Rozdzial pierwszy
Zaskakujaca wiadomosc
Byla ciepla, lipcowa noc. Martha lezala juz dawno w lózku, ale nie mogla zasnac. Rozmyslala o najrózniejszych rzeczach. Najbardziej jednak meczyla ja mysl, ze jej szkola zostala zniszczona i bedzie musiala czekac na jej odbudowe, co moglo nawet nigdy nie nastapic. Niestety do innej szkoly nie moglaby pójsc, chyba, ze wczesniej byla do niej zapisana. Ale Martha dobrze wiedziala, ze takie cuda sie nie zdarzaja. Nigdy, nawet w ksiazkach. Nagle z marzen wyrwalo ja gluche stukanie w szybe. Spojrzala i zobaczyla jakas postac, unoszaca sie w powietrzu na czyms co wygladalo jak miotla. Podeszla do okna i sama nie wiedziala, dlaczego to zrobila, ale otworzyla okno. Byl to chlopak, mial piekne blyszczace, zielone oczy i rozczochrane, kruczoczarne wlosy. Tak, Martha byla pewna to byl on... Harry Potter, ten slynny Harry Potter, o którym od dziecka tak wiele slyszala. Nie wierzyla, ze to prawda, myslala, ze to tylko piekny sen. Jednak miala dziwne uczucie, ze to wszystko to rzeczywistosc.
- Jestes Martha, tak?- zapytal Harry, a Martha stwierdzila, ze ma najcudowniejszy glos na swiecie- wskakuj na miotle, tylko szybko, bo Dumbledore na nas czeka.
Martha weszla na ten niezwykly srodek lokomocji, który po chwili wystrzelil jak z procy. Poczula mily cieply podmuch wiatru na twarzy. Byla zachwycona, az do momentu, w którym spojrzala w dól. Tak sie przerazila, ze spadlaby, gdyby Harry jej nie zlapal za reke.
- Zlap sie mnie i nie patrz wiecej w dól- powiedzial usmiechajac sie szeroko do niej.
Martha przytulila sie do niego. Byl bardzo cieply, a Marthie bylo bardzo milo. Kiedy podróz dobiegla konca, Harry zlapal Marthe za reke i zaprowadzil ja do gabinetu Dumbledora. - Witaj!- powital ja dyrektor
- Eee... dobry wieczór.
- Chcialbym cie poinformowac, ze jezeli bedziesz chciala mozesz od wrzesnia zaczac uczeszczac do Hogwartu.
- Jak to? W jaki sposób?
- Twoja szkola w Moubaxton zostala zniszczona. Wiekszosc uczniów zostalo przeniesionych do Hogwartu. Inni pojechali do Wali, a inni jeszcze gdzie indziej.
- A czy moje przyjaciólki tez beda chodzic do Hogwartu?
- Ann przyleciala tu wczoraj i bedzie uczeszczac do Hogwartu. Nie miej do niej pretensji, ze ci nie powiedziala, ale jej zabronilem ze wzgledu bezpieczenstwa. Wiec to wszystko co mam ci do powiedzenia. Twoi rodzice juz wiedza o wszystkim. Przysle ci poczta bilet na pociag oraz spis ksiazek do piatej klasy. Harry odwiez Marthe do domu.
- Kto... co... ja? Ach tak, oczywiscie!
Kiedy wracali Martha byla zajeta rozmyslaniem o tym wszystkim co mówil jej Dumbledore. Przerazala ja mysl, ze to wszystko moze okazac sie tylko snem i jutro wróci do szarej rzeczywistosci, czego bardzo nie chciala. Nie chciala znowu dreczyc sie zniszczeniem szkoly i utrata tak wielu przyjaciól. Czas minal szybko i nim sie obejrzala juz zegnala sie z Harrym. Wreczyl jej bukiet bambusów na pamiatke i szepnal:
-Do zobaczenia w Hogwarcie.
Martha byla bardzo spiaca wiec zasnela bez zadnego problemu.
Dumbledore zapomnial wspomniec o jeszcze jednej dziewczynie, Maggie, która dowiedziala sie o tym co Martha i Ann tydzien temu. Wszystkie trzy znaly sie od dziecka, poniewaz chodzily razem do mugolskiego przedszkola.
Niestety Maggie nie miala rodziców, poniewaz zgineli w wypadku samochodowym. Doszlo do tego wypadku, gdyz Voldemort rzucil zaklecie zepsucia na ich samochód. Od tej pory wychowywala ja babcia, której ledwo co udawalo sie utrzymac siebie, wnuczke i jej siostre. Kiedy dziewczyna poznala Ann i Marthe, czesto je odwiedzala. Kiedy pewnego dnia rodzice Marthy dowiedzieli sie o smierci jej rodziców i postanowili znalezc jej rodzine, co bardzo szybko nastapilo. Maggie, razem z babcia i siostra- Melanie zamieszkala z nowymi rodzicami, którzy obdarzyli je wielka miloscia. Tak wielka, jakby byly ich prawdziwymi córkami. Maggie, Ann oraz Martha bardzo sie lubily, a nawet mozna bylo powiedziec, ze sie kochaly, poniewaz byly dla siebie jak siostry. Zawsze o wszystkim sobie mówily, ale niestety tym razem nie mogly sobie powiedziec o tych dziwnych zdarzeniach. Wszystkie trzy uczyly sie wczesniej w szkole magii i czarodziejstwa w Moubaxton, lecz wlasnie pod koniec tego roku szkola ta zostala zniszczona przez Voldemorta i dziewczeta dzieki wczesniejszemu zapisaniu do Hogwartu mogly sie tam przeniesc. Maggie chciala jak najszybciej znalezc sie w nowej szkole. Nigdy nie miala problemów z zawarciami nowych przyjazni, wrecz przeciwnie.
Maggie byla wesola blondynka o falowanych wlosach i niebieskich oczach. W szkole Moubaxton razem z Ann uchodzily za najladniejsze dziewczyny. Dlatego tez byly lubiane przez wiekszosc chlopców i nie lubiane przez zazdrosne dziewczyny.
Rozdzial drugi
Zakupy na ulicy Pokatnej
Nastepnego dnia, kiedy Martha sie obudzila od razu przypomniala sobie zdarzenie, które mialo miejsce w nocy. Tylko, ze teraz byla pewna, ze to byl sen. Trwala w tym przekonaniu tydzien, do czasu kiedy dostala list od Dumbledora razem z biletem. Byla tak szczesliwa jak nigdy w zyciu. Natychmiast zadzwonila do Ann, zeby do niej przyszla. Nie minelo dziesiec minut, a dziewczyna byla juz u Marthy. Zaczely sobie opowiadac o tym jak sie czuly po uslyszeniu prawdy.
- Sluchaj, przeciez my musimy kupic sobie te wszystkie potrzebne nam rzeczy- zauwazyla Ann- Chodz idziemy! Bedziemy miec juz to z glowy. Opowiemy sobie reszte po drodze.
Martharazem z przyjaciólka ulicami Londynu. Nagle weszly do jakiegos baru, a nastepnie przeszly przez niego i znalazly sie na jakims malym, obskurnym podwórku. Ann stuknela palcem w kilka cegiel na ogromnym murze i po chwili pojawily sie drzwi, przez które przeszly i znalazly sie na ulicy pelnej czarodziei i czarownic.
- To jest ulica Pokatna... ostatni raz bylysmy tu piec lat temu, kiedy robilysmy zakupy do Moubaxtonu- powiedziala Ann rozgladajac sie naokolo.
- A tak w ogóle, to jak sie lecialo z Harrym?- zapytala z lekka zazdroscia Martha
- Co?- zdziwila sie Ann- Ja lecialam z Ronem! On jest taki mily...
- Dobra, spokojnie... chodzmy po rózdzki, do Olivandera, bo potrzebne nam nowe. Tamte sa juz stare i zniszczone. W ogóle nie mozna nimi czarowac... no moze prawie...
Weszly do sklepu, który wygladal na bardzo dawno otwarty. I taki tez byl, poniewaz nad drzwiami widnial napis: "Olivanderowie: Wytwórcy najlepszych rózdzek od 382 roku przed nasza era". Powital je mezczyzna w podeszlym wieku z przerazliwie zóltymi zebami i siwymi wlosami. Martha za pierwszym razem znalazla sobie rózdzke, Ale Ann miala nie maly problem. Kiedy mezczyzna wyciagal dokladnie czterdziesta ósma, Martha wyraznie zniecierpliwiona powiedziala:
- Ja ide do Gringota po pieniadze... wlasnie przeciez nie wzielysmy kasy, to jak ty chcesz kupic rózdzke!?
Po czym pobiegla do banku. Ann dalej wypróbowywala kolejne rózdzki. W koncu niemal calkowicie stracila nadzieje. Lecz wreszcie udalo sie. Róg jednorozca mahoniowa, dwanascie i pól cala. To byla rózdzka na która tak dlugo czekala. W tym samym momencie zjawila sie Martha.
- Wiesz co chyba widzialam Maggie Gregory?
- Co? Zdawalo ci sie! Skad by sie tu wziela?
- Masz, to twoje- powiedziala zasapana podajac sakiewke z duza iloscia zlotych, srebrnych i brazowych monet- Ale moge dac sobie reke uciac, ze to byla ona.
- Ale pomysl logicznie. Co by tu robila?
- No tak masz racje- przytaknela Martha.
- Dwa galeony i trzy sykle- rzekl sprzedawca.
Kiedy weszly do sklepu kupic szaty, Madame Malkin powitala je bardzo serdecznie. Kiedy stanely na stolkach, miarki same je mierzyly kobieta powiedziala z usmiechem:
- Tym razem bede musiala zuzyc wiecej materialu na wasze szaty. O rany... ale uroslyscie. Ile to juz macie lat?
- Niedlugo bedzie pietnascie- odpowiedziala Martha.
- Dorosle panienki...- rzekla kobieta.
Pózniej nadszedl czas na kupienie ksiazek do piatej klasy. Poza tym musialy kupic kociolki, wagi i rzecz jasna zwierzaki. W poprzedniej szkole nie pozwalano im miec zwierzat, poniewaz dyrektorka i nauczyciel transmutacji byli na nie uczuleni. Martha wybrala malego bialego kota z jednym czarnym uchem, który mial juz imie, które brzmialo Marek Antoniusz. Natomiast Ann wybrala brazowa sówke, która nazwala Gryzli.
- Zawsze marzylam o kotku- powiedziala Martha przytulajac swojego zwierzaka tak mocno, ze az zamiauczal z bólu.
- Ja tez- rzekla szczesliwa Ann.
Obladowane torbami z zakupami rozstaly sie i kazda poszla do swojego domu. Od razu po powrocie zaczely pokazywac wszystko rodzicom.
Kazda z dziewczat cieszyla sie z pójscia do Hogwartu z innego powodu. Ann miala nadzieje poznac innych przyjaciól, a Martha chciala zapomniec o szkole w Moubaxton, poniewaz bardzo przezyla jej zniszczenie.
Martha rzeczywiscie widziala Maggie w sklepie ze sprzetem do quiddicha, lecz zadna z nich nie wiedziala, ze beda razem chodzic do Hogwartu. Ann i Martha nie widzialy Maggie od trzech miesiecy, myslaly wiec, ze tak jak pozostali uczniowie wyjechala uczyc sie w poludniowej Walii . Lecz ona równiez nie wiedziala, ze do Hogwarcie beda uczyc sie jej najlepsze przyjaciólki. Na ulicy Pokatnej Maggie kupila sowe o wdziecznej nazwie -Orzeszek, ksiazki, szaty i inne rzeczy potrzebne do nauki w Hogwarciea zwłaszcza oryginalną różdżkę,która była biała w czarne cętki i zmieniała sie w zależności od trudności zaklęć w czarną w białe cętki.
Rozdział trzeci
Przybycie nowych
Wieczorem, ostatniego dnia wakacji do Ann przylecieli Martha, Harry i Ron. Około godziny spędzili na rozmowach, ale niestety musieli już lecieć. Ann pożegnała się z rodzicami i wsiadła na miotłę Rona. Musiała lecieć razem z nim, ponieważ nie miała swojej. Natomiast Harry i Martha podróżowali na osobnych, aż do czasu.
Niebo było całkowicie bezchmurne, więc mogli dostrzec dużo gwiazd, a nawet Wenus. Martha była tak wpatrzona w planetę, że nie zauważyła drzewa, na które po chwili wleciała. Wyszła z wypadku bez szwanku, czego nie można było powiedzieć o jej nowiutkiej Błyskawicy 2. Z tego tez powodu Martha musiała lecieć z Harrym na jednej miotle. Jednak ona zbytnio się tym nie przejęła.
Dolecieli na miejsce około drugiej w nocy. Poszli do "Dziurawego Kotła", przegryźć coś i napić się, ponieważ po podróży przeraźliwie zgłodnieli. Nie minęło nawet pięć minut od posiłku, a Ron, Martha i Ann już smacznie spali.
- Ale z nich śpiochy- powiedział Harry sam do siebie- mi się w ogóle nie chce...
Lecz nie dokończył, bo także zasnął. Spali jak susły, chrapiąc głośno.
Obudzili się dopiero, około dwunastej, kiedy do baru zaczęli wchodzić ludzie. Od razu zrozumieli, że muszą się śpieszyć. Biegli na dworzec King`s Cross ile sił w nogach. Nawet nie wiedzieli ile czasu biegli. Na szczęście zdążyli, ponieważ zostało im jeszcze pięć minut. Na peronie Ann zobaczyła swoich i Marthy rodziców. Pobiegła do nich i zapytała:
- Co wy tutaj robicie?
- Nie widzisz?- zdziwił się jej tata, który był mugolem, ale nie przeszkadzało mu, że jego żona jest czarownicą i córka też nią niedługo zostanie- Przywieźliśmy ci bagaż i Gryzliego- tu wskazał na jej sówkę, która pohukiwała głośno, wyraźnie ucieszona, że widzi swoją panią.
- Dzięki- odpowiedziała Ann tacie uśmiechającemu się szeroko.
Wzięła klatkę z sową, a mama poniosła kufer. Ann i Martha ustawiły swoje bagaże, a ich rodzice wyszli z pociągu, który nagle ruszył. Martha wleciała na Harry`ego, a Ann zdążyła się złapać i uniknęła zderzenia z Ronem. Do przedziału weszli trzej chłopcy Seamus Finningan, Dean Thomas oraz Neville Longbottom. Po chwili weszła jeszcze Ginny, siostra Rona. Cała czwórka przyglądała się uważnie Ann i Marthie.
- Kim jesteście?- zapytał Seamus.
- Ja jestem Ann, a to jest Martha- zaczęła Ann, poczym zaczęła wyjaśnić pomyłkę Dumbledora, a po chwili dodała- Martha jest wielką fanką Harry`ego.
- A ty Rona- odrzekła Martha rumieniąc się na policzkach.
- Dobra, zamknij się- powiedziała Ann czerwona, jak burak.
Niespodziewanie do przedziału wszedł Malfoy oraz jego goryle, Crabb`e i Goyl`e. Popatrzył na Ann z zachwytem i powiedział:
- No, no Hogwart zyska wreszcie jakąś ślicznotkę, a nie jakieś brzydkie szlamy, tak, jak ta idiotka Granger.
Ann postanowiła nie odpowiadać na głupie gadanie tego chłopaka. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał zbyt sympatycznie, więc doszła do wniosku, że taki jest. Martha zaczęła opowiadać o swoim dotychczasowym życiu, a kiedy skończyła Ann również to zrobiła. Czas upłynął bardzo szybko. Nim się obejrzeli, znaleźli się w Wielkiej Sali. Przyszedł czas na ceremonię przydziału. Dziewczyny bardzo chciały być w Gryffindorze, ponieważ były tam wszystkie osoby, które dotychczas poznały.
- Maggie Gregory!- krzyknęła profesor Mc`Gonagall.
Z tłumu pierwszoroczniaków wyłoniła się wysoka, szczupła blondynka.
- Maggie? A, co ona tu robi?- zdziwiła się Martha.
- A jak myślisz? To jasne, że to co my- odpowiedziała Ann- Tylko dlaczego o tym nie wiedziałyśmy?
Tiara przyjęła ją do Gryffindoru. Dziewczyna pobiegła w podskokach ze szczęścia do stołu Gryfonów i zajęła jedyne wolne miejsce koło Rona. Teraz nadeszła kolej na Marthę:
- Martha Oilery!- wrzasnęła ponownie profesor Mc`Gonagall.
- O, nie! Ja się boję!- przeraziła się Martha i zbladła przeraźliwie.
Minęło kilka sekund, a Martha usłyszała to jedno upragnione słowo, które brzmiało "Gryffindor". Jej twarz od razu odzyskała dawny kolor. Tym razem Ann szła w kierunku tiary. Nałożyła ją na głowę, a ona po chwili, która wydawała się prawdziwą wiecznością, powtórzyła te słowo, które usłyszała zarówno Maggie, jak i Martha. Ucieszona zaczęła skakać z radości, tak, że przez przypadek nadepnęła profesor Mc`Gonagall na stopę. Nauczycielka skrzywiła się, ale nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się. Ann pobiegła do stołu Gryfonów i zobaczyła tylko jedno wolne miejsce, koło Hermiony (Harry przedstawił ją dziewczętom chwilę przed wejściem do Wielkiej Sali), a tam za żadne skarby świata nie chciała usiąść, ponieważ zauważyła, że ta dziewczyna za nią nie przepada, co można było wywnioskować po jej spojrzeniu. Ann popatrzyła błagalnym wzrokiem na Harry`ego, który od razu zrozumiał o co chodzi i ustąpił jej miejsce koło Rona. Harry usiadł obok Hermiony, czego Martha nie przyjęła z radością.
Kiedy wszyscy się najedli poszli razem do pokoju wspólnego. Ann przedstawiła wszystkim, których zdążyła poznać, Maggie. Później okazało się, że będzie w dormitorium razem z Hermioną, co ją bardzo przeraziło, jednak ulżyło jej, gdy dowiedziała się, że będzie też z przyjaciółkami, Maggie i Marthą. Wszystkie trzy zauważyły, że Hermiona nie darzy ich sympatią. Wieczorem, tuż przed zaśnięciem powiedziała im:
- Ja tego nie rozumiem! Co wy tutaj robicie?! Przecież wy w ogóle nic nie umiecie! A jeżeli już to powinniście zacząć od pierwszej klasy, a nie od razu od piątej!!! Dumbledore chyba zgłupiał!
- Myślisz, że jesteśmy głupie!? To się grubo pomyliłaś!
Maggie powiedziała to bardzo szybko, oburzona bezczelnością i chamstwem Hermiony.
- Jeżeli chcesz wiedzieć, to chodziłyśmy wcześniej do szkoły magii, tylko została zburzona i teraz będziemy się tutaj uczyć, a poza tym byłyśmy tu wcześniej zapisane, tylko nastąpiła pomyłka, dlatego musiałyśmy iść do innej szkoły!- warknęła Ann.
- Przepraszam, ale jestem na was zła, bo Harry i Ron ciągle rozmawiają z wami, a ja dla nich nie istnieję. Nawet mi dzisiaj w pociągu nie odpowiedzieli na "cześć", bo byli zajęci wami. W ogóle mnie nie zauważyli.
Dziewczyny podały sobie ręce na zgodę i położyły się spać. Usnęły bez najmniejszego problemu, ponieważ były bardzo zmęczone, a łóżka w dormitorium były bardzo wygodne.
Rozdzial czwarty
Wielkie zdziwienie
Po kilku dniach w Hogwarcie, Ann, Maggie i Martha przyzwyczaily sie do wszystkiego. Do znikajacych stopniach, do drzwi, które nimi nie byly, do Filcha i jego kotki Pani Noris, a nawet do Irytka, który nie wiadomo dlaczego zawsze sie ich sluchal.
Kiedy wstali pewnego dnia, pierwsza rzecza jaka zrobili bylo zebranie sie we wspólnym pokoju Gryffindoru. Rozmawiali przez chwile, potem poszli do Wielkiej Sali na sniadanie. Ann, Maggie i Marthe czekala teraz pierwsza lekcja eliksirów. Z opowiadan Rona i Harry`ego wynikalo, ze nauczyciel nie jest zbyt mily. Ann najbardziej jednak obawiala sie transmutacji. Odkad snilo jej sie, ze zamiast zamienic kamien w mysz, zmienila go w krwiozerczego nietoperza, który wszystkich zabil . Na dodatek Hermiona pozyczyla jej ksiazke, w której byly opisane takie i inne, jeszcze gorsze przypadki. Lecz Hagrid, którego razem z przyjaciólmi czesto odwiedzala uspokajal ja, ze pod okiem profesor Mc`Gonagall takie rzeczy sa nie mozliwe. Jednak teraz musieli isc na eliksiry. Idac do lochów, gdzie zawsze odbywaly sie te lekcje, Harry, Ron, Maggie,Ann i Martha oraz Hermiona spotkali profesor Mc`Gonagall, opiekunke ich domu.
- Ciesze sie, ze was widze- zaczela- w tym roku lekcje eliksirów prowadzone sa w grupach. Martha, Maggie, Harry, Ron i Ann, jestescie w jednej grupie i zajecia macie tam, gdzie zawsze, a ty Hermiono chodz za mna, poniewaz jestes w drugiej grupie i masz lekcje gdzie indziej, z profesorem Snapem, a oni z jego zona.
- To profesor Snape ma zone?!- krzykneli wszyscy ze zdziwienia.
- Tak, w te wakacje ozenil sie z nauczycielka eliksirów z Azji.
Harry, Ron, Martha, Ann i Maggie poszli na lekcje, Hermiona zapytala ze smutkiem profesor Mc`Gonagall:
- Pani profesor, dlaczego nie moge byc w grupie z moimi przyjaciólmi?
- Poniewaz jestes w grupie bardziej zaawansowanej. A tak w ogóle dlaczego od wczoraj jestes taka smutna?
- Bo odkad w Hogwarcie zjawily sie Ann, Maggie i Martha, Ron i Harry interesuja sie tylko nimi, a mnie ledwo co zauwazaja. A raczej w ogóle.
- No, cóz... chca je poznac. Mnie tez sie wydaja sympatyczne, madre i inteligentne, szkoda, ze nie zjawily sie wczesniej- powiedziala entuzjastycznie, po czym odprowadzila Hermione pod klase. Hermiona byla wsciekla, po uslyszeniu slów nauczycielki.
- "Wszyscy interesuja sie tylko tymi trzema laleczkami, a na mnie nikt nie zwraca uwagi. Ja jestem madra, ale nikogo to nie obchodzi, bo nie jestem ladna! Natomiast one sa ladne, ale glupie. To niesprawiedliwe"- pomyslala Hermiona, poczym rozplakala sie i postanowila nie isc na lekcje.
Tuz przed klasa Harry, Ron, Maggie, Ann i Martha spostrzegli wysoka, przerazliwie chuda kobiete z czarnymi, tlustymi wlosami, ciemnym makijazem i malymi, czerwonymi ustami. Wszyscy patrzyli na nia dosc dziwnym spojrzeniem. Otworzyla drzwi i kazala wejsc do klasy. Bylo to bardzo zimne i ciemne pomieszczenie. Na pólkach stalo duzo sloików z eliksirami. Wszyscy usiedli w lawkach, jak kazala kobieta i czekali az cos powie.
- Nazywam sie Lugia Snape i jestem zona profesora Snape`a, którego juz znacie. Bede was nauczac eliksirów. Czy sa do mnie jakies pytania?
Nikt z klasy sie nie odezwal. Wszyscy mieli wzrok utkwiony w Lugii.
- Rzadko bedziemy korzystac z podreczników- kontynuowala- A w tym roku czasami bedziecie sami wymyslac eliksiry. Przygotujcie kociolki, suszone zaby i pestki dyni. Bedziemy przyrzadzac lek na skaleczenia.
Po tej lekcji cala paczka udala sie do pokoju wspólnego, gdzie spedzili caly dzien. Ron tlumaczyl wpatrzonym w niego Ann i Maggie zasady "eksplodujacego durnia", w którego potem dlugo, bo prawie do pierwszej w nocy, grali. Gdy wszyscy zbierali sie juz do pójscia spac, do swoich dormitoriów, Harry i Ron podeszli do Hermiony i powiedzieli ironicznym glosem:
- DOBRANOC!
Hermiona ze lzami w oczach pobiegla do dormitorium, gdzie Ann i Maggie juz gleboko spaly, a Martha udawala. Hermiona rzucila sie na lózko i dalej plakala. Martha nie zwracala najmniejszej uwagi na glosny szloch. Po chwili zasnela, a nienawisc Hermiony do Ann, Maggie i Marthy wzrastala coraz bardziej. Niedlugo i ona zmeczona placzem usnela.
Rozdział piąty
Gorzka prawda
Przez następne dni nic się nie zmieniło. Hermiona coraz bardziej nienawidziła Ann, Maggie i Marthy, jednak je to w ogóle nie obchodziło. Ostatniego dnia września, gdy słońce wschodziło nad horyzontem, Maggie wstała i zeszła do pokoju wspólnego. Zastała tam Rona grającego samemu w szachy czarodziejów. Usiadła obok niego i zapytała:
- Może zagramy partyjkę?
- Dobra, strasznie nudno gra się samemu. Myślałem, że tu usnę jak nikt za chwilę nie przyjdzie.
- Ale na szczęście zjawiłam się ja.
Gdy Maggie i Ron rozpoczęli grę zjawił się Harry widocznie nie wyspany. Wyglądał jakby nie zmrużył oka przez całą noc, a nawet kilka. Usiadł koło nich i przez kilka minut wpatrywał się nieprzytomnie w brutalną grę. Przez cały czas ziewał i ocierał oczy rękami.
- Co z tobą?- zapytała Maggie, kiedy wieża Rona zbiła jej gońca.
- Nic, po prostu się nie wyspałem- odpowiedział Harry, po czym ziewnął.
- Jak można się nie wyspać, idąc spać przed zachodem słońca?
- A ty się wyspałaś?
Maggie nie odpowiedziała, bo Ron wypalił:
- Chciałem zapytać, co ty takiego robisz, ze zawsze tak ładnie wyglądasz?
Ron zaczerwienił się na policzkach, podobnie jak Maggie, która odpowiedziała tylko:
- Napary ze skóry smoków. Zapomniałam!
I uciekła z pokoju wspólnego zostawiając Harry`ego i Rona samych. Ron stwierdził, że powiedział coś nie tak, ale nie wiedział co, bo przecież powiedział jej tylko komplement, z którego powinna się ucieszyć. Harry wzruszył tylko ramionami i znowu zaczął ziewać. Pomyślał, że Maggie jest bardzo nieśmiała i pobiegła ochłonąć po słowach Rona i przemyśleć je.
Harry zagrał z Ronem w szachy i po chwili zjawiła się Ann. Uśmiechnęła się na powitanie. Usiadła obok Rona i przez chwilę przyglądała się grze. Wreszcie zapytała:
- Czy nie widzieliście może Maggie? Szukam jej wszędzie, ale nigdzie jej nie mogę znaleźć. Nie ma jej w dormitorium, łazience, ani tutaj .
W tym momencie do pokoju weszła Martha, równie nieprzytomna, jak Harry jeszcze dziesięć minut temu. Ron opowiedział całe zdarzenie i zrobiło mu się bardzo głupio. Co jakiś czas spoglądał na Harry`ego niepewnie, natomiast ten wpatrywał się w Marthę.
- Pewnie poszła po napary ze smoków. Nigdy nie lubiła jak się mówiło o jej urodzie. Jak była mała miała wypadek samochodowy. Zginęli jej rodzice, a sama miała całą twarz, a właściwie jej nie miała. To były tylko oczy, usta i nos. Nikt nie dawał jej szans, że będzie kiedyś normalnie wyglądać. Ledwo utrzymywała się przy życiu- Ann opowiadała historię Maggie ze łzami w oczach, a Harry`emu i Ronowi szczęki opadły- Jednak pewnego dnia przyjechały do niej pielęgniarki, które zajęły się jej twarzą i po dwóch miesiącach wyglądała już normalnie, tak jak teraz. No dobrze koniec, bo zaraz się rozpłaczę. To gdzie ona może być? Może poszła na lekcje?
- Nie, bo nie wzięła książek- powiedział Ron.
- A po co jej te napary ze skóry smoka?- zapytał Harry jakby sam do siebie.
- Musi, bo inaczej zamieni się w smoka...
- CO!? TO STRASZNE!!!- krzyknęli Harry i Ron.
- Dzieje się tak, ponieważ...- Ann przerwała na chwilę, połykając głośno ślinę- Sami- Wiecie- Kto rzucił na nią klątwę. Może się jej pozbyć tylko wtedy, gdy zakocha się z wzajemnością.
Kiedy opowiadanie dobiegło końca cała czwórka udała się na mugoloznawstwo. Ron zauważył Maggie. Była czerwona, a oczy miara opuchnięte. Podbiegł do niej i złapał za rękę, bo zauważył, że chciała uciec przed nimi.
- Przepraszam cię, za to, co ci powiedziałem, ale nie miałem o tym wszystkim pojęcia. Dopiero niedawno Ann opowiedziała mi twoją historię.
- Nie ma sprawy.-Maggie urwała i rozglądnęła się dookoła-wszyscy myślą, że ryczałam, a ja tak po prostu wyglądam po wypiciu tych naparów.
Na zgodę przytulili się. Martha i Harry cieszyli się, że ich przyjaciele się pogodzili, ale Ann wcale się nie cieszyła. Poczuła niemiłe uczucie, coś jak... zazdrość.
- "O rety! Przecież ja nie mogę być zazdrosna- pomyślała- przecież to bezsensu, ja nie kocham Rona. Nawet mi się nie podoba. Ja go tylko lubię, nic więcej."
Lecz sama wiedziała, że jest inaczej i właśnie teraz zdała sobie z tego sprawę. Jednak próbowała to przed sobą ukryć. Sama nie wiedziała dlaczego.
Lekcje minęły spokojnie, z wyjątkiem eliksirów. Ann była bardzo rozkojarzona. Siedziała obok Rona, na którego bezustannie zerkała. Nie mogła się powstrzymać, mimo, że bardzo chciała. W końcu tak się zamyśliła, że wylała całą zawartość swojego kociołka na podłogę, co pozbawiło Gryffindoru dziesięciu punktów.
Ron zauważył, że z Ann coś jest nie tak. Wreszcie w pokoju wspólnym podszedł do niej i zapytał z niepokojem:
- Ann, dobrze się czujesz?
- Ja? Ach, tak... tylko, że ja się..., a zresztą nieważne.
Ron wiedział, że Ann coś przed nim ukrywa, ale nie wgłębiał się w to, bo pomyślał, że widocznie miała taki powód. Zamiast tego zapytał:
- Pomogłabyś mi z mugoloznawstwem, bo nie rozumiem, o co chodzi z tymi telepofonami.
- Telefonami- poprawiła go, uśmiechając się szeroko.
Ann zaczęła tłumaczyć, ale Ron jej nie słuchał. Wpatrywał się w nią z zachwytem. Pomyślał, że jest bardzo ładna. Najbardziej jednak lubił w niej to, że była taka pomocna i uparta.
- Ale ty jesteś cudowna- powiedział rozmarzonym głosem.
- Słucham?
- No, wiesz, jakby to powiedzieć... jesteś taka ładna i miła... podobasz mi się.
Był tylko jeden problem, o którym Ron doskonale wiedział. Podobała mu się nie tylko Ann, ale również Maggie. Problem polegał na tym, że każda z nich była inna i nie miał pojęcia, którą wybrać.
Ann słysząc komplement z ust Rona... tego Rona, który jej się podobał, poczerwieniała na policzkach, podobnie zresztą jak on. Natomiast on zdziwił się, że powiedział coś takiego. Nigdy nie miał odwagi w sprawach sercowych. A teraz? Co w niego wstąpiło? Ann podziękowała Ronowi za komplement i pobiegła do dormitorium, gdzie mogła rozprawić się ze swoimi myślami.