Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Rozmowy Trumienne" i inne...
Wszystkie teksty napisała i publikuje Arien Halfelven


  MĘSKA ROZMOWA (TRUMIENNA)
Dodała Arien Halfelven Środa, 07 Marca, 2007, 12:05

Dedykowane Falco Malfoy, której się swego czasu zachciało wyjaśnień. Jak również Barty’emu Crouchowi Jr, który ich wręcz zażądał.

UWAGA: Do osób, ekhemm, wrażliwych na Pewne Sprawy.
Tutaj nie będzie wampirzyc, Tonksów i innych dam.
Będzie jedynie czysty, męsko – męski SLASH.
Heteroseksualny.

Akcja dzieje się na kilka godzin przed akcją „Rozmów trumiennych”.
Jednak z różnych wzgledów - głównie ze względu na kolejność chronologiczną procesu twórczego - umieszczam ten tekst zwykle jako część czwartą.
MĘSKA ROZMOWA (TRUMIENNA)

*************
Podziemia Malfoy’s Manor

- Nie gryź mnie!
– Nie gryzłem cię.
– Nie zaprzeczam. Ale uznałem, że za „nie całuj mnie” mógłbyś się obrazić.
– Severusie. Przyjacielu. Jak mógłbym się na ciebie obrazić?
– Lucjuszu. Przyjacielu. Tym bardziej postanowiłem być uprzejmy.
– Dziękuję. Czy jednak w swojej uprzejmości jesteś gotów posunąć się nieco dalej?
– Dla ciebie...
– Rzuć więc okiem, czy ta zaraza już poszła.
– Skoro nalegasz...
- ...
– Wygląda na to, że zostaliśmy sami.
– Chwilowo.
– Czyżbyś sądził, że nasza mała demonstracja nie była dość przekonywująca?
– Nie obrażaj nas, przyjacielu. Śmiem twierdzić, że byliśmy dość przekonywujący, aby ta kobieta zaprzestała wreszcie pchać mi się z rękami pod szatę. Obawiam się jednak, że nie będzie zadowolona ze zmarnowanego czasu.
– Jednym słowem – albo możemy się stąd ewakuować, albo czekać, jaką nam przyprowadzi publiczność.
– Ewakuować?! Ewakuować?! Jestem we własnym domu, Severusie Snape, nigdzie się nie będę ewakuował! Ta bezczelna kobieta już i tak mnie ośmiesza! Ledwo mnie zobaczyła, już była rozpalona jak pogrzebacz do przyżegania, dziękuję bardzo! Gdybym chciał, żeby mnie przyżegano, kupiłbym sobie pogrzebacz. Chodziła za mną, kleiła się jak skrzepnięta krew do palców, czy tak trudno zrozumieć, że kiedy Malfoy mówi nie, to znaczy nie?! Mam żonę. I w efekcie trwały uraz do blondynek. Mam Lorda na głowie. Czy to nie dość, żeby zasłużyć na święty spokój?! I czy ja wyglądam jak zwierzyna łowna?! Czy ona nie umie odróżnić węża od królika?!
– Najwyraźniej nie umie... Lucjuszu. Nie gryź mnie.
– Nie gryzę.
– Nie, ty tylko trzymasz mnie w namiętnym uścisku, patrząc mi prosto w oczy i mnąc mi koszulę.
– O Czarna Krwi Slytherina, wybacz, poniosło mnie.
– Nie szkodzi...
– Jesteś zbyt łaskawy dla mnie, Severusie. Muszę się uspokoić. Ta kobieta nie może wstrząsnąć moją zimną krwią.
– Lucjuszu. Przyjacielu. Nie jesteś ani wstrząśnięty, ani zmieszany. Tylko brzmisz trochę...
– Trochę jak ty, kiedy się upijesz?
– Zapewniam cię, że NIE TO miałem na myśli.
– Ależ nie dąsaj się, Severusie, daję słowo, że nie śmiałbym mieć piękniejszych słowotoków od ciebie, na trzeźwo czy nie. Jak to rzekłeś ostatnio – „Bo widzisz, Lucjuszu – to kwestia serca. Mam czarne serce, serce z obsydianu, strzaskanego na ostrza tomahawków dla armii upiorów naszego Mistrza. Zanurzam okruch w czarnej krwi Slytherina, płynącej w moich żyłach, i piszę muzykę ciemnych ścieżek naszego Pana, piszę ją dla tych, który pragną ją poznać. Ale ty nie zrozumiesz, Lucjuszu, ty masz serce z tytanu inkrustowanego platyną. Ale nie martw się, nikomu nie powiem. A nawet zaprzeczę. Ty i serce? To tak, jakby ktoś powiedział, że ja się cieszę życiem”.
– Czy wszyscy dookoła muszą zapisywać moje pijackie odzywki?!
– A ktoś oprócz mnie zapisuje?
– Dumbledore, nałogowo.
– To ja natychmiast przestaję!
– Byłbym wdzięczny.
– Ale wyznam ci, Severusie, że je nie tak łatwo zapomnieć...
– Małe obliviate i nie będziesz miał z tym żadnego problemu!
– Mały buziaczek i nie będziesz się tak dąsał, cooo?
– Czemu na Hadesa chcesz mnie całować?! Nikt nie patrzy! Lu. Ja...
– Ja też. Tak tylko się chciałem upewnić, czy na pewno NIE chcesz.
– Czemu miałbym chcieć?!
– Bo się dąsasz jak zazdrosna kochanka.
– Też byś się dąsał, gdyby ktoś cię prześladował twoimi własnymi słowami, wypowiedzianymi w chwili czasowego, hmm, zrelaksowania.
– Ostatnio jestem prześladowany non stop - słowami, czynami, a w zeszły piątek przemyciła tu pejcz.
– Tak, jakbyś nie miał dość własnych.
– Tak, jakbym nie miał. W każdym razie, we własnym domu nie będę przed nią uciekał. O ile zechcesz mi nadal służyć swoim męskim ramieniem, równie męskim ciałem i jeszcze bardziej męską reputacją.
– Moje ramię, ciało i reputacja pozwoliły się oglądać w namiętnym pocałunku z innym mężczyzną, zniosą zapewne i powtórkę. Tylko dopracujmy szczegóły, zanim ta zaraza sprowadzi tu Bellatrix. Albo i Narcyzę.
– Severusie. Masz dwie opcje. Albo opracowywujemy scenkę na użytek zarazy i Bellatrix. A wtedy będzie subtelnie i romantycznie, jak przystało na taką idylliczną parę, jaką stanowimy.
– Albo?
– Albo przygotowywujemy scenkę na użytek zarazy i Narcyzy. A w takim wypadku, przyjacielu, obawiam się, z całą moją estymą jaką dla ciebie żywię, że nie zdołam się pohamować i nie wykorzystać okazji.
– To znaczy?
– To znaczy, że zechcę z oddali pokazać mojej pożal się Merlinie małżonce, jak TO się robi. Może po tylu latach zauważy, że mężczyźni mają w tym zakresie inne potrzeby niż fiołki alpejskie.
– Znając tę zarazę, poszła prosto po twoją żonę.
– Zatem musimy dopracować szczegóły.
– Szczegóły to podstawa udanej randki.
– Nawet, jeśli tylko udajemy.
– Zwłaszcza, jeśli tylko udajemy.
– Z twoją paranoiczną pedanterią i moim chłodnym rozsądkiem to będzie wyjątkowo udana udawana randka.
– Dopóki tylko udajemy.
– A udajemy.
– Oczywiście, że udajemy.
- ...
- ...
– Więc... Udajemy.
– Niewątpliwie udajemy.
– I... Miło mi, że zechciałeś przyjąć zaproszenie na dzisiejsze przyjęcie. Naprawdę sprawiłeś mi ogromną przyjemność, Severusie.
– Daj spokój, Lucjuszu. Co ja bym robił? Tkwił w lochach i kroił krogulcze jelita na znieczulenie czarnych myśli? Poszedł do drogiego Dyrektora i pił z nim herbatkę? Gonił dzieciaki po korytarzach?! A tak, przynajmniej zszargam sobie reputację w twoich ramionach.
– Nie narzekaj, Sev. Pomyśl, co ja mam za życie. Z tym wiecznie zniesmaczonym kwieciem cmentarnej gardenii. Jestem Malfoyem. Jestem Ślizgonem. Jestem sługą naszego Pana. Ale, do cholery, przede wszystkim jestem mężczyzną! A tu co?!
– A co tu? Masz przynajmniej własny dom i minimum swobody, swojego skrzywionego narcyza możesz omijać szerokim łukiem w drodze do tylnego wyjścia. Ja co najwyżej mogę się zamknąć w lochu i przyrządzać sobie eliksir miodogorzowy.
– I co to za życie... Nic, tylko któregoś z przodków z krypty wyeksmitować i legnąć w trumnie. Bynajmniej nie małżeńskiej!!!
– Widzisz, znowu masz lepiej, a mnie każesz się nie dąsać. Mogę się założyć, że gdybym był w potrzebie, w całym Hogwarcie nie znalazłaby się dla mnie ani jedna trumna, żebym mógł złożyć skołataną głowę. Musiałbym strzelić sobie w łeb avadą pod byle płotem.
– Severusie, nie desperuj tak. Nil desperandum! Zawsze możesz...
– Ćśśś! Ktoś idzie.
– O w kobrę Salazara... To jak to miało być?
– Ciiiszej... I zasłoń nas płaszczem trochę...
– A ty bądź bardziej... kobiecy, do diaska!
– Sam bądź bardziej kobiecy, masz dłuższe włosy.
– A ty jesteś szczuplejszy. W dodatku to ja mam laskę z wężem.
– Fetyszysta.
– Odczep się. Zobacz lepiej, czy poszły.
– Ja... Muszę ci coś powiedzieć.
- ... Severusie...
– Lucjuszu.
– Więc... Moje uczucia....
– Są w pełni odwzajemnione.
– Severusie.
– Lucjuszu... Kocham cię jak brata, ale to już było obrzydliwe.
– Kocham cię jak dwóch braci, ale tym razem już mnie prawie zemdliło.
– Jakkolwiek świetnie całujesz, nie róbmy tego więcej.
– Choć jesteś ucieleśnieniem seksu, jakoś się powstrzymam.
– A z gorszych wiadomości, to nie były nasze damy, tylko twój syn.
– O W MORDĘ HIPOGRYFA!
– Trafnie to ująłeś.
- ... I teraz będę musiał z nim poważnie porozmawiać?
– Nie sądzę, aby dało się tego uniknąć.|
- Nie daj Merlinie uświadomić go na pewne tematy?
– A, tego bym nie zakładał. Co najwyżej możesz się dowiedzieć czegoś nowego.
– Co ty mi sugerujesz, Severusie?!
– Ja ci nic nie sugeruję... Sugerowanie różnych rzeczy mężczyźnie uzbrojonemu w laskę z wężem nie byłoby najmądrzejsze, zwłaszcza, kiedy jest się z nim sam na sam.
– Dajże już spokój... Może i jestem nadmiernie przywiązany do mojej laski, ale chyba jako mój wyróżnik sprawdza się nie najgorzej. Daleko jej do twojej elokwencji alkoholowej, ale cóż...
– Nie nazwałbym elokwencji alkoholowej moim głównym wyróżnikiem!
– Ty, Severusie, cały jesteś wyróżnikiem. Przy tobie aż żałuję, że nie jestem gejem. Niestety, nie jestem, quod est demonstratum*.
– Ty za to cały jesteś jak twoja laska. Też przy tobie żałuję, że nie jestem zainteresowany, ale cóż...
– Marnotrawstwo. Marnotrawstwo. A mojej laski się nie czepiaj. Lubię ją. I nie patrz na mnie tym wzrokiem „przyznałeś, że ją lubisz, więc to już obsesja”. Ja bym się nie czepiał, gdybyś na przykład wziął do spania rurę aluminiową w charakterze przytulanki.
– Rurę aluminiową?!
- To by do ciebie pasowało. Nigdy ci nie przyszło do głowy? Jestem w stanie sobie bez trudu wyobrazić ciebie śpiącego z rurą aluminiową, przy całej twojej paranoi...
– Na razie ustaliliśmy, że nie jesteśmy gejami, więc odczep się od tego, jak i z kim śpię i wyobraź sobie raczej, co powiesz Draconowi.
– Zostań z pół godzinki po przyjęciu, przemówimy do niego łagodnie. A potem ja przemówię do niego mniej łagodnie. I jeśli okaże się, że to, czego mi nie sugerowałeś, rzeczywiście miało miejsce, wytrzęsę z niego duszę.
– On ma pojutrze wrócić do Hogwartu...
– Żadnemu Malfoyowi brak duszy jeszcze nie zaszkodził.
– Skoro tak do tego podchodzisz...
– No dobrze, w drodze wyjątku mogę z niego wytrząść kieszonkowe. Ale zrobię to tylko dla ciebie.

KONIEC

*Co zostało udowodnione

[ 1429 komentarze ]


 
Rozmowy Trumienne III: O duszy
Dodała Arien Halfelven Środa, 07 Marca, 2007, 12:00

ROZMOWY TRUMIENNE III: O DUSZY

*************
Gabinet Dyrektora Hogwartu

- I wtedy mnie...
– Ugryzł.
– Dyrektorze. Duchy nie gryzą.
– Cóż, poniekąd masz rację... Ale jakoś się spodziewałem, że to powiesz. Aż cię nie poznaję. Miałeś okazję i nie oskarżyłeś go o napaść? Przywykłem już zresztą, że ktoś cię gryzie...
– No tak - Tonks, Lupin, sumienie...
– A to akurat zupełnie niepotrzebnie.
– Czyżby?
– Owszem. Więc mówisz...
– Nie pogryzł mnie. Ale próbował, jakże by inaczej.
– No, teraz brzmisz jak ten ty którego znamy i kochamy... Tak mniej więcej cię ugryzł jak Remus onegdaj?
– Och, skądże. Próbował zabrać się do tego znacznie bardziej fachowo. Jak przystało na...
– Severusie...
– Tak, wiem, Dyrektorze. De mortuis aut bene aut nihil*. Więc - jak przystało na tak zdolnego za życia animaga. Czy to określenie pana zadowala?
– Na pewno jest bardziej stosowne niż to, którego zwykłeś używać. Pomimo wyrzutów.
– Z całym szacunkiem, to nie pana próbował pogryźć duch.
– Z całym szacunkiem, drogi chłopcze, czy nie moglibyśmy jednak przejść na ty?
– Dyrektorze. Może i leżałem w trumnie, popijając Ognistą przez słomkę, kiedy ten zdechły kundel... Znaczy, pośmiertny cień wspaniałego czarodzieja pojawił się i rzucił do moich łydek. Ale to nie oznacza, że jestem nietrzeźwy bądź rozmiękczony psychicznie.
– Zatem zostajemy przy „panu Dyrektorze” i „drogim Severusie”. No cóż... Gdybym był bardziej rozmiękły psychicznie, pomyślałbym, że na trzeźwo nie lubisz mnie wystarczająco. Ale, ale. Byłeś sobie zupełnie trzeźwy, leżałeś zupełnie normalnie w trumnie, kiedy zupełnie znienacka rzucił się na ciebie duch Syriusza Blacka?
– Zupełnie odeszłego z tego świata.
– Właśnie. Jak widać, zmienił zdanie. Ciekawe, co też mogło go do tego skłonić... Masz może jakieś – przypuszczenia?
– Przypuszczać, to on na mnie atak przypuścił, bez słowa wyjaśnienia. Zresztą, nigdy nie potrzebował pretekstu.
– Ale też nigdy w tym celu nie wracał aż z zaświatów... Co jest, nota bene, nie takie łatwe... Jakaś hipoteza?
– Pan tu jest największym czarodziejem świata.
– Ja tu jestem tylko starym, omszałym satyrem, może jeszcze nie obleśnym, ale łasym na atrakcyjne plotki, a takich ostatnio nie brak... Coś mówią o jakimś namiętnym romansie Śmierciożercy i Aurorki...
– Brzmi jak tytuł bestsellera, nic dziwnego, że o tym mówią...
– Opowiadają, że pewien były nauczyciel OPCM-u pragnie wyzwać na krwawy pojedynek jakiegoś Mistrza Eliksirów...
– To JA o niczym bardziej nie marzę - zabić, włóczyć jego pohańbione zwłoki dookoła Hogwartu... Trzeba się wpisać na jakąś listę?
– Severusie.
– Może i coś tam ten - cień pośmiertny naszego skundlonego utraconego, tak może być? - wykrzykiwał, zanim zamienił się w niedorobionego psa Baskerville’ów i wsadził mi pysk w nogawkę, aż mu się ektoplazma rozmyła. Może i było coś na temat deprawowania, uwodzenia, uśmierciożerczania, wpędzania w alkoholizm i opętywania niewinnych dziewcząt, kolejność przypadkowa. Ale gdybym chciał godzinami wysłuchiwać komplementów, zatrzymałbym sobie lustro po Lockharcie.
– Komplementów?
– Widać nie słyszał pan rzetelnych duchowych inwektyw... Wobec niemocy, spuchoniałości, zdrady dziedzictwa wielkiego Salazara i przesiąknięcia gryfońską propagandą, które mi zwykł zarzucać Krwawy Baron, również wpadając bez pukania i rzucając się na mnie – dla odmiany z ektoplazmatyczną bronią białą – to nawet nie warto było wstawać.
– Ho, ho... Wracając jednak do tego ducha...
– Widać dowiedział się w zaświatach, że chodzę z jego kuzynką, i przyleciał mnie za to przekląć.
– Więc chodzisz z jego kuzynką...
– Już dawno temu ostrzegałem pana, żeby nie wierzył pan we wszystko, co Black panu wmawia. I równie dawno temu zrezygnowałem z przekonywania pana. Teraz on lata po Hogwarcie wywrzaskując, że nie pozwoli, żebym uwodził jego niewinną siostrzyczkę, a pan niech sobie wierzy, w co chce.
– Lata po Hogwarcie?!
– Owszem. Na przemian jako wrzeszczący kretyn i śliniący się ektoplazmą kundel. Kiedy w końcu się zorientował – nieprędko – że nie może mnie ugryźć, zabrał ogon w troki i wyleciał.
– Nie wiesz zapewne dokąd?
– W tym stroju miałem go gonić?
– No tak... Wystarczy mi duch psa. Znaczy, wybitnego animaga. Mistrz Eliksirów w negliżu nie musi nawiedzać korytarzy. Wracaj do swojej trumny, spróbuję coś przedsięwziąć. I... Mówiłeś, że nie chodzisz z Tonks?
– NIE.
– Aha.
– Nie mówiłem.

*************
Okolice Wieży Gryffindoru

- Pies?!
– No, niekoniecznie. Nicholasie... Och, powiem wprost: czy nie widziałeś tu przypadkiem ektoplazmatycznej duchowej esencji Syriusza Blacka w stanie maksymalnej furii?
– Że co proszę?!
– Stary przyjacielu, nie do twarzy ci z głową dyndającą przy ramieniu...
– Albusie. On nie żyje.
– Nicholasie. Ty też nie żyjesz.
– To co innego! Ja... Ja... Ja mam uprawnienia! Mam tu posadę! Chyba nie muszę ci przypominać, że to JA jestem duchem – rezydentem Wieży Gryffindoru?! Chyba, że to ma się zmienić?!
– Nic o tym nie wiem, Nick, spokojnie. Głupio mi tak mówić do pustej szyi.
– Pustej?! Pustej?! Moja głowa wciąż na niej wisi! Ona NIE JEST OSOBNO!
– Wiem, wiem... A czy twoja głowa nie widziała tu gdzieś ducha Syriusza?
– ...
- No nie dąsaj się tak, bo poszarzejesz.
– Tędy nie przelatywał.

*************
Lochy

- Sever!
– Gehenna.
– Też tęskniłam. To prawda, co mówią?!
– Nie wierz plotkom. Obaj z Lucjuszem jesteśmy hetero. Ale sukinkot nieźle całuje...
– Jak na ryboustego, niewątpliwie. Mówią, że Siri wrócił z zaświatów i zaczął nawiedzać Hogwart, żeby przekląć nasz związek!
– Tylko tyle? Tak się staramy, ostatnio poszliśmy w romantycznej gwiazd poświacie nekromancję uprawiać na prywatnym cmentarzyku DiMortów, a oni wolą gadać o duszach potępionych.
– Siri nie jest potępiony.
– Ja go potępiam. Ugryzł mnie w łydkę.
– Czym niby, siłą woli pośmiertnej?
– Ektoplazmą.
– O jej, biedny Seviczek, duch mu zrobił ziazi. Chcesz, podmucham, albo pocałuję.
– Nie całuj mnie po nogach, Tonks, kiedy leżę w trumnie.
– Wstydź się, zboczeńcze. Może uprawiałam z tobą nekromancję, ale do nekrofilii ciągotek nie mam. To miał być platoniczny, uzdrowicielski całus. Ja niewinna jak aniołek!
– Upadły.
– Upadły, to ty jesteś. Leżysz w trumnie i upijasz się Ognistą. Jakie tym razem masz wyrzuty?
– Wyrzuciłem dziś Pottera z zajęć za niedomyty kociołek.
– I upijasz się z radości. Sev. O wyrzuty sumienia pytam.
– Tonks. Poczekaj z tym, aż się upiję, dobrze?
– Niedobrze. Co ci leży na duszy?
– Ciało.
– Gdybym cię słabiej znała, pomyślałabym, że to komplement dla mnie. No, dobrze. Pij swoją Ognistą. Z umiarem. Idę się rozejrzeć za Sirim. Jak wrócę, masz być rozkrochmalony i elokwentny. W ogóle nie rozumiem, jak facet śpiąc w takim negliżu może być taki sztywny. No, ale ja jestem niewinna jak łabędzi puch.
– Prosto z seraju...

*************
Gabinet wicedyrektora

- Syriusz?!
– Minerwo, miej litość nade mną. Sir Nicholas już mi zaprezentował prawie - gubienie głowy z wrażenia, a ty wyglądasz, jakbyś nie zamierzała poprzestać na „prawie”.
– Ależ, Albusie! To niemożliwe!
– Minerwo. Jesteśmy czarodziejami. Nie mamy tego wygodnego, mugolskiego wyjaśnienia, że coś jest „niemożliwe”. No, może trochę przesadzam.
– Mam nadzieję, że przesadzasz!
– Niemożliwe było, żeby Syriusz ugryzł Severusa. Ale widać było możliwe, że się pojawił jako duch w Hogwarcie.
– Żeby gryźć Severusa?!
– Nawet dla ciebie to był ostatnio całkiem dobry powód, żeby się pojawić w lochach. Aż się dziwię, że ograniczyłaś się do słownej napaści.
– Miał czelność publicznie skrytykować moje metody dydaktyczne! Co mu się nie podoba w transmutowaniu karaluchów w padalce?!
– Minerwo. Nie publicznie, tylko wobec mnie i Tonks. A ty naprawdę nie powinnaś nas była śledzić i podsłuchiwać. Poza tym wcale nie krytykował twoich metod.
– Ach, nie?! Więc jak byś to nazwał?
– Może – żarliwą apologią karaluchów? Jak on to się wyraził? Coś, że trzeba mieć w piersi Dziennik Ustaw Edukacyjnych zamiast serca, żeby zjaszczurczać nieszczęsne stworzenia, pozbawiać czułków drgających w takt mrocznej melodii karaluszych ścieżek, niesłyszalnej dla innych istot, żeby z tych podpoduszkowych strażników snów trumiennych robić beznogie pełzadła ku ludzkiemu zapomnieniu... A potem Tonks dodała, że niektóre nawet skrzydełka mają i że profesor McGonagall do grzechu uczniów namawia, i wtedy chyba spadłaś ze schodów razem z posągiem Ludwika Lubieżnego...
– Lubianego!!!
– A, być może...
– Albusie! Ja – ja protestuję! To nie jest zabawne! Już nawet biedny Syriusz nie ma spokoju w grobie! Musi dopiero on zacząć błądzić po Hogwarcie jako duch, żebyś ukrócił te – te – te bezeceństwa?!
– Znaczy, transmutowanie karaluchów w padalce?
– Bezeceństwa Tonks i Severusa!
- A, te bezeceństwa... Minerwo. Od dwudziestu lat nie widziałem cię takiej ożywionej... Może pójdziesz razem ze mną poszukać tego błędnego psa Baskerville’ów?
- O, zaraz go pójdę poszukać, ale na pewno nie z tobą! Sama go znajdę i razem wybijemy Tonks z głowy łażenie po Hogwarcie i zachowywanie się jak niewyżyta nastolatka! I Severusowi upijanie się w trumnie! I zachowywanie się jak znarkotyzowany wampir!
– Ach, ten kobiecy temperament... Wypadła jak po ogień. Żeby komuś czasem zębów nie wybiła... Cóż, skoro już tu jestem... Chodźcie, karaluszki. Na świecie jest i tak za dużo padalców. Dziadzio Albus zaniesie was do lochów. Karaluchy pod poduchy. A w lochach wujek Severus wsadzi was - do słoika z formaliną?

*************
Lochy

- Eee... Halo? Jest tu... Profesorze!
– Granger. Co robisz w mojej sypialni?
– Myślałam, że to pracownia...
– A otóż nie.
– Pan... Leży w trumnie.
– I stąd wniosek, że to pracownia? Bardzo gryfońskie rozumowanie.
– Proszę?!
- Większość Gryfonów kojarzy pracę bezpośrednio z cmentarzem... Ty za to masz, o ile wiem, skrzywienie w drugą stronę. Czy przynajmniej czerpiesz z tego perwersyjną przyjemność?
– Nie!
– A szkoda, szkoda... Od razu widać, Granger, że brak w twoim życiu odrobiny epikureizmu. Na Hadesa. Gdyby Black mnie usłyszał. Zostałem – zmoralizowany. Nawracam młodzież na epikureizm. No, może taki bardziej ślizgoński. Każę im szukać w życiu przyjemności.
– Ja... Ja właśnie w tej sprawie...
– Tu szukasz przyjemności?
– W sprawie Syriusza!
– Uff. Więc? Bo, jak widzisz, właśnie się upijam. Powoli, ale jednak. Jeszcze jestem względnie moralizujący, tak bardziej ślizgońsko, niebawem zacznę być demoralizujący.
– To prawda, co mówią?
– Nie mam sumienia, nie wiem, czy istnieje życie po drugiej stronie zwierciadła Ain Eingarp, Lucjusz Malfoy całuje jak ryba, a Black był kretynem za życia i nie doznał apotezy.
– I nic pan nie zamierza zrobić?!
– Z czym?
– Z Syriuszem, z Tonks...
– A co mam według ciebie zrobić?! Wypruć z siebie duszę tępym sztyletem i podsunąć mu pod nos do obwąchania, żeby mógł się przekonać, że mam wobec jego kuzynki wyłącznie uczciwe zamiary?! O nie. Dusza tego kundla może latać gdzie popadnie, moja ma siedzieć na miejscu. Zresztą, my, ślizgońscy Śmierciożercy Lorda, nie mamy duszy. O. Nie wiedziałaś, Granger? Dusza szkodzi na potencjał. Złota maksyma Czarnego Pana.
– Potencjał?! Tak to się teraz nazywa?! No to Czarnemu Panu brak duszy właśnie na to zaszkodził!
- ... Granger. Ja mam na ciebie wyraźny wpływ. Nie jestem pewien, czy właściwy. Ale wyraźny.
– I bardzo dobrze. Pójdę, znajdę Syriusza i mu wytłumaczę łopatologicznie, że pan i Tonks nic, a nawet jak coś, to to nie jest jego sprawa. A potem go wyegzorcyzmuję. Zobaczy pan, że mi się uda.
– W to nie wątpię... Ale czemu na Hadesa miałabyś to robić?!
– Żeby mieć perwersyjną przyjemność?

*************
Kuchnia

- Duch! Syriusz Black! Animag! Zły!
- Spokojnie, Zgredku...
– Harry Potter musi zostać ostrzeżony! Zgredek pójdzie ostrzec Harry’ego Pottera.
– ZGREDKU.
– Zgredek przeprasza, sir! Zgredek słucha. Ale Harry Potter, sir...
– Zgredku. To był jego ojciec chrzestny i bardzo go kochał. Zły jest na kogo innego. A ponieważ jest w dodatku duchem, to raczej nie ma możliwości wyrządzić komukolwiek krzywdy. Oczywiście, mógłby wyć i nie dawać mu spać... Albo wyskakiwać znienacka z mebli, przyprawiając go o atak serca... Ale raczej nie sądzę, żeby miał takie plany. Myślę, że Harry jest absolutnie bezpieczny.
– Zgredek będzie uważał, sir! Zgredek nie dopuści do Harry’ego Pottera żadnego wstrętnego ducha! Zgredek ma swoje sposoby! Harry Potter będzie bezpieczny, sir!
- Tak, tak. A tymczasem, czy nie masz czegoś do jedzenia dla karaluchów? Mam tu całą rodzinkę i wyglądają na głodne... Tak im czułki drgają wymownie... Wątpię, żeby u Severusa znalazły się jakieś okruszki.

*************
Lochy

- Mój Seviczek.
– Wciąż jestem trzeźwy.
– Tak, tak. Widzę. Ach, życie jest piękne. Jesteśmy jak nowonarodzone bliźnięta. Ty trzeźwy, a ja niewinna.
– Czy już jest za późno, żebym udusił cię pępowiną? Wyssał z ciebie oddech? Zabił cię i zbudował miasto na twoim grobie?
– Severusie, wstydź się, nowonarodzone bliźnięta nie robią sobie takich rzeczy. Zwłaszcza bliźnięta trzeźwe i niewinne. Czy jesteś gotów, żeby opowiedzieć mi, co cię gnębi? Zrzucić z duszy ciężar?
– Nie mam duszy, Tonks. Nie wiesz o tym? Słudzy Czarnego Pana nie mają duszy.
– No wiem, wiem, wysysa ją z was w porywach czułości. Nio powiedz Tonks cio ci to, ktoś Seva ukrzywdził? Obraził? Posuń się, przytulę, zaraz będzie lepiej...
– Czemu w to nie wierzę?
– Boś Ślizgon.
– No tak... Tonks. Daruj sobie. Upijam się, bo jestem starym posępnym bezdusznym Śmierciożercą i nikt mnie w tym celu nie musiał krzywdzić dodatkowo. Szanowny Pan Dyrektor Dumbledore może sobie twierdzić, że jestem milutki, ale nie jestem. Całowanie mnie w ciemiączko tego nie zmieni. I myślisz, że nie widzę, że zmieniłaś włosy na różowe? Widzę. Ale, dobrze mi tak. Więcej różu. Niech mnie dobija. A Szanowny Pan Dyrektor Dumbledore...
– Sev. List miłosny do niego piszesz? Przeszlibyście na ty.
– Jestem trzeźwy! Nie przejdę z nim na ty! Jestem trze- źwy. Pan Dyrektor Dumbledore. Nie rozmiękłem na duszy, żeby do niego mówić per ty. Nie zostałem rozbrojony. Nie zostałem rozpasany.
– O nie, nie. Zbroja, pas cnoty i reszta osprzętu tkwią na duszy jak Chiński Mur. To wiesz co? Upij się bardziej, a wtedy pogadamy. Czekaj, tylko cmoknę cię w nos.
- ... Całuj w nos swojego kundla! Dajcie mi pępowinę, a uduszę tą gehennę. Nie jestem aż takim złym Śmierciożercą!
– Mój Seviczek. A, podobno Gruby Mnich spotkał Syriusza.
– O.
– No, chodził i pomstował na ciebie, o mojej niewinności szarganej biadolił...
– Szarganie niewinności to moja specjalność... Druga po krojeniu ingrediencji... Na trzecim miejscu jest wypruwanie wnętrzności... I cóż?
– Nicóż. Mnich nie takie rzeczy w życiu i życiu po- życiu widział, tylko Siriego przeżegnał na drogę.
– A on się rozwiał w kłąb siarki i wrócił do piekła?
– Nie, poszedł pomstować gdzie indziej.
– Fatalnie.
– Za to Mnich podobno nas też by chętnie przeżegnał.
– Na drogę?
– Ekhmm... Na nową drogę życia...
- ... ... Puchoni.

*************
Wielka Sala

- I nigdzie go nie spotkałeś, Argusie?
– Jak Panią Norris kocham, że nigdzie. Ze dwa duchy i kilkoro dzieciaków wspominało, że się na niego natknęli w różnych miejscach, ale ja go nie widziałem. Podobno raz psem biega po korytarzach, raz znowu chodzi jako człowiek i profesorowi Snape’owi złorzeczy strasznie. A moja kochana też się rozglądała, ale nic nie wypatrzyła.
– Mrrrrrrr!
– Wstyd, żeby się obce duchy po zamku pętały, wziąć by wezwać z Ministerstwa jakiegoś speca i razem z Irytkiem całe to tałatajstwo jednym zaklęciem wyplenić, mówię panu, panie Dyrektorze, same z nimi kłopoty, a to wszystko na mojej głowie! Nie dalej jak wczoraj musiałem z moją biedną kochaną...
– Oczywiście, Argusie, pomyślę, jakby ci tu ulżyć... I twojej biednej kochanej... Ale gdzie tego Syriusza poniosło? Błędny duch...
– No, ja tam się nie znam, panie dyrektorze, ale jak raz się szedłem rozejrzeć w okolicach Wieży Gryffindoru, kiedy pana spotkałem, swój to zawsze do swego ciągnie, a te gryfońskie dzikusy to skaranie boskie.
– Widzisz, Argusie, ty mi zawsze coś mądrego poradzisz... Może dropsa? A, nie, nie z tej kieszeni, w tej to... Co innego akurat przechowuję. Ćśśś, karaluszki, chyba nie chcecie skończyć w odkażaczu?

*************
Lochy

- Niech go Merlin próchnicą różdżki porazi, tego potępieńca potępionego, tego durnego, skretyniałego upiora, tę psią mordę błędną, już ja mu pokażę, niedopieszczonemu idiocie!
– Tonks. Ja też tęskniłem.
– Nie mów do mnie „Tonks” tym tonem! Mam imię.
– Nymphadora... Bogini leśnych zaciszy... Tańcząca w koronie słonecznych promieni, prześwitujących przez tajemnicze girlandy bluszczu... Nymphadora... Pójdź w me ramiona, kapłanko radości życia...
– Widzę, że już jesteś pijany. I dobrze. Szykuj te ramiona.
- ... ... Że spotkałaś Blacka, to się domyślam. Ale co ci nagadał, to nie wiem.
– Co?! Jak to co?! Ten zidiociały nieboszczyk w stanie gazowym śmie twierdzić, że ja jestem biednym, niewinnym dziewczęciem, naiwnym, niedoświadczonym i prostodusznym, i że stanowię łatwy łup dla twoich śmierciożerczych łap, w związku z czym należy mnie ochronić, zanim mnie nie sprofanujesz.
– Uuuwielbiam cię profanować. Widzisz, tak długo ludziom wmawiałaś swoją niewinność, aż uwierzyli.
– Ten pies mu mordę lizał uważa mnie za niewiniątko, co nigdy w życiu nie miało jednej perwersyjnej myśli! On myśli, że ty jesteś jakimś śmierciożerczym zwodzicielem dziewic, czcikradcą i czym tam jeszcze, a że ja taka ślepa, niewinna i bez inicjatywy! A wiesz, co jest najgorsze?
– Chyba się domyślam.
– Najgorsze jest, że ten kretyn ma rację!
– A – tego bym się nie domyślił...
– Inicjatywy wykazuję zero! Grzesznych, perwersyjnych i zbereźnych inklinacji wykazuję zero! I jakoś nie widzę, żebyś mi cześć skradł! Wnioski: bez inicjatywy, niewinna i ślepa! Koniec tego dobrego!
– Czy ja twierdziłem, że to było dobre?
– Wstawaj! Ale już! Idziemy do ogrodu storczykowego!
- A czemu tam?
– Bo, psiakrętka, lubię ogród storczykowy!
– A. I tam ci mam cześć skraść?
– A czy ja ci każę? Schowamy się w zaroślach, a Syriusz niech się dławi zgadując, co tam robimy. Możemy sobie w ramach wolnego czasu czytać komiksy o Martinie Miggsie.
– W ramach wolnego czasu.
– Jeśli, oczywiście, uda nam się jakiś wygospodarować, kiedy JA już skończę z kradzeniem TWOJEJ czci...

************
Okolice Wieży Gryffindoru

- Witaj, droga Hermiono. Nie widziałaś przypadkiem...
– Och, panie Dyrektorze, widziałam!
– Sądząc po twoim zdenerwowaniu, nie obyło się bez awantury. I pewnie znowu przyjdzie mi szukać ducha w polu.
– A, nie, bynajmniej. Może pan się już nim nie przejmować. To, proszę sobie wyobrazić, w ogóle nie był Syriusz!
– Co ty powiesz?
– Och, panie Dyrektorze, miałam ochotę ich udusić obydwóch, kiedy to usłyszałam. Bo wie pan, profesor Snape wyrzucił dziś Harry’ego z zajęć, zresztą nie całkiem bez powodu, muszę przyznać. I obaj z Ronem wymyślili taki dowcip. Dostali zaklęcie od Freda i George’a, wywołali coś w rodzaju cienia przypominającego Syriusza, żeby go nasłać na profesora. To coś miało zniknąć po paru godzinach, właśnie się rozwiało, na moich oczach! Muszę zaraz biec do profesora Snape’a, żeby mu powiedzieć, że się nie musi przejmować, bo tak się biedak gryzł tym Syriuszem... To znaczy, on nic nie mówił o tym, ale ja wiedziałam, a już jak zaczął mówić o duszy...
– No, rzeczywiście, to nieomylny znak...
– Zaraz go muszę znaleźć, mapa mówi, że jest w ogrodzie, więc...
– Tak sobie myślę, że może najpierw poszłabyś ze mną do gabinetu i pomogłabyś mi nakarmić karaluchy?
- Karaluchy?! Ale profesor Snape...
– Coś mi mówi, że w swoich rozmyślaniach przerzucił się już z duszy na ciało, a ja naprawdę potrzebuję pomocy z tymi karaluchami. Fascynujące stworzenia... Myślałaś kiedyś, żeby wyhodować sobie czułki?

KONIEC.

[ 10237 komentarze ]


 
Rozmowy Trumienne II - O radosci życia
Dodała Arien Halfelven Niedziela, 04 Marca, 2007, 00:31

ROZMOWY TRUMIENNE II: O RADOŚCI ŻYCIA

Tu jest zakończenie tragiczne. I raczej się nie zmieni.
Opowiadanie mocno... Perwersyjne.

*************
Gabinet Dyrektora Hogwartu

– I wtedy nas pogryzł.
– CO?!
– Słowo Śmierciożercy.
– Słowo Aurorki.
– Wściekł się, wilkołak porąbany, i pogryzł nas.
- A nic takiego nie robiliśmy przecież! Przecież my nawet się nie lubimy, prawda, Sever?
– Ja ciebie nawet nie toleruję, Tonks. Jak mógłbym tolerować kobietę, która dobrowolnie nosi różowe włosy?! Chodzę z tobą czasem na piwo, żeby się samoudręczać. A może nawet samookaleczać psychicznie. Jestem draniem i zasłużyłem na gehennę. Jesteś moją gehenną.
– Widzi pan, Dyrektorze, ja niewinna, a Sev się samo -o -o- - no, samootentegowywał moimi różowymi włosami. W całkiem przyzwoitej knajpce na Nokturnie. I piliśmy tylko piwo. I może jeszcze coś, ale niedużo.
– I tym niedużym się tak upiliście?
– Niee...
– Wypiliśmy u mnie w gabinecie szklaneczkę dla kurażu.
– Czyżbyś, Severusie, poczęstował Tonks swoją cenną skarabeuszówką?
- Jak się umartwiać, to na całego...
– Masz go. Ja przynajmniej mam szczytne cele. Pragnę wnieść w twoje nietoperze życie odrobinę światła! Ludzkiego ciepła! Śmiechu i kolorów! Jumpa-pa! I akurat Remmy powinien to zrozumieć!!
– No, to już za późno... Po tym, jak przegalopował przez Nokturn i wpadł do knajpy z pianą na...
– TWARZY.
– Niech ci będzie, że twarzy. I po tym, jak się na nas rzucił z tymi wilkołaczymi kłami, to już grubo za późno na zrozumienie. Cud, że zdołaliśmy go obezwładnić. Dobrze, że na Nokturnie niełatwo posiać panikę.
– Ano... Biedny Remmy, nigdy go takim nie widziałam, szalał jak dzika bestia... Chlip.
– Może dlatego, że jest dziką bestią. Tonks, jesteś moją gehenną, spędzanie z tobą czasu to godne nękanie duszy łaknącej kary za grzechy młodości, a twój zazdrosny wilczek jest stosownym dodatkiem do całości. Czuję się dziś tak samoicudzoudręczony, że chyba znów położę się do trumny.
– A niedoczekanie twoje! Jeszcze wniosę w twoje życie promienną radość. Dyrektorze, zabieram Seva. Nawrócę go zaraz na epikureizm. Zamknęliśmy Remmy’ego gdzieś po drodze... Biedaczek. Ale my naprawdę nie robiliśmy nic złego. Ja zbyt niewinna, a Sev zbyt paranoidalny. I wcale się nie lubimy.

*************
Sala wejściowa Hogwartu

- Profesor Snape, taka jedna pani z włosami koloru poziomek i - ekhemm – kogoś podobno prowadzili. Musieli tędy przechodzić. Jakieś – no, powiedzmy, trzy kwadranse temu. Na pewno ich nie widziałeś?
– Nie, panie Dyrektorze, a tkwię tu od trzech godzin. Profesor McGonagall wlepiła dziś połowie grupy szlabany. Mnie się i tak udało, że dostałem tylko zbroję do polerowania. Widać mój karaluch wystarczająco przypominał padalca.
– A cóż to droga Minerwa taka ostra dzisiaj?
– Ja nie wiem, panie Dyrektorze, odbierała tylko punkty, dawała szlabany i mamrotała pod nosem, że ktoś tam się znowu szlaja po Nokturnie z różowowłosą smarkulą, a ona się musi sama męczyć nad harmonogramem.
– Zazdrość straszna rzecz... Cieszcie się, że was nie pogryzła.
– Profesor McGonagall?! Ale... Co to pan mówił o włosach koloru poziomek?
– Ekhmmm... Obliviate...

*************
Lochy

- Bo widzisz, ty się nie umiesz cieszyć życiem.
– Bo życie jest do rzyci.
- ...
– Co?
– Sev. Z tobą źle. Ty się wyrażasz.
– Widzisz, do czego mnie doprowadziłaś, Dalilo? Przez ciebie się upodliłem. Poobgryzał mnie parszywy wilkołak. Obślinił mnie. A teraz się wyrażam ordynarnie przy bądź co bądź kobiecie. Wątpliwej, ale jednak. Eeeeej!
– Dam ja ci wątpliwą! Już ja ci pokażę! Teraz to cię nawet twoja rura aluminiowa nie uratuje! Już ja cię tak znokautuję moją kobiecością, że wzlecisz na łono Merlina! Aaauć!
– Aeeej! Nie demoluj mi gabinetu! Moje ustawione w porządku alfabetycznym i według wielkości woluminy! Moje ustawione według odcieni czarnych okładek skrypty z Eliksirów Zmiennoskładowych! Zwaliłaś półkę!
– Ała! Moja obolała głowa na którą zleciały twoje głupawe książki! I ty! Potknęłam się o ten cholerny kuferek! I patrz jak my teraz wyglądamy!
– Ja nie chcę tego oglądać. Są granice samoudręczenia. Półka zwalona, książki walają się gdzie je los rzucił, mnie los rzucił na twoje łono zamiast na Merlina, i ja mam cieszyć się życiem? Przez ciebie, Pandoro, zostałem człowiekiem upadłym.
– Pandoro?! Pandoro?! Żadnych puszek ci nie deflorowałam.
– Ale biurko się otwarło.
– A co tam masz?
– Więcej skarabeuszówki.
– A, dawaj.
– A, co mi tam.

*************
Gabinet wicedyrektora Hogwartu

- I wtedy, wyobraź sobie Minerwo, wpadł tam Remus Lupin i zrobił im scenę zazdrości.
- ... ... Żartujesz, Albusie.
– Właściwie, to spore niedomówienie... powiem raz jeszcze: i wtedy wpadł tam spieniony wilkołak i pogryzł oboje.
– CO?!
- Tak się kończy szaleńcza zazdrość... Zwłaszcza bezpodstawna...
– Bezpodstawna?! Bezpodstawna?! A cóż ty możesz o tym wiedzieć, Albusie?! Cóż możesz wiedzieć, co przeżywał biedny Remus?!
- Aaa... Co przeżywał?
– MĘKI!!
– Ja nadal nie rozumiem. Co ma picie piwa przez Severusa i Tonks do mąk Remusa?
– Picie piwa! Albusie, nigdy nie pojmę, jak przy swoim ogromnym doświadczeniu możesz być wciąż tak naiwny.
– No, sami się przyznali, że była i Ognista...
– Albusie! Ty sobie kpisz, a to wcale nie jest zabawne.
– Remus wpadający do piwiarni i rzucający się na nich z zębami też nie był zabawny, Minerwo. Oni są na razie dość wstawieni, żeby się tym nie przejmować. Ale zaczną.
– No, cóż, ja uważam, że może co poniektórym to wyjdzie na zdrowie!
- Minerwo.
- ...
– Jak sobie chcesz. Nie będę więcej obliwiatował zbyt wiele kojarzących światków powrotów Severusa z „różowowłosą smarkulą”...
– Aaa... Albusie... Co ty mi sugerujesz?!
– Nic, zupełnie... Ten gryzie, ta rozstawia uczniów po kątach, a Severus i Tonks chodzą sobie tylko... Znaczy, bywają sobie tylko czasem na piwie i wymianach poglądów.
– Ja mu nie bronię chodzić na piwo! Chodziło mi tylko o harmonogram! I w ogóle, Albusie, mógłbyś coś zrobić, to jest naprawdę nie w porządku.
– Minerwo... Tak w ogóle, to przyszedłem, żeby zapytać, czy nie wiesz, gdzie mogli zamknąć Remusa, kiedy przyszli. Bo nie pamiętają.
– Jak znam Severusa, to w jakimś lochu.
– I dlatego Severus chodzi na piwo z Tonks, a nie z tobą. We własnym, cennym lochu by zamykał – a fe – wilkołaka?!

*************
Lochy

- No wiem. Jesteś Śmierciożercą. Belfrem w dodatku. Mieszkasz w lochach. Nie masz chomika. A twoje włosy zawsze wyglądają, jakby ci ten twój osławiony ślizgoński spryt nie mógł się pomieścić i wyciekał z głowy na zewnątrz olejem. Ale to jeszcze nie powód, żeby nie cieszyć się życiem!! Chodź no tu.
– Tonks. Jesteś jak włosiennica na moje nagie ciało. Jak rózga i bicz...
– Jeszcze pewnie jak pejcz?
– Milcz, puchu marny, jak bicz biczownika powiadam. Leżę w trumnie z butelką ognistej, a ty mi każesz wstać. Samoudręczenie w szczytowej formie. Zdobywam z tobą szczyty samoudręczenia. Ale czy naprawdę muszę do tego wstawać?
– Wbrew pozorom do zdobywania szczytów wcale nie trzeba wstawać. Nie wierz propagandzie Mugoli. Zawsze wolałam leżankową aportację... A chciałam tylko powąchać twoje włosy. Mogę sama wstać... O. I widzisz. Wcale nie czuć ich olejem. To czemu ty się martwisz?!
– A czemu mam się cieszyć?
– Bo życie jest pięęeękne! Sever! Rozejrzyj się!
– Lochy. Tu są lochy.
– Jeśli nie lubisz lochów, to czemu w nich mieszkasz?!
– Ja lubię lochy. Ale ja jestem posępnym, paranoidalnym Śmierciożercą. Lochy to moja ojczyzna duchowa.
– Sever. Ty się musisz przestawić na epikureizm. Natychmiast. A może nawet na hedonizm.
– Hedonizm. Coś dla mnie.
– No, właśnie to powtarzam.
– Zwłaszcza Hegezjasz... *
– Sever. Weź się napij jeszcze. I nie pleć bzdur.
– Tonks. Dlaczego? Stoję u progu śmierci! I za co to? Leżę w trumnie, a krew z rany szarpanej plami mi odzienie, lada moment z ostatnią kroplą dusza wycieknie do Hadesu, aby zwinąć się u stóp Slytherina, który swoim dzieciom przygotował tam ciepłe gniazdko. A ty co? Ty mi o radości życia!
– Myślałam, że mam być twoją gehenną... Jak ja żyłam bez tych twoich słowotoków?! Z kim ja się upijałam?! Nawet nie pamiętam ich imion. Na pewno nie mieli trumien. Śpisz w niej na co dzień?

*************
Okolice Wieży Gryffindoru

- Nie, nie. Chciałem tylko zapytać, droga Hermiono, czy nie widziałaś, jakąś godzinę temu, profesora Snape’a i Tonks wracających na zamek.
– Nie... A szukali mnie?
– O, szczerze w to wątpię... Chociaż ostatnim razem Severus był pod wielkim wrażeniem twojego fachowego wsparcia.
– Eee... Tak powiedział?
– Niebezpośrednio. Ale wyrzucił swoje łoże madejowe i śpi w tej trumnie.
- ...
– Z tą rurą.
– Pan żartuje.
– Szczerze mówiąc, tak... Nie zaglądam mu do sypialni. A wracając do sprawy – Tonks i Severus przyprowadzili do Hogwartu Remusa Lupina i gdzieś go po drodze zgubili; nic ci nie przychodzi do głowy?
– Jak to – zgubili?
– No cóż – zamknęli go gdzieś.
– Ale... Dlaczego?!
– Bo... był w stanie niesprzyjającym kontaktom z ludźmi.
– Aaa... aha. Ale...
– Uwierz na słowo.
– A dlaczego oni panu nie powiedzą gdzie go zamknęli?!
– Bo są w stanie niesprzyjającym pamiętaniu takich szczegółów...
– A... Aha. Cóż. To moment. Harry sprawdzi na mapie.

*************
Lochy

- Seeever...
– Mowy nie ma.
– Sssevciu...
– Absolutnie wykluczone.
– Seviczku...
– Za nic w świecie.
– Prroszę.... Sev... Sevuniu... Tylko ten jeden raz...
– Co ci do głowy strzeliło?! Dopiero chciałaś mnie nawracać na epikureizm, radością życia wypełniać, fundować psychiczną lewatywę, farbować mi włosy na różowo, a teraz się chcesz kłaść w mojej trumnie?! W mojej paranoidalnej wampirzej trumnie?! W mojej śmierciożerczej paranoidalnej wampirzej trumnie?! W mojej...
– Ale to tylko ten jeden raz! Rozszyfrowałam cię. Ty musisz z tego czerpać perwersyjną przyjemność. Też chcę mieć perwersyjną przyjemność!
– Podobno jesteś niewinna.
– Jak kwiat jaśminu.
– Z kamasutry.
– Zboczeniec. Jestem niewinna!
– To czemu się chcesz kłaść do mojej trumny? Coś ty dziś taka dekadencka, Tonks? To nie w twoim stylu. I popraw włosy, bo ci róż ciemnieje. Co z ciebie będzie za gehenna bez różowych włosów.
– Jak upadać, to upadać. Wyszłam parę razy na piwo z byle Śmierciożercą o totalnie zszarganej reputacji, a taki Remmy już dostaje szału zazdrości i podejrzewa mnie o Merlin wie jakie orgie. A tymczasem do niczego nie doszło! Niech więc mam chociaż jakąś perwersyjną przyjemność.
– Twój wilkołak cię pogryzł, nie miałaś perwersyjnej przyjemności?
– Severusie Snape, Remus cię pogryzł, nie miałeś perwersyjnej przyjemności? Eeeech. I w ogóle, co on sobie myślał?! Już ja mu powiem, co o tym myślę. A na razie, żądam, żebyś mi zapewnił perwersyjną przyjemność.
– Nie zamierzam się stąd ruszać.
– Obrażam się. Mógłbyś chociaż.... E? Tego.... Mogę? Naprawdę?! O rrrrany... Mrrrrau...

*************
Klasa historii magii

- Cóż, tu przynajmniej nikt nie zagląda, kiedy nie musi...
- ...
– Uspokoiłeś się już, mój drogi?
– Można tak powiedzieć...
– Co też ci przyszło do głowy, urządzać takie sceny zazdrości?!
– Pan nie zrozumie, Dyrektorze...
– Wszyscy mi to powtarzają... A gdyby tak ktoś mnie wypróbował?
– Ja... Po prostu nie mogłem już wytrzymać.
– Czego?
– Tej sytuacji. Patrzenia na to. Ze wszystkich ludzi – właśnie on?! Merlinie, zawsze mi się zdawało, że znam Tonks tak dobrze, że znam każdą jej myśl, jej potrzeby i pragnienia, i nagle ona zaczyna chodzić na randki z Severusem! Dyrektorze – ja... Ja wiele potrafię znieść. Pan wie. Ufam Severusowi i wiem, że nigdy by nie wykorzystał sytuacji. A Tonks... ja wiem, jest dorosła, jest Aurorką, działa w Zakonie, tyle już widziała, ale przy tym wszystkim wciąż jest taka – niewinna... Jakby nigdy w życiu nie miała jednej perwersyjnej myśli. Ja naprawdę nie rozumiem, czemu ona szuka jego towarzystwa. Może właśnie dlatego, że jest taki różny ode mnie... I może dlatego tam dzisiaj poszedłem...
- Żeby pokazać, że potrafisz być taki, jak Severus?
- Coś w tym sensie...
– Widzę, że nie tylko Minerwa nie najlepiej zna Severusa... Widzisz, dzikie porywy w miejscach publicznych – i na trzeźwo – raczej nie są w jego stylu. Nie mówiąc o gryzieniu. Nie, Severus zdecydowanie oszczędza swoje zęby jadowe na osoby niezaprzyjaźnione.
– Proszę mnie nie dobijać... Ona się do mnie nigdy nie odezwie.
– Jak to było, hmm?
– Cóż... Wpadłem tam, wykrzykiwałem coś, różne idiotyzmy... Merlinie przebacz... Snape tylko patrzył w sufit z tym swoim uśmieszkiem, a ona zrobiła taką oburzoną minę... Wstała i odstawiła kufel na stolik... Taka była śliczna, z tą różową grzyweczką... Chciałem, musiałem ją pocałować. Merlinie, w końcu jestem mężczyzną!
– Nie powątpiewam przecież!
– Ale ja zaczynam, bo coś mi nie wyszło i w sumie tylko ją pogryzłem... A ona...
– Hmm?
– Uderzyła mnie.
– Nie ciebie pierwszego spoliczkowała dama, Remusie.
– Spoliczkowała?! Ona mnie w czubek głowy pacnęła!! Ja... jak... jak starszego brata!
- Uuuuj...
– A wtedy wstał Snape, złapał mnie za kark i zaczął wywlekać na zewnątrz.
– Uuuuj jeszcze bardziej.
– I jakoś... nie mogłem się wyrwać.
– I?
– I jego też ugryzłem. I... I trochę się... wściekłem. Chyba musieli mnie obezwładnić zaklęciami.
– Cóż... Teraz czujesz się lepiej?
– Tak, oczywiście... Jestem zupełnie spokojny. Ataki szału w miejscach publicznych to również nie moja specjalność. Nie zdziwię się, jeśli Tonks nigdy więcej na mnie nie spojrzy...
– Możemy zapytać... Upijają się w lochach z Severusem. Jeśli obiecasz nie zatruwać atmosfery fermentami...
– Ja... Postaram się. Na Merlina. Też się czasem lubię upić. Nie może ze mną?!
– Kim jesteś po pijanemu?
– Jak to? Sobą...
– Severus, o ile pamiętam, ostatnio był „Weź te ręce, Nymphadoro, od piersi włochatej Diomedesa syna Tydeusa, albowiem zaraz wsiądę na rydwan i pójdę od ciebie precz, co cię obchodzi, ile mój płaszcz ma guzików”. Ale cóż...
– Czy oni się bez przerwy upijają?!
– Do tej pory tylko kilka razy. Chodź już i ciesz się, Remusie, że to twoje gryzienie nie będzie, hmm, brzemienne w skutki.
– Mnie pan to mówi...

*************
Lochy

- Severusie? Tonks? No cóż, wejdźmy, Remusie, chociaż na moment.
– Co oni mogą...
– A.
- ...
– Spokojnie, Remusie. Spokojnie.
- ...
– Pamiętaj, że on jest godzien zaufania i nigdy by nie wykorzystał sytuacji, a ona jest niewinna i nigdy w życiu nie miała jednej perwersyjnej myśli.
- ... ... W trumnie?!
– Aa, to dłuższa historia. I niestety nie jestem upoważniony, żeby ci ją opowiadać... Spójrz tylko na nich. Śpią sobie jak dwa... eee... wampirki. Jak wampirze bliźnięta.
– Bliźnięta... Niech pan mnie nie pociesza. Co ona ze sobą zrobiła? Dziwacznie wygląda.
– I dlatego chodzi na piwo z Severusem, a nie z tobą. Ona TAK wygląda. Widać uznała, że róż nie pasuje do trumny.
– A ona sama pasuje?!
– Zdziwiłbyś się, ile rzeczy pasuje do trumny... I Ile trumna może dać – radości życia...

KONIEC



* „Lecz dopiero Hegezjasz wyprowadził ostateczne konsekwencje z nauki o rozkoszy. Przyjemność jest celem życia, lecz nie zależy od nas. W rzeczywistości ból narzuca się nam w tysiącznych formach: wobec tego najlepszą rzeczą jest umrzeć. Hegezjasz, który żył w Aleksandrii za Ptolomeuszów, przezwany został rzecznikiem śmierci.”

[ 771 komentarze ]


 
ROZMOWY TRUMIENNE - Arien Halfelven
Dodała Arien Halfelven Poniedziałek, 26 Lutego, 2007, 21:55

Wiele osób ma co do tego jeszcze wątpliwości, zaznaczam więc czarno na białym: NIE JESTEM SEVI. Nigdy nie byłam Sevi i nie publikowałam swoich tekstów w internecie pod żadnym innym nickiem oprócz własnego. W sprawie Sevi wynikła dość niemiła sprawa z plagiatem, ale już została załatwiona. O szczegóły można się zwracać do Adminów.
Ja tu tylko piszę fanfiki :)
Dziękuję za komentarze i miłe przyjęcie.

ROZMOWY TRUMIENNE

Dedykowane osobom, które kiedy trzeba wklejały trumnę tam gdzie trzeba. Komentowały, wspierały, dawały znak życia.


*************
Gabinet Dyrektora Szkoły Magii I Czarnoksięstwa Hogwart

- I wtedy mnie ugryzła.
– Co?!
– Albusie, nie desperuj. Jakby ciebie nigdy wampirzyca nie ugryzła.
– Bo nie ugryzła! A ty się zachowujesz, jakby ciebie setkami gryzły.
– Może nie setkami, ale jednak.
– Wcześniej jakoś nie przychodziłeś z tym do mnie!
– Wcześniej bywałem... zabezpieczony przed skutkami.
– A dziś nie byłeś?
– Siedząc w swoim gabinecie i krojąc krogulcze jelita, nie myśli się za bardzo o takich sprawach... Wierz mi, nawet przy stałej czujności Szalonookiego, twojej nieodgadnionej taktyce dropsowej i „Nagini bierz go” Lorda, krogulcze jelita wygrywają o łeb.
– Severusie...
– Tak?
– Krew ci kapie...
– No tak, plamię twój cenny dywan, odziedziczony zapewne po czworgu Założycielach. A jak nie po nich, to po innym zamierzchłym a sławetnym Dyrektorze, który na pewno, ale to na pewno był Gryfonem. Nakapię jeszcze z tej strony, żeby było symetrycznie.
– Piłeś.
– Co ty nie powiesz.
– Masz takie urocze słowotoki po pijanemu.
– A ty masz wkurzający gryfoński dywan i wampira na stanowisku Mistrza Eliksirów. Wiesz co? Najlepiej zapakuj mnie w dywan i odeślij do Lorda. Ucieszy się. Może nawet mnie uściska na powitanie. Tak dawno nic mnie nie bolało, a tu bym miał naraz pokąsaną szyję i post-cruciatusy. Wyślij mnie w dywanie, jak Kleopatrę. Opiekun Domu Węża w roli Królowej Nilu. Voila’!
– Severusie, poradzimy sobie.
– JA sobie poradzę. Sam sobie poradzę. My, wampiry, chodzimy własnymi ścieżkami. Niech szlag trafi tę sukę, tak, jakbym nie miał dosyć kłopotów, musiała mnie ugryźć. Ale ja sobie poradzę. To przecież umiem najlepiej. Już taki jestem. Zimny drań. Zosia Samosia.
– Bo ci będę wypominać te kobiece role... Skąd się wzięła wampirzyca w Hogwarcie, na Merlina, szalejąca po Twoich lochach?
– A zapytaj ją. Zamknąłem tę zębatą zdzirę w lochu i przykułem srebrnym łańcuchem. Znajdź mi tylko jakąś trumnę, zanim pójdziesz. Niech spocznę w spokoju.
– Trumnę?!
– Albusie... Pogódź się z faktem, że za niedługi czas będę snuł się po zamku i łaknął świeżej krwi, a nie tylko zmiecenia Gryfonów z powierzchni ziemi, posłania Lorda do diabła i odwołania Bożego Narodzenia. A w przerwach będę sypiał w trumnie. Zamierzam zacząć od razu. Jeśli nie zacznę od razu, nie zacznę nigdy.
– Aaa... Dlaczego?
– Bo rozpadnę się w proch i pył.
– W takim razie lepiej znajdę ci trumnę... Ale czy nie desperujesz zanadto?
– Nie zrozumiesz tego, Albusie, nie jesteś wampirem... Nie zrozumiesz tej desperackiej potrzeby złożenia skołatanej głowy w cienistym schronieniu trumiennej świątyni. Nie zrozumiesz, jaką jest podporą dla duszy pogrążonej w widmach wyimaginowanych klęsk. Nie pojmiesz, jakie lęki nękają wampira, kiedy wystawia arcydzieło swego ciała, rzeźbionego dłutem ideału wiecznej młodości, na świat, gdzie w każdej chwili druzgocące bicze złowrogiego słońca mogą rozedrzeć na nim skórę jak zimna obojętność rozdziera kartki papieru pisanego w twórczej męczarni dzieła – więc nie pojmiesz też, jakim jest błogosławieństwem trumna, która jest od nich ucieczką, schronieniem i łożem atłasowym. Mogłeś mi zostawić hasło do barku zanim wyszedłeś, Albusie. A, co tam. Alohomora.

*************
Gabinet wicedyrektora

– Nie wiesz przypadkiem, czy nie znalazłaby się w Hogwarcie trumna, Minerwo?
– Trumna?!
– Tak, bo, widzisz, mam taki mały kłopot z Severusem...
– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że potrzebujesz go dyskretnie pochować na modłę mugolską w Zakazanym Lesie?!
– Ależ broń Merlinie... Jest jak najbardziej żywy. Natomiast, o ile udało mi się dowiedzieć z tych potoków wymowy, które na mnie spłynęły, ugryzł go wampir płci przeciwnej, w związku z czym Severus żąda trumny.
– Co?! Albusie, to nie jest zabawne! Trzeba natychmiast...
– Uspokój się, Minerwo. Nie desperuj aż tak. Mamy... różne doświadczenia jeśli chodzi o naszą kadrę nauczycielską. A Severus ma różne doświadczenia, jeśli chodzi o wszelkie pechowe przypadłości, więc jak tylko wytrzeźwieje, na pewno coś przedsięweźmie.
– Wytrzeźwieje?!
– Trzeba go było widzieć, kiedy przyszedł do mojego gabinetu... O ile wiem, był dziś u Malfoyów, a zaraz po powrocie zabrał się za krojenie krogulczych jelit – jego ulubiony „znieczulacz myśli” – więc, powiedzmy, strój półgalowy: biała koszula z falbankami, czarne spodnie, wysokie, wypolerowane buty i czarna peleryna podbita na czerwono. A przy tym pokąsany tak, jakby go zaatakowała co najmniej mantykora, więc rzeczoną koszulę krew plamiła u szyi. W ręce zaś, odrzuconej sztywno do tyłu, nasz bohater trzymał butelkę Ognistej, na wpół pełną.
– Albusie, zrozumiałam tylko tyle, że Severus chodzi po Hogwarcie pijany i pokrwawiony. Trzeba zawołać Poppy i posłać ją zaraz do...
– Minerwo... Jak by ci to powiedzieć... Nieważne. Chodzi mi raczej o to, żeby Severus NIE chodził po Hogwarcie w TAKIM stroju i to upity w namiętnego Śmierciożercę. A w tym celu muszę dlań zdobyć trumnę. Wiesz o jakiejś?
– W szkole?! Żartujesz chyba, Albusie.
– Zdziwiłabyś się, Minerwo... No cóż, dziękuję.

*************
Okolice schowka na miotły

- Trumna, Argusie.
– Panie Dyrektorze, sto pięćdziesiąt lat to żaden wiek!
– Och, nie dla mnie, w żadnym wypadku. To, eee, no, po prostu bądź tak dobry i powiedz mi, czy nie mamy przypadkiem jakiejś trumny.
– My o żadnej nie wiemy.
– Mrrrrrr.
– Właśnie. Jest tyle kłopotu z tymi bezczelnymi bachorami, które wszędzie włażą i zadeptują świeżo wycierane korytarze, a w zamku nie brakuje złomu do polerowania. Usadziłem kilku trzecioroczniaków do czyszczenia mosiądzu, zachciało im się huśtać na kandelabrach jak jakimś chochlikom! Czy nie mógłby pan rozważyć zaostrzenia kar?! To, co przychodzi do głowy tym diablętom...
– Argusie, to temat na następny raz, tymczasem zaś jesteś pewien, że nie mamy żadnej trumny?
– A skąd.
– Mrrrr.
– Dziękuję...

*************
U pyska chimery, tuż pod gabinetem Dyrektora

– Cukrowe cu...
– Harry!
– O, dzień dobry, panie Dyrektorze.
– Chciałeś ze mną rozmawiać?
– Tak, jeśli można...
– To wiesz co... Poczekaj może tu na mnie przez momencik, tylko wezmę coś z gabinetu, a potem przejdziemy się trochę i porozmawiamy.
– Aaa... nie moglibyśmy porozmawiać w środku, jak zawsze?
– NIE.

*************
Gabinet Dyrektora

– Nie byłoby Ci wygodniej na fotelu, Severusie?
– Jestem wężem, jestem mistrzem czołgania się. A właściwie mistrzem pełzania. Taaa... Pełzać przed Panem i błagać o życie... Na dywanie będę miał bliżej do ziemi, kiedy zacznę się rozpadać.
– Znajdę ci trumnę. Właśnie mi przyszło do głowy, że logicznie by było zacząć szukanie od podziemi. Nie natknąłeś się tam kiedyś na jakąś?
– Chciałbym... Już bym się w niej zainstalował. Przykro mi, Albusie, ale w tej sprawie będę marudny. Będę pełzał, jeśli trzeba, ale znajdź mi trumnę.
– Severusie, widzę, że dobrałeś się do mojego barku i zacząłeś od niewłaściwej butelki. Nie wiem, co przez ciebie przemówiło, ale nie był to Severus Snape jakiego znam.
– Potrzeba, Albusie. Nie zrozumiesz...Tej wampirzej rozpaczy, osamotnienia, obnażenia, gdy jego członki tęsknią już tak dotkliwie do mrocznych objęć trumny, a tymczasem tkwi, omijany przez władnych go wesprzeć - jak w bezlitosnej szklanej klatce, w którą może dowolnie trafić dobijające światło. Zapaść w ciemność trumny aż po następną noc... Będę pełzał jeśli każesz, poczekaj tylko, wypiję więcej, niezła ta przepalanka.

*************
Pysk Chimery. Wejście do Gabinetu. Gabinet Dyrektora.

– Cukrowe cukierki... Eee... Jest tu kto? Panie Dyrektorze? Harry? Chciałam tylko przekazać od profesor McGonagall... O mój Boże!!
- Na lekcjach ciężko wam wykrztusić „profesorze”, a teraz z taką rewerencją... Za to poziom elokwencji wyraźnie obniżony. Niedobrze, panno Wiem – I – Chętnie – Powiem. Nie dawaj się tak łatwo zaskoczyć. Widywałem w tym gabinecie dziwniejsze rzeczy, niż pijany Mistrz Eliksirów w idiotycznej pelerynie, pogryziony przez wampira.
– O mój Boże!
– Może twój, Granger, ja nie wierzę w Boga. Wyrosłem z niego szybciej niż z nadmuchiwanych pufków.
– To... Eee... Szybko.
– Nigdy nie miałem nadmuchiwanych pufków.
– A... Aha. A... Wampir?
– Wampir. Znasz takie słowo chyba, o gryfońska krynico elokwencji.
– Niech pan sobie wyobrazi, że znam! A pan się upił z rozpaczy, że nie będzie sobie mógł więcej spojrzeć w lustrze w oczy?!
– Upiłem się z radości, że nie będę więcej musiał.
- ... I... Co takiego widywał pan w tym gabinecie?
– O hoho... Albus ma taki beret z antenką... Ale wciąż nie jestem dość pijany, żeby opowiadać takie rzeczy uczennicom. Usiądź i poczekaj, to się doprawię. Mam tu niezłą siwuchę...
– Niee, ja... Zaraz muszę iść... Dlaczego pan tak leży?!
– Bo nie mam trumny!
– Co?!
– Nie mam trumny! Nie mam lubego schronienia! Nie mam gdzie złożyć się do snu, gdy bezmyślny dzień pobudza śmiertelne istoty do ich nic nieznaczących działań! Rozpadnę się bez niej w strzępy nieistnienia!
- Eee?
– Granger – nie załamuj mnie. Czy ja się wyrażam niejasno?
– Czy ja muszę odpowiadać na to pytanie?
– Granger... nieważne. Byłem na spotkaniu najbliższych współpracowników Czarnego Pana u Lucjusza Malfoya. Przeżyłem. Lucjusz poprosił, żebym został pół godzinki. Przeżyłem. Za to Draconowi się oberwie. Jakże mi przykro. Kroiłem krogulcze jelita. Przeżyłem. Wampirzyca... Złapałem francę.
– Eee?!
– No dobrze, ta franca mnie złapała najpierw, ale ja ją za to zamknąłem w lochu. Pogryzła mnie – przeżyłem. Nie przeżyję tylko bez trumny, ale to inna sprawa. Przeżyję więc też twoje dukanie. Weź pod uwagę, że niedługo przetransformuję się w wampira i będę się snuć po zamku naprawdę zły.
– O hoho, to dopiero pan się zrobi zły?!
– GRANGER, TY MNIE JESZCZE NIE WIDZIAŁAŚ ZŁEGO!!
– ...
– Masz ci ją, poszła... I co ja takiego powiedziałem?

*************
Lochy.

- Ho, ho, ho...
– GRRRRRRRRRRR! Z takim tekstem, to nie o tej porze roku.
– I tak nie mam prezentów.
– Chcę tylko jednego: Jego głowy na tacy!
– A to Herodiada z ciebie, nie podejrzewałbym!
- Powiesił mnie w lochu na ścianie, furiat jeden, paranoik paranoidalny!
– Pogryzłaś go, bądź co bądź... Było się na głodzie?
– A pan co by zrobił?! Chciałam tylko zażartować, postraszyć go, złapałam go z tyłu za szyję, a on nagle się wyrywa, odwraca, tylko spojrzał i rzucił się na mnie jak Śmierciojad na śmierć. Przerzucił mnie sobie przez ramię i gdzieś ciągnie. To go zaczęłam bić i ugryzłam w szyję, zapomniałam tylko, że wciąż miałam te wampirze zęby... Ale bez jadu przecież, nie zaraziłam go panu żadnym paskudztwem. Tak czy siak, on widać myślał, że to na serio, bo zatrzasnął te srebrne kajdanki jeszcze. Z kim on się takimi szpejami bawi, to ja nie wiem...
– To, eee... Zostało po poprzednich lokatorach. Chodźmy lepiej, zanim się przeziębisz.
– Ten nietoperz może jakoś tu żyć na co dzień bez przeziębienia.
– On się ratuje prywatnym bareczkiem.
– W to nie wątpię, wczoraj tak od niego woniało, że zagłuszał zapach tych glutów, które kroił!
– Jelita krogulcze, Severusa sposób na pozbycie się niechcianych myśli.
– Ognista nie wystarcza?
– Jeśli myśli są bardzo niechciane...
– ... Auć! Kto tu zostawił to żelastwo?!
– Patrz pod nogi, kochana Tonks... A, byłbym zapomniał... No cóż, spróbujmy... Accio trumna?
- CO?!
– No, właśnie nic, a szkoda... Severus żąda trumny, jak przystało na świeżo upieczonego wampira.
– Już ja go upiekę...
– Bez trumny odmawia spania. I podtrzymywania funkcji życiowych.
– Czyich?
– Własnych.

*************
Gabinet Dyrektora.

– Eee... Profesorze? Ja... Wróciłam.
– Widzę. To, że mam połę płaszcza zarzuconą na głowę, jeszcze o niczym nie świadczy. Nie sądź po pozorach, Granger, bo skończysz jak wszyscy Gryfoni.
– To znaczy?!
– Boleśnie.
– Skąd ta pewność?!
– Skrzyżować lwa z orłem, to musiało boleć.
– Byłam w Komnacie Potrzeby, przyniosłam coś dla pana. Chwileczkę, tylko cofnę zaklęcie pomniejszające.
– ...
– To, tego... Spodziewałam się tam zastać, eee, wyposażenie domu pogrzebowego, ale trumna była tylko ta jedna, a oprócz tego różne dziwne... Akcesoria. Więc przyniosłam kilka na chybił – trafił.
– ...
- Cóż, proszę bardzo. Mogę już iść?
– ...
– CO PAN ROBI?!
– Cóż, jeżeli Komnata uznała, że masz tak wielką potrzebę oglądania mnie w piżamie, to chyba powinienem się w nią przebrać? Jeśli nie ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości, to ze zwykłej ślizgońskiej złośliwości... Niepotrzebne skreślić. Już ci coś mówiłem o dawaniu się zaskoczyć.
– Komnata zareagowała na pana potrzeby, nie moje! Przestanie pan wreszcie?!
– Mam trumnę, mogę spocząć w spokoju, dobrze, przestanę. Piękna trumna, Granger. Cudowna trumna. Dotknij jej tylko. Oparcie i schronienie, podpora dla kruchego i wiecznie wątpiącego w siebie jestestwa. Najczulsza strażniczka ozdrowieńczego snu. Dla dobra twojej gryfońskiej niewinności idę spać w koszuli. Co tu jeszcze przyniosłaś?
– Było w Komnacie Potrzeby...
– Rura aluminiowa. Dobra, jak tam sobie pragniesz, Granger.
– Ja?!
– Ty otwierałaś Komnatę... To biorę rurę do trumny. No proszę, można się akurat do niej przytulić. I oprzeć policzek. Jestem kobrą Slytherina... Oj, bo się Albus będzie czepiał ról kobiecych. Granger, czy to, co ja mówię, jest niemęskie?
– Czy ja muszę odpowiadać na to pytanie?!
– Gryfonka i taki tchórz... Ale – dziękuję... Zamknij wieko nade mną, niech cię błogosławią cienie wielkiego Salazara, bo jego sługa odnalazł ostoję pośród nienawistnego świata. Nie mnie się w pył rozsypać i marność! Nie mnie! O, słodka ciemności trumny, o, miękkości jej cieni... Mogłem jej powiedzieć, żeby podała mi jeszcze Ognistą zanim wyjdzie...

*************
Gabinet Dyrektora

- No i popatrz, problem sam się rozwiązał.
– O Merlinie różdżkowładny, z czym on śpi?!
– Wygląda to jak... rura aluminiowa. Cóż, Severus zawsze był trochę paranoikiem.
– Trochę?! Merlinie aluminiowy nawet! Upił się w winochłona, owinął się jak wąż wokół rury, położył w trumnie, a to wszystko nie zdejmując tej cholernej zakrwawionej koszuli!
– Czyżby wyrzuty sumienia?
– Należało mu się!
– Nie wątpię... Jeszcze go dobijać miałaś...
– ...
– Dogryzać...
– Oj, już mu daruję. Trumna, też coś. Pomyśleć, że niektórym tak niewiele wystarczy do szczęścia...
– Nie zapominaj o rurze aluminiowej...


**************
Gabinet Dyrektora – boleśnie jasny poranek.

– A, dzień dobry, widzę, że już wróciłeś do świata żywych.
– Bycie nieumarłym ma swoje zalety.
– Widzę raczej niewielki postęp... Wpatrujesz się w tę rurę, jakbyś nie mógł się zdecydować, czy chcesz z nią tańczyć, czy nią walczyć.
– Gdybym chciał jej używać do sportów ekstremalnych, Dyrektorze, zapewne bym wstał.
– Zapewne. Nie ośmieliłbym się zgadywać, Severusie, co byś zrobił, gdybyś chciał uczynić coś ekstremalnego. Ale cóż – oczywiście nie zamierzasz zapytać, co się wczoraj działo, ani poprosić o zasłonięcie okien i przyniesienie jakiegoś dobroczynnego eliksiru na skutki ciężkiej nocy?
– Cóż – sądziłem, że to ja jestem od złośliwych uwag, załatwiania spraw i przynoszenia eliksirów, a pan od zasiadania w dyrektorskim gabinecie i zadawania krępujących pytań... Ale nie będę się spierać.
– To już zasłonię te okna... Dlaczego tylko po pijanemu przechodzisz ze mną na „ty”?
– A przechodzę?
– Owszem.
– Widocznie pomyliłem pana z kimś innym.
– Zacząłeś od „Albusie, ty tu grasz w rozbierane szachy, a ja utraciłem nić ostatnią ze światem słońca i ludzi śmiertelnych. Szlag by ją trafił. Babę, nie nić.”
– Rodzi się pytanie: czy Dyrektor Hogwartu, którego znam, grywa w rozbierane szachy.
– Grałem w eksplodującego durnia z portretem Arridajosa Terrance’a. Ubranego.
– Dyrektor Hogwartu, którego znam, nie ma nagich portretów w gabinecie.
– W durnia ubranego.
– Cóż... Będąc w stanie upojenia alkoholowego przemawiałem więc do pana per „ty”. Racjonalnych przyczyn brak. Przepraszam.
– Ależ nie przepraszaj! Nawet zachęcałbym, żebyś to kontynuował.
– Upojenia alkoholowe.
– Tykanie, Severusie. Wiesz, jednak pozostanę przy zajmowaniu gabinetu, a robienie uwag zostawię tobie. Nigdy bym ci nie dorównał... Oj, ktoś się potknął na schodach.
– Spodziewa się pan gości?!
– Tylko jednego... Jednej. O, proszę.
– SNAPE!! Ty zboczeńcu!!
– Tonks. Ty bezguście.
– Przykułeś mnie łańcuchem w lochach!!
– ... Ciebie ...
– Bawcie się dobrze, dzieci, idę wypić herbatkę z Minerwą...
– Zawlokłeś mnie do cholernej, wilgotnej celi i powiesiłeś na ścianie!
– ... CIEBIE. ...
– Toż mówię, że mnie! Żal mi się zrobiło, takiś zmarnowany wracał, pomyślałam, że wpadnę i wyciągnę cię na piwo, ale zanim się zebrałam w sobie, była północ. Stań kiedyś przed lustrem i spróbuj zaprosić na piwo takiego ślizgońskiego terrorystę ze śmierciożerstwem wpisanym w aurę magiczną!!
- ...
– Ale w końcu zeszłam na dół, że niby przynajmniej się do ciebie odezwę ludzkim głosem, nietoperzu jeden! Patrzę, kroisz jakieś świństwa – chciałam cię rozruszać, postraszyć, no to oczywiście musiałeś być już zalany w gorzałochłona i się na mnie rzuciłeś jak jakiś zboczeniec! Zamknąłeś mnie w lochu!! Przykułeś srebrnym łańcuchem!! Ty kretynie!! Ty ślizgoński socjopato!! I za co?! Za przyjazny gest?!
– Wampirze kły wgryzające się w szyję ciężko zinterpretować jako przyjazny gest...
– TY..
– Tonks. Albo. Powiesisz się za wampirze skrzydła. Na czubku wieży Ravenclawu. I zadyndasz nad zamkiem.
– TY...
– Albo. Zamkniesz nade mną wieko. Przyniesiesz mi eliksir. Niebieski z małej szafki pod moim biurkiem. I poczekasz aż się przebiorę. A wtedy możemy iść na piwo.
- ...
– Wybór należy do ciebie.
– Też coś.
- ...
– Niebieski?


KONIEC

[ 762 komentarze ]


   

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki