Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Niezwykła drużyna


Płynęli łódką. Inez zdawała relacje z rozmowy z nowo poznanymi Gryfonami. Luke i Keanu jak zwykle byli wiernymi słuchaczami.
Phoebe rozglądała się z zaciekawieniem. Widać już było zamek. W zeszłym roku nikt z ich paczki tu nie był.
"I dobrze." Pomyślała. "Będziemy mieć niespodziankę. Tak sądzę."
-Dopływamy!- Z przodu dobiegł głos tego niesamowitego człowieka.
-No. Nareszcie. -Keanu był jak zwykle niecierpliwy. Było to spowodowane jego ciekawską naturą.
-Przestań. Powtarzasz się. -Luke odwrócił głowę w jego stronę.
-Wcale nie.
-Wcale tak.
-Nie!
-Tak!
-Cicho bądźcie i patrzcie! -Inez przerwała chłopakom, wskazując przed siebie. Teraz widać było dokładnie piękny zamek.
-Tu będzie zupełnie inaczej. -Phoebe głośno wyraziła to co miała na myśli.
-Masz racje, zupełnie inaczej. -Inez uśmiechnęła się do niej.
-Poradzimy sobie. -Luke był niepoprawnym optymistą.
-Pokażemy im! - Krzyknął Keanu.
-Tak jest! -Krzyknęli wszyscy razem.
-Głowy w dół! -Ryknął Hagrid, gdy pierwsza łódka dotarła do skalnej ściany. Wpłynęli do tunelu.
W Sali wejściowej panował tłok. Harry, Hermiona, Ron i Ginny skręcili w stronę drzwi do Wielkiej Sali.
-Panno Granger, proszę na chwilę do mnie! -Usłyszeli za sobą głos profesor McGonagall.
-Poczekajcie na mnie. Zaraz wrócę. -Hermiona zwróciła się do nich a następnie udała się w stronę pani profesor. -Chodźcie do Wielkiej Sali.
Większość miejsc przy stołach, była już zajęta. Na szczęście udało im się znaleźć wolne miejsca przy stole Gryfonów. Dość niedaleko od stołu nauczycielskiego. Harry z zaciekawieniem popatrzył w tamtą stronę. Nie znalazł jeszcze żadnego nowego nauczyciela, gdy koło niego pojawiła się Hermiona.
-Już jestem.-Powiedziała.
-Co McGonagall od ciebie chciała? -Spytał Harry.
-Ach. Nic ważnego.
-O patrzcie! -Krzyknął Ron. -Już wchodzą nowi!
Na Sali zaległa cisza. Od strony wejścia profesor McGonagall wprowadziła rząd pierwszoroczniaków i grupę uczniów, którzy się przenieśli.
Stadko zatrzymało się przy stole nauczycielskim. Wicedyrektorka postawiła przed nimi stołek i położyła na nim Tiarę Przydziału. Po chwili ciszy Tiara zaśpiewała taką oto piosenkę:
Zawsze chciałeś wielkim mistrzem zostać,
I stanowić jak najlepszy wzór.
Zawsze bardzo chciałeś tam się dostać,
Silną wolą zdobyć szczyty gór.
I raz! Na znak!
Wspinasz się coraz wyżej i wyżej!
Na dwa! O tak!
Każdy krok jest celu bliżej!
Mamy nowy świat dla siebie,
Nowe drzwi otworzą się.
W nowym miejscu masz,
Możliwości nowych moc.
Czy już wszystkie są zapytaj je,
A na pewno złapiesz je.
Harry zauważył że piosenka była krótsza, niż w zeszłym roku. Profesor McGonagall rozwinęła arkusz pergaminu.
Inez stała spokojnie, chodź nieco zaskoczyła ją śpiewająca Tiara. Popatrzyła na swoich przyjaciół klaszcząc. Oni również wyglądali na zaskoczonych. Profesor McGonagall odwróciła się w ich stronę.
-Uczeń albo uczennica, której nazwisko wyczytam wkłada tiarę na głowę. -Oznajmiła. -Po usłyszeniu swojego przydziału zajmuje miejsce za stołem.
-Cauld Orla!
-Ravenclaw! - Krzyknęła tiara.
-Duck Rupert!
-Gryffindor!
-Grey Mary!
-Slytherin!
Inez przestała słuchać. Prawdę mówiąc trochę się denerwowała. Tiara sprawnie przydzielała pierwszoroczniaków do ich nowych domów. Wkrótce został już ostatni pierwszoroczny do przydzielenia.
-Wethby Lury!
-Hufflepuff!
Wtedy wstał dyrektor
. -A teraz do swoich nowych domów zostaną przydzieleni uczniowie z Durmstangu i Beauxbatons'a. - Oznajmił Dumbledore.
-A więc dalej! Niech się stanie, co ma być!
-Uczniowie z Beauxbatons'a. - Powiedziała pani profesor.
-Beranger Daniel!
-Hufflepuff!
Stół Puchonów wybuchnął gromkim klaskaniem.
-Davis Keanu!
-Ravenclaw!
Tym razem przy stole Krukonów wybuchła wrzawa. -Durst Phoebe!
Inez zacisnęła kciuki.
-Gryffindor!
Harry, Ron, Hermiona i Ginny głośno oklaskiwali nową Gryfonkę.
-Greywords Luke!
-Gryffindor!
-Kidman Kate!
-Ravenclaw!
-Rockwood Inez!
Inez podeszła, opanowując swoje rozszalałe nerwy. Bardzo zależało jej na tej szkole. Siadła na stołku i wcisnęła Tiarę na głowę.
"Ha!" Usłyszała cienki głosik. "Dokładnie wiem gdzie cię przydzielić!"
-Gryffindor!- Krzyknęła Tiara.
Inez była bardzo szczęśliwa. Wstała, zdjęła Tiarę i pośpieszyła w kierunku Phoebe i Luke'a.
-Selva Alan!
-Hufflepuff!
-Świetnie! - Powiedział Luke.
-Szkoda że nas porozdzielało...- powiedziała jej przyjaciółka.
-Nic nie jest w stanie nas rozdzielić. Nic. - Inez jak zwykle powiedziała to co powiedzieć należało.
-Gonczew Stefka!
-Slytherin!
-Korsakow Paul!
-Slytherin!
-Musorgski Modest!
-Slytherin!
-Tak więc przydział został zakończony. -Oznajmił Dumbledore. - Możemy więc przedstawić nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.
Harry spojrzał z zaciekawieniem na stół nauczycielski. I wtedy ją zobaczył.
-Oto profesor Arabella Figg! - Powiedział Dumbledore. Na Sali wybuchły oklaski, gdy nowa nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią podniosła się ze swojego krzesła. Harry klaskał z innymi, chociaż jego rozdziawiona szczęka ukazywała niemałe zdumienie.
-Harry, co ci jest?- Zapytał Ron gapiąc się na niego. - Wyglądasz.... Dziwnie.
-No Harry. Powiedz co się stało. - Hermiona przestała klaskać i spojrzała się na niego.
-Bo wiecie.... -Wydusił wreszcie z siebie. - To jest kobieta, u której Dursleyowie zostawiali mnie w czasie wakacji......
-Co? Naprawdę? - Ron patrzył się na niego zdumiony wzrokiem.
-Tak. Myślałem że ona jest mugolką.
-Widać nie jest...- odparła Hermiona.
-Przypominam, że uczniom nie wolno przebywać w Zakazanym Lesie. A teraz jedzmy! - Oznajmił dyrektor.
Błyskawicznie półmiski napełniły się jedzeniem. Uczniowie przyjęli to z wielkim entuzjazmem. Zaczęła się uczta.
-...a teraz prefekci domów, zaprowadźcie uczniów do ich domów!- Zakończył dyrektor.
-Za mną!- Krzyknęła Hermiona, przypinając sobie odznakę prefekta.
-Co?- Ron spojrzał na nią, jak by widział ją pierwszy raz w życiu.- Jesteś prefektem?
-Później wam opowiem. Chodźcie za mną!
Spora grupa Gryfonów ruszyła w ślad za Hermioną.
Minął pierwszy tydzień w Hogwarcie. Harry miał iść na ostatnią piątkową lekcję, którą była Obrona Przed Czarną Magią. Nie wiedział czego ma się spodziewać po pani Figg. Wreszcie dotarł pod salę. Hermiona rozmawiała z Inez i Phoebe (ona urodziła się dokładnie o północy z 31.12 Na 1.01 Dlatego chodzi do 5 klasy). Ron właśnie nadchodził z przeciwnej strony, a za nim szła profesor Figg. Otworzyła klasę i gestem zaprosiła ich do środka. Po jej minie widać było, że lekcja nie będzie łatwa.
Inez siadła koło Phoebe. Nauczycielka OPCM wyglądała dość surowo.
-Nie wyjmujcie książek. - Powiedziała - Dzisiaj sprawdzę waszą wiedzę z poprzednich lat. Wszyscy byli nieco zaskoczeni tym stwierdzeniem. No prawie wszyscy. Wyjątek stanowiła Hermiona, która NA PEWNO wszystko umiała.
-Dobrze więc. Każdy z was otrzyma pytanie. Za dobrą odpowiedź otrzyma 5 punktów, za złą straci 5 punktów
. -Panie Weasley.- Powiedziała po chwili. -Gdzie żyją czerwone kapturniki?
-Na pobojowiskach. - Ron odpowiedział bez zastanowienia.
-Dobrze. 5 Punktów dla Gryffindoru. Pani Brown. Co Zwodnik trzyma w ręce?
-Eee... Latarenkę.
-Dobrze. 5 Punktów.
W taki sposób minęła cała lekcja. Każdy dostał po 3 pytania a Inez cieszyła się, bo odpowiedziała na wszystkie dobrze. Schodząc na obiad spotkała Luke'a. Jak się później dowiedziała nie chciało mu się pracować na Zielarstwie i prof. Sprout odjęła mu za to kilka punktów.
-Wypadało by się rozejrzeć po okolicy... - zagadnęła Phoebe.
-Nawet o tym nie myśl. Zapomniałam włożyć do kufra peleryny...- Inez była na siebie zła. - Jak mogłam zapomnieć?
-Wcale nie zapomniałaś. - Powiedział Luke. - Ja ją mam.
-Jak to?- Spytały przyjaciółki jednocześnie.
-Ach nie ważne. Oddam wam ją pod warunkiem, że będę mógł poszwędać się z wami.
-Jasne! Kiedy tylko zechcesz!
-A teraz na obiadek! - Powiedział chłopak. - Jestem głodny jak wilk.
-O tak! -Krzyknęły dziewczyny.
Dochodziła 11. Phoebe, Inez i Luke szli korytarzem na drugim piętrze.
-Wydaje mi się, że nie powinniśmy łazić po korytarzach nocą. Jeszcze się to źle skończy. - Szepnęła Inez.
-No jasne. A kto godzinę temu namawiał nas do wyjścia? - Odpowiedział jej Luke.
-Poza tym nie będziemy chodzić po szkole, ale po lesie. -Phoebe była wyraźnie zadowolona.
-Fakt. I przez to wpakujemy się w tarapaty. Następnie wciśniemy jakiś kit i będzie po sprawie. - Luke szepnął, po raz kolejny wykazując się optymizmem.
-Jak cię to tak denerwuje, to idź na zwiady. Przecież możesz... -powiedziała jej kumpelka.
-Nie. - Przerwała jej Inez. - Jeszcze tego do końca nie opanowałam. Następnym razem. Poza tym idziemy do lasu żebym mogła poćwiczyć.
-Nie zapominaj, że wszyscy idziemy w tym samym celu do tego lasu. - Odszepnęła Phoebe. - Nie mam zamiaru marnować tak wspaniałej nocy.
W końcu doszli do Sali Wejściowej. Kilka minut później byli już w lesie. Przez całą drogę bezustannie gadali.
-No, jesteśmy chyba wystarczająco daleko. - Rzekł wreszcie Luke.
-Tak masz rację. - Odpowiedziała mu Inez, rozglądając się dokoła. - Zaczynasz ty, Phoebe.
-No dobra. Co mam najpierw zrobić?
-'Lumos'. Wiem to banalnie proste, ale bez różdżki to co innego
. -Którą metodą? - Spytała się Phoebe.
-Z wypowiadaniem zaklęcia. - Powiedziała jej przyjaciółka. -Pamiętasz jak to szło?
-Jasne. Nie mam jeszcze sklerozy. - Phoebe przybrała groźną minę. - Jasność!
W rękach Phoebe pojawiła się jasna kula. Dziewczyna uniosła ręce nad głowę, zostawiając tam ową "lampkę".
-Świetnie! - Powiedzieli jednocześnie Inez i Luke.
Potem każde z nich wyczarowało po kuli dla siebie i umieścili je przed sobą.
-Teraz dochodzę do wniosku, że lekcje z tym zwariowanym elfem na coś się przydały. - Stwierdził Luke.
-Racja. - Przytaknęła Phoebe. -Poza tym były to jedyne zajęcia na których się przykładałeś do pracy...
-He he. Masz rację. - Rzekła Inez. -To niesamowite. Luke pracowniś!
-To nie było śmieszne, mała. - Odparł Luke.
-Chcę zauważyć, że mam prawie tyle wzrostu co ty. A przecież ty jesteś wysoki. -
Odpowiedziała od razu Inez. -To był tylko żart!
-No myślę.
-Cicho! Chyba ktoś tu jest. -Przerwała im ostro Phoebe.
Oczywiście miała rację. Cała trójka szybko zgasiła świetliste kule i stanęła za drzewem. Jakieś pięć minut później w miejscu gdzie wcześniej stali pojawił się Hagrid. Rozejrzał się dookoła, ale ponieważ nikogo nie zauważył (co było oczywiste, bo cała trójka skryła się pod peleryną-niewidką J) poszedł dalej. Wreszcie zniknął im z oczu.
-Nie wiem Phoebe, co byśmy bez ciebie zrobili... - szepnęła Inez.
