Rozdział dziesiąty
Bójka
Od czasu balu żaden Gryfon nie odzywał się do Ann i Maggie. Natomiast ze Ślizgonami było całkowicie odwrotnie. Były ich pupilkami. Drugiego dnia od balu, przed lekcją eliksirów, którą Gryfoni mieli ze Ślizgonami, Josh podszedł do Ann i powiedział:
- O! Jest moja ślicznotka. Już się za tobą stęskniłem- po czym objął ją ramieniem.
Ann zachichotała, a Ron zerwał się, żeby zaatakować Josh`a, ale Harry go powstrzymał. Na lekcji Ron uważnie przypatrywał się Maggie i Ann, które bezustannie zerkały w stronę Malfoy`a i Josh`a oraz uśmiechały się do nich zalotnie. Lugia Snape, która zauważyła te zaloty krzyknęła:
- Lekcja eliksirów nie jest od okazywania miłości! A jeżeli nie możecie już wytrzymać, to pocałujcie się raz i ma wam to starczyć na całą lekcję!
Malfoy`a bardzo to ucieszyło. Wstał, podszedł do Maggie i pocałował ją w policzek. Tego Ron nie wytrzymał. Zerwał się i z całej swojej siły uderzył Malfoy`a pięścią w twarz.
- Weasley idioto! Odbiło ci!?- krzyknął Draco łapiąc się za krwawiący nos.
- Gryffindor traci dziesięć punktów!- wrzasnęła Lugia.
Lecz Ron nie zwracał na to najmniejszej uwagi, ponieważ był zbyt wściekły. Podszedł do Josh`a i też go uderzył.
- Gryffindor traci kolejne dziesięć punktów!- powtórzyła Lugia, ale tym razem trzy razy głośniej.
- Coś ty zrobił!!!- krzyknęła Ann do Rona, a po chwili zwróciła się z troską w głosie do Josh`a- Nic ci się nie stało?
Ale Josh nie odpowiedział. Rzucił się na Rona jak rozwścieczony lew. Po chwili wybuchła krwawa bójka. Niektórzy próbowali rozdzielić chłopców, a inni dopingowali. Natomiast Lugia ciągle odejmowała punkty zarówno Slytherinowi, jak i Gryffindorowi.
- Dowal mu Ron!!!- krzyczał Neville skacząc przy tym jak wariat.
- Rozwal mu łeb! Zabij!!!- wrzeszczał jakiś Ślizgon do Josh`a.
- Odsuńcie się wszyscy!- krzyknęła Ann przeciskając się przez tłum, po czym weszła pomiędzy walczących.
Niestety pięść Josh`a, która miała uderzyć Rona trafiła Ann, która przewróciła się po tak silnym uderzeniu i uderzyła głową w podłogę.
- Co zrobiłeś idioto!- ryknął Ron podchodząc do dziewczyny.
Jej warga bardzo obficie krwawiła, jednak z głową nic się nie stało. Maggie, która była bardzo wrażliwa i zobaczyła swoją przyjaciółkę w takim stanie rozpłakała się. Po chwili przybiegła pani Pomfrey i zaprowadziła całą piątkę do skrzydła szpitalnego.
Warga Ann nadal krwawiła i wszystko wskazywało na to, że przez jakiś czas jeszcze nie przestanie. Malfoy miał złamany nos, a Ron rękę. Natomiast Josh miał mocno podbite oko i rozcięty łuk brwiowy. Maggie była w szoku. Wpatrywała się przed siebie i na nic nie reagowała. Wszyscy leżeli w łóżkach nie odzywając się do siebie.
- Widzisz Ron!? To wszystko przez ciebie...- powiedziała Ann z wyrzutem-... wiesz, że Maggie jest wrażliwa, to bijesz się na jej oczach. Auć moja warga.
- Ale wargę rozwalił ci on! Tylko, że ty naskakujesz zawsze na mnie, a swojego misiaczka zostawiasz w spokoju! Dlaczego to robisz!?
- Och nie bądź śmieszny. Jak zwykle przesadzasz. Gdybyś nie zaczął bójki, nie musiałabym was rozdzielać i nie oberwałabym. I co? Może to moja wina?
- Ten idiota zrobił ci wodę z mózgu! A poza tym nie pozwolę, żeby robił ci krzywdę!
- To było nie chcący!!!- ryknął Josh.
- Zamknijcie się- powiedział Malfoy.
- Wy naprawdę oszaleliście!- krzyknęła Ann nie zwracając uwagi na Malfoy`a.
Nagle pojawiła się pani Pomfrey. Widać było, że jest zła i trochę zaniepokojona.
- Pani Pomfrey- zaczęła Ann- czy muszę tutaj zostać?
- Tak, ponieważ potrzebny ci odpoczynek- odpowiedziała nawet na nią nie spoglądając.
- W tym właśnie tkwi problem. Oni- wskazała na Rona i Josh`a- przez cały czas się kłócą i nie mogę odpocząć.
- No więc dobrze, chodź do mojego gabinetu.
Ann wstała z łóżka i razem z pielęgniarką poszła do jej gabinetu. Było to niewielkie, kwadratowe pomieszczenie pełne półek, na piętrzyły się książki o zdrowiu oraz z przepisami na najróżniejsze eliksiry. Były tam też buteleczki ze składnikami na lekarstwa. Pod oknem stało wielkie biurko, prawie całkowicie zapełnione sprawozdaniami o przebiegu chorób uczniów.
- A więc dam ci maść, którą będziesz musiała się smarować co dwie godziny- powiedziała pani Pomfrey do rozglądającej się naokoło Ann i podała jej mały pojemnik z brązowo- zieloną maścią.
Ann wykrzywiła się, kiedy zobaczyła kolor maści i powąchała ją. Po chwili zapytała nadal wykrzywiona z obrzydzenia:
- Z czego jest zrobione to coś?
- Z odchodów nietoperza i żółwia afrykańskiego. Poza tym do tego lekarstwa dodano smocze paznokcie, ze stóp oczywiście oraz woskowinę z uszu szympansa- wyrecytowała pielęgniarka.
Ann poczuła, że zaraz zwymiotuje. Będzie musiała smarować tym obrzydlistwem usta, a jeśli przez przypadek je obliże? Wolała o tym nie myśleć.
- Pamiętaj, co dwie godziny. Jeśli nie będziesz smarować, rana się nigdy nie zagoi, a tego byś chyba nie chciała? Prawda?
Ann przytaknęła i wyszła ze skrzydła szpitalnego, a kiedy weszła do pokoju wspólnego Gryffindoru zastała tam Hermionę, Harry`ego i Marthę rozmawiającym o czymś z przejęciem. Podeszła do nich, a Martha naskoczyła na nią:
- Proszę, proszę przyszła zdrajczyni! Najbardziej winny zawsze ma szczęście!
- Przecież to nie ja ich pobiłam!
- Ale przez ciebie Ron to zrobił!
- A co ja wtedy zrobiłam!? Przecież to Malfoy pocałował Maggie, a nie ja!
- Wiem, ale mi nie chodzi o wtedy! Mogę się założyć, że to ty zaczęłaś się przyjaźnić ze Ślizgonami, a potem wciągnęłaś w to naiwną Maggie! Przyznaj się!- krzyczała Martha, a Harry i Hermiona przytakiwali.
- Nie mogę uwierzyć, że tak myślicie! Przecież Maggie jest dla mnie, jak siostra!
- Była! Teraz jej nienawidzisz, bo ona podoba się Ronowi! W ten sposób mścisz się i na niej i na nim! Jesteś wredna!!! Okropna!!!
Ann rozpłakała się i wybiegła do dormitorium, gdzie rzuciła się na łóżko i płakała. Nie mieściło jej się w głowie, że przyjaciele tak o niej myślą. Przecież to nie była prawda. Nie chciała zrywać znajomości ze Ślizgonami, ponieważ byli dla niej tacy dobrzy, tak doskonale ją rozumieli. Byli całkiem inni niż Gryfoni, którzy traktowali ją po prostu jak dziewczynę z ich domu. W końcu Ann zasnęła i w ten sposób uwolniła się od rozmyślań i płaczu.
Tym czasem Harry, Hermiona i Martha bardzo długo obgadywali Ann. Mówili na nią takie świństwa, których nie powiedzieliby nawet Malfoyowi. Około północy Martha powiedziała:
- Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że ona jest spokrewniona z Sami- Wiecie- Kim.
Ich głupią gadaninę przerwał sen. Zasnęli w fotelach w pokoju wspólnym, pewni winy Ann.
Przez następne dni każdy powoli dochodził do siebie. Najpierw Malfoy, Josh i Ron, a po dwóch tygodniach Maggie.
- Nareszcie jestem zdrowa, miałam już dosyć wizyt tej psychopatki Satiny.
- Kogo?- zapytała Ann, gdy cała paczka szła na lekcje zaklęć.
- Satina to mój psycholog, po śmierci rodziców pomogła mi dojść do siebie.
- To czemu nazywasz ją psychopatką?- zdziwiła się Martha.
- Bo jest głupia, przed pogrzebem moich rodziców pytała się w co się ubiorę, albo inne takie zupełnie nie ważne bzdety.
Dziewczyny wymieniły spojrzenia i poszły na lekcję. Tym razem uczyli się podnosić ciężkie przedmioty i ustawiać je na półkach. Neville podniósł biurko, które po chwili upadło tuż pod nogi Seamusa.
- Czyś ty oszalał!?- krzyknął przerażony Seamus.
- Przepraszam, to było niechcący
Wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy zadzwonił dzwonek. Harry, Ron, Maggie, Ann i Martha udali się na lunch.
- Gdzie jest Hermiona?- zapytała Ann.
Mimo, że nadal była pokłócona z Harrym i Ronem i nie odzywała się do nich, przebywała w ich towarzystwie.
- Pewnie znowu w bibliotece- powiedziała Martha chichocząc.
- Harry, kiedy trening quiddicha?- spytała Maggie.
- Dziś po kolacji- odpowiedział Ron nie czekając na odpowiedź Harry`ego.
- No dobra, jaka jest następna... o nie, transmutacja- powiedziała Ann.
Wszyscy udali się na lekcję. Tym razem zamieniali krzesło w stół. Tylko nie licznym się udało. Po zrobieniu notatek profesor Mc`Gonagall powiedziała:
- Gryffindor jest na drugim miejscu w klasyfikacji do pucharu domów. Niedługo jest konkurs na temat ubiorów w szkole. Będzie polegał na tym, że...
- Ja się zgłaszam, pani profesor, ja wszystko o tym wiem, proszę wybrać mnie!- krzyknęła Maggie zrywając się z krzesła, jakby parzyło.
- A wiesz na czym to polega? Będzie trzeba zaprojektować nowe szaty.
- Super, mam już pomysł.
W tym momencie zadzwonił dzwonek i wszyscy wybiegli z klasy.
- Znasz się na modzie czarodziejów?- zapytał z niedowierzaniem Ron.
- Oczywiście, Moubaxton z tego słynie. Oprócz czarowania uczyłam się tam tańczyć i projektować. Ja byłam najlepsza w projektowaniu, a Ann w tańcu, żebyś ją tylko zobaczył... Poza tym Rita Skeeter napisała o nas artykuł byłyśmy na pierwszych stronach gazet.
Harry, Ron i Hermiona wymienili spojrzenia, po czym opowiedzieli dziewczynom o tym, jak Rita napisała obraźliwy artykuł o Hagridzie, Harrym i Hermionie.
- To straszne- wzdrygnęła się Ann, podobnie zresztą jak Martha.
- No właśnie- dodał Harry, po czym objął Marthę.
Idąc korytarzem spotkali Malfoy`a w towarzystwie Josh`a, Crabb`a i Goyl`a. Draco spojrzał na nich i powiedział złośliwie:
- Co Weasley, ręka ci się zrosła? Dobrze, że złamałeś ją sobie w Hogwarcie, bo inaczej nie byłoby cię stać nawet na bandaż.
- Przestańcie , nie chcę znowu się rozkleić, być w szoku i wysłuchiwać tej durnej Satiny! " Maggie, dziecko drogie, mówiłam ci uważaj na siebie"- zainscenizowała Maggie.
- Dla ciebie wszystko, kochanie- powiedział Malfoy i odszedł.
Nie dość, że Gryffindor stracił dzięki niedawnej bójce sześćdziesiąt punktów, to na dodatek wieczorem, zaraz po kolacji jak na złość rozpadał się deszcz i nie można było ćwiczyć quiddicha. Wszyscy położyli się spać. Nie wiedzieli jednak, że niedługo czeka ich wyprawa do Hogsmade.