Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 
Harry Potter i Wyrocznia Cienia - cz. 4.
Autor Anika



-Dzięki za takie poparcie.- uśmiechnął się Harry.- Chyba nie ma sensu prowadzić lekcji organizacyjnej, bo wszyscy się znamy... Zaczniemy od powtórze...
Urwał, bo z tyłu klasy unisła się w górę bezczelna ręka.
Malfoy.
-Słucham?- Harry opanował złość.
-Jakiego zwrotu mamy używać w stosunku do...eee...pana?- Malfoy uśmiechnął się arogancko.
-No właśnie!- poparł go Zabini. Harry poczuł się głupio. O tym nie pomyslał. Postanowił pójść na całość.
-Dla ciebie, Malfoy, może być zwrot "panie profesorze."- wypalił, a Gryfoni zachichotali. Harry zauważył, że tylko Saphira się nie zaśmiała.- Chcesz coś jeszcze powiedzieć, co udowodni, że jesteś idiotą, czy mogę zacząć?- dodał. Malfoy nieznacznie się zaróżowił.- Jak już powiedziałem, powtórzymy zaklęcia obronne, no i wreszcie spróbujemy zaklęć niewerbalnych.
--Których sam PAN PROFESOR nie umie!- krzyknął Malfoy, rozparty w ławce.
-PANIE MALFOY, odejmuję PAŃSKIEMU domowi pięć punktów za wyjątkową bezczelność.- Harry ze słodką satysfakcją patrzył jak Ślizgonowi rzednie mina. Przez chwilę czuł, że chyba nie doceniał Snape`a, ale to było tylko wrażenie. Przelotne.- No to dobierzcie się w pary.
Wszyscy powstawali z ławek. Ernie stanął z Justynem, Susan z Lavender...
Saphira wstała i już miała wziąć Rudą za ramię, gdy nagle pozuła swoją dłoń w czyjejś chłodniejszej dłoni. Mocne szarpnięcie wyciągnęło ją z ławki.
Stanęła twarzą w twarz z...
...Malfoy`em.
-Hej, śliczna.- uśmiechnął się.- Bądź ze mną w parze.
-Nie, dzięki.- Kamyczek starała się zabrać dłoń.- Jestem z Rudą...
-Nie, nie, ona jest z Zabinim.- pokręcił głową Malfoy. Ruda faktycznie stała na drugim końcu sali, a Zabini trzymał ją za ramię. Na szczęśliwą nie wyglądała.
-Ja jednak...- Saphira chciała zaoponować, ale Draco mocnym ruchem przyciągnął ją do siebie i jej ramię otoczył wokół swojej talii. Jego usta znalazły się dwa centymetry od ust Saphiry. Serce jej załomotało.
-Nie odmówisz mi, prawda?- zapytał cicho, usmiechając się zalotnie.
-A jeśli?
-Wtedy cię po...
Harry z daleka zauważył, że Malfoy coś kombinował. Jego teza potwierdziła się, gdy Zabini wyciągnął Rudą z ławki, a blondyn wziął za rękę Saphirę. Gdy przyciągnął ją do siebie, Harry`ego zalała dziwna złość. Czuł ją tylko raz.
Był zazdrosny.
Postanowił interweniować. Szybko do nich podszedł.
-Może jednak?- warknął do Malfoy`a.
-Jakiś problem, PROFESORZE?- zakpił Malfoy, ignorując wyrywającą się Saphirę.
-Puść ją.- powiedział chłodno Harry.- Chyba, że ty chcesz mieć problem, PANIE Malfoy.
-My jesteśmy w parze, panie profesorze.- prychnął Malfoy.- Prawda?
Harry spojrzał dziewczynie w oczy. Zmrużył je porozumiewawczo i ona odpowiedział tym samym. Zrozumieli się bez słów.
-Prawda.- odparła Kamyczek.
-No dobrze. Harry wyciągnął swoją różdżkę i machnął nią.- Mobiliarbus.- stoły usunęły się pod ściany.- Wszyscy mają parę?
Jak zwykle tylko Neville został na lodzie, ale szybko dołączył do Rona i Hermiony.
-Po kolei każda para będzie starała się rozbroić siebie nawzajem. Która pierwsza?- Harry rozejrzał się po sali.
-Może my?- zaproponował Ernie McMillan i razem z Justynem stanęli naprzeciw siebie, przyjmując pozycje do pojedynku.
Zaklęcia świsnęły w powietrzu. Przegrał Ernie, który został trafiony Zaklęciem Rozbrajającym.
Kolejne pary radziły sobie nieźle (Ruda rozgromiła Zabiniego, który nie pozostał dłużny), aż wreszcie do walki stanęła Saphira i Malfoy. Ślizgon przybrał pozycję, Saphira nawet się nie ruszyła.
-No, śliczna, zobaczymy CO potrafisz.- syknął, błyskając oczami.
-Trzy...dwa...jeden!- krzyknął Harry.
W jednej chwili Saphira z niebywałą szybkością dobyła różdżki i smagnęła nią, krzycząc: "Pevoste!". Huknęło i Malfoy krzyknął przeraźliwie, padając na posadzkę. Harry`emu oczy wyszły na wierzch. Sphira chwiała się na nogach, ciężko oparła się o ścianę.
-TO potrafię...- wyszeptała z satysfakcją.
Wszyscy zebrali się wokół Malfoy`a, który leżał bez ruchu.
-Co to było?- zapytał Harry, podbiegając do Saphiry.
-Zaklęcie Porażenia Piorunem.- odpowiedziała.- Ocknie się za chwilę.
Zadzwonił dzwon na przerwę i wszyscy oprócz Harry`ego, Rona i Malfoy`a (z przyczyn oczywistych) wyszli z klasy. Saphira chciała zostać, żeby dobudzić Ślizgona, ale Hermiona i Ruda siłą wyciągnęły ją na siłę.
-Wooow, nieźle go załatwiła.- orzekł z uznaniem Ron.- Nic dziwnego, że ci się podoba...
Harry zaczerwienił się i szybko odwrócił.
-Ona? Skąd, przecież chodzę z Ginny!- zaprotestował trochę za szybko.
-Nie wżeniaj mi kitu.- powiedział zpolitowaniem Ron.- Przecież widzę jak na nią patrzysz i jak się zachowywałeś przed zielarstwem. Mało Malfoy`owi oczu nie wydrapałeś.
Harry po raz nie wiadomo który poczuł się jak idiota. Odwrócił się gwałtownie twrzą do Rona.
-Ron, WCALE się nie zakochałem! Jestem z Ginny i jest mi dobrze! Niby jak patrzę na Saphirę? NO JAK ?!
Ron wyglądał na urażonego.
-Nie krzycz na mnie. Nie mam ci za złe, że podoba ci się Saphira.
-NIE PODOBA MI SIĘ!- Harry powoli tracił panowanie nad sobą.
-Patrzysz na nią tak, jak kiedyś patrzyłeś właśnie na Ginny. I wiesz co? O wiele bardziej do siebie pasujecie, niż ty i moja siostra. Tyle mam ci do powiedzenia. Do zobaczenia na transmutacji.- Ron uśmiechnął się krzywo i wyszedł.
Harry czuł, że pali go twarz. Z ziemi podnosił się rozkojarzony i skołowany Malfoy. Ron powiedział to, do czego Harry nie chciał się przyznać, nawet przed sobą.
Był zakochany.
I to na zabój.

Harry przez pierwszy tydzień usilnie starał się pogodzić wszystkie obowiązki. Lekcje organizacyjne, jego własne lekcje, pierwsze patrole...
-Jak ci idzie rola belfra?- zapytał go Ron już w piątek, zaraz po zaklęciach. Uczyli się wyczarowywać przedmioty codziennego użytku.
-Ujdzie w tłoku.- mruknął Harry, wspominajac lekcje z czwartoroczniakami. Nieźle dali mu w kość. Skończyło się na odjęciu dziesięciu punktów Ślizgonom.- Dajesz sobie radę z tą transmutacją ludzką?
-A jak myślisz?- odpowiedział ponuro Ron. Odsunął włosy i pokazał Harry`emu szpiczaste filigranowe elfie uszka.- Elfka by się och nie powstydziła. A miałem tylko zmienić kolor włosów.
=Och, Ron, nie skupiłeś się jak należy.- Hermiona usiadła przy stole Gryfonów.
-Och, dzięki.- parsknął Ron.- McGonagall powiedziała, że efekt niedługo zniknie.
-Tobie oczywiście wszystko się udało.- stwierdził Harry, patrząc na Hermionę.
-No pewnie...- dziewczyna zaczerwieniła się.- Jak widać.- odrzuciła na plecy bujne blond loki.
-Niedobrze ci w blondzie.- mruknął Harry.
-Mój Boże, Granger, kto ci wylał na głowę zawartość nocnika?- po Wielkiej Sali przetoczył się szyderczy głos Malfoy`a.- Co za odcień!
-Morda w kubeł, HITLERJUGENDZIE!- wrzasnął Ron, purpurowiejąc na twarzy.
Harry ryknął śmiechem tak szaleńczym, że omal nie spadł z krzesła.
-Powinienem odjąć ci punkty za słownictwo...ale zrobię dla ciebie ten jeden raz wyjątek.- wykrztusił.
-Harry...- zaczęła Hermiona.
-Och, Hermiono, wiem!- jęknął Harry.- Miałem nikogo nie fawo...
-Harry, chciałam ci przyznać rację!- odparła zarzuty Hermiona, uśmiechając się łobuzersko.
-Hej, blondie!- do stołu podeszła Ruda.- Mmmm, złoty odcień! Dobry wybór, ale do ciebie bardziej by pasował kasztan.
-Ron, twoje uszka też nie są takie złe.- do Rudej dołączyła Saphira. Harry zaniemówił na jej widok. Dziewczyna miała fantazyjnie poplecione i polokowane platynowe włosy, filigranowe elfie uszka i mocno podkreślone czarną kredką wielkie oczy.- Sama mam takie. Ruda stwierdziła, że jak już transmutacja, to na pełną skalę!
Dziewczyna zachichotała i zakręciła się w miejscu, prezentując w całej okazałości wspaniałe czarne kozaczki do kolan, dżinsy rybaczki i obcisłą szara bluzeczkę nad pępek.
Harry`emu odjęło mowę. Ron z wrażenia otworzył usta (podobnie jak trzy czwarte męskiej populacji w Wielkiej Sali).
-Och, jej...co wam jest?- Saphira spojrzała na chłopców ze zdziwieniem.
-Jakaś ty, kuźwa" niekumata.- Ruda przejechała dłonią po twarzy.- Później coś ci powiem.
-Mam ochotę coś zjeść. Mogę usiąść?- zapytała Saphira, patrząc na Harry`ego, po czym bez zbędnych ceregieli władowała mu się na kolana i sięgnęła po kawałek tortu, przekładanego owocami i polanego bitą śmietaną. Harry wytrzeszczył oczy, które przybrały wielkość regularnych spodków.- Wiem, wiem, bomba kaloryczna.- Saphira chyba pomyślała, że Harry patrzy z takim bezbrzeżnym zdumieniem na jej talerz.- Chcesz trochę? Przynajmniej nie poczuję się osamotniona w tej tuczacej rozkoszy, bo ktośtu jest na diecie.- Kamyczek pokazała ozór Rudej, która odpowiedziała pięknym za nadobne. Nabrała kopiastą łyżeczkę tortu i podetknęła ją pod nos Harry`emu (przy okazji zostawiając sporo bitej śmietany na nim ;).- Za mamusię...
Harry grzecznie zjadł "przydział", czując, jak coś rozsadza go od środka.
-Grzeczny chłopiec!- zażartowała Saphira.- Kurczę, ale ze mnie drewniak, ubrudziłam cię!- zauważyła bitą śmietanę na nosie Harry`ego.- Jak to szczyścić, żebyś się nie lepił...
I zrobiła coś, co sprawiło, że Harry omal nie zemdlał, a męska część populacji w Wielkiej Sali zapałała do niego czystą nienawiścią.
Dziewczyna powoli pochyliła się i ustami, dotykając leciutko języczkiem, delikatnie zlizała krem, po czym oblizała się.
-Smaczny jesteś.- zachichotała.- No nie patrz tak na mnie, przecież nie chciałam cię upaćkać...
-Ty, elfka za knuta, spójrz na spodnie.- powiedziała nagle Ruda, jako jednyna nie zdziwiona zachowaniem przyjaciółki.- Nie na spodnie Harry`ego, tylko swoje. Krem spoczywa jakieś trzy palce na lewo od wewnętrznego uda.
-Jeść nie umiem, wiem. Pójdziesz ze mną to zmyć?- Saphira odstawiła talerzyk i wstała.- Narazie!
Wyszła z Rudą z Wielkiej Sali.
-Dobra jest.- wyrwało się Ronowi.
-Ehe...- potaknął Harry, postanawiając nie myć nosa do końca życia.

-Hej, może pójdziemy do Hagrida?- pierwsza sobota września była wyjątkowo ciepła i słoneczna. Ron obserwował w lustrze swoje, teraz już półelfie, uszy. Wróciły do normalnych rozmiarów, ale wciąż były szpiczaste.- Co mnie podkusiło, żeby kontynuować transmutację?- poskarżył się.- Dobrze, że to zaklęcie krótkookresowe...
-Trzeba było myśleć dwa lata temu przy zaliczaniu suma z tego przedmiotu.- odparł bezlitośnie Harry.- Można iść do Hagrida, całe szczęście, że dyżury mam tylko w tygodniu.
-Gdzieś się wybieracie?- zagadnęła, jak zwykle wścibska Ruda.
-Do Hagrida.- odparł lakonicznie Harry.- Nie znasz.
-To ten gajowy, twój przyjaciel, tak?- zapytała znienacka Saphira, której platynowe włosy miały już granatowe pasma.
-Tak. Chcecie iść z nami?
-Pewnie!
W PW (dla niewtajemniczonych- Pokój Wspólny- Autorka)znaleźli Hermionę ślęczącą nad jakimś grubym dziełem. Na propozycję odwiedzenia chaty Hagrida przystanęła z ochotą.
Po chwili już stali pod jego drzwiami.
ŁUP! ŁUP! ŁUP!
Harry załomotał w drzwi. Rozległ się basowy szczek Kła i po chwili w szparze ukazała się brodata twarz olbrzyma.
-Harry! Cholibka, wspaniale, że wpadłeś!- drzwi otworzyły się na całą szerokość.- Właźta do środka. Do licha, Hermiono, źle ci w blondzie...
Wnetrze chatki, mimo niedawnego pożaru wyglądało tak jak kiedyś. Ogromne łóżko z pikowaną narzuta, kominek, kredens, wielki stół i legowisko Kła, a pod sufitem pęki srebrnych włosów jednorożców, jakieś szynki i kiełbasy, oraz kociołki.
Kieł po kolei wszystkich obwąchiwał. Miał spore ubytki w sieści, widać było ślady niedawnych oparzeń
-Och, widzę, że Kieł ma się lepiej!- ucieszył się Harry głaszcząc brytana po łbie.
-Lepij, lepij. O, a kogóż to przyprowadziłeś?- Hagrid wyjął z kredensu sześć kubków i czajnik.
-A tak, Hagridzie, to Ruda i Saphira. Dziewczyny, to Hagrid.- Harry dokonał błyskawicznej prezentacji. Dziewczyny dygnęły grzecznie a Hagrid zaśmiał się tubalnie.
-Siadajcie. Ciasteczko?
Grzecznie odmówili, chociaż Ruda chciała się połakomić- ale Ron jednak lojalnie ją ostrzegł i zrezygnowała.
-Gratulacje, Harry!- powiedział Hagrid, gdy już siedzieli przy herbacie.- Słyszałem, że zostałeś profesorem!
-Niezła fucha mu sie trafiła.- skomentował Ron.
-Eeee...tak.- Harry nieznacznie się speszył.
-A czegoż to uczysz?- zaciekawił się gajowy.
-Obrony przed czarną magią. Czego innego mógłbym uczyć?
Hagrid nieznacznie pobladł. W jego czarnych jak zuki, ciepłych oczach błysnął niepokój.
-Żartujesz.
-Skąd.
-A niech to... pechowy wakat ci sie dostał.- Hagrid próbował wszystko obrócić w żart, ale widać było jego niepokój i troskę.- I jak ci idzie?
-Ich zapytaj.
-Świetnie!- odpowiedzieli Ron i Saphira jednocześnie.- Serio!
Harry zaróżowił się nieznacznie.
-Ale się podlizujecie.- Hagrid puścił im oczko.- Wy dwie jesteście z...
-Fortyfikatu.- dokończyła Ruda.
-Fortyfikat....achm wim! To ta szkoła w Polsce?
-Echm.- poparła Saphira.
-Et, życie, życie...- westchnął filozoficznie Hagrid.- No, mam nadzieję, że jakoś sobie poradzisz, Harry. Nigdy w ciebie nie zwątpiłem.
-Dzięki, Hagrid.- Harry uśmiechnął się lekko.


Kolejny tydzień minął spokojnie i bez rewelacji. Niestety, poniedziałkowy ranek, rozpoczynający trzeci tydzień, dla Harry`ego rozpoczął się fatalnie.
W PW spotkał Ginny w bojowym nastroju.
-Mogę z tobą porozmawiać?- warknęła na dzień dobry. Harry, który był zmęczony (dyżurował pół nocy- zamienił się z profesor Vector) jęknął.
-Dobrze, byle szybko.- powiedział jękliwie.
-Dlaczego mnie olewasz?- padł zarzut. Ginny patrzyła mu prosto w oczy. Harry poczuł pulsujący ból w skroniach.
-Ja? Ciebie? Nie olewam cię.- skłamał. Przez ostatnie kilka dni unikał konfrontacji z Ginny jak ognia. Kiedy ta chciała porozmawiać z nim po lekcji, bez mydła wcisnął jej kit, że jest zajęty.
-Jasne!- prychnęła ironicznie ruda.- Tylko na mój widok skrecasz w inną alejkę!
-Nie krzycz...xle się czuję...- skrzywił się Harry.
-Och, nic dziwnego! Przecież ta cizia, która śpi w twoim dormitorium...
-ODWAL SIĘ OD SAPHIRY!- Harry omal nie uderzył Ginny.- I NIE NAZYWAJ JEJ CIZIĄ!
-Harry, jesteś podły!- w oczach Gin zabłysły autentyczne łzy.-Myslałam, że mnie kochasz!
-Ja też.- walnął obcesowo Harry.- Znajdziesz kogoś lepszego niż ja, dobrze wiesz.
Ginny otwarcie płakała.
-Harry! Harry...- akurat nadeszła Saphira.- Och... chcialam zapytać, czy idziesz na śniadanie, ale... chyba już pójdę...- podrapała się z zakłopotaniem w elfie uszko, odwróciła się z gracją i wyszła z PW. Harry nie zdążył opanować westchnienia. Histeryczny szloch Ginny przywrócił go do reala.
CHLAST!
No i nim się zorientował, dostał w twarz, a ruda wybiegła z PW w ślad za Saphirą. Zdezorientowany, zmęczony i zły ze wściekłości kopnął w fotel stojący nieopodal.
Zaiste, wspaniały początek tygodnia.

Może to z nadmiaru zajęć, ale Harry zapomniał o quidditchu. Przypomniał mu się dopiero, gdy wybrakowana drużyna Gryfonów (Demelza Robins, Ginny- wciąż obrażona-, Ron i Jack Sloper) stanęła przed nim w komplecie.

-Hej, Harry.- Demelza, ścigająca, ogarnęła włosy z twarzy. Harry z jękiem usiadł na jednym z foteli.

-Wiedziałem, że o czymś zapomniałem!

-Pan profesor jak zwykle był ZBYT ZAJĘTY, by interesować się czymś tak przyziemnym jak quidditch.- fuknęła Ginny. Dostała łokciem od Rona.- AU! Zrób tak jeszcze raz, a potraktuję cię furnunculusem!

-Przepraszam...- wyjąkał Harry, pocierając czoło.- Całe szczęście, że sezon zaczyna się dopiero w październiku...

-Brakuje nam ścigającego i pałkarza.- powiedział szybko Jack.

-I rezerwowego szukającego.- dodał Harry.- Demelzo, na razie nie mam czasu, ale na jakiś czas zostaniesz kapitanem drużyny. Zgromadź chętnych, zrób testy i wybierz najlepszych. Ron przekaże mi listę, dobrze?

-Jasne!- ucieszył się Ron.

-Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli...

-Skąd, masz teraz kupę roboty!- zaprotestował Jack. Ginny skrzywiła się sarkastycznie.





************************************************************



Tego samego wieczora Harry z radością poszedł do dormitorium, myśląc o jednym- śnie. Była to środa, jeden z niewielu luźniejszych dni, kiedy mógł położyć się spać o normalnej porze i wstać wyspanym.

W dormitorium zastał tylko Saphirę. Siedziała na parapecie, pochylona nad jakimś listem. Dziewczyna uśmiechała się leciutko, elfie uszka wystawały jej spod granatowych włosów, bujnie splątanych i elegancko podpiętych. Harry uśmiechnął się.

-O, cześć!- zauważyła go.- Przepraszam za to, że w poniedziałek tak po chamsku przerwałam ci rozmowę z tą rudą dziewczyną.- zarumieniła się Harry uniósł brwi. On? Zły na nią?

-To... och, nie szkodzi!- machnął nonszalancko ręką, z uwagą pochłaniając każdy jej ruch, gdy z listem w dłoni wstała z parapetu.- Kto napisał? Rodzina?

Saphira cofnęła się o krok, odróciła głowę.

-Nie mam rodziny.- odpowiedziała chłodno. Harry wiedział, że właśnie wkroczył na grząski grunt.- Napisała do mnie jedyna bliska mi osoba. Oczywiście poza Rudą.

-Mogę zapytać kto?- zapytał Harry, nic nie przeczuwając.

-Mój chłopak.- padła odpowiedź. Harry poczuł się jak trafiony obuchem. Nie wierzył w to co słyszał.

-Chłopak?- wydukał, patrząc na nią jak skamlący szczeniak.- Chłopak?- pwtórzył. Saphira zamarkowała uśmiech.

-Tak, z Fortyfikatu. Rafael Klimko.

Harry miał wrażenie, że wnętrzności zapadły mu się w nicość. Ona miała chłopaka...

-Co tak patzrysz?- Saphira powoli i starannie złożyła kartkę i schowała ją do kieszeni. Nie powiedziała mu, że ona i Rafael w tym liście oficjalnie ze sobą zerwali.

-Nic.- udało mu się wykrztusić. Odwrócił się. Bał się, że Saphira zauważy jego gorycz.- Położę się już spać.

W łóżku nakrył się kołdrą na głowę. Gdy zasnął, śniła mu się Saphira w długiej śnieżnobiałej sukni, posyłająca mu całusy i odchodząca z jakimś gościem bez twarzy.





*************************************************************



Dwa dni później Ron wręczył Harry`emu kartkę.

-Drużyna skompletowana.- uśmiechnął się Ron.- Pierwszy mecz za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że będziesz grać, chociaż ezerwowy szukający...

-Kto to?- Harry zerknął na listę.

1. Pałkarz Sandy Drew

2. Ścigający Colin Creeveey

3. Rezerw. szukający Saphira Shadow.

Harry zakrztusił się łyżką bulionu na widok ostatniego nazwiska.

-ONA?

-Nawet nie wiesz jaka dobra była! W symulacji meczu złapała znicza po ośmiu minutach!- podniecał się Ron.- I ucieszyła się, że być może będzie ciebie zastępować!

-Tja.- Harry sposępniał i powrócił do pochłaniania bulinu. Przypomniał sobie, że obiekt jego westchnień ma chłopaka.

-Harry, powiedz jej, że ci się podoba...

-Jeszcze czego.- warknął Harry, przerażony samą tą myslą.

-O czym gadka?- do stołu Gryfonów podeszła Saphira, Ruda i Hermiona.

-O wilku mowa.- mruknął Harry i odwrócił wzrok. Dziewczyna wyglądała nieziemsko w najzwyklejszych ogrodniczkach, T-shircie i adidasach. Zakłuło go w sercu.

-O kiełkowaniu.- walnął Ron.

-Słyszeliście? Wypuścili wreszcie Shunpike`a.- Hermiona spojrzała na Harry`ego. Rzuciła na stół "Proroka Codziennego".

-Czyli w najbliższym czasie mogę spodziewać się wizyty Scrimgeoure`a.- Harry przejechał ręką po włosach.

-Eeee....wątpię....- powiedziała niepewnie Hermiona.- Spórz na pierwszą stronę.

Harry jak błyskawica porwał gazetę i spojrzał na nagłówek.



"Scrimgeoure przeżyje"

`Obecny minister magii , Rufus Scrimgeoure, wczoraj wieczorem został przetransportowany w ciężkim stanie do Szpitala Magicznych Chorób i Urazów im. Świętego Munga. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że minister (były auror) stoczył zażartą walkę z kilkoma śmierciożercami. Ranny unika dziennikarzy, ale prawda niedługo wyjdzie na jaw. Pytanie, czy wśród tych śmierciożerców był Severus Snape?~



-Założe się o własne spodnie, że był.- mruknął Harry.

-Lepiej się o nie nie zakładaj, bo możesz je stracić.- zachichotała Ruda.

Czas szybko leciał, nieubłaganie przesuwając wskazówkę na zegarku Harry`ego i kratkę na kalendarzu ściennym. Piątkowy wieczór trzeciego października zastał Harry`ego z podkrążonymi oczami w pokoju nauczycielskim. Właśnie ślęczał nad wypracowaniem Dennisa Creeveey`a o Zaklęciach Niewybaczalnych, gdy nagle stanął przed nim kubek z parującą kawą.

-Wyglądasz źle.- naprzeciwko niego usiadł Ron.- Przyniosłem ci kawę. Głównie dlatego pozwolono mi tu wejść.

Harry z wdzięcznością wziął kubek i wypił kilka łyków kawy.

-Dzięki. Mam dość. DOŚĆ. Czy wiesz co Dennis Creeveey napisał o Imperiusie? Cytuję: "To zaklęcie niewybaczalne, gdyż nie można wybaczyć niewybaczalnego w skutkach czynu." Załamka. Czy my też byliśmy tacy tępi?- w oczach Harry`ego była autentyczna desperacja.

-Tak. Przypomnij sobie nasze senniki dla Trelawney.- mruknął Ron i obaj zaczęli się śmiać.- Jutro pierwszy mecz. Będziesz grał, czy mam powiadomić Sap...

-Będę grał.- przerwał Harry, który nie chciał słyszeć tego imienia. Przechodziło go ukłucie bólu i nienawiści do tego nieznanego mu chłopaka z Fortyfikatu.

-Ostatnio jesteś dziwny, jeśli o nią chodzi. Wyglądasz jak zbity pies.

-Nieważne. Idź już. Muszę to skończyć. I stokrotne dzięki za kawę.

Harry po chwili został sam, ze stygnącą kawą jako towarzysz.



************************************************************



Było już bardzo późno, gdy cichcem wszedł do dormitorium. Był tak zmęczony i śpiący (kawa za bardzo mu nie pomogła), że na wpół przytomny przebrał się w piżamę i wpakował pod ciepłą kołdrę. Objął poduszkę, a na chwilę przed zaśnięciem wydawało mu się, że poczuł zapach konwalii.

Nazajutrz rano...

-Mmmm...Ruda....znowu władowałaś mi się do łózka bez pytania...?- Harry`emu wydawało się, że jego poduszka zaczyna gadać i obejmuje go mocniej. Nigdy więcej kofeiny, pomyślał, na wpół rozbudzony i też się do niej przytulił. Teraz już wyraźnie czuł zapach konwalii.

Naraz rozsunęły się zasłonki i dał się słyszeć dziewczęcy okrzyk.

-Rany, co wy robicie?!

Harry jęknął i stwierdził, że usiądzie, zruga napastnika i z powrotem pójdzie spać. Usiadł z poduszką w ramionach....i naraz poduszka ziewnęła i usiadła samodzielnie!

Harry przetarł oczy poduszka zrobiła to samo....

-HARRY?!?

-SAPHIRA?!?

Harry cofnął się tak gwałtownie, że aż zleciał z łóżka.

-Co ty robiłaś w moim łózku?!- wykrztusił.

-To moje łóżko i to ja cię powinnam o to zapytać!- Saphira przyciskała do piersi kołdrę.

-Niezły bigos.- Ruda zaczęła się śmiać.

-Ja...ja musiałem pomylić...Przepraszam....- Harry omal się nie rozpłakał, ale twardo powstrzymał łzy.

Saphira spojrzała na Rudą, potem na siedzącego na podłodze Harry`ego i wybuchnęła gromkim śmiechem. Potargana, rozmemłana ale i roześmiana na czworakach zeszła z łózka i podpełzła do niego.

-Nie szkodzi. Nawiasem mówiąc, mięciutki jesteś.- pocałowała go w skroń.- Tylko następnym razem powiedz mi, jeśli masz zamiar ze mną spać. Wezmę dodatkową poduszkę.- puściła mu oczko.

Harry czuł się jak Idiota przez duże "I". W yczuł, że Saphira się na niego jednak trochę boczy. Obydwoje unikali się tak do wpół do jedenastej. Potem nie mieli okazji, żeby się zobaczyć, bo zaraz po spóźnionym śniadaniu Harry pobiegł na górę po miotłę i gdy zbiegł nadół, wszyscy już byli na stadionie.

-Nareszcie jesteś.- odetchnęła z ulgą Demelza, gdy Harry wpadł zziajany do szatni Gryfonów. -Ron już miał biec po rezerwową...

-A...tak właściwie to z kim gramy?- uprzytomnił sobie Harry, na chybcika zakładajac ochraniacze.

-Uprzywilejowany, a nie wie.- parsknęła Ginny. Harry nie wytrzymał. Wyszarpnął zza pazuchy różdżkę i wycelował nią w dziewczynę.

-Przestań wreszcie!- krzyknął, nie zważając na resztę drużyny.- Ruda żmiojo!- wyrwało mu się. Ron dyskretnie odkaszlnął, maskując atak śmiechu. Oczy Ginny zwęziły się.

-Czarna szuja!- wyszarpnęła swoją różdżkę. W jej oczach płonął ogień.- I do twgo zdradliwy łajdak!- Harry skrzywił się. Ginny w furii rzuciła się na niego. Harry nie zdążył uskoczyć i po chwili oboje szrapali się zawzięcie. Ron śmiał się tak szaleńczo (chociaż nie było z czego), że aż się zakrztusił.

-PRZESTAŃCIE!- Demelza chwyciła Ginny za ramiona. W tym samym momencie do szatni wpadła Ruda.

-Ooooj, co się tutaj dzieje?- doskoczyła do Harry`ego, próbującego wyrwać się z iście shwarceneggerskiego uścisku Ginny i pomogła mu. Dyszał.

-NIENAWIDZĘ CIĘ! SŁYSZYSZ?! N I E N A W I D Z Ę !!!!!- wrzasnęła Ginny, wyrwała się Demelzie i z miotłą na ramieniu pobiegła do holu.

-Kto bu pomyślał, że taka drobna, a taka silna.- mruknęła Ruda.

-Ron, przypomnij mi, żebym przy najbliższej okazji ją zatłukł...- wydyszał Harry. Wrócił Sloper, który wybiegł za Ginny.

-Jest problem. Ginny powiedziała, że z prostakami nie gra!- wykrztusił.

-Nie ma problemu!- podskoczyła Ruda.- Saphira może być ścigającą!

-Dobry pomysł!- poparł ją Ron. Ruda pobiegła po przyjaciółkę.

-Więc z kim gramy?- Harry za wszelką cenę starał się uspokoić.

-Ze Ślizgonami.- powiadomił go Ron.

-Więc muszę jak najszybciej złapać znicza.

-Jestem! Ale fajnie, że będę grać!- uradowana Saphira wkroczyła w pełnym rynsztunku i z miotłą na ramieniu.

Harry z trudem odwrócił wzrok.

-No dobra, a kto jest komentatorem? Znowu Luna?

-Nie, tym razem na to zaszczytne miejsce wcisnęli kogoś, kto nie chrzani o CHORÓBSKACH PRZEGRYWAJĄCEGO.- stwierdził z żalem Ron.- No i zmienił się skład drużyny Ślizgonów. Zamiast Goyle`a jest Zabini, Malfoy wciąż trzyma swój kaprawy tyłek na pozycji szukającego, no a obrońcą jest ta głupia krowa Parkinson.

-PARKINSON?!- Harry`emu opadła szczęka.- Oni chyba naprawdę popadli w depresję...

-Co znaczy, że zwycięstwo mamy w kieszeni.- podsumował zadowolony Sloper.

-Nie bądź taki pewnien.- zrugała go Demelza.- Ślizgoni może nie są zbyt inteligentni, ale są sprytni i przebiegli. W ich druzynie znajdują się tylko ci, którzy wyróżniają się chociażby pod względem muskulatury...

Harry i Ron popatrzyli po sobie i jak na komendę ryknęli śmiechem.

-Parkinson ma takie mięśnie, że aż strach na nią patrzeć!- śmiał się Harry.

-A Malfoy wyróżnia się poziomem głupoty. To neandertal.- brechtał się Ron.

-Och, przestańcie się go czepiać!- rozzłościła się Saphira. Harry poczuł ukłucie zazdrości i obaj z Ronem zamknęli się.

-Trzeba już wychodzić na boisko.- oświadczyła Demelza.- Tylko gdzie jest Colin?

-Je-jestem!- do szatni wpadł zziajany Colin Creeveey, szesnastolatek z Gryffindoru.

-Idziemy.- zakomenderowała Demelza i cała drużyna wyszła na boisko, zalane ciepłymi jesiennymi promieniami słońca.

Trybuny były zapełnione. Setki uczniów w kolorowych strojach kibicowało albo Gryfonom, albo Ślizgonom, ale tych pierwszych było więcej. Z naprzeciwka nadchodziła drużyna Ślizgonów z Malfoy`em na czele.

Podeszła pani Hooch, która zawsze sędziowała szkolne mecze.

-Kapitanowie, uściśnijcie sobie dłonie.- zarządziła.

Harry wystapił naprzód i wyciągnął rękę. Z drużyny Ślizgonów to samo (choć z grymasem obrzydzenia) zrobił Malfoy. Harry`ego już chyba nic nie mogło zdziwić, toteż gdy tylko obaj zmiażdżyli sobie palce, wskoczył na miotłę. Na gwizdek pani Hooch wszyscy poderwali się w powietrze.
-No i gra się zaczęła!- na miejscu komentatora stał nie kto inny jak... Lee Jordan, przyjaciel Freda i George`a Weasley`ów, który już dawno skończył Hogwart. Wszyscy grający machinalnie spojrzeli na Murzyna i usmiechnęli się.- Kafel w posiadaniu Ślizgonów, Crasy podaje do Botlera, Botl... nie, kafel wymyka mu się i dostaje w dłonie zgrabnej niebieskowłosej piękności...
-JORDAN!-zgromiła go McGonagall, a wszyscy ryknęli smiechem.
-Pani psor, mówie jak jest! Niebieskowłosa piękność to Saphira Shadow, mocnym ruchem podaje do Colina Creeveey`a... Creeveey oberwał tłuczkiem, więc kafel w posiadaniu Ślizgonów...
Harry z otwartymi ustami gapił się na Saphirę, której włosy trzepotały na wietrze. Była niesamowita.
-Co, Potter, półka ci z wrażenia opadła, co?- dobudził go szyderczy krzyk Malfoy`a. Przypomniał sobie gdzie i po co jest. Zaczął szybowac nad boiskiem.
-Tłuczek zbliża się do Shadow...ojojj...ale nie, ruda Drew z niesamowitą siłą odbija go w stronę Malfoy`a, ten zręcznie go unika, Shadow podaje do Demelzy Robins... Robins przy bramkach, rzuca iiiii....TAK! Parkinson nie obroniła, gol dla Gryfonów! Kafel przejmuje Crasy, ale szybko odbiera go Shadow, co za żywioł, wygląda jak furiatka, podaje do Creeveey`a, Creeveey szturmuje bramki, Parkinson dzielnie broni...ale cooo too! Creeveey robi sprytny zwód, bezbłędnie podaje do Robins, Robins rzuca...nieee, nie trafiła, chociaż Parkinson chyba przypadkowo spadł but, zbijając lot piłki....
Harry zerknął na Rona. Był lekko zielonkawy, ale jakoś się trzymał.
-Kafel ma Buster, rzuca do Crasy`ego, Crasy zwodzi Robins, oddaje Busterowi i ten atakuje petle, już jest w polu....Dalej Ron, obroń!
Ron rzucił się w kierunku piłki, ale zabrakło mu milimetrów. Był remis, tłumy ryczały. Harry uważnie obserwował boiska, ale znicza nigdzie nie było widać.
-Co za akcja! Shadow z niesamowitą mocą odbiera kafla Ślizgonom, rzuca Creeveey`owi, Creeveey zwodzi Botlera, rzuca do Shadow, slicznotka atakuje bramki...iii...GOL DLA GRYFONÓW!
Harry z radoscią dostrzegł na twarzach Ślizgonów wściekłość, Zabini i Crabbe ze wściekłością odbijali tłuczki, Malfoy latał jak oszalały.
Wkrótce był remis osiemdziesiąt do osiemdziesięciu.
-Och, szukający Ślizgonów dostrzegł znicza!
Harry zobaczył jak Malfoy wśród wrzasku tłumu zanurkował. Z niesamowitą szybkoscią dołączył do niego.
-O nie, Potter! Tym razem ci na to nie pozwolę!- ryknął Malfoy. Przyspieszył.
-jeszcze zobaczymy!- wrzasnął Harry i zrobił to samo. Obydwaj zbliżali się ku małej złotej piłeczce, rozpaczliwie trzepoczącej skrzydełkami. Obydwaj wyciągnęli ręce, odpychając się łokciami...Harry już czuł chłód skrzydełek w swojej dłoni....
Malfoy nagle, acz niespodziewanie ugryzł go w ramię. Harry krzyknął, poczuł jak dłoń Malfoy`a odtrąca jego i....
...w tej samej chwili blondyn zleciał z miotły, tym samym strącając Harry`ego.
Tłum ryczał jak opetany.
-O RANY!!! Obaj szukający spadają jak kamienie!- krzyczał Lee Jordan.
Harry słyszał gwizd wiatru w uszach, jego krzyk zlał sie z wrzaskiem Malfoy`a, który uchwycił się go kurczowo w pasie...zamknął oczy...
...i poczuł mocne szarpniecie za szatę na karku. Zawisł w powietrzu, razem z trzymającym się go kurczowo Malfoy`em. Spojrzał w górę, na wybawcę.
Za szatę trzymała go Saphira, która ciężko dyszała.
-T...rochę...wa...życie...- wykrztusiła, za wszelką cenę starając się uchwycić go stabilniej pod pachami.- P...owiedz...M...alfoy`owi....żeby nie ...patrzył w dół....
-Malfoy...nie...sciskaj mnie...tak...bo...zwymio...tuję...- wykrztusił Harry.
-JA NIE CHCĘ UMIERAAAĆ!!!- darł się Malfoy.
-Ch...olera...dobry je...st... Też bym.... ch..ciała m...ieć tyle...s...iły....- Saphirze udało się uchwycić Harry`ego pod ramiona.
-Spróbuj...powoli...wylądować....
-J...jasne....- wyspapała sarkastycznie Kamyczek.- Do...ziemi... jest...j... akieś...sto pięć... dziesiąt...stóp...
-Malfoy! My cię złapiemy!- pod nimi zaczął krążyc Zabini, Buster i Botler.
Malfoy spojrzał w dół, jęknął...i puscił się, spadając miedzy Ślizgonów. Wylądowali.
-Jasne...świetnie....- parsknęła Saphira, czując, że opada z sił.- Szkoda...że my...musimy ...być ...samo... wystarczalni....
Harry czuł, że powoli wyślizguje sie z objęć granatowowłosej.
-Może....teraz wy-LĄDUJEMY!- krzyknął, bo zawisł, trzymany jedną ręką przez Saphirę. Szata zatrzeszczała.
-MOŻE BY TAK KTOŚ MI POMÓGŁ?!- wrzasnęła rozpaczliwie dziewczyna. Ręka bolała ją potwornie, a Harry wyslizgiwał się jej.
W tej chwili nadlecieli Demelza, Colin, Ron, Ruda i Sloper, trzymając miedzy sobą koc.
-Przepraszamy, że tak długo!- krzyknęła Demelza. Saphira jęknęła męczeńsko i... razem z Harrym zleciała prosto w koc. Była całkowicie wyczerpana. Wylądowała na chłopaku.
-Dzięki za pomoc....- Harry niesmiało położył dłoń na jej ramieniu, tym ze znakiem. Ciężko podniosła głowę, po czym położyła mu ją na piersi i westchnęła tak głęboko, że Harry`emu zabiło mocniej serce.


************************************************************

Oczywiście nie trzeba było im mówić, że przegrali i to z kretesem. Gryfoni niespecjalnie się tym przejęli (co było bardzo dziwne, bo zazwyczaj po porażce wyżywali się na drużynie) ; chyba byli pod wrazeniem wyczynu Saphiry. Ta jednak wyglądała na bardzo przygnębioną i rozdrażnioną i nawet zwyczajowy melanż w PW nie poprawił jej nastroju, a wręcz przeciwnie, pogorszył go. Doszło do tego, że publicznie się rozpłakała i zaszyła w dormitorium. Nawet Ruda nie zdołała z nią porozmawiać.
-Ma gorsze dni.- mruknęła po powrocie.
-Pewnie jest jeszcze zdenerwowana tym, co się stalo.- odezwał się niespodziewanie Neville.
-On ma rację.- poparł go natychmiast Ron.- To, co zrobiła było naprawdę niesamowite.
-Żebys ty słyszał, jak Romilda Vane płakała.- skrzywiła się Hermiona.
-I co z tego?- Harry wzruszył ramionami.- Nigdy jej nie lubiłem.
-Ale ona nie płakała za tobą. Płakała za Malfoy`em.- powiedziała bezlitosnie Hermiona.- Masz dziwną mentalność schlebiania sobie.
-Odezwał się mój mentor od moralistyki.- dogryzł jej Harry.- Nawiasem mówiąc, pracę z OPCM na poniedziałek odrobiłaś?- zapytał chytrze.
-Tak, razem z Ronem.- Hermiona spojrzała na rudzielca i oboje spiekli raka.
-Coście tacy zaczerwienieni?- zapytał zdziwiony Harry.
-Kolejny, nieskażony myślą umysł.- złośliwość Rudej siegnęła zenitu.- Błagam, przeczytaj jakąś książkę o kontaktach miedzyludzkich!
Harry nagle sobie coś przypomniał.
Książka Księcia Półkrwi.
Nie bardzo wiedział, co teraz zrobić. Wiedział, że to księga Snape`a, ale dzieki niej wiele się nauczył... Nie chciał rozmawiać o tym z Hermioną, bo znał jej zdanie. Ron uważał, że nawet jesli to ksiega Snape`a, to ocaliła mu życie.
Harry musiał mieć bardzo nieprzytomny wzrok, bo nagle zamajaczyła mu przed twarzą ręka Rudej.
-Hej, Hogwart do Pottera, żyjesz?- wybudził go jej rozbawiony, ale i zaniepokojony głos.- Wybacz głupi dowcip. Czasami jestem kompletną debilką.- usmiechnęła sie blado.
-Co?A...eeee...nie, zamyśliłem sie tylko.- uśmiech Harry`ego był jeszcze bledszy.
-Nad czym?
-Nieważne.
Ruda spuściła wzrok. Harry pojął, że znowu powiedział coś nie tak.
-Nagle poczułam sie z czegoś wyłączona.- powiedziała cicho.- Wszyscy zaczynają mieć przede mną jakieś tajemnice i sekrety. Kamyczek, odkąd się tu pojawiłyśmy, z dnia na dzień zachowuje się coraz dziwniej.
-Jak to?- zapytał Harry.
-Nie wiem. Pójdę już do łóżka. Hej, psorze.
Ruda powlokła się do dormitorium.


*************************************************************

Trzy dni później, we wtorek 7 pażdziernika nic nie wskazywało na to, żeby Saphirze poprawił się nastrój. Prawdę mówiąc wyglądała bardzo źle, gorzej wyglądac chyba nie mogła. Pod oczami miała cienie, które jej bladą twarzyczkę przedstawiały wręcz upiornie.
Przy śniadaniu Ruda starała się ją rozśmieszyć absurdalnymi tekstami, ale spotkała się z czynnym oporem.
-Mogłabyś wreszcie przestać?!- wrzasnęła podminowana Saphira.- Nie mam nastroju na dowcipy!
-Rany, przepraszam...- mruknęła Ruda. Harry uśmiechnął się nagle i przechylił się w stronę granatowowłosej.
-Wiesz, co jest najlepsze na kiepski nastrój?- szepnął jej.
-Nie.- odparła zdziwiona.
-Kąpiel. W łazience prefektów. Idź z Rudą dziś w nocy na czwarte piętro, są tam drzwi z kołatką. Hasło to "Miodowe mydełko". Pójdziesz?
-No dobra...dzieki...- Saphira spróbowała się usmiechnąć, ale jej nie wyszło.
Przez cały dzień Saphira rozważała propzycję Harry`ego i dopiero pod wieczór odważyła się pogadać o tym z Rudą.
-Sandy...- zagadnęła nieśmiało przyjaciółkę, gdy siedziały przed kominkiem w PW.
-Co?
-Sorry za ten napad rano...
-A, to. Nie szkodzi, uraz psychiczny jakoś wyleczę.
Obie zachichotały.
-Słuchaj, Harry zaproponował nam luksusową kąpiel w łazience prefektów. Korzystamy?
-No pewnie, pytasz sie jeszcze!- oburzyła się żartobliwie Ruda.- Zbieramy manele i idziemy!
Chichocząc jak wariatki popędziły na górę po ręczniki.
-A gdzie sam pomysłodawca?- zaciekawiła się Saphira, łapiąc swój wielki puszysty i biały ręcznik frotte.
-Jest wtorek, więc biedaczek pęta się po zamku.
Po chwili szły już korytarzami, skrzętnie unikając Filcha i Pani Norris. Na czwartym piętrze nikogo nie było. Szybko podeszły do drzwi z kołatką.
-Chwila...ty też masz wrażenie, że ktoś cię obserwuje?- Ruda zmarszczyła nosek i brwi.
-Nie. Tu nikogo nie ma.- odparła Saphira, rozglądając się przezornie.- Uważaj, bo popadniesz w paranoję."Miodow mydełko".
Drzwi stanęły otworem i Saphira pierwsza weszła do łazienki. Ruda chciała zrobic to samo, gdy nagle niespodziewanie poczuła powiew wiatru i coś miękkiego otarło się o jej policzek. Serce zabiło jej mocno, gdy poczuła dziwny zapach. Zamrugała, bo wszystko szybko się skończyło.
-Idziesz?
Weszła i zamknęła drzwi.


************************************************************

Dwa piętra niżej korytarz patrolował Harry. Z przyzwyczajenia wyjął z kieszeni Mapę Huncwotów, stuknął w nią różdżką i mruknął : "Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego". Uśmiechnął się, widząc na mapie Rudą i Saphirę w łazience prefektów. Nagle uśmiech znikł mu z twarzy, pojawiło się zdumienie, przed oczami mu pociemniało. Zanim zdążył ponownie spojrzeć na mapę, zza rogu nadleciała Ruda, skrajnie przerażona i cała we łzach....
 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki