Przestronna komnata. Pełno w niej starych sprzętów. Przez wysokie okna wpada do wnętrza światło księżyca. Na półkach stoi pełno różnych ksiąg, posążków i najróżniejszych bibelotów. Pomiędzy nimi jest również zakurzona Tiara Przydziału. Czeka na następnych pierwszaków, których trzeba będzie przydzielić do ich domów. Lecz zanim to nastąpi czeka ją kolejny rok bezczynności. Na szczycie jednej z najwyższych szaf siedzi duży ptak. Jego pióra mienią się złotem i czerwienią. Zwierzę budzi się z pół snu. Odwraca swą piękną głowę w stronę drzwi wejściowych. Czeka. Ptak jest feniksem. Niedawno przeszedł odnowienie i teraz prezentuje się doprawdy wspaniale. Fawkes - tak brzmi jego imię - należy do jednego z największych czarodziei tych czasów. Po chwili duże, drewniane drzwi się otwierają i do komnaty wchodzi czarodziej. Podnosi głowę i uśmiecha się zza swych okularów połówek do feniksa. Czarodziej podchodzi do dużego biurka, siada w przepastnym fotelu. Przymyka oczy rozmyślając o czymś. Nie jest znużony, mimo tak późnej pory. Przez długi czas siedzi w bezruchu. Nagle wstaje, podchodzi do jednej z szafek i wyciąga z niej misę z błyszczącym, srebrnym płynem. Dotyka różdżką skroni i wrzuca do naczynia uczepione niej srebrne nici. Potem czeka, wpatrując się w powierzchnię płynu. Srebrna substancja matowieje i zaczyna mocno wirować. Potem, na samym środku wyłania się zatroskana kobieca twarz. - Wybrała bardzo silną różdżkę - mówi twarz. - Dąb i pióro himalajskiego gryfa olbrzymiego. Florence bała się czegoś takiego... Nie wiem, czy powinniśmy to dalej ciągnąć... Czarodziej marszczy krzaczaste brwi. Oblicze zapada się w srebrnej substancji. Czarodziej wraca do biurka. W pewnej chwili podnosi wzrok na drzwi. Ktoś do nich puka. - Proszę - odzywa się czarodziej. Do komnaty wchodzi ciemnowłosy, wysoki nauczyciel. - Muszę z tobą porozmawiać, Dumbledore - zaczyna podchodząc do biurka. - Oczywiście, Severusie - dyrektor szkoły poprawia się w fotelu. - Usiądź. - Wiesz o czym chcę mówić - nie jest to pytanie, dlatego czarodziej nie odzywa się. - Nadal myślisz, że dobrze zrobiliśmy sprowadzając Sarę Riddle do Hogwartu? - Już o tym dyskutowaliśmy - wzdycha Dumbledore. - A poza tym nie używaj tego nazwiska. Przez chwilę mężczyźni mierzą się wzrokiem. - Zaczynasz się wahać? - w końcu odzywa się dyrektor. - Uważasz, że ona jednak może stanowić dla ciebie i innych zagrożenie? - Ona nie jest w stanie dorównać mi siłą - odwarkuje Snape. - Jeszcze nie. - Chodzi mi o inny rodzaj zagrożenia - ciągnie stary czarodziej. - Myślisz, że przy niej możesz znów zacząć zwracać się w stronę Lorda Voldemorta? Opiekun Slytherinu nie odpowiada. - Obawiasz się, że to dziecko może opętać cię swą mocą, podobnie jak kiedyś jej ojciec? - Dumbledore robi małą pauzę, by przyjrzeć się twarzy Snape'a. - Wcześniej nie miałeś żadnych wątpliwości. A te pojawiły się w chwili, gdy tiara przydzieliła ją do Slytherinu... Ciemnowłosy czarodziej siedzi w fotelu i znów nie ma zamiaru zabrać głosu. A oznacza to, że jego rozmówca dokładnie odgaduje jego obawy.
- Otóż, ja myślę inaczej, Severusie. Dziewczynka poznała już niszczycielską potęgę Voldemorta. Bo przecież, to przez rzucone przez niego zaklęcie zginęła jej matka. Snape patrzy wprost na dyrektora Hogwartu. Myślami powraca do wydarzeń sprzed dwóch miesięcy, kiedy to Artur Weasley, pracownik Ministerstwa Magii, przywiózł ze sobą przerażone dziecko.
Długo trwało zanim Dumbledorowi udało się ją uspokoić. A i wtedy musieli posłużyć się eliksirem prawdy, by wydobyć z niej informacje, o tym co się wydarzyło. Okrutne, ale konieczne. Dziewczynka opowiedziała o spokojnym poranku, o tym, że poszła na łąki, by obchodzić urodziny. Mówiła o tym, jak dokładnie w chwili gdy kończyła jedenaście lat, rozległ się potężny huk. A potem, płacząc, opowiadała o tym co pozostało z jej domu. Mówiła o kurzu i płomieniach. Mówiła jak znalazła ciało matki...
Severus zna nawet nazwę zaklęcia, które spowodowało takie zniszczenie. Mężczyzna sam obserwował, jak Czarny Pan wypowiada formułę. Tylko wówczas zaklęcie nie zadziałało, a nikt nie miał pojęcia, że uaktywni się po jedenastu latach. - Obawiał się jej... On sam lękał się jej mocy - mówi cicho do siebie opiekun Slytherinu patrząc gdzieś w przestrzeń. - A my mamy tak po prostu ją uczyć? Mamy zapomnieć o jej drzemiących możliwościach, które mogą się ujawnić w najmniej oczekiwanym momencie? Nauczyciel eliksirów, były śmierciożerca, odwraca się gwałtownie w stronę dyrektora.
- Może jednak przeceniamy własne możliwości - ciągnie cicho. - Wiem doskonale, że ta dziewczynka może nam dopomóc w walce z Lordem Voldemortem, ale przecież może równie dobrze pójść w tę samą stronę, co on. - Nie zrobi tego... - odzywa się Dumbledore. - Toma Riddle też byłeś pewny - przerywa mu Snape. - Miałeś go za doskonałego czarodzieja i wiernego ucznia. A nie zauważyłeś, kiedy cię opuścił i zaczął wykorzystywać swoją wiedzę i moc do najpodlejszych celów. - Wiem doskonale, - tym razem Dumbledore wpada mu w słowo - że jeśli będzie chciała, to zrobi wszystko, na co tylko będzie miała ochotę. A my... - wzdycha głęboko. - A my jej wówczas nie będziemy w stanie przeszkodzić. Ale musimy zaryzykować. - On sam chciał ją zabić - już prawie zgrzytając zębami przypomina Snape. - Doskonale wiedział jaką mocą ona będzie dysponować. Domyślał się, że może posłużyć jego przeciwnikom jako broń przeciwko jemu samemu. Ale wiedział również, że jej potęga może przerosnąć tą, jaką on dysponował. Dlatego chciał ją zgładzić, zanim dziecko dowiedziałoby się o swoich zdolnościach. Dlatego próbował ją dopaść w chwili narodzin. Albus Dumbledore obserwuje go zza swoich okularów. Nie chce zmuszać kogokolwiek do powrotu myślami do złych czasów. Woli, aby Severus sam mu powiedział to wszystko, co wie. - Ale mu się nie udało - ciągnie nauczyciel eliksirów. - Często rozmyślam nad tym, dlaczego tak się stało. Niestety nie odnalazłem jeszcze godnej odpowiedzi. - Być może, podobnie jak się rzecz miała z synkiem Potterów, zadziałała tam magia, o której dawno zapomniano - snuje domysły dyrektor. - Chyba nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Znów długa chwila milczenia. - Widziałeś ją dzisiaj po raz drugi - ciszę przerywa starszy czarodziej. - Ceremonię przydziału zniosła bardzo dzielnie. Wydawała się być o wiele bardziej dorosła niż reszta jej rówieśników... - Wtedy była tylko małą dziewczynką - Snape patrzy mu prosto w oczy, mając na myśli spotkanie sprzed dwóch miesięcy. - Była tylko małym, przestraszonym i zasmarkanym dzieckiem. A teraz... Nagle wstaje z fotela i idzie w stronę okna. Skrzyżowawszy ręce na piersi wpatruje się w grę światła księżycowego na powierzchni jeziora. - Ona jest taka do Niego podobna - kończy po długiej walce z samym sobą. - Wiem - wzdycha siwy czarodziej. Obaj mają świadomość tego, że inni nauczyciele też widzieli to podobieństwo. - Ma bardzo silny dar telepatii. Usiłowała go wykorzystać podczas uczty - Snape uśmiecha się krzywo. - Uznałbym ją za niewiarygodnie obiecującą uczennicę,... gdyby nie to rażące podobieństwo. - Posłuchaj więc mojej rady, Severusie - Dumbledore podchodzi do niego. - Przestań myśleć o niej jako o potomku potwora w ludzkiej skórze. Zacznij ją traktować jak nową podopieczną, która przejawia o wiele większy talent niż inni. Otocz ją opieką jak innych uczniów Slytherinu. Ona w tej chwili, bardziej niż czegokolwiek, potrzebuje pomocy i akceptacji. Akceptacji z naszej strony, Severusie. - Musimy pozyskać jej zaufanie i stworzyć dla niej coś w rodzaju rodziny. Jeśli nam się to uda, wówczas nie odwróci się od nas tak łatwo. Ale trzeba o to zadbać. I, bądźmy szczerzy, ty masz ku temu najlepsze warunki. Nauczyciel eliksirów jedynie lekko przymyka oczy. Pomimo tego, że wie o niej od lat. Pomimo, że rok temu zgodził się, wraz z innymi nauczycielami Hogwartu, by ona się tu uczyła. Pomimo, że ona jest tylko jedenastoletnim dzieckiem. On się jej boi... Ale nie w taki sposób, jak obawiałby się wroga. To inny rodzaj strachu, nieuchwytny i czający się gdzieś na dnie świadomości. Czarnowłosy czarodziej chyba jako jedyny, poza dyrektorem szkoły, wie do czego ta dziewczynka może dojść jeśli tylko zapragnie. "Ona może być o stokroć bardziej niebezpieczna od swojego ojca." A mimo wszystko, to dziecko śpi teraz w jednym z dormitoriów w jego domu. On, tego wieczoru, przyjął ją pod swój dach i jednocześnie zgodził się... Na co? Na to pytanie musi znaleźć odpowiedź jeszcze tej nocy. Jutro już musi wiedzieć... - Dziękuję za poświęcenie mi czasu - Snape odwraca się od okna i kieruje swe kroki do drzwi. - Dobrej nocy, Severusie - rzuca jeszcze Dumbledore. Po chwili siwy czarodziej stoi już samotnie przy oknie w swoim gabinecie. Podobnie jak nauczyciel eliksirów, nie zmruży tej nocy już oka.