnie pielęgniarka.
-Mocne zaklęcie rozśmieszające, przez 15 minut, no wyciągnęło z niego wszystkie siły.
-Oj, panie Malfoy, z panem, to ciągle są jakieś problemy. Proszę to wypić i może pan wracać do domu.- podała mu jakiś napój. Dobrze nie przytknął szklanki do ust, a zaczął się śmiać, a ja, po raz kolejny, razem z nim, bo pojawiła się Granger, cała zapłakana, z zębami do podłogi, z podbitym okiem, podrapana i wyraźnie zrezygnowana.
-Ale jej Linda dołożyła! - teraz ja trzymałam się za brzuch i zwijałam się ze śmiechu.- Pij Draco, i spadamy! - wygrzechotałam, między atakami śmiechu. Granger rozpłakała się jeszcze bardziej. Pielęgniarka zajęła się nią od razu. Malfoy skończył pić, choć szło mu to opornie, bo raz ze śmiechu, połowa zawartości szklanki poszła mu nosem, co tak mnie rozśmieszyło, że dostałam czkawki, płakałam i już ledwo żyłam, bo nie mogłam złapać powietrza, a brzuch bolał mnie niemiłosiernie. Po tych wszystkich przygodach ruszyliśmy do pracowni, po torby, bo zaraz koniec lekcji. Śmialiśmy się przez całą drogę.
-Niezła, ta twoja psiapsióła. - powiedziała Louise, gdy weszłam. - Załatwiła szlamę pokazowo, bez żadnego szwanku.
-Ja wiem, z kim się kumpluję. Dodałaś nam jakieś punkty?
-Tak, 15. Cieszysz się?
-Jasne, ale mogłaś jeszcze Gryfonom odjąć.
-Bez przesady. Black by się wściekł.
-Skoro tak mówisz...
Wzięłam torbę i pomaszerowałam z Louise i Lindą do naszego pokoju wspólnego, żeby nakreślić mapę.

BadGirl

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki