Wakacje w domu Dursleów były nadzwyczaj spokojne. Wpływał także na to fakt, że i Harry był spokojniejszy. Od wydarzeń minionego roku w Hogwardzie minął dopiero miesiąc. Harry nie wchodził w drogę nikomu z rodziny. Po posiłkach lub skończeniu zadanej roboty, zamykał się w swoim pokoju. Nikt nie wiedział co tam robi, dlatego rodzince wydawało się to podejrzane. Podczas pielenia ogródka zza krzaków wyskoczył Dudley. Kręcił się przez chwilę obok Harry`ego po czym wypalił z grubej rury:
-Co ty tam kombinujesz w swoim pokoju? Przez cały czas siedzisz w nim sam!
-A co ci do tego Dudley? - odpowiedział.
-Właściwie nic, ale jakbyś miał zamiar nam coś zrobić to mi lepiej powiedz, bo inacze...
-Jeśli tak bardzo cię to interesuje to sam to sprawdź. Tylko pamiętaj, uważaj na tego smoka,
który wszystkim oprócz mi po wejściu do pokoju wysysa mózg i zjada.
Rozległ się znany Harry`emu pisk i dudnienie wywołane szybkim, jak na możliwości
Dudleya biegiem oraz odgłosy:
-Mamo, Harry trzyma w pokoju smoka...
Trzeba przyznać to, iż mały Potter bardzo się zmienił.W końcu nie był już taki mały. Przez ostatni czas urósł 4 cale. Teraz jego wzrost mierzył 172 cm. I jego budowa była inna.Stał się dosyć barczysty i silny. Włosy nadal czarne i "nieposłuszne"; nadawały Harry`emu specyficzny wygląd, a do tego te zielone, i trzeba przyznać piękne oczy oraz młodzieńcza
twarz posiadająca aksamitną cerę, którą nie każdy nastolatek mógł się pochwalić. Nawet ciotka Petunia to zauważyła. Po zakończonej kolacji kazała Harry`emu pozmywać naczynia.
Kiedy tak stał i zmywał uważnie mu się przypatrzyła, stwierdzając na wpół z podziwem , na wpół ze złością, że ten dziwoląg ,z małego, chudego i krępego chłopca stał się co jak co ładnym, powiedziałaby bardzo ładnym i dobrze zbudowanym chłopakiem.
W dzień urodzin jak zwykle dostał przesyłki od swych najlepszych przyjaciół, Syriusza i co dziwne od profesora Lupina. Życzenia Rona były wesołe i pełne optymizmu:
Drogi Harry!
Najlepsze życzenia w dniu urodzin. Przysyłam ci w prezencie świnkę skarbonkę. Pamiętaj, to czarodziejska świnka. Wytłumaczę ci jak działa. Kiedy wrzucasz do niej pieniądze, musisz koniecznie wybrać datę odbioru. Do momentu minięcia wyznaczonego terminu nie będziesz mógł korzystać z tej kasy, którą tam wsadzisz, i radzę ci nawet nie próbuj. Oczywiście możesz w czasie przetrzymywania forsy nadal ją tam dorzucać. Aha , jeszcze jedno. Co miesiąc świnka dorzuca do oszczędności 1 srebrnika. Wielka szkoda, że nie możesz nas w te wakacje odwiedzić. Ale co się odwlecze, to nie ucieknie. Spotkamy się na ulicy Pokątnej 28 sierpnia?
Prześlij mi odpowiedz! Nara!
Od Hermiony:
Kochany Harry!
Dużo radości w dniu 15 urodzin. W prezencie otrzymujesz autobiografię jednego z najlepszych szukających w historii quidditcha- Leonela Pariotę . Mam nadzieję ,że Ci się spodoba. I proszę Cię, nie martw się. Wiesz o czym mówię. Ron napisał mi, że spotkamy się
na Pokątnej. Do zobaczenia!
Po dokładnym obejrzeniu książki, Harry dobrał się do listu od Syriusza:
Harry! Pewnie nie jestem oryginalny, ale życzę ci wszystkiego co naj. Prezent odbierzesz w szkole od Dumbledora. Wkrótce napiszę. Cześć.
Kartka od Lupina także była przyjemna i ciepła:
Harry. To już twoje 15 urodziny. Stajesz się mężczyzną.Pragnę cię także poinformować o tym, że znów będę uczył w Hogwardzie. Rodzice uczniów pisali do Dumbledora, że wolą aby ich dzieci uczył miły wilkołak niż rozhisteryzowany auror. Mój podarunek może okazać się przydatny po tym co się stało ostatnio- to dodatkowa księga zaklęć. Do zobaczenia na lekcjach!
Prof. Lupin
Harry oparł swą głowę o poduszki. Patrzył na kalendarz, na którym widniały dni dzielące go do powrotu do szkoły, kochanej szkoły.
Zaskoczenie
Już tylko tydzień, tydzień do spotkania się z Ronem i Hermioną. Harry przeczytał książkę
o kanadyjskim szukającym. Uznał, że jest świetna. Nie tylko ze względu na treść, bo Harry
nie lubił czytać, lecz także dlatego, że opisywała ona tak wspaniałego zawodnika jakim był
Pariota. Ponadto ukazywała jego wszystkie triki i sztuczki. " Wypróbuję to na treningu"- pomyślał Harry. Do dodatkowej księgi zaklęć zaglądał parę razy. Nawet wypróbował paru zaklęć, które się powiodły.
W środę przyszła poczta. Nie przyniósł jej jednak listonosz, taki mugolski, lecz doręczyciel magiczny , w którego rolę wcielił się ... profesor Flitwik . Poprosił na rozmowę Dursleów i Pottera.
-Dzień dobry państwu. Dzień dobry Harry. Tutaj masz listę książek i podręczników do piątej klasy oraz listę pomocy naukowych. A teraz... sprawa do pani i pana. Nie, nie Harry. Zostań.
To dotyczy ciebie.
. Czy mógłby pan wyrażać się jaśniej?!- warknął wuj Vernon
. Spokojnie. Chodzi o to, aby wybrali się państwo z paniczem Potterem na zakupy. To znaczy, aby mu państwo towarzyszyli.
-Co?!! Pan sobie chyba żartuje. Nigdzie nie wyjdę z tym darmozjadem.
. Ale, ale...
. Nie ma żadnego ale. Nie i już.
. Koniec, straciłem cierpliwość. Nie ma drogi pan wyboru. No chyba, że masz ochotę spotkać się z paroma czarodziejami, lub pozbyć się tego ślicznego domku ?-uciął posłaniec.
. No , no... przecież chyba możemy się jeszcze dogadać- odpowiedział przestraszony wujcio.
. Ok. To kiedy wyruszacie..., może...
. Na 30 sierpnia. Od razu spotkam znajomych.- wtrącił Harry, ale zaraz umilkł widząc wściekłe spojrzenia opiekunów .
. Świetnie. A więc 30. Pasuje.
. Oczywiście. Jak pan sobie życzy.-wycedził przez zęby Vernon.
. Och nie. Jak Harry sobie życzy.-odpowiedział profesor wstając z fotela i szykując się do wyjścia. Tuż przy drzwiach Harry jeszcze na chwilę go zatrzymał:
. Czy..., czy to konieczne?
. No wiesz. To wszystko dla twojego bezpieczeństwa. Trzymaj się i nie dawaj im się sobą pomiatać. Adieu
. Do zobaczenia.
Nadszedł ten dzień. Tak upragniony, a zarazem zepsuty przez obecność ciotki Petuni.Wyłącznie ona zgodziła się ( choć pod przymusem braku dostępu do konta bankowego) towarzyszyć siostrzeńcowi. Wsiedli do samochodu i odjechali.
-Gdzie jedziemy?- wyjąkała, prawdopodobnie ze wściekłości
-Na ulicę Pokątna.
-Co?! Gdzie?!
-Na ulicę Pokątną. Ale żeby się tam dostać musimy trafić do baru " Pod dziurawym kotłem"
-Dobra, już dobra. Oszczędź mi tych dziwacznych szczegółów.-krzyknęła
Po godzinie byli na miejscu. Weszli do baru, gdzie zaległa grobowa cisza. Nie trwała długo. Wszyscy rzucili się w ich stronę. Petunia machinalnie się cofnęłam. Bardzo szybko się zdziwiła. Zamiast ataku były uściski ręki Harry`ego i okrzyki : Witaj Potter; jak się masz Harry; zaś ci bardziej wtajemniczeni brali go na stronę i poklepywali po ramieniu coś szepcząc, coś czego cioteczka nie mogła usłyszeć. Po przedostaniu się na zaplecze, Harry dotknął paru cegieł. Ciotka litościwie się uśmiechnęła.
-No i gdzie jest ta ulica Pokątna?
-Zaraz.
Wtem cegły rozpoczęły swój zwyczajny dla nich pochód. Przed dwójką ludzi ukazała się kolorowa uliczka pełna osób śmiesznie ubranych, jak na gust zwyczajnej , mugolskiej człowieczyny. Petunia tylko otworzyła usta. Wtopili się w tłum. Ciągle rozlegały się okrzyki w stylu tych z baru. Opiekunka miała wielką ochotę zapytać o co tu chodzi, ale nie, nigdy nie pokaże , że interesuje się losem i życiem tego smarkacza.
-Najpierw zachaczymy o bank Gringotta. Muszę pobrać pieniądze na zakupy.
-To ty masz konto w jakimś banku?- zapytała zaintrygowana.
-Tak, ale to są pieniądze czarodziejów. W świecie mug... to znaczy zwykłych ludzi są bezużyteczne.- odpowiedział Harry z uśmiechem widząc jak na twarz cioci wchodzi niezadowolenie. " Nie powiem ci , że można je wymieniać na zwyczajne pieniądze, okradlibyście mnie co do cna"- pomyślał z przekąsem bohater.
Do banku wszedł sam , wiedząc, że na widok goblinów ciotunia zemdleje. Ze skrytki pobrał po trochu wszystkiego, trochę więcej niż zawsze. Musi jeszcze kupić sobie nową szatę szkolną, nową szatę uroczystą, buty i inne ciuchy. Ze wszystkiego wyrósł. Na rogu stała zauważalnie zniecierpliwiona Petunia.
. Co tak długo?- warknęła
. Teraz po ciuchy. Ale wiesz ciociu co? Pójdę sam. Wiem ,że masz słabe nogi. Nie przemęczaj się. Idąc w tamtą stronę trafisz do salonu fryzjerskiego. Zrób sobie co chcesz, bo nie będzie mnie parę godzin- pociągnął za sobą ciotkę, wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu. To nie była chęć zrobienia czegoś przyjemnego dla siostry swej mamy, wręcz przeciwnie. Już sobie wyobrażał co będzie kiedy poproszą ją o zapłatę za usługi, a ona będzie próbowała wcisnąć im mugolskie pieniądze.
Sam, nareszcie sam. Wszedł do jednego z najlepszych sklepów z ubraniami. Wybrał dwie pary dżinsów, jedne moro i parę bluz i swetrów. Każda z tych rzeczy leżała bardzo dobrze.
Nic nie obwisało, nie było za duże. Nie miał już ubrań Dudleya, ponieważ go przerósł. Był z tego dumny. Następnie zaszedł do Luxim, gdzie za radą sprzedawczyni- bardzo gustownej damy w dość młodym wieku- kupił bardzo elegancką szatę wyjściową. Przymierzał ich kilka,
ale gdy pani za ladą zobaczyła go w tej, to wręcz można powiedzieć, że oczy zabłysnęły ogniście. Przeszła się wkoło Harry`ego, pokiwała z uznaniem i w końcu powiedziała:
. Po prostu extra, bajecznie! No,no wyglądasz bardzo elegancko, a do tego tak jakoś słodko i, i super. Brak mi słów.
. Niech pani przestanie, bo robię się czerwony.
. Jak to szczera prawda! Bierzesz ją? Naprawdę warto.
. Skoro uważa szanowna pani , że powinienem to decyduję się na nią.
Następnie skierował się w stronę krawca, który szyje szaty szkolne. Po dwudziestu minutach było po sprawie i Harry szedł do księgarni. I tu zdarzyło się coś, co zmienia historię życia młodego Pottera. Wpadła na niego pewna dziewczyna. Na nogach miała rolki, na kolanach i łokciach ochraniacze.
-Przepraszam, czy mógłbyś mi wskazać drogę do księgarni "Esy i Floresy" ? Zupełnie nie wiem gdzie się znajduje?-zapytała się bardzo dobrą, zachowującą akcenty angielszczyzną; można jednak było, przy dobrym wsłuchaniu się, poznać ,że jest zza granicy.
-Właśnie tam idę, jeśli chcesz to możesz się zabrać ze mną?- wybąkał lekko onieśmielony Harry.
-Ok. Bardzo fajnie. Przynajmniej się nie zgubię.- Wypowiedziała szybko uśmiechnięta dziewczyna.
Więc poszli. Ramię w ramię. Dopiero teraz Harry mógł się jej dokładnie przyjrzeć. Z rumieńcem na policzku pomyślał, że jest śliczna, nawet ładniejsza od Cho. Wysoka , ale nie wyższa od niego , szczuplutka, miała długą, łabędzią szyję, półdługie blond włosy, zgrabny nos i piękne, migdałowe oczy w kolorze fiołków, obleczone długimi rzęsami. Miała bardzo subtelną urodę. Ona też mu się przyglądała. Jednak szybko odwróciła wzrok, bo doszli do księgarni. Harry zakupił podręczniki do 5 klasy i różne pomoce naukowe dostępne w tejże księgarni. Nieznajoma dziewczyna, ku zdziwieniu Harry`ego również zakupiła te same podręczniki. Zaskoczony przy wyjściu zagadnął dziewczynę o fiołkowych oczach:
-Idziesz do 5 klasy?
-Aaaha
-A do której szkoły?
-Do Hogwartu., oczywiście.
-Żartujesz. Nigdy nie widziałem cię w szkole?
-Masz rację. Idę po raz pierwszy. Wcześniej uczyłam się w domu, no wiesz metodą pocztową.
-Niesamowite. Znasz kogoś w Hogwardzie?
-Jak na razie , tylko ciebie- Harry.
-Skąd znasz moje imię?
-Po bliźnie. Harry Potter, prawda? Jestem Rose Avelone.
-Czasem zapominam o moim znaku rozpoznawczym. Czy chciałabyś poznać moich przyjaciół? Zawsze raźniej jak się zna parę osób więcej.
-Chodzi ci o Rona i Hermionę?
-A o nich skąd wiesz?!- Wykrztusił coraz bardziej zmieszany Harry.
. Dumbledore bez przerwy o was gada. Ktoś mógłby wręcz pomyśleć ,że krążą o was legendy. A co do propozycji to chętnie skorzystam- jeśli nie będę przeszkadzać-Mówiła trochę wolniej, ale wciąż się uśmiechając.
. Chodź, mamy się spotkać w cukierni. Znasz Dumbledora?
. Tak. Tylko dzięki niemu po tak długiej nieobecności na zajęciach, mogłam przystąpić.
To bardzo dobry znajomy mojej babci.
-Czy mógłbym zapytać skąd pochodzisz?
-Mieszkam w Polsce, wiesz gdzie to jest?
-Gdzieś nad Morzem Bałtyckim. To ...bardzo daleko. Skąd tak dobrze znasz język?
-Co rok przyjeżdżam tutaj. Poza tym babcia przykładała bardzo dużą wagę do języków obcych. - w tym czasie doszli do cukierni, nie widząc jeszcze Rona i Hermiony, Harry zamówił dla siebie i Rose porcję lodów zabajono-czarodziejskich.
-Moje ulubione- wyrzekła z miłym zaskoczeniem na twarzy.
. Okazuje się ,że mamy dużo wspólnego.-odpowiedział z uśmiechem Harry.
. Nawet nie wiesz jak bardzo.
. Cześć Harr...y- krzyknęli jednocześnie Ron i Hermiona.
. Cześć. Przedstawiam wam Rose Avelone. Będzie chodziła z nami do Hogwardu.
. Serio- wybałuszył oczy Ron- Jak to możliwe?
. Uczyłam się metodą pocztową. A teraz Dumbledore zdołał przekonać moją babcię, aby pozwoliła mi do was dołączyć -odpowiedziała .
. Więc to ty jesteś tą jedyną osobą w historii Hogwardu, która podjęła naukę za pomocą poczty?
. Dokładnie. Głupio mi się tak chwalić, lecz dokonałam tego jako pierwsza. Tak przynajmniej jest napisane w Historii Hogwardu.
. Czytałaś to? Nareszcie jakaś myśląca osoba trafiła do naszej budy. Auu, Ron- wrzasnęła Hermiona na cały głos na Rona, który wbił jej łokieć w bok .- Ja jestem Hermiona
. A ja Ron.
. Wiem. Dużo słyszałam o waszych wyczynach dokonanych razem z Harry`m.
Przez następną godzinę rozmawiali sobie jak staży, dobrzy znajomi. Harry`emu i Ronowi wydawało się i mieli całkowitą rację, że Hermiona w końcu znalazła przyjaciółkę. Dowiedzieli się dużo szczegółów z życia Rose. Wiedzieli już, że: jej dziadek i ojciec są Brytyjczykami, babcia jest Polką, a mama pół Polką pół Angielką., jej obydwoje rodzice nie żyją, wychowuje ją babcia, włada 4 językami i nigdy nie widziała meczu quidditcha.
-Co ty?!
-Nie kłamię! Dużo słyszałam od babci, ale na żywo nie widziałam.
-To będziesz miała szansę. Co roku w Hogwardzie odbywają się zawody.-Wyszeptała podnieconym głosem Hermiona.
-Ciekawe do którego domu przydzieli mnie tiara?
-Skąd wiesz o tiarze-oburzył się Ron, wciąż pamiętając swój strach przed bitwą ze smokami-
bo tak mu wpierali bracia., lecz widząc pobłażliwy uśmiech na twarzy nowej koleżanki okropnie się zmieszał.
-Sorry, muszę lecieć. Moja opiekunka mnie zamorduje, jak się spóźnię na obiad. Cześć!
-Do zobaczenia w pociągu- pożegnał się Harry, na co ona oblała się rumieńcem, na szczęście nikt z nich tego nie zauważył. Machnęła ręką i pojechała na swoich rolkach.
-Fajna dziewczyna, co- zagadnęła Hermiona na co oni pokiwali głowami na znak , że się zgadzają.
Po paru minutach na horyzoncie pojawiła się ciotka Petunia, wyraźnie WŚCIEKŁA. Wtedy w wielkim skrócie Harry opowiedział im swój niegodziwy plan, pożegnał się i wybiegł z cukierni. Hermiona i Ron nadal turlali się po podłodze ze śmiechu.
Na samym początku wyglądało to komicznie. Ognisto rude poukładane w węża włosy były odmianą dla cioteczki. Owszem chciała zmienić kolor na rudy, a włosy ułożyć w coś oryginalnego, ale to co okoliczne fryzjerki "urobiły", było małą przesadą. Harry`emu wydawało się , że z uszu ciotki wydobywa się para.
-Zapłacisz mi za to ty... ty smarkaczu. Przez cały tydzień nie dostaniesz jedzenia i będziesz zmywał do końca miesiąca naczynia. Pożałujesz... Czy ty wiesz jak JA się czułam gdy one poprosiły mnie o zapłatę? A ja nie miałam przy sobie tych waszych pieniędzy, tylko te zwykłe. Patrzyły na mnie jak na kosmitkę, a przecież to one są dziwadłami. Musiałam im oddać swój złoty pierścionek z malutkim topazem na szczęście. Oj, niech tylko wuj się dowie!
Podróż
Harry nie doczekał się jednak kary, ponieważ następnego ranka znajdował się już na peronie 9 i 3/4. Nie obyło się jednak bez awantury, mały bohater wciąż słyszał te dzikie krzyki "ukochanej rodzinki". Po chwili, myśli zostały oddalone z głowy. Przecież był na znanym sobie peronie, a do powrotu do szkoły, a co za tym idzie do quidditcha, dzieliło go parę godzin. Znalazłszy swoich przyjaciół wsiadł do Hogward`s Express. W jednym z przedziałów siedziała już Rose
-Cześć- wypowiedzieli wszyscy naraz.
-Hej- odrzekła dziewczyna, na której twarzy pojawił się szczery uśmiech.
Była bardzo zdenerwowana. Wesoła ekipa błyskawicznie poprawiła jej humor. Kiedy pojawił się wózek z jedzeniem, Harry tak jak zawsze poprosił całą zawartość. Zajadali czekoladowe żaby, fasolki różnych smaków i inne słodycze radośnie gaworząc, gdy w drzwiach przedziału pojawił się Malfoy, Crouble i Goyle. Draco już miał rozpocząć swoją powitalną mowę, kiedy zobaczył Rose. Gapił się w nią jak sroka w ziarno.
-Kim jesteś?- zapytał trochę łagodniej niż zawsze.
-To zależy kto pyta.
-Draco Malfoy.
- A więc Draco, dowiesz się we właściwym czasie. Teraz jeśli łaska, proszę abyś zechciał opuścić to pomieszczenie.- skończyła konwersację ostro zwracając głowę w stronę Harry`ego.
Malfloy posłusznie wyszedł z ich przedziału.
-Ale sobie z nim poradziłaś!- krzyknął wniebowzięty Ron- Sam lepiej bym tego nie zrobił.
-Bo wcale byś tego nie zrobił- odparł ironicznie Harry.
-Czy on coś do was ma?
-Chyba sobie kpisz, Rose, on nas nienawidzi. Szczególnie Harry`ego.
-Z jakiego powodu?!
-Zazdrości wszystkiego Harry`emu. Tego , że świetnie gra quidditcha, że jest znany i bardzo lubiany i, że jest mądrzejszy, odważniejszy, inteligentnie...
. Przestań , Hermiono! Nie przesadzaj!- wrzasnął w końcu mocno zaczerwieniony Potter.
. Skoro tak mówi, to musi być prawda. Nie ma się co wstydzić- zachichotała panna Avelone. Przypadkiem jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Harry`ego. To połączenie przerwał dopiero głos Rona obwieszczający, że są już w Hogsmade. Na dworze czekał Hagrid, swoim zwyczajem nawołując pierwszoroczniaków.
. Hagrid!
. Witajcie Harry, Ron, Hermiono i... Rose! Miło cię widzieć! Kopę lat Fiołku!
Cała trójka spojrzała po sobie znacząco. " Skąd Hagrid zna Rose, dlaczego nazwał ją fiołkiem?!"- krzyczało każde z nich gdzieś w środku.
- Nawet nie pytajcie- zablokowała ich pytania szybciej, niż zdążyli coś wypowiedzieć.
Czekały karoce, a oni nie zamierzali zwlekać z dotarciem do Hogwardu. Hermiona, Ron, Harry i Rose usadowili się w ostatniej razem z Nevilem Longbottomem, który dość szybko polubił nową koleżankę.
-Mam nadzieję, że nie przydzieli cię do Slyterinu, bo wtedy musiałbym cię znienawidzić. Wiesz, my Gryfoni nienawidzimy się ze Ślizgonami.
-Poczekamy, zobaczymy- odrzekła coraz bardziej zdenerwowana studentka.
Sala wyglądała cudownie. Pierwszoroczni z zaciekawieniem oglądali sufit, który wyglądał jak gwieździste niebo. Dumbledore powstał:
-Witam wszystkich obecnych, w szczególności studentów pierwszego roku, którzy za parę chwil zostaną przydzieleni do swych domów. Przypominam im, a także niektórym uczniom wyższych klas- tu spojrzał na braci Wasleów, a także na Pottera, młodszego Wasleya i Granger; ci ostatni wiedzieli o co chodzi-, że wstęp do Zakazanego Lasu jest wzbroniony.
Mam przyjemność ogłosić 5-klasistą , że do ich grona dołączy w bieżącym semestrze nowa uczennica-wskazał na Rose- Rose Avelone. Ona jako pierwsza założy tiarę przydziału, upss- ale ze mnie gaduła.
Wszystkie pary oczu zwrócone były w stronę TEJ NOWEJ, w szczególności męskiej części uczniaków.
-Rose Avelone- dało się słyszeć donośny głos profesor McGonagall.
Podeszła lekko chwiejnym krokiem i zasiadła na stołku, a pani profesor nałożyła na jej drobną główkę stary łach. "No proszę, bardzo dużo odwagi i nieprzeciętności, a także inteligencja i talent, o tak talent spory- szeptała jej do ucha tiara- jest w tobie coś szczególnego; ten szczegół odróżnia cię od innych... oprócz od... o tak... wiem gdzie cię poślę..."
-Gryffindor!!!!!!!!!!!!- ryknęła tiara, a jej zawtórował dziki ryk Gryfonów. Lee Jordan ustąpił świeżo upieczonej Gryfonce miejsca tuż obok Harry`ego , Rona i Hermiony, która cieszyła się nie mniej od samej Rose. Twarz Dumbledora również była bardzo zadowolona. Co moment dochodziły do uszu obecnie już czwórki przyjaciół, bo nie da się ukryć iż panna Avelone zdobyła ogromną sympatię dwóch chłopców i dziewczyńską przyjaźń jednej dziewczyny, którzy wchodzili w skład tej paczki, krzyki tiary rozdzielające pierwszoklasistów:
-Kathy Cristal... Radclav
-Emil Suchtion.... Slyterin
-Bart Mucher.... Radclav.........
Po przydziale, dyrektor poinformował, że czas na "wyżerkę" i stoły zapełniły się smakołykami. Harry rzucił się na jedzenie łapczywie- od wczoraj oprócz słodyczy z pociągu nie miał nic w ustach.
Po zakończeniu uroczystej kolacji, wszyscy ociężali poczłapali do swoich komnat, gdzie czekały na nich kufry i plan zajęć. Ku ogromnej uciesze Hermiony do jej sypialni dostawiono jeszcze jedno łoże, co oznaczało, że Rose będzie w jednym pokoju z nią. Pospiesznie przekazała informację Harry`emu i Ronowi. Mimika twarzy Rose świadczyła o głębokim poruszeniu.
. Już wiesz, Hermiono. Będę mieszkała z tobą w tym samym pomieszczeniu!
. Wiem, Ron i Harry też wiedzą. Powiedziałam im.
Harry dość długo nie mógł spać. Myślał. W znacznej części tych rozmyślań występowała
Rose. Prawie nic o niej nie wiedział ,nie wliczając w to tych kilku informacji o pochodzeniu czy umiejętnościach, a jednak polubił ją; miał do niej inne odczucia niż w stosunku do Rona lub Hermiony. Dla nich mógłby nawet zabić lub sam zginąć, a do Rose? Nie potrafił jej zaufać, tak do końca. "Może to dla tego, że tak krótko ją znam"- myślał. Poza tym miał dziwne wrażenie, że gdzieś już widział rysy Rose na twarzy kogoś innego- kogoś kogo nie pamięta za bardzo, ale na pewno nie darzy zbyt przyjemnym uczuciem-tak przynajmniej uważał. W tym momencie zauważył, że podczas rozmowy z nową przyjaciółką i w ogóle przestał myśleć o Cho, a jeszcze w tamtym roku spuszczał oczy , gdy widział ją. Odgonił prędko te myśli, nie chciał o tym myśleć, chciał już spać. Udało mu się.
Rozpoczyna się kolejny semestr
Na śniadaniu było wesoło i gwarno. Głównym tematem rozmów była oczywiście Rose, jednak nie tylko. Nowi uczniowie zwracali uwagę na Harry`ego dowiedziawszy się o jego tożsamości.
. Wszyscy o mnie gadają w obrębie starszych studentów- uskarżała się Rose.
. Przeszło na ciebie. Zawsze to ja byłem bohaterem plotek- powiedział wcinając jajecznicę Harry.
. Pierwszoroczni gadają o tobie, nie martw się- odwdzięczył się Fiołek- czego ci tam z tyłu tak się gapią w tą stronę, na czele... jak mu tam... Malfoyem?
. Przyciągasz wzrok swoim wyglądem, ...nie patrz tak na mnie, słyszałam rozmowę paru Puchonów. Mówili, że jesteś najładniejszą dziewczyną w zamku. Zgadzam się z tym- zadeklamowała Hermiona.
. Skończmy z tymi głupotami. Co mamy pierwsze?
. Transmutację, potem eliksiry...- Harry przerwał bo wyłapał nienawistne spojrzenie Snap`a. Wpatrywał się w Rose, po czym skierował już ohydniejszy wyraz oczu na Harry`ego, on jednak nie odwrócił oczek. Przestał się obawiać tego profesora, w końcu czterokrotnie zmierzył się z Voldemortem.
Zajęcia z M cGonagall przebiegły naturalnie. Eliksiry , raczej nie. Snape zadał pewne pytanie:
- Ile procent roztworu z korzenia hicynowego i krusu otrzymamy jeśli dodamy te dwa składniki w ilości 12 gram do 250 litrów wody maniakalnej? Kto odpowie na to pytanie otrzyma 20 punktów.
Widocznie nie spodziewając się żadnej propozycji odpowiedzi ,Snape otworzył usta aby udzielić reprymendy Gryfonom, ponieważ nie znają odpowiedzi. Faworyzował tylko podopiecznych swego domu- Slyterinu. Oni zawsze mają lekcje eliksirów razem z Gryffindorem. Wtem ponad ławkami uniosła się ręka, ręka Rose.
-Co chciałaś?
-Udzielić odpowiedzi.- zapadło milczenie. W końcu Snape kiwnął głową.
-To będzie 32%.
-Jak...Ja..Jak do tego doszłaś.-odparł głucho
-Obliczyłam panie profesorze. Co będzie z tymi 20 punktami?- po sali przeleciał chichot zadowolenia Gryfonów.
-Jeśli pokażesz jak TO OBLICZYŁAŚ i WYTŁUMACZYSZ to klasie , otrzymasz te punkty.
-Ale... dobrze, jak pan sobie życzy.
Wstała ze swojego miejsca podeszła do tablicy i żmudnie , jak dla bałwanów, wytłumaczyła swój sposób. Usta Snape`a były otwarte z wrażenia. Nie miał wyboru. Musiał dopisać do konta Gryffindoru punkty. I nie ludzkie wycie wychowanków profesor Macgonnagal zapanowało na sali zajęć.
. -5 punktów za skandaliczne zachowanie na zajęciach- wrzasnął wciąż zszokowany. Ale nic nie mogło zakłócić radości Gryfonów.
Następne 3 miesiące były dla Harry`ego natłokiem zajęć. Lekcje, odrabianie prac domowych i treningi. Nowym kapitanem drużyny został Georg, jeden z braci Rona. Zmienił on kompletnie taktykę, która według niego była stara i przeciwnicy dobrze ją znali. Teraz Harry nie krążył tylko nad boiskiem, ale także pod graczami i wśród nich. To dało mu małe pole do popisu. Nauczył się kilku nowych zagrań, które teraz mógł wykorzystać. Koledzy z drużyny obserwowali z podziwem jego wyczyny.
. No Harry, świetnie. Z tymi trikami wyciśniemy ósme poty z przeciwników- Chwalił go kapitan Georg Wasley .
Ważną zmianą w składzie drużyny był obrońca. Teraz, gdy zabrakło Wooda, był on koniecznością. A został nim Will Smoth. Wychowany w rodzinie mugolskiej, wcześniej grywał w piłkę nożną na pozycji bramkarza i do tego świetnie sobie radził na miotle. Podobnie jak wybór Harry`ego Pottera na szukającego, tak wybór tego chłopca był strzałem w dziesiątkę.
Zbliżał się mecz ze Ślizgonami. Oba domy były tak wrogo do siebie nastawione, że co chwila wybuchały bójki. Tylko Harry w nie się nie wdawał. Głównie dlatego, że miał stałą ochronę. Działo się tak ,ponieważ to on był głównym celem zaczepek. Każdy Ślizgon wiedział, że bez niego Gryfoni nie mają szans na zwycięstwo. I nadszedł ten dzień. Dla jednych upragniony, dla innych znienawidzony. Tradycyjnie Harry nie mógł nic przełknąć.
. Ale Harry! Musisz coś zjeść.
. Nie mogę. Wszystko staje mi w gardle- odpowiadał z uczuciem niezrozumienia ze strony innych.
. Jeśli nie zjesz choć jednej kromki chleba, wepchnę ci ją do gardła.- groziła Rose.
. A jak ja nie zjem to mi ją wepchniesz?- zapytał się jej jeden z adoratorów , zakochanych w niej po uszy.
. Nie, i zamknij się!- po chwili- Harry proszę cię , błagam zjedz coś. Dla mnie . Chcę obejrzeć fajny, szybki mecz, a nie jakiś głodnych, prawie mdlejących graczy. No...
Po namyśle zdecydował się spróbować skonsumować tą jedną pajdę chleba z marmoladą czekoladową. W wyrazie podziękowania otrzymał całusa w policzek od Fiołka. Wydawało mu się , że zaraz zapadnie się pod ziemię.
Trybuny szalały. Raz po raz szły w górę okrzyki:
. Gryffindor, Gryffindor....
. Slyteriiiiiiiiiiiiin!
Na boisko wkroczyły oba zespoły. Po uwolnieniu piłek i gwizdku gra rozpoczęła się na dobre.
Gryfoni prowadzili po 20 minutach 40 do zera. Nowy obrońca spisywał się cudownie. 2 minuty później Gryfonom udało się strzelić jeszcze jedną bramkę, na co jednak odpowiedzieli tym samym Ślizgoni pokonując bramkarza przeciwników. Było 50-10. Harry wciąż nie widział znicza. Dawał jednak do zrozumienia Malfoyowi- kiepskiemu szukającemu Ślizgonów-, że jest inaczej. Co parę minut dawał nura lub wzbijał się w górę, myląc Draco.
Nagle coś błysnęło pomiędzy zawodnikami. Tak, to był złoty znicz. Harry spojrzał kątem oka ku Malfoyowi. On nic nie widział. Było gęsto od latających ścigających i pałkarzy, więc Potter postanowił zastosować śrubę tyłem- zewnątrz. Dobrze to przećwiczył. Poleciał, wykręcił się cztery razy między zawodnikami o 360* i dał lekkiego nura w dół. Publika zamarła. Czyżby znów działo się coś niedobrego z miotłą Harry`ego? Ale co to? Zrozpaczony Draco Malfoy także leci w tamtą stronę. Po trybunach rozległ się głos komentatora meczu- Lee Jordana:
- POTTER MA ZNICZ! TAK JEST, MA GO!!!!!
Harry uniósł rękę w górę trzymającą znicz. Na widowni- szał. Z gardeł wychowanków Gryffindoru wydobywała się pieśń: " Harry Potter, Harry Potter, hip hip- hura, hura hura!!!"
Siedząca w jednej z wież Rose powiedziała
-Wspaniały!
-Mecz?- dopytywała się Hermiona i Ron.
-Harry. -Ale po momencie dodała- No... mecz też był super.
Burza w szkolnej sali jadalnej
Następnego ranka w poniedziałek , wszyscy byli w znakomitych humorach, wszyscy oprócz Slyterinu, oczywiście. Snape także był widocznie "zły". Do Harry`ego po kolei podchodziły dziewczęta, i chłopcy również, gratulując wygranej i podziwiając jego wyczyny na miotle.
. Harry, byłeś cudowny!
. Harry jak ty zmężniałeś, no i świetnie poradziłeś sobie z meczem, itp. Itd.
Podczas tych pochwał, Potter zerkał na Rona , który po kryjomu się śmiał do rozpuku; Hermiona nie wtórowała mu, lecz przyglądała się z zaciekawieniem widowisku. Przy stole brakowało jednej osoby: Rose "Fiołka" Avelone. Jeszcze się nie pojawiła. Nikt prócz trójki przyjaciół tego drobiazgu nie zauważył. Po upływie 15 minut, podjęli decyzję o zawołaniu jej.
Wstali od stołu i skierowali się ku drzwiom. Nadaremno, bo w nich pokazała się postać Rose.
-Co się z tobą działo?
-Zaspałam i..., a zresztą nieważne. Siadajcie.
Tak też zrobili. Jedli śniadanie rozmawiając. Rose grzebała w talerzu nie odzywając się. W końcu wybuchła:
-Co mamy pierwsze?- spytała, a w jej głosie można było wyczuć jakiś plan.
-Dwie godziny eliksirów- odparli zrezygnowani.
-A wiecie jak z tych dwóch godzin zrobić jedną ?
-Nie, przecież to niemożliwe.- lecz Rose to nie zniechęciło i chytrze rozpoczęła:
-U mnie w Polsce, w mugolskiej szkole robi się to tak.- nabrała na łyżkę owsiankę z makaronem i wystrzeliła ją w kierunku jednego z Puchonów. Po czym prędko odwróciła głowę udając , że nic się nie stało. Ten Puchon rozejrzał się w około i ujrzał śmiejącą się twarz Toma Scotta. Nabrał na swój widelec jajecznicę i rzucił w niego, co spowodowało reakcję łańcuchową. Rzucając w siebie trafiali w innych, a ci odkryli, że to świetna zabawa.
. WOJNA NA ŻARCIE- ktoś krzyknął głośno. Tym kimś była oczywiście Rose. Zrobiła to jednak podrobionym głosem.
Wojna trwała na dobre. Każdy obrzucał innych tym co miał: tortem śmietankowym, serem, wędlinami. Dumbledore i inni wykładowcy w życiu czegoś takiego nie widzieli. Minęło sporo czasu zanim otrząsnęli się z oniemienia.
-Koniec tego- ryknął przerażająco dyrektor. Uspokoiło się. -Idźcie do swych komnat i przebierzcie się. Pierwsze lekcje zostają odwołane. Niech no tylko znajdę prowokatora tego wszystkiego...
Na sali zapanowała radość. Ron, Harry i Hermiona byli zaskoczeni pomysłem, ale i jego skutecznością, a Rose była z siebie dumna.
Po lekcjach i obiedzie została ogłoszona wiadomość o spotkaniu wszystkich uczniów " bez względu na płeć, wiek i stopień zaangażowania w bójkę na jedzenie" w Wielkiej Sali. Miało się odbyć o godzinie 18.00, tuż przed kolacją. Nie mówiono tego głośno, lecz wszyscy wiedzieli, że chodzi o wykrycie winowajcy porannego wypadku. Hermiona, nastawiona pesymistycznie do tegoż zebrania, obawiała się o Rose. Zdawała sobie sprawę z możliwości usunięcia jej z Hogwardu. Sama pomysłodawczyni nie była zbytnio zaaferowana. Czytała książkę szukając w niej odpowiedzi na pytanie zawarte w zadaniu domowym. Była przy tym tak spokojna, aż za spokojna. "Może ona zrobiła to specjalnie? Ale dlaczego chce wylecieć ze szkoły?". Tego typu pytania zadawała sobie nie tylko Hermiona. Harry i Ron także byli mocno zaniepokojeni.
Już za 10 szósta Sala była pełna . Stoły były porozsuwane pod ścianami. Mimo, że studenci byli wcześniej , zebranie nie odbyło się punktualnie. Dumbledore i grono pedagogiczne przyszli grubo ponad pół godziny później. Profesor z najdłuższą brodą najpierw spojrzał surowo po calusieńkiej sali. Potem dopiero postanowił swych podopiecznych uraczyć mową:
. Moi drodzy, powiem szczerze: jestem zszokowany waszym zachowaniem. To, co stało się podczas śniadania było SKANDALICZNE!!! Do tej pory uważałem was za dorosłych, ale to już się zmieniło. Wasze ustosunkowanie do posiłków i brak szacunku dla nas- tu wskazał na resztę profesorów- ukazuje, że nie odrośliście nawet od ziemi. Zawiodłem się, bardzo...
Takiej mowy nie słyszał chyba żaden z dotychczasowych uczniów Hogwardu. Dyrektor rzeczywiście wyglądał na zawiedzionego i wściekłego. Jego oczy były zatopione w głębokim żalu, rysy z łagodnych stały się ostre jak brzytwy , a na ustach brakowało tego miłego uśmieszku.
. A teraz czas aby prawdziwy winowajca się przyznał, a może się boi?- brzmiało głuche pytanie.
. To na pewno Potter. Był zadowolony z przebiegu sprawy.- odezwał się trująco Snape.Mve<
Wszystkie głowy zwróciły się w stronę, gdzie stał Harry. Nogi się pod nim ugięły. A jeśli Snape powie, że widział go jak rzuca owsianką w tego Puchona. Nie była to prawda, lecz nienawiść nauczyciela eliksirów wzrosła znacznie od momentu ich pierwszego spotkania.
. Przykro mi pana zawieść, panie profesorze, ale to JA , nie Harry rozpoczął wojnę podczas pierwszego posiłku- wystąpiła Rose, z lekką ironią w głosie, którą chciała wkurzyć profesorcia. Dumbledorowi spadły okulary połówki z nosa. Tego nikt się nie spodziewał. Jedna z najlepszych uczennic szkoły przyznaje się do winy! Może nie zrobiłaby tego, gdyby nie wiedziała, że w każdej chwili Snape może bezkarnie pogrążyć Harry`ego. Nie mogła pozwolić, żeby z powodu jej durnowatego pomysłu cierpiał ktoś inny prócz niej.
. Owszem, ale ja jej poradziłem to zrobić- dopowiedział cicho Harry.
. Co ty gadasz?! Zwariowałeś?!! Dopóki nie wyrzuciłam z łyżki tej głupkowatej owsianki nie miałeś pojęcia co planuję!
. Nie musisz mnie kryć.- zamiast dać sobie spokój z dociekaniem kto kogo, wybuchła kłótnia. Głowy zgromadzonych osób kołysały się od Fiołka do Pottera. Zdezorientowani Hermiona i Ron nie wypowiedzieli ani słowa, gapili się głupkowato na Harry`ego i Rose, próbujących przekonać "sędziów" do swojego haniebnego czynu. Straciwszy cierpliwość i nieco rozbawiony Dumbledore zarządził:
-Naprawdę, nie wiem komu wierzyć. Nie skrzywdzę jednak żadnego z was. Oboje dostajecie areszt, w którego czasie trwania będziecie sprzątać i pielić ogród za chatą Hagrida.
-Ale panie dyrektorze...- zaczął niezadowolony Snape.
-Sprawę zakończyłem!
Gdy cała gromada ludzi rozchodziła się, Rose mocno szarpnęła Harry`ego.
-Jesteś nienormalny. Jak mogłeś... przecież w nic mnie nie w pakowałeś tak naprawdę...
. A jak mogłem tego nie zrobić? Czuję się winny, bo mogłem cię powstrzymać.
. Chyba żartujesz? Nikt nie mógł mnie powstrzymać, nikt nie wiedział co mi się po głowie kołacze!
. On ma rację , Rose. Mieliśmy szansę cię odwieźć od tego zwariowanego pomysłu. Ron? Myślisz o tym samym co ja? Musimy się przyznać- Ron lekko kiwnął czupryną.
. Nie... nie... nie róbcie mi tego! Choć wy mi tego nie róbcie! Ostrzegam , przestanę się do was odzywać, proszę. -dopiero po długotrwałych błaganiach, Ron i Hermiona zgodzili się nie brać na siebie odpowiedzialności.
Miła odmiana kary
Nazajutrz wieczorem kara została odrobiona. Harry i Rose ciężko harowali w ogrodzie Hagrida. Musieli powyrywać bardzo oporne chwasty, zwane kikrutami. Były ohydne.. Z pączków, jeśli to coś można było nazwać pączkiem, wydobywała się żółto - niebieska żywica, która dusiła inne roślinki wokoło. Aby je wyrwać należało łopatą przywalić w dolną część łodygi, a dopiero po dziwacznym pisku wydobywającym się ze środka dziwadła można było próbować je wyrwać. Nie mogąc sobie poradzić, Harry przesadnie walił po całej łodydze dysząc ze wściekłości:
-A masz ty żmijo, a masz ty sekutnico, obrzydliwa maszkaro.- widocznie nie podobało się również kikrutowi, bo sam wyszedł z ziemi i poszedł w siną dal, gdzieś do Zakazanego Lasu.
To nie było wszystko. Czekała ich jeszcze walka ze wściekłymi krasnalozgredami. Było to coś w rodzaju kretów, tyle że zamiast drążyć w ziemi , robiły to w cemencie, niszcząc tym samym chodniki obiegające zamek. To było dopiero wyzwanie; nie mogli używać czarów, biegali więc za nimi co raz się przewracając. Cała ta robota przeszła im w milczeniu, ponieważ Rose była na Harry`ego śmiertelnie obrażona. Było ciężko- musieli to przyznać.
Zmachani i lekko umorusani z radością stwierdzili, że skończyli. Zajęło im to prawie 4 godziny. Korzystając z nadarzającej się w tym roku rzadko okazji postanowili, nie porozumiewając się ze sobą, zajść do starego kumpla Hagrida, który nie dość, że był gajowym i strażnikiem kluczy, to był jeszcze facetem od magicznych stworzeń. On lubił wszystko co olbrzymie i mówiąc łagodnie nie ładne.Zapukali.
-Kto tam?
-To my ,Hagridzie. Wpuścisz nas?
-No pewnie. Witam, już skończyliście? Zapraszam na herbatkę. Już zaparzam. Siadajcie... no...-wskazał im dywan ze skóry niedźwiedzia , który leżał tuż przed palącym się kominkiem- pewnie zmarzliście. O proszę bardzo... tu macie ciepluchną herbatkę. Chyba mogę zapytać. Profesor Lupin opowiedział mi o tym co zrobiłeś, Harry. Dlaczego?
-Bo jest nienormalny! Twierdzi, że mógł mnie powstrzymać
-Zara, zara Fiołku. Nie gorączkuj się.- kiwnął głową na Harry`ego ażeby odpowiedział.
. Musiałem. Naprawdę wiedziałem co chciałaś zrobić. Skapowałem się gdy zerkałaś ukradkiem albo na stół nauczycielski albo na swój talerz... nie byłem jednak pewny... nie sądziłem ,że naprawdę to zrobisz.. A właśnie , skąd Lupin wiedział, że to ja kłamię?
. On dobrze znał twojego ojca. Nigdy nie pozostawiał przyjaciół na pastwę losu...
Skoro mam okazję to chyba wam powiem, choć nie powinienem, ale obiecajcie, że nikomu ani mru, mru. Zgoda? No dobra .Za trzy miesiące... ooo, coś miga w oknie Dumbledora. Kurczę ,co za pech. Muszę lecieć. Rozmowę dokończymy później. Wypijcie herbatę i zmykajcie. A... Fiołku naprawdę, nie warto się gniewać...- po czym wyszedł.
Długo mieszali i pochlipywali napój w ogóle na siebie nie patrząc sobie w oczy. Harry pierwszy się przełamał.
-Zgoda?
Rose spojrzała na niego zastanawiając się nad odpowiedzią. Westchnęła i dziarsko powiedziała:
-Już dawno ci przebaczyłam. Chciałam zobaczyć jak się zachowasz,gdy nie będę się do ciebie odzywać. Ale tak serio... to naprawdę domyślałeś się?
-Pewnie, tylko tuman by się nie domyślił, ty paskudo- odpowiedział uderzając ją lekko wełniana poduszką leżącą obok nich wśród innych podobnych poduszek. Oddała mu z nawiązką i po sekundzie bili się jak rodzeństwo poduszkami przed zaśnięciem. Zmordowani
wcześniejszą pracą nie wytrzymali długo. Siedzieli na wielkim stosie miękkich poduch naprzeciw trzaskającego ogniem komina. Na dworze spadł deszcz, którego bębnienie o szyby doskonale współgrało z melodią tańca płomieni.
-Jak zginęli twoi rodzice?- zagadnął nieśmiało Potter.- Czy znałaś ich w ogóle?
-Mama umarła zaraz po urodzeniu mnie. Wiedziała co jej grozi jeśli się zdecyduje na poród. Miała głęboką anemię, lekarze doradzali jej usunięcie ciąży. Ona jednak nie zgodziła się. Chciała mnie najbardziej na świecie. Babcia mówi, że umarła uśmiechnięta ,mimo bólu , bo wiedziała , że żyję i jestem bezpieczna. Po śmierci mamy tata całkowicie się zapuścił. Wyruszył walczyć z śmierciożercami. Zginął na torturach kiedy miałam 1,5 roku. Tak więc nie znałam swoich rodziców podobnie jak ty.- uważając chyba , że za dożo już powiedziała, zmieniła temat.
-Jak myślisz, co chciał nam powiedzieć Hagrid?
-Nie mam zielonego pojęcia. Poczekaj... jesteś brudna na policzku od ziemi.- pochylił się nad Rose wyjmując białą chusteczką. Wytarł smugę brudu po czym spojrzał w jej oczy. To musiało się w końcu stać. Dotknął dłonią policzek Rose. Potem ich usta się połączyły. Oboje odwzajemnili pocałunek, ich pierwszy.
. Kiedy " oderwali się" od siebie bez słowa opuścili starą chatę. Tego wieczoru oboje nie mogli spać. Myślał o tym co się stało i szczerze mówiąc nie był z tego zadowolony. Przecież jest Cho. Potter zrozumiał, że tak naprawdę on wciąż myśli o pannie Chang. Pocałowanie Rose było odwetem za tamten bal, na który poszła z Cedrikiem. Dopiero teraz to zrozumiał...
Zdolność antrewageńska
Po minionej nocy, Harry nie mógł wstać. Wszystkie kosteczki go bolały, nawet włos dodawał dolegliwości. A do tego ten pocałunek. Jak on spojrzy teraz na nią? Jak Rose się zachowa? Potter był kompletnie skołowany. Spojrzał na zegarek.
. O kurdę! Już w pół do dziesiątej! Aaaa- zapiszczał.
" Teraz dopiero Snape mnie wycacka. Pół godziny spóźnienia. Niech to szlag!"- myślał, ale zmienił zdanie. Zdecydował, że po prostu nie pójdzie na eliksiry, a potem poprosi Hagrida o usprawiedliwienie. Zwolnił nieco tempo. Trafił dopiero na zajęcia z obrony przed czarną magią . Usiadł z Ronem w ławce.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś?- Szepnął.
. Nie miałem sumienia. Tak późno wróciłeś. Musiałeś się nieźle naharować ,co?Mbr<
. No, było ciężko- wypowiedział wolno przypominając sobie gwałtownie o Rose. Obrócił się. Siedziała wspólnie z Hermioną rozmawiając o czymś. " Może pomyślała, że nie przychodząc na lekcję chcę unikną spotkania i rozmowy z nią"
. Harry! Harry!!
. Y... co...?
. Co się z tobą dzieje. Właśnie mówiłem ci, że zrobiłem ci kanapki. Zjedz zanim przyjdzie Lupin.
. Dzięki.
W tym tygodniu, każda osoba miała tendencję do spóźnianie się, nawet zawsze punktualny profesor Lupin tak właśnie postąpił. Wchodząc szybkim krokiem, walnął materiały przygotowane na lekcję na katedrę.
. Bardzo przepraszam za spóźnienie. Nie mogłem znaleźć książek o temacie, który dziś będziemy omawiać. A właśnie dzisiejszym tematem zajęć będzie ANTREWAGENIZM.
Kto wie , co oznacza owo pojęcie?
Ręka Hermiony machinalnie poszła w górę. Wykładowca skinął głową.
. Jest to zdolność przekazywania obrazów przez daną osobę do innej osoby, Która widzi to, co ta pierwsza zechce. Bardzo zaawansowani ludzie potrafią nawet dzięki tej zdolności wchodzić do ludzkich snów, lub odszukać człowieka oddalonego o parę tysięcy mil.
. Doskonale, + 5 punktów.
. Czy my będziemy się tego uczyć?- zapytał jeden z uczniów.
. Nie, tego nie da się nauczyć. Osoba mająca zdolności antrewagenckie rodzi się z nimi i jest to niezwykle rzadkie, tak jak wężoustność. Na świecie odnotowano tylko 3 przypadki tej zdolności przez ostatnie 700 lat. Trzy osoby potrafiące posługiwać się antrewagęcją były czarnoksiężnikami...
. Ale to nie jest wyłącznie cech czarnoksiężników- przerwała niespodziewanie Rose.
. Oczywiście, że nie. W końcu wyjątki potwierdzają regułę. Zboczyliśmy z tematu. Przed tą zdolnością praktycznie nie można się obronić. Wyłącznie silna wola może zapobiec poddaniu się jej. Dotychczas nikomu się to nie udało.
. Dlaczego w tegorocznym programie nauczania wystąpił ten wątek. Czy to ma coś wspólnego z Sam- Pan- Wie -Kim ...?- trzasnęło jak grom z jasnego nieba pytanie Urszuli Xnocks.
. Nie, nie. Ten pan na szczęście nie posiada tej władzy nad ludzkimi umysłami.
. Iloma umysłami można panować przy dobrym wyćwiczeniu?- znów rypnęła niezaspokojona Avelone.
. Nieskończenie wieloma... Mogę już wrócić do omawiania tematu? Ok. W tamtym roku poznaliście zaklęcia niewybaczalne. Wiem, że jedyną osobą, która oparła się Imperio był Harry. I myślę , że tylko on miałby szansę przeciwstawić się woli człowieka antrewagenckiego- Bo tak nazywamy poprawnie osobę z tym darem. Antrewagenizm jako umiejętność w niewłaściwych rękach, mogłaby zniszczyć świat. Znajomość mowy wężów również. Proszę, wyobraźcie sobie dwie osoby: jedną z darem antrewageńskim i drugą władającą mową wężów. Co widzicie? Z połączenia tych ludzi wynikło by samo zło, lub jest także możliwość, że samo dobro... Tak samo z wojny między nimi... Jako zadanie domowe napiszcie jak sobie wyobrażacie tą sytuację. Macie korzystać z książki.
Harry , mogę cię prosić na momencik?
Kiedy zostali sami , profesor Lupin wyjął jakiś skrawek papieru i wręczył mu.
-To list od Syriusza. Gdy napiszesz odpowiedz, jeśli będzie to konieczne, daj mi ją. Tylko ja wiem gdzie on się znajduje.
. Wie pan może, czy zamierza w niedługim czasie tu przybyć?
. Niestety nie... Ale nie martw się, dobrze sobie radzi. Harry... jakbyś miał jakiś problem wstąp do mnie.
. Dziękuję. Za wszystko.
Profesor uśmiechną się do niego, a Harry odwzajemnił ten uśmiech wychodząc z klasy. Lupina traktował jak przyjaciela. Od kiedy pojawił się w jego życiu, bez przerwy mu pomaga.
Ron czekał na niego przed drzwiami.
. Co się stało?
. Nic. Przekazał mi list od Syriusza.
. Co pisze?
. Nie wiem, jeszcze nie czytałem. Otworzę wieczorem, gdy wszyscy pójdą spać.
Przerwał, bo zobaczył Fiołka. Musiał z nią porozmawiać, wyjaśnić zaistniałą sytuację.
-Sorry, ale chcę porozmawiać na osobności z Rose, Ron.
-Ok. Nie ma sprawy- odrzekł przyjaciel- czy coś się stało?
Tego pytania jednak Harry nie usłyszał. Był zbyt przejęty mającą nastąpić rozmową, którą już sobie wcześniej poukładał w głowie.
. Rose- zagaił- czy... czy możemy porozmawiać.
. Pewnie.
Przeszli na taras zamkowy i rozglądnęli się czy nikt ich nie podsłuchuje.Harry rozpoczął, lecz gdy próbował przypomnieć sobie mowę , zaplątał mu się język.
-No wiesz wczoraj... eeee.... chciałem powiedzieć...
-Harry, jeśli uważasz, że TO było błędem, to cię zrozumiem...
-To był błąd- uciął jej; całe zdenerwowanie puściło- Ja zak... To znaczy... myślę, że pocałowałem cię, mimo, że nie zdawałem sobie przez króciutki moment sprawy z tego co robię. Skłamałbym mówiąc, że jesteś dla mnie czymś więcej niż przyjaciółką.
Rose, nieśmiało pociągnęła temat:
. Cieszę się, że to powiedziałeś, bo dla mnie nie też jesteś czymś więcej niż przyjacielem... Myślę, że powinniśmy zostawić sprawę dla własnego toku wydarzeń. Czas pokaże co nam jest dane.
. Masz zupełną rację choć, wracajmy do Rona i Hermiony. Pewnie włosy sobie z głów wyrywają rozmyślają co my tu robimy.
I rzeczywiście. Kiedy wracali , Ron i Hermiona rzucili się w ich kierunku.
-Co wyście wyprawiali. Baliśmy się, że się pozabijaliście.
- Nic się nie stało. Po prostu musieliśmy wyjaśnić jedną sprawę.
W nocy Harry przeczytał list napisany przez Syriusza.
Harry!
Wybacz, że tak długo zwlekałem z napisaniem do ciebie. Lupin pisał, że u ciebie wszystko w porządku. Nie będzie mnie jeszcze przez parę miesięcy, muszę wykonać polecenia Dumbledora. Gdyby działo się coś podejrzanego pisz, lub zwróć się do Lupina albo dyrektora. Jeszcze napiszę!
Właściwie nie miał nic do napisania, ale z przekory wziął pióro i zaczął
Drogi Syriuszu!
U mnie wszystko w porządku. Mijają kolejne dni roku szkolnego. Mam do ciebie jedno pytanie. Czy znasz jakiegoś antrewageńczyka, który dotychczas nie ujawnił swoich zdolności?
Niecierpliwie oczekuję kolejnego listu.
Po napisaniu listu, zabrał się do odrobienia zadania z obrony i przepisania opuszczonej lekcji eliksirów. Było tego strasznie dużo i na dodatek trzeba było się tego nauczyć na pamięć. "Zrobił to specjalnie, drań jeden. Za wszelką cenę chce mi dowalić" logicznie rozumował Harry. Ponieważ jego współlokatorzy z sypialni smacznie spali, Potter nie chciał im już przeszkadzać, położył się spać.
Prawdziwe oblicze Rose
Kolejny miesiąc mijał pod znakiem naprawdę ciężkiej nauki. Profesorowie powoli przygotowywali młodzież do Sumów. Pracy więc było podwójnie dużo, a dla Harry`ego potrójnie, gdyż codziennie odbywał 2 godzinne treningi kuidditcha. Snape wiedząc o tym dodawał Gryfonom zawsze dodatkową pracę. Aby nie można było powiedzieć ,że jest niesprawiedliwy , Slyterinowi także zadawał, ale o niebo prostsze zadania.
Jednym z takich dodatkowych zadań 5 klasistów Gryffindoru było znaleźć wodorost kisiliejocy "ściekowy". Snape utrudnił zadanie nie pozwalając korzystać z niczego innego
jak z podręczników dostępnych na miejscu. Zadajecie sobie pytanie , a do czego podręczniki?
A do tego , aby dowiedzieć się o miejscu gdzie bywają te wodorosty. Przy czym profesor ostrzegł:
-Jeśli kogoś przyłapię na szukaniu odpowiedzi gdzie indziej niż w książkach, na przykład w pomieszczeniu nie przeznaczonym do użytku danej płci ( tu chodziło mu na pewno o damską toaletę) to odejmę z konta jego domu 100, powtarzam sto punktów!- przy tym zdaniu uśmiechnął się trująco.
W przed dzień oddania mu tego dziwacznego wodorostu, Harry miał wykańczający trening.
Po przebraniu się, zwrócił się do swoich przyjaciół.
. Zaleźliście coś?
. Nigdzie tego nie ma! Ten tyran chce nas pogrążyć.
. Błąd... chce mnie pogrążyć.- poprawił Harry.
. Mamy jeszcze do przeglądnięcia 6 książek wypożyczonych z biblioteki.
. To nie ma sensu , Hermiono. Ja już nie mam siły. Idę do toalety Jęczącej Marty.
. A jak cię złapie Snape?
. Nie złapie. Idę.
. Poczekaj my też idziemy- odezwali się Ron i Rose.
. No to idźcie, tylko uważajcie. Poszperam w książkach, może coś znajdę ,jeśli Marta wam nie pomoże.
Skradali się po korytarzach jak zjawa. Przed każdym zakrętem czy schodami wyglądali Snapea. Dopiero po upewnieniu się, że nikogo nie ma wychodzili z ukrycia. Tuż przed łazienką napotkał ich Irytek.
-Co wy tu robicie.
-Szukaliśmy cię- odpowiedzieli chórem
-Akurat! Chcecie wyciągnąć z Jęczącej Marty informację o wodoroście. Nie uda się wam!- Już, już miał bić na alarm, kiedy odezwał się Fiołek:
-Irytku, proszę cię. Jesteś najbardziej złośliwym duchem w tym zamku. Nie masz sobie równych. My to wiemy i nie musisz nam tego udowadniać... więc jak?
-No już dobrze , dobrze. Nikt jeszcze nie powiedział mi takiego komplementu. Wchodźcie, udam, że was tu nie widziałem.
. Uff... było gorąco... Wchodzimy?- jednomyślnie zgodzili się z tą propozycją.
. Marto! Marto!
. Coooooooo- wyjęczała, ukazując się ponad nimi- Harry. W końcu mnie odwiedziłeś. A kto to jest?- zapytała nieco zazdrosnym tonem.
. Jestem Rose. Harry powiadał mi o tobie i bardzo chciałam cię poznać. Nieźle się trzymasz.
. Nie kpisz sobie ze mnie?
. Nie śmiałabym.
. Marto, mam do ciebie ogromną prośbę.- Wypowiedział milutkim głosikiem Potter.
. Słucham, słucham.
. Gdzie możemy znaleźć wodorost kisiliejący, zwany także "ściekowym"?
. Niech pomyślę... tak. Ten wodorost rośnie niedaleko ujścia rzeczki wypływającej z Hogsmade. Na skałkach , tam gdzie ścieka woda z dodatkiem cynamonu do rynny od jakiejś tam cukierni. Jeśli mi coś przyrzekniesz Harry, to nawet mogę tam popłynąć i przynieść trochę...
. Wspaniale, a o co chodzi...?
. Koniecznie przyjdź na moje urodziny w następnym tygodniu. Odbędą się tu, w kiblu.
. Dobrze, zjawię się na pewno. A teraz możesz... no wiesz...?
. Już znikam...
Jęczącej Marty nie było dobry kwadrans, lecz gdy wróciła miała ze sobą mnóstwo zielono- pomarańczowo- żółtych roślin.
. Proszę bardzo... o. Tyle tam tego jest. Nazrywałam , ile mogłam unieść. Co to ? Już uciekacie?
. Musimy. Jeśli nauczyciel nas złapie, bekniemy 100 punktami.
. Do widzenia...
Jako pierwsza wyszła Rose. I nagle zatrzasnęła przed nosem Rona i Harry`ego drzwi, bo oto przed nimi stał nie kto inny, jak Snape. Przez krótki czas Ron próbował wyważyć drzwi, Harry dał mu jednak do zrozumienia, że coś się musi za nimi dziać.Czekali.
-Panno Avelone- na widok przerażonej miny Rose, Snape rozpoczął rozmówkę- co też panna tu robi?
-Ja... musiałam się załatwić.- zełgała.
. Doprawdy...? To nie wiedziałaś, że ta toaleta jest nieczynna?
. Niestety nikt mnie nie powiadomił...
. Ale na drzwiach jest wyraźnie napisane: " Nieczynne"
. Ma pan rację. Nie będę pana okłamywać- Wyraz twarzy Sneapa się wypogodził- wiedziałam, że ta łazienka jest nieczynna. Ale co miałam zrobić skoro złapała mnie potrzeba? Ta była najbliżej... chyba pan rozumie... nie zdążyłabym do innej...
. Dobra... już dobra , oszczędź mi intymnych szczególików. Czy tego pomieszczenia czasem nie nawiedza jakaś duszyczka?
. Żartujesz.. yy, to znaczy.. pa..an żartuje? W tej łazience straszy? O kurczę, a ja w niej...-tutaj rozpoczęła się jej doskonale zagrana histeria.
. Uspokój się, uspokój... no już dobrze?
. Cha (chlipnięcie)
. Wracaj do swojego domu, teraz.- odwrócił się na pięcie i uszedł kawałek po czym nagle się odwrócił. Uważnie przyjrzał się Fiołkowi , która cały ciężarem ciała oparta była o drzwi. Uśmiechnęła się do niego.
. Dlaczego tak opierasz się o drzwi- zapytał się podejrzliwie.
. Wcale nie... wydaje się panu.
. Odsuń się chcę zobaczyć co jest w środku.
. Nie! Nie warto. Bo widzi pan. Kiedy spuściłam wodę wszystko wypłynęło z muszli i... i zalało podłogę. Dlatego za się przestraszyłam na pana widok... no ale sam pan zauważył, że ta łazienka jest popsuta...
. ODSUŃ SIĘ!- odepchnął z całej siły Rose, która z niezadowoleniem przymknęła powieki.
Otworzył drzwi i stanął oko w oko z Harry`m. Patrzył na niego, lecz na twarzy malowało się jedynie ogromne zdziwienie i złość. Niemożliwe! On ich nie widział! Patrzył prosto na najbardziej znienawidzonego ze swoich uczniów ,jednocześnie go nie widząc. Pod Harry`m i Ronem nogi się ugięły.
-Rzeczywiście. Mówiłaś prawdę. Cała łazienka jest zalana. - 1 punkt za niestosowanie się do zaleceń tabliczki przy wejściu- Snape musiał jakoś wyładować swoją wściekłość. Harry nie mógł uwierzyć własnym uszom.
Po oddaleniu się profesora , wygramolili się z "zalanego" pomieszczenia.
-Co to ma znaczyć?! Czy on oślepł?!!- Harry nadal nie otrząsnął się z tego co się stało.
-Nie, nie... oślepł. On widział to co mówił...- wybąkała bardzo powoli- On... widział to... to co chciałam... aby widział...
. Co ty gadasz?- wrzasnął Ron.
Nie doczekał się jednak odpowiedzi, ponieważ Rose ze spuszczoną głową oddaliła się.
-Ona chyba właśnie nam powiedziała, że posiada zdolność antrewageńską...- wypalił Harry
Stali tak jeszcze przez parę minut. Z "letargu" wyrwał ich Irytek wrzeszcząc w niebogłosy, że zbliża się dozorca.
-Musimy o tym powiedzieć Hermionie... Harry, dlaczego ona przed nami to ukrywała?
-Nie mam zielonego pojęcia. Najlepiej byłoby ją o to zapytać... nie sądzisz?
-Chyba tak.
W drodze powrotnej napotkali Hermionę.
. Co się stało? Rose wróciła i zamknęła się w naszym pokoju, nie odpowiedziała mi , gdy ją zapytałam czy coś znaleźliście, bo ja tak.
. Choć , musimy z nią porozmawiać.
. Ale co się stało?
. Za chwilę się dowiesz!
Zapukali do pokoju dziewczyn. Rozległo się bezdźwięczne: "otwarte". Fiołek siedziała na łóżku gapiąc się za okno. Była przybita i nieobecna.
- Rose, jeśli jesteś w stanie, porozmawiaj z nami...- rzekł łagodnie Potter.
. O czym i po co? Żebyście mnie znienawidzili?
. Nie zamierzmy cię znienawidzić... ale... dlaczego to ukrywałaś?
. Czy mogę się dowiedzieć o co tu w końcu chodzi?!- zniecierpliwiła się Hermiona.
. Co mi zależy. A więc Hermiono dowiedz się, że jestem antrewagenką.
. Co ty...?
. Tak to prawda. Potrafię zmuszać ludzi do zobaczenia rzeczy takich jakimi ja chcę aby były. Nigdy nie wykorzystałam tego daru przeciw któremukolwiek z was, ba nawet ani jednemu z uczniów tej szkoły. Nie prosiłam o tą zdolność.
. My cię o nic nie oskarżamy.
. Nie zdradziłam się przed wami, bo po prostu bałam się, że mnie odtrącicie. Sam profesor Lupin powiedział, że to cecha czarnoksiężników.
. Słuchaj, ja znam mowę wężów. To też jest cecha czarnoksiężników, ale wcale to nie znaczy, że tak musi być. Ty i ja jesteśmy najlepszym tego przykładem.- Pocieszył ją Harry.
. Nigdy się nie spodziewałam ,że będę miała takich przyjaciół.- powiedziała jednocześnie wypuszczając z migdałowych oczu łzy.
. Głupia! Nie płacz, bo, bo zaraz i ja się popłaczę- wyraziła swoje wzruszenie Hermiona ocierając łzy swojej najlepszej " bratniej duszy"
. Jeśli można wiedzieć , co widział Snape?
. Widział łazienkę zalaną wydzielinami z klozetu. Bardzo bujnie mu to przekazałam.
. A czy potrafisz wchodzić do snów lub porozumiewać się na odległość?- zaciekawił się Harry.
. Na razie nie, ale... przyrzekam, że kiedy to wyćwiczę, Snape będzie miał najstraszniejszy koszmar w swoim życiu, który nazwie: " Straszna historia z zalanego klozetu" Po tych słowach jednocześnie wybuchł gromki śmiech, który się powtarzał do późnej pory nocnej.
Warto także dodać, że Harry, Rose, Hermiona i Ron dostali najwyższe oceny w swoim życiu z eliksirów.