Ze wszystkich ulic w Londynie, chyba najbardziej cieszyla sie popularnoscia
Overedtry. Byla to duza i rozlegla ulica. Mieszkali tu glownie bogaci ludzie, tak
jak np. panstwo Brandon. Panstwo Brandon mieszkali pod numerem siodmym. Nie byli
jednak zadowoleni z tego numeru, gdyz jak uwazali cyfra 7 to diabelska cyfra.
Za wszystkie swoje nieszczescia obwiniali wlasnie ja. Jednak nie tylko ona zapoczatkowala
seie niezwyklych wydarzen. Wszystko zaczelo sie gdy Jack i Bridget zaadoptowali dziecko.
Mala dziewczynka imieniem Lucy szybko zyskala aprobate calej rodziny. Jednak gdy panstwo Brandon zdecydowali sie na wlasne dzieci, Lucy zeszla na dalszy plan. I tak przez 20 lat dziewczyna zepchnieta na margines rodziny, stawala sie "inna" niz wszyscy ludzie. Czesto
siedziala w swoim pokoju, marzac i rozmyslajac o najdziniejszych rzeczach. Gdy przechodzilo sie kolo domu Brandonow czesto mozna bylo zobaczyc siedzaca w oknie smutna dziewczyne, trzepiaca poduszki lub patrzaca gdzies, gdzie nie siega ludzkie oko. Mimo to ludzie zachwycali sie nia. Panna Lucy jak na swoj wiek (20 lat) wygladala dosc mlodo. Była szczupla i wysoka, a wokol milej twarzy sterczaly bezladnie potargane fale.
Zadziwiajace bylo to, ze wokol Lucy dzialy sie dziwne rzeczy. W domu wszyscy
udawali, ze nic nie widza, ale to byly tyko pozory. Jeden z takich przypadkow
zdarzyl sie niecale dwa lata temu. Gdy poraz setny kazano jej wyczyscic wielkie
akwarium (co bylo zmudna praca, Lucy wolala juz chyba wyczyscic wszystki nocniki w szpitalu) rozzloszczona Lucy palnela cos pod nosem, a pozniej wszystki rybki zdechly. Takich sytuacji bylo coraz wiecej.Innym razem nie mogla się wytlumaczyc, czemu w jakis sposob polamala laske starej kobiecie, ktora ja zezloscila. Wiec mimo swego skrytego charakteru, niczego nie swiadoma dziewczyna, nie wiedziala, ze zna ja prawie caly Londyn. Siedzial w swoim pokoju i marzyla. Jako popychadlo domowe mogla tylko marzyc o innym swiecie, lepszym i pelnym fascynujacych rzeczy. Jedno tylko pozostawalo problemem: czy taki swiat istnieje? Jesli tak, to czy mozna się tam dostac? Te pytania nurtowaly ja niezmiennie od 15 lat. Czasami wydawalo jej sie, ze widzi ludzi z tamtego swiata. Kiedys, gdy byla w bibliotece, zauwazyla kilku takich. Oni tez zwracali na nia swoja uwage. Ubrani byli w dlugie, o dziwnych kolorach szaty i dlugie spiczaste kapelusze. Ilekroc chciala do nich zagadnac, to znikali gdzies. To podtrzymywalo ja na duchu, ze taki swiat istnieje. Nie wiedziala, ze wszyscy ci dziwni ludzie rozmawiaja o niej szeptem i ciagle ja obserwuja.Nie mogla tez wiedziec, ze ci ludzie ja znaja i wiedza o niej wiecej niz ona sama.
Rozdz.2 Zwierciadlo
- Lucy, przynies te stare szmaty ze strychu! Krzyczal na caly dom Jack.
- Juz ide! Lucy niechetnie ruszyla po dlugich i stromych chodach prosciutko na strych.Przyzwyczaila sie, ze wszyscy jej ciagle rozkazuja i ze z jej zdaniem nie liczy sie nikt.
Odrzucajac kolejne deski i rupiecie dotarla do skrzyni. Wyjela kilka strych szmat.
Na strychu smierdzialo stechlizna i roilo sie od kurzu i pajeczyn.
Mimo tego, Lucy zauwazyla cos zlotego i blyszczacego za szafa. Juz miala tam
isc, gdy obiegl ja glos z dolu: - Lucy pospiesz sie! Ile mozna czekac!?
Zbiegla na dol, ale obiecala sobie, ze wroci tu noca. Przeznastepne kilka
godzin wykonywala swoja codzienna harowke. Dopiero po dwudziestej drugiej
runela na lozko, strasznie zmeczona i nebawem usnela. Obudzila sie, gdy bylo
juz po polnocy. Bylo strasznie goraca. Otwierajac okno, zauwazyla, ze na ulicy
jest szczegolnie ciemno. NIe palila sie zadna latarnia. Bylo to dziwne
bo przeciez na kazdej pozonnej ulicy w Londynie, co noc pala sie latarnie.
Jednak w mroku nocy, dalo sie dostrzec zarys jakiegos czlowieka i psa.
Lucy uwaznie sie im przygladala. Bo jak nie zwrocic uwagi na czlowieka i psa,
siedzacych po polnocy na twoim murku przed domem!? Lucy udalo sie doslyszec strzepki
rozmowy. O tym dziwniejsze bylo to, ze ow czlowiek mowil do psa jak do drugiego
czlowieka, a z cienia postaci mozna bylo wywnioskowac,ze jest tak samo dziwacznie ubrany,
jak ci niektorzy ludzie, ktorych Lucy czasami spotykala na ulicach Londynu.
- To tutaj? - Tak, calkiem ladny dom! Czyz nie Borys?
Lucy wzdrygnela sie. Pies mialby mowic jak czlowiek!? Zaczela uwazniej nasluchiwac.
- Rzeczywiscie calkiem, calkiem droga Zefiro. Ale czy dom odzwierciedla
wlascicieli? Wiesz czy ona juz znalazla? - Nie wiem. Wydaje mi sie ze nie. Inaczej juz by byla z nami, prawda? - Tak,tak. Musimy jej pomoc znalezc...
- Nie!!! Nie mozemy dopomagac przeznaczeniu....Nie wolno! Chodzmy, mamy duzo do zrobienia. Postacie jakby znikly, a latarnie znow sie palily. Lucy cos sobie przypomniala.
Pobiegla na strych. To cos zlotego nadal sie blyszczalo za szafa. Dziwila sie, ze
nigdy tego nie zauwazyla. Powoli i bardzo cicho starala sie odsunac szafe.Z dolu dalo sie slyszec hrapanie Jacka. To bylo lustro. Starla z niego kurz. Wygladalo normalnie, ale zlota rama, pomimo kurzu, blyszczala sie jak nowa. Na gorze widnial napis:
"On bedzie cieniem na blasku slonecznym, Z nim przyjda smierc i zarazy,
Swiat utonie w jego gniewie odwiecznym, A ludzkosc ukaze po stokroc razy."
To brzmialo jak zapowiedz czegos strasznego. Mimo to Lucy ponownie, na glos
odczytala napis.Nagle szklo w lustrze zaczelo metniec i jakby sie rozlewac.
Ukazala sie twarz. Ale to nie byla twarz zwyklego czlowieka. Lucy az podskoczyla
z przerazenia. Wygladala jak twarz zombi z horrorow albo trupia czaszka.
Cala sina, w oczodolach tkwily czerwone oczy, ktore teraz uwaznie obserwowaly
dziewczyne. Lucy wyraznie dostrzegla w nich glod i rzadze zemsty. Twarz
odezwala sie, a glos dziwnie przypominal syk weza. - Witaj Lucy Smith! Nareszcie sie widzimy! Nie mialem przyjemnosci cie spotkac przez 20 lat! Lucy nie bardzo wiedziala co odpowiedziec. - Kim jestes? - Tym, ktory przywroci porzadek temu swiatu! Pozabijalem juz dosc czarodziejow, by do tego.. - Przestan! Jak on moze tak spokojnie mowic o smierci!? Lucy kipiala ze zlosci.Przez chwile wydawalo jej sie,
ze chce zadzwonic na policje, ale po co? Ci niby mialaby im powiedziec?
Nie uwierzyliby jej. Predzej zamkneliby ja w szpiatlu psychiatrycznym.
- Ty ochydny.. - Jak smiesz tak do mnie mowic! Do mnie, do Lorda Morlona! Poteznego czarnoksieznika, wladcy czarnej magii! - Badz sobie kim chcesz, ale jedno jest pewne! Nie masz lodowskich manierow i jestes zdeprawowanym lajdakiem
i morderca! - Popamietasz mnie! Obudzilas mnie z klatwy! Zaplacisz za to! Zreszta mozna sie bylo tego spodziewac. Corka Smith'ow, dobra carodziejka ze swiata Bialej Magii! Corka kogo?Swiecie jakim? Lucy byla skolowana. Zawsze wychowywano ja u Brandon'ow. Wiedziala, ze jest adoptowana i ze czasami dzialy sie wokol niej dziwne rzeczy, ale zeby az tak? - Posluchaj mnie ty ....! Nie wiem kim jestes i co zamierzasz, ale nie chce cie ogladac.Zniknij!! I w tym momencie, nieoczekiwanie, pod wplywem impulsu, wsciekla Lucy rzucila sie na lustro.Wystrzelil zloty promien,ktory uderzyl w lustro. Twarz zniknela, a dzieczyne zaczela ciagnac jakas niewidzialna sila. Wszystko zaczelo wirowac i rozplywac sie...