-Jak to co? Hagrid by nas przyłapał, poszlibyśmy do dyrektora i byłoby po nas. - Powiedział spokojnie Luke.
-Gorzej by było, gdyby nas zaprowadził do prof. McGonagall. - Stwierdziła Phoebe.
-Zamknijcie się! - Przerwała Inez. -Nie czas na gadanie, lecz na pracę! Więc weźmy się w garść, bo nie zdążymy przed świtem.
-Więc do dzieła drużyno. - Odparł Luke.
Harry'ego bez przerwy męczyło pytanie: Kto będzie grał na pozycji obrońcy w ich drużynie? Minął już pierwszy tydzień, a on ani razu nie porozmawiał na ten temat z resztą drużyny. Było to spowodowane wielką ilością prac domowych. Najwięcej zadał Snape i prof. Figg. Zresztą nikt ich nie oszczędził. Nawet Hagrid.
Harry spojrzał po reszcie Gryfonów. Jego uwagę przykuł widok uczniów, którzy się przenieśli. Wyglądali na niewyspanych, a przecież dzisiaj była sobota. Nagle stanęła koło niego Hermiona.
-Gdzie Ron? - Spytała.
-Wyszedł do kuchni. Był strasznie głodny.
-No właśnie! Wiem czego jeszcze nie zrobiłam! Nie poszłam do kuchni. - Powiedziała jego przyjaciółka.
-A po co chcesz tam iść? - Spytał zdziwiony.
-Tak sobie myślę, że powinniśmy sprawdzić co robi Zgredek i jak się ma Mróżka. - Powiedziała poważnie.
-Dobry pomysł tylko w nie odpowiedniej chwili. Mam przecież mnóstwo zadane! - Odparł.
-Też prawda. - Stwierdziła Hermiona. -Ale co tam. Chodź!
-No dobra. - Wreszcie przystał na jej propozycję. - Tylko żebyśmy się z Ronem nie minęli.
Harry wstał i podążył za Hermioną do dziury w portrecie.
-Zaraz usnę na stojącooo. - Powiedział Luke ziewając.
-Za długo byliśmy w tym lesie. Stanowczo za długo. - Rzekła Phoebe.
-Dobra. Następnym razem wyjdziemy wcześniej i tylko na 2 godzinki. - Poparła ją Inez.
-Nie mam siły nic robić. - Wybełkotał Luke. - Poza tym mi się nie chce.
-Nic nowego. - Inez popatrzyła na niego z oburzeniem. - Ty byś tylko na miotle latał, chodził nocą po lesie i robił dobre wrażenie.
-Ha ha ha. Ale się uśmiałem.
-Ha ha ha. Nie denerwuj mnie.
-Och zamknijcie się wreszcie! - Krzyknęła Phoebe. -Ja tu próbuje pracować!
-To próbuj dalej. - Mruknął Luke.
-Dobra bierzmy się za te prace. Jak dzisiaj skończymy to jutro będziemy wolni. - Odparła Inez.
Wszyscy jak za dotknięciem magicznej różdżki zabrali się do pracy.
Rona nie spotkali na korytarzach. Jak się okazało cały czas siedział w kuchni i gadał ze Zgredkiem.
-O! Jesteście wreszcie! - Krzyknął, gdy zobaczył jak wchodzą.
-Witaj Zgredku. - rzekł Harry.
-Harry Potter, sir. Witaj! - Zgredek uśmiechnął się szeroko na jego widok.
-A gdzie Mróżka? - Spytała Hermiona.
-Siedzi przy kominku. - Odpowiedział jej Ron.
Rzeczywiście. Mróżka siedziała przy kominku i wyglądała o wiele lepiej niż ostatnio.
Od Mróżki nie dowiedzieli się niczego ciekawego. Mimo iż jej stan uległ znacznej poprawie, skrzatka nadal nie zamierzała nic powiedzieć o swoich dawnych panach. Wyszli więc z kuchni, najedzeni do granic możliwości i podążyli ku wieży Gryffindoru. Ku swojemu przeznaczeniu czyli pracom domowym. W kuchni stracili poczucie czasu i okazało się, że niedługo jest obiad.
-Świetnie. - Powiedział Ron - Ja już nic w siebie nie wcisnę.
-Trzeba było bardziej uważać - Odparła Hermiona.
-Uważaliśmy, ale jak się okazuje nie do końca. - Harry poczuł, że ogarnia go senność. Szczególnie po tak obfitym posiłku.
- Idziemy do wieży. Zabierzemy się za te prace domowe. - Rzekł Ron. W nieciekawych nastrojach podążyli po schodach na górę.
-No! Skończyłam! - Phoebe wyraźnie uradowana, podniosła swoją pracę do góry.
-Ja też już kończę. - Odparł Luke wpisując ostatnie zdanie w swojej pracy. Inez spojrzała się na pracę swojej przyjaciółki.
-Czyli teraz zaniesiemy to do dormitoriów i idziemy na obiadek. - Powiedziała. -No to na co jeszcze czekamy?! - Krzyknął Luke. - Ruszajcie się szybciej.
-Już, już. Idziemy. - Phoebe wstała i pozbierała wszystkie swoje książki i prace domowe. Inez i Luke zrobili to samo i rozeszli się do swoich dormitoriów.
Schodząc na obiad, wraz z Levander i Parvati, spotkali Harry'ego, Rona i Hermionę. Trójka przyjaciół nie zwróciła na nich uwagi i podążyła do salonu Gryfonów.
-A ci gdzie poszli? - Zdziwiła się Levander. - O ile wiem obiad jest w Wielkiej Sali. Na dole.
-Może nie są głodni. - Stwierdził Luke.
-Dajcie sobie spokój. - Rzekła Phoebe. - Chodźmy na dół. Parvati, Levander prowadźcie!
W piątkę zeszli na dół.
Hermiona pierwsza doszła do portretu i zamarła.
-Świetnie! - Krzyknęła. - Poszła sobie!
-Kto? Gruba Dama? - Zapytał Ron.
-Jasne, że tak! - Oburzyła się dziewczyna.
-Więc chodźmy do Wielkiej Sali. - Zaproponował Harry. - Lepsze to niż czekanie tutaj. Tak więc i oni musieli zejść na dół. I kto teraz powie, że los nie lubi płatać figli??
W Wielkiej Sali jak zwykle było bardzo gwarno. Usiedli z brzegu stołu Gryfonów, blisko wejścia. Chwilę później dosiadła się do nich Phoebe.
-Mam pytanie. - Powiedziała po chwili.
-Więc mów. - Hermiona spojrzała się na nią.
-Czy wierzycie w przeznaczenie? - Zapytała.
-Co? - Ron spojrzał na Phoebe.
-No w przeznaczenie. W to, że nie można go zmienić itp. -powtórzyła spokojnie dziewczyna.
-A czy to ma jakieś znaczenie? - Odparła Hermiona. - Po co ci to?
-Znaczenie ma. Nawet duże, przynajmniej dla mnie. - Rzekła Phoebe. - A pytam z czystej ciekawości.
-Przeznaczenie. Phi! - Prychnęła Hermiona. - To czy...
-Hej! Phoebe! - Zawołał nagle Keanu, przerywając Hermionie. - Chodź tutaj na chwilę! To ważne!
-Już! Już! - Phoebe podniosła się z miejsca. - Przepraszam was. Porozmawiamy później. Cześć! - i pobiegła do stołu Krukonów.
-Nie rozumiem. - Rzekła Hermiona po chwili.
-Czego? - Harry był lekko zaskoczony sytuacją.
-Już po raz drugi, gdy chciałam jej odpowiedzieć na zadane pytanie, ktoś ją zawołał. Wcześniej był to Luke.
-Rzeczywiście. Dziwne. - Ron obejrzał się za nową Gryfonką. - Może to twoje przeznaczenie? Nigdy jej nie odpowiedzieć...
-Daj spokój! - Krzyknęła Hermiona. - Przeznaczenie!
-A co innego?! - Odparł chłopak.
-Przestańcie! - Przerwał im Harry. - To się staje nudne.
-Dobra, dobra. - Ron wstał. - Chodźcie do wieży, Nie mogę patrzeć na jedzenie.
W beznadziejnych humorach podążyli do pokoju wspólnego Gryfonów.
-Phoebe, co ci ostatnio odbija?! - Spytał Keanu. - Wszystkich pytasz o przeznaczenie.
-To miało być ważne?! - Odparła mu oburzona dziewczyna. - Z resztą nieważne. Nie wiem co mi jest. Może po prostu mnie to strasznie interesuje. -Phoebe siadła koło niego.
-No! Wreszcie cię znalazłam! - Niespodziewanie Inez pojawiła się tuż obok nich. - Mam odpowiedź na twoje pytanie.
-Serio? Nawet dość szybko. -Przyjaciółka spojrzała na nią krzywo.
-Nie patrz tak na mnie. Wiesz, że tego nie lubię. - Tym razem to Inez spojrzała krzywo na swoją przyjaciółkę. - No dobra. Moja odpowiedź brzmi tak: Każdy o przeznaczeniu ma inne mniemanie. Dla jednych jest to nieunikniona przyszłość, nieuchronna konieczność. Dla drugich los, dola każdego stworzenia. Ja w nie niewierze. Albo inaczej. Toleruje je, ale nie podoba mi się, że coś bądź ktoś miałby kierować moim życiem. Przeznaczenie może istnieć, ale ja uważam że nie jest potrzebne. A nawet jeżeli musi istnieć, to uważam, że można je zmienić. Na lepsze lub na gorsze, ale można je zmienić.
Keanu wyglądał poważnie jak nigdy dotąd. Phoebe również milczała. Widocznie wypowiedź ta w pełni ich zaskoczyła i jednocześnie usatysfakcjonowała.
-Masz rację. - Powiedziała po chwili Phoebe. - Wiedziałam, że powiesz mi coś, co mnie zadowoli. Wreszcie to głupie pytanie przestanie mnie męczyć.
-Skoro więc jesteś zadowolona z moich poglądów, to chodź coś zjeść. Cześć Keanu. - Dziewczyny wstały i pobiegły do swojego stołu.
-Zawsze wiedziałem, że one są w jakiś sposób wyjątkowe. -Keanu szeptem wyraził swoje myśli. - Nigdy przy nich człowiek nie będzie się nudził. One już oto zadbają. Z uśmiechem na ustach chłopak również zajął się jedzeniem.
Dni mijały bardzo szybko. Większość osób w szkole nie zdawała sobie sprawy, że gdzieś tam w ich kraju czai się Ten-Którego-Imienia-Niewolno-Wymawiać. Przeznaczenie zaś, które gdzieś tam sobie istniało, szykowało niemiłą niespodziankę dla pewnej grupy czarodziei. Jednak przecież przeznaczenie można zmienić! Tak powiedziała Inez. I nie kto inny jak ona właśnie, je zmieni.
Dziewczyna stanęła na rozstaju dróg. Jedna, prosto jak strzelił wiodła na wschód. Druga, lekko poskręcana, wyłożona piękną kostką wiodła na zachód. Trzecia zaś, najbardziej poskręcana, wyboista i niewygodna wiodła na północ.
-Którą mam wybrać? - Dziewczyna zapytała samą siebie.
-Wybierz tą, do której ciągnie cię serce, lecz nie rozum. - Odpowiedział jej głos miły, głośny a zarazem tajemniczy i niepokojący. - Dziecko Przeznaczenie poszło tą, która wydaje ci się najłatwiejsza.
Dziewczyna stała jeszcze chwilę zastanawiając się, aż wreszcie ruszyła drogą najbardziej poskręcaną, wyboistą i niebezpieczną. Tak kazało jej serce. Nie rozum. Wybrała drogę, która była tą, co zmieni przeznaczenie. Opadła mgła. Dziewczyna zatrzymała się na chwilę i spojrzała za siebie. Mgła była tak gęsta, że mimo iż uszła dopiero kilka kroków, rozstaju dróg nie było już widać. Dziewczyna odwróciwszy się z powrotem podążyła nieznaną drogą na przód.
Inez obudziła się nagle. Sen, który przed chwilą śniła, był bardzo dziwny i niepokojący, a jednak tak realny i potrzebny.
"Co to ma wszystko znaczyć?" Zapytała samą siebie. Nie musiała odpowiedzieć na swoje pytanie. Już to wiedziała. Od dawna. Od tak dawna śniły jej się takie dziwne sny, które później zazwyczaj powtarzały się w podobnej formie na jawie.
"Może to są sny prorocze?" Zadała sobie po raz któryś to samo pytanie. Nie miała siły na nie odpowiedzieć. Była zbyt zmęczona po nocnej wyprawie. Spała przecież tylko godzinę. Opadła na poduszki, okryła się pierzynką i zasnęła w mgnieniu oka.
"Czy wierzysz w przeznaczenie? Ja nie. Bo dlaczego ktoś miałby kierować moim życiem, według swojego 'widzimisię'? Tylko ja mogę kierować swoim życiem i tylko ja mogę przepowiedzieć co się w nim wydarzy. Lecz każda przepowiednia ciągnie za sobą przynajmniej pięć innych, u innych ludzi. Tak to już jest i nikt tego nie zmieni."
Fragment pamiętnika nieznanej autorki z roku 2014.
-Mamy teraz rok 2002, miesiąc styczeń. To znaczy, że w czerwcu skończę 15 lat.
Nareszcie. - Inez powiedziała do Phoebe coś tak oczywistego, że ta druga o mało nie wpadła w szał i nie zalała swojej pracy domowej. Kałamarz złapał Luke.
-Och Inez! Czemu ty zawsze gadasz?! Nie możesz chodź czasem być zupełnie cicho? Jak mysz pod miotłą? - Phoebe mówiła machając rękoma.
-Przecież mnie znasz i wiesz, że nie. Poza tym skończyłaś odrabiać już swoje prace domowe. Więc w czym ci przeszkadzam? W bezczynnym siedzeniu w fotelu? W leniuchowaniu? Przecież to jest większy bezsens niż moja paplanina!! Daj sobie więc siana, moja kochana. A jak nie starczy to i owsa.
-Inez! Uspokój się! - Luke przerwał jej ostro. - Ja jeszcze nie skończyłem odrabiać swoich prac domowych, więc zamilknij. Proszę.
-Dobra. Tylko jeszcze jedno. Tutaj jest spokojnie. Za spokojnie jak dla mnie. Coś tu nie gra. Nie wiem co.
-Pewnie coś się szykuje. - Phoebe nadal była oburzona, ale powoli jej to przechodziło. - Na pewno coś się szykuje. Coś bardzo niedobrego. Coś co wywoła wielki szok. Nie tylko na nas lecz i na innych. Ja to czuje.
-Z ust mi to wyjęłaś.
-Więc skoro się dogadałyście, zamilknijcie teraz na chwile. Aż skończę. A wtedy wybierzemy się na spacerek i wszystko omówimy. - Luke pojednawczo spojrzał na dziewczyny. Następnie znów zajął się lekcjami.
-No pięknie!! Wielkie dzięki!! - Krzyk w pokoju wspólnym Gryfonów przyciągnął uwagę wszystkich.
Krzyczała Phoebe. Inez i Luke zalali jej prace domową, wygłupiając się i rapując. Phoebe wpadła w szał. Chwyciła kałamarz Inez i polała jej pracę. To samo zrobiła z pracą Luke'a. Gryfoni mieli jeszcze lepszy ubaw niż przed chwilą, gdy dwójka rapowała niesłychanie zabawnymi tekstami. Na szczęście chwilowy napad minął równie szybko, jak się zaczął.
-No i coś ty zrobiła??!! - Krzyknął Luke. - Musiałaś akurat tę pracę?! Ta była cholernie trudna!! Męczyłem się nad nią z dwie godziny!!
-Mogę wtrącić? - Spytała Inez wyciągając różdżkę.
-Możesz.
-Usunę to jednym zaklęciem, jeżeli wreszcie przestaniesz ściskać ten papier.
-A już, już. - Luke oddał jej 'nieco' pomięty pergamin, a Inez usunęła skutki napadu jednym krótkim zaklęciem. To samo zrobiła ze swoją. Praca Phoebe już od dawna wyglądała tak jak przed wypadkiem.
-I po co tyle krzyku? - Zapytała - Przecież już po wszystkim.
-Racja. To było kompletnie bezsensowne. - Powiedziała Phoebe. - Ale mi dobrze zrobiło. -Że dobrze zrobiło to ja widzę!! I nie tylko tobie dobrze zrobiło! Innym też! Co nie, Gryfoni?!!
Na pytanie Luke'a cały pokój wspólny wykrzyknął jednoznaczną odpowiedź "Taaaaaak". I wszystko było jasne. W spokoju i ogólnej zgodzie przyjaciele pozbierali swoje prace i poszli do dormitoriów, by je tam zostawić. Był styczeń i trzeba było nareszcie podgrzać atmosferę.
Ron od dłuższego już czasu miał popsuty humor. Niestety nie był dobry w lataniu na miotle i jako obrońcę do drużyny wybrano Luke'a. Kapitanem zaś została Angelina jako, że ani Fred, ani George nie chcieli tej 'posady'. W taki oto sposób Ron musiał poczekać co najmniej rok do wyboru następnego składu. Na razie był tylko rezerwowym.
-Hermiono! - Dziewczyna przyhamowała i odwróciła się w kierunku, z którego dochodził głos. Wołała ją Inez.
-Słucham? O co chodzi?
-Mam do ciebie pewną sprawę. Tylko musisz ze mną iść. Szukałyśmy cię z Phoebe przez pół dnia!!
-Dobrze więc. Chodźmy.
Inez poprowadziła Hermionę wprost do Biblioteki, do siedzącej przy jednym ze stołów Phoebe.
-No, więc co to za sprawa? - Spytała siadając.
-Wyda ci się to głupie, ale chodzi o Hagrida. - Phoebe spojrzała na Hermionę z dziwną miną. Dziewczyna uniosła brwi.
-O Hagrida? Jak to?
-No, bo jak zauważyłyśmy Hagrid ma słabość do niebezpiecznych zwierząt. - Kontynuowała Phoebe.
-No tak. - Hermiona potwierdziła ich przypuszczenia.
-A nie wiesz przypadkiem, czy można by u niego brać dodatkowe lekcje z tego przedmiotu? - Spytała Phoebe kończąc swoją wypowiedź.
-Jeżeli chcecie, możemy się go o to zapytać. Bo ja nie mam pojęcia.
-Oczywiście, że chcemy! - Krzyknęły jednocześnie przyjaciółki.
-Więc teraz wy chodźcie za mną.
Dziesięć minut później dziewczyny siedziały już w chatce Hagrida. Wszystkie były niezwykle zadowolone.
-Bardzo chętnie będę was uczył dodatkowo. - Odpowiedział im Hagrid. - Możemy nawet zacząć teraz. Co was interesuje?
-Przede wszystkim rzadko spotykane gatunki zwierząt magicznych. - Powiedziała Inez. -Aha. Cholibka, takich to za wiele nie ma...
-I są trudne do znalezienia. - Dokończyła Phoebe. - Ale właśnie o takie nam chodzi. I smoki też nas interesują.
-Naprawdę? Cholibka! Szkoda, że o tym wcześniej nie wiedziałem!! U Hagrida dziewczyny spędziły dwie godziny, rozmawiając, śmiejąc się i poszerzając swoją wiedzę. Do dormitorium wróciły dość późno. Od tego momentu między nimi zaczęła tworzyć się przyjaźń.
-Cisza przed burzą. - Inez była zwyczajnie niezadowolona z 'nic nie robienia'. Znudziły jej się nawet nocne wypady do lasu.
-Weź nie kracz, bo wykraczesz. - Luke też nie miał dobrego humoru. Zaliczył minus 20 punktów na eliksirach, co popsuło mu dzień doszczętnie. -Siedźcie cicho. Z wami to czasem trudno wytrzymać. - Phoebe rozejrzała się dookoła. - Odeszliśmy za daleko. Tej części lasu nie znamy.
-Daj spokój! - Oburzył się Luke. - Przecież tamtą część znamy na wylot! Czas na coś nowego! W końcu już marzec.
-Heh. Jak ten czas leci. A tu nadal jest tak spokojnie. Mogłoby się coś wydarzyć... - Inez przeciągnęła się i ziewnęła. Było późno i chciało jej się spać. Nagły trzask wyrwał całą trójkę z otępienia.
-Co to było do cholery?
-Nie choleruj mi tu Luke.
-Zamknijcie się wreszcie! Taka chwila, a wy się kłócicie!! - Phoebe przesadziła. Wypowiedziała te słowa za głośno. Ktoś ją usłyszał.
-Oo. No to wpadliśmy jak śliwka w kompot.
-Spadamy stąd, ale już! - Inez zerwała się do biegu ostatnia. Zrobiła to za późno. Luke, który biegł tuż za Phoebe, usłyszał krzyk, syk i jęk. Wszystkie te odgłosy nie wątpliwie wydała Inez. Zatrzymał się. To samo uczyniła Phoebe, która była kilka metrów przed nim. Po chwili Inez była przy nich. Trzymała się za rękę. Krwawiła. -Inez, nic ci nie jest? - Zapytał Luke.
-W nogi głupcy!! Wykrakałam!!
Nie czekając dłużej ruszyli z kopyta w stronę zamku. Po chwili jednak okazało się, że pobiegli w złą stronę.
-Trzeba było się tak daleko nie zapuszczać. - Inez podarła swoją szatę i zatamowała krwotok na ramieniu. - Musimy się rozdzielić. Tak nic z tego nie wyjdzie.
-W życiu! Pogubimy się jeszcze bardziej. - Phoebe nigdy nie potrafiła ukryć swoich uczuć. Widać było, że jest bardzo zdenerwowana.
-Nie mamy wyjścia. Jedno z nas musi ściągnąć tu dyrektora. To nie jakiś tam potworek. To coś znacznie gorszego - Śmierciożercy. Burza nadchodzi.
Phoebe chciała zaprotestować, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie.
-Dobrze więc. Ja pójdę tędy. - Luke wskazał na wielki gąszcz. - Phoebe ty idź przez tą oślą łączkę, a ty Inez - tą dróżką.
-Ok. Ten, kto pierwszy znajdzie zamek, idzie po dyrektora i śpieszy na pomoc reszcie. -No to ruszajmy. Nie ma, co tu stać. Pobiegli. Każde w swoją stronę. Naprzeciw przeznaczeniu.
Było bardzo późno. Inez nie miała siły dalej iść, a tym bardziej biec. Rana na ręce dawała o sobie znać. Dziewczyna potknęła się o jakiś korzeń i upadła. Niemal natychmiast stała spowrotem na nogach i ruszyła dalej ścieżką. "W co ja się wplątałam!" pomyślała. "Głupie zadanie! Masz teraz za swoje poszukiwaczko przygód!". Przystanęła na chwilę. Przed nią widniało rozwidlenie. Miała trzy inne drogi do wyboru.
-No, fajnie! - Powiedziała sama do siebie. - Teraz jeszcze trzeba wybierać! Heh. Mam nadzieję, że Phoebe i Luke'owi poszło lepiej.
Nie miała zamiaru zbaczać ze swojego kursu. Poszła prosto. Za głosem serca. "No i proszę! Kolejny sen i kolejne odzwierciedlenie na jawie!". Uśmiechnęła się sama do siebie. Nie wiedziała, z jakiego powodu. Jednak szybko jej to minęło. Poczuła nagły ucisk. Nie mogła złapać oddechu. Jak by mało tego, potknęła się po raz kolejny i sturlała z niewielkiego zbocza. Z jękiem przeszła do pozycji klęczącej.
-No i za co to? - Zapytała. - Za co?
Podparła się rękami i... poczuła dziwny przedmiot, a w zasadzie jego część pod palcami. -A to, co znowu?
Wygrzebała z ziemi niewielką rzecz. Najprawdopodobniej amulet. Miał łańcuszek i był całkiem ładny. Więcej nie mogła zobaczyć, chociaż do świtu było już niedaleko. Bez zwłoki założyła go na szyję i wstała. Wszystkie dolegliwości (oprócz bólu ręki) nagle minęły.
-No jedna pocieszająca rzecz.
Po oczyszczeniu swojej szaty, ruszyła dalej. Nie wiedziała, że czekała ją niespodzianka.
Harry nie mógł spać. Wstał ubrał się i szturchnął Rona.
-Hej! Wstawaj!
-Że, co? - Ron zerwał się z łóżka.
-Że nic. Nie mogę spać. Chodź się przejdziemy.
-Aha. Dobra, skoro chcesz. - Ron również się ubrał i chłopcy zeszli razem do Salonu.
Nałożyli pelerynę, gdy nagle do salonu zeszła Hermiona.
-Idziesz z nami? - Spytał Ron.
Hermiona aż podskoczyła.
-Ron to ty? Ale mnie przestraszyłeś!!
-Idziemy na małą przechadzkę. Chcesz iść z nami? - Zapytał Harry.
-Pewnie, że tak. Gdzie jesteście? - Harry zdjął kaptur, żeby Hermiona mogła wejść pod pelerynę. Po chwili byli już na korytarzu.
-No to gdzie idziemy? - Wyszeptał Ron. -Może na błonia? Dzisiaj jest nawet ciepła noc. - Zaproponowała dziewczyna.
-Dobrze. - Zgodził się Harry. - Przyda mi się trochę świeżego powietrza.
Phoebe poszła najlepszą drogą. W niedługim czasie znalazła się w tej części lasu, którą znała. Szybko skierowała się w stronę zamku. Przez cały czas biegła. Zależało jej na szybkim sprowadzeniu pomocy lub chociażby wzięciu swojej różdżki.
-Co mi k****, strzeliło do głowy, by jej nie zabrać?! - Zaklęła pod nosem. Zbliżała się już do krańcu lasu.
-No tak. Jeżeli ja poszłam dobrą drogą to logiczne, że Inez i Luke złymi. Co za los. Wreszcie zobaczyła między drzewami zarys Hogwartu. Pobiegła jak mogła najszybciej, manewrując między drzewami, a następnie puściła się przez błonia. W rekordowym czasie dotarła do głównego wejście i wbiegła przez ogromne drzwi. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zderzyła się czołowo z nadchodzącymi Harrym, Ronem i Hermioną, którzy byli ukryci pod peleryną. Siła uderzenia była niebywała. Phoebe aż przysiadła i z sykiem złapała się za czoło.
-Co do cholery... - Nie skończyła. Już wiedziała, co się stało. Ron po zderzeniu wypadł spod peleryny i dziewczyna go zauważyła.
-Moglibyście bardziej uważać!! - Powiedziała ze złością, masując sobie bolące miejsce. Przyjaciele milczeli. - W końcu to was nie było widać!
Phoebe szybko podniosła się z podłogi i nie zważając na dziwną minę Rona pobiegła schodami na górę. Nie miała czasu na głupoty.
Ron obejrzał się za odbiegającą dziewczyną. Ze zdziwienia wyrwał go jęk Harry'ego, który to zderzył się z Phoebe.
-Chodźmy za nią. Coś tu się święci. - Hermiona szybko wstała. Ron podał rękę Harry'emu.
-No to, na co jeszcze
czekamy? - Zapytał nasz główny bohater. - Pośpieszmy się, bo ją zgubimy! Zwinął pelerynę i razem z przyjaciółmi podążył za Phoebe. Na szczęście szybko ją dogonili. Od razu zgadli, dokąd podążała. Do dyrektora.
-Co ona robi? Chce na nas donieść? - Hermiona była niezwykle zdziwiona. -Myślałam, że jest w porządku.
-Ja też. - Poparł ją Ron.
-I ja. Ale to by wtedy było nielogiczne. - Zauważył Harry. - Przecież ona również była poza dormitorium.
-Fakt.
Phoebe zatrzymała się przed chimerą.
-Wampirze przysmaki. - Powiedziała, a posąg ożył i natychmiast odskoczył. Obejrzała się za siebie i zobaczyła Harry'ego, który nie zdążył wejść pod pelerynę. Pokręciła tylko głową na widok jego miny i weszła na schody.
"Jacy oni są zabawni" pomyślała wjeżdżając na górę. Wreszcie znalazła się przed drzwiami gabinetu dyrektora. Od razu stwierdziła, że nie będzie jedynym gościem profesora. Zapukała.
-Dziwna jakaś. - Ron zdjął z siebie pelerynę. - Naprawdę jej nie rozumiem.
-Lepiej wejdźmy pod pelerynę i poczekajmy tu. Zobaczymy, co się stanie. _ Propozycja Hermiony została natychmiast przyjęta i zrealizowana. W samą porę, bo chwile później usłyszeli kroki. Należały one do profesor McGonagall i Snape'a. Niedługo po nich na korytarzu pojawiła się prof. Figg z Hagridem. Kiedy i ta dwójka zniknęła za chimerą Ron odważył się coś powiedzieć.
-Co tu dzisiaj taki ruch? Zbiorowisko jakieś czy co? Przecież nie możliwe jest to, żeby wszystko to było przez Phoebe.
-No nie wiem Ron... - Hermiona spojrzała na chimerę. - ...może to jednak przez nią. -Poczekamy zobaczymy.
Phoebe powtórzyła wszystko jeszcze raz. Była naprawdę zdenerwowana. -Uspokój się dziewczyno!! - Snape również nie miał dobrego humoru.
-Sewerusie, to nie jest żadna błaha sprawa. - Dumbledore również okazał pewien niepokój. - Phoebe zaprowadź nas w miejsce, z którego wyszłaś z lasu. Pójdziemy tam wszyscy.
Nauczyciele podążyli, za Phoebe, która jako pierwsza wyszła z gabinetu.
-Fawkes odszukaj Luke'a i Inez. -Dumbledore, który wychodził ostatni, zwrócił się do swojego feniksa. - Twoja pomoc jest nam bardzo potrzebna.
W końcu i dyrektor opuścił swój gabinet. Fawkes wyfrunął przez otwarte okno. Zaczynało świtać.
Luke był pewien, że pogoń ruszyła za nim. Biegł jak najszybciej drogą, którą sobie wyznaczył. Powoli zaczął się męczyć. Stwierdził, że nie może tak dalej. Zobaczył wyrwę pod korzeniem i nie zastanawiając się dłużej, schował się w niej. Musiał odpocząć. Nie zauważył jednak, że kraniec lasu był już bardzo blisko. W końcu nadbiegło kilka postaci.
-Jesteśmy za blisko zamku. - Powiedziała jedna z nich.
-Więc przejdźmy do planu 'B'. - Zaproponowała druga postać.
-Dobry pomysł. Bierzmy się do roboty.
Po chwili nie było już po nich śladu. Luke przeleżał w wyrwie prawie 45 minut. Przez ten czas zdążył sobie dokładnie uświadomić, że Czarny Pan w ogóle nie próżnował. Wreszcie wyszedł ze swojej kryjówki i ... wpadł prosto w pułapkę. Jeden z mężczyzn zaczaił się na niego z tyłu. W ostatniej chwili chłopak uchylił się przed ciosem w głowę. Postać musiała złapać równowagę po nieudanym ciosie i Luke miał kilka sekund na ucieczkę. Niestety tuż przed skrajem lasu napadły na niego kolejne dwie postacie. 'Ale mnie oszukali' pomyślał unikając kolejnego ciosu. Udało mu się w końcu wybiec poza obszar lasu. I wtedy nadeszła pomoc. Nadleciał Fawkes. Ptak zgrabnie zanurkował i dziobnął jednego z napastników. Luke poprawił, dając postaci kopniaka w brzuch. Jedno trzeba było jej przyznać. Postać umiała się bronić. Odparowała cios i przyłożyła chłopakowi w nos. Poleciała krew. Nie wiadomo skąd pojawiły się kolejne postacie. Łącznie było ich już 10. Za dużo jak na jednego feniksa i jednego chłopaka. Jednak nie za wiele dla szarżującego konia i wściekłego jeźdźca. Luke'a zatkało. Nie tylko jego.
Inez pogoniła klacz do cwału. Stwierdziła, że tylko szarżą uda jej się ocalić przyjaciela. "Kurcze. Jak dobrze, że znalazłam tego cudownego zwierzaka. I jeszcze na dodatek ten miecz. Szczęśliwy zbieg okoliczności?" pomyślała jadąc skrajem lasu. Klacz biegła, nie okazując zmęczenia. Mknęła jak wiatr. W ogóle nie było słuchać uderzeń kopyt o grunt. Dziewczyna na koniu wpadła między napastników, wymachując mieczem. Cięła dwie postacie w ramię.
W tym zajściu Luke'owi udało się wydostać z tłumu. Odskoczył w bok. Inez zawróciła klacz i jeszcze raz natarła. Tym razem jednak przeciwnicy byli przygotowani. Chcieli ją zrzucić na ziemię, jednak okazało się to zadaniem niezwykle trudnym. Po pierwsze, dlatego, że klacz ugryzła jednego z napastników w ręką, a drugiego kopnęła. Po drugie zaś, dlatego, że sama dziewczyna była niezwykle zwinna. Doskonale władała mieczem i przy okazji świetnie kopała siedząc na tym potwornym zwierzaku. Było jeszcze trzecie, 'ale'. Pomagał im feniks, który zgrabnie lawirował wśród wszystkich, dziobiąc wrogów.
Luke podniósł z ziemi jakiś kij. Nie miał zamiaru przyglądać się, jak Inez walczy, gdy on jak ciamajda stoi i się gapi. Podbiegł do pierwszego z brzegu człowieka i mocnym ciosem w brzuch, powalił go na ziemię. Więcej nie zdążył już uczynić, ponieważ napastnicy zauważyli nadchodzącą odsiecz w postaci nauczycieli z Hogwartu, i dali nogę. Luke przysiadł na ziemi. Szczerze mówiąc przeciwnicy dali mu w kość. Inez zeskoczyła z klaczy i podbiegła do niego.
-Nic ci się nie stało? - Zapytała.
-Skądże znowu! A tobie? Jak tam rana? - Chłopak spojrzał na konia. - I co tu robi ten zwierzak? A skąd ten miecz?
-Później ci powiem. Poza tym nic mi nie jest.
Phoebe jako pierwsza do nich dobiegła.
-O kurcze, o kurcze. Mam dość biegania, na dwa lata. - Wysapała. - Co u was? Wszystko dobrze?
Pokiwali głowami. Jako drugi znalazł się koło nich wielki czarny pies (zapomniałam napisać, że Syriuszowi znudziło się czekanie u Lupina ^.^), a zaraz za nim Dumbledore i cała reszta (nie wyłączając ukrytych pod peleryną uczniów ).
-Sewerusie, Minewro i ty Hagridzie. - Powiedział dyrektor. - Idźcie do lasu i sprawdźcie czy wszyscy uciekli. Arabello idź powiadomić panią Pomfrey o rannych. A wy pójdziecie za mną. - Dumbledore spojrzał na Luke'a, Phoebe, Inez, psa oraz klacz. Fawkes usiadł mu na ramieniu.
Nauczyciele posłusznie wykonali polecenia, a wymienione osoby podążyły za dyrektorem. Oczywiście Harry, Ron i Hermiona nie mieli zamiaru zostać na błoniach i również przyłączyli się do pochodu, który zmierzał do chatki Hagrida. Najdziwniejsze było w tym to, że dzika klacz zamiast po prostu sobie odejść, podążyła za Inez. A na dodatek zaczął padać deszcz.
Dość szybko znaleźli się przy chatce. Inez wprowadziła do izby konia, ponieważ jak powiedziała, zwierzakowi nie podoba się ulewa. Na zewnątrz zostali tylko Harry, Ron i Hermiona.
-Panie dyrektorze. - Phoebe zwróciła się do Dumbledore'a -Słucham?
-Mamy pewnych niespodziewanych gości. Czy mogę ich wpuścić do środka? -Oczywiście! A kto to jest?
-Zaraz pan zobaczy. - Phoebe podeszła do drzwi i je otworzyła. - Harry, Ron, Hermiona! Możecie wejść! Przecież nie będziecie czekać na deszczu! To, co zrobiła Phoebe zaskoczyło wszystkich, a tym bardziej Harry'ego i jego przyjaciół. Po krótkiej dyskusji weszli do chatki i zdjęli pelerynę.
-No proszę. - Powiedział Dumbledore. - Dodatkowi słuchacze. Wejdźcie i ogrzejcie się przy kominku. - Profesor podszedł i pyknięciem palcami rozpalił w kominku ogień. - Zapraszam.
-Profesorze... - Harry chciał się usprawiedliwić.
-Nie teraz Harry. Mamy tu poważną sprawę do omówienia, a mało czasu do dyspozycji. Zacznij Inez.
Inez, która usiadła sobie w fotelu, głaskała Fawkesa, który swoimi łzami kończył leczyć jej rękę. Dziewczyna spojrzała na dyrektora, później przeniosła wzrok na czarnego psa. -Od początku? - Powiedziała w końcu.
-Niekoniecznie. Może zacznij od swojej samotnej podróży. - Dyrektor uśmiechnął się do niej.
-Kiedy się rozdzieliliśmy miałam całkiem sporo sił. Jednak bieg szybko mnie wyczerpał. W pewnym momencie natrafiłam na rozstaj drogi, którą szłam. Wybrałam ścieżkę na wprost. Po pewnym czasie, kompletnie zziębnięta i zmęczona, straciłam oddech. Po prostu mnie zatkało. Myślałam, że się uduszę, a tu bęc. Potknęłam się i stoczyłam z górki. Kiedy się wreszcie pozbierałam, znalazłam w ziemi to. - Inez przerwała swoje opowiadanie i wyciągnęła spod szaty amulet. Przyjrzała mu się dokładnie. - Założyłam go na szyję i wstałam. I wtedy poczułam się jakoś inaczej. Wszystko, no prawie wszystko mi przeszło. Ponieważ poczułam się lepiej poszłam dalej...

Inez szła i szła. Miała tego powyżej uszu. A na dodatek wlazła w jakiś super gąszcz, który boleśnie ją pokłuł. Wreszcie udało jej się wydostać z zarośli. Wyszła na małą oślą łączkę i zobaczyła konia. Podeszła bliżej do zwierzęcia i stwierdziła, że jest to klacz. Piękna, kara, przywiązana do drzewa klacz. Zwierzę było ranne w szyję. Gdy podeszła, zarżało dziko i targnęło łbem.
-Spokojnie. Nic ci nie zrobię. Boję się tak samo jak ty. - Inez wyciągnęła rękę. Klacz nie dała się poklepać. Cofnęła się. - Zaraz, chwileczkę. Już cię uwolnię. - Dziewczyna rozejrzała się dookoła i zobaczyła miecz. Ale jaki! Niech to licho. Pięknie rzeźbiony, lekki i przyciągający uwagę.
-Kto to mógł tu zostawić? Chyba tylko głupiec. - Inez podeszła do sznura i krótkim, szybkim cięciem, uwolniła zwierzę. Klacz uradowana wolnością, natychmiast pogalopowała w las. Po chwili jednak wróciła. -Co się stało? - Inez podeszła do niej i poklepał
a ją po nozdrzach. Klacz nie cofnęła się. Wydawałoby się, że właśnie tego chciała. - Jesteś ranna, bidulko. Chodź, obmyjemy tę ranę.
Zwierzak posłusznie podążył za Inez, która skierowała się w stronę szumiącego strumyczka. Dziewczyna delikatnie obmyła ranę i obejrzała ją dokładnie.
-Płytka. - Powiedziała. - Nic ci nie będzie. - Kolejny raz podarła swoją szatę i owinęła ranę niezbyt ładnym opatrunkiem. Klacz zdawała się tym zupełnie nie przejmować. Wsadziła swój nos za kołnierz dziewczyny. - Ej! Zabieraj tego nochala! To łaskocze! Skoro tak, to będziesz mnie musiała stąd wyprowadzić! Klacz zrozumiała wszystko. Inez bez problemu wsiadła na jej grzbiet. W końcu jeździła kiedyś bez siodła.
-No to ruszaj. Byle szybko! Mam złe przeczucia! - Koń natychmiast poszedł w galop.
-Wyjechałyśmy z lasu w ciągu pięciu minut. Z daleka zobaczyłam tę wielką bandę. Nieźle mnie to wku... znaczy zdenerwowało. - Inez szybko się poprawiła. - Zaszarżowałyśmy na nich. A ten miecz, który znalazłam bardzo się przydał. - Dziewczyna pokazała wszystkim broń, którą tak niedawno przegoniła napastników. - No i to by było na tyle.
-Ciekawa przygoda. - Dumbledore pogładził swoją brodę. - Mogę zobaczyć ten amulet?
-Proszę bardzo. - Dziewczyna podała mu to, o co poprosił. Dyrektor obejrzał go dokładnie.
-Ładny i z pewnością magiczny. A ponieważ ty go znalazłaś należy do ciebie. - Profesor oddał jej tą zagadkową rzecz.
-A czy mogę się o coś zapytać?
-Oczywiście. Mów śmiało.
-W, jakim sensie ten amulet jest magiczny? - Inez założyła go na szyję. -Tak do końca nie da się tego wyjaśnić. Jeśli pozwolisz odpowiem ci jutro, na naradzie. Teraz powinniśmy wszyscy udać się do skrzydła szpitalnego. Klacz zostanie tutaj. - Dyrektor podszedł do drzwi. - Chodźcie.

mango_g

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki