Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 
Harry Potter i Wyrocznia Cienia - cz. 5.
Autor Anika



Dwa piętra niżej korytarz patrolował Harry. Z przyzwyczajenia wyjął z kieszeni Mapę Huncwotów, stuknął w nią różdżką i mruknął : "Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego". Uśmiechnął się, widząc na mapie Rudą i Saphirę w łazience prefektów. Nagle uśmiech znikł mu z twarzy, pojawiło się zdumienie, przed oczami mu pociemniało. Zanim zdążył ponownie spojrzeć na mapę, zza rogu nadleciała Ruda, skrajnie przerażona i cała we łzach....
-HARRY! HARRY!!- krzyknęła na jego widok.- Saphira! Zemdlała w basenie!- wybuchnęła płaczem.- Nie mogę jej wyciągnąć z wody!
Harry zareagował błyskawicznie. Pognał na czwarte piętro jak ścigany przez stado psów. Wpadł do łazienki, w której było nienatyralnie gorąco. Zawahał sie tylko przez chwilę. Szybko zrzucił płaszcz i wskoczył do wpuszczonego w podłogę basenu. Saphira w chmurze włosów spoczywała na dnie. Uchwycił dziewczynę pod ramiona i z trudem wyciągnął ją na brzeg. Ciężko dyszał. Ruda klęczała zapłakana na podłodze i dzielnie mu pomagała.
Po chwili Saphira, nieprzytomna, leżała na brzegu. Harry zaczerwienił się intensywnie i Ruda niemal natychmiast przykryła przyjaciółkę wielkim ręcznikiem frotte.
-Nie oddycha, powiedziała roztrzęsiona. Harry ułożył ręce pod jej mostkiem i zaczął rytmicznie naciskać na jej klatkę piersiową. Nadal nic. Odganął jej mokre pejsy z buzi i uniósł podbródek. Zdecydował się natychmiast, czując, jak wali mu serce. Ustami dotknął warg Saphiry. Poczuł się tak, jakby przeszył go prąd i jednoczesnie miał wrażenie, jakby pocałował anioła. Rozpoczął reanimację.
Po chwili dziewczyna wykrztusiła wodę. I otworzyła oczy, które spowite były mgłą.
-Harry Jamesie Potterze...- jej głos był taki jak wtedy, przed zielarstwem i w Błędnym Rycerzu.- Zastanawiałeś się, kim jestem... Ja jestem Wyrocznią... Chaos odsłania przede mną swe tajemnice...sekrety...- Harry i Ruda z przestrachem patrzyli na mówiącą Saphirę.- Widzę to, czego szukasz... twój spokój zmąci czarna magia... czająca się za tobą...- Kamyczek wydała z siebie długie, przeciągłe westchnienie i zamknęła oczy.
Harry bez namysłu owinął dziewczynę ciaśniej ręcznikiem i tak jak na uczcie powitalnej, wziął ją na ręce. Ruszył do drzwi.
-Gdzie ją niesiesz?- Ruda otworzyła je przed nim, jednoczesnie odgarniając własne mokre włosy i mocniej zawiązując szlafrok.
-Do łóżka.- odparł Harry.- Weź mój płaszcz, dobrze?
Ruszył korytarzem, patrząc na spokojną buzię Saphiry. Wyrocznia...Ona jest Wyrocznią... Jedyna znaną mu Wyrocznią była słynna Wyrocznia z Delph. Uczył sie kiedyś o niej w mugolskiej szkole na angielskim i historii i był pewien, że na wróżbiarstwie Trelawney o niej napomykała...
-Och, kogóż me oczy widzą! Profesor Potter!- nudny przeciągający sylaby głos wdarł się do swiadomości Harry`ego. Zza rogu wyszedł Malfoy. Odznaka prefekta lśniła mu bezczelnie na piersi.- Jezu, coś ty jej zrobił?!- przeraził się nagle i podbiegł do niego. Spojrzał na jej twarz i położył delikatnie dłoń na jej policzku. Ten widok rozwścieczył Harry`ego.
-Zostaw ją!- krzyknął. Mierziła go mysl, że taki szczur jak Malfoy może dotykać tego cudu,- Zejdź mi z drogi, bo zarobisz szlaban!
Malfoy zmrużył oczy.
-Wiedz jedno, PROFESORZE. Jesli myslisz, że Saphira bedzie twoja, to sie grubo mylisz. Ja bedę o nią walczył.
Harry zignorował go. Na korytarzu było chłodno, chciał jak najszybciej zanieść niebieskowłosą do dormitorium, żeby nie zmarzła.
-Malfoy, jestes za szczurowaty dla niej.- wypalił nagle.
-Za to ty, Potter, jesteś za prymitywny.- odparował ostro Ślizgon.- Czerwienisz się, jąkasz i potykasz jak niemota.- zadrwił bezlitośnie.- Zero profesjonalizmu. Nie dziwie sie Chang, że wolała Diggory`ego. Saphira też bedzie wolała mnie niż ciebie.
-Pierwsza rzecz, Malfoy, zachowaj kulturę, bo zarobisz ujemne punkty. Druga rzecz, to nie twój interes jak i przy kim sie zachowuję. Trzecia rzecz, a co ty możesz o tym wiedzieć? Jedyna laska, która do tej pory na ciebie leciała, to ta krowa Parkinson, nie licząc tych pseudopanienek, Crabbe`a i Goyle`a. Czwarta rzecz, zejdź mi z drogi, jesli nie chcesz, żeby ona miała hipotermię. A piąta rzecz, rzecz o której nie miałeś pojecia, to to, że ona ma chłopaka.- potok słów wyleciał z ust Harry`ego. Malfoy nieznacznie się zaróżowił, potem zbladł.
- Ma chłopaka?
-Ma. Jakiś koleś z jej starej szkoły.- Harry z satysfakcją patrzył na głupią minę blondyna.- Tak więc pozwól, że zaniose ją na górę.
Wyminął go. W PW znalazł się w mgnieniu oka.
-Rany, co jej jest?- od razu naskoczył na niego Ron, zaraz też z patrolu przybiegła Hermiona.
-Opowiem wam jak ją zaniosę.- obiecał Harry.
Ostrożnie zaniósł Saphirę do dormitorium. Neville już spał, Ruda, zwinięta w kłębek na swoim posłaniu, ze sladami łez na policzkach, także. Harry delikatnie ułożył Saphire na swoim rozesłanym łóżku i troskliwie przykrył ją kołdrą. Na jej prawym ramieniu odznaczało się dziwnie znajome mu kształtem znamię. Spojrzał na jej buzię. Była uderzająco piekna. Delikatne rysy, mleczna cera, zgrabny nosek i słodkie usteczka. Aureola okalających jej twarz granatowych (jeszcze wilgotnych) włosów czyniła ją dzieckiem. Kiedy usmiechnęła się lekko przez sen, w jej policzku pojawił się sliczny dołeczek. Harry poczuł przemożną chęć pocałowania jej, po raz drugi chciał poczuc ten prąd, chciał znowu poczuć się tak, jakby całował anioła. Nie rozumiał co go aż tak ciągnie do tej zjawiskowej i zagadkowej istoty (och, tego dowie się w maju- Autorka). Nie wytrzymał i pochylił się nad jej twarzą. Pochylił się jeszcze niżej i jeden z jej loków otarł sie o jego policzek. Omal nie oszalał z radosci, gdy poczuł jej oddech na swoich ustach. Zdziwił się. Jeszcze nigdy nie szalał aż tak za żadną dziewczyną ; ani za Cho, ani za Ginny.
Poczuł przeszywający go impuls elektryczności, gdy jego usta dotknęły jej warg. Znowu poczuł sie tak, jakby całował anioła. Położył dłoń na jej policzku. Właśnie spełniło sie jego marzenie. Długie westchnienie Kamyczka sprawiło, że uprzytomnił sobie, że ona ma chłopaka.
Odetchnął i wstał.
Jego wzrok padł na płaszcz przewieszony przez poręcz jego łóżka.
Wtedy sobie przypomniał, czyje nazwisko zobaczył w łazience na Mapie Huncwotów i wyciągnął ją, niestartą z kieszeni.
Wiedział jedno : Mapa nigdy nie kłamała.
Z mapą w dłoni zbiegł do PW, gdzie nerwowo rozmawiali ze soba Ron i Hermiona. Wprawdzie Harry i Hermiona powinni być na patrolu, ale sytuacja była wyjątkowa.
-Co się stało?- zapytała błyskawicznie Hermiona.- Malfoy coś bredził o tępym baranie i o tym , że ona będzie jego... ale nic wiecej powiedzieć nie chciał.
-Mnie zaalarmowała Ruda.- rzucił Ron.- Czemu przynisłeś Saphirę w takim opłakanym stanie?
-Zemdlała w basenie, w łazience prefektów na czwartm piętrze.- wyjasnił Harry.- Jak ją wyciągnąłem, zaczęła mówić, że to ona jest Wyrocznią i że Chaos odsłania przed nią swe tajemnice i sekrety.
-Wyrocznią?- Hermiona potarła lekko czoło.
-Tak, i powiedziała mi, że to, czego szukam znajduje się tuż za mną.
-Wyrocznia... gdzieś już o czymś takim słyszałam....
-Ostatnią Wyrocznią, która wieszczyła, była Wyrocznia z Delph.- powiedział powoli Ron.- Co ona może miec z nią wspólnego?
-Nie wiem, ale zaczynam się o nią bać. Ataki zdarzają sie w najmniej spodziewanych momentach.- Harry podrapał się po uchu.
-Harry, sprawdzę w bibliotece, o co chodzi z tą Wyrocznią.- obiecała Hermiona.
-Dzięki.- wzrok Harry`ego padł na mapę.- Przypomniało mi się!- klepnął się w czoło.- Kiedy byłem na patrolu, na chwilę przed przybiegnięciem Rudej spojrzałem na mapę i zobaczyłem...
-Kogo?- Ron zbladł.- Voldemorta?
Harry przełknął ślinę.
-Gorzej.
-Kogo?- zdenerwowała się Hermiona.- Bo chyba nie...- pobladła jak ściana.
-Tak. On. Widziałem go na mapie.- powiedział cicho Harry.- Snape. Był w łazience prefektów...
-CO?!
-Ale jak tam wszedłem, to go nigdzie nie widziałem.
-Trzeba natychmiast powiadomić o tym McGonagall.- powiedziała twardo Hermiona.
-Oszalałaś?! Przecież nie mamy jak tego udowodnić! Poza tym, aż tak ci tu źle? Jak McGonagall się o tym dowie, szkoła będzie pod jeszcze wiekszym nadzorem i oboje będziemy mieli trzy razy więcej patroli! Ja nie mam na to czasu, ledwie się wyrabiam przy trzech patrolach tygodniowo!- krzyknął oburzony Harry.
-Popieram Harry`ego.- wtrącił ostro.- Ma trzy razy wiecej do roboty nż ty!
Hermiona zaczerwieniła się.
-Przepraszam. Zapomniała.- wymamrotała.
-Zazdroszczę.-zaironizował Harry.- Ja jakoś nie mogę.
-Co zamierzasz?- zapytał Rona.
-Nie jestem DO KOŃCA pewnien, czy to był on, bo tylko rzuciłem okiem na mape, ale ja raczej nie mam halucynacji, więc...- Harry odrzucił z oczu potarganą, lekko mokrą grzywkę i poprawił okulary na nosie.- Przekrzyjmy ją razem.
Zrobili to, ale nikogo oprócz Filcha, Pani Norris, Malfoy`a i profesor Sinistry na korytarzach nie było.
-Cholera, musiał wyjść poza granice Hogwartu.- zaklął Harry.
-O ile to był on.
-TO BYŁ ON!
-Nie krzycz. Wierze.- powiedział urażony Ron.
-Harry, musimy wracać na patrol.- przypomniała mu Hermiona. Harry jeknął w duchu. Po stokroć bardziej wolałby teraz położyć się obok Saphiry i pilnować jej całą noc, ale cóż, obowiązki wzywały.

Następnego ranka Saphira obudziła się zaraz po Harrym.

-U-aaa...- ziewnęła i odrzuciła kołdrę. Wstała zaspana i chciała się przeciągnąć, ale niemal natychmiast chwyciła opadający ręcznik frotte.- Jezu...

-Miło, że wstałaś.- Harry siedział na parapecie i kończył odrabiać pracę domową z transmutacji. Wrócił niedawno z patrolu.

-D.. dlaczego...

-Zemdlałaś wczoraj w basenie. Położyłem cię w moim łóżku, bo... bo twoje było nie zaścielone.- skłamał (z tym ostatnim) szybko Harry.

-Och... acha... a kto mnie wyciągnął z tego basenu?- Saphira podrapała się w skroń.

-Ja.

Saphira nagle zaczerwieniła się intensywnie i cofnęła kawałek.

-Ty...?

-A kto?- Harry uniósł brwi, ale też się zaczerwienił. Usilnie starał się nie rozpamiętywać wczorajszej nocy, a zwłaszcza momentu, w którym wyciągnął dziewczynę z wody.

-Och...ojej...- Saphira nie wiedziała co powiedzieć.- Dziękuję...- zdołała wykrztusić, nie mogąc opanować myśli, że on ją widział nago. Jej policzki przybrały barwę karmazynu. Owinęła się ciaśniej ręcznikiem i podeszła do niego. Pochyliła się i chciała pocałować w policzek, ale niechcący trafiła go w usta i przez obydwoje przeskoczyła iskra. Harry`ego wypełniła anielska błogość. Pergamin zsunął mu się z kolan, kałamarz roztrzaskał się o podłogę. Saphira przylgnęła do niego, objęła za szyję i usiadła mu na kolanach. Jego dłoń wsunęła sięw jej granatowe loki...

-Harry! Har... Harry?- pełen uniesienia pocałunek przerwał Ron. Saphira oderwała się gwałtownie od Harry`ego. Ron stał w drzwiach, ze szczęką leżącą niemal na ziemi. Saphira patrzyła na Harry`ego z miną winowajcy.- Eeee....tak... więc na śniadanie... pójdę chyba... sam...

Wyszedł.

-Przepraszam...- wydukała granatowowłosa, cofając się do swojego łóżka. Harry oddychał głęboko. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie doznał.- Ale... ty też to poczułeś?

-Tak...- zaciął się Harry. Czuł się winny. Ona przecież miała chłopaka. Machnął różdżką, naprawiając roztrzaskany kałamarz i przywołując pergamin.

Przez cały dzień rozpamiętywał ten pocałunek. Z jednej strony czuł zachwyt, z drugiej czuł się winny. Trochę wkurzył go Malfoy, który podczas kolacji w Wielkiej Sali przystawiał się do Kamyczka. Skończyło się na odjęciu dziesięciu punktów Ślizgonom (ale zrobiła to McGonagall, a nie Harry).

-Jezu... ty ją pocałowałeś...- Ron patrzył na niego jak urzeczony.

-Ron, to ona pocałowała mnie.- Harry uśmiechnął się głupkowato.

-I jak było?

-Nieziemsko.- rozmarzył się Harry.

-A tak z bardziej przyziemnych rzeczy, zastanawiałeś się nadtą przepowiednią z łazienki?

-Tak.- odparł niechętnie Harry.- Do wiążących wniosków nie doszedłem.

-A co ona dokładnie powiedziała?- dołączyła do nich Hermiona.

-Że to czego szukam znajduje się za mną.

-Niewiele mówi.

-Zauważyłaś.

Ron nagle zmarszczył brwi.

-Harry...

-Tak?

-Przecież ty szukasz tych horkruksów!

-Nie wrzeszcz.- Harry nagle zbladł.- Myślisz, że...

-Ona mówiła o tych horkruksach.- dokończyła Hermiona ze strachem w oczach.

-Ale... ona nie pamięta, co widziała...- podrapał się w ucho Harry.- I raczej nie ma sposobu, żeby sobie przypomniała....

-Jest.- szepnęła Hermiona, blada jak ściana.- Legilimencja.

Harry iRon wytrzeszczyli na nią oczy.

-Żar... Żartujesz, prawda?- wydukał Ron.

-Ona ma rację.- powiedział niespodziewanie Harry.- Tylko w ten sposób uda nam się coś zrozumieć.

-Zdradź mi tylko, czy umiesz to robić.- zapytał Ron.

-Skoro Snape`owi się udawało, to mi też .- odgryzł się Harry.

-Ale SNAPE jest PROFESJONALISTĄ!

-No wiesz!! Wątpisz w moje cudowne umiejętności?

Harry,Ron i Hermiona zachichotali. Kraina absurdu Rudej i Saphiry zaczynała do nich docierać.

-No dobrze, ale... tak serio... poradzisz sobie z tym zaklęciem?- zaniepokoiła się Hermiona.

-Trzeba zapytać Saphirę, czy zgodzi się na takie eksperymenty.- stwierdził Ron.

-Ja już się tym zajmę.- zapewnił go Harry.

-Czyżbym znał przyczynę?- zapytał niewinnie Ron.







Przez kilka następnych dni Harry jakoś nie miał okazji porozmawiać z Kamyczkiem.Owszem, mijali się na korytarzach i widzieli na lekcjach, ale nawał zajęć niepozwalał żadnemu z nich pogadać z drugim. Harry wciąż nie mógł zapomnieć otamtym pocałunku...

-Rozmawiałeś już z nią?- zapytał go Ron, na trzy dni przed Halloween. Szykowali się właśnie na lekcję OPCM.

-Jakoś tak... nie...- odparł szczerze Harry.

-Wiem, nie musisz mi przypominać.

-Uważaj na Malfoy`a. Wziął się ostro za podrywanie Saphiry.To lamer, ale lamer z klasą i może...

-Ron, nawet nie chcę tego słuchać.- Harry poprawił okularyna nosie, chwycił torbę i obaj zbiegli na dół. Rozdzielili się w połowie drogi.Harry musiał jeszcze pójść po dziennik.

Wpokoju nauczycielskim zastał zamieszanie.

-Co się stało?- zapytał profesora Slughorna.

-Pomyśleć by można, że to wyprzedaż u Malkin, ale nie.Odbywają się ustalenia co do Balu Wiosennego.- Slughorn podrapał się w łysinkę.

-Mamy dopiero październik....- Harry spojrzał na niego jakby zwariował.

-Byztre spostrzeżenie.

Harry wzruszył ramionami, złapał dziennik i pobiegł na lekcję.

Malfoy pod salą bezczelnie podstawiał się do Saphiry, która dzielnie się broniła.Harry opanował odruch trzepnięcia Malfoy`a dziennikiem w łeb i wpuścił wszystkich do klasy.

Po lekcji...

-Saphira! Możesz na chwilę zostać?- zawołał zaraz po dzwonku na przerwę. Kamyczek coś szepnęła Rudej i zaśmiała się. Malfoy zmrużył oczy i wyszedł w towarzystwie Crabbe`a i Zabiniego. Po chwili sala opustoszała iSaphira podeszła do biurka. Harry podniósł się z krzesła.

-Co chciałeś?

-Posłuchaj... czy ty pamiętasz cokolwiek z tego incydentu w łazience prefektów? –zapytał ostrożnie Harry. Saphira popatrzyła mu prosto woczy. Zaczerwieniła się.

-Nie. Nic poza tym, że rozebrałam się i weszłam do wody.

-Nie wiem, czy wiedziałaś... ale kiedy cię wyciągnąłem z basenu, zaczęłaś wieszczyć. I nie wiem zabardzo, o co ci chodziło w jednym z zagadnień...

-Hermiona mi coś mówiła o Wyroczni, ale nie wiem co to może znaczyć.- Kamyczek wzruszyła ramionami.

-Jest sposób, który mi pomoże zobaczyć to, co ty widziałaś,ale nie jestem pewien, czy się na to zgodzisz....-Harry podrapał się zzakłopotaniem w głowę.

-A tak właściwie to o co chodzi?

-O legilimencję.- powiedział bez owijania w bawełnę Harry.Zastanawiał się, jaka będzie odpowiedź Saphiry. Omiótł wzrokiem jej ubiór. Miała na sobie luźną i długą do ziemi ciemnoniebieską sukienkę i drobne pantofelki. Dziewczyna cofnęła się o krok, na jej twarzy odmalował się strach, ścisnęła mocniej różdżkę.

-Le... legilimencja?- przełknęła ślinę.- Nie ma innego sposobu?- w jej głosie zabrzmiała jakaś trwozna nuta. Harry oparł się o blatbiurka, spojrzał na Saphirę znad okularów.

-Nie ma. Oczywiście do niczego cię zmuszać nie będę.-zastrzegł Harry. Nie spuszczał z niej wzroku. Serce biło mu bardzo szybko.

Saphiraoblizała wargi i również oparła się o blat biurka. Ich twarze znalazły się okilka centymetrów od siebie. Wzięła go delikatnie za rękę.

-Nie musisz. Sma się zgadzam.- odpowiedziała cicho.- Kiedy?

-Jutro. Spotkamy siętutaj, w tej sali o 22:00. Akurat mam wtedy patrol na tym korytarzu.- Harrybłysnął okularami. Wpatrywał się w jej śliczną twarzyczkę. Na jej ustachzadrgał uroczy uśmiech.

-Okej, mam coś ze sobą wziąć?- zapytała jeszcze.

-Różdżkę.

Patrzyli sobie w oczy. Harry czuł jej oddech na swojej twarzy i przez myśli mu przeleciał tamten pocałunek. Nim się zorientował, co robi, pochylił się jeszcze bardziej i ująwszy jej policzek, dotknął ustami jej ust. Nie przerywając pocałunku, wyszedł zza biurka i objął ją w pasie, delikatnie wodząc dłońmi po jej biodrach. Saphira stanowczo zdjęła jego dłonie i oderwała się od niego.Patrzyła mu przez chwilę w oczy.

-Jak ty to robisz...?- wyszeptała z niedowierzaniem. Zarzuciła głową i wyszła, a Harry zupełnie skołowany, nie wiedział czy jest na niego zła, czy nie.

Wieczorem Harry wszedł do dormitorium, spodziewając ciszy i miarowych oddechów.
Przeliczył się. Ruda wytrzasnęła skądś magiczne radio i wraz z Saphirą wyśpiewywały na całe gardło najnowszy przebój zespołu Wiedźmy „Różdżka w różdżkę”. Ron dyrygował im piórem i wszyscy zaśmiewali się do łez.
Ledwie Harry, mocno zaskoczony, zdążył wejść do środka i zamknąć za sobą drzwi, rzuciła się ku niemu Saphira, ubrana w swoją śmieszną piżamkę w kaczuszki i zakręciła się z nim w tańcu.
-No nie bądź taki sztywniak!- zachichotała.
-Ja nie umiem tańczyć...- wykrztusił Harry.
-Ja też nie! Ale bioderkami pokręcić to chyba nawet Hagrid potrafi!
Ron i Ruda śmiali się spazmatycznie a Wiedźmy wyśpiewywały na cały regulator:
pójdziemy przez
życie, będzie
nam słodko jak w niebie!
Różdżka w różdżkę
pójdziemy przez
życie, ty
kochasz mnie, a ja
ciebie!>
Harry dał się wkręcić w zabawę (chociaż śpiewać nie portafił, a tańczył jeszcze gorzej) i po chwili Saphira z piskiem i śmiechem wirowała w jego ramionach w takt mugolskiego przeboju „Tenga la camisa negra”- właśnie leciała audycja „Zachowując kultury- sławmy odmienność”
W oczach Rona widać było małą zazdrość, ale szybko zajęła się nim Ruda, która zaczęła udawać, że umie tańczyć taniec brzucha.
Harry i Saphira zziajali się po kilku minutach i zdyszani usiedli na jego łóżku.
-Jesteś wariatką...- wysapał chłopak, poprawiając okulary. Uśmiechał się.
-I kto to mówi...- odparła, strzepując grzywkę z oczu. Popatrzyła na niego i powolutku sięgnęła do jego twarzy. Delikatnie chwyciła za oprawki i zdjęła mu okulary z nosa.- Masz śliczne oczy... Takie zielone...są bardzo podobne do oczu Rafaela, ale on ma swoje bardziej moro...
Harry nie skomentował. Wziął okulary z jej rąk i założył je na nos.
-Ale i tak jesteś wariat.- dokończyła Saphira, dając mu prztyczka w ucho. Harry nagle uśmiechnął się pokrętnie.
-Masz łaskotki?- zapytał (z pozoru) niewinnie.
-Mam.- odparła nic nie przeczuwając.- Harry! Przestań!- zaczęła chichotać jak opętana i oboje zaczęli się tarzać po pościeli.- Zmęczyłeś mnie...- udała, że robi mu wyrzuty i położyła mu głowę na piersi.- Mmmm, serduszko puka w rytmie czacza....- pokazała mu język. Jej granatowe jedwabiste loki spływały na jej twarz i tors Harry`ego....

Rano Harry poczuł, że coś łaskocze go w nos. Podrapł się i spał dalej. Znowu coś go połaskotało. Czuł, że jest czymś przykryty i czuł ten znany mu zapach konwalii. Znowu coś go połechtało w nos, na twarzy poczuł oddech i usłyszał lekkie westchnienie. Coś objęło go za szyję i przytuliło się mocniej.
Powoli otworzył oczy i aż westchnął z wrażenia.
Leżała na nim Saphira i spała w najlepsze, obejmując łapkami jego szyję i jednocześnie wtulając się w nią. Oboje przykryci byli kołdrą.
Zasłonka odsunęła się cicho i zajrzał do nich Ron. Uśmiechnął się z niedowierzaniem i równie cichutko odszedł.
Harry starał się oddychać jak najlżej, żeby jej nie obudzić. Delikatnie głaskał ją po włosach.
-Mmmm... Ruda... jak ty ładnie pachniesz....- mruknęła przez sen Saphira. Ręką sięgnęła do jego włosów i przeczesała je palcami.- Jezu.... Coś ty najlepszego zrobiła? Obsmyczyłaś się paskudnie...
Harry nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Saphira momentalnie otworzyła oczy i poderwała głowę. Jej wielkie bladoniebieskie oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
-Aż tak źle wyglądam?- Harry uniósł brew, patrząc na nią z rozbawieniem.
-Ojej...Czyje to... łóżko?
-Tym razem moje.
Saphira nie odpowiedziała. Przytuliła się do niego.
-A tak właściwie, to która godzina?- zapytała po chwili. Harry niechętnie spojrzał na zegarek.
-Zaraz ósma.- odparł Saphira wstała. Westchnęła. Wyglądała zabawnie w piżamce i ze zwichrzonymi włosami.
-My.... to znaczy ty... ja....- zaczęła nieskładnie i urwała, zaciskając usta. Harry podniósł się i podrapał w głowę.- Och... nie wiem.- Saphira odwróciła się i wzięła do ręki różdżkę. Machnęła nią, mrucząc jakieś zaklęcie i po chwili stała już kompletnie ubrana w biodrówki, adidasy i golf. Bez słowa wyszła z dormitorium.

**********************************************************

Harry przez cały dzień chodził jak struty. Czuł, że Saphira o coś ma do niego żal i w głębi duszy czuł to samo do niej. Żeby to jakoś zagłuszyć, postanowił się skupić na tym, co miał zrobić dziś wieczorem. Szczerze mówiąc, nie bardzo wiedział, jak się do tego zabrać. W wykonaniu Snape`a wglądało to prosto (choć złowieszczo). Właśnie przechodził obok ukrytego Pokoju Życzeń, gdy zatrzymał się gwałtownie.
Mimo że powinien pośpieszyć się, bo się spóźni na zielarstwo, stał i wpatrywał się w ścianę. W momencie, gdy zapiekła go blizna, był już pewien, co zrobi.
Harry rozejrzał się czujnie i zaczął powoli chodzić wzdłuż ściany, skupiając się na jednym. Wreszcie ukazały się drzwi. Harry prędko wszedł do środka.
Znalazł się w sali wielkości wnętrza katedry, która przypominała miasto otoczone murami i basztami. Leżały tu setki przedmiotów, które zostały ukryte przez wiele pokoleń Hogwartu. Harry pobiegł jedną z alejek, skręcił w prawo przy olbrzymim wypchanym trollu, następnie w lewo i wreszcie zatrzymał się przy wielkim kredensie o błyszczącej powierzchni poplamionej kwasem. Na jego szczycie stało popiersie odrażającego starego czarodzieja w starej zakurzonej peruce. Przez brudną szybę widać było zniszczoną klatkę ze szkieletem i wciśniętą za nią ksiązkę Księcia Półkrwi. Harry odetchnął głęboko, i wyjął ją. Ruszył do wyjścia, trzymając książkę ukrytą pod szatą. Teraz potrzebował chwili spokoju.

Tego dnia na zielarstwo nie poszedł. Zaszył się w bibliotece, w najdalszym kącie czytelni (z dala od wścibskich ślepi i okropnych pazurów pani Pince) i zaczął wertować książkę.
Skoro Snape zapisywał tu swoje własne zaklęcia, to może i o legilimencji coś będzie...- mruczał do siebie.
I nagle, na samym końcu książki, natknął się na notkę, zapisaną ołówkiem.
„Oklumencja- magiczna ochrona umysłu przed penetracją z zewnątrz. To proste. Myśl o tym, co chcesz, żeby zobaczył używający legilimencji. Wypróbowane na Dumbledorze.”
Harry aż się zatchnął i z prędkością światła doczytał drugą część.
„Legilimencja- magiczna penetracja umysłu. Wystarczy utrzymywać bezwzględny kontakt wzrokowy i intensywnie skupiać się na myśli, którą chce się zobaczyć. Wypróbowane na Potterze” (Khem, na Jamesie- Autorka)
W Harrym zastygła krew. Więc to cała tajemnica? To ma być ta największa i najstraszniejsza dziedzina magii? W TEN SPOSÓB MÓGŁ ZABRONIĆ SNAPE`OWI GRZEBANIA W SWOIM UMYŚLE?!
Krew go zalała, gdy o tym pomyślał. Bezgłośnie walnął głową w blat. Czemu o tym nie pomyślał, CZEMU?!
Harry zamknął książkę i wcisnął ją do torby. Dzwon na przerwę dał mu znać, że ma nieobecność na zielarstwie, ale nie przejął się tym. Był zbyt wściekły.
W Pokoju Wspólnym znalazł Hermionę, która wczytywała się właśnie w mugoloznawstwo.
-Harry.... co ci jest?- zapytała na jego widok.
-Szlag mnie trafił. Masz. Czytaj to.- rzucił jej podręcznik.
-Och, Harry...
-Tylko mi tu nie wyjeżdżaj z żadnymi morałami!- ostrzegł ją Harry. Hermiona oddała mu książkę.
-Nie miałam zamiaru nic mówić.- fuknęła.- Chciałam cię zapytać o to, kiedy będziesz wypróbowywał legilimencji na Saphirze.
-Nieważne.- burknął Harry.
-Tylko uważaj, żebyś nie zrobił krzywdy ani sobie, ani jej.
Harry nie odpowiedział. Czuł się taki pusty w środku (zupełnie jak ten misiożelek z reklamy- Autorka). Wpatrzył się w wygasły kominek. Gdyby wiedział to wszystko dwa lata wcześniej... Syriusz żyłby do dzisiaj...
-Harry? Nic ci nie jest?- Hermiona dźgnęła go w ramię.- Myślisz o...
-Nie, nie myślę.- warknął Harry. Wstał i zaszył się w innym kącie PW. Hermiona taktownie mu nie przeszkadzała. Wróciła do mugoloznawstwa.
Gdy na zegarze wybiła 22:00, Harry przełknął ślinę i z różdżką w ręku zszedł na dół..
Saphira już na niego czekała. Była ubrana w luźną bluzkę i szwedki, stała oparta o kamienną ścianę, głowę miała spuszczoną, a włosy zasłaniały jej buzię. Ręka z różdżką była opuszczona wzdłuż ciała. W tej chwili wyglądała jak mała zagubiona dziewczynka. Harry`emu jakiś niewyobrażalny smutek ścisnął serce. Podszedł do niej.
-Spóźniłeś się trzy minuty.- powiedziała do własnych bucików.
-Przepraszam.- Harry uniósł brwi.
-Na przyszłość nie spóźniaj się.- mruknęła. Harry`emu wydawało się, że dyszy. Odważył się wyciągnąć rękę i ująć jej podbródek. Uniósł go do góry, nie czując oporu. Bladoniebieskie oczy Saphiry były jakby puste, szkliste, źrenice były niepokojąco duże. Drżała.- Nie patrz tak na mnie...
Jej ton miał w sobie jakąś histeryczną nutę.
Bała się. Dolna warga drżała jej, jakby zaraz miała się rozpłakać.
-Boisz się?- zapytał ją cicho, trochę jakby z niedowierzaniem. Chciała opuścić głowę, ale nie pozwolił jej na to. Przyparł ją do ściany. Oddychała szybko, nierówno.- Boisz się?- powtórzył patrząc jej intensywnie w oczy. Było w nich coś, czego Harry jeszcze nigdy w życiu u nikogo nie widział. Wciąż trzymał ją za podbródek, drugą dłonią przeczesał delikatnie jej włosy. Chciał ją pocałować. Czuł, że coś go ciągnie ku jej twarzy. Uzależnił się od tego niesamowitego prądu u anielskiego uczucia.
Pochylił się niepewnie, leciutko ,musnął wargami jej usta. Ogarnęło go uczucie głodu tak wielkiego, że nie zdołał się powstrzymać. Pocałował ją tak zachłannie, że aż zabrakło mu tchu. Pocałunek trafił na jej policzek, Harry odgarnął jej granatowe włosy i pocałował ją w szyję. Po jej wdechu i cichym jęku zrozumiał, że spodobało jej się to.
-Harry, przestań...- jęknęła rozpaczliwie.- Proszę...
Harry nie wiedział co go opętało, ale objął ją gwałtownie w pasie i położył dłoń na jej karku, tym samym zmuszając ją do pocałunku i zamykając jej drogę ucieczki. Obezwładnił ją. Oddychała tak szybko, że Harry`emu aż zapierało dech.
-Przes...tań...- szepnęła urywanie, ale albo nie miała siły stawiać oporu, albo wcale nie chciała go stawiać. Harry zupełnie niezależnie od siebie wsunął dłoń pod jej bluzkę. Wyczuł ramiączko stanika....- Harry, nie!- Saphira stanowczo dała mu po łapie i wyrwała się. Jej oczy płonęły jakimś blaskiem, usta miała rozchylone i błyszczące.- Nie całuj mnie tak... bo się ciebie boję.... Mieliśmy zajmować się czymś zupełnie innym....
-Przep...raszam....- zdołał wykrztusić Harry. Sam nie wierzył w to, co właśnie zrobił. Czuł się jak nieokrzesana małpa.- Ja nie wiem, co mnie napadło....
Saphira popatrzyła na niego spod półprzymkniętych powiek.
-A ja nie wiem, czemu to przerwałam.....- powiedziała cicho i niezrozumiale.- Wchodzimy?

Harry potrząsnął głową jak pies, który wyszedł z wody i amchnięciem różdżki (w jakimś stopniu opanował zaklęcia niewerbalne) otworzył drzwi pracowni OPCM. Weszli do środka, zamykając je za sobą.

-Jak masz zamiar tego wszystkiego sokonać?- rzeczowy ton Saphiry uświadomił mu, że zaraz zrobi to, co Snape tak wielokrotnie wykorzystał przeciw niemu samemu.- I do czego potrzebna mi różdżka?

-Będę potzrebował chwili skupienia. Zajrzę w głąb twojego umysłu. Jeśli przez przypadek znajdę coś... czego nie chcesz, żebym oglądał, będziesz musiała jakoś się bronić.- powiedział Harry, siląc się na spokój. Stanął naprzeciwko niej i wycelował w nią różdżką. Przełknął ślinę, odgarnął stargane włosy z twarzy. Kupił się.- Raz... dwa... trzy! Legilimens!

Za wszelką cenę starał się nie mrugać...

....i po chwili zobaczył jej wspomnienie. Biegała po podwórku przed dziwnie znanym mu budynkiem, a ganiała się z nią Ruda. Obie miały może po dziesięć lat. Harry skupił się jeszcze bardziej. Usłyszał krzyk dziewczyny stojącej przed nim....nagle poczuł tak dobrze mu znany ból w kolanach.

Wszystko ustało. Klęczał na zimnej posadzce, w kolanach mu łupało, gardło miał boleśnie suche. Saphira chwiała się na nogach, łzy płynęły jej ciurkiem po policzkach.

-To.... to boliiii....- rozpłakała się, przyciskając dłonie do skroni.- Boliiiii.....- przewróciła się.

Harry nie spodziewał się, że to jest takie trudne. W wykonaniu Snape`a wyglądało to prosto. ZA prosto.

-Nieee....NIE! TO BOLI!- Saphira krzyczała jak w malignie. Harry już wiedział, że coś jest nie tak. Nie powinna tak krzyczeć. Płakała i krzyczała, widząc i czując coś, czego Harry już nie widział i nie czuł. Momentalnie do niej doskoczył. Zaczęła się szarpać.- PUŚĆ! Eeveen! TO BOLI!

-Saphira! Spokojnie!- Harry nie mógł nad nią zapanować. Dostał z całej siły w twarz.

-EEVEEN! NIE POZWÓL MU!!!- Saphira już nie krzyczała, ona wrzeszczała. Zanosiła się spazmatycznym płaczem, przyciskając dłonie do skroni i kołysząc się w przód i w tył.- AAAAACHHHHH!!- jej krzyk, a raczej wrzask, był w tym momencie dwuznaczny. Wyglądała, jakby coś ją opętało, szarpała się sama ze sobą, jakby coś wdzierało się w nią i nie chciała tego czegoś.

Harry patrzył na to z przerażeniem. Nie wiedział co robić. Po innego nauczyciela nie mógł pobiec, bał się zostawić ją samą. Saphira krzyczała nieludzko, jakby ktoś rozdzierał ją na kawałki, płakała histerycznie, wiła się jak w konwulsjach...

-SAPHIRA! USPOKÓJ SIĘ!- wydarł się, nie wiedząc, co robić. Spróbował ją obezwładnić. Saphira nagle zwiotczała. Osunęła się wprost na niego Była jak mokra ścierka. Nie poruszała się, nie wydawała z siebie żadnego odgłosu. Trzymał ją w ramionach. Odgarnął jej pejsy z zapłakanej buzi.

Naraz dziewczyna otworzyła oczy. Były całkie mleczne. Harry przeraził się. Saphira całkiem niezależnie uniosła się w powietrze aż do pozycji pionowej Włosy jak granatowa chmura wirowały jej jak na silnym wietrze.

-Harry Jamesie Potterze... Szukałeś zawzięcie... Chaos postanowił obdarzyć cię tą wiedzą...

Harry patrzył na nią z paraliżem. Saphira podfrunęła niemal pod sufit i po chwili powróciła z zapireającą dech prędkością. Wyciągnąła do niego ręce, a kilka centymetrów nad jej dłońmi jaśniał przedmiot.

Przedmiot, który Harry znał aż za dobrze.

Medalion Salazara Slytherina. Autentyczny. W zeszłym roku widział go Myślodsiewni Dumbledore`a. Przez właśnie ten medalion, a raczej jego falsyfikat dyrkto niepotrzebnie zginął.

Saphira nagle i niespodziewanie jęknęła i przestała unosić się w powietrzu. Siłą rzeczy uderzyła z całej siły w posadzkę. Co dziwne, medalion nadal lewitował w powietrzu, obracając się delikatnie i złowieszczo. Harry chciał pomóc leżącej na podłodze dziewczynie, ale medalion zaczął złowrogo brzęczeć.

-Nie wiem, jak cię zniszczyć, ale zaklęcie redukujące powinno cię wykończyć....- szepnął do sibie Harry, chcąc dodać sobie otuchy.- Reducto!

Z jego różdżki wystrzelił promień czerwonego światła, ale... tylko odbił się od medalionu i Harry w ostatniej chwili runął po stoliki, przewracając je. Medalion zaczął wirować i emanować jakąś potężną mocą, która szarpnęła Harrym.

-DIFFINGO!- ryknął Harry, ale zaklęcie ponownie odbiło się od horkruksa i rozprysnęło na tysiące takich promieni, które rozleciały się po klasie, demolując wszystko co się da. Harry padł na ziemię, zakrywając głowę rękami, czując jak szyby z okien rozpryskują się na miriady kawałeczków i sypią się mu na plecy. Wiatr rzucał wszystkim, co się dało.

Harry zerwał się i już był gotów rzucić kolejne zaklęcia na medalion, gdy wrzasnął przeraźliwie i cofnął się gwałtownie, potykając o wyłamane krzesło. Wicher tarmosił jego włosami i chłostał po twarzy. Blizna zatętniła oślepiającym bólem.

Przed nim, zamiast medalionu, stał jak najżywszy Tom Marvolo Riddle, z wyrafinowanym półuśmiechem na ustach i płonącymi pożądaniem oczami. W dłoni trzymał wycelowaną w Harry`ego różdżkę Saphiry.

-Harry Potter...- Riddle rozpromienił się, ale w sposób przerażający.- Jakiż to zaszczyt znowu cię spotkać...
Celował w niego z różdżki Saphiry, oczy błyszczały mu wściekłością, przemieszaną z drwiną. Harry podniósł się również w niego celująv.
-Riddle...- wycedził. Rzucił szybkie spojrzenie na nieprzytomną Saphirę. Wyglądała jak kupka nieszczęścia.
-Cóż za miła niespodzianka! Moje nazwisko aż tak zapadło ci w pamięć?- zakpił Tom. Wicher szarpał włosami Hrry`ego i chłostał niemiłosiernie po twarzy, ale Riddle pozostał nieskazitelny.- I znowu się spotykamy tylko we dwóch. Pięć lat temu nie udało mi się ciebie zabić... Przeciwnie, ty unicestwiłeś mnie... ale teraz... AVADA KEDAVRA!
Harry jak długi padł pod stert połamanych krzeseł, zaklęcie minęło go.
-DRĘTWOTA!!- wrzasnął Harry.
Zaklecie poleciało prosto w Voldemorta i...
...minęło go szerokim łukiem.
-Och, jaka szkoda....- zaszydził Riddle z potwornym uśmiechem.- Okazuje się, że słynny Harry Potter nie dostrzega subtelnej różnicy między człowiekiem a wspomnieniem!
-Nie jesteś wspomnieniem! Jesteś częścią jego duszy!- Harry, zapyziały od podłogowego brudu, zerwał się na równe nogi.
-Och, chyba cię nie doceniłem. Czyżbyś wiedział, czym jest medalion mojego przodka?- Riddle uniósł brwi.
-Jesteś horkruksem!
-Co ty nie powiesz. I myślisz, że mnie pokonasz? Powiedz mi, Potter... czy jest sposób na pokonanie cząstki duszy?- Riddle uśmiechnął się złowieszczo. Harry nie odpowiedział. Myślał gorączkowo.- IMPERIO!
Nie uchronił się przed zakleciem. Poczuł się lekki i wolny od trosk.
"Odpowiadaj nie..."- usłyszał rozkaz. Już otwierał usta, gdy nagle...- "Nie odpowiadaj... on nie może cię zmusić..."- zaprotestował jego mózg. "ODPOWIADAJ!" Harry poczuł ból w skroniach.
-NIE ODPOWIEM!- usłyszał swój własny wrzask. Uczucie lekkości minęło, ocknął się z transu. Wiatr smagał go coraz silniej. Riddle wyglądał na wytrąconego z równowagi.
-Odporny...- wycedził. Harry już wiedział, co musi zrobić...

Harry już wiedział co musi zrobić.
Znaleźć medalion i zniszczyć go.
Artefakt musiał leżeć gdzieś obok Saphiry, ale stał tam Tom... Harry zaczął obawiać się o dziewczynę.
-Tak, odporny! A nauczył mnie tego jeden z twoich najwierniejszych śmierciożerców!- krzyknął, żeby zyskać na czasie. Zaczął powoli okrążać Riddle`a. Obaj trzymali różdżki w gotowości.
-Doprawdy?- Voldemort uniósł brwi. Nagle zmarszczył je.- STÓJ! Dokądś się wybierasz?!
Harry stanął gwałtownie.
-Pozwól mi zanieść ją w bezpieczne miejsce.- wypalił. Riddle obejrzał się i zobaczył leżącą Saphirę z rozsypanymi na podłodze włosami.
-Ją? A co ona...och...- Riddle`owi błysnęły oczy..- Saphira Shadow...- machnął energicznie jej różdżdką i dziewczyna bezwładnie uniosła sie w powietrze. Harry`emu zamarło serce. Skąd on ją znał??
-ZOSTAW JĄ!- wrzasnął.
-Aż tak ci na niej zalezy? Miłość... głupota smiertelnych...- zaśmiał się dziwnie sztucznie Riddle, ale oczy wciąz mu podejrzanie błyszczały.-... bezsensowna krotochwila...
Harry przełknął ślinę.
-Ale widzę, że i ciebie dosięgło to bezuzyteczne uczucie.- Riddle uśmiechnął się krzywo.-To nieważne, bo i tak zginiesz...- machnął różdżką, posyłając Saphirę na drugi koniec zrujnowanej sali. Tam rzucił ją brutalnie na ziemię.- Spełniłem twoją prosbę. Taki... dobry uczynek, żebyś przed śmiercię nie uważał mnie za nieczułego i bezdusznego...- Riddle zaczął się śmiać. Harry w panice zacząl nerwowo się rozglądać za medalionem. Dostrzegł go obok stóp Toma.- A może, zeby cię nie pozbawiać resztek honoru, stoczymy nieuczciwy pojedynek?
-Zgadzam się.- odparł natychmiast Harry. Miał już pewnien plan.
-Widzę, że zależy ci na honorze. Wielki Potter odejdzie w ponizającej walce z Czarnym Panem... Tak więc ukłońmy się. Zachowajmy tradycję...
Pochylili się ku sobie, Harry czuł, że panika go ogarnia coraz bardziej. Riddle był wyluzowany. Przybrali pozycje do walki.
-Raz...- zaczął odliczać Voldemort, a w jego oczach widać było szaleństwo.- Dwa...
-ACCIO MEDALION!- ryknął Harry niespodziewanie i smagnął różdżką.
-NIE, POTTER! CRUCIO!- wrzask Riddle`a wstrząsnął pokojem. Harry rzucił się w bok, wiedząc, ze ma mało czasu. Serce waliło mu jak miech w kowadło, ręce mu się trzęsły. Wycelował różdżką w medalion, ale niemal natycmiast odparował zaklęcie niewerbalne ciśnięte przez Czarnego Pana.
-Expelliarmus!- wrzasnął pierwsze z brzega zaklecie. I nagle, jak deja vu, obie różdżki połączyły się złotą nicią.
To był coś niesamowitego.
Obydwoje wrzasnęli, próbujac utrzymać rózdżki w rękach.
-CO TO DO CHOLERY JEST?!- Riddle za wszelkącenę starał się utrzymać swoją różdzkę w rękach, która szarpała się rozpaczliwie.
Mimo absurdalnych myśli, Harry wiedział, co chce zrobić. Co musi zrobić.
-Raz... dwa... trz!- wrzasnął Harry, gwałtownie zrywając połączenie. Wiatr był zimny, ostry i potężny.- DESTRUCTO!- ryknął, calując w leżacy nieopodal medalion.
Czerwony promień świsnął i z niebywałą mocą uderzył w artefakt.
Huk, z jakim medalion się rozprysnął, był ogromny, wręcz ogłuszający, do tego dołączył świdrujący potężny wizg Riddle`a. Harry zakrył uszy, targany lodowatym wichrem. Skowyt wibrował mu w uszach.
Nagle [oczuł, że coś cięzkiego uderza go w głowę i przed oczami zapadła mu nieprzenikniona ciemność.

- O rany... sala od OPCM była doszczętnie zrujnowana...
-Dobrze, że obydwoje żyją...
Harry ocknął się. Blizna powornie go piekła. Przypomniał sobie wszystko, co się wydarzyło i gwałtownie otworzył oczy. Tak jak przeczuwał, leżał w skrzydle szpitalnym. Był blady listopadowy poranek. Stęknął i sięgnął po okulary. Przy jego łóżku siedziała Hermiona, Ron i... Ginny.
-O, ocknął się!- ucieszyła się Ginny.
-Gdzie Saphira?- zerwał się z posłania. Jego zapędy ostudził Ron.
-Stary, spokojnie, dopiero co ocnąłeś się z omdlenia!- zaśmiał się. Ginny nic nie powiedziała. Odwróciła głowę.
-Tu jestem, Harry.- z łóżka po prawej stronie odezwał się cichy dziewcęcy głosik.- Nie rzucaj się tak.- zachichotała Saphira. Leżała wygodnie na stercie poduch, Na delikatnym policzku miała brzydkie otarcie i Harry natychmiast poprzysiągł zemstę (i to krwawą) na Voldemorcie.
-Pójdę poszukać Rudej. Wyszła piętnaście minut temu po niespodziankę dla Saphiry i dotąd jej nie ma.- zreflektowała się nagle Hermiona i łokciami dźgnęła Rona i Ginny.
-Au, co... a ta... poszukamy jej razem...- odparł jak zwykle niekumaty Ron.- Jak wrócimy, opowiesz nam co się stało w sali od OPCM.
Wyszli.
-Harry...- szepnęła Saphira.- Co się stało? Dlaczego to się tak skończyło?
-Ja... ja nie... to znaczy... w pewnym sensie...- Harry zaczął się plątać w zeznaniach.
-Witaj, Saphiro!
Harry poderwał głowę na dźwięk znienawidzonego głosu. W drzwiach stał Malfoy ze zdradzieckim uśmiechem na ustach. Podszedł do łóżka Saphiry i zza pleców wyciągnął bukiecik lazurowych niezapominajek i białych konwalijek.
-Słyszałem, że tu leżysz i postanowiłem przynieść ci coś na pociechę.- powiedział, podając bukiecik bardzo delikatnym ruchem, ale widać było, że wytrenowanym i przećwiczonym do perfekcji.- Oczywiście, nie dorównują ci ani pieknem, ani zapachem...- usmiechnął się (w jego mniemaniu) zniewalająco.
-Och, Draco... nie musiałeś...- Saphira zaczerwieniła się intensywnie i uśmiechnęła, podnosząc się lekko. Harry`ego zakłuła zazdrość. Saphira uniosła się jeszcze wyżej i ustami musnęła policzek wciąż perfekcyjnie uśmiechniętego Malfoy`a.
Na ten widok Harry`ego zalała krew, zwłaszcza, że Malfoy spojrzał na iego bezczelnie.
-Wynoś się stąd.- warknął ostro, czując, że wściekłość zaraz go rozsadzi.
-Harry, przestań!- na ziemię, z wyżyn demonicznej chęci ciśnięcia w Malfoy`a jakijś klątwy, ściągnęła go oburzona Saphira.
-Nie, przyszedłem do PANA, PROFESORZE, ale do Saphiry.- odparował równie ostro Ślizgon.- Wybaczy pan brak kwiatków? W kwiaciarni zabrakło.- dorzucił zjadliwie.
-WON STĄD, ZANIM CIĘ UTŁUKĘ!- Harry nie zdołał się opanować.
-HARRY, PRZESTAŃ SIĘ GO CZEPIAĆ!- wrzasnęła świdrująco Saphira.- Nie twój interes, kto do mnie przychodzi! A Draco jest wyjątkowo miły!
-Miły?! MIŁY?! TEN SZCZUR JEST MIŁY?! SAPHIRA, ZASTANÓWSIĘ, CO TY CHRZANISZ! NIE ZNASZ GO TAK DOBRZE, JAK JA!- Harry miał wrażenie, że zaraz się na kogoś rzuci. Głos podniósł mu się o dwie oktawy, omal nie ochrypł. Malfoy uniósł brwi.
-Polecam Nervosol.- uśmiechnął się krzywo i nachylił się do Saphiry.- Jak już wyzdrowiejesz, śliczna, to...
-SAPHIRA! MAM DLA CIEBIE NIESPODZIANKĘ, KAMYCZKU!- do skrzydła z krzykiem wpadła Ruda. Miała rozwiane włosy i zaróżowione z przejęcia policzki. Saphira szybko straciła zainteresowanie zarówno Draco jak i Harrym. Oczy zabłyszczały jej intensywnie.
-Co to, Co to?- zapytała podekscytowana.
Drzwi otworzyły się na całą szerokość...
-O Boże!- Saphira zasłoniła dłońmi usta, w jej oczach zaszkliły się łzy.
-Jak Bóg raczej nie wyglądam.- do sali wkroczył chłopak. Mimo zaprzeczenia wyglądał jak bóg. Miał długie za ramię intensywnie miodowe włosy zaczesane na prawo, wielkie jadowicie zielone oczy i uśmiech taki, że pod Harrym ze zgrozy ugięły się kolana. Ubrany był nieco motocyklowo.- Saffy, kochanie...
Podszedł do niej sprężystym krokiem i przytulił ją. Jej drobna figurka zginęła w ramionach chłopaka.
Harry poczuł, że serce mu pękło. Nie tylko jemu. Malfoy też wyglądał, jakby mu zabrano ukochanego pluszaka.
-Co tu robisz?- Saphira podniosła wzrok na blondyna.
-Podziwiam twoją nową placówkę.- chłopak uśmiechnął się zniewalająco. W jego policzku ukazał się nieskazitelny dołeczek.- Ruda dała mi znać przez komunikator, że leżysz tu biedna i nieszczęśliwa....
Pochylił się i ugryzł ją w ucho, aż zachichotała.
-Widzę, że oboje się cieszycie!- Ruda odtańczyła dziki taniec radości.- Ha, jestem genialna!
-Tak, Ruda, wystawimy bankiet na twoją cześć.- zachichotał blondyn.
W tej samej chwili do skrzydła wpadli pozaostali (Ron, Hermiona i Ginny). Na widok przybysza zatrzymali się gwałtownie.
-To twoi przyjaciele? Podziwiam, że jeszcze z tobą nie zwariowali.- chłopak położył nos na nosie roześmianej Saphiry.
Harry czuł się tragicznie. Był całkowicie bezradny. Malfoy najwyraźniej też.
-Ale ja jestem niewychowany! Nie przedstawiłem się!- blondyn klepnął się ze śmiechem w czoło. Wyciągnął rękę do Malfoy`a.- Jestem Rafael. Rafael Klimko.
Draco spojrzał z obrzydzeniem na niego i zrobił krok do tyłu. Rafael uniósł brwi.
-Viebie znam.- uśmiechnął się przyjaźnie do Harry`ego i niezrażony wyciągnął do niegło dłoń.- Jesteś Harry Potter i jesteś...
-... chłopakiem Saphiry.- wypalił Harry.
To, co powiedział, dotarło do niego po niesamowicie długiej chwili. Chwili, w której Malfoy zachłysnął się powietrzem, Rudej opadła szczęka, Ginny wypadła różdżka, Ronowi udało się nie zemdleć, a Hermionie nie wybuchnąć śmiechem. Rafael odskoczył od Saphiry jak oparzony, a sama Saphira stała jak wmurowana.
-Przepraszam... nie chciałem, żebyś coś sobie o mnie pomyślał...- Rafael odgarnął pejsy z oczu, wyglądał na zmieszanego.
Harry popatrzył w oczy Saphirze, ona odwdzięczała sie tym samym. Podszedł do niej, widząc tylko jej twarz. Ujął jej policzki i pochylił się, żeby ją pocałować. Poddała się temu pocałunkowi.
Krótko.
Bo po chwili odepchnęła go od siebie. Mocno.
-Będziesz się gęsto tłumaczył.- wysyczała jak żmija i wyszła ze skrzydła. Za nią bez słowa wybiegł Rafael.

Harry nie wiedział co ma teraz z tym fantem zrobić. Malfoy wyszedł (wściekły jak stado hipogryfów) ze skrzydła.
-Harry, czyś ty zidiociał do reszty?!- Ron wybuchnął histerycznym śmiechem. Harry usiadł na łóżku. Oddychał nierówno.
-Nie wiem, co mnie napadło...- powiedział dychawicznie. Ledwie zdążył powiedzieć to zdanie, a do szpitala wpadła z powrote Saphira. Na jej widok wszyscy obecni taktownie wyszli. Zostali sam na sam.
-Co ty sobie myślisz?!- powiedziała z furią.
-Saphira...
-Jak mogłeś coś takiego powiedzieć?!Nawet nie raczyłeś mnie poinformować o tym, że chodzimy ze sobą! Czyżby coś mi umknęło?- Saphira nawet jak się wściekała, wyglądała pięknie.
-Saphira...
-Rafael teraz biega za mną i przeprasza za nitakt!
-SAPHIRA!- Harry zerwał się z łóżka. Dziewczyna zamilkła, ale z oczu tryskały jej błyskawice.- Bardzo cię przepraszam za to, co powiedziałem! I jeszcze jedno: dziewię się, że tak nie jest. Ja już od dawna to czuję. Nie wiem jak ty.- wypalił.
-Harry... ja... nie wiem, co mam o tym myśleć.- powiedziała wreszcie Saphira.- Po prostu nie wiem. Zanim tu przybyłam, moje życie było w miarę normalne. Odkąd tu jestem, dzieje się ze mną coś dziwnego. Mdleję, bredzę, czuję się dziwnie, poznaję ciebie i...
-... i zakochujesz się.- wpadł jej w słowo.
-Czy ty przypadkiem sobie nie schlebiasz?- Saphira zmrużyła oczy, ale w jej ruchach można było wyczytać śmiech.
-Ktoś mi już kiedyś powiedział, że mam do tego mentalność....- Harry podrapał się w potylicę i uśmiechnął blado.- Co do tego zakochania, to...
-.... chyba masz rację.- teraz to ona wpadła mu w słowo. Jej policzki przybrały subtelny odcień zajebistego różu. Zarumieniona i niepewnie uśmiechnięta wyglądała ślicznie.- Ale wciąż nie wiem w kim.- dodała. Na te słowa Harry omal nie zaczął wrzeszczeć.- Bo wiesz, ty nie jesteś jedynym samcem na świecie.- zakpiła ostro.
Harry przełknął ślinę, siląc się chociażby na namiastkę spokoju.
-A mogę wiedzieć, kim są ci pozostali, khem, samce?- zapytał z drwiną.
-Chociażby Rafael.- odparowała Saphira.- Zerwałam z nim, ale stara miłość nie rdzewieje.- dowaliła mu.
-Przyjąłem, zaraz przetrawię.- odgryzł się Harry.- A reszta konkurencji?
-Nie powiem, bo będziesz zły.
-Już jestem. Dawaj.
-Malfoy.- Saphira zarzuciła głową. Harry jęknął.
-Saffy...- przejechał dłonią po włosach. Saphira spojrzała na niego, w jej oczach zabłyszczało coś nieokreślonego.
-Jak mnie nazwałeś?- wymamrotała.
-Saffy.- odpowiedział Harry.- Tak cię nazywa ten cały Rafael...
-Powtórz to...- poprosiła cicho.
-Saffy...- powtórzył zdezorientowany. Saphira przymknęła oczy i podeszła do niego, kładąc mu głowę na piersi.
-Powtórz...- wyszeptała prawie błagalnie.
-Saffy...- psłusznie powtórzył. Saphira bezwiednie objęła go w pasie.
-Mówisz to tak ciepło...- usłyszał jej przytłumiony głos. Uniosła oczy i spojrzała mu w twarz.- Wiele osób tak do mnie mówi, ale w twoich ustach to brzmi zupełnie inaczej...
-Ale w pozytywnym brzmieniu?- zaniepokoił się Harry.
-Tak...
Harry odetchnął, chociaż nadal nie wiedział, czy ona chce z nim chodzić, czy nie.

*******************************************************************


Gdy opowiedział Ronowi, Hermionie, Rudej i Ssffy, co tak właściewie wydarzyło się w sali OPCM, cała czwórka miała nietęgie miny.
-Krzyczałam?- zapytała Saphira, mocno tym faktem zdumiona.- Chwila, krzyczałam, latałam, bredziłam i... zemdlałam?
-Coś w ten deseń.- Harry wyszczerzył do niej zęby.
-Bosko. Jeszcze trochę, a zatańczę nago na stole i dowiem się o tym po fakcie.- zaironizowała Saphira.
-Ty zawsze dowiadujesz się wszystkiego po fakcie.- dogryzła jej Sandy.
-Ale medalion został zniszczony?- zapytał ze strachem Ron.
-No.- odparł ponuro Harry.- Zostały trzy.
-A wiemy czym są?- zapytała rzeczowo Hermiona.
-Jednym na pewno jest czra Hufflepuff, drugim jest wąż Voldemorta, Nagini. A trzeci nie wiem.- odpowiedział Harry.
-Taka konder niespodzianka?- zasugerowała Ruda.
-Tja.
-Aż się boję myśleć o tym niewiadomym horkruksie.- wzdrygnęła się Saphira.
-To ty myslisz?- zdumiała się Ruda.
-Sandy Drew, zaraz powyrywam ci kłaki, ruda małpo!- wycedziła z pasją Saffy.
-Urocze. I jekże ludzkie!- zachichotała Ruda.

Następnego dnia rano prz śniadaniu Harry dotał niesamowitą wiadomość. Od McGonagall. Ledwie on i cała czwórka zdążyła zasiąść do stołu, gdy podniosła się McGonagall.
-Proszę o uwagę!- zawołała. Wszyscy umilkli.- Mam wiadomość dla Gryfonów! Bardzo ważną, panie Creeveey.- ofuknęła Dennisa, który szepatał.- Otóż pragnę powiedzieć, że nie jestem opiekunką Gryffindoru.
Przy stole zawrzało.
-CISZa! Nowym opiekunem został Harry Potter!
Harry zakrztusił się łykiem soku z dyni. Ron i Sandy zaczęli energicznie walić go po plecach.
-Shuham? C-ho?- wykrztusił nie mogąc przestać kaszleć.
-Spokojnie, bo się udusisz!- Saffy wyciągnęła różdżkę.- Anapneo!
Harry przestał się krztusić.
-Dzięki...- otarł łzę.- Ekstra... tylko tego mi do szczęścia brakowało. Dodatkowa robota na karku.- mruknął.


Wielkimi krokami zbliżały się święta Bożego Narodzenia, a co za tym szło, koniec pierwszego semestru, oraz majowe OWUTEMY. Czas od pierwszego listopada do pierwszego grudnia przebiegł jak stado centaurów. W tym czasie odbyły się trzy mecze, podniósł się poziom pomiedzy Ślizgonami i Gryfonami, a lekcje stały się bardziej napięte. Na transmutacji zamieniali człowieka w przedmioty martwe, eliksiry obfitowały w znienawidzone antidota. Hermiona bez skarg chodziła na numerologię i runy, Saphira na mugoloznawstwo, a Sandy na astronomię. Mimo to piątka przyjaciół nauczyła się znajdować dla siebie czas. Często uczyli się (GENIALNY pomysł Hermiony) grali w szachy czarodziejów (działka Rona), eksplodującego durnia (Ruda jako szuler) lub gadali o quidditchu, narzekali na wszystko i wszystkich (miażdżąca przewaga) i śmiali się z byle czego (ten dział rozrywki należał do Harry`ego).
-Malfoy dostał szlaban u Sinistry?- śmiał się pewnego razu w bibliotece.= Za co?
-Idiota miał oglądać Wenus, a jego teleskop zwrócony był na piersi Parvati!- brechtała się Ruda.- Dziewczyna omal go nie zadźgała!
-No co, facet ma swoje potzrby!- smiał się Ron. Hermiona pokręciła z niesmakiem głową znad jakiejś arcynudnej książki.
-To dopiero patologia...- wył ze śmiechu Harry.- Saffy, powiedz coś...
-Ha, ha, ha, masz u mnie wybitny za koszmarnie debilne poczucie humoru.- warknęła niespodziewanie Saphira. W jej oczach czaił się bunt. Ruda przystopowała.
-Hej, co jest?
-Spójrz na kalendarz, to może cię oswieci, jednokomórkowcu.- odgryzła się Saffy. Ruda wykonała polecenie i mina jej zrzedła po jednej nanosekundzie.
-Zbliżają się święta....- wymamrotała.
-No właśnie.- powiedziała ponuro Saphira.
-Właśnie! Gdzie jedziecie na święta?- podchwycił temat jak zawsze niekumaty Ron.
-Ja bedę w Aspen z rodzicami.- rzuciła Hermiona.
-Ja pewnie zwyczajowo zostanę w zamku.- Harry spochmurniał.
W tej samej chwili przez okno biblioteki wleciała Świstoświnka. Ron zabrał jej list.
-Od rodziców!

Ron!
Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku i że czujesz się dobrze.
Zbliża się Boże Narodzenie, na które zapraszamy także Harry`ego, Saphirę i Sandy, o których tyle nam opowiadałeś. Do domu przybędziecie Siecią Fiuu. Nie zapomn...

Ron urwał, bo do ich stolika podszedł ktoś mało oczekiwany.
Malfoy.

Ron urwał, bo do ich stolika podszedł ktoś mało oczekiwany.
Malfoy.
Patrzył na rudzielca z góry. W ręku trzymał list.
-Weasley, mam naprawdę wspaniałą wiadomość. Te święta spędzimy razem.- uśmiechnął się nieprzyjemnie.
-CO?!- Ron zerwał się z miejsca.
-CO?!?- Harry zrobił to samo.
-Wsio. Twoi starzy mnie na ciepłe, rodzinne Boże Narodzenie.
-Oni oszaleli!-Ron złapał się za głowę.
-Przynajmniej nie bedzie ze mną.- odetchnęła ze złośliwą ulgą Hermiona.
-W Aspen mogłabys upozorować wypadek.- zachichotała Ruda.
-Weasley, myślisz, że mnie to podnieca? No, ale cóż zrobić...- Malfoy uśmiechnął się zdradziecko.- Przynajmniej ty, Saphiro nie będziesz tak strasznie osamotniona.- uśmiechnął się do niej i bez słowa odszedł. Saffy nie zareagowała.
-Zgroza, Harry, ZGROZA!- Ron spanikował.- Rozumiem, że starzy zaprosili Rudą i Saffy, ale JEGO? Apokalipsa, koniec świata, sąd ostateczny! Kurczę, Boże Narodzenie z tą gnidą... Mikołaj w tym roku pokazał mi fucka...
Ruda ryknęła niepohamowanym śmiechem.
-Dobree....- wydusiła, ocierając łezkę.- Za co ja cię uwielbiam...
-Poczekaj aż poznasz Freda i George`a. Z nich to będziesz wyła ze śmiechu całymi godzinami.- zapewnił ją Harry.
-Super! Ciszysz się, Kamyczku?
-Taa, jak cholera.- odparła Saffy i popadła w zadumę, machinalnie ssąc końcówkę granatowego loczka. Zastanawiała się, jak by tu powiedzieć o czymś ważnym Harry`emu, Ronowi i Hermionie tak, żeby zaraz nie zaczęli się litować nad nią i Rudą...

Ron chodził podłamany całą tą sytuacją ze Ślizgon.

-Wyobraź sobie, że będziemy musieli podzielić się z nim opłatkiem! PRZY JEDNYM STOLE! Zaraz mnie krew zaleje i myślę, że zwątpię... Wyrodni starzy...- jęknął na dwa dni przed świętami. Harry nic nie odpowiedział, był zajęty przepisywaniem listy oób zostających na święta w zamku (jego nowy obowiązek jako opiekuna). Było ich niewielu, z samego Gryffindoru zaledwie cztery osoby.

-No i co ja ci zrobię?- powiedział rozdrażniony, bo banda pierwszaków rzucała w kominek łajnobombami.- NATYCHMIAST PRZESTAŃCIE, MAŁE WYPIERDY, BO DAM WAM TAKIE SZLABANY, ŻE USZKODZĘ WAM PSYCHIKĘ DO KOŃCA ŻYCIA!!- ryknął na nich i przerażone jedenastolatki zmyły się do swoich dormitoriów.

-Kurczę, ale cię wzięła nerwuca...- Ron przezornie się odsunął.

-Nerwica? Ruda powiedziałaby, że to kurwica.- Harry uśmiechnął się blado.

-A jak tam między tobą a Saffy?

Harry rozejrzał się dyskretnie.

-Na razie nic, ale na Gwiazdkę chcę jej podarować to.- wyjął z kieszonki małe granatowe pudełeczko.

-Pierścionek zaręczynowy?! Chłopie, zmyło cię do reszty?- Ron popatrzył na niego jak na pomyleńca. Harry przewrócił oczami.

-Ciszej, ty ciemna maso. To nie pierścionek zaręczynowy. Zajrzyj, ciole, do środka!- wcisnął mu pudełeczko i ten otworzył je ostrożnie.

W środku na małej jasnoniebieskiej poduszeczce z atłasu spoczywał drobny granatowy perścioneczek z niebiskim motylkiem i delikatne granatowe kolczyki z motylkami.

-Chcę ją poprosić o chodzenie, matole, a nie o rękę.

-Aaaa...- Ron oddał mu pidełko.- A jak się nie zgodzi?

-To wtedy będę się zzastanawiał, co dalej.- Harry wzruszył ramionami, ale tego właśnie się obawiał. Że mu odmówi.- O której jutro spotykamy się z Malfoy`em pod gabinetem dyrektorki?- zmienił temat.

-O dziesiątej. Stary, jestem załamany. Gwiazdka z tym szczurem to jak urodziny z dementorem...

-Po dłuższym zastanowieniu wybieram urodziny z dementorem.- powiedział po chwili Harry.

-Co? Czemu?- zdumiał się Ron.

-Bo dementor przynajmniej nie miele ozorem i nie podrywa dziewczyn.

-No taaa...

Następnego dnia rano...

-Ruda, spakowałaś w szystko?- Saffy dopinała plecak.

-No. Pewnie cieszysz się jak dwulatek z Harry`ego i Malfoy`a w jednym miejscu, co?- Ruda puściła Saphirze wyrafinowane oczko.

-Szczerze? Chyba bardziej cieszę się z tego pierwszego.- Saphira spuściła głowę, niby to poprawiając ramiączko plecaka.

-O-o, widzę rumieniec, widzę rumieniec!- zachichotała podekscytowana Ruda.- Za bardzo zwodzisz biednego chłopaka. Gdybym była panem Klimek, powiedziałabym, że jesteś zimną suką.

-Ty mi tu nie cytuj alchemika.- fuknęła Saphira.- Ja nikogo nie zwodzę, ja... się zastanawiam.

-Robisz mu nadzieje, głupia. Chłopak wpadł po uszy, a ty zachowujesz się jak Lolita. Bawisz się jego uczuciami i nie tylko jego. A co z Draco? Któregoś musisz wybrać, inaczej wypną się na ciebie. Przejrzą twoją płytką taktykę, fatalny strategu.- powiedziała bezlitośnie Sandy.

-Ta, co się za Freuda uważa.- prychnęła Saphira, zarzucając plecak na ramię.- Skończmy temet, bo ty niewiele się na tym znasz. Nie masz takich dy;ematów.

-Może i nie, ale wiem co czuje człowiek oszukiwany.

-Dobra, skończ. Chodźmy, bo się spóźnimy.





***********************************************************



Harry, Ron i Malfoy już czekali pod gabinetem, przy kamiennej chimerze.

-Wreszcie.- odetchnął Ron.

-No to wchodzimy. "Animagia".- powiedział Harry i chimera odskoczyła, ukazując spiralne schodki, które zawiozły całą piątkę pod wielkie drewniane drzwi z mosiężną kołatką. Załomotał w nie.

-Proszę!

Weszli do okrągłego pokoju, poobwieszanego portretami byłych dyrektorów i dyrektorek Hogwartu. Tradycyjnie wszyscy udawali, że śpią. Nawet portret Albusa Dumbledore`a chrapał dobitnie.

-Ach, to wy.- McGonagall popatrzyłą na nich znad biurka.- Panna Weasley już jest w domu. Proszek Fiuu jest tam, na kominku.

Podeszli do niego.

-Ja pierwszy.- zadeklarował się Ron i wziął szczyptę proszku do ręki. Wszedł do kominka.- Wesołych świąt, pani profesor! Nora!- krzyknął, kiedy rzucił proszek na palenisko i buchnęły zielone płomienie. Zniknął.

-Odważniak.- mruknął Harry, który przezornie najpierw wrzucił proszek do kominka.- Sandy, teraz ty. Wejdź w płomienie i krzyknij "Nora".

Ruda wyglądała na przerażoną. Saphira zresztą też.

-O nie. Nie ma mowy.- pokręciła z przerażeniem głową. Harry przejechał ręką po twarzy.

-Malfoy, ty się nie cykasz, więc wejdź z nią.- zakomenderował.

-Mowy nie ma!- zaprotestował Malfoy.

-Acha, kolejny cykor.- dogryzł mu Harry. Malfoy wydał z siebie nieartykułowany odgłos, złapał Rudą za przegub i zaciągnął do kominka. Jako, że w środku było mało miejsca, oboje musieli się do siebie przytulić (Malfoy na zachwyconego nie wyglądał).

-Nora!- krzyknął takim tonem, jakby tak uważał. Zniknęli.

-No to reaz ty, Saffy.- powiedział Harry.

-A... a mogę z tobą?- zapiszczała.

-J.. jasne...- Harry zarumienił się nieznacznie. Wszedł do kominka prosto w zielone płomienie, a Saphira objęła go w pasie i położyła mu głowę na piersi.- Wesołych Świąt! Nora!

Zaczęli wirować w miejscu. Saphira pisnęła i mocniej przylgnęła do Harry`ego, któremu zaczęło walić serce. Przed oczami wirowały mu zamazane kominki i zamknął oczy...

Wreszcie wirowanie ustało i po chwili obydwoje wylądowali w kuchni Weasley`ów. Malfoy (z nieprzekonującym wyrazem obrzydzenia na twarzy) siedział na brzegu krzesła, Ruda obok niego (gadała z Ronem), Ginny zapewne była u siebie, przy kuchence krzątała się pani Weasley i Flegma.

-Harry, kochaneczku! Tak się cieszę, że cię widzę!- pani Weasley oderwała się od garów i rzuciła Harry`emu w ramiona, ściskając serdecznie.- Słyszałam, że zostałeś nowym nauczycielem obrony przed czarną magią i nie jestem z tego zadowolona. Takie niefartowne stanowisko... Zmizerniałeś, będę musiała cię trochę podkarmić!
Harry wzniósł oczy do nieba, gdy mama Rona zapoznawała się z zielonkawą na buzi Saphirą. Chłopak spojrzał na Malfoy`a, który uporczywie wpatrywał się we własne buty jak zbity pies.
-O, komplet!- do kuchni wtargnął niespodziewanie George.
-Ależ się rodzinnie zrobiło!- dołączył do niego Fred.
-I ciasno.- zauważył Ron.
-Carramba, a ten co tu robi?!- George odskoczył gwałtownie na widok Malgoy`a, omal nie układając palców w znak krucyfiksu. Malfoy nie zwrócił na to uwagi.
-No dobra...- Fred odetchnął głęboko i zauważył Rudą.- Och...Cześć!- wykrztusił i podszedł do niej. Ruda uśmiechnęła się swoim firmowym uśmiechem (czym wywołała u wszystkich chichot- Malfoy stanowił wyjątek).
-Cześć.
-Jetem Fred, a ty?
-A ja nie. Jestem Ruda.- odparła wesoło Sandy.
-Już ją lubię!- George puścił bratu oczko. Harry spojrzał na Saffy, która nieciekawie wyglądała. Starała się usmiechem wspomóc przyjaciółkę, ale sama chyba nienajlepiej się czuła.- O, a tu jeszcze jedno zjawisko!- George podszedł do niej i wyciągnął rękę.- George jestem.
Saffy chwyciła się ramienia Harry`ego i, nie odpowiedziawszy, przytuliła się do niego. Harry poczuł gorący rumieniec oblewający mu twarz.
-Ooo... powiedziałem coś nie tak?- George uniósł brew.
-Ona nazywa się Saphira i najwyraźniej ma chorobę lokomocyjną.- powiedziała Ruda, wychodząc zza stołu i podchodząc do przyjaciółki.
-Hej, dobrze się czujesz?- zapytała cicho. Saphira zaprzeczyła głową.- Może pójdziemy do łazienki?- znowu zaprzeczenie.- Masz zamiar tak napastować publicznie Harry`ego?- tym razem potaknięcie. Wszyscy ryknęli śmiechem.- Długo?- znowu potaknięcie.
Ruda wyprostowała się.
-Jak widać, Kamyczek kiepsko się czuje. Ma ktoś Aviomarin, Locomotiv, czy inne trujące świństwo, które pomoże jej przezwyciężyć mdłości? Wiecie, Harry chyba bardzo lubi swoją koszulkę....
-Ja coś mam!- odezwała się niespodziewanie Fleur. Machnęła różdżką i z szafki wyleciała szklanka, która napełniła sie wodą.- To powinni pomóc na niedobrzi.
Szklanka podleciała do Harry`ego, który wziął ją do reki.
-Masz.- podał ją Saffy.
-A muszę?- rozległ się prztłumiony głos dziewczyny.
-Musisz.- odparł Harry.
-Nie muszę...
-Musisz.
-Wcale nie...
-Ależ tak.
-A skąd...
Wszyscy zebrani wyli ze śmiechu.
-Pij to!- Harry udał wściekłość i Saphira szybko wypiła wodę.- Grzeczna dziewczynka.- zażartował, głaszcząc ją po włosach.
-Skończe szopki, trzeba was jakoś rozmieścic w pokojach.- przerwała salwę śmiechu pani Weasley.- Dziewczeta mogą spać w starym pokoju Percy`ego, a Draco....- przyjrzała się krytycznie blondynowi.- Ty będziesz w pokoju razem z Harrym i Ronem.
W tej chwili nie wiadomo było, kto był bardziej zdruzgotany. Harry, Ron, czy Malfoy.

-Kuźwa, nie dość, że będziemy siedzieć z tym padalcem przy jednym stole, to jeszcze mamy spać z nim w jednym pokoju!_ Ron rwał sobie włosy z głowy, kiedy już siedzieli w jego pokoju. Był wieczór i wszyscy siedzieli na dole, rozmawiając i słuchając radia. Wielka choinka stanęła w salonie Weasley`ów, a w całym domu porozwieszano girlandy ostrokrzewiu i jemioły.

-Taaa...- mruknął filozoficznie Harry.

-Hej, widzieliście gdzieś Freda?- do pokoju wetknął głowę George.- I Sandy, bo Saphira jej szukała?

-Nie.- Ron uniósł brwi. George poszedł.

-Fred i Ruda zaginęli w akcji?- Harry też się zdziwił. Wstał i podszedł do okna. Podwórko zasypane było grubą warstwą śniegu, migoczącego w bladym blasku księżyca. Powykrzywiane drzewo naprzeciwko okna Rona było zupełnie bez liści, a pod drzwem... -O... w nać... Ron... Już wiem gdzie jest i Ruda i Fred. Bynajmniej się nie nudzą...

Ron stanął naprzeciw przyjaciela i wytrzeszczył oczy.

-Hmmm... zimno też im chyba nie jest...- wykrztusił. Ruda stała oparta o pień drzewa i dość namiętnie całowała się z Fredem, który dość żywo operował rękami. Harry oczami wyobraźni w miejscu Rudej widział Saffy, a w miejscu Freda...

-Wiesz co, pal licho Wigilię. Dziś poproszę Saphirę o chodzenie.- stwierdził twardo, wyjmując granatowe pudełeczko.

-Powodzenia.- mruknął Ron.

Harry wyszedł z pokoju. Nie był pewien, czy dobrze wie co robi, ale ruszył korytrzem. Właśnie przechodził obok byłego pokoju Percy`ego, gdy nagle stanął jak wryty. Cofnął się gwałtownie i patrzył z niedowierzaniem na scenę rozgrywającą się przy oknie.

Ze zgrozy omal nie wypuścił pudełka z rąk.

Oto pod oknem, w bladej poświacie lampki, stała Saphira i Malfoy. I bynajmniej nie oglądali znaczków. Ślizgon obejmował dziewczynę za szyję i całował ją zachłannie.

BARDZO zachłannie.

Harry omal nie zemdlał. Zachwiał się i już miał otumaniony pójść gdzieś przed siebie, gdy....
...Saphira gwałtownie odepchnęła Malfoy`a od siebie.
-Uważam, że ta jemioła była tylko kiepskim pretekstem do pocałowania mnie.- powiedziała chłodno.-Nie odmówiłam, bo tradycji się nie odmawia.
-Ależ Saffy, dobrze wiesz, że...
-Nie mów tak do mnie. W twoich ustach brzmi to jak przezwisko dziwki.- Saphira otarła usta.- Harry całuje lepiej niż ty. Miałam wrażenie jakbym śliniła się z rurą od odkurzacza.
Malfoy wyglądał jakby dostał w twarz.
-I więcej nie wyskakuj z jemiołą.- dziewczynba była oburzona.
Harry`emu serce zabiło mocniej. Ścisnął pudełeczko i odchrząknął, anonsując swoje przybycie. Wszedł do pokoju. Na jego widok Saffy się rozjaśniła.
-Eeee.... wybaczycie, że wam przeszkodzę...- powiedział z lekka drżąco.
-Harry, nie przeszkadzasz!- Saffy omal nie rzuciła mu się na szyję.- Co tam chowasz?- zauważyła jego założone do tyłu ręce.- Coś dla mnie?- ucieszyła się jak dziecko, zapominając o Ślizgonie.
Harry przełknął ślinę. Raz kozie śmierć.
-Tak właściwie to miałaś to dostać na Gwiazdkę, ale... Mikołaj olał tradycję.- zażartował, rozluźniając saię lekko.
-Co to? Czekoladki? Fasolki?- Saffy zaczęła komicznie podskakiwać.
-Hmmm....też dobry pomysł....Co ja też tutaj mam....- Harry z chwili na chwilę coraz bardziej się rozluźniał.
-Ojej, no pokaż....- Saphira udała, że zaraz się rozpłacze, ale oczy jej się śmiały. Malfoy przełknął łzy wściekłości.
-Wystaw rączki.- Harry kątem oka dostrzegł minę blondasa i rozkoszne uczucie zemsty wypełniło mu duszę.- I zamknij oczy....
Saphira z prześlicznym uśmiechem zamknęła oczy i wystawiła łapki. Harry z bijącym sercem wyjął zza pleców pudełeczko, położył na jej dłoniach i delikatnie zamknął w jej rękach.
-Już możesz popatrzeć.
Zrobiła to powoli. Widok pudełka mocno ją zdziwił.
-Oooo... pudełcio.- zażartowała.- A co w pudełciu?
-Osama Bin Laden i banda dementorów.
-Pudełcio pułapka?
-Noo.
Saphira z namaszczeniem je otworzyła.
-Och... jeeeej...- westchneła i spojrzała na Harry`ego.
-Saphiro Shadow, będziesz ze mną chodzić?- Harry z trudem wypluł te słowa.
Saffy z uwagą założyła pierścionek na palec i wpięła kolczyki w uszy, po czym spojrzała na Harry`ego....


Rzuciła się mu na szyję.

-Tak! Tak! Tak!- zapiszczała.

Harry poczuł się tak, jakby kamień spadł mu z serca. Ujął twarz dziewczyny i pocałował ją.

Naraz Saffy zesztywniała i odsunęła się od niego.

Oczy miała mleczne.

-O nie...- szepnął Harry.

-Co jest?- Malfoy aż się cofnął.

-Harry Jamesie Potterze, umiłowany przez chaos... niebezpieczeństwo odnajdzie niewinnych... pół setki niewinnych młodych...- powiedziała Saphira. Naraz jęknęła urywanie i o mało co by upadła, ale w ostatniej chwili Harry złapał ją na ręce.

-Co jej jest?- Ślizgon wyglądał na przerażonego.

-Wizja... Malfoy, kretynie! Wyczaruj wodę!

Harry ułożył dziewczynę na łóżku. Po chwili ocierał jej twarz wilgotną szmatką. Malfoy zrejterował i zwiał.

-Saffy... ocknij się...

Saphira otworzyła oczy. Był w nich ból.

-Harry... ja nie chcę...- rozpłakała się.- To tak boli... w skroniach...

-Nie płacz...- Harry starał się ją uspokoić.- Nie płacz, bo... bo teraz masz mnie...



********************************************************************



-Chodzsz z Harrym?- Ruda uśmiechnęła się szeroko.- Nareszcie! Już myślałam, że nadal będziesz jak dziecko we mgle...

-No, skoro ja już kogoś mam, to trzeba wymyślić kogoś dla ciebie.- Saphira poprawiła się na poduszce i z rozrzewnieniem popatrzyła na pierścionek.

Ruda zaczerwieniła się.

-Saffy, ja już chyba kogoś znalazła....- powiedziała a oczy zabłyszczały jej w chochliczy sposób.

-Oooo, kogo? Powiedz, bo muszę złożyć mu kondolencje!- zadowcipkowała Saphira, za co dostała z całej siły poduszką.

-To Fred! Całowałam się z nim!- Ruda pokraśniała z dumy.

-Zmusiłaś go?

-Perfido! On pierwszy mnie pocałował! W ogrodzie... w blasku księżyca...

-A zapalenia płuc się nie bałaś?

Sandy rzuciła się na przyjaciółkę i obie zaczeły tarzać się po pościeli i śmiać jak szalone.

-No, ale w tym roku nam się powiodło.- podsumowała Ruda.- Ty masz Harry`ego, ja znalazłam Fredzia...

-Bo my jesteśmy fartowne dziołszki!- zachichotała Saffy.- A właśnie.- nagle spoważniała.- Trzeba powiedzieć im o sierocińcu.- zmarkotniała.

-Spoko. Coś się wymyśli.

-A słyszałaś? Podobno Fortyfikat znowu daje kogoś na wymianę. Rafael mi mówił.

-Kogo?

-Anix!

-Co?!

-Anikę! Jeśli się uda to byłaby z nami w Gryffindorze!- Saffy podskoczyła z radości.- Będzie ansza nieśmiertelna trójca!

-Nieśmiertelna to była czwórka.- Sandy spoważniała.- Brakuje Even.

-Milcz.- powiedziała bardzo ostro Saphira. W jej oczach pojawiy się łzy.

-Nie. Musisz przestać się o to obwiniać. Nawet nie wiesz co się wtedy stało...

-Pamiętam ból w sercu i skroniach. I... i... jej martwe ciało....- Saphira rozpłakała się.- Jak się ocknęłam, ona już nie żyła...

-Nie płacz... bo nie ma po co. Mamy siebie, a z Aniką będzie jeszcze fajniej...



********************************************************************



W pokoju Harry zrelacjonował Ronowi okoliczności w jakich poprosił Saffy o chodzenie.

-Gratuluję.- Ron uśmiechnął się blado.- A co na to Malfoy?

-A jak myślisz?- Harry promieniał. W tym momencie wszedł sam zainteresowany. Nie wyglądał najlepiej. Przypominał obitego psiaka.- Hej, co ci jest?- zaniepokojony Harry zagadnął go. Malfoy podniósł na niego wzrok.

-Jak ty to zrobiłeś?- wydukał niewyraźnie.

-Co?

-Jak ci się udało ją...- urwał.

Harry wymienił spojrzenia z Ronem. Do głowy wpadł mu szalony pomysł. Podszedł do odwiecznego rywala.

Wyciągnął rękę.

-Wiesz co? Już chyba czas się pogodzić.- powiedział, na co Ron omal nie dostał ataku serca (szczerze mówiąc Autorka też).- Nie ma sensu walczyć.

Malfoy wyglądał na równie zszokowanego co Ron. Patrzył na Harry`ego jak na pomyleńca.

-Ty... żartujesz.

-Skąd. Niby czemu?

Malfoy nie odpowiedział. Położył się na wyczarowanym dodatkowym łóżku tyłem do ściany. Harry postanowił dać mu czas do namysłu.



********************************************************************



Wigilia nadeszła błyskawicznie.

-Zaraz pierwsza gwiazdka, a ja niegotowa!- żołądkowała się pani Weasley.

-Spokojni. Poradzimy sobi.- uspokajała ją Flegma. W salonie pan Weasley siłował się ze stołem, Fred i George układali paczki pod choinką, Bill pilnował, żeby nie wciskali łap gdzie nie trzeba, Charlie wykańczał dekoracje, Ruda skutecznie przeszkadzała panu Weasley`owi, Ron gmerał przy choince, Malfoy wgapia się w krajobraz za oknem, Saffy gdzieś przepadła a Harry porządkował do końca swój kufer.

Na samym dnie natknął się na odłamki dwukierunkowego lusterka, które dostał od Syriusza.

-Reparo.- ruknął, machając różdżką i lusterko naprawiło się. Wziął je do ręki i zamrugał powiekami. Byłby się rozpłakał, gdyby nie to, że do pokoju zajrzała granatowa główka.

-Hej, co tak sam sedzisz?- Saphira weszła i zamknęła za sobą drzwi.

-Właśnie użalam się nad sobą.- mruknął Harry.- Ślicznie wyglądasz.- uśmiechnął się na widok błyszczącej granatowej sukienki przed kolanko i niebieskich bucików.

-Dzięki. I co? Pomogło?- Saffy nieśmiało objęła go za szyję.

-Jak cholera.- Harry puścił jej oczko.- A ty coś taka smutna? Mamy Gwiazdkę.

-Jest coś o czym nie wiesz.- Saffy popatrzyła mu w oczy po czym spuściła wzrok.

-O czym?

-Nie wiem czy chcesz mieć popsuty humor w Wigilię...

-Ja nigdy nie mam dobrego humoru. Mów.

-Pamiętasz, jak kiedyś pytałeś mnie o rodzinę?

-Mgliście.

-No i wtedy powiedziałam ci, że jej nie mam.

-I?

-Ruda też nie.

-I??

-Jutro wyjeżdżamy.

-Gdzie??- Harry wytzreszczył oczy.

-Do domu dziecka. Tam gdzie mieszkamy.- Saphira odsunęła się od niego. Harry nie bardzo zrozumiał czemu to zrobiła.

-A... jadę z wami.- powiedział. Podszedł do niej i objął ją w pasie.

-Co?- teraz to Kamyczek się zdziwiła.- nie śmiejesz się...

-Śmiać się? Ja zazdroszczę. Spędź chociaż jeden dzień w towarzystwie Dursleyów, a zapewniem cię, że zapragniesz mieszkać chociażby pod mostem.

Saphira uśmiechnęła się czule.

-Kocham cię.- szepnąła.

Wigilijna kolacja zaczeła się w kompletnym chaosie. Najpierw Flegma wylała na siebie pół wazy barszczu, a potem Malfoy omal nie wykonał upgrade`a salonu, gdy rękawem zaczepił o gałązki choinki. Wreszcie wszystkim udało się usiąść przy stole.

-No to podzielmy się opłatkiem.- powiedziała pani Weasley, poddenerwowana.

Ponownie zapanował sajgon, gdy wszyscy rzucili się ku sobie z opłatkami.

-To ja zacznę od ciebie.- stwierdziła Saffy, odwracając się do Harry`ego.-Życzę ci... żebyś zawsze był ze mną... i częściej się uśmiechał.- puściła mu oczko.

-I nawzajem.- odparł Harry, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Mieli pocałować się w policzki. Nie wyszło ;))) Do Harry`ego przecisnęła się Ruda.

-No kolo... życzę ci powodzenia w chodzeniu z tą żmiją.- zażartowała.- Oraz niezdanych owutemów, nieprzespanych nocy, hektolitrów łez i okruchów w pościeli.

-Okruchy w pościeli już mam.- Harry ryknął śmiechem.-Jak tak, to życzę śmierci ze śmiechu, pracy w stylu :co ukradnę to moje:, przepukliny i dziury w portfelu.- odparował, po czym obydwoje z szaleńczym śmiechem ucałowali się w policzki i ruszyli dalej.

-Ja życzę co najlepsze.- Ginny nawet nie popatrzyła mu w oczy, o buziaku nie wspominając.

-Udanego semestru.- państwo Weasley`owie byli zgodno co do życzeń.

-Pomyślnych testowi.- życzyła Fleur, a Charlie i Bill przytaknęli.

-Dżycia końca roku szkolnego.- powiedzieli jednocześnie bliźniacy.

-Ta... czego by tu... no, pomyślnego alleluja!- Ron podrapał się w głowę i wyszczerzył żeby.

Harry już miał usiąść z powrotem przy stole(zgłodniał od tych życzeń), gdy ktoś stuknął go w ramię.

Malfoy.

To go nieco zdziwiło.

Mimo to wstał. Odeszli na bok.

-Chciałem złożyć życzenia.- wzrok Malfoy`a mówił wszystko i nic.

-To może ja pierwszy?- wtrącił Harry. Jakoś nie czuć było tej specyficznej woni nienawiści, która zazwyczaj dawała o sobie znać.- Życzę ci...

-Poczekaj, Potter, nie przerywaj.- warknął Draco, nieco zirytowany.- Ja wiem, że Shadow jest już twoja i nic ani nikt tego nie zmieni, ale... zastanowiłem się nad tym co wczoraj powiedziałeś.

-I co?- zaniepokoił się Harry.

-I to...- Draco się zaciął, ale Harry już wiedział, o co mu chodzi.

Wyciągnął rękę.

Malfoy zacisnął usta, przez chwilę wpatrywał się Harry`emu w oczy, po czym uśmiechnął się w miarę po ludzku (co na jego wiecznie wykrzywionej twarzy wyglądało strasznie nienaturalnie) i podał mu swoją.

Harry już wiedział, że to jeden z tych przełomowych momentów w jego życiu.

-Ckliwie się zrobiło.- mruknął Ślizgon.

-Taaa... a z Ronem już...

-Nie był zbytnio zachwycony, ale jakoś to przełknął.- blondyn odgarnął grzywkę.- To może teraz faktycznie te życzenia...?

-Czego mam życzyć? Gdybym był złośliwy, życzyłbym znalezienia dziewczyny.- Harry uśmiechnął się krzywo.

-Bądź. Przydałaby mi się jakaś laska.- Malfoy uśmiechnął się kwaśno.- A ja tobie życzę... Cholera, dwa dni temu życzyłbym ci powolnego zdychania w jakiejś zaśmiardłej dziurze, w towarzystwie szczurów, a teraz? Pkrzyżowałeś mi plany...

-Hmmm, fajnie, podobają mi się!- ucieszył się Harry. Jeden wróg z głowy, pomyślał, został jeszcze Snape, Voldemort, horkruksy i masa śmierciożerców.


- Nadal nie wierzę w to, że już nie gryziemy się z Malfoy`em.- Ron najedzony do syta i oparty o krzesło, pochylał się do Harry`ego, również w stanie "full żołądek".- Nie podoba mi się to.

-A tam. Jak zwykle przesadzasz. Uuuh, ale się obżarłem....

-A może kawałek szarlotki?- Saffy pochyliła się do Harry`ego i żartobliwie przejechała mu ciastem przed nosem.

-Tej z niebieskimi włosami i w kiecce przed kolanko?- Harry zdawkowo uniósł brew a Saphira zachichotała.

-Jak będziesz grzeczny, to Mikołaj może coś ci przyniesie....- mruknęła mu do ucha.

-A tu co za konspira?- jak spod ziemi wyrosła przy nich Sandy.

-Ruda, twoje krzesło znajduje się po drugiej stronie stołu, przy półmisku z pierogami, obok wazy z resztą barszczu, z fantastycznym widokiem na sałatkę warzywną.- zadrwiła Saffy.

-Kamyczku, położenie geograficzne znasz, to może tam teraz idź a ja publicznie i bezczelnie uwiodę twego mena?- uśmiech Rudej rozłożył wszystkich na łopatki.- Co ty na to, menie?- zawróciła się do Harry`ego.

-Czyżbyś miała mena za zdradliwego łajdaka?- zapytał niewinnie Harry.- Masz rację!

Salon wypełnił ryk śmiechu.

-Ha, niewierna!- Fred wyskoczył ku Rudej z pałeczką likworową wyciągniętą jak szpada.- Zdradzasz swego oblubieńca? Zginiesz słodką śmiercią! I ty, parszwy kochanku, zdrajco własnej niewiasty!- skierował ją na Harry`ego.

-Nie jestem zdrajcą, jam jest bigamista!- Harry uniósł się dumą i honorem i zerwał się z miejsca, porywając identyczną pałeczkę ze stołu.

-Ach, ukochany!- Saffy udała, że mdleje.

-Och, najdroższy!- Ruda autentycznie runęła na glebę.

-I coś ty narobił?! A było tak cudnie!- Harry z udawaną wściekłością natarł na Freda i udał, że wbija mu pałeczkę prosto w serce.

-Umieram...- wykrztusił "dramatycznie" Fred i osunął się na podłogę, udając denata.

-Ha, i tak dzielny giermek Harromir zwyciężył w walce z księciem Fredosławem.- Harry ukłonił się i odgryzł kawałek słodkiej szpady.



********************************************************************



-Wiesz, nagle poczułem się dziwnie bezproblemowy.. Nie licząc wizji Saffy.- powiedział Harry Ronowi, gdy tego wieczora kładli się spać.

-Zazdroszczę. Ja nadal się czuję jak jeden wielki problem.- mruknął Ron.- Dziewczyny nie mam, bo Herm... bo żadna nie chce ze mną chodzić...

-Hermiona? Podoba ci się HERMIONA??- zdziwił się Harry.

-A co w tym złego?- żachnął się Ron.- Ja... już ją pytałem o chodzenie, ale stwierdziła, że musi mieć czas do namysłu.

-Aaaa... a ty wiesz, że ja jutro wyjeżdżam z Saffy i Rudą?- przypomniał sobie Harry.

-Co? Dokąd?!

-One obie mieszkają w domu dziecka.

-To ja z wami.- zadecydował Ron.

-A ja mogę?- niespodziewanie odezwał się Malfoy.

-Czemu nie?- Harry wzruszył ramionami.

-To może jeszcze moich starych po drodze zgarniemy?- mruknął niezadowolony Ron.

-Co tam dziurgasz?- zapytał ostro Draco.

-Zastanawiam się nad tym czy pakować ci kufer.- odparował Ron.



********************************************************************



Rano pierwszą czynnością jaką wszyscy wykonali, była pielgrzymka pod choinkę w salonie. Fred dla żartu udawał Świętego Mikołaja i stanął obok drzewka.

-Spoko, gawiedzi!- zawołał- Święty ulituje się i rozda paczki!

-Jak zwykle robi z siebie idiotę.- powiedział Ron.

-Tak, ale idiotę w wielkim stylu.- zaśmiał się George, gdy Święty Fredołaj rozdawał podarki.

-Uuuu....ah!- obok Harry`ego usiadła Saphira, ubrana w swoją piżamkę w kaczuszki. Oparła się ciężko o niego.- Witaj z samego rana, opoko moja i podporo...- wymamrotała, dosypiając.

-Znowu bredzisz?- Sandy, również w piżamie w kaczuszki i również rozespana usiadła obok niej i oparła się.

-Milcz, senny koszmarze...- Saffy ułożyła palce w znak krucyfiksu i przysunęła się do Harry`ego, zrzucając brutalnie Rudą.- Jak coś to odbierz i mój prezent...

-Jasne.

-Czy na sali jest Potter?- Fredołaj pomachał podarkiem.- Potter proszony do informacji!

Harry ze śmiechem odebrał kilka paczek.

-To daj też paczki Saffy.- poprosił.

-Ho, ho, ho, czy Fredołaj ma taką w rejestrze?- Fred zanurkował pod drzewko, tylko tyłek w tęczowej piżamce mu wystawał.-Ha, jest!

Harry, obładowany prezentami, ruszył do pokoju Percy`ego, a Saphira jak kaczuszkowy duszek za nim.

-O... sporo tego.- Saffy rozbudziła się na widok ilości podarków.- Zaraz... Ruda, Rafael, Anikx... a ta reszta?

-Pani Weasley, Ron Hermiona, Malfoy, Hagrid.- uśmiechnął się Harry.

-Och, jej...

Obydwoje od pani Weasley dostali ręcznie dziergane swetry (Saphira szafirowy, Harry szmaragdowozielony) i domowe babeczki z karmelem. Od Rudej Harry dostał... grzebień i karteczkę ze złośliwie uśmiechniętą buzią. Zachichotał. Od Hermiony tradycyjnie dostał książkę. Od Rona futerał na różdżkę.

-Wow, w życiu nie dostałam tylu prezentów...- Saffy otwierała paczuszkę od Malfoy`a.- A tą ode mnie już otwierałeś?- spojrzała na chłopaka.

-Właśnie się do niej dobieram.

Harry zdjął opakowanie z nieoznakowanego pudełeczka i otworzył je. W środku leżała mała wyplatana bransoletka koloru granatu z niebieskim napisem "Saphira".

-Ja... mam podobną.- Saffy pokazała mu nadgarstek z identyczną, tyle że ciemnozieloną, z jaśniejszym napisem "Harry".- podoba ci się?- zapytała niesmiało. Harry wiedział, że zrobiła ją ręcznie, było to widać.

-Śliczna.- pocałował ją w kącik ust.

Później, już po obiedzie....

-Pani Weasley, bardzo dziekujemy za gościnę.- Saffy mówiła w imieniu swoim i Rudej, która trzymała się z Fredem za ręce.

-Ależ nie ma za co, kocaniutka! Na Wielkanoc tez was zapraszam!- pani Weasley uśmiechnęła się ciepło.

-Ruda, pomiziasz się z Fredołajem w Wielkanoc. Musimy już iść.- Saffy pociągnęła przyjaciółkę za rękę i wyszły na dwór, a za nimi Harry, Ron i Malfoy.

-W jaki sposób się tam dostaniemy?- zapytał ten pierwszy.

-To w Londynie. Może tym... Błędnym Giermkiem, o którym mi kiedyś mówiłeś?- powiedziała Saphira.

-To był Błędny Rycerz. Dobry pomysł.

Po chwili nadjechał czerwony autobus z Erniem na pokładzie. Wsiedli i w parę chwil zajechali pod londyński sierociniec.

-Tu mieszkamy.- powiedziała ponuro Ruda, gdy wysiedli.

Harry`ego zatkało.

Znał to miejsce.

Stali na pustym dziedzińcu przed ponurym prostokątnym gmachem otoczonym wąskimi sztachetami.

-Co ci jest?- Saphira spojrzała na Harry`ego, który zbladł śmiertelnie i zachwiał się. Malfoy zdążył chwycuć go za ramię.

Harry niczym retrospekcję przypomniał sobie, jak rok wcześniej był tu we wspomnieniu Dumbledore`a.

Patrzył na sierociniec, w którym niegdyś mieszkał Voldemort.

-Słabo ci?- Ron chwycił go za drugie ramię i przerażony poklepał po policzku.

-T...rochę... to chyba choroba lokomocyjne...- zdołał wykrztusić chłopak.- Już dobrze...- nie chciał mówić im prawdy, a raczej wolał powiedzieć im ją nieco później.

-Wchodzimy?- zapytał Rn.

Podeszli pod drzwi i Sapfira niechętnie nacisnęła klamkę. Znaleźli się w nieciekawie wygladającej sieni, byle jak przyozdobionej ostrokrzewiem i bombkami. Z pomieszczenia po lewej wychynęła drobna buzia okolona niesamowitą burzą kruczoczanych włosów, poskręcanych w cudne loczki, błyszczące czystościę i zdrowiem.

-SAFFY! RUDA!- małe cudo wyskoczyło jak diabełz pudełka i rzuciło się granatowowłosej na szyję. Czarnulka było niższa od niej o pół głowy, ale wigoru miała za dwoje.

-Cz... eść, Anix...- wydusiła zaatakowana przez nią Ruda.- Brakuje mi.. tlenu...

Czarne cudo nazwane Anix puściło Sandy i niczym rozkoszny szczeniak rzuciło się na Harry`ego. Nie zdołał sie obronić.

-Cześć!- zapiszczała dziewczyna i obcałowała go zamaszyscie po całej buzi. Puściła go i zostawiwszy w stanie wyższego rozmemłania rzuciła się na Rona. Saphira wyła ze śmiechu. Czarne cudo (po wygnieceniu Rona) zaatakowało Malfoy`a, który potknął się o własne nogi i wylądował na scianie, co wcale nie przeszkadzało atakującemu.

-Chryste panie...- wydyszał wymęczony Malfoy.

-Poznajcie proszę Anikę Lorens.- zachochotała Saffy.

-Poznaliśmy...- Ron rozcierał sobie gardło.

-Anix, to jest Harry Potter, Ron Weasley i Draco Malfoy.

-Milusi!- Anika uśmiechnęła się promiennie.- Już się cieszę na poświąteczne przybycie do Hogwartu!

-C... co?- Harry wytrzeszczył oczy.

-Jestem z Fortyfikatu.- uśmiech Aniki nie zniknął.- Byłam z Saffy i Rudą w klasie!

-Nie wyglądasz na siedemnastkę... raczej na czternastkę.- stwierdził Malfoy, nieco obcesowo.

-Za to ty nie wyglądasz na inteligenta... raczej na głupa.- odparowała tym samym tonem Anix, ale z zabójczym uśmiechem na ustach.

-A gdzie reszta?- Saffy rozejrzała się nieco.

-Wszyscy szamia resztki wczorajszej Wigilii.- skrzywiła się czarnulka.- Aż mi sę nie chciało z Fortyfikatu wracać. No, ale czego nie robi się dla psiapsi. Zobaczyłybymy sie dopiero po feriach w Hogwarcie.

-A ta wyliniała szczurzyca Cole?- zapytała Ruda.
-Zlituj się dziewczę! Jak zwykle pije dżinn i robi kilka rzeczy naraz.- tym razem Anika uśmiechnęła się cierpko. Harry ze zdziwieniem zauważył, że już nie wygląda na czternastkę i zrobiła się ciut wyższa.
-Wiesz co? Zaprowadzę chłopaków do mojego pokoju i zejdziemy na dół.- Saphira złapała Harry`ego za nadgarstek i pociągnęła go na górę. Chłopak miał złe przeczucie.
I słusznie.
Bo Saphira zaprowadziła go ( a razem z nim Rona i Draco) na drugie piętro i otworzyła pierwsze drzwi w długim korytarzu.
Harry`ego jednoczesnie zemdliło.
Wiedział co to za pokój.
Pokój samego Toma Marvolo Riddle`a.
-Jakoś niespecjalnie lubie ten pokój.- Saphira uśmiechnęła się krzywo, otwierając okno. Gwar londyńskiej ulicy wdarł się do pomieszczenia.
-Nie dziwię się.- mruknał Harry.
-Minimalistycznie.- stwierdził Ron.
-Pusto.- sprecyzował Malfoy.- Weasley, to może my pójdziemy na dół?- zasugerował nagle.- Wiesz, zakochani są wśród nas. Ślepi i głusi na wszystko.- dodał zjadliwie.
Harry i Saffy zostali sami.
-Możesz mi powiedziec, czemu tak nagle znladłeś?- spytała.
-Nie chcesz wiedzieć.- powiedział Harry grobowym głosem.
-No powiedz!
-Z ubarwieniami, fantazyjnoscią i cudnymi metaforami, czy gwałcącą i szczerą prawdę prosto z mostu? Drugi wariant to już czysty masochizm.
-Bramka numer dwa.- zaryzykowała Saffy.
-W tym sierocińcu wychowywał się Tom Marvolo Riddle, bliżej znany jako Voldemort.- powiedział cicho Harry, patrząc jej prosto w oczy.- I, co najsmieszniejsze, mieszkał akurat w tym pokoju.
Saphira otworzyła z wrażenia usta i zaśmiała się nieprzekonująco.
-Ż... żartujesz... Jak zawsze...
-A wyglądam na rozbawionego?- powiedział ostro Harry.
-O... kurczę...- Saffy przytkało.
-Opowiesz mi, co się stało z twoimi rodzicami?
-Nie.- Saffy wróciła do siebie. Wyglądała na urażoną tym pytaniem.- Zejdźmy na dół, przedstawię cię pani Cole, która jest wnuczką pierwszej Cole`ówny, która się tu pojawiła. Niczym się podobno od babki nie różni.
Zeszli na dół, Harry już nic nie powiedział. Zrozumiał, że Saffy o rodzicach nic mu nie powie, postanowił więc zrobić mały rekonesans u tej Cole.
-Och, jest i Saphira!- w jadalni przyozdobionej łańcuchami i bombkami siedziało około pół setki dzieciaków w najprzeróżniejszym wieku i najprzeróżniejszej płci. Jadły skromny posiłek. Ubrane były niby kolorowo, ale przebijała przez nich jakaś dojmująca szarość. Jedynymi naprawdę "kolorowymi" osobami były Anika, Ruda, Ron i Draco. Z krzesła podniosła się niemiłosiernie chuda kobieta pod czterdziestkę, skądś znana Harry`emu. Wnuczka pani Cole prawie wcale nie różniła się od pierwowzoru.
-Tak, mi też miło.- Saffy uchyliła się przed koscistymi ramionami Cole.
-Zjecie coś?
-Nie, dziekujemy.
-O widzę, że jeszcze jeden kolega...- Cole usmiechnęła się do Harry`ego, który odpowiedział krzywym grymasem.- Och, opowiadajcie co u tam u was!
Anika siedząca między Rudą a Malfoy`em przejechała ręką po twarzy i oparła się o przyjaciółkę.
-Wie ciocia co? Ja ich zabiorę do pokoju gier, a dzieciaki niech zjedzą.- powiedziała szybko i wyprowadziła przyjaciół z jadalni.
-Uratowani.- mruknął Malfoy.
-Nie ciesz się. To tylko apelacja od wyroku.- pocieszyła go Anix.
-Prawomocnego.- dorzuciła Ruda.
-Taaa... nie ma sprawiedliwości na tym świecie.- westchnął sentencjonalnie Ron.

Pokój gier był, pożal się Boże, pokoiczyną może czterdzieści metrów kwadratowych. Był tu stary jak świat stół, kilka krzeseł, półka z książkami i zniszczonymi grami planszowymi, oraz prehistoryczny telewizor z wideo i komputer pamiętający chyba epokę kamienia łupanego. Usiedli gdzie popadnie.
-Nie wiem jak wy, ale dla mnie to miejsce jest ponure.- powiedział Malfoy.
-Czyli masz już coś z nim wspólnego.- dogryzła mu Anika z ironicznym usmieszkiem.
-Co ty nie powiesz, czarna mambo.- syknął Malfoy.
-Czarna mamba? Słodko brzmi, hitlerjugendzie.- odparowała Anix.
-Uważaj, hitlerjugendzi dysponowali MP5.- złośliwość Draco nie znała granic.
-Ale to ja tu posiadam prawdziwy jad, nędzny człeniu.
-Czarna mamba i hitlerjugend właśnie kończą tradycyjną inicjację przystosowawczą.- zarechotała Ruda.
-Tja.- stwierdził Harry.- Saffy, coś ty taka cicha?
-A co, mam wskoczyć na stół i rykliwie odśpiewać Fatalne Jędze?- Saphira chyba była w kiepskim nastroju. Harry sklął się w duchu za to pytanie o rodziców.
-Chętnie popatrzę.- próbował żartować.
-Przez szybę.
-Ale to jak lizanie cukierka przez papierek.
-Nie wiedziałeś, że słodycze szkodzą? Poza tym, obawiam się, że stół nie wytrzyma takich rewelacji.- Saffy mimowolnie się usmiechnęła, chociaż nadal pozostała chłodna.

********************************************************************

Dzieciaki z sierocińca zaraz po posiłku z zaciekawieniem przyglądały się przybyszom. Anika i Ruda robiły co mogły, żeby szarańcza nie peszyła chłopców, ale w końcu wszyscy musieli się ewakuować do pokoju Saffy.
Po drodze Harry odciągnął Rona na bok i powiedział mu o Voldemorcie i sierocińcu. Krótko, ale treściwie.
Ron zwyczajowo zbladł.
-Żartujesz.
-Jasne!- potaknął drwiąco Harry.- Zawsze trzymam w zanadrzu garść dowcipów o Voldemorcie, na wypadek gdybyś wyglądał na mało przerażonego, lub, broń Boże, szczęśliwego.
-pytałeś o jej rodziców?
-Tak, wierszem jej strzeliłem.- Harry złapał fazę czarnego humoru.- Nic mi nie powie. Zapytam przy okazji tę całą Cole.
-A zastanawiałeś się już nad tą przepowiednią Saffy?
-Później nad tym pomyśle.
-Harry, Ron! Idziecie?- zawołała Saphira.

********************************************************************

Anika i Draco bardzo sie polubili- można to było wywnioskować z zażartej kłótni o najdrobniejszy duperel. Ruda brechtała się z ich tekstów. Saffy natomiast była dziwnie milcząca.
Gdzieś tak pod wieczór Harry odczuł potrzebę odwiedzenia klopika.
-Na dole, zaraz przy schodach.- poinformowała go beznamiętnie Saphira.- Tylko zaraz wróć, bo nie wytrzymam w tym towarzystwie inteligentnych inaczej.
Harry zachichotał, pocałował ją czule i wyszedł. Dzieciaki biegały i krzyczały. Nagle gdzieś z boku zauważył małą, może siedmioletnią dziewuszkę o bardzo gęstych kasztanowych lokach i wielkich orzechowaych oczach ukrytych za grubymi okularami. Stała sama w kącie przy schodach i patrzyła w podłogę, mówiąc coś do siebie. Ubrana była w dziwne staroświeckie ciuszki, wyglądała na smutną. Przykuła jego uwagę.
Harry wyminął dwójkę rozwrzeszczanych chłopców i podszedł do dziewuszki. Przykucnął i spojrzał jej w twarzyczkę.
-Coś sie stało?- zapytał cicho. Dziewczynka spojrzała mu w oczy i Harry`ego przeszedł niezidentyfikowany dreszcz.
-Nie.- powiedziała cieniutkim głosem.
-A czemu tak sama tu stoisz?
-Nikt nie chce się ze mną bawić. Ale nie dlatego mi smutno. Wiem, po co przyszedłeś, wujku.- dziewczynka usmiechnęła się nieśmiało.
-Po co?- zdziwił się Harry, nie zważając na to, że właśnie został wujkiem.
-Duszki mi mówiły, że tu jest niedobrego, że nie powinnam chodzić na strych.
-Duszki?
-Moi jedyni przyjaciele.
-Jak ci na imię?- Harry podrapał się nerwowo w głowę.
-Serafina. Muszę iść. Pani Cole idzie, nie lubię jak mnie wypytuję czemu nie bawię się z innymi dziećmi.- Serafina poprawiła grube okularki, niespodziewanie pocałowała Harry`ego w policzek i powiewając gestą grzywą pobiegła długim korytarzem. Harry nieco otumaniony wyprostował się.

-Widzę, że nasza Serafina cię polubiła!- uśmiechnęła się do niego ani Cole. Harry nagle sobie przypomniał sobie o tym, że miał ją zapytać o rodziców Saffy.
-Słodkie dziecko.- bąknął.
-Tak, masz rację.- Cole już chciała odejść, ale Harry stanął jej na drodze.
-Ee... chciałbym z panią o czymś porozmawiać.- zaczął.
-Ze mną? Zapraszam w takim razie do mojego gabinetu.- Cole zaprowadziła go do pomieszczenia, które znał z myslodsiewni. Usiadł na krześle przed biurkiem.- Może dżinnu?
-Nie piję.- odparł Harry, patrząc jak kobieta nalewa sobie pełną szklankę i siada za biurkiem.- Chciałem zapytać o... Saphirę i jej rodziców.
-Ach... rodzice Saphiry... Pewnie sama nic ci nie chciała powiedzieć.- Cole upiła dżinnu.
-Dlatego pytam panią.
-Niewiele pamiętam, miałam wtedy szesnaście lat i nie bardzo interesował mnie ten sierociniec, ale... to było na jesieni, późną nocą. Nad Londynem szalała niezła burza, psa byś nie wypędził. Gdzieś tak koło północy ktoś zapukał do drzwi. Ja, moja matka i Daryl, pomocnica, byłyśmy zdumione. Mimo to otworzyłyśmy.- Cole znowu upiła łyk alkoholu.- Na progu stało przemoczone do suchej nitki małżeństwo z dzieckiem kilkumiesięcznym na rękach. Oboje wyglądali jak trupy. Bledzi, wychudzeni, wymęczeni. Weszli do środka, widać było, że mężczyzna płakał, kobieta już chyba nie miała na to siły. Gdy przekazali dziecko w moje ręce, ona jęknęła urywanie i upadła na podłogę. Zawał serce odebrał jej życie. On wyzionął ducha następnego dnia.
Harry był wstrząśnięty.
-A wiadomo jak się nazywali?
-Dziewczynka miała na nadgarstku bransoletkę z plastiku, coś na styl metryczki.- Cole sięgnęła do szuflady i, pogrzebawszy w niej chwilę, coś wyciągnęła.- Tę bransoletkę.
Harry wziął ją od niej.

"Vivian i Martin Shadow"
Saphira Shadow

Spojrzał na Cole.
-Mogę to zatrzymać?- wykrztusił.
-Nie wiem, po co ci to, ale bierz.- Cole wypiła resztkę dżinnu i odstawiła z rozmachem szklankę.


********************************************************************


Harry wrócił skołowany do pokoju Saphiry. Zdziwił się, widząc śpiącą Saffy na łóżku, pospaną Rudą na parapecie okiennym i chrapiącego Malfoy`a z głową na... kolanach Aniki, która również drzemała. Ron spał na podłodze.
Uśmiechnął się i położył na łóżku obok granatowowłosej.
Wpatrzył się w sufit.
Rodzice Saffy umarli dziwną śmiercią... po powrocie do Hogwartu dam Hermionie tę bransoletkę, może znajdzie drzewo genealogiczne Saphiry, pomyslał. Zaczął go morzyć sen...
"...niebezpieczeństwo znajdzie niewinnych... pół setki niewinnych młodych..." tak powiedziała Saffy...
"Duszki mi mówiły, że tu jest coś niedobrego, że nie powinnam chodzić na strych." tak powiedziała Serafina...
Sen zbliżał się i oddalał, ale mózg Harry`ego pracował na najwyższych obrotach...
-VOLDEMORT!!- wrzasnął nagle, siadając gwałtownie na łóżku.
-Co? Gdzie?!- Ron poderwał się z podłogi.
-Gdzie?!- Saffy też się zerwała.
ŁUP!
-Gdzie?!- Ruda zbierała się z podłogi.
-Co się stało?!- Anika wstała gwałtownie, zrzucając Draco.
-Gdzie??- Malfoy grzebał się z podłogi.- Człowieku, ja przez ciebie kiedys zejdę na zawał....
-Na strychu!- odpowiedział Harry, mokry ze strachu i przerażenia.
-Jak to...- Ron podrapał się w głowę.
-Saphira wygłosiła przepowiednię i rozmawiałem z siedmiolatką! Horkruks jest na strychu!- Jeśli nic nie zrobimy, sierociniec zniknie z powierzchni Londynu!- wypluł z siebie Harry.
-Że... powtórz?- Malfoy popatrzył na niego jak na idiotę.
-Saphira wygłosiła przepowiednię, że niebezpieczeństwo odnajdzie pół setki niewinnych młodych, a my jestesmy w sierocińcu! W sierocińcu, w którym wychował się sam Voldemort! Potem rozmawiałem z siedmioletnią dziewczynką, która powiedziała mi, że... na strychu jest coś niebezpiecznego!- Harry ominął ustęp o duszkach.- HORKRUKS TU JEST!
-W takim razie pielgrzymka na strych!- zarządziła Ruda.
Wybiegli z pokoju i schodami dotarli pod małe drzwiczki. Harry zagrodził im drogę.
-Noment. Zapamietajcie jedno. JA z nim walczę. Gdyby coś się nie powiodło, uciekacie. Rozumiecie?- powiedział cicho i szybko.
-Ale...- zaprotestowała Saffy.
-Saphira, nie ma "ale"!- jęknął Harry.
-Bohater zero.- mruknął niedosłyszalnie Malfoy.- Potter, nawet nie myśl o tym, że sam będziesz walczył. Muszę pomścić moją matkę.
Harry`emu opadły ramiona.
-Wchodzimy.
Uchylili potwornie skrzypiące drzwi....

Strych był duży i ciemny. Stało tu dużo połamanych i starych mebli, były jakieś skrzynie. Podłoga strasznie skrzypiała. Wszystko było pokryte malowniczą warstwą kilkucentymetrowego kurzu. Nieszczelne okna przepuszczały lodowate grudniowe powietrze. Mówiąc prosto- piździło jak w psiarni.

-Nie podoba mi się tu...- mruknął przerażony Ron. Malfoy zmełł w ustach drwiącą uwagę.

-Dawno tu nikogo nie było.- powiedziała cicho Anix.- Ostatni raz było tu sprzątane dwanaście lat temu.

-Widać.- sarknęła Ruda.- Okien za cholerę nie chcą wymienić.

-Mało kasy.- odparła Saffy, obserwując Harry`ego.- A właściwie to czeg szukamy, co?

-Czegoś... hm... czarnomagicznego.- odpowiedział Harry, w głębi duszy czując niepokój.

-Zaiste, co za świetna wskazówka!- prychnął Malfoy.

Harry nie zwrócił na niego uwagi. Czuł, wyraźnie czuł coś niepokojącego

-Harry!- krzyknęła nagle Saphira i odwrócił się gwałtownie.

-Co?!

-Ja... nie wiem... jak to się... stało.... ale wiem, gdzie ten horkruks jest!- Saphira wyglądała na przerażoną. Opierała się ciężko o stertę pudeł, oddychała nierówno.

-Gdzie?- zapytali jednocześnie Malfoy i Anika (tu Autorce aż się ciśnie na usta komentarz "tam gdzie głupi sieczkę rżnie" :)

-Pod... pod tobą, Harry!

Oczy Harry`ego przybrały kształt spodeczków do herbaty.

-Gdzie??!

Malfoy przejechał ręką po twarzy.

-Jezu, co za muł...

-Pod deską podłogi!- przeraził się Ron.

-Przestań siać panikę, człowieku!- obsztorcowała go Anix.

-prace remontowe czas zacząć.- zadrwiła Ruda.

Harry odskoczył i wyszarpnął rożdżkę. Wycelował nią w deskę podłogową.

-Oj, zaraz będą drzazgi...- Anika przezornie się odsunęła, chowając się za Draco i wyciągając różdżkę.

-Przydałby się zestaw "Mały Cieśla".- Ruda swój strach opanowywała sarkazmem. Również dobyła różdżki.

Saffy stała, oddychając ciężko. W głowie jej wirowało, było jej niedobrze, zalewały ją fale gorąca. Nogi miała jak z waty i czuła jak wali jej serce.

-Diffindo!- krzyknął Harry i deska rozłamała się na miliony kawałków, ukazując dziurę.

-Drewno na opał już mamy, a gdzie podpałka?- zapiszczała teraz już serio zestrachana Ruda. Ron raz po raz przełykał ślinę i nerwowo ściskał różdżkę.

Harry drżał. Klęknął przy dziurze i zerknął w jej czeluść.

-Lumos.- mruknął.

Otwór nie był głęcoki, ale roiło się w nim od pająków i inszego robactwa. Mdłe światło różdżki oświetlało nie tylko robaki, ale i małe pudełko. Chciał po nie sięgnąć...

-NIE!- krzyknęła przeraźliwie Saphira.

ŁUP!

Zemdlała.

Ruda, Anika i Ron rzucili się ku niej. Jedynie Malfoy klęknął przy Harrym

-Potter, zapamiętaj jedno. Skoro już jesteśmy przyjaciółmi to istnieje jedna zasada: DZIAŁAMY RAZEM.- powiedział cicho.

-Ta matka była tylko pretekstem?

-Coś w ten deseń.

-Harry, Saffy jest nieprzytomna!- krzyknął Ron.

-Zostawcie ją!- odkrzyknął Harry i sięgnął po pudełko.

-Może użyj Leviosy, bo pudełko może być obłożone jakimś potężnym zaklęciem- powiedział bledszy niż zwykle Malfoy. Harry sklął się w duchu. Że też o tym nie pomyślał!

-Wingardium Leviosa!

Pudełko drgnęło i spowite warstwą kurzu, brudu i pajęczyn uniosło się w powietrze.

W tej samej chwili...

-DEMENTOR!- ryknął Malfoy i odskoczył do tyłu.

Harry`ego sparaliżowało. Z dziury wystrzelił najprawdziwszy klawisz azkabański. Lepkie powietrze stało się jeszcze zimniejsze, gdy potwór wciągnął powietrze. Harry już słyszał krzyk matki.... przeplatany z krzykiem Snape`a, wymawiającego formułę Kedavry.... Z tyłu krzyczała Anika.

-Expecto Patronum!- Harry z trudem skupił się na najszczęśliwszym wspomnieniu. Na pierwszym pocałunku z Saffy.

Z różdżki wystrzelił patronus. Jeleń natarł na dementora i ten zniknął.

Pudełko leżało na podłodze.

-Nic wam nie jest?- wykrztusił Malfoy, zerkając w stronę sterty pudeł. Anika, skulona w ramionach Rudej, płakała straszliwie. Ron był szary na twarzy, Ruda miała opuszczoną głowę, ramiona trzęsły się jej od cichego szlochu. Malfoy natychmiast przyskoczył do Aniki, ale Harry już na niego nie patrzył.

Pudełko na szczególnie niebezpieczne nie wyglądało. Zaryzykował i szturchnął je końcem różdżki. Nic się nie stało.

-Ryzyko matką wynalazców.- szepnął i wziął pudełko do rąk. Było dość ciężkie.- Alohomora!

Stary, zgniły już zamek, odskoczył. Serce Harry`ego waliło jak oszalałe, puls z osiemdziesięciu podskoczył mu do trzystu.... uchylił wieko... i ...

....ujrzał nieco zardzewiałą czarkę.

Wyjął ją i od razu rozpoznał. Ten relikt już kiedyś widział.

W rękach trzymał czarę Hufflepuff.

Nagle poczuł, że artefakt drży. Gwałtownie odrzucił go od siebie.

-Uważajcie!- wrzanął do przyjaciół. Zerwał się na nogi i odgarnął zmierzwione czarne włosy. Przygotował się na najgorsze i dobrze zrobił, bo rozległ się potężny huk, który wstrząsnął całym budynkiem i czara, wirując wokół własnej osi, uniosła się w powietrze. Lodowaty wiatr chlasnął go po twarzy, nieomal zwalając z nóg.

-MALFOY! TRZEBA EWAKUOWAĆ WSZYSTKICH Z BUDYNKU!- ryknął, z trudem utzrymując się na nogach.

-WEASLEY JUŻ POLECIAŁ!- usłyszał przerażony wrzask blondyna.

Huk ponozwnie wstrząsnął fasadami sierocińca, niektóre rzeczy na strychu zaczęły się przewracać. Malfoy dopadł (z trudem) Harry`ego.

-Co się dzieje?!- krzyknął.

-Nie chcesz wiedzieć! Co z Saffy?!

-Ruda i Anika wyniosły ją, ale zapomniały jej różdżki!

-UWAŻAJ!!

Harry rzucił się na Malfoy`a, zbijając go z nóg. Z kielicha zaczęły strzelać jaskrawoczerwone promienie.

-Zaraz zobaczysz co się stanie!- wrzasnął do niego.

Kolejny huk wybił okna.

-REDUCTO!- ryknął Draco.

-NIE!

Harry przeturlał się z nim po podłodze, bo czara odbiła promień, niszcząc wszystko co się dało.

Obaj w wirze lodowatego wiatru, kawałków szyby i tego typu rzeczy zobaczyli coś okropnego.

Z czary wyłonił się Tom Marvolo Riddle z założonymi ramionami na piersi. Uśmiechał się cynicznie.

-Proszę, proszę. Zaiste, do trzech razy sztuka, co, Potter?- wycedził jadowicie.

Harry zerwał się na nogi, Draco z trudem się gramolił, wiatr wytrącał go z równowagi.
-Co to za jeden?!- wrzasnął.
Harry przez chwilę zastanawiał się, co zrobić : ryknąć histerycznym i nieopanowanym śmiechem, wyć ze strachu, czy najzwyczajniej w świecie się rozpłakać.
-Tym razem jednak mamy zaszczyt się spotkać w większym gronie..- Voldemort postąpił w stronę smaganych wiatrem chłopców. Patrzył bezlitośnie na Harry`ego. Naraz zauważył różdżkę Saphiry, leżącą pomiędzy połamanymi sprzętami. Harry też ją dostrzegł.
-MALFOY! RÓŻDŻKA SAPHIRY!
Obaj rzucili się ku niej, ale Voldemort uprzedził ich.
Ziuu! Łup!
Przeleciał błyskawicznie między nimi, powodując, że obaj się zderzyli.
Riddle miał już różdżkę.
-I znowu popełniłeś podstawowy błąd, Potter.- zadrwił horkruks z bezczelnym uśmiechem.- Nie doceniasz mojej...
-I TAK CIĘ POKONAM!- wrzasnął Harry. Chwiał się, ale czuł autentyczną desperację.
-CRUCIO!- zaklęcie Riddle`a niespodziewanie śmignęło ku Malfoy`owi. Ten wrzasnął przeciągle i upadł, zwijając się w kłębek.
-DRĘTWOTA!- wrzasnął Harry.
-JESTEŚ IDIOTĄ, POTTER!- wrzask Riddle`a dźgnął go w bębenki.- NIE NAUCZYŁEŚ SIĘ NICZEGO??! AVADA KEDAVRA!
Harry nie zdążył się uchylić.
-HARRY! PADNIJ!
Uratował go cud. Uratował go Malfoy, który resztką sił szarpnął go na ziemię, tym samym zwalając chłopaka na siebie.
-PRZEKLĘTY GŁUPCZE!- Riddle w piekielnej furii wzniósł się, ryk wiatru i jego zimno wzmogło się prawie dwukrotnie.- PETRIFICUS TOTALUS!
-REDUCTO!- wydarł się Harry, zbijając urok Voldemorta rykoszetem.- Malofy! Trzeba zniszczyć kielich!
-Nie, Potter!- Riddle w krwiożerczym, wręcz nieludzkim szale rzucił się na chłopaka, niczym lew na antylopę gnu.
Harry odskoczył, potykając się o coś i uderzając boleśnie kręgosłupem o starą szafę. Riddle z wizgiem wyhamował. Zaczęła się klasyczna zabawa w kotka i myszkę.
-PROTEGO!- ryknął Harry, odbijając Cruciatusa. Wicher szalał.- Malfoy! Żyjesz?!
-Tak!
-JUŻ NIEDŁUGO!- wrzasnął Voldemort, ciskając zaklęciem w Ślizgona.
Malfoy wrzasnął przeciągle i chwycił leżący wśród pobojowiska artefakt.
Zasłonił się nim przed Avadą Kedavrą...

Harry przez chwilę nie oddychał, coś ścisnęło go za gardło i płuca. W niemym wrzasku otworzył usta, patrząc jak oślepiające zielone światło mknie ku zasłaniającemu się kielichem Ślizgonowi...
Śmiertelny czar łupnął w czarę, rozbijając ją w setkę odłamków, które rozprysnęły się we wszystkie strony, kalecząc do krwi i Malfoy`a i Harry`ego.
Huk i wrzask, nieludzi wrzask, wstrząsnął budynkiem sierocińca, dach zaczął się walić.
-MALFOY! NAD TOBĄ!!- Harry na pół oślepiony wiatrem, rzucił się do przodu, wybijając chłopaka spod linii wolnego spadu belki stropowej.
Znajoma ciemność przesłoniła mu wzrok. Ostatnie co zapamiętał, to uścisk dłoni Malfoy`a.

********************************************************************


Najpierw otworzył jedno oko, potem drugie. Nie do końca wiedział, gdzie jest, ale czuł się ciepło i bezpiecznie. Bolała go tylko głowa.
-No wreszcie się obudziłeś.- pochyliła się nad nim niemłoda kobieca twarz w białym fartuchu.
-Gdzie ja jestem?- zapytał cicho.
-W Mungu na oddziale Wypadków Przedmiotowych. Leżysz tu trzeci dzień.- odparła kobieta, zakładając mu okulary na nos.
Harry rozejrzał się. Faktycznie, leżał w dużej sali z sześcioma łóżkami i portretami uzdrowicieli na ścianach. Wszystkie łóżka były zajęte. Po jego prawej stronie leżał Malfoy.
-Cześć, Potter.- puścił mu oczko.- Muszę się przyzwyczaić do widoku szpitala, przy tobie często będę tu trafiał.
Harry ostrożnie usiadł w pościeli.
-Kiedy się ocknąłeś?- zapytał niewyraźnie.
-Dziś rano. Śniadania mają tu okropne.- skrzywił się Ślizgon.
Uzdrowicielka chwilę krzątała się przy Harrym, po czym wyszła z sali.
-No wreszcie polazła.- mruknął Malfoy.- Możesz mi powiedzieć kim był ten chłopak z kielicha?- wbił intensywny wzrok w Harry`ego.
-Voldemort w wersji mini.- teraz to Harry się skrzywił.- A raczej część jego duszy.
Draco zmarszczył brwi. Oparł się na łokciu.
-Tam... wtedy na strychu...- zaczął nagle.- Uratowałeś mi życie.
-Drobiazg. Ty mi też.- Harry starał się uśmiechnąć.- Przyjaciele tak robią.
-Tak, tyle, że... jakoś do tamtej pory żaden z nas czegoś takiego by dla drugiego nie zrobił...- Malfoy już chyba sam nie wiedzał o co mu chodzi.
-Ile razy Hermiona i Ron ocalili mi tyłek od śmierci, to wolę nawet nie liczyć.- Harry odgarnął grzywkę z czoła.
-No tak... ale dla mnie to coś nowego. Wiesz, wyobraź sobie Zabiniego, Goyle`a czy Parkinson nadstawiających dla mnie karku. Czysta abstrakcja.
-Harry!- do pokoju wbiegła Saffy. Była blada na buzi, jakby długo chorowała, na sobie miała granatową koszulę nocną i jasnoniebieski szlafrok, na nogach szafirowe kapcie. Bez zastanowienia rzuciła się na szyję Malfoy`owi i obcałowała go po policzkach.- Jak się cieszę, że jesteś cały!
Malfoy aż się zachłysnął, Harry nie wiedział co powiedzieć.
-Saffy! Kamysiu, to nie Harry!- na oddział wpadła wyraźnie zmęczona Anika a za nią równie skonana Ruda. Siłą odciągnęły granatowowłosą od Draco.- Kochanie, to nie Harry!- Anix uniosła twarz przyjaciółki do góry.- To Draco!
Saffy poopatrzyła na nią jak szczeniak.
-Nie... Harry?- zapytała łamiącym się głosem.- On... nie żyje?- rozpłakała się, siadając na podłodze.
-Saffy, Harry jest tutaj!- Ruda z trudem postawiła Saphirę na nogi. Odwróciła ją do Harry`ego, który wyglądał na mocno wstrząśniętego.
Saphira wyglądała źle. Bardzo źle. Buzia biała jak papier, oczy mętne i zapłakane, włosy dziwnie przerzedzone i jakby krótsze.
Gdy tylko go zobaczyła, od razu się na niego rzuciła, pakując się mu pod kołdrę i wtulając w jego ramiona. Coś mruczała, delikatnie głaszcząc go po biodrze.

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki