Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 


Rano obudziła go pani Weasley. Harry wstał i przebrał się w normalne ciuchy. Trochę poprawił mu się humor, gdy przy śniadaniu Ron zaproponował pograć trochę w quidditcha. Harry ożywił się od razu i zgodził mimo przekonań Hermiony, że nie zdąży odrobić zadań domowych. Chłopcy zignorowali jej westchnienie i poszli po miotły. Potem wyszli na dwór i ścigali się jeśli tak można nazwać szybki lot Błyskawicy i powolne ruchy Meteora. Wiadomo kto wygrał. Nie było mowy o pomyłce. Po długim czasie wrócili do domu zmęczeni i spoceni. Zastali Hermionę kończącą wypracowanie z Historii Magii. Harry zbladł. Zapomniał o wszystkich pracach jakie były zadane do domu.
-I co nie mówiłam?- powiedziała Hermiona przemądrzałym tonem, a Krzywołap wskoczył jej na kolana. -Zaraz idziemy na Pokątną. Jak chcecie to wszystko nadrobić??
Harry i Ron pośpiesznie rzucili się na pióra i pergamin. Hermiona opuściła pokój co umożliwiło im ściąganie. Najwięcej czasu zajęła im transmutacja. Musieli napisać obszeerne wypracowanie. Po pół godziny pani Weasley oświadczyła ,że właśnie wychodzą. Nie mieli wyboru i powlekli się do wyjścia. Wkrótce stali już na zatłoczonej czarodziejami alejce. Weszli do apteki, żeby powiększyć zapasy składników do eliksirów. Potem udali się do księgarni Esy i Floresy po książki. Mieli już wszystko. Harry, Ron i Hermiona udali się do lodziarni Floriana Fortescue, który poczęstował ich podwójną porcją lodów z rodzynkami i orzechami. Natomiast pani Weasley z tajemniczym uśmiechem oświadczyła, że musi jeszcze coś załatwić. Harry spytał Rona i Hermiony co się dzieje, ale i oni uśmiechali się dziwnie i nic nie chcieli mu powiedzieć. Matka Rona wrociła, niosąc wielki tort z napisem "Dla Harry'ego". Ale chłopiec nic nie rozumiał. Wziął paczkę oszołomiony i popatrzył na wszystkich.
-Za co jest ten tort?- spytał Harry nie wiedząc nadal co się święci.
-Chcieliśmy Ci zrobić niespodziankę.-powiedziała Hermiona- To z okazji twoich urodzin Harry- dodała patrząc na niego uroczyście.
-Aha -powiedział czując się trochę głupio- Bardzo wam dziękuję.
-To my Ci dziękujemy-odpowiedziała pani Weasley- nie musiałeś nam dawać tego złota.
-Skąd pani wie ,że oddałem je Fredowi i George'owi?- rzekł wciąż oszołomiony.
-Nie martw się. Nie powiedzieli mi o tym. Sama się domyśliłam.
-Słuchajcie, chodźmy, bo blokujemy przejście- dał się słyszeć głos Hermiony.
Po powrocie do domu Ron pokazał Harry'emu nową szatę wyjściową. Ta była koloru granatowego i wcale nie przypominała sukni. Ron założył ją na siebie cały rozpromieniony.
-I jak?- spytał Harry'ego
-Pasuje Ci -odrzekł chłopiec.
Ponieważ już odrobili wszystkie prace domowe postanowili zagrać w szachy. Harry'emu szło nawet nieźle, ale nie tak dobrze jak Ronowi, który jak zwykle wygrał. Potem postanowili zjeść tort Harry'ego. Kiedy już napchali się po brzegi tym pysznym smakołykiem stwierdzili, że jest zbyt nudno i trzeba coś wymyślić. Byli jednak zmęczeni do tego stopnia, że zasnęli na fotelach.
Obudził ich głos pani Weasley. Harry pospałby jeszcze trochę, ale trzeba było iść do szkoły. Po godzinie stali już na peronie 9 3/4 gdzie przekraczając magiczną barierę znaleźli się w świecie czarodziejów. Mama Rona rozdała wszystkim kanapki i pożegnała się. Harry, Ron i Hermiona znaleźli pusty przedział w końcu wagonu.
-Jak myślicie kto będzie uczył w tym roku Obrony Przed Czarną Magią? -spytał Harry ,którego nurtowało to pytanie od czerwca.
-Hmm...- zastanawiała się Hermiona -Quirrell odszedł, Lockhart też, Lupina też nie ma , a Moody nie wróci po tym co się stało w zeszłym roku- rozważała.
-Ja nie wiem po co się zastanawiać- rzucił Ron- Przecież z tysiąca czarodziei i czarodziejek nie wyłowisz nikogo odpowiedniego.
-Skąd wiesz?- upierała się Hermiona- Może przyjdzie mi do głowy ktoś kto się nadaje?
Przerwała jej kobieta rozwożąca słodycze.
-Coś z wózka kochaneczki? -spytała
Harry wziął pełno słodyczy, Hermiona odmówiła, a Ron stęknął, że ma kanapki. Po chwili już przebierali się w szaty szkolne. Na stacji w Hogsmeade spotkali nie kogo innego, jak Malfoya.
-Co my tu mamy?- powiedział jadowicie. -Bohatera w towarzystwie szlamy i rudzielca!
-Odwal się Malfoy- warknął Ron, a Harry przytrzymał go z tyłu za szatę na wszelki wypadek.
Obyło się bez bójki, bo przechodził tędy profesor Flitwick i rozdzielił dwójkę. Harry, Ron i Hermiona wsiedli do jednego z nadjeżdżających powozów. Harry tak był zainteresowany nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią, że nie był w stanie rozmawiać z dwójką swoich przyjaciół. W końcu dotarli do wielkich drzwi Hogwartu. Natychmiast otworzyła im profesor McGonagall. Kiedy przechodzili przez salę wejściową natknęli się na poltergeista Irytka. Gdyby nie interwencja opiekunki Gryffindoru to spotkanie zakończyłoby się dość nieprzyjemnie. Trochę czasu zajęło wszystkim doprowadzenie się do porządku po ataku kredami. W końcu wkroczyli do Wielkiej Sali, gdzie większość uczniów siedziała przy stole przyglądając im się ciekawie.
- O nie!- krzyknął z żalem w głosie Ron.- znowu spóźniliśmy się na Ceremonię Przydziału!
Istotnie, zaledwie weszli, ostatnia osoba zdejmowała Tiarę Przydziału. Szybko zajęli miejsca przy stole Gryffindoru i wlepili oczy w Dumbledora, który właśnie wstał z miejsca, żeby jak co roku powiedzieć parę słów. Szybko zauważyli, że kogoś brakuje. Nie było Hagrida.
- Witam wszystkich -powiedział wyraźnym głosem Dumbledore- Zanim napełnicie swoje brzuchy jedzeniem, chciałbym wam przedstawić nowego nauczyciela...a właściwie nauczycielkę Obrony Przed Czarną Magią.
Harry błyskawicznie spojrzał na stół nauczycielski.
I zobaczył tam... nie to nie może być ona.
-Przywitajcie profesor Fleur Delacour! -krzyknął Dumbledore.
Harry, Ron i Hermiona wywalili gały. Oczywiście Harry nie był aż tak zdziwiony jak jego przyjaciele. No bo jak można pomylić te srebrne włosy i równe białe zęby? Wszyscy uczniowie klaskali i widać było, że są w nie mniejszym szoku niż nasza trójka bohaterów. Fleur wstała i ukłoniła się lekko, uśmiechając promiennie.
-Chciałbym też ogłosić, że nie będzie w tym semestrze lekcji Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. A teraz wcinajcie!- zawołał dyrektor, a półmiski napełniły się jadłem.
Harry nałożył sobie dużo jedzenia, bo przez cały dzień nic nie jadł ( nie licząc śniadania i słodyczy). Był zszokowany tym co przed chwilą usłyszał, ale powoli oswajał się z myślą, że osoba ,do której mówił po imieniu będzie go teraz uczyła jednego z przedmiotów. Po zaspokojeniu głodu wdał się w cichą dyskusję na temat Syriusza.
-Naprawdę myślę, że coś mu jest- upierał się Harry- przecież napisałby do mnie.
-A może po prostu nie miał czasu?- podsunęła Hermiona.
-Daj spokój Hermiono.- powiedział Ron, który tak jak Harry zaczynał się poważnie martwić.
-Myślę ,że powinniśmy iść do Dumbledora- rzekł Harry.
-Dobrze, zapytamy go po uczcie czy nic nie wie.- powiedziała dziewczyna- i przestań się gryźć Harry.
-Ron , Ron!!- nagła zmiana nastroju Harry'ego wywołała szok u jego przyjaciół.- w tym roku znowu będzie Quidditch!!
Ron zamarł na dłuższą chwilę a potem uśmiechnął się szeroko.
-No znowu pobijesz Ślizgonów, co Harry?
-Jasne -Harry zauważył, że uczucie niepokoju wywołane Syriuszem powoli go opuszcza.
Po uczcie udali się do pokoju wspólnego zapomniawszy o tym, że mieli się spytać Dumbledore'a o Wąchacza. Tam też rozdzielili się z Hermioną, która ruszyła w kierunku dormitorium dziewcząt. Harry zobaczył swoje duże, wygodne łóżko i jakoś poczuł się trochę senny. Zdążył się przebrać w piżamę i prawie od razu zasnął.
Ranem poszli odebrać od profesor McGonagall swoje plany lekcji. Hermiona jak zwykle miała mnóstwo lekcji i bardzo mało czasu wolnego. Kiedy zeszli na śniadanie wpadła na wspaniały pomysł.
-Harry ,a może byś odwiedził Zgredka?- zaproponowała połykając szybko owsiankę.
-Hermiono, czy nie pamiętasz co się zdarzyło w kuchni??- burknął Ron.- Skrzaty domowe wywalą nas za drzwi jak tylko wejdziemy.
-Nieprawda -upierała się Hermiona -skrzaty nie są takie pamiętliwe. Pewnie zdążyły już zapomnieć, że w ogóle nas kiedyś widziały.
W końcu dali się namówić i poszli w stronę lochów. Tam znaleźli obraz ze srebrną misą pełną owoców. Połaskotali wielką gruszkę, a ta zamieniła się w klamkę. Pchnęli drzwi i znaleźli się w małym pomieszczeniu pełnym garnków, rondli, patelni itp. Nagle podbiegł do Harry'ego jakiś skrzat piszcząc z radości i wieszając mu się na szyi. Chłopiec rozpoznał w nim Zgredka.
-Harry Potter sir, Harry Potter! - zaskrzeczał piskliwy głosik.
-Cześć Zgredku -powitał go Harry.
Tym razem skrzat był ubrany inaczej niż ostatnio. Miał co prawda ten sam futerał na czajnik, ale skarpetki były inne. Jedna musztardowo-żółta ,a druga fioletowa. Ubrał też sweter, który dostał od Rona na Boże Narodzenie w 4 klasie.
Dalej zobaczyli Mróżkę, która zdawała się już oswoić z myślą, że pan Crouch nie żyje i teraz jej panem jest Dumbledore. Kiedy Harry podszedł do niej i powiedział 'cześć Mrużko' nie zalała się łzami. Patrzyła na niego smutnym wzrokiem i spytała, czy chce herbaty. Harry i Ron poprosili o jedną filiżankę, a Hermiona odmówiła patrząc z bólem na jej niskie ukłony. Po chwili zobaczyli grupkę skrzatów dźwigającą tacę z herbatą i ciasteczkami. Harry, Ron i Hermiona zostali jeszcze chwilę słuchając opowiadań Zgredka o jego życiu w Hogwarcie. Potem poprosili o więcej słodyczy, podziękowali i wyszli z kuchni.
-Co teraz mamy?- spytał Ron wcinając czekoladowego eklerka.
-Zielarstwo- mruknął Harry.
-Słuchajcie jest 20 po jedenastej.-odezwała się Harmiona- mamy 5 minut. Może byście się ruszyli, co?
Przyspieszyli więc kroku i weszli do szklarni akurat w momencie kiedy zadzwonił dzwonek. Profesor Sprout pokazała im kolczaste rośliny wyglądem przypominające mugolskie kaktusy tyle ,że te były dziwnie zakręcone.
-To są Wirki Kolczaste- powiedziała- Będziecie wyjmować ich kolce. Są bardzo pożyteczne, ponieważ dodane do specjalnego eliksiru ,którego przepisu nie będę wam zdradzała, uzdrawiają każdego chorego człowieka. No może niezupełnie każdego. A teraz do roboty. Tam pod ścianą stoją na szafce fiolki do których będziecie zbierać kolce. Tylko ostrożnie, bo ukłucia są dosyć bolesne.
Tak więc zabrali się do roboty. Pod koniec lekcji wszyscy byli porządnie pokłuci. Poszli do pani Pomfrey, żeby usunęła rany, co zrobiła bardzo szybko. Potem udali się do Wielkiej Sali na obiad. Kiedy kończyli jeść pieczonego kurczaka zobaczyli małą sówkę lecącą prosto na nich. Nie zdążyli się schylić, gdy sówka z hukiem runęła na stół opryskując ich kawałkami marchewki z groszkiem.. Odwiązali wiadomość, a sówka odleciała robiąc młynki w powietrzu jakby wypiła za dużo wina. Serce im zadrżało, gdy zobaczyli podpis Syriusza. Napisał:
Drogi Harry!
Przepraszam ,że tak długo nie pisałem, ale tyle mamy roboty ze zbieraniem dobrych czarodzieji i czarodziejek ,że po prostu nie miałem czasu. Nie jest dobrze. W prawdzie mamy już 12 rodzin ,ale to ciągle mało. Raz nawet niedużo brakowało a o naszym planie dowiedziałby się Korneliusz Knot. Jest jeszcze jedna sprawa. Harry mam nadzieję, że mogę liczyć na ciebie ,Rona i Hermionę . Nikomu nie mówcie. Chodzi tu o Hagrida i Madame Maxime. Dumbledore poprosił ich, żeby przeciągnęli olbrzymy na naszą stronę. Jak na razie nic mi więcej o nich nie wiadomo. Nie martwcie się o mnie. Dam sobie radę. A ty Harry nigdzie nie chodź sam. Wiesz co Voldemort potrafi. Gdy tylko znajdzie okazję, nie przepuści. A teraz kończę. Robota czeka.
Syriusz

-Hurra !!-zawołała Hermiona triumfalnie. -Mówiłam ,że nie miał czasu! I nic mu nie jest. Jak to dobrze.
-Ja tam nie jestem pewny ,czy to tak dobrze.-odezwał się Ron -Myślisz ,że powstrzymamy Voldemorta od tak sobie?
Twarz Hermiony spoważniała.
-Oczywiście ,że nie.-powiedziała -Ale Syriusz jest cały i dla mnie to jest najważniejsze.
-A dla mnie jedno i drugie-odezwał się Harry.- Wy nie macie się czym martwić. Mnie Voldemort i tak dopadnie.-dodał ze złością na twarzy. -Można tylko to miłe spotkanie odkładać.
Przez moment panowała cisza .
-Już czas iść. Czeka nas zamienianie stołu w krowę.-westchnął ciężko Harry.
Kiedy następnego dnia Harry ,Ron i Hermiona spojrzeli na swoje plany lekcji ,aż krzyknęli z radości. Wreszcie będzie Obrona Przed Czarną Magią!!!!! I to z Fleur. Szybko się ubrali i poszli na śniadanie ,które zjedli z taką prędkością, że ich samych to zdziwiło. Kiedy dotarli pod właściwe drzwi Fleur już tam była. Wyglądała jak zwykle pięknie w swojej seledynowej szacie. Na ich widok rozpromieniła się.
-Siadajcie- powiedziała poprawnie po angielsku.
-Eee...pani profesor już bardzo dobrze mówi-wyjąkał Harry ,a Fleur wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.
-Mów mi po imieniu 'Arry -poprosiła- to ,że jestem twoją nauczycielką nic nie zmienia.
Już chcieli się odezwać kiedy do klasy wparowali Gryfoni tłukąc się ze Ślizgonami.
-Dość! Na swoji miejsca!- krzyknęła Fleur.
Po chwili jej głos znowu złagodniał.
-Dzisiaj zapoznam was z zaklęciem... 'Arry proszi nie rozmawiaj...z zaklęciem Opositis...
Wszyscy spojrzeli na Harry'ego z niekłamanym zdumieniem. Jak dotąd żaden z nauczycieli nie mówił do ucznia po imieniu.
-...służi do obrony przed smokami. W tej chwili nie mami smoka ,żebim mogła wam to pokazać ,ale wkrótce będzi taki możliwość. Popróbujcie teraz. Różdżka w górę i ..
. -Opositis!- ryknęła klasa.
-Bardzo dobrzi- pochwaliła Fleur.- 'Arry może pokażesz wsziskim?
-Opositis- krzyknął Harry a z końca jego różdżki wyleciała gęsta, biała smuga dymu.
-Wspaniali-jeszcze raz pochwaliła-A możi teraz pan Malfoy? Skoro ma pan czas żebi rozmawiać to proszi. Jeśli się panu uda +5 punktów dla Slytherini. Jeśli nie -10.
Malfoy próbował i próbował ,ale na nic się to nie zdało.
-Tak więc panie Malfoy proszi uważać na moi lekcji. Minus 10 punktów dla Slytherini.
Harry'emu ,Ronowi i Hermionie podobała się ta lekcja szczególnie ,bo Ślizgoni od początku roku nie stracili chyba nawet 1 punktu. Czas w Hogwarcie mijał bardzo szybko i ani się nie obejrzeli już rozpoczął się sezon quidditcha. Przypomniała im o tym profesor McGonagall kiedy zeszli do pokoju wspólnego ostatni Gryfoni.
-Wszyscy Gryfoni mają się zebrać dzisiaj na stadionie quidditcha o 15.00. Potter weź swoją miotłę. Już dzisiaj będziesz ćwiczył z nowymi zawodnikami. Będziemy wybierać obrońcę (nie ma Wooda) i ścigającego( Angelina odeszła). Mam nadzieję ,że weźmiecie się za treningi.
Tak więc o umówionej godzinie Harry ujrzał tłum Gryfonów trzymających miotły i szepczących coś do siebie. Trochę dalej stał rząd krzeseł prawdopodobnie dla jury. Na miejscach siedzieli już: profesor McGonagall, pani Hooh i reszta drużyny quidditcha. Powstała pani Hooh.
-Dzisiaj tylko dwoje z was zostanie zawodnikami. Macie do wyboru: albo będziecie obrońcami ,albo napastnikami. Wasza opiekunka będzie czytała imiona i nazwiska ,a wtedy wskazana osoba poszybuje w powietrze i zajmie pozycję obrońcy. Liczę na was.
Teraz profesor McGonagall chwyciła długą listę i zaczęła czytać:
-Lavender Brown!
Lavender była trochę blada i zdenerwowana ,ale kiedy odbiła się od ziemi wyglądała pewniej. Chyba kiedyś dosiadała miotły ,co widać było po prowadzeniu miotły. Jednak ,gdy zajęła pozycję okazało się ,że nie jest urodzonym obrońcą ,bo kafel rzucony przez Katie Bell świsnął jej nad uchem i przeleciał przez jedną z bramek. Profesor McGonagall w końcu doszła do litery G.
-Granger Hermiona!
Hermiona była spokojna jak zwykle. Odbiła się lekko od ziemi. Chyba jeszcze nie latała ,bo trochę chwiała się na miotle. Udało jej się poprowadzić miotłę w odpowiednie miejsce ,ale i ona nie była lepsza od Lavender ,bo tak jak tej pierwszej Katie strzeliła gola. Zrezygnowana Hermiona opuściła się na ziemię ze zwieszoną głową.
-Longbottom Neville!
Obyło się bez wypadku ,ale niewiele brakowało.
-Finingan Seamus!
Nie obronił.
-Patil Parvati!
Jej też nie wyszło.
-Thomas Dean!
Całkiem nieźle ,bo prawie obronił. Jeśli nie znajdzie się lepsza osoba od niego to on zostanie obrońcą.
-Weasley Ronald!
Ron był niepotrzebnie spięty. Latał przecież na miotle dużo razy. Zajął pozycję. Alicja szykuje się do rzutu. Wypuściła kafla z rąk ,który poszybował w lewą stronę. Ron rzucił się całym ciałem na kafel i po chwili trzymał go mocno w rękach. Rozległ się ogłuszający wrzask. Ron jako pierwszy i ostatni złapał czerwoną kulę. Gryfoni byli zadowoleni ,że mają takiego dobrego obrońcę.
-Teraz pan Weasley stanie na obronie ,a jako pierwsza strzelać będzie panna Brown!
Ron był zbyt dobrym zawodnikiem dla Lavender ,żeby mogła go przechytrzyć. Chybiła.
-Hermiona Granger!
To było chyba najciekawsze starcie ,bo pomiędzy przyjaciółmi. Hermiona poszybowała w dół ,a w sekundę później była już na górze i celowała do bramki. Ledwo Ron to spostrzegł, kafel był już w bramce. Ogłuszające brawa dla Hermiony.
-Longbottom Neville!
Wszyscy jęknęli. Chłopak zaraz po odbiciu się od ziemi stracił kontrolę nad miotłą. Poleciał prosto w mur zamku. Przed złamaniem nosa uratowała go profesor McGonagall ściągając zaklęciami na dół.
-Finingan Seamus!
-Patil Parvati!
-Thomas Dean!
Żadne z tej trójki nie okazało się lepsze od Hermiony. W końcu zostało tak ,że teraz nie tylko Harry ,ale także Ron i Hermiona będą mieli problemy z nadrabianiem lekcji. Tak więc co wieczór cała trójka wracała z treningów zlana potem. Po chwili trzymali już zwoje pergaminów i notowali coś do późnej nocy. Nigdy nie mogli się porządnie wyspać i budzili z piaskiem w oczach.
Zbliżał się pierwszy mecz quidditcha ,a Gryfoni ciągle nie mieli nowego kapitana (kiedyś był nim Wood). Postanowili napisać na kartce imię i nazwisko osoby ,którą uważają za odpowiednią. Przeczytali wszystkie po kolei. A punktacja wyglądała następująco: Hermiona Granger- 1 punkt ,Harry Potter- 6 punktów. Wychodziło więc na to ,że Harry jest nowym kapitanem quidditcha. Za to Hermionie przypisany został inny zaszczyt. Ponieważ nie było już Percy'ego Gryfoni musieli wybrać nowego... prefekta. A kto nim został? Oczywiście Hermiona. Jak na razie Ron nie był wybrany do głównych ról ,ale jemu wystarczał quidditch.
W poniedziałek było strasznie gorąco ,a mieli akurat lekcję z profesor Trelawney. Harry był pewny ,że będzie można się udusić ,bo ona nigdy nie wygasza kominka. Miał rację. Zastanawiał się tylko jakim cudem nauczycielka wytrzymuje w swoim muślinowym szalu kiedy oni ledwo się trzymają na nogach w swoich zwykłych szatach. Harry usiadł na fotelu i uchylił okno. Tym razem jednak sprawdził ,czy na parapecie nie siedzi słynna reporterka Rita Skeeter. Kiedy upewnił się ,że nie ma owada z kolorowymi obwódkami wokół oczu opadł na oparcie fotela patrząc leniwie ,jak profesor Trelawney pokazuje klasie jak wróżyć z kart. Harry'emu dziwnie zachciało się spać i po chwili zamknął oczy ,by obudzić się we śnie. Tym razem siedział za kratami w jakiejś celi. Poczuł znajomy ,lepki chłód. Wiedział ,że gdzieś tu są dementorzy. Słyszał jakąś rozmowę i po chwili ujrzał tą ohydną , kredowobiałą twarz z czerwonymi oczami wpatrującą się we wnętrze.
-Chodźcie moi wierni słudzy-odezwał się Voldemort.- Pan wrócił po was!
Otworzył celę i wyszła z niej dwójka ludzi. Harry widział ich już kiedyś w myśloodsiewni Dumbledore'a. Byli to owi wierni słudzy ,którzy woleli zamknąć się w Azkabanie niż wyprzeć Voldemorta. Nazywali się Lestrange'owie. Po chwili z innych cel wyszli więźniowie otaczając Czarnego Pana. Ci wszyscy ludzie oraz dementorzy ruszyli w stronę wyjścia ,a blizna Harry'ego eksplodowała bólem tak przeszywającym ,jak podczas spotkania z Voldemortem po Turnieju Trójmagicznym.
-Harry, Harry!!!
To Hermiona wołała jego imię pochylając się nad nim. Blizna nadal go bolała jak podczas snu. Wstał z podłogi ,na której leżał czując się trochę głupio ,że wszyscy się na niego patrzą. Bał się w tej chwili tylko jednego: że sen był prawdziwy. Jeśliby tak było mogą sobie pomarzyć ,że powstrzymają Voldemorta. Profesor Trelawney podeszła do niego obserwując uważnie.
-Potter chodź ze mną do gabinetu profesora Dumbledore'a.
Harry zszedł za nią po srebrnej drabinie rzucając okiem na przerażoną klasę. Szli dosyć krótko ,ale Harry'emu wydawało się ,że idzie wiecznie. W końcu doszli do odpowiednich drzwi.
-Musy-świstusy! -zawołała nauczycielka prowadząc go przez ukryte drzwi. Zapukali ,a słysząc ,że Dumbledore woła ich weszli do środka.
-Albusie,Potter już drugi raz zasnął na mojej lekcji. To nic takiego ,ale nie mogę pominąć faktu ,że za każdym razem miota się dziko we wszystkie strony i krzyczy z bólu. Wydaje mi się ,że ten chłopiec jest obdarzony darem przewidywania przyszłości. Tylko gdyby tak chciał się trochę postarać...-westchnęła.
-Harry co widziałeś?- zapytał spokojnie Dumbledore pokazując Harry'emu ,żeby usiadł.
-Byłem zamknięty w jakiejś celi. To był chyba Azkaban ,bo czułem ,że tam roi się od dementorów. Potem podszedł do moich krat Voldemort i powiedział coś ,że on wrócił i ,żeby z nim poszli jego słudzy .I wtedy zobaczyłem Lestrange'ów... pan wie ,którzy to Lestrange'owie?
-Tak, wiem. Mów dalej Harry.- odpowiedział Dumbledore.
-...i oni wyszli z tej celi i reszta więźniów też. Potem przyłączyli się do nich dementorzy i wszyscy opuścili Azkaban. No i obudziłem się przez ten potworny ból głowy. Niech mi pan powie ,że to się nie zdarzyło naprawdę.-jęknął Harry rozpaczliwie.
-Przykro mi Harry ,ale nie mogę.-powiedział smutno dyrektor. -Prawdopodobnie to się jednak zdarzyło. Możemy tylko czekać.
-A więc on jednak ma tą zdolność widzenia tego czego nikt inny nie widzi?- zapytała profesor Trelawney patrząc na Dumbledore'a spod swych grubych ,jak dno od butelki, szkieł okularów.
-Tak Sybillo. -odpowiedział. -Ale proszę ,żebyś nie mówiła o tym nikomu. Zachowajmy to dla siebie.
Harry miał przeczucie ,że od tego momentu będzie zmuszony zostawać na każdej przerwie w klasie profesor Trelawney. Nikt się tym nie przejmował oprócz jego samego ,Rona i Hermiony. No może tylko Parvati i Lavender były trochę zazdrosne. Miał już dość opowiadania swojego snu po raz któryś z rzędu..
Zbliżał się mecz Ślizgonów z Gryfonami. Harry ,Ron i Hermiona ostro trenowali przez ostatni tydzień. A w przeddzień rozgrywek ,podczas śniadania ,3 duże sowy upuściły na talerz Hermiony wąski pakunek. Kiedy go rozwinęli zobaczyli wspaniale błyszczącą miotłę -Błyskawicę.
-Wow Hermiono!- zawołał z zachwytem Ron -Skąd to masz?
-No wiesz trochę oszczędzałam tego lata-odpowiedziała Hermiona rumieniąc się- i pomyślałam , że przyda mi się dobra miotła!
Kiedy napełnili swoje brzuchy owsianką poszli pod salę od Transmutacji.
-Jak myślicie co będziemy dzisiaj robić? -zapytał Harry -Zamieniać szopa w bobra?- zachichotał.
-Nie wiem ,ale McGonagall napewno zada nam coś trudnego. Ona nigdy nie popuszcza.-odpowiedział Ron ziewając.
Po chwili rozległ się dzwonek i profesor McGonagall zaprosiła ich gestem do środka.
-Dzisiaj będziemy transmutować szopa w bobra -powiedziała ,a Harry,Ron i Hermiona ryknęli niekontrolowanym śmiechem.
-Panno Granger proszę mi powtórzyć ostatnią lekcję.- powiedziała nauczycielka patrząc na nią z ukosa.
Tak więc Hermiona musiała się męczyć z wyjątkowo trudnymi zaklęciami ,a Harry i Ron robili co mogli ,by powstrzymać chichot. W pewnym momencie Harry zachwiał się gwałtownie i chwycił za blat ławki ,żeby nie upaść. A gdy przejechał po niej palcami ,ławka wydała z siebie niezbyt przyjemny dźwięk.
-Potter ,co ty wyrabiasz!- krzyknęła profesor McGonagall patrząc na niego groźnie znad swoich prostokątnych okularów.
-Eee...czyszczę ręce pani profesor. -odpowiedział Harry.
-Raczej stół. -mruknął cicho Ron.
-Po lekcji cała trójka zostaje u mnie- powiedziała ,a oni westchnęli zgodnie.
I takim sposobem zamiast odrabiać lekcje przesiedzieli całą godzinę u profesor McGonagall. Kiedy wyszli z sali mieli za sobą niezbyt przyjemną rozmowę. Resztę dnia mieli wolną ,bo wciąż nie było Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Ruszyli w stronę dormitorium i postanowli odrobić wszystkie prace domowe zadane na najbliższy tydzień ,bo jutro nie będą mieli czasu. Skończyli bardzo późno w nocy ,ale świadomość ,że już jutro będą grali w quidditcha podtrzymywała ich na duchu.
Harry obudził się raptownie nie wiedząc ,co go wyrwało ze snu. W chwilę później zdał sobie sprawę ,że ktoś trąci go łokciem. Spojrzał na lewo i zobaczył Zgredka w swoim futerale na czajnik.
-Zgredku! -krzyknął Harry za głośno, budząc przy tym Deana, Seamusa, Rona i Neville'a. -Co ty tu robisz?
-Zgredek przyszedł życzyć powodzenia Harry'emu Potterowi oraz jego przyjaciołom sir. -zapiszczał Zgredek wytrzeszczając oczy z przejęcia.
-Och!...To...eeee...bardzo miło z twojej strony- zająkał się Harry.
Po chwili zdał sobie sprawę ,że Zgredek przestał na niego patrzeć. Teraz grzebał w swoich kieszeniach najwyraźniej czegoś szukając. Po chwili wydobył z niej małą figurkę: srebrną sówkę ze złotymi piórkami. Podał ją Harry'emu.
-To przynosi szczęście Harry Potter sir!- zapiszczał. -Harry Potter musi wygrać w quidditchu! Zgredka tam nie będzie ,ale to jest Zgredek ,który zawsze będzie z Harry'm Potterem! -wskazał na małą figurkę w dłoni Harry'ego.
-Dziękuję Zgredku ,ale muszę iść na śniadanie.-odpowiedział Harry.
-Powodzenia Harry Potter sir ,powodzenia!- zapiszczał po raz ostatni po czym zniknął na schodach.
Kiedy Harry,Ron i Hermiona zeszli do Wielkiej Sali ,Gryfoni powitali ich gromkimi oklaskami. Ślizgoni ograniczyli się do głośnych gwizdów. Trójka bohaterów usiadła przy stole nakładając sobie na talerz jajecznicę. Zjadliwe komentarze Ślizgonów utonęły w szumie nadchodzącej poczty. Potężna włochatka zrzuciła Hermionie na talerz świeże wydanie "Proroka Codziennego". Rzuciła okiem na pierwszą stonę i wypluła na nią jajecznicę ,którą miała przed chwilą w ustach. Harry i Ron rzucili się w jej stronę zaglądając przez ramię.
Hermiona Granger grozi reporterce "Proroka Codziennego"
O przebiegłej pannie Granger pisano jeszcze nie tak dawno. Rok temu prawdopodobnie użyła czarów ,by wzbudzić swoją osobą zainteresowanie Wiktora Kruma i Harry'ego Pottera. Tym razem posunęła się jeszcze dalej grożąc słynnej reporterce- Ricie Skeeter. Z relacji samej Rity wynika ,że Granger powiedziała:" Spróbuj jeszcze raz o mnie wspomnieć w swoich głupich artykułach to zdradzę twoją tajemnicę. Wiesz o co mi chodzi". Jednak sama Rita nie ma przecież nic do ukrycia. "To kolejny wymysł tej dziewczyny." -twierdzi.- "Po prostu nie podobają jej się moje artykuły i chce mnie zlikwidować ze stanowiska." Tak więc panna Granger musi znaleźć trochę lepsze argumenty ,żeby uziemić naszą reporterkę?

-Jestem ciekawa kto to napisał- odezwała się pierwsza Hermiona.-Pewnie ona sama chciała się zemścić...
-Hej Granger ,Granger! -przerwała jej Pansy Parkinson. W jej ręce błysnęła okładka "Proroka Codziennego"- Jaki jest ten sekret Rity Skeeter? -i wybuchnęła śmiechem.
-Och to jest żałosne -mruknęła Hermiona patrząc na Pansy ,która robiła idiotyczne miny.
-I co teraz zrobisz?- zapytał Ron.- Wydasz Ritę Skeeter?
-No cóż- westchnęła Hermiona -Chyba nie mam wyjścia...
Ale w tym momencie powstała drużyna Gryffindoru ,więc musieli do niej dołączyć.
-Mam nadzieję ,że sprawdzę się jako kapitan drużyny- mruknął Harry.
-No wiesz Harry ,może ja się nie znam na quidditchu ,tak jak ty, czy Ron-odezwała się Hermiona- ale myślę ,że jesteś najlepszym kapitanem jakiego Gryffindor nie miał od lat!
Na twarzy Harry'ego pojawił się mały uśmiech.
-Dzięki-odpowiedział
-Mówię serio Harry- zapewniła Hermiona.- No ,ale teraz musimy się przebrać.-Bo oto doszli już do szatni i wszyscy wciskali się do środka.
Podczas przebierania się w szaty do quidditcha niewiele mówili. Harry nie był tak zdenerwowany ,jak Ron i Hermiona ,bo nie był to-tak jak dla nich-jego pierwszy mecz. Jednak nerwy zawsze były. Cały Gryffindor robił co mógł ,żeby nie dać Ślizgonom wygrać Pucharu Quidditcha.W końcu cała drużyna była już gotowa więc wyszli z szatni z miotłami w rękach. Ryk jaki rozdarł im uszy prawie zwalił ich z nóg. W końcu kibicowało im 3/4 szkoły. Zajęli pozycje po prawej stronie stadionu ,a Ślizgoni po lewej.
-Kapitanowie drużyn!- rozległ się głos pani Hooh.-Uścisnąć sobie ręce!
Dopiero teraz Harry uświadomił sobie komu musi podać rękę. Przecież Flint odszedł w tym roku. Nowym kapitanem Slytherinu był nie kto inny jak Draco Malfoy. Popatrzyli na siebie obaj tak samo zaszokowani i krótko podali ręce.
-Na miejsca! -zawołała pani Hooch-Trzy ,dwa ,jeden...-i rozległ się krótki gwizdek.
-Wystartowaaaali!- zawołał Lee Jordan ,który jak zwykle pełnił obowiązki komentatora.- Jak wszycy zauważyli nowi kapitanowie obu drużyn od lat są wrogami. Ten mecz będzie bardzo interesujący. Ciekawe tylko ,czy Malfoy pierwszy zwali Pottera z miotły ,czy odwrotnie...
-Jordan!- krzyknęła profesor McGonagall ,która kontrolowała jego popisy. -Zajmij się tym co dzieje się na boisku!
-Okey, okey-powiedział.- Gryfoni jak zawsze przy piłce...Katie Bell szybuje w stronę bramek, podaje do Granger, Granger szykuje się do rzutu i...TAAAAK!!!!! 10 PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU!!!!
Harry obserwował wszystko z góry i stwierdził ,że Hermiona ma niesamowity talent. I nagle wpadł na genialny pomysł. Zwód Wrońskiego!!! Tylko ,czy Malfoy da się na to nabrać??? Trzeba spróbować. Zanurkował gwałtownie w dół ,a ku jego zadowoleniu także Malfoy.
-A to dopiero!- zawył Lee- Czyżby Potter ujrzał znicza?
Teraz cała widownia darła się jak mogła najgłośniej najwyraźniej niczego nie podejrzewając. A potem Harry gwałtownie poderwał Błyskawicę unikając zderzenia z ziemią ,a Malfoy przeorał ją nogami. Rozległy się pełne oburzenia wrzaski Ślizgonów.
-TO BYŁO NIESAMOWITE!!!! -wrzeszczał Lee- Najprawdopodobniej Potter podpatrzył od Wiktora Kruma niebezpieczny trik szukającego: Zwód Wrońskiego!!!!
Pani Hooh zarządziła przerwę i zwołała wszystkich nauczycieli ,a nawet panią Pomfrey. Gryfoni patrzyli na Harry'ego z zachwytem ,ale Hermiona nie była zadowolona.Podleciała do niego z oburzoną miną.
-Mogłeś go zabić!-naskoczyła na Harry'ego- To miała być uczciwa gra!
-Jest uczciwa. To tylko taki trik...zresztą...Krumowi chyba nie prawiłaś kazań zaraz po meczu ,co??
Po wypowiedzeniu przez Harry'ego tych ostatnich słów Hermiona gwałtownie się zaczerwieniła i nic nie mówiąc przyglądała się ,jak pani Pomfrey przemywa drobne ranki na ciele Malfoya. Po minucie wstał ,co Ślizgoni pokwitowali uradowanym wrzaskiem. Zmierzył Harry'ego morderczym spojrzeniem i kipiąc ze złości zajął swoją pozycję.Ponownie rozległ się gwizdek.
-Gra wznowiona!-krzyknął radośnie Lee- Najwyraźniej Malfoy'owi nic się nie stało. Powróćmy do gry. Slytherin ma w posiadaniu kafla... i kto to jest??...aaa to Warrington...szybkie podanie do Montague...ŁUUP!!!...Fred lub George Weasley pięknie trafił w niego tłuczkiem ...Montague puszcza kafla, natychmiast przejmuje go Alicja Spinnet...podanie do Katie Bell...a niech to...Flint odebrał jej kafla , szybuje wysoko, jest blisko bramek...strzela... iiiiii.... HURRA!!! Ron Weasley obronił!!!...Ślizgoni przy piłce...nie!...Gryfoni przy piłce... Granger mknie jak strzała, podaje do Katie Bell ,a Katie do Alicji....strzelaj Alicjo..JEEEEST!!!GOL!!!!GOL DLA GRYFONÓW!!! Jest 20 do 0 dla Gryffindoru!! Macie za swoje głupie, oślizgłe...
-Jordan!
-Jasne pani profesor. Znicz gdzieś zniknął więc zajmijmy się kaflem i tłuczkami...
W sekundę później Harry spostrzegł ,lecącego wprost na niego, tłuczka. W ostatnim momencie zrobił młynka w powietrzu i w tej właśnie chwili spostrzegł złoty błysk. Poszybował w tamtą stronę i...
-Ojojoj!! Tym razem to chyba nie jest Zwód Wrońskiego!!-krzyknął Lee.
Harry był tylko parę cali od znicza i w tym momencie zrównał się z nim Malfoy. Harry starał się przyspieszyć ,ale wiedział ,że Błyskawica osiągnęła już maksymalną prędkość. Ziemia zbliżała się coraz bardziej z każdą sekundą i Harry stwierdził ,że zaraz się rozbiją. Chyba o tym samym pomyślał Malfoy ,bo nagle odleciał w bok. Harry był dosłownie 7 cali od ziemi ,kiedy schwytał znicza i poderwał się gwałtownie w górę. Widownia eksplodowała wrzaskiem ,tak jak na Mistrzostwach Świata. Drużyna Gryffindoru rzuciła się z entuzjazmem na Harry'ego waląc go po plecach.
-Brawo Harry!!!- zawołała uśmiechnięta szeroko Hermiona.,
-Ale odjazd!!!- krzyknął z daleka Ron.
-Gryffindor zywcięża!!! 170 do 0 dla Gryfonów!!!!-wrzeszczał Lee.
Po meczu qudditcha mówiono właściwie tylko o Harry'm. Wszyscy byli pod wrażeniem jego wyczynu. Natomiast Malfoy dokuczał Harry'emu bardziej niż zwykle. Pewnego razu na Eliksirach przesadził i Harry ,który nie wytrzymał ,cisnął w niego skórką zdechłego zaskrońca. Oczywiście Gryffindor przypłacił za to 30 punktami ,bo Snape uwielbiał odejmować Gryfonom punkty.
W dwa tygodnie później zaczął pruszyć śnieg. W Hogwarcie zrobiło się strasznie zimno ,a Harry'emu i Ronowi ,po raz pierwszy, najbardziej odpowiadało Wróżbiarstwo. Nie dlatego ,że polubili ten przedmiot. Po prostu profesor Trelawney nigdy nie wygaszała swojego kominka. Najgorsza była Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami, która odbywa się na powietrzu, i Eliksiry prowadzone przez Snape'a w lochach.
Podczas jednej z lekcji Transmutacji myśli Harry'ego poleciały ,gdzieś bardzo daleko. Przypominał sobie wszystkie dziwne spotkania z Voldemortem. A potem rozmyślał ile jeszcze dni życia mu zostało. W końcu to pewne ,że skoro Voldemort jest na wolności skorzysta z okazji zabicia Harry'ego. Harry wogóle nie słuchał co mówi profesor McGonagall. Ale jedno zdanie ,które wypowiedziała gwałtownie postawiło go na nogi.
-...profesor Dumbledore chce urządzić Bal Bożonarodzeniowy. Wiem ,że nie ma Turnieju Trójmagicznego ,którego częścią jest bal-powiedziała McGonagall widząc ,że Hermiona chce jej przerwać- ale to decyzja dyrektora. Uważa ,że niedługo nie będziecie mieli czasu na zabawę i chyba będzie to jedna z ostatnich. Biorąc pod uwagę wydarzenia z zeszłego roku całkowicie się z nim zgadzam. Tak więc postarajcie się znaleźć sobie parę. Oczywiście obowiązują szaty odświętne.
Jej wypowiedź przerwał dzwonek i wszyscy ruszyli hałaśliwie do drzwi. Harry'emu przewróciło się coś w żołądku. Znowu ten sam koszmar. A więc trzeba będzie znaleźć kogoś do pary. Dobrze wiedział z kim chce iść. Cho była tylko o rok od niego starsza, bardzo ładna i bardzo dobra w quidditchu. Ale na zaproszenie jej miał jeszcze całe 3 tygodnie! Problem w tym ,że ktoś może być pierwszy ,więc lepiej zrobić to szybko...
-Harry, gdzie ty idziesz?- spytała Hermiona-Teraz mamy Zielarstwo.
-Ahaaa. Myślałem ,że Eliksiry.- skłamał Harry.
Doszli do cieplarni ,gdzie była już większość uczniów. Profesor Sprout spóźniła się parę minut. Kiedy wpuściła ich do środka pokazała im małe ,brzydkie roślinki. Jednak brzydota nie była ich głowną wadą. Harry ,Ron i Hermiona musieli zatkać sobie nosy ,żeby nie zemdleć ze smrodu jaki wydzielały te pozornie niewinne roślinki. Przez całą lekcję pracowali w maskach. Kiedy wychodzili z cieplarni ,rozdzielili się z Hermioną ,która szła na Mugoloznawstwo. Szli nic nie mówiąc ,aż doszli do portretu Grubej Damy.
-Hasło?- spytała.
-Czekoladowy przekładaniec -rzekł Harry.
Obraz odsunął się ukazując w ścianie niewielką dziurę. Gdy znaleźli się w pokoju wspólnym Harry rzucił się na najbliższy fotel. Po godzinie sterczenia nad Irodami ,nogi miał jak z galarety. Ron padł na fotel obok.
-Jak myślisz czemu Dumbledore wyprawia bal?-zapytał.
-Hmm...chyba dlatego ,że teraz ,kiedy Voldemort wrócił- powiedział Harry lekceważąc grymas na twarzy Rona.-będzie chciał zaatakować szkołę. Dumbledore chce nam zapewnić jakąś rozrywkę dopóki jeszcze może.
-Harry?- zaczął nieśmiało Ron.
-Co?
-Kogo zaprosimy na bal?
No właśnie. Kogo? Poczuł niemiły ucisk w żołądku.
-Myślisz ,że Cho Chang tym razem z tobą pójdzie?- dodał bezbłędnie odczytując myśli Harry'ego.
-Nie wiem. A ty kogo zapytasz?- Harry szybko zmienił temat.
Ron zrobił się czerwony.
-Nie mam pojęcia. Mi wszystko jedno.
Po pewnym czasie, rozmowa o balu przeistoczyła się w dyskusję o quidditchu.
-Kto teraz będzie nowym kapitanem Hufflepuffu?- zapytał Ron.
-Nie jestem pewny ,ale słyszałem ostatnio dużo o jednym Puchonie z 5 klasy.- powiedział po namyśle Harry.- Nazywa się Larry Wipers.
-Tak, ja też o nim słyszałem.- przyznał Ron.- Podobno jest świetnym szukającym. Ale chyba nie takim jak ty, co Harry?
-Trzeba będzie to sprawdzić.-mruknął Harry.
-Ale jak? Czekaj...Harry, czy ty chcesz ich podpatrywać podczas treningu?
-Oczywiście ,że nie chce.-to Hermiona trzasnęła portretem Grubej Damy i siadła na fotel obok.- Prawda Harry?
Harry zamyślił się. To był całkiem niezły pomysł. Ale z drugiej strony chciał być fair wobec Puchonów. Nieee. Stanowczo nie. To nie on pójdzie to sprawdzić. Harry dobrze wiedział kto może to zrobić bez wyrzutów sumienia.
-Jasne ,że nie. -odpowiedział na pytanie Hermiony.- Słuchaj Ron, gdzie są Fred i George?
-Nie wiem. Zapytaj Lee Jordana.
Lee siedział w kącie pokoju odrabiając jakąś pracę domową. Kiedy Harry do niego podszedł ,podniósł głowę.
-Nie wiesz może gdzie są Fred i George?-powiedział Harry.
-Są w...-urwał patrząc na niego podejrzliwie.-Co od nich chcesz?
-Mam do nich sprawę- rzekł Harry szczerząc zęby.
-No dobra. Są w bibliotece.
Harry zarwał się z miejsca.
-Tylko im nie mów ,że to ja ci powiedziałem!- zawołał za nim Lee.
Zgodznie z tym co powiedział Harry znalazł Freda i George'a w bibliotece. Ale wcale nie odrabiali jakiejś pracy domowej. Siedzieli z dala od innych szepcząc coś do siebie i wertując grubą księgę. Na widok Harry'ego ,Fred szybko schował książkę za plecami.
-Cześć Harry!- zawołał George.
-Słuchajcie mam do was pytanie.-powiedział nie zważając na to ,że bliźniacy najchętniej ,by się go teraz pozbyli.-Wiecie kto jest kaitanem Puchonów?
-Nie.-odpowiedzieli szybko.
-Nie moglibyście tego sprawdzić?
-Jasne! Tylko no wiesz...nie teraz...
-Po prostu śledźcie Puchonów na treningu.-przerwał im Harry.
-Hmm...najbliższy trening mają jutro o 19.00...-zamyślił się Fred.-No dobra znejdziemy czas. No to cześć Harry.
Harry pożegnał się z nimi i jak najszybciej poleciał do pokoju wspólnego.
-Ron ,Hermiona!- zawołał Harry ledwo wbiegając do środka.- Muszę z wami pogadać. I opowiedział im wszystko o Fredzie i George'u.
-Harry ty chyba nie myślisz ,że oni znowu robią listę Magicznych Dowcipów Weasley'ów?- zapytała roztrzęsiona Hermiona.
-Nie wiem. Ale to do nich niepodobne ,prawda? Siedzieć cicho z dala od innych i szukać czegoś w grubych księgach.
-Nawet jeśli robią nową listę to co?-spytał Ron karmiąc Świstoświnkę.
-To co? Ron! Jeśli oni znowu będą próbowali sprzedawać te świństwa to nie obejdzie się bez groźnych wypadków!- zawołała piskliwym głosem Hermiona.
-Groźne wypadki? O czym ty mówisz Hermiono?-zdziwił się Ron.- Myślisz ,że jak zamienię się kanarka to będzie coś groźnego?
-Ron ,ty zawsze to samo! Na razie to tylko kanarki. Po pół roku będą już łamiące się zęby ,wypadające włosy i coś jeszcze gorszego.
-Oni nie robią ,aż takich rzeczy.- rzucił Ron lekceważąco.
-A gigantojęzyczne toffi?- syknęła Hermiona.- To było niebezpieczne. Dudley mógł się przez ten język udusić!
-Tak samo jak ja potykając się na schodach.-mruknął Ron.-Daj spokój Hermiono! Myślisz ,że mogliby zabić człowieka?
-No cóż chyba nie.-westchnęła Hermiona.-Ale...
-A ty co o tym sądzisz Harry?- powiedział głośno Ron przerywając jej w połowie zdania.
-Jest coś o czym wam nie powiedziałem. -szepnął Harry.-W zeszłym roku Fred i George powiedzieli mi ,że pracują nad czymś nowym.
-To poważna sprawa. -odezwała się Hermiona po chwili ciszy.- Harry ,Ron może powiemy prefektom?
-Przecież sama nim jesteś- zdziwił się Ron.
-Och!-Hermiona zarumieniła się lekko.-Rzeczywiście. No to co ja ,jako prefekt mam zrobić?
-Skąd mamy wiedzieć?- żachnął się Harry.- Przecież to nie my jesteśmy prefektami tylko ty! A z resztą niech wymyślają co chcą. Przynajmniej bedzie kupa śmiechu.
Hermiona wstała z krzesła pod pretekstem nakarmienia Krzywołapa ,który leżał cicho w kącie. Kiedy wstała kierując się w przeciwną stronę, słyszeli jak mruczy pod nosem coś w stylu: "Ach ci chłopcy!".
Boże Narodzenie zbliżało się ze zdwojoną szybkością ,a co za tym idzie bal także. W sobotę Harry chciał zapytać Cho ,czy z nim nie pójdzie. Stracił ochotę ,bo podsłuchał jej rozmowę z jakimś chłopakiem
. -Przykro mi David.-powiedziała cicho. -Ale w tym roku nie idę na bal.
-Czemu?
-Jak sobie przypominam ten bal to wiesz z kim mi się kojarzy...
-Z Cedrikiem?- zapytał głupio chłopak.
W tym momencie Cho pobiegła w stronę schodów ,gdzie stał Harry. Stąd mógł zobaczyć jej twarz. Lśniła od łez. Była tak mocno pogrążona w myślach, że wpadła na Harry'ego ,który nie zdążył się odsunąć. Książki posypały się we wszystkie strony.
-Przepraszam- powiedziała cicho pomagając Harry'emu zbierać ciężkie woluminy.

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki