Rozłożył gazetę. Jego wzrok padł na pierwszą stronę. Zamarł.
Zamknął na chwilę oczy i ponownie otworzył. To nie był sen. Niestety,
to prawda. " Syriusz Black uciekł z Azkabanu " - głosił napis. -Pewnie
będzie chciał skontaktować się z Harrym - pomyślał. Powie mu prawdę -
myśli kołotały się po jego głowie - muszę temu zapobiec, chłopak nie
może dowiedzieć się prawdy. Jeszcze nie teraz. Dopiero jak nadejdzie
czas, wtedy wszystkiego się dowie. Ale dowie się tego ode mnie . Ale
jeszcze nie teraz.... - strząsnął jakiś paproch z szaty i po chwili
kontynuował swoje przemyślenia - Przeżyje szok to pewne. To będzie
zapłata za to co ja kiedyś przeżyłem. Rachunki się wyrównają...." -
dokończył swoje rozważania Severus Snape. Jednak po chwili jego myśli
zmusiły go do przypomnienia sobie tamtej historii.
Ostatnie dni nauki w Hogwarcie - pomyślał James Potter idąc
szkolnym korytarzem wraz z grupką swoich kolegów. Humor mu dopisywał i
nic nie świadczyło o tym, że jakiś czas temu , podczas przerwy
wiosennej mogła sie wydarzyć rzecz, mająca mieć wpływ na jego dalsze
życie. Ale tak było . Jego rodzice właśnie wtedy pokazali mu drzewo
genalogiczne rodziny. Chlopak z zaskoczeniem odkrył, że od strony babci
łączą go rodzinne wiązy z rodziną Snape'a, Ślizgona, który go
nienawidził ! Po chwili zdumienie ustąpiło miejsca pytaniu : Czy on też
o tym wie ? Teraz jednak już ochłonął i już nic nic nie świadczyło o tym, że jakiś
czas temu, podczas przerwy wiosennej mogła sie wydarzyć rzecz, mogąca
mieć wpływ na jego dalsze życie. -Ostatnie dni nauki w Hogwarcie - pomyślał Severus Snape podążając na lekcję transmutacji. Był przygnębiony. Bardzo przygnębiony. Nic nie
świadczyło o tym, że jeszcze jakiś czas temu był najszczęśliwszą osobą
na świecie( a przynajmniej tak mu się wówczas wydawało ). A powodem
jego dawnego szczęścia, jak i również obecnej rozpaczy była ONA - Lily.
Był w niej zakochany, szaleńczo zakochany. Rzucając go zadała mu
bolesny cios. Bardzo bolesny cios. Jeszcze nic go tak nie zabolało jak
to. A wszystko przez tego pyszałka, pupilka Dumbledora. Gdyby nie jego
popularność, to dziewczyna byłaby wciąż z nim. Z Severusem Snape'm !
Od tamtej pory na zawsze znienawidził Pottera. Właśnie za to.
-Najśmieszniejsze jest to - pomyślał Ślizgon - że ten Gryfon zarzekał
się że mu wcale nie chodziło o Lily, a teraz co ? Chodzi z nią jakby
nigdy nic. Nigdy mu tego nie daruję ! - przyrzekł sobie w duchu Snape.
Od tamtej pory minęło już dość czasu by zapomieć. Jednak on pamiętał.
Już zawsze będzie pamiętał. I tak romyślając udał się na lekcję
transmutacji. - James co dostałeś ? - Potter trzymał w ręku otwartą kopertę.
- Nic takiego Syriuszu , to tylko list od rodziców. - odpowiedział -
piszą , że w wakacje odwiedzimy moją dalszą rodzinę.
Starał się ukryć zdenerwowoanie. List rzeczywiście pochodził od
rodziców. Także treść listu się zgadzała. Jednak nie powiedział
przyjaciolowi całej prawdy. Ale nie mógł. Chodziło bowiem tu o wyjazd
do dalszej rodziny, do rodziny Snape'a. A koledzy nic nie wiedzieli o
jego POKREWIEŃSTWIE. Nie chciał, żeby wiedzieli. Kiedyś im to
wytłumaczy. Ale jeszcze nie teraz. I po raz kolejny zadał sobie pytanie
"Czy on też o tym wie ? "
cz.2
Koniec roku. Koniec szkoły. Będzie brakowało mi Hogwartu -
pomyślał Severus Snape pakując swój kufer. Nie wiedział, że w tym
samym czasie ktoś w wieży Gryffindoru rozmyślał o tym samym. Nie
wiedział także o tym , że tego lata czeka go coś czego nigdy w życiu
by się nie spodziewał. Nigdy... Z żalem opuszczał peron 9 i 3/4, wiedział , że już nigdy nie będzie mu dane jechać nim do szkoły. Do Hogwartu. Nieopodal stali jego rodzice. Stali wraz z rodzicami Syriusza i Lupina.
- Napiszesz ? - usłyszał melodyjny głos swojej dziewczyny
- Obiecuję, że zaraz po przyjeździe napiszę - odpowiedział jej Potter,
a po chwili dodał - mam nadzieję, że twoi rodzice się zgodzą na ten
wyjazd do Francji. - Na pewno - uśmiechnęła się po czym pocałowała go w policzek dodając - to na pożegnanie. I znikła w tłumie pozostałych uczniów czekających na swoją kolej by przejść przez barierkę. A James i jego dwaj przyjaciele poszli przywitać się z rodzicami. Nareszcie w domu - pomyślał Severus Snape wchodząc wraz z
rodzicami do starego, wiktoriańskiego zameczku. Jego wystrój
przypominał trochę ten panujący w pokoju wspólnym Slytherinu. Nic
dziwnego, oboje jego rodziców,( podobnie zresztą jak większość rodziny,
wliczając w to jego samego) przynależało do tego domu. Chłopak nie
wiedział jednak o swoim niezwykłym pokrewieństwie. Nie wiedział nawet,
że w ogóle ma ich czekać jakakolwiek wizyta krewnych. Dowiedział się o
tym dopiero przy kolacji. - Ekhm ! - rozpoczął jego ojciec - za dwa tygodnie przyjeżdżają do nas nasi dalecy krewni. - Co ? - spytał chłopak - czemu o niczym nie wiedziałem. - Spokojnie Sevi - odrzekła matka - przecież to nic strasznego,
zwykłe spotkanie rodzinne...ech, no wiesz. - Ale dlaczego nie powiedzieliście mi o tym wcześnie ? - nie poddawał się - przecież istnieją sowy, nie ? - Och daj spokój synu - wtrącił się Leopold Snape - to nie jest jakiś bardzo ważna wiadomość by ci wysyłać sowę już dwa miesiące wcześniej. - Niech wam będzie - napił się soku z dyni - A właściwie, to jak się nazywają Ci nasi krewni ? Rodzice wymienili spojrzenia.
- Eee - zaczęła jego rodzicielka - wiesz...
- ... nie może Ci tego teraz powiedzieć - wpadł jej w słowo Snape
senior. - Tak - kobieta przytaknęła - to ma być....niespodzianka.
- Co ? - Severus nie zdołał ukryć zdziwienia - jaka niespodzianka ?
Żartujecie sobie czy co ?
- Wiesz , że nie - usłyszał głos ojca - i proszę nie pytaj o to więcej.
Dowiesz sie jak przyjadą.
Dokończyli posiłek i udali się na górę.
3 część To już dziś - myśli szybko krążyły po głowie Snape. Ciekawe dlaczego rodzice nie chcą mi powiedzieć "kto to ?".
To już nie długo - pytania powracały do niego niczym bumerang, ciągle
te same......kto przyjedzie ? dlaczego rodzice nie powiedzieli mi
wcześniej ? To za chwilę -za chwilę sie dowiem, wszystko się wyjaśni. A przynajmniej
jedno "kto to jest?". Emocje sięgnęły zenitu. Czuł, że jeśli zaraz nie
przyjadą to... Dzwonek (oczywiśćie, nie elektryczny - przy.autor.),
dzwonek....WRESZCIE! Zszedł na dół, ale.... ku swojemu zdziwieniu nie
ujrzał tego co się spodziewał. Owszem, przybyli goście, ponoć jego
dalsza rodzina, ale byli sami. Dokładnie SAMI! Musieli chyba zauważyć
jego minę, gdyż po chwili, jego matka rzekła:
- Sevi - mówiła to z widocznym zakłopotaniem - w ogrodzie czeka na
ciebie ktoś jeszcze... A jednak jest! - oznajmiała mu głowa, której podszeptywało z tysiąc
głosików tkwiących w jej wnętrzu - A jednak jest! Nie czekając już na nic, wybiegł do ogrodu. Zadziała tu osławiona młodzieńcza impulsywność, przejawiająca się często w jego wieku. Gdyby jednak choć chwilę został dłużej, choć chwilę... i zaczekałby tylko do
przedstawienia mu owych krewnych, może by szok wywołany przez wydarzenie w ogrodzie nie był tak wielki, nie aż tak.... Jednak tak się nie stało. Ogród był wielki. Nie nie był wielki. Był ogromny. Typowy dla takich posiadłości jaką posiadała jego rodzina. Mugole nazywają je wiktoriańskimi, ale każdy czarodziej wie, że prawda jest inna. To
królewna Wiktoria, zanim jeszcze zostala królową, zobaczyła taki
ogród u jednej z czarodziejskich rodzin, rzecz jasna nie wiedziała,
że jest to familia magiczna, i zakochawszy się w nim (ogrodzie) kazała
sobie zrobić taki sam u siebie. (Ale po co Mugole mają to wiedzieć...)
Każdy, kto choć raz widział taki ogród, musi przyzanć, że miejsce to
ma w sobie nieodparty urok, aurę. Te wszystkie drzewa, krzewy, kwiaty
przyciągają człowieka do siebie. A ponieważ tak jak nie ma dwóch
identycznych dni, tak i każdy ogród urządzony w tym stylu jest inny, a
przez to bardziej wyjątkowy i tajemniczy. Severus lubił tu przebywać.
Lubił te wszystkie jego zakamarki, w które mógł się zaszywać i czytać
do woli książki poświęcone jego pasji, eliksirom.
Ale teraz musiał się z kimś spotakać. Z nim. A może z nią ? Nie
wiedział o krewnym nic. Kompletnie nic. Nawet imienia, które pozwoliłoby
mu stwierdzić czy jest to chłopak czy dziewczyna. Ale i to teraz nie
miało dla niego większego znaczenia. Najbardziej go obchodziło jedno:
"KTO ?". Bo być może wtedy dowiedziałby się "DLACZEGO?" Dlaczego mu nie
powiedzieli. Dlaczego nie chcieli mu powiedzieć. Wszystko by się
wyjaśniło. Wszystko.....
część 4 Stał tam. Na wprost niego. W cieniu rzucanym przez wysokie, stare topole. Gość stał tyłem, wpatrując się w mały posążek zdobiący
niedaleką, małą fontannę. Nie widać było jego twarzy, ale nawet w tym
nikłym świetle dało się stwierdzić, że jest to chłopak. Snape skierował
się ku niemu. Szedł po woli, nie spiesząc się. Nie chciał by wydało się,
że bardzo mu zależało na tym spotkaniu. Gdy był już bliko, Nieznajomy
odwrócił się. - Ty?!!!!!! - Severus zapytał z niedowierzaniem po czym dodał - Jak ?
- Nic Ci nie powiedzieli ? - Gryfon spojrzał na niego z uwagą - Nie powiedzieli kto ?
Ale ten już go nie słuchał. Porgrążony w swoich myślach, które teraz
przypominały jedno wielkie kłębowisko , zagłuszły wszystkie słowa
przybysza. Miał w głowie jeden wielki zamęt. Co chwilę odzywały się w
nim ciche podszepty. "Przecież mówili, że wszyscy byli w Slytherinie - usłyszał cichy głosik
gdzieś w głębi głowy. - rodzice mówili, że wszyscy......" "On nie może być, nie może - mówił następny - to nie możliwe!" Lecz nagle do jego podświadopmości dotarł inny dżwięk. Minęła chwila zanim doszedł do wniosku, że jest on z zewnątrz.
- Chcesz to Ci wyjaśnię. - mówił ktoś stamtąd -Wszystko wyjaśnię.
Po chwili jeszcze dodał
- Jeśli chcesz.......
"Chcę ? - zadał pytanie swoim myślom. Nie liczył na odpowiedź jednak
ją otrzymał. Jednak nie od swoich myśli, ale od niego.
- Będzie Ci łatwiej - przekonywał - jeśli zrozumiesz.
Słowa wytrąciły Snape z otępienia. Spojrzał na swojego krewnego z
niechęcią i pogardą, ale wysłuchał. Niestety wbrew obietnicom Gryfona,
wcale nie czuł się lepiej. Czuł się gorzej. O wiele gorzej niż wtedy
gdy nie znał prawdy. Całej prawdy. Bo fakt posiadania w rodzinie kogoś
spoza Slytherinu, nie był jeszcze dla niego taki zły. Ale fakt, że jest
nim Potter, James Potter, Gryfon, był najgorszą rzeczą jak go mogła
spotkać. Gorszą nawet od tego, że Lily go zostawiła.....
cz.5
- Co? - wydarło mu się z głosu zdumienie, którego nie zdołał
zatrzymać. - To co słyszysz Syriuszu - odpowiedział James przyjacielowi.
- To straszne - przyjaciel trochę otrząsnął się ze zdumienia -
naprawdę straszne.
- Nie wiem co bym zrobił, gdyby to był MÓJ krewny - dodał po chwili -
ale napewno nie skakałbym z radości. - Możesz mi wierzyć - zapewnił go Potter - że ja też z tego nie jestem zadowolony. - Powiesz Lily ? - spytał po chwili ciszy Black - Może powinna o tym wiedzieć ? - Sam nie wiem - zasmucił się - nie chcę jej okłamywać, ale wiem jak zareagowałaby na ten eeee... niecodzienny fakt.
- Aha - przytaknął Łapa - jednym słowem NIECIEKAWIE.
- Nie mówmy jej - stwierdził Rogacz - dla jej własnego i......naszego
dobra.
Już za chwilę ich rozmowa potoczyła się po nieco weselszych tematach.
- A wracając jeszcze do Lily - zagadnął Syriusz - jej rodzice zgodzili
się na ten wyjazd do Francji ?
- Tak, jedziemy w sierpniu - odpowiedział chłopak - chcesz to jedź z
nami.
- Nie dzięki - uśmiechnął się - umówiłem się już z Lupinem na wyjazd
do Rumunii, odwiedziemy kilku znajomych... no i trochę poznamy
szczegółów z życia smoków. - Tak , to będzie w sam raz dla Remusa. W końcu od zawsze interesował się obroną przed czarną magią. - z jego ust wydobył się perlisty śmiech.
- Tak, od kiedy pamiętam zawsze się tym interesował - odpowiedział - a
przecież wam przyda się odrobina ekhm.... samotności. - Myslisz , że ona sie NA TO zgodzi ? - zapytał James. - Wiesz - zaczął kolega - myślę, że chodzicie już ze sobą wystarczająco długo by ją o to zapytać. - A jak się nie zgodzi ? - wahał się Potter
- No co ty ! - Syriusz popatrzył na przyjaciela - Przecież ona Cię kocha !
- Taaaaaak..... - wzruszył ramionami - ale wcześniej kochała Snape'a,
nie? - Och daj spokój ! - Black nie wytrzymał - przecież wiesz, że to była
tylko przelotna znajomość. Przecież to nie z nim teraz jedzie do
Francji, tylko z TOBĄ! - No dobra - Gryfon sie poddał - spytam się jej. Tylko co mam jej powiedzieć ? - Może - podsunął pomysł Łapa - tak : " Lily czy zostaniesz moją
żoną" ?
cz.6 Pół roku później pobrali się - przypomniał sobie ze wstrętem
nauczyciel eliksirów kontynuując swe przemyślenia. A potem..... tak a
potem pojawił się... ON. Voledmort. Wielu się przyłączyło. Niektórzy
nie. Lily i James nie chcieli. Ale ja...ja się zgodziłem. Przyłączyłem
do niego. Dopiero później zrozumiałem swój błąd. Później....
W tym czasie narodził się Harry - jego myśli wkroczyły na nowy tok
rozmyślań. - Lily chciała bym został jego chrzestnym. Ale James... Nie,
nie zgodziłem się. I tak mam już za dużo z nim wspólnego.
Chrzestnym został Syriusz. Syriusz Black. NAJLEPSZY przyjaciel Pottera.
Z tego co się dowiedziałem to on wiedział o wszystkim. O POKREWIEŃSTWIE.
O wszystkim. Ponoć Black obiecał nic nie mówić chłopcu o tym. Wiedział,
że mogłoby to wpłynąć negatywnie na jego życie. A tego nie chciał....
Niby wszystko było dobrze. OK. Dzięki pomocy Dumbledora
Potterowie byli bezpieczni. A przynajmniej tak wszyscy myśleli. Kolejne
wydarzenia zaskoczyły wszystkich. Ten-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać
złamał tajemnicę złożoną w sercu powiernika. I..... zabił Jamesa i Lily.
A Harry...., cóż wiadomo co się wtedy stało.
Później Syriusz trafił do Azkabanu. Zostałem jedynym znawcą tajemnicy.
POKREWIŃSTWA. Z chłopcem, który przeżył.
Nienawidziłem go. Już zawsze go będę nienawidził. Nawet wtedy, gdy już
będzie wiedział. O TYM. Zawsze... Syriusz na pewno będzie sie chciał z nim skontaktować - pomyślał ponownie - a Lupin, jego kolega na pewno będzie chciał mu w tym pomóc. Dumbledore dał mu szansę. On zawsze daje wszystkim szansę. Nawet jemu.
Wilkołakowi. I jeszcze wymaga bym to wszystko zachował w tajemnicy. Phi,
a dotego ma nadzieję, że mu zaufam ! Nie, nigdy mu nie zaufam. Nigdy.
Dumbledore się jeszcze kiedyś przekona, że miałem rację powtarzając mu:
"Nie można mu ufać"Przekona się.....
Tak, jeszcze się przekona....
Musiał przerwać swoje rozważania, gdyż zbliżała się dwugodzinna
lekcja eliksirów z 3 klasą Slytherinu i Gryfindoru. Z klasą Harry'ego
Pottera. Tak, właśnie z tą klasą. Jego "ulubioną"klasą.
cz.7
"Mówiłem, mu mówiłem - pomyślał triumfalnie profesor Eliksirów.
Wiedzialem, że nie można mu ufać. - rozmyślał dalej - Dyrektor wciąż
wierzył, że Lupin, nie będzie mial z NIM nic wspólnego.
Ale ja mu mówiłem - podsumował ostatnie wudarzenia Snape.
Jego myśli dotyczyły oczywiście, ostatnich wydarzeń. W Hogwarcie. A
szczególnie jednego - wdarcia się Syriusza Blacka do dormitorium
Gryfonów z trzeciej klasy. "
"Wszyscy myślą, że chciał zabić Pottera - uśmiechnął się
pobłażliwie - wszyscy, nawet Dumbledore. Nawet on. Tylko ja z nam
prawdę. Ja i ... - przerwał - ja i Black. Ale on nie powie o tym nikomu.
Nie zdąży. - myśl ta uporczywie łomotała w jego głowie - Tak, nie zdąży
nic powiedzieć chłopcu. Zanim się zorientuje będzie siedział znów w
Azkabanie. - nie zdołał powstrzymać fali złośći jaka go napełniła. -
Już ja tego dopilnuję."
Severus Snape nie mógł wybaczyć Syriuszowi Blackowi, tego co mu zrobił
jak byli jeszcze w Hogwarcie. Jako uczniowie. Nie mógł powstrzymać tego
pragnienia zemsty. Liczyła się tylko ona. Nie liczyło sie dla niego to,
że wiedział o tym, że jego wróg jest nie winny. Tak, Severus Snape
wiedział, że Black nie służył Czarnemu Panu i choć nie mógł dokładnie
wytłumaczyć historii z Pettigrievem, był przekonany o niewinności
Syriusza. Ale zemsta była silniejsza. O wiele bardziej.
Podobnie jak był pewny co do niewinności Blacka, tak również był pewien
co do faktu, że Lupin mu pomaga w dostaniu się do Hogwartu. Nie dane mu
było bowiem wiedzieć o niezwykłych zdolnościach Łapy. I ta niewiedza
nadal utwierdzała go w swoich podejrzeniach co do nauczyciela Obrony
przed Czarną Magią.
Nie wiedział, też jeszcze o jednej rzeczy. Ta myśl zatruwala mu umysł.
To pytanie zatruwało mu umysł. A było ono proste, wręcz banalne w swoim
istnieniu. Niestety nikt nie znał na nie odpowiedzi, oprócz samego
uciekiniera. Tylko on wiedział dlaczego uciekł z więzienia czarodziejów.
Tylko on wiedział jaka jest na nie odpowiedź. Jaka jest odpowiedź na
pytanie "Czego on szuka w Hogwacie?"
cz.8
"Gdzie on jest ?" - zadał sobie pytanie Severus wchodząc do
gabinetu profesora Obrony. Lupin zapomniał przyjść po swoją porcję
"eliksiru". Snape postanowił więc sam go przynieść.
"Pewnie gdzieś poszedł"- stwierdził i podszedł do biurka by tam zostawić
"napój". Ale na biurku leżało już coś. Coś co już kiedyś widział. U
Pottera. Mapę. W tej chwili po mapie poruszał się punkcik. Mały, czarny
punkcik. Po chwili spostrzegł coś jeszcze. Napis. Napis przy tym punkciku.
"Remus Lupin"- odczytał. Zrozumiał wszystko. Wszystko....
Nie zwlekając dłużej wybiegł z pokoju...
Biegł szybko, bez zastanowienia. Dobrze znał drogę. Aż za bardzo.
Przypomiał sobie swój ostatni pobyt tutaj. Pobyt, którego o mały włos
nie pozbawił go życia. Pobyt o którym Dumbledore zakazał mu mówić. Ale
wpomnień mu nie mógł zabrać. Całe tamto wydarzenie spowodował James i
jego koledzy. A szczególnie jeden z jego kolegów. Syriusz Black. Potter
chciał się pokazać przed Lily więc go wtedy uratował.
"Chciał się tylko pokazać przed moją dziewczyną" - odezwał się w nim
dawny ból po stracie ukochanej.
Nie był to jednak czas na rozmyślanie, więc po chwili otrząsnął się z
wspomnień i udał w kierunku wierzby bijącej. Po chwili dotarł do drzewa.
Zaczął rozglądać się w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby trącić bliznę
rośliny, uspokajającą je. W pewnej chwili stracił równowagę. W ostatniej
chwili złapal równowagę.
"A to co ?" - pochylił się i podniósł z ziemi rzecz, która spodowała to
potknięcie. W reku tzrymał...pelerynkę niewidkę. Wiedział czyja to. O
tak bardzo dobrze wiedział.
Dalszą drogę przebył już w krótszym czasie. Wszedł do
pomieszczenia. Zastanawiał się gdzie znajdzie Lupina . Z góry dobiegły
go strzępki rozmowy. Już nie musiał szukać. Jak najciszej mógl wspiął
się po schodach na piętro. Założył pelerynkę niewidkę. I...
lekkim pchnięciem otworzył drzwi.
cz.9( jest to treść z ksiażki, która stanowi część mojego fan fiction) Lupin urwał. Za nimi coś głośno skrzypnęło. Drzwi otworzyły się
same. Wszyscy pięcioro spojrzeli w tamtą stronę. Lupin podszedł do
drzwi i wyjrzał na korytarz. - Nikogo nie ma....
- Tutaj straszy! - powiedział Ron. - Nie, nic tutaj nie straszy - rzekł Lupin, wciąż wpatrując się w otwarte drzwi i marszcząc czoło - Wrzeszczącej chaty nigdy nie nawiedzały
duchy... Te wrzaski i jęki, które szłyszeli mieszkacy wioski, to moja
robota. Odgarnął włosy z czoła, pomyślał przez chwilę, po czym powiedział:
- Wszystko zaczęło się od tego..od tego, że stałem się wilkołakiem. Nie
wydarzyłoby się to wszystko, gdybym nie został pogryziony..i gdybym nie
był tak uparty... Sprawiał wrażenie człowieka rozżalonego i zmęczonego. Harry chciał
mu przerwać, ale Hermiona przyłożyła palec do ust. Wpatrywała się w
Lupina z napięciem. - Byłem, bardzo małym chłopcem, kiedy zostałem ugryziony. Moi rodzice próbowali wszystkiego, ale w tamtych czasach nie było lekarstwa.
Eliksir, który przyżądza mi profesor Snape, to bardzo świeży wynalazek.
Dzięki niemu jestem niegrożny. Zażywając go w ciągu tygodnia
poprzedzającego pełnię księżyca, zachowuję pełną świadomość, kiedy
podlegam przemianie...Mogę ukryć sie w swoim gabineci...zwinąć w kłębek
jak nieszodliwy wilk i czekać, aż księżyca znowu zacznie ubywać. Ale
kiedyś, zanim wynaleziono wywar tojadowy, raz na miesiąc stawałem się
groźnym potworem. Wydawało się niemożliwe, żebym mógł uczyć się w
Hogwarcie. Inni rodzice z pewnością nie zgodziliby się, aby ich dzieci
narażone były na moje towarzystwo. ale dyrektorem szkoły został
Dumbledore.Chciał mi pomóc. Powiedział, że jeśli zachowamy właściwe
środki bezpieczeństwa, nie ma powodu, by wzbraniać mi pobytu w
Hogwarcie... Westchnął i spojrzał na Harry'ego.
- Powiedziałem ci parę miesięcy temu, że wierzba bijąca została
zasadzona w tym samym roku, w którym pojawiłem się w szkole. Ale nie
powiedziałem Ci wszystkiego. Właśnie dlatego została zasadzona... Ten
dom... - rozejrzał się ponuro po pokoju - ...tunel, który do niego
prowadzi..to wszystko zostało zbudowane dla mnie. Raz w miesiącu
przenoszono mnie tutaj, żebym w spokoju przeszedł transformację. A to
drzewo posadzono przy wejściu do tunelu, żeby nikt nie dostał się do
miejsca, w którym na parę dni stawałem się groźnym wilkołakiem.
Harry nie miał pojęcia, do czego zmierza cała ta historia, ale
słuchał jej pilnie. Poza głosem Lupina w pokoju słychać było tylko
przerażone piski Parszywka. br - Moje transformacje w tamtych czasach były... były straszne. Przemiana w wilkołaka jest bardzo bolesna. Oddziealno mnie od ludzi,
więc kąsałem samego siebie. Mieszkańcy wioski słkyszeli te wycia i
hałasy, i myśleli, że to jakieś wyjątkowo hałaśliwe duchy. Dumbledore
podtrzymywał te pogłoski... Nawet teraz, kiedy w tym domu od lat panuje
cisza, mieszkańcy boją się do niego zbliżać... Pomijając te straszne
chwile, byłem jednak tak szczęśliwy, jak nidgy przedtem. Po raz pierwszy
w życiu miałem przyjaciół, trzech wspaniałchy przyjaciół: Syriusza
Blacka... Petera Pettigrew... no i twojego ojca, Harry... Jamesa
Pottera. Rzecz jasna, moi trzej przyjaciele nie mogli nie zauważyć, że
znikam gdzieś raz w miesiącu. Wymyślałem różne historie. Mówiłem im, że
moja matka jest chora i, że muszę jechać do domu, żeby się z nią
zobaczyć... Bałem się panicznie, żę odwrócą się ode mnie, kiedy się
dowiedzą, kim... a raczej czym jestem. Ale oni, rzecz jasna, sami
odkryli prawdę... tak jak ty, Hermiono... I wcale mnie nie pozucili.
Zrobili coś, co sprawiło, żę moje przemiany nie tylko przestały być
straszliwą męką, ale zaczęły być najwspanialszymi okresami w moim
życiu... Stali się animagami. - Mój tat też ? - zapytał zdumiony Harry.
- Tak twój tata też - rzekł Lupin. - Opanowanie tej sztuki zajęło im
prawie trzy lata. Twój ojciec i Syriusz byli najzdolniejszymi uczniami
w szkole, no i mieli trochę szczęścia, bo przemiana w animaga jest
bardzo ryzykowna... to jedna z przyczyn, dla których ministerstwo
bacznie obserwuje tych, którzy próbują tego dokonać. Peter korzystał z
pomocy Jamesa i Syriusza. I w końcu, a było to już w piątej klasie,
udało im sie opanować te sztukę. Każdy z nich mógł zamieniać się w inne
zwierzę, kiedy tylko chciał. - Ale jak to mogło pomóc tobie ? - zapytała Hermiona.
- Nie mogli dotrzymywać mi towarzystwa jako ludzie, więc byli ze mną
jako zwierzęta. Wilkołak jest groźny tylko dla ludzi. Wymykali się co
miesiąc z zamku, ukryci pod pelerynką-niewidką. Przemieniali się...
Peter, jako najmniejszy, prześlizgiwał sie między gałęziami wierzby
bijącej i dotykał sęka, który ją paraliżował. Potem właził do tunelu i
docierali aż tutaj... do mnie. Pod ich wpływem stałem się mniej groźny.
Nadal miałem ciało wilka, ale w ich towarzystwie świadomosć miałem
trochę mniej wilczą.
cz.11( to już chyba ostani fragment przepisany dokładnie z ksiązki , w nastepnych mogą sie pojawiać jej treści , ale juz z faktami wplecionymi
przeze mnie ) - Pospiesz się, Remusie - warknął Black, który wciąż wpatrywał
się w Parszywka wygłodialym spojrzenim. -Robię, co w mojej mocy, Syriuszu... Zmierzam do końca... No więc w ten sposób owtorzyły się przed nami niesamowite możliwości. Wkrótce zaczęliśmy opuszczać Wrzeszczącą Chatę i nocami włóczyć się po wiosce i po szkolnych błoniach. Syriusz i James przemieniali się w wielkie
zwierzęta, więc mogli panować nad wilkołakiem. Wątpie, czy kiedykolwiek
jakiś uczeń Hogwartu tak dobrze poznał tereny szkoły i Hogesmade jak
my... Pozwoliło to nam opracować mapę Huncwotów i opatrzyć ja naszymi
przydomkami. Syriusz to Łapa. Peter to Glizdogon. James był Rogaczem.
- A jakim zwierzęciem... - zaczął Harry, ale Hermiona mu przerwała.
- Ale to nadal było niebezpieczne! Włóczyć się po nocy z wilkołakiem! A
gdybyś wymknął sie im spod kontroli i kogoś ugryzł?
- Ta myśl nawiedza mnie do dziś - odrzekł ponuro Lupin. - Bywały groźne
chwile, wiele takich chwil. Później się z tego śmialiśmy. Byliśmy
młodzi, lekkomyślni... uważaliśmy sie za wielkich spryciarzy. Czasami
czulem wyrzuty sumienia wobec Dumbledore'a, bo zawiodłem jego zaufanie...
w końcu przyjął mnie do Hogwaru, a żaden poprzedni dyrektor nie chciał
tego zrobić. Nie miał pojęcia, że wciąż łamię przepisy, które ustanowił
dla mojego własnego bezpieczeństwa. Nigdy się nie dowiedział, że przeze
mnie jego trzej uczniowie stali się nielegalnie animagami. Ale zawsze
jakoś zapominalem o wyrzutach sumienia, kiedy tylko zabieraliśmy się do
planowania kolejnej włóczęgi. Tak było co miesiąc. I wcale się nie
zmieniłem... Twarz mu stężała, a w jego głosie zadźwięczała wyraźna nuta
wstrętu do samego siebie. - Przez cały rok walczyłem ze sobą, zastanawiając się, czy nie powiedzieć Dumbledore'owi, że Syriusz jest animagiem. Ale nie zrobiłem tego.
Dlaczego? Bo byłem za wielkim tchórzem. Musiałbym się przynać, że kiedy
byłem uczniem, zawiodlem jego zaufanie, że pociągnąłem za sobą innych...
a zaufanie Dumbledore'a naprawdę wiele dal mnie znaczyło. Przyjął mnie
do Hogwartu, kiedy bylem chłopcem, dał mi w końcu posadę, gdy ja
stroniłem od ludzi i nie mogłem sobie znaleść płatnej pracy.
Wmawaiłem więc sobie, że Syriusz przeniknął do zamku dzięki znajomości
czarnej magii, której nauczył sie od Voldemorta, a to, że jest
animagiem, nie ma z tym nic wspólnego... Można więc powiedzieć, że
Snape nie mylił się co do mnie.
cz.12
"Mówiłem, mu mówiłem - pomyślał triumfalnie profesor Eliksirów.
Wiedziałem, że nie można mu ufać. - rozmyślał dalej - Dyrektor wciąż
wierzył, że Lupin, nie będzie miał z NIM nic wspólnego. Ale ja mu
mówiłem - podsumował ostatnie wudarzenia Snape. Tak miałem rację, on
sam to teraz przyznał... Teraz tylko umiejętnie przerwę tą "wzruszającą"
scenę i... - zadowowolny z sibie nawet nie słyszał czego dotyczyła
rozmowaw pokoju. I dobrze, bowiem gdyby znów przypomiał sobie wydarzenia
związane z jego pobyciem w Hogwarcie, z Lily, z James'em i Wrzeszczącą
Chatą, mógłby przedwcześnie zdradzić sowją obecność wśród nich. Mógłby
też wpaść w nazbyt wielką furią, która raczej skończyłaby się
tragicznie. Na całe jednak sczęście słowa Syriusz i Lupina nie docierały
do jego świadomości. Pochłonęło ją teraz układanie planu, który wceiliłby
za chwilę w życie. Musiał w oczach Harry'ego tak ukazać Black'a by
chłopiec znienawidził swojego chrzestnego ojca. By chłopcie nigdy nie
wierzył słowom tego czarodzieja. A szczególnie wtedy, gdy ten wyjawiłby
mu sekret POKREWIEŃSTWA. Sekret jego rodziny. Do tego nie mogło dojść.
"Jeszcze nie teraz. Dopiero jak nadejdzie czas, wtedy wszystkiego się
dowie. Ale dowie się tego ode mnie . Ale jeszcze nie teraz.... -
przerwał ten monolog swojego umysłu, gdyż nadszedł odpowiedni moment by
przerwać te pogaduszki. Właściwy moment...
- ... Dumbledore zakazał mu kiedykolwiek o tym mówić, ale odtąd
Snape wiedział już, kim jestem... - dokończył Lupin
- Więc to dlatego Snape tak cię nie lubi - powiedział powoli Harry. -
Dlatego, że brałeś w tym udział? - Tak dlatego - rozległ się drwiący dłos gdzieś zza pleców Lupina. Severus Snape ściągnął z siebie pelerynkę-niewidkę. W ręku
trzymał różdżkę wycelowaną w Lupina.
Historia Tajemnicy Slytherinu, rozpoczyna się 2 września, kiedy w Hogwarcie zawitała nowa Gryfonka. Miała czarne oczy, ciemnozielone oczy, śnieżnobiałą twarz i krwistoczerwone usta. Była z tego, co można stwierdzić dość ładną dziewczyną, ale nie rozumianą przez nikogo. Pochodziła z zamożnej rodziny czarodziejów. Mieszkała większość życia w Nowej Zelandii. Kochała to miejsce, lecz musiała się uczyć. Wróciła do Londynu, a tam pociągiem wyjechała do Szkocji, angielskiego hrabstwa, do Hogwartu- szkoły magii i czarodziejstwa. Tiara długo nie mogła się zdecydować gdzie ją umieścić, ale wybrała Gryfindor. Jej właściwie na tym nie zależało gdzie jest. Chciała jak najszybciej wrócić do Nowej Zelandii, choćby na ferie zimowe. Cieszyła się, że choć w połowie tu odżyją. Dyrektor szkoły - Albus Dumbledore kazał w lato wybudować tu stajnię, a w niej, strażnik kluczy i gajowy Hogwartu, Rubeus Hagrid, będzie hodował hipogryfy, jednorożce i konie zranione w i znalezione przez niego w Zakazanym Lesie, a uczniowie mogą także mieć w tej stajni swojego konia. Dziewczynka od dawna kochała konie. W Nowej Zelandii miała ich bardzo dużo, ale oczywiście swojego ulubionego ogiera. Nazywa się "Viol". Jest to koń czystej krwi arabskiej. Maść biała. Oczywiście umieściła konia w szkolnej stajni, ponieważ polubiła trochę Hagrida na pierwszy rzut oka. Zaraz po lekcjach przyszła tam zająć się Violem i pomóc Hagridowi ze zwierzętami. -Dziękuję Amelio.- Powiedział dobrodusznie Hagrid.
-Wystarczy Mia, a tak w ogóle to nie ma za co.- Odpowiedziała miło dziewczyna, kończąc pleść warkocze swemu ogierowi.- Zaraz zajmę się Doloxem.- Dolox, był to zraniony Hipogryf, którego Hagrid trzymał z innymi w stajni, która okazała się dość duża.
Do Hagrida i Amelii podeszli dwaj chłopacy i dziewczyna. Jeden miał ognistoczerwone włosy, drugi jakąś dziwną bliznę, a dziewczyna miała włosy, które układały się w cztery strony świata. -Witaj Hagridzie, widzę, że masz kogoś do pomocy...?- Spojrzał na Amelię opatrującą teraz, któregoś z Hipogryfów.
-O! Witaj Harry! To Mia Parker. Mia, poznaj ich, to Harry Potter, Ronald Weasley i Hermiona Granger.- Wskazywał po kolei na nich.
-Miło mi, nazywam się Amelia Parker!- Podała im rękę.
Trójka przyjaciół dość dziwnie do niej podchodziła, ale została tam by pomóc Hagridowi. -Hagridzie, profesor Snape zadał nam parę zadań. Zostało jeszcze coś, bo chciałabym jeszcze napisać to? -Został jeszcze ten jednorożec, ale nie martw się, poradzę sobie, dziękuję za pomoc. -Jutro postaram się przyjść, do widzenia, Hagridzie!- Pogłaskała ostatni raz Viola i poszła w stronę błoń Hogwartu. -Hagridzie, kim ona jest?- Zapytała w którymś momencie w końcu Hermiona. -Jest na pierwszym roku, bardzo fajna dziewczyna, prawda? -Jakaś dziwna... -Hermi, czepiasz się, wygląda na miłą...- Sprzeciwił się Harry. -Wygląda jakby całe lato przeleżała w trumnie (skąd ja te teksty znam...?). -Herma, to ze jest blada, nie znaczy że głupia! -Uspokójcie się!!!- Nie wytrzymał już Ron. -Ron ma rację! A zresztą, jest bardzo miła. Siedziała w stajni cały dzień i zajmowała się zwierzakami i od razu to lepiej wygląda. -Mi się coś ona nie widzi...- Stwierdziła Hermiona. -Eh... Idźcie już lepiej do waszej wieży.
Weszli do pokoju wspólnego. Tam zastali Mie odrabiającą lekcję, a na kolanach siedział jej syjamski kot z odcieniem granatowej sierści. Była bardzo zaczytana w jakąś książkę. Z boku leżał pergamin i pióro, do którego co trochę coś zapisywała. Oni nie chcieli za bardzo zagadywać. Późnym wieczorem, gdy wszyscy zaczęli się zbierać do spania, Amelia poszła ich śladem. Położyła się w dormitorium gdzie spały jej koleżanki. Z jedną nawet się lubiła po tym pierwszym dniu nauki. Nie uważała ją po pierwsze za mroczną panienkę, jak robili to inni (w tym także Hermiona). Wszystkie już spały. Nagle Mie obudził jakiś dźwięk...
P.S. A więc powracam. Będzie tu trochę ze starej edycji TS, ale głównie jest to wersja odnowiona. Wiem, ze napisałam trochę mało. Do teko zero akcji i przerwa w takim jakimś rozpoczynającym się miejscu. Dodałam Amelii trochę własnych cech, by pomóc Emmie mnie opisać. W następnym będzie trochę (mam nadzieję) lepiej.