Pod osłoną nocy postać otulona płaszczem skradała się brukowaną uliczką. Wszędzie panowała cisza. Ale nie to było dziwne, bo cisza panowała w całym Hogsmeade nawet za dnia. Dziwna była postać. Mimo skradającego kroku była dumnie wyprostowana. Nie sprawiała wrażenia wystraszonej, chciała jedynie pozostać niezauważona. Nagle w jednym z budynków przy uliczce rozbłysło światło. I natychmiast znikło. Ale kobieta w płaszczu zauważyła znak. Rozglądając się na boki weszła do domu. Już na nią czekali.
- Sillka! Jak dobrze, że dałaś radę teraz przybyć.
Wszystko zaczyna wyglądać beznadziejnie... - powiedział ubrany na czarno mężczyzna. - Dumbledore zaraz przyjdzie. Są z nim.
- Dzięki, Severusie. Jednak wygląda na to, że wbrew
wszystkim twoim przysięgom będziesz zmuszony im pomóc - Nie im. JEJ. I tylko dlatego, że chodzi o Lily
zgodziłem się zorganizować to spotkanie. Przecież nie mogłem odmówić.
- Nawet po tylu latach? W której wy klasie
byliście? W piątej?
- Tak. I nadal... - na twarzy Severusa Snape'a
pojawiła się rozpacz. - to nie moja wina.
- Przecież nie mówię, że twoja. Ciii... To chyba
oni... Do pogrążonego w mroku pokoju wszedł stary mężczyzna z długą siwą brodą i również siwymi włosami sięgającymi do pasa. Prowadził ze sobą dwoje młodych ludzi - Lily i James'a Potter'ów. Lily właśnie oczekiwała pierwszego dziecka. To przede wszystkim z tego powodu spotkali się potajemnie w Hogsmeade. Sillka spojrzała krytycznie na ledwie widoczną w ciemnościach Lily.
- Ile ci jeszcze zostało czasu? - zapytała
rzeczowo.
- Miesiąc. Chyba. Bo wszystko wskazuje na to, że to
już długo nie potrwa. - powiedziała Lily wystraszonym głosem, po czy cicho dodała - mam nadzieję, że nie potrwa długo.
- Masz rację. Bo być może będziecie musieli
uciekać. Ale usiądźmy. Aż tak źle nie jest, żebyśmy musieli stać i oczekiwać jego kroków. - powiedziała Sillka. Zajęli miejsca przy stole. W ciemności ledwie się widzieli. Albus Dumbledore wstał i cicho wyszeptał:
- Priori sicreto .Wszyscy obecni zmrużyli oczy mimo, ze światło, które rozbłysło nie było mocne.
- Dzięki, dziadku - odezwała się Sillka. - A teraz
słuchajcie. Wczoraj Voldemort powiedział mi, że planuje zabić Potter'ów.
Lily zadrżała a jej mąż, James, zacisnął dłonie w pięści. Po chwili objął młodą żonę i zapytał:
- Czy to pewne? Nie mylisz się?
- Słuchaj, James, bardzo często się mylę, ale nie
gdy chodzi o życie przyjaciół. To pewna wiadomość bo powierzył ja tylko mi i Malfoy'owi - przy wymawianiu nazwiska Malfoy lekko się zarumieniła. - Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, żeby ktoś przeżył, kiedy on postanowi inaczej. Malfoy chciał od razu w jego imieniu lecieć do waszego domu, ale Voldemort powiedział, że chce na coś zaczekać. Obawiam się, że chodziło mu o... Niepewnym gestem wskazała na brzuch Lily, która zaczęła szlochać.
- Nie płacz. - powiedziała Sillka uśmiechając się
smutno do Lily. - Właśnie po to tu jesteśmy, aby zapobiec przeznaczeniu. Wiem, że jeszcze nie wszystko stracone. Dziadku... - spojrzała znacząco na Dumbledore'a.
- Moi drodzy jest sposób, żeby się przed nim ukryć.
Nie podaję go wszystkim, ale bardzo ważne jest, żeby wasz syn.. .
- Nasz kto?! - zapytała nie dowierzając Lily. - My
jeszcze nie wiemy...
- Wystarczy, że ja wiem. Kontynuując: ważne jest by
przeżył. Bo według starych przepowiedni tylko on wspomagany przez przyjaciół i wrogów położy ostateczny kres panowaniu Lorda Voldemorta. Czemu? To znaczy czemu on? Przecież minie ze
dwadzieścia lat zanim będzie w stanie stawić czoła tak potężnemu czarodziejowi jak Voldemort! - oburzył się James. Dumbledore spojrzał na niego uważnie i przenikliwie. James znał to spojrzenie. Ilekroć ich wychowawczyni, Minerva McGonagall przyprowadzała jego i jego kolegów do dyrektora by ich ukarano Dumbledore zawsze tak na nich spoglądał. Ale to było w czasach szkolnych. Teraz Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa chciał mu tylko zwrócić uwagę.
- Jest taka przepowiednia, którą wygłosiła Tiara
Gryffindora po jego kłótni ze Slytherinem. Mam podstawy sądzić, że jest to prawda. Posłuchajcie:
Kiedy te czasy zamierzchłymi się staną
Czy dziedzice tych wrogów przeciw sobie powstaną?
Tak, ja wam to mówię, a więc słuchajcie
I kiedy złe czasy nadejdą zaskoczyć się nie dajcie!
Najpierw na świat wielka przyjdzie moc
I sprawi, że na czarodziejów wieczna spłynie noc.
Nadzieja odejdzie, nastaną złe czasy
Dla czarodziejów wszystkich i dla mugoli rasy
Pomoc nadejdzie niespodziewanie
Małe dziecko zasłuży na wasze podziękowanie
Lecz walka ta potrwa lat siedemnaście
I wygrana będzie kiedy niezgoda zgaśnie
Kiedy potomek Gryffindora i dziedzic Slytherina
Zrozumieją, że to nie ich wina
Że walka przodków ich już nie dotyczy
I pokoju oraz przyjaźni zaznają słodyczy.
Ktoś nie wiedzący, że ja o tym wiem
W swej pysze Voldemortem nazwie się
Lecz połączeni przyjaźnią niedawni wrogowie
Pokonają złego, dadzą mu po głowie!
Kiedy Dumbledore skończył recytację Sillka wybuchła śmiechem. Chichotała nie mogąc się powstrzymać.
- Czy to znaczy, że dadzą mu w łeb? - wydusiła
między jednym chichotem a drugim.
- Uspokój się! Ktoś nas usłyszy. - Po raz pierwszy
od chwili wejścia James'a i Lily odezwał się Snape. - Sillka, cicho... - i sam zaczął się śmiać.
- Co im jest? - zapytał chłodno James Dumbledore'a .
- Oni po prostu znają Voldemorta. To myśl, że ktoś
może dać mu po głowie ich rozśmiesza. Przyznam, że jak pierwszy raz usłyszałem tą przepowiednię też się nieźle uśmiałem. Ale to nie jest prawdziwa radość, mam rację? - zwrócił się do swojej wnuczki i Severusa, już spokojnych.
- Masz rację, dziadku. Ale w pierwszej chwili...
- Wracając do przepowiedni: Ja wierzę, że to wasz
syn jest tym "małym dzieckiem".
- Ale... on miał być potomkiem Gryffindora. -
powiedział niepewnie James.
- A skąd masz pewność, że nim nie jest? Wiesz
wszystko, James? Tak się składa, ze Tiara powiedziała mi kim jesteś. Byłeś w Gryffindorze tak jak twoi przodkowie, twoja różdżka świeci na czerwono, mój feniks ci ufa i mieszkasz w Dolinie Godryka. To twoim zdaniem zbieg okoliczności?
James spojrzał na swoją żonę. Lily siedziała opuściwszy głowę. Pod wpływem jego spojrzenia podniosła oczy i powiedziała:
- Nie wiem co o tym myślisz, James, ale ja uważam,
że to prawda. A jeśli tak, to naszym obowiązkiem jest chronić naszego synka .
- Lily. W co ja cię wpakowałem? - szepnął z
przerażeniem James.
- Co ty opowiadasz? Powiedz jeszcze raz coś takiego
a cię pobiję. Przecież to nie twoja wina, że Voldemort uparł się nas zabić. No i już na pewno nie ty wybrałeś sobie Gryffindora na przodka. Kocham cię i przez to sama się "wpakowałam". Sillka katem oka zerknęła na Severusa. Zaciskał zęby, żeby się nie odezwać i wyglądał na wściekłego. Żeby oszczędzić mu dalszego słuchania ich wyznań zwróciła się do Dumbledore'a.
- Dziadku, wspomniałeś, że jest możliwość ukrycia
się przed Voldemortem. To ich jedyna szansa. Więc?
- Posłuchajcie, istnieje bardzo złożone zaklęcie,
dzięki któremu tajemnica zostaje zdeponowana w duszy żywego człowieka i nie zostanie ujawniona dopóki Strażnik Tajemnicy nie zechce jej sam wydać. Mogę przechować dla was wasze miejsce pobytu w swojej duszy. Wiecie, że mi można zaufać.
- Uważam, że to doskonały pomysł. To powinien być
dziadek, bo ktoś z waszych przyjaciół donosi Voldemortowi. Wie o wasz więcej niż ja. To bardzo podejrzane.
- Czy ja wiem? Wydaje mi się, że wiem komu mogę
powierzyć bezpiecznie tą tajemnicę i nawet Voldemort nie domyśli się kto to. Bo jak zrozumie, że użyłem tego zaklęcia, to pierwszym podejrzanym będzie Dumbledore. - zauważył James.
- Ale wybierz rozsądnie. Od tego zależy wasze
życie! - powiedziała Sillka. I dodała - ale teraz musimy się zbierać. Tu z każdą chwilą robi się niebezpieczniej. Poza tym muszę być dzisiaj ze Śmierciożercami.
- Ja też - powiedział Snape - obawiam się, że to
znowu jakaś większa akcja, bo kazał się zebrać wielu... osobom.
I szybko wyszedł razem z Sillką, która zdążyła tylko odwrócić się do Lily i życzyć jej szczęścia przy porodzie. Bo mimo różnic je dzielących, te dwie kobiety były serdecznymi przyjaciółkami. Nie zawsze tak było, ale co znaczą tamte czasy? Mieli za wiele problemów obecnie by gniewać się na siebie za przeszłość. Wszyscy, ale nie Severus Snape.
- Nie mogę zrozumieć, co ją przy nim zatrzymało na
tyle lat? To okropne. Nie chcę więcej się z nimi spotykać. Następnym razem ty będziesz przygotowywać spotkania - marudził idąc obok swojej przyjaciółki.
- Zamknij się. Marudzisz jak stara baba. Lepiej
wymyśl coś, żebyśmy nie musieli zabijać niewinnych mugoli! I nie gadaj, bo ktoś nas usłyszy. Nawet taka wypowiedź nie była w stanie go zrazić. Bardzo lubił Sillkę, która rzadko okazywała swoje prawdziwe uczucia. Wiedział, że to obrona i umiał już nie obrażać się na nią za każde złe słowo. Znali się tak długo, razem przeszli na stronę Dumbledore'a i mieli tyle wspólnych tajemnic, ze nic nie mogło ich rozdzielić. Ale zakochani w sobie nie byli. Severus nigdy nie zapomniał Lily, którą kochał będąc w szkole. Natomiast Sillka kochała Lucjusza Malfoy'a. Śmierciożercę z którym była w ciąży. Nie miało dla niej wielkiego znaczenia, że jego żona też niedługo urodzi. Gdyby to tylko tak nie bolało...
Niestety przez ponad rok nie udało im się rzucić zaklęcia które by ich ukryło. Ciągle wybuchały gdzieś zamieszki i warunki potrzebne do rzucenia zaklęcia nie zaistniały aż do nocy z 31 lipca na 1 sierpnia. Było to rok i jeden dzień po pierwszych urodzinach Harry'ego, syna Lily i Jamesa.
Strażnikiem Tajemnicy Potter'owie ogłosili swego najbliższego przyjaciela, Syriusza Black'a. Był on ojcem chrzestnym Harry'ego i sam spodziewał się dziecka.
Jednak to nie Syriusz przyjął tej nocy tajemnicę. Namówił James'a i Lily aby powierzyć ją Peterowi Petegriew, ich innemu przyjacielowi. Po kryjomu zamienili się miejscami, wiedząc, że Voldemort będzie chciał dopaść Syriusza gdy zorientuje się w sytuacji. O tej zamianie wiedział tylko Dumbledore i sami zainteresowani. James nie powiadomił nawet Remusa Lupina, bo Syriusz bał się, że to on może być zdrajcą. Ale zdradził ktoś inny...
- Zaklęcie zostało rzucone, mój panie. Jestem
Strażnikiem Tajemnicy. Oni są...
- Zamilcz, głupcze! Mówiłem ci już, Glizdogon, że
muszą być okoliczności... Do czasu aż będę cię potrzebował siedź w tej kryjówce, którą ci wyznaczyli. Nie zdradź się. Wynoś się, już! - wrzasnął Voldemort do Petera.
Sami-Wiecie-Kto patrzył za szczurem znikającym we mgle. Był zdumiony takim obrotem sprawy, ale radowało go to. Kiedy dwa lata temu przeciągnął Glizdogona na swoją stronę sądził, że przyda się ktoś komu ufają, ale że zabije ich przy jego pomocy... nie, o tym nie pomyślał. Voldemort odwrócił się i powoli poszedł w stronę "Domu Riddle'ów", jak nazywali go mugole. A tych, którzy dowiedzieli się jak ten dom powinien się naprawdę nazywać, zabijał. Bo było to miejsce spotkań Śmierciożerców i dom Voldemorta. Kiedy Czarny Pan znalazł się w środku poszedł do pokoju swej następczyni, półrocznej Nadii. Z tą dziewczynką wiązał wielkie nadzieje. Zaraz po jej narodzinach wykonał testy na magię. Była prawdziwą dziedziczą Slytherina. A Voldemort tylko w jednym przypominał każdego człowieka - uwielbiał swoja wnuczkę. Po części dlatego, że miała, kiedy dorośnie, zostać jego prawą ręką, po części natomiast dlatego, że była córką dwojga jego największych sprzymierzeńców - jego córki Sillki i Lucjusza Malfoy'a. Spojrzał na dziewczynkę, która akurat spała. Stojąc i patrząc na tą kruszynę zdawał sobie sprawę, dlaczego tak bardzo ja uwielbia - wyglądała jak nowe wcielenie Diany Dumbledore. Jedynej dziewczyny którą kochał i jedynej której zabójstwa żałował. To on wybrał imię Nadia, żeby było anagramem Diana. Wierzył, że pozbędzie się żalu po śmierci ukochanej, jeśli na jego rozkaz urodzi się jej wnuczka, która będzie ja zastępować.
Voldemort od dawna planował przejęcie Szkoły Magii i Czarodziejstwa, Hogwartu. Czekał na chwilę która miała przynieść mu dodatkowe moce. A na taką okazję najlepsza była Noc Duchów. Kiedy nadszedł ten dzień, można było mówić już o regularnych bitwach. I jak do tej pory wygrywał Voldemort.
Wieczorem 31 października Glizdogon przybył do Voldemorta i z radością wyznał mu gdzie ukrywają się Potter'owie. Tym czasem Silka spotkała się z grupa czarodziejów, którzy należeli to Zakonu Feniksa. Przewodniczył mu Dumbledore. Wszyscy, dziesięć osób z zakonu, Dumbledore, Snape, który miał informacje o Fasster'ach, i Silka zasiedli przy stole w jednej z wież Hogwartu.
- Nie będziemy przeciągać powitania. Mów Sillka. - powiedział Dumbledore.
- On to zrobi dzisiaj. Jestem pewna. On ma szpiega
o którym nie wiemy. - Jak to? - zapytała Arabella Figg, starsza
czarownica w fioletowej szacie.
- Nie wiem. Nie powiedział Malfoy'owi, Snape'owi
ani mnie! Nikt nie wie. Ale to nastąpi dzisiaj.
- Nie możliwe! Przecież są chronieni Tajemnicą. A
Syriusz... - odparł Moody.
- Wiem, że jest ukryty i pod kontrolą. Nigdy nie
prosiłam żebyście mi ufali. A teraz proszę! Po raz pierwszy i ostatni, bo od tego zależy życie Potter'ów.
- A czemu tobie tak zależy na ich życiu, co? - Moody jak zwykle nie ufał nikomu.
- Bo dość ludzi już zginęło. Bo Harry... jest
dzieckiem z przepowiedni! - krzyknęła Sillka. - Zamiast...
- A dowody? - wtrącił Mundungus Fletcher,
najmłodszy z Zakonu Feniksa.
- Jest wiele. Ale nie pora na to. - przerwał Dumbledore. W tym momencie Sillka zemdlała. To samo stało się ze Snape'em. Tylko Dumbledore domyślił się co to znaczy. Voldemort został zniszczony. I wszystko co naznaczone jest jego piętnem odczuwa stratę. Nawet jeśli cieszy się z jego klęski. Kiedy powiedział to zgromadzonym wszyscy ucieszyli się tak, że nikt nie był w stanie się opanować. Wybiegli z komnaty sami nie wiedząc czemu. Kiedy wieść o śmierci Voldemorta rozeszła się po świecie czarodziejów przyłączyli się do świętujących albo pospieszyli na pomoc Ministerstwu Magii. Sillka kiedy się obudziła aportowała się do "Domu Riddle'ów" aby zabrać swoja córkę. Wiedziała, że Wielka Brytania będzie teraz centrum świata czarodziejów a nie miała ochoty na tłumaczenie, podejrzenia. Wielomiesięczny wysiłek i napięcie dało o sobie znać z pełną mocą. Dumbledore powiedział jej że może wyjechać, że najlepiej do Bułgarii, a on się tu wszystkim zajmie. Nie pytając o nic Sillka poleciała do Bułgarii. Tam stary przyjaciel rodziny pomógł jej się urządzić. I tam została.
Kiedy Snape doszedł do siebie od razu zrozumiał co się stało. Nie był jednak w stanie nic zrobić, ponieważ obudził się w Azkabanie. Nie było w tym nic dziwnego - był szpiegiem. Tajnym szpiegiem. Teraz liczyć mógł tylko na wsparcie Dumbledore'a. Ufali sobie, od czasu pamiętnej historii z Gridem. Grid Nazgul był potężnym sprzymierzeńcem Voldemorta. I gdyby Snape go nie zabił Dumbledore byłby już martwy. To, że Snape ocalił Albusa, zrodziło miedzy nimi więź i wybudowało most zaufania. Jednak nie o tym myślał Severus kiedy się obudził. Przeraziła go myśl, że nie dowiedział się, że Black jest zdrajcą, że to przez niego zginęła Lily. Ta myśl prawie odebrała mu rozum. Nie widział nadziei. Nie chciał istnieć. Liczył na karę śmierci... bo sam nie miał dość odwagi, by się zabić.
Albus Dumbledore próbował przekonać wszystkich, że to nie Syriusz zdradził, ale nikt nie chciał tego słuchać. Zamknęli go bez procesu i prawa jakiejkolwiek obrony. Były to nowe zasady wprowadzone przez Crouch'a, kandydata na Ministra Magii. Zanim jakaś "rada nadzorcza" albo "zespół specjalnie powołany" zdecydował co zrobić z osieroconym Harry'm, Dumbledore umieścił go u jego mugolskich krewnych. I młody pogromca najstraszniejszego w dziejach czarodzieja wychowywał się z kuzynem nie zdając sobie sprawy z chaosu w świecie czarodziejów. A działo się wiele.
Przeprowadzono akcje łapania pomocników Voldemorta. Wielu z nich wsadzono do Azkabanu, wielu wypuszczono za współpracę. A niektórych, jak Lucjusza Malfoy'a uwolniono za wielkie łapówki. Niewątpliwie jednak najgłośniejszymi procesami były te w których sądzono Severusa Snape'a i czwórkę czarodziejów złapanych podczas torturowania Longbottom'ów. Severus Snape za poręczeniem Dumbledore'a został wypuszczony na wolność. Było mu jednak obojętne co się z nim stanie. Wyruszył w podróż z której nie zamierzał wracać. Ale życia nie zdołał sobie odebrać. Musiał wiec czekać aż litościwa śmierć przerwie jego cierpienie.
Drugi proces stał się znany z powodu syna Crouch'a, którego złapano z trójką śmierciożerców. Jego własny ojciec skazał go na dożywocie w Azkabanie. Czyli na śmierć. Zaważyło to na jego karierze i popularności. Zamiast niego wybrany na Ministra Magii został Korneliusz Knot.
W czasie kiedy wszyscy dorośli czarodzieje zajęci byli sprawami związanymi z uporządkowaniem ich świata, dzieci dorastały, z początku niczego nie świadome. Nawet grupa którą czekała przyszłość zwycięzców nie podejrzewała niczego...