Informacje ze strony powitalnej
Przetłumaczyła Narya.
19GRUDNIA
Długa przerwa w aktualizacji strony była spowodowana ciężką pracą. Pracuję teraz nad scenami, które w niektórych przypadkach zaplanowałam już dwanaście a nawet więcej lat temu. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek, kto nie był już w podobnej sytuacji, mógł wiedzieć, jak się teraz czuję: jestem na przemian radosna i zdenerwowana. Chcę i nie chcę ukończyć tej książki (nie martwcie się, ukończę.)
Od lat pytano mnie, czy zdarza mi się śnić, że jestem „w” świecie Harry’ego. Odpowiedź zawsze brzmiała „nie”, aż kilka nocy temu przyśnił mi się sen, w którym byłam równocześnie Harrym i narratorem. Szukałam horkruksa w ogromnej i zatłoczonej sali, która w niczym nie przypominała Wielkiej Sali z mojej wyobraźni. Jako narrator dokładnie wiedziałam, że horkruks jest wciśnięty w ukrytą wnękę kominka, jednak jako Harry szukałam go wszędzie tylko nie tam, jednocześnie próbując sprawić, by ludzie wokoło wypowiadali kwestie, które wcześniej dla nich wymyśliłam. W tym samym czasie kelnerki i kelnerzy z prawdziwej restauracji, gdzie powstała znaczna część siódemki, przechadzali się wokół mnie jakby na szczudłach, a każdy z nich miał przynajmniej cztery i pół metra wysokości. Może powinnam ograniczyć spożycie kofeiny?
Kilka tygodni temu znowu udałam się na jeden dzień do Leavesden, gdzie udało mi się zobaczyć dwadzieścia minut Zakonu Feniksa, który wygląda fantastycznie. Miałam także możliwość, nim każde z nich uda się w swoją stronę (był to ostatni tydzień kręcenia scen z udziałem aktorów), by porozmawiać z Danem, Rupertem, Emmą i Evanną, co zawsze jest wspaniałym przeżyciem. Dan zmienił swoje zdanie na temat Snapea; powiedział, że nie chce być jednym z tych ludzi, którzy dają się fotografować z uśmiechem na ustach obok szalonych dyktatorów.
31 PAŹDZIERNIKA
Mam już trzy tytuły. Myślałam o poprzednich książkach i pamiętam, że przy niektórych częściach miałam nawet więcej niż trzy tytuły do wyboru, więc nie przejmuję się tym za bardzo. Trzeci tytuł na razie prowadzi o długość nosa, a może raczej o samogłoskę i dwie spółgłoski.
W ostatnim tygodniu naprawdę dobrze mi się pisało. W życiu jest tylko kilka rzeczy bardziej radosnych niż myśl: "to jest zupełnie niezłe" - po przeczytaniu owoców swojej tygodniowej pracy, zamiast zbyt częstego powtarzania: "ale bzdury, straciłam cały tydzień na pisanie tego, a teraz muszę przepisać wszystko na nowo". A jeśli sądzicie, że przesadzam, lub jestem fałszywie skromna, to bardzo, bardzo się mylicie. Naprawdę można pracować osiem godzin dziennie, a potem mieć tylko jeden pomysł do przedstawiania, który może się do czegoś nadać dopiero po kompletnym przerobieniu.
Przy okazji gratuluję Wam wyników CHOMIKa (WOMBATa). Jesteście coraz lepsi.
29 WRZEŚNIA
Siedziałam wczoraj przy biurku, próbując wymyślić nowe słowo i myślami wróciłam do chwili, gdy po raz ostatni znalazłam się w podobnej sytuacji. Przez kilka dni próbowałam wpaść na właściwą nazwę „pojemnika, w którym zły czarodziej ukrył fragment swojej duszy w celu zdobycia nieśmiertelności”. W końcu, po wielu zabawach sylabami, zapisałam słowo „horkruks” na kartce papieru i wiedziałam, że to jest TO. Ale, co jeśli ktoś już kiedyś wymyślił coś takiego? Z pewną obawą wpisałam „horkruks” w Google i, ku mojej wielkiej radości, uzyskałam odpowiedź: „Podana fraza – horkruks – nie została odnaleziona”.
W każdym razie, wczoraj ponownie wpisałam „horkruks” w Google. 401.000 odpowiedzi. Jak łatwo się domyślić, podniosło mnie to na duchu, więc wróciłam do bazgrania bezsensownych słów na tylnej stronie menu z jakiejś restauracji.
13 WRZEŚNIA
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam. Wiem, że minęło mnóstwo czasu od mojego ostatniego wpisu, ale, wiecie, piszę książkę.
Czytanie fragmentów mojej książki w Nowym Jorku, wraz ze Stephenem Kingiem i Johnem Irvingiem, było świetną zabawą. Nie często biorę udział w takich wydarzeniach i chciałabym przeżyć je jeszcze raz. Z radością przedłużyłabym moje występy o jeszcze jeden wieczór. Jeśli byliście tam i krzyczeliście, to dziękuję wam; publiczność, w oba wieczory, była wspaniała.
Jednak namieszałam z jednym pytaniem. Zapytano mnie: „Jakie pytanie nigdy nie zostało Pani zadane, chociaż powinno było paść?”, lub coś w tym rodzaju, a ja poczułam pustkę w głowie. Możecie obarczyć winą lata spędzone na próbach utrzymania w tajemnicy najważniejszych wątków książki. Ale w momencie schodzenia ze sceny, dotarło do mnie, że ISTNIEJE pytanie, którego, co jest dziwne, nikt mi jeszcze nie zadał, i powinnam była o nim wspomnieć będąc na scenie. Nie mogę odpowiedzieć wprost tej dziewczynce, która wtedy to pytanie zadała, ale to właśnie dzięki niej umieszczam odpowiedź, z opóźnieniem, w dziale Różności, w Dodatkowych Informacjach.
10 MAJA
Uważajcie na życzenia, które wypowiadacie, bo mogą się spełnić. Odkąd pożaliłam się Wam na
trudności ze znalezieniem czegoś do pisania, gdy zabrakło mi papieru podczas pracy poza domem,
zostałam nim wprost zasypana. Niektórzy z Was przysłali mi pojedyncze kartki, inni całe bloki, jedna
przedsiębiorcza firma handlująca papierem przesłała mi duży zapas zeszytów z wytłoczonym na nich
krzykliwym napisem JK ROWLING, których raczej nie będę używała w miejscach publicznych, ale które i
tak są urocze. Inni przyjęli inną taktykę i poinformowali mnie, gdzie dokładnie mogę kupić papier w
Edynburgu. Niektórzy nawet dołączyli mapy. W każdym razie, mam teraz dość papieru, by napisać kilka
siódmych części, więc koniec wykrętów.
W tym tygodniu miałam kłopot ze skrzatami domowymi, chociaż już chyba się z nimi uporałam. Jestem za
większymi prawami dla skrzatów, ale pisarz jest dyktatorem i im wcześniej się z tym pogodzą, tym
lepiej.
5 KWIETNIA
Tylko jedna rzecz denerwuje mnie w Edynburgu – no, może dwie, ale o pogodzie nie chce mi się
nawet mówić. Dlaczego tak trudno jest dostać papier w centrum miasta? Co ma zrobić pisarz, który lubi
pisać ręcznie, gdy wpadnie w rytm pisania i nagle z przerażeniem odkrywa, że zapisał już każdy wolny
skrawek papieru ze swojej teczki? Dziś rano, czterdzieści pięć minut zajęło mi znalezienie miejsca,
gdzie sprzedano mi zwykły papier w linie. A przecież to miasto uniwersyteckie! Czego używają studenci?
Tylko nie mówcie mi, że laptopów, bo wtedy czuję się jak jakiś osiemnastowieczny relikt.
Praca nad książką, pomimo braku papieru, nadal idzie dobrze, co Was na pewno ucieszy. W zeszłym
tygodniu miałam krótką przerwę, by móc pojechać do Londynu na rozdanie British Book Awards, co było
bardzo przyjemnym i dość poruszającym wydarzeniem, bo Książę Półkrwi wygrał tytuł Książki Roku.
Skorzystałam także z okazji, by pojechać do Leavesden (to studio, gdzie kręcą filmy o Potterze), czego
nie robiłam całe wieki, bo albo byłam w ciąży albo miałam malutkie dzieci, co też wydaje się, że
trwało wieki. Byłam podniecona możliwością zobaczenia niektórych nowych planów filmowych, ale przede
wszystkim możliwością spotkania się ponownie z aktorami – trochę wytrącił mnie z równowagi fakt,
że prawie wszyscy z nich są już wyżsi ode mnie (mówię, oczywiście, o nastolatkach; Michael Gambon
zawsze był ode mnie wyższy, a ponadto bardzo uroczo wyglądał w swoich nowych szatach). Poza
przyjemnością spotkania się z Tomem Feltonem, Devonem Murrayem, Alfredem Enochem, Sitarą Shah (i
pomachaniem przez drzwi do Bonnie Wright, która akurat miała prywatne lekcje), świetnie rozmawiało mi
się z Danem i Matthew na temat książek, z Rupertem o tym, jakim cudem jego siostrom nigdy nie udaje
się go zdenerwować, z Oliverem i Jamesem o tym, jak trudno jest im zdenerwować siebie nawzajem oraz z
Emmą na temat życia miłosnego Hermiony. Także spotkałam, i odbyłam długą rozmowę, z Evanną Lynch
(Luną), o której mogę powiedzieć tylko jedno: idealna.
28 LUTEGO
Zawsze tak jest. Robię plan, który wygląda idealnie, potem zabieram się za pisanie książki i nagle
zdaję sobie sprawę z tego, że Harry nie mógłby zrobić tych wszystkich rzeczy w jednym rozdziale. Więc
to, co miało być tylko dwoma rozdziałami, nagle przekształca się w cztery. Nadal nie wydaje mi się, by
siódemka okazała się dłuższa od „Feniksa”, ale jeśli tak dalej pójdzie… nie, tak się
nie stanie. Spoglądam na plan – tak, nie dojdzie do tego. Na pewno. Proszę.
Teraz nic więcej nie mogę Wam powiedzieć. Znaczy się, jest MNÓSTWO rzeczy, które mogłabym Wam teraz
powiedzieć, ale nie mogę. Przykro mi.
25 STYCZNIA
Czasami pisanie idzie tak gładko, że czujesz jakbyś po prostu zapisywał słowa dyktowane ci przez
muzę. W moim przypadku takie natchnienie przychodzi często po okresie, gdy nie byłam w stanie w ogóle
nic napisać, tak jak w przypadku przerwy Bożonarodzeniowej (na którą w tym roku przypadły
przeziębienia moich dzieci, o czym wspominałam w poprzednim wpisie do pamiętnika). To tak jakby
wszystkie pomysły, które powinny powoli przelewać się na papier w ciągu ostatnich paru tygodni, nagle
eksplodowały z mojego pióra, akurat gdy mam kilka godzin przeznaczonych na pracę. Zazwyczaj jestem
najbardziej produktywna, kiedy mam, lub niedawno miałam, bardzo mało czasu.
Oczywiście, taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie, nigdy nie trwa. Na pewno utknę gdzieś pośród
gmatwaniny wątków, albo też znajdę się w chwilowym zastoju, gdy dotrę do jakiejś wielkiej dziury w
całej tej historii. Ale nim ta chwila nadejdzie zamierzam cieszyć się tym dryfowaniem po morzu
inspiracji.
05 STYCZNIA
Noworoczne postanowienia dotyczące pisania:
Odgnoić mój gabinet.
W moim gabinecie panuje największy bałagan w całym domu i zapewne na całej ulicy. Nie powiem, że w
całym Edynburgu, bo musi tu być jakaś rudera, która jest w gorszym stanie. Szczerze mówiąc, to drżę na
myśl, co znajdę, gdy dotrę na dno tych spiętrzonych stosów śmieci. Jednak z uwagi na to, że ostatnio
muszę znajdować coraz to nowsze sposoby na pokonywanie przeszkód w drodze do biurka, myślę, że
nadszedł najwyższy czas na moje coroczne porządki.
Nigdy więcej nie gubić notatników.
Po kilku dość nerwowych tygodniach w końcu udało mi się odnaleĽć zaginiony notatnik. Jak zawsze w
przypadku zagubienia takich rzeczy akurat wtedy „przypomniałam sobie”, że akurat ten notes
zawierał notatki tak ważne i pomysły tak wspaniałe, że nigdy nie będę w stanie ich sama ponownie
odtworzyć, a jeśli nigdy by się nie odnalazły, to następna książka stanie się przez to uboższa. Jednak
teraz, gdy wspomniany notatnik leży obok na biurku, wiem, że zawiera jedynie kilka użytecznych
informacji pośród morza śmieci. Mimo to, stres jaki przeżyłam sądząc, że wartość tego notesu dorównuje
co najmniej Świętemu Graalowi, uświadomił mi, że muszę lepiej troszczyć się o materiały potrzebne do
pracy.
Bezwzględnie bronić dni przeznaczonych na pisanie
,tzn., nie uginać się pod ciężarem ciągłych próśb dotyczących „ważnych” i „dawno
odkładanych” spotkań akurat w te dni. Zabawne, że chociaż pisanie to mój właściwy zawód już od
kilku lat, to nadal muszę walczyć o czas wolny, w którym mogłabym go wykonywać. Niektórym ciężko jest
zrozumieć, że nadal potrzebuję chwili spokoju, by móc usiąść i pisać. Najwidoczniej wydaje im się, że
książki pojawiają się same, jak grzyby po deszczu, bez mojej ingerencji. W związku z tym musze chronić
czasu przeznaczonego na pisanie, tak jak Rogogon Węgierski ochrania swoje pierwsze jajo.
Słuchać rad krytyków dotyczących bycia lepszym pisarzem.
Zawsze staram się brać pod uwagę konstruktywną krytykę. Kiedy mi się to nie udaje, to wtedy próbuję
zaakceptować własne wady i nazywam je „stylem”.
Postarać się, by dzieci były cały czas zdrowe.
Za nami najbardziej chorowita zima w historii tej rodziny, a ja modlę się, by żadne z dzieci nie
dostało kataru przynajmniej przez tydzień, bym mogła sobie pozwolić na poważne pisanie po przynajmniej
kilku godzinach snu.
25 GRUDNIA
Ta stara strona powitalna zaczęła mnie już irytować, więc postanowiłam sprezentować Wam coś nowego
na święta. Kilka razy próbowałam pisać pamiętnik i nigdy nie udało mi się przekroczyć w nim daty 15
stycznia, ale od pewnego czasu odczuwam potrzebę posiadania specjalnego miejsca, gdzie mogłabym
zostawiać codzienne aktualizacje, które nie kwalifikują się do działu „Wiadomości”
(‘News’). I oczywiście, jeśli okres ciszy z mojej strony zacznie się przeciągać, nie
posądzajcie mnie od razu o porzucenie pamiętnika, pamiętajcie raczej, że ciężko pracuję także nad
czymś, na co czekacie o wiele bardziej…
Rok 2006 będzie rokiem, kiedy napiszę ostatnią część serii o Harrym Potterze. Myślę o tym zadaniu z
podekscytowaniem, ale i ze strachem. Z jednej strony nie mogę się doczekać momentu, kiedy zacznę ją
pisać, by opowiedzieć końcową część historii oraz by, w końcu, odpowiedzieć na wszelkie pytania (czy
uda mi się kiedykolwiek odpowiedzieć na wszystkie pytania? Powiedzmy, że odpowiem na ich większość).
Ale z drugiej strony wtedy wszystko się skończy, a ja nie potrafię wyobrazić sobie życia bez
Harry’ego.
Jednak (odchrząkuje w zdecydowanie brytyjski, poważny sposób) to nie czas na bycie
sentymentalnym.
Przez ostatnie kilka tygodni udoskonalałam już wcześniej udoskonalony plan części siódmej, bym mogła
naprawdę zabrać się za pracę w styczniu. Czytanie tego planu, to jak studiowanie mapy nieznanego
kraju, w którym niedługo sama się znajdę. Czasami, nawet na tym etapie pracy, już widać, w którym
miejscu mogą pojawić się kłopoty. Prawie każda z wydanych już części miała swój własny Rozdział
Rozpaczy. Mam nadzieję, że w nowym tomie nic nie sprawi mi większej trudności niż Rozdział, Który
Prawie Sprawił, Że Się Poddałam, czyli rozdział dziewiąty „Czary Ognia” (dość powiedzieć,
że nazywa się „Mroczny Znak”.)
WITAJCIE!
Do niedawna strona JKRowling.com była tylko listą linków do moich wydawców – nuda, chyba się
ze mną zgodzicie. I dlatego postanowiłam ją trochę ożywić.
Ostatnimi czasy otrzymuję tyle tysięcy listów, że nie jestem w stanie ich wszystkich przeczytać, a tym
bardziej na nie odpowiedzieć. Porządna strona internetowa wydaje się być świetnym sposobem
bezpośredniego kontaktowania się z fanami Harry’ego Pottera. Wszystko, co tu znajdziecie,
zostało napisane przeze MNIE, J. K. Rowling. To tu mogę powiedzieć Wam prawdę na temat różnych plotek
lub nowinek na mój temat. To tu mogę podzielić się z Wami dodatkowymi informacjami, których nie
umieściłam w książkach. To tu mogę zamieszczać wskazówki i aluzje dotyczące przyszłych losów
Harry’ego. I wreszcie, to tu mogę ogłosić ukończenie części siódmej... nie, to nie nastąpi zbyt
szybko.
Od czasu do czasu ukaże się przed Wami Mroczny Znak. Jest to OSTRZEŻENIE SPOILEROWE. Odnosi się ono
tylko do informacji ukrytych w części piątej, „Zakonie Feniksa” – jeśli jeszcze nie
przeczytaliście pozostałych czterech tomów, wchodzicie na własne ryzyko!
W każdym razie, naprawdę mam nadzieję, że spodoba się Wam wałęsanie po moim biurku (posprzątałam je
specjalnie na Wasze odwiedziny). Proszę, postarajcie się niczego nie przewrócić i uważajcie na
Irytka.