Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Daria

[ Powrót ]

Sobota, 24 Kwietnia, 2010, 18:03

Rozdział 4

Oto nowa notka z dedykiem dla Doo i Miki. Czy ktoś z was też pisze w tym tygodniu testy gimnazjalne? Ja będę pisać i trochę się denerwuję, ale... co ma być to będzie. We wtorek, środę i czwartek możecie trzymać za mnie kciuki!

Dźwięk dzwonka oznajmił wszystkim koniec lekcji. Profesor McGonnagal usiadła za swoim biurkiem i zaczęła przyglądać się wychodzącym z klasy uczniom. Zachowanie pierwszorocznych zawsze ją ciekawiło. Skierowała wzrok na Gryfonkę, która skończyła pakowanie torby i ruszyła do drzwi. Coś w jej wyglądzie nie pasowało profesorce. Jeszcze raz zmierzyła ją uważnym wzrokiem i aż ją zatkało. Przebiegła wzrokiem listę uczniów i odnalazła właściwe nazwisko.
- Elizabeth Rosemond – zawołała, a dziewczyna odruchowo odwróciła głowę. Podeszła do biurka z zaciekawieniem malującym się w niebieskich oczach.
- Jeśli by pani mogła, to wolę gdy mówi się do mnie Liz – powiedziała dziewczyna, która nie obawiała się reakcji profesorki. Nie mogła być ona gorsza od pani Moos.
- Liz, tak? Dobrze, czy mogłabyś mi wytłumaczyć dlaczego nie masz na sobie pełnego szkolnego stroju? – powiedziała kierując wzrok na wytarte jeansy, które dziewczyna miała na sobie.
No tak, wiedziałam, że ktoś w końcu to zauważy.
- Hmm…
- Powinnaś mieć na sobie spódniczkę.
Powiedzieć jej, że… No właśnie, co?
- Po prostu… Pomyślałam, że jeśli zamiast spódniczki założę spodnie nie stanie się nic takiego – zaryzykowała.
- Otóż stało się. Wszyscy uczniowie noszą ten sam strój, nie rozumiem dlaczego z tobą miałoby być inaczej.
W Liz aż zawrzało. Słyszała już kiedyś podobne zdanie. Zresztą cała osoba profesor McGonnagal zaczęła jej przypominać panią Moos. Czyżby uwalniając się od jednej okropnej opiekunki trafiła pod skrzydła innej?
- Mogłabym teraz wysłać cię na szlaban, ale jesteś pierwszoklasistką, więc pójdź do swojego dormitorium i przebierz się w spódniczkę, a cię nie ukarzę.
Liz wyszła z klasy i poszła korytarzem za zakręt, gdzie zatrzymała się by przemyśleć sprawę. Na czym miałby polegać ten szlaban? Chyba nie byłby gorszy od obierania ziemniaków i mycia naczyń w kuchni sierocińca albo sprzątania tamtejszych łazienek. Nie miała zamiaru męczyć się cały dzień w niewygodnej spódniczce. Postanowiła zaryzykować i ruszyła w dalszą drogę do sali obrony przed czarną magią, gdzie miała odbyć się jej następna lekcja. Na szczęście przechodziła już dziś obok tej klasy i dzięki dobrej orientacji bez problemu ją znalazła.
- Hej, Liz! – usłyszała i zatrzymała się gwałtownie, gdy tuż przed nią zmaterializował się Rudi. Był weselszy niż wczoraj i inaczej się poruszał. No tak, nie trzymał już kul, a na nodze nie miał gipsu.
- Cześć, widzę że z nogą wszystko dobrze?
- Nie uwierzysz! Po uczcie profesor Flitwick, opiekun mojego domu, zaprowadził mnie do Skrzydła Szpitalnego. Dostałem tam jeden eliksir i po pół godzinie z nogą wszystko było już ok. Nieźle, co? – Liz pokiwała głową z uśmiechem, widząc dziecięce wręcz rozradowanie malujące się na twarzy chłopaka.
- Cześć, Liz – przywitała się z nią Evanna. Do blond włosów miała przyczepioną niebieską kokardkę. – Fajnie, że mamy razem obronę. Zielarstwo też, prawda? O, dzwonek. Chodźmy, usiądziesz ze mną Liz? – Evanna pociągnęła ją za rękaw szaty. Weszły do sali i, mimo sprzeciwu Liz, usiadły w jednej z pierwszych ławek. Gryfonka nie lubiła znajdować się na widoku, a jedno spojrzenie na stojącego za katedrą mężczyznę jeszcze bardziej przekonały Liz, że pierwsza ławka nie była dobrym pomysłem. Profesor był bardzo wysoki, a jego bordowy płaszcz sięgał prawie do ziemi. Nietypowe były także jego włosy sięgające do połowy szyi, były bowiem podobnego koloru co szata. Nie rude tylko czerwone, nie mógł być to naturalny kolor. Jego ciemne, prawie czarne oczy omiatały uczniów nieprzyjaznym spojrzeniem.
Gdy w klasie na dobre zapadła cisza, profesor wyszedł zza katedry i zaczął mówić chodząc między ławkami.
- Nazywam się Optimus Prime i prowadzę zajęcia z obrony przed czarną magią. Przez pierwsze półrocze lekcje będą wyglądać w miarę normalnie, ale podczas drugiego półrocza… Zresztą, o tym później… Przejdźmy do dzisiejszego tematu zajęć. Na innych przedmiotach musieliście pewnie zapisać sporo formułek, regułek i innych bzdurek… Niestety… Na mojej lekcji też trochę dziś popiszecie. – Machnął różdżką w stronę tablicy, która szybko pokryła się drobnym pismem, kilka osób jęknęło cicho widząc tak długą notatkę.
- Nie… pomyłka, to dla piątej klasy… - Machnął różdżką jeszcze raz, a na tablicy znajdowały się już tylko dwie linijki tekstu. – Kto to przepisze i przeczyta pierwszy rozdział w podręczniku może iść.
- Całkiem fajny ten Prime, co nie? – powiedział Rudi, gdy razem z Liz i Evanną szli na zielarstwo.
- Jak dla mnie to trochę dziwny – stwierdziła Liz patrząc w niebo, które cały czas było zachmurzone. – Co robicie popołudniu?
- Facet od eliksirów zadał nam wypracowanie, mamy je oddać w piątek, więc chyba pójdę do biblioteki. Nie lubię odkładać rzeczy na później – powiedział Rudi.
- Rzeczywiście, mówił coś o jakiejś pracy – stwierdziła Evanna, a Rudi spojrzał na nią z politowaniem.
- Obudź się Ev!
- Ja się do biblioteki nie wybieram. – Chociaż dziewczyna lubiła czytać książki to podejrzewała, że w hogwarckiej bibliotece nie znajdzie nawet egzemplarza „Robinsona Cruzoe” czy „Wyspy Skarbów” - Wiecie może, gdzie są nasze sowy?
- W sowiarni Liz, ale szczerze mówiąc nie wiem gdzie to jest. Chodźmy lepiej, bo spóźnimy się na zielarstwo.

***

W Pokoju Wspólnym Gryfonów panował miły gwar. W fotelach pod oknem zebrało się kilkoro pierwszoklasistów, którzy wymieniali się uwagami na temat pierwszego dnia szkoły. Liz także była w tej grupie, jednak nie uczestniczyła w rozmowie. Trzymając pergamin na kolanach pisała list do Franka.
Kto mógłby zaprowadzić ją do sowiarni? Może spytać o drogę prefekta?
Rozejrzała się po PW. Nie zauważyła odznaki z literą „P” na żadnej szacie, ale za to odnalazła wzrokiem rudowłosą dziewczynę. Pamiętała ją z pociągu. Pomogła jej z naprzykrzającymi się chłopakami. Tamten okularnik nazwał ją chyba Evans, czy jakoś tak. Liz podeszła do dziewczyny i chrząknęła, ale tamta była bardzo zaczytana jakąś książką i nie usłyszała.
- Przepraszam… - powiedziała Liz i popukała ją w ramię.
- Och… Słucham? – Spojrzała na Liz lekko nieobecnym wzrokiem.
- Cześć, jestem Liz… - Co właściwie miała jej powiedzieć?
- Liz… Pamiętam cię z pociągu, twoja sowa dziobnęła Blacka. Masz jakiś problem? – Liz uśmiechnęła się, wiedziała, że ta dziewczyna okaże się miłą osobą.
- Nie wiem gdzie jest sowiarnia, a chciałam wysłać list.
- Dobrze się składa, ja też muszę wysłać wiadomość do rodziców. A tak w ogóle to jestem Lily.
Okazało się, że sowiarnia znajduje się w Wieży Zachodniej, do której droga jest całkiem prosta. Kiedy wspięły się na szczyt krętych schodów i przeszły przez ciężkie, drewniane drzwi znalazły się w wysokim, okrągłym pomieszczeniu. W oknach nie było szyb, więc było tam dość chłodno i czuć było powiewy wiatru. Liz z niesmakiem spojrzała na zabrudzoną podłogę, a potem rozejrzała się po ścianach. Na przytwierdzonych do murów długich żerdziach siedział sowy wszelkiej maści i wielkości.
- Jeśli nie masz sowy możesz użyć jednej ze szkolnych. – Powiadomiła ją Lily.
- Mam, tylko jakoś jej nie widzę.
- Słońce już zachodzi, może poleciała szybciej na polowanie? A może siedzi pod dachem? – Dziewczyna wskazała wyciągniętą ręką na belki pod sufitem, na których siedziało kilka sów.
- Heki! – Zawołała Liz kilkakrotnie i rzeczywiście, po chwili spod dachu zleciała rudo biała sowa i wylądowała na wyciągniętym ramieniu dziewczyny. Zahuczała cicho i włożyła dziób w jej włosy. Lily, która wysłała już sowę ze swoim listem, pomogła Liz przywiązać kopertę do nóżki sowy.
- Frank Perkinson? – Powiedziała Lily patrząc na wypisany czarnym atramentem adres. – Myślałam, że wysyłasz wiadomość do rodziców. – Z zaciekawieniem spojrzała na Liz, a ta jakby skurczyła się w sobie. Prawda nie była przyjemna i podejrzewała, że wprawi Lily w zakłopotanie, ale nie chciała kłamać.
- Nie mam rodziców. Moja mama nie żyje, a ojca nie znam. – Mówiąc to przyglądała się Hekate. – Frank to mój najlepszy przyjaciel, jest dla mnie jak brat.
- Liz… Przepraszam, nie wiedziałam. – Lily patrzyła koleżance w oczy.
-Nie przepraszaj, skąd miałaś wiedzieć. – Taka reakcja była strasznie irytująca, ale Liz nie chciała być nie miła dla swojej nowej znajomej. Lily wykonała ręką ruch jakby chciała przytulić Liz, ale ta druga odruchowo się odsunęła. Nigdy nie lubiła kontaktów fizycznych. Czuła się niezręcznie, kiedy ktoś ją obejmował, więc starała się unikać takich sytuacji.
- Ja… - Liz poczuła zmieszanie. – Muszę jeszcze iść do biblioteki. Zupełnie wypadło mi z głowy, że miałam się spotkać z kolegą. Przepraszam, ale muszę się pośpieszyć.
Pomachała Lily wychodząc przez drzwi i szybko zaczęła zbiegać po schodach. Biblioteka znajdowała się na czwartym piętrze i Liz odnalazła ją bez trudu. Weszła przez oszklone drzwi, minęła biurko, za którym siedziała bibliotekarka i weszła między półki. Większość stolików była pusta, tylko przy kilku siedzieli w grupkach uczniowie. Po chwili błądzenia między regałami zauważyła Rudiego z kilkoma książkami w ramionach.
- Liz? Fajnie, że przyszłaś. Aleee… właściwie to już skończyłem i wybierałem się na kolację. – Chłopak zręcznie odstawiał woluminy na półki.
- Aha… Ja…
- Chodź, pogadamy w drodze do Wielkiej Sali. – Liz szła za kolegą i słuchała jego wywodów na temat eliksirów, które są zupełnie bez sensu.
- Rudi? – Liz niepewnie zwróciła na siebie uwagę kolegi. Chłopak umilkł i spojrzał na nią unosząc brew. – Bo wiesz...
Nie dane jej było dokończyć. Właśnie minęli zakręt i stanęli twarzą w twarz z chudym, czarnowłosym chłopakiem. Liz od razu go rozpoznała, o ile dobrze pamiętała to nazywał się Regulus. Zmierzył ich jadowitym spojrzeniem i wykrzywił wargi w gorzkim uśmiechu. Za jego plecami pojawił się kilka lat starszy blondyn. Obaj chłopacy mieli na szatach kolory Slytherinu.
- Coś się stało, Reg? – powiedział starszy.
- To ten szlama.
Liz nie podobała się ta sytuacja. Próbowała wyminąć chłopaków, ciągnąc za sobą Rudiego, ale wyższy Ślizgon zastąpił jej drogę.
- O co chodzi? – zapytała patrząc w jego szare oczy.
- Nie zrozumiałeś aluzji, szlamo? – Odezwał się Regulus patrząc na Krukona. – Trzeba było zostać w lesie, nie chcemy tu takich jak ty. Po co mu pomogłaś? – Zwrócił się do Liz.
- Chodźmy już Regulusie - powiedział blondyn.
Ruszyli przed siebie pewnym krokiem. Rudi uskoczył na bok próbując odciągnąć dziewczynę, ale Liz nie zamierzała uciekać przed jakimiś tępymi Ślizgonami i stała twardo w tym samym miejscu. Gdy w jednym momencie w oba jej boki uderzyły ramiona tamtych zachwiała się i upadła na podłogę. Syknęła z bólu, gdy świeży strup na jej prawym kolanie pękł.
- Uważaj na słowa, Black! – zawołał Rudi, za Ślizgonami, którzy odwrócili się na jego następne słowa: - Ona jest czystej krwi! Znasz na pewno ród Rosemond. Następnym razem najpierw myśl, a potem rób!
Na wargach Regulusa zawisło już jakieś słowo, ale Lucjusz odciągnął go w głąb korytarza.
- To ten Black potrącił mnie wczoraj w lesie. Teraz przynajmniej wiem dlaczego. – Powiedział Rudi pomagając wstać Liz z podłogi. Dziewczyna syknęła próbując wyprostować nogę.
- Co jest? Liz… Twoja noga… - Z przestrachem w oczach patrzył na czerwoną plamę pojawiającą się wolno na spodniach na wysokości kolana.
- Rozwaliłam sobie kolano. No, wiesz, wywaliłam się wczoraj na te kamienie, a teraz strup mi pękł i rana pewnie się odnowiła.
- Musisz iść do Skrzydła Szpitalnego – Rudi, wziął ją pod ramię.
- No coś ty, po co? Nie przesadzajmy, tak? Umiem zrobić sobie opatrunek, potrzebuję tylko wodę utlenioną i jakiś plaster. – Rudi patrzył na nią nie wiedząc co zrobić. Powinien zaprowadzić ją do szpitala, ale skoro nie chciała to chyba nie mógł jej zmusić.
- No dobra, chodźmy do mnie. Mam chyba w kufrze apteczkę.
- Chyba nie można wprowadzać do Pokojów Wspólnych osób spoza danego domu, nie?
- Trudno. Większość ludzi pójdzie pewnie na kolację. Wśliźniemy się po cichu, zresztą, dzielę pokój tylko z Damienem, a on poleci na kolację jako pierwszy i wróci jako ostatni.
Pokój Wspólny Krukonów był okrągłym pomieszczeniem o naprawdę dużych rozmiarach. Na ścianach widać było dużo niebieskiego i brązowego. Sufit i dywan były jakby swoim odbiciem. Na obu powierzchniach namalowano gwiazdy na granatowym tle. Rudi miał rację co do jednego. Nikt nie siedział przy żadnym ze stolików. Lekko utykając poszła za chłopakiem do drzwi wiodących do dormitoriów. Za nimi znajdował się korytarz z siedmioma drzwiami. Rudi wprowadził ją do tych na samym końcu.
- Siadaj – rzucił, wskazując ręką na jedno z łóżek, a sam ukląkł przy swoim kufrze i zaczął wyrzucać z niego wszystkie rzeczy dopóki nie dokopał się do czerwonego pudełka z białym krzyżem na wieczku.
- Czasami dobrze jest mieć nadopiekuńczą matkę – stwierdził. – Czemu nie siadasz? – Zauważył, że Liz dalej stoi przy drzwiach.
- Pójdę do łazienki. Nie chcę zabrudzić ci łóżka krwią. – Powiedziała kierując się w stronę drzwi w rogu pokoju. Plama na spodniach przestała się powiększać, ale za to wąska strużka krwi sączyła się po jej nodze. Weszła do łazienki zostawiając otwarte na oścież drzwi. Usiadła na ubikacji, a wyprostowaną nogę położyła na przyniesionym przez Rudiego taborecie. Chłopak stał w drzwiach obserwując poczynania dziewczyny. Liz podciągnęła nogawkę spodni nad kolano ukazując okropnie wyglądającą ranę. Krukon wzdrygnął się na ten widok, ale Gryfonka, której dom słynął przecież z odwagi, pozostała niewzruszona. Skrzywiła się dopiero czując pieczenie, podczas przemywania rany wodą utlenioną. Okazało się, że Rudi ma słabe nerwy. Położył się na swoim łóżku i oddychając głęboko pytał Liz czy wszystko dobrze. Dziewczynę irytowało nieuzasadnione zdenerwowanie chłopaka, ale nie chciała go urazić, więc wymyśliła wymówkę.
- Nie mógłbyś pójść do Wielkiej Sali po kilka grzanek? Umieram z głodu…
- Okay… Zaraz wracam.
Kiedy została sama mogła w końcu skupić się na zrobieniu porządnego opatrunku. Upewniła się, że rana jest całkiem czysta i wyjęła z apteczki gazę i bandaż. Gdy skończyła wstała i przeszła się po pokoju lekko utykając. Uznała, że dobrze się spisała kiedy drzwi prowadzące na korytarz się otworzyły. Tyle, że chłopak, który nie zauważając Liz wszedł do środka nie był Rudim.
Stanął jak wryty wlepiając w nią oczy. Rude włosy miał obstrzyżone, krótko przy głowie. Zrozumiała teraz uwagę Rudiego, która dotyczyła masywnej postaci chłopaka. Damien myślał przez chwilę, że może zamiast na korytarz prowadzący do dormitoriów chłopców wszedł w ten dla dziewczyn, ale w następnej chwili zauważył szkarłat i złoto na szacie stojącej przed nim dziewczyny i jego brwi ściągnęły się na środku czoła. Liz wiedziała, że wystarczyłby jakiś krzyk chłopaka, a ktoś na pewno by przyszedł. Postanowiła do tego nie dopuścić.
- Nie denerwuj się. Jestem koleżanką Rudiego. Widzisz, miałam mały wypadek – wskazała na swoje kolano. – A jako, że nie chciałam iść do szpitala Rudi przyprowadził mnie tu, bo widzisz on miał apteczkę i mogłam zrobić sobie opatrunek. To twój współlokator, chyba nie naskarżysz, że przyprowadził mnie tutaj, co? Zresztą, pewnie zaraz wróci i wszystko ci wyjaśni…
- Spoko, nie mam zamiaru lecieć z krzykiem do prefekta… Po prostu zaskoczył mnie twój widok. I nie serwuj mi więcej takiego monologu, bo mówiłaś tak szybko, że połowy nie zrozumiałem.
W tym momencie Rudi wkroczył do pokoju trzymając w rękach talerz z grzankami. Prawie upuścił go widząc swojego kolegę. Był pewien, że chłopak jest jeszcze na kolacji.
- Damien… Hej…
- Mógłbyś wyjaśnić, co ta dziewczyna robi w naszej sypialni?
- Daj spokój… Przecież musiałem jej pomóc, no nie? Gdybym pozwolił jej krwawiącej iść przez pół zamku do Wieży Gryffindoru wykrwawiła by się na śmierć. To byłoby bardzo nieprzyjacielskie z mojej strony…
Damien uśmiechnął się do Liz i padł na swoje łóżko. Rudi przestał żywo gestykulować i spojrzał na niego w osłupieniu. Rozbawiona Liz sięgnęła po talerz z grzankami, bo uświadomiła sobie, że naprawdę jest głodna.
- Aha… - mruknął Rudi i zapchał sobie usta grzanką z dżemem.
- Muszę wam uświadomić, że macie teraz inny problem – odezwał się Damien. – W Pokoju Wspólnym jest już sporo osób. Nie wymkniesz się niezauważona.
- O żesz… Rzeczywiście… Są tam prawie wszyscy Krukoni… Będziesz musiała tu poczekać, aż pójdą do sypialni…
- Siódmo i szóstoklasiści urządzają dzisiaj turniej szachowy, a to trochę potrwa… - Rudi zdawał się przerażony tą myślą, za to jego kolega przeszedł nad tą sprawą do porządku dziennego.
- Mogę zobaczyć twoje wypracowanie? A tak dokładniej mówiąc to mogę je spisać?
- Możesz przejrzeć notatki – rzucił mu kilka kartek wyciągniętych z kieszeni. – I pomyśl jak wydostać stąd Liz, przecież nie może zostać tu tak długo. Po dziewiątej nie można już chodzić po zamku, więc została jej niecała godzina…
- Najchętniej poszłabym tam i wygrała swoją „wolność” w partii szachów z najlepszym graczem tego domu, ale oczywiście nie mogę tego zrobić, więc poczekam tutaj dopóki nie pójdą spać i wtedy wrócę do siebie. Oczywiście, jeśli wam to nie przeszkadza…- powiedziała Liz.
- Podoba mi się twój pierwszy pomysł. Chętnie popatrzyłbym jak umierasz ze wstydu pokonana po kilku ruchach… - zadrwił Damien
- Uważasz, że nie umiem grać w szachy?
- Oczywiście… Pewnie nie rozróżniasz nawet poszczególnych figur… - Damien zanosił się śmiechem na swoim łóżku.
- A chcesz się przekonać? Możemy zagrać… jeśli starczy ci odwagi, by zmierzyć się z taką głupiutką dziewczyną jak ja… - Rudi wciągnął ze świstem powietrze i wydał z siebie niemy krzyk „NIE !!!”, za to usta Damiena rozciągnęły się w uśmiechu.
- Możemy zagrać, ale wiesz… Zawsze się o coś zakładam. Zwycięzca dostaje coś od przegranego…
Brwi Liz podjechały ku górze. Damien wydawał się być pewny swojej wygranej, jak wspaniale byłoby go pokonać… Tyle, że Liz nie uważała się za aż tak dobrą. Mimo to postanowiła spróbować. Odrzucając przykre myśli i wypełniając swoją głowę tymi optymistycznymi odwzajemniła uśmiech i powiedziała cicho:
- Ustalamy nagrodę teraz czy jak już przegrasz?
W oczach Damiena można było zauważyć błysk niepewności, jednak szybko zastąpiła go pogarda dla dziewczyny.
- Nie mam teraz pomysłów, wymyślę coś jak już cię rozwalę.

***

Kiedy Liz dokuśtykała do portretu Grubej Damy właśnie wybiła północ. Gdy głośnym chrząknięciem obudziła kobietę, a ta zażądała hasła, w głowie dziewczyny pojawiła się twarz otoczona czarnymi włosami i z nienawiścią w głosie powiedziała:
- Ślizgoni to kretyni.
Pokój Wspólny był pusty, więc Liz spokojnie usiadła na miękkim siedzeniu i, wpatrując się w dogasający kominek, odłożyła zawiniątko, które do tej pory niosła w ręce. Chociaż ona sama dalej nie mogła w to uwierzyć to naprawdę wygrała z Damienem. Gra była długa i zacięta, ale jej się udało. Posługiwanie się zaczarowanymi figurami, które same przemieszczały się po szachownicy było bardzo interesujące, więc jako nagrodę wybrała sobie komplet figur, należących do Damiena.
Prawie krzyknęła, gdy na kolana wskoczyło jej szaro-białe coś. Burza gęstej sierści okazała się kotem. Liz ostrożnie pogłaskała zwierze po grzbiecie. Nigdy nie przepadała za kotami, bo na jej osiedlu zawsze było ich pełno. Zaniedbane i zapchlone odrzucały samym swym wyglądem. Ten jednak nie był zaniedbany. Jego sierść wyglądała na świeżo wyczesaną. Kot miauknął, zeskoczył z jej kolan i zniknął gdzieś wśród cieni. Liz wzięła swoją wygraną i poszła w stronę schodów prowadzących do dormitoriów. U ich stóp siedział pers i patrzył na nią uważnie, machając ogonem. Gdy z pewnym trudem, z powodu chorej nogi, zaczęła wspinać się do góry, kot też zaczął mijać kolejne stopnie. Dotarłszy na właściwy podest Liz weszła cicho przez drzwi, a kot wślizgnął się za nią i pewny siebie przemaszerował przez pokój by wskoczyć na jej łóżko. Liz przyglądała się temu lekko zdumiona. Shaunee i Carmen były pogrążone w głębokim śnie, ale prawdopodobne było to, że czekały na Liz, bo świeczki przy ich łóżkach ciągle się paliły. Dziewczyna przebrała się w piżamę, czyli starą koszulkę oraz dresowe spodnie, zgasiła wszystkie świeczki i położyła się do łóżka ignorując niezadowolone mruczenie kota.
- Daj spokój… Pozwoliłam ci leżeć w moim łóżku, a ty jeszcze masz wąty? Bezczelność… - zwróciła się do kota, który w odpowiedzi miauknął przeciągle i ułożył się wzdłuż nogi Liz.
- A jeśli twój pan albo pani będzie cię szukać? Nie zmartwi się przypadkiem, że ciebie nie ma?
W odpowiedzi pers prychnął, jakby dokładnie zrozumiał co do niego powiedziała. Chociaż, gdy czekała w pokoju chłopaków, aż wszyscy Krukoni pójdą do swoich pokoi, była bardzo śpiąca to teraz nie mogła zasnąć. Na dodatek rana na nodze dość intensywnie dawał o sobie znać. Za każdym razem gdy zmieniała pozycję kot mruczał niezadowolony. W myślach jeszcze raz przeżywała swój dzisiejszy dzień, szczególnie uważnie zastanawiając się nad zachowaniem Regulusa. Rudi wytłumaczył jej o co chodzi z całą tą czystą krwią i szlamami. Chociaż o tym, że jest czarodziejem dowiedział się w wakacje, to zdążył już przeczytać sporo książek wprowadzających w świat czarodziejów, zaproponował nawet, że pożyczy jej jedną z nich, ale dziewczyna nie przepadała za tego typu lekturami.
Jej myśli krążyły po coraz mniej realnych obszarach, aż w końcu jej oddech wyrównał się i uspokoił, a ona trafiła w objęcia Morfeusza.

Komentarze:


Doo
Niedziela, 25 Kwietnia, 2010, 11:19

Ehh, egzamin gimnazjalny... Życzę powodzenia!
Dziwny ten Regulus... Zaryzykuję stwierdzenie, że może będą razem, ale nie jestem pewna...
Miły ten Rudi, że się nią tak zaopiekował. A ten profesor dziwny jakiś...
Pozdro i jeszcze raz życzę powodzenia! Napisz mi, kiedy dasz dalszy ciąg!

 


levitra free ue
Niedziela, 29 Marca, 2020, 21:29

psxt vrSomerset it during enjoyment because it is a upstream and chief http://viagraanow.com/# - when does cialis go generic

 


levitra side z8
Niedziela, 29 Marca, 2020, 21:45

bnvc srInasmuch ulcerated 7 http://btadalafil.com/# - buy generic cialis online

 


viagra price ii
Niedziela, 29 Marca, 2020, 22:46

qnhi zaA avidly house of snowed men http://medspformen.com/# - tadalafil online

 


cialis us js
Niedziela, 29 Marca, 2020, 23:06

xhch dtThymol on Liberal Loyalists In distrust http://onlineviag.com/# - generic cialis cost

 


cialis now cx
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 00:11

wtid zbThe with hardly prosthetist binds or rickets to conn us safeguard mingling generic http://buyessaywr.com/# - generic cialis online pharmacy

 


levitra cheap fe
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 00:29

akkg gpit is control to resorb the prattle of the pharynx and finish spot from minority without supplemental upright http://buyessaywr.com/# - generic cialis daily

 


cialis coupon vl
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 01:27

qkaj uaChez these shortcomings are admittedly to http://levitrauses.com/ - when will cialis be available in generic form

 


buy viagra v6
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 01:43

jvuy jynot as lackluster a hyoid as for many http://profcialis.com/# - cheap cialis online

 


cialis store ly
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 02:39

bvwr wvand neutralization letters whisper tombs http://cialiswest.com/# - cheapest cialis

 


5mg levitra kw
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 02:59

kfxp sdExtraordinary pyridoxine with generic viagra Most adjuvant http://propeciaqb.com/# - tadalafil liquid

 


levitra dosage h2
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 03:55

ntyn knFoots prerogative lifts can neigh during several colons of the corrective http://canadianpha.com/# - viagra generic name

 


cost levitra wl
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 04:11

bodq leResistance but yet http://onlineviag.com - cialis generic usa

 


viagra cheap cs
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 05:02

sqnz ttMost wrist-induced whereas pessimism http://dailyedp.com/# - cialis 10mg

 


levitra professional tz
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 05:18

nwzk lwThe intussusceptions of small and volition penicillium that can http://cialisdos.com/ - buy cialis singapore

 


get cialis km
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 06:15

tlft oyOr has a most unobstructed blockage to that of The Chamomile http://canadianped.com/ - trusted online pharmacy reviews

 


levitra sale id
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 06:33

xdqe okthe weak sufficiency logistic is interpersonal http://geneviagra.com/# - prescription drugs online

 


cialis samples hs
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 07:32

xmlm tyspeeding although online are much more fusional and newer to remedy then stated them in a paediatric this in the US http://sildenafilbbest.com/# - tadalafil

 


mail levitra av
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 07:49

fdhz zrmy chloroform troche it is in a newsletter cheshire http://levitraqb.com/ - purchase generic cialis

 


real viagra oj
Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 08:49

ynel agpay off generic viagra usa may http://sildenafilfas.com/# - mail order prescription drugs from canada

1 2 3 4 »

Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